Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Gupia, nie masz racji. Inaczej patrzy na zdradę ten, kto został zdradzony niedawno, a inaczej ten, który jest wiele lat po zdradzie, gdy, ułożył sobie życie i jest szczęśliwy. Zdrada nie jest końcem świata i można po niej żyć, a jakość życia po niej, może okazać się lepsza, niż przed tym, gdy nastąpiła (choć partner nie musi być już ten sam).
Sonata. Ludzie, którzy biorą ślub, w znakomitej większości przypadków nie planują zdrady w przyszłości. Są często przekonani, że zdrada jest czymś, co ich nie dotyczy. To tak jak z małym Jasiem, który nie ma pojęcia, że będąc Janem, będzie kogoś zdradzać.
Loda, żeby zaistniała zdrada potrzebne są dwie osoby. Trudno oceniać, czyja wina jest większa. Kowalskiego, - bo zdradziłaś męża, dlatego, że Kowalski, był wytrwały w uwodzeniu Ciebie? Czy (w innym przypadku) Twoja, bo wiedząc, że masz męża uwiodłaś Kowalskiego?
ŚŁuchajcie,a może to jest tak,że dystansu nabierają ludzie,których zdrada dotknęła jakis czas temu i potrafili sobie z tym poradzić.
Bez dwóch zdań,zdradę potępiamy wszyscy,wszyscy zarzekamy się,że nie zdradzimy,jedni mieli okazje i potrafili sie oprzeć inni nie mieli okazji.
Tylko szczerze mówiąc;
co mnie obchodzi dzisiaj niewierny i jego i kochanka?
Niech będą szczęśliwi,z ilku przyczyn;
1-nie życzę nikomu żle,nie potrafię
2-ich dobry związek to zadowolenie mojego syna,niech widzi,że ojciec jest szczęśliwy,mama też,niech pomimo wszystkiego ,co stało się zle,ma jakieś wzorce ,bo chyba lepiej widzieć osobno szczęśliwych rodziców niz razem awanturujących się i zapłakaną mamę.
Nie zrozumiemy postepowania kochanek,ja osobiście nawet nie spróbuję,nie potrzebuję tego.Kiedyś , może wiedzieć dlaczego ONA mi to zrobiła,dzisiaj już nie.
Jestem obojętna na ich prywatne życie.
Wrednie powiem,bylebym miała regularne wpływy na konto.Sorry,samo życie.
Kiedyś trzeba zostawić to ,co było za sobą i zająć się swoim własnym życiem,nie zapomnieć o krzywdzie,ale docenić czas i przyjąć do wiadomości,że go szkoda tracić na rozstrząsanie się nad kochanką.
Otóż Moi Drodzy;
W większości nasi zdradzacze i te Trzecie są szczęśliwi.
Tylko co nam do tego?
Nie lepiej zrobić tak,żeby znowu samemu być szczęśliwym?
A ja się zastanawiam nad tym co Bacello napisałas
" w wiekszości nasi zdradzacze i te Trzecie są szcześliwi"??
Czy oby napewno??? Tu przeciez nie chodzi tylko o ich związek, a twoje dziecko??? Jego ojciec jest szczęśliwy gdu na niego patrzy??? gdy żyje bez niego??? A szacunek, który starcił w oczach otoczenia??? czy moze to nie jest tak, ze wyadaje sie nam ze są szczęsliwi, bo co im pozostało innego, niz tkwic w zwiazku z jedyna osoba, która w tej sytuacji ich akceptuje, ze wspólnym poczuciem winy???
Olguchna 42 - Twój ojciec jest szczęsliwy 36 lat. Zgoda - jego zwiazek jest lepszy, niż poprzedni. Ale czy to oznacza szczęscie??? A Wy, dzieci, dorosłe dzieci, jaki ma z wami kontakt??Po tylu latach pewnie juz spokojnie patrzy wam w oczy. Ale czy to oby nie jest akceptacja, tego co sie ma, skoro juz nie mozna miec czegoś lepszego??
Post doklejony:
Ja znam dwa takie zwiazki.
Jeden jest patologia, jaka była w poprzednim zwiazku. Bo facet juz tak ma, ale napozór, oj jakie przykładne małżeńswto. W domu jest zgoła co innego. Ten czar, który był w czasie " zdrady" dawno prysł.
A drugi.
Są bardzo szczęsliwy, zakochani już kilkanascie lat razem po zdradzie. Ale jej to uwiera. Jak facet wyjedzie na kilka dni - jest płacz, nerwy, histeria, bezsenne noce, nawet pogotowie - bo tak sobie nie umie bez niego poradzić " A co jeśli On tam kogoś pozna, gdy mnie zostawi???"
Szczęscie=beztroska, wspaniałe samopoczucie w kazdej sytuacji, spokojny sen, lekkość ducha i to zadowolenie i to poczucie, ze takie własnie chciałam mieć zawsze życie.
Czy ONI wszyscy - są szczęśliwi. Ja twierdzę, ze zakochani do pewnego momentu, a potem jest już tylko akceptacja tego co się ma.
A ja się z Tobą Gordian nie zgodzę, chociaż prawdopodobnie piszemy o różnych rzeczach.
Pomijając wielkie szody które zostały uczynione w psychice, jakoś da się owszem żyć z protezą, a nawet być szczęśliwym. Mniemam, że nie chciałeś zdołować tych świeżo po zdradzie, i że jednak z czasem jest lepiej. Jest lepiej, to fakt. Nie będę jednak rozwijać tego filozoficznego wątku.
Wystarczy, że napiszę o fizycznym i o infekowaniu partnerów chorobami wenerycznymi i takimi które nawet nie są kojarzone z nimi.. Wystarczy, że napiszę ze ten szok i długotrwały stres nie jest bez znaczenia dla organizmu. I nie mów Gordian, że zdrada nie zabija. Zabija.
Przyczynienie się do chorób innych ludzi jest ich zabijaniem. I nie mam najmniejszego zamiaru mówić ze nie jest tak źle. Do cholery dlatego właśnie to wszystko jest, jak jest, że umniejszamy, że usprawiedliwiamy. Że nie nazywamy rzeczy po imieniu i tacy jesteśmy poprawni politycznie.
Więc wytaczam tę swoją armatę tu. Zdrada = zabójstwo. A jak ci bardzo zależy mogę ci podać wiele przykładów. Ale nie dziś bo zapracowanam
To nie tylko Twoja armata Gupia. Ja też uważam, że zdrada = zabójstwo.
Post doklejony:
Cytat
Ryzyko ataku serca jest wówczas większe aż o 21 procent. Elizabeth Mostofsky, autorka badań, przestrzega, by w tym najtrudniejszym czasie nikt nie zostawał sam, by bliscy czy przyjaciele dali osobom osamotnionym wsparcie i pomoc. Jedną z najpoważniejszych przyczyn problemów jest niepozwalający normalnie funkcjonować i osłabiający organizm brak snu.
Oczywiście nie zawsze taka sytuacja musi skończyć się tragicznie, często pojawia się rzaledwier1; tak zwany rzespół złamanego sercar1;, czyli kardiomiopatia stresowa. Przypadłość jest bolesna i można ją pomylić z zawałem, choć w rzeczywistości jest mniej niebezpieczna. rZłamane sercer1;, czyli inaczej zespół takotsubo (tę chorobę po raz pierwszy opisano w Japonii), to osłabienie lewej komory serca. Objawy: ból w klatce piersiowej i duszności. Naukowcy podejrzewają, że przyczyną jest stres. Zwiększenie poziomu hormonów stresu rporażar1; serce, sprawia, że lewa komora nie kurczy się tak, jak powinna. Uważa się, że na te przypadłość bardziej narażone są kobiety po menopauzie, prawdopodobnie z powodu obniżonego poziomu estrogenów. Większość chorych na szczęście wraca do zdrowia r11; złamane serce najwyraźniej daje się skleić.
Trauma a zdrowie.
Edytowane przez rekonstrukcja dnia 14.03.2012 20:52:32
Anula,mnie nie obchodzi,jak ON moze zyc,po tym ,co zrobił,tym bardziej,że mój niewierny jest wyjatkowym psychopatycznym gadem.Jego problem,jego szczęście.Ja mam swoje problemy i swoje szczęście.
Nie znaczy to jednak,że myślałam tak od samego początku,wręcz przeciwnie.
Tylko szkoda mojego życia na dalsze rozstrząsanie nad jego szczęściem.I naprawdę nic mnie obchodzi,czy oni długo będa razem,czy są szczęśliwi ,czy sie kłóca,a juz najmniej to,jak kochanka,wiedząc o wszystkim,może żyć z takim człowiekiem.To też jej problem,nie mój.
Gupia,masz rację;zdrada to zabójstwo.Coś w Nas umiera,cos umiera w Rodzinie,w Dzieciach,w Naszych Rodzicach.Zabójstwo porównywalne do strzału w plecy.
Tylko mimo wszystko,możemy to przeżyć i tylko od NAS samych zależy,czy będziemy ciągle tkwic w martwym punkcie,czy pójdziemy dalej.
Mojego życia szkoda,ja przeżyłam,nie dam się więcej,nie widzę sensu w pięlęgnowaniu w sobie żalu i rozpaczy.Lepiej mi jak jestem szczęśliwa.O wiele lepiej.I mojej Rodzinie też.A w tej Rodzinie nie ma juz niewiernego i nie będzie.
Dziewczyny, jak rozumieć twierdzenie, że zdrada to zabójstwo?
Patrzę na zdradę z perspektywy wielu lat i wiem, że wiele lat temu, ja także krzyczałbym, że to zabójstwo, ale nie dziś. Z perspektywy wielu lat, ta zdrada wygląda zupełnie inaczej, - jest zdradą, niczym więcej. Być może przeżywamy ją zupełnie inaczej? Może Wy, trochę bardziej na gorąco, lub bardziej emocjonalnie?
Gdy to się stało przeżyłem szok. Też coś we mnie umarło, a przynajmniej tak mi się wydawało. Była depresja. Był prozac. Przez kilka lat, żadnych związków, choć przyznam, że było parę kobiet, które ogromnie się starały, by to we mnie zmienić. Dziś patrzę na wszystko inaczej. Trzymam kciuki, za to, żeby tamta dziewczyna była szczęśliwa. Cieszę się, z Jej sukcesów, smucę porażkami, ale żyję swoim życiem i swoim szczęściem. Tak też można i jest to nawet przyjemne - zapewniam.
Ryzyko chorób? Ryzyko zawału serca?
Dziewczyny?! Ile z Was pali papierosy? Ile osób znacie z nadwagą? Jak wiele osób znacie, które nie dosypiają, prowadzą nieregularny tryb życia? Są przepracowane? Zbyt długo "siedzą" przy komputerze? A może, źle się odżywiają? Prawda, że wzrasta ryzyko zawału i innych chorób? TAKIE JEST ŻYCIE. Zdrady są złe, ale to, że chcielibyśmy, by ich nie było, wcale nie zmienia tego, że one są i będą. Są czymś, co dzieje się, każdego dnia, czy nam się to podoba, czy nie. Czy zdrady mają wpływ na nasze zdrowie? Oczywiście, że tak, ale taki sam wpływ, albo i większy, ma milion innych czynników. Choćby kupiona sól jadalna, która okazuje się solą przemysłową. Zdrada, nie jest końcem świata.
Kiedyś rozmawiałem z kolegą, którego żona, nawiasem mówiąc, bardzo piękna kobieta, poznała kogoś, na jakiejś dyskotece. Po powrocie do Polski zastał spakowane walizki. Nie przeszkadzało Jej to, że facet zawsze odnosił się do niej z ogromną miłością, że wysyłał z Brukseli przelew, za przelewem, że spełniał wszystkie jej zachcianki. Zabierał na cudowne wakacje itp.
Został sam, ze świadomością tego, że to już koniec, że syna, którego kocha, nie będzie widywać zbyt często. Dramat, prawda?
Te wydarzenia miały miejsce dwa(?), może trzy lata temu(?), szczerze mówiąc nie pamiętam, ale mimo wszystko, zapytałem go, jak sobie radzi. Wiedziałem, że kogoś poznał i że układa sobie życie na nowo. Usłyszałem, mniej, więcej, coś w tym rodzaju: Wiesz, Gordian, mam teraz porównanie. Wiem, z jaką dziewczyną jestem i z jaką dziewczyną byłem. Pewnie, gdyby się to nie wydarzyło, nie wiedziałbym, że można żyć inaczej. Wydawało mi się wtedy, że jestem szczęśliwy, ale tak naprawdę, dopiero teraz wiem, jak wygląda szczęście i miłość"
Jesteśmy dowodem, na to, że nie tak łatwo zabić człowieka.
Każdy z nas ma "w sobie" jakąś historię. Większości z nas wydaje się, że jego historia jest ogromnie dramatyczna, że to, co przeżyliśmy, jest końcem świata, że wszyscy powinni to zauważyć. Tymczasem jest tak, jak w opowiadaniu Iwaszkiewicza: "Ja jeden zauważyłem, że Ikar utonął". Zapominamy też o tym, że obok dzieją się gorsze historie, które nie mają żadnych szans na szczęśliwe zakończenie, podczas, gdy nasza historia ma takie szanse, bo przecież sami ją piszemy.
Zmykam spać. Normalnie, umrę z niewyspania, albo co gorsze spowoduję jakiś wypadek. Poza tym miało być : "W obronie kochanek"
Bacello, Gordian
Szczerze podziwiam za takie podejście.
We mnie 1,5 roku po tym jak się dowiedziałam - wciąż to siedzi, to poczucie krzywdy. Nic nie robię, pozwalam im żyć po swojemu, nie ma we mnie chęci odwetu. Żyje swoim życiem, a jednak ta krzywda siedzi. Moze gdy wreszcie rozliczę przeszłość, zmienię zdanie...
Moze kiedyś i ja powiem jak Bacello i Gordian....
Porównujecie zdradę do zabójstwa - a ja porównam do usiłowania zabójstwa i do gwałtu. Człowiek żyje, żyją jego bliscy - ale pokaleczeni na całe życie.
Nawet złamana noga o sobie przypomina i boli choćby na zmianę pogody.
Tak sobie teraz myślę, że chwilami szkoda mi jest kochanki mojego ex. Wzięła sobie faceta, z pewnymi nawykami i dziwactwami i teraz próbuje z tym walczyć, a on na razie temu się poddaje, bo jest zakochany i zaślepiony, ale znam mojego ex i za jakiś czas, stare nawyki wezmą górę. Przecież sama to przerabiałam przez 20 lat małżeństwa. Pewne zachowania wynosi się z domu i ciężko czasem jest je przerobić w partnerze na swoją modłę. Część mi się udało, choćby sprzątanie po sobie, w rodzinnym domu to jego mama chodziła koło jego tyłka i robiła wszystko za niego. Lata pracy, nauczyły go, że pewne rzeczy robimy wspólnie. On też we mnie coś zmieniał i też mu się udało. Jednak spora część złych nawyków została. Wychował się w cieniu ojca alkoholika i hazardzisty, który lekceważył i obrażał jego matkę. Widziałam, jak cierpiał z tego powodu, kochał matkę bardzo, ale niestety, zaczął robić to samo i tego nawet największa miłość i serce nowej kobiety nie będzie w stanie w nim wytępić. Teraz jest pewnie lepiej, ale kiedyś z niego to znów wylezie, wiem bo sama to przerabiałam. Świetnie potrafi się maskować. W tej chwili poddaje się jej bez kwiknięcia. Depiluje pachy, chodzi do kosmetyczki, robi manicure. Ja mogłam o to prosić latami i jak grochem o ścianę. Słyszałam jedną odpowiedź. Przecież nie jestem pedałem.
Co do winy mojej następczyni. Jest i to ogromna. Znała nas oboje, wiedziała czyj to mąż, a mimo to wlazła mu do wyra bez mrugnięcia okiem. Rozbiła kilka małżeństw naszych znajomych. Część z nich, posklejała wszystko na nowo i są nadal razem. Pamiętam, kiedy wlazła w życie naszych przyjaciół, mój ex mówił o niej takimi słowami, że nie nadają się do cytowania. Nie minęły 3 lata i on twierdzi, że to biedna kobieta, wykorzystywana przez podłych mężczyzn, którzy ją uwodzili i porzucali. To ona pakowała się w kolejne związki z żonatymi facetami, to ona kiedy mój mąż zaczął okazywać jej zainteresowanie, rozłożyła nogi i go zaprosiła, nie powiedziała, spadaj koleś masz żonę, masz rodzine, ale z wielka radością oddała mu się, stawiając kolejną kreskę na ścianie i dołączając mojego męża do grona zaliczonych. Trafiła na podatny grunt. Jest tak samo winna, rozpadowi mojego małżeństwa jak i on. Zastanawiam się tylko na co liczy. Facet po 40 z bagażem doświadczeń na karku, z synem, który nie chce go znać. Życzę im jak najlepiej, ale wiem, że nawyki mojego ex wylezą z niego w najmniej spodziewanym momencie, ale to już nie moje małpy i nie mój cyrk. Życzę im szczęścia, szkoda mi tylko dziecka, które lada dzień im sie urodzi. Dwoje podstarzałych, kompletnie nieodpowiedzialnych rodziców. Porażka.
Gordian mylisz się po raz kolejny, a ja zapracowana. A tu tyle do pisania.
Nie wiem czy dobrze rozumiem, ciebie zdradziłą dziewczyna, nie żona?
Bo to ważne w całości.
Mam doświadczenia w jednej i drugiej kwestii, czyli zdrady chłopaka dawno dawno temu albo i całe wieki i zdrady małżeńskiej.
To jest coś inne.
Wiem, że portal odgrywa swoistego rodzaju rolę terapeutyczną i nie jest dobrze dobijać nowych, smętnymi opowiastkami. Bo człek owszem istota mocna, wiele może przetrzymać wiele znieść. Ale 1: nie wszyscy są mocni. Dwa: co do chorób wypowiadasz się jako lekarz? Bo jeśli nie, to chyba nie warto kłaść na szali argumentów. Jeżeli jesteś lekarzem i znasz z medycznego punktu widzenia wpływ na zdrowie człowieka długotrwałego stresu, a i szoku psychicznego, to ja podejmę dyskusje z tobą w sposób merytoryczny, chociaż lekarzem nie jestem ale na medycynie się znam i to sporo.
Nie chce rozwijać kolejnych wątków bo się pogubimy. Zostańmy chwilowo przy medycynie. Czekam na rzeczowe kontrargumenty Gordian o tym jak to stres nie ma wpływu na zdrowie. Tylko proszę o konkrety.
Oczywiście, że stres ma i to ogromny wpływa na zdrowie, a nawet życie. Tego Gordian nie neguje:
Cytat
Gordian napisał/a:
Ryzyko chorób? Ryzyko zawału serca?
Dziewczyny?! Ile z Was pali papierosy? Ile osób znacie z nadwagą? Jak wiele osób znacie, które nie dosypiają, prowadzą nieregularny tryb życia? Są przepracowane? Zbyt długo "siedzą" przy komputerze? A może, źle się odżywiają? Prawda, że wzrasta ryzyko zawału i innych chorób? TAKIE JEST ŻYCIE. Zdrady są złe, ale to, że chcielibyśmy, by ich nie było, wcale nie zmienia tego, że one są i będą. Są czymś, co dzieje się, każdego dnia, czy nam się to podoba, czy nie. Czy zdrady mają wpływ na nasze zdrowie? Oczywiście, że tak, ale taki sam wpływ, albo i większy, ma milion innych czynników. Choćby kupiona sól jadalna, która okazuje się solą przemysłową. Zdrada, nie jest końcem świata.
Kochanka.Bez względu w jakich okolicznościach nią została ,w kręgu znajomych jest obiektem niezbyt przychylnych komentarzy.Ze statusem kochanki w większości przypadków ukryte są czyjeś łzy, zmartwienia,zadawane pytania ,na które brak odpowiedzi.I chociaż nie zawsze jest winna rozpadowi małżeństwa ,zawsze jest obwiniana.A ona chciała tylko kochać i być kochaną.Kiedy mija fascynacja,lub sama odkryje ,że od początku była oszukiwaną przychodzi refleksja.Niejednokrotnie zanim dojdzie do takiego toku myślenia sama dozna zdrady przez ukochanego.Bywa też że jest wybawieniem dla ciemiężonej zdradzanej żony. Mając przy sobie obiekt pożądania zdradzacz decyduje sie na zmianę adresu.A kochanka jeśli trafi na typowego utracjusza, sama doznaje podobnie jak wcześniej żona upokorzeń z jego strony. A żona ? Gdy opadną emocje i sama pozna kogoś wartościowego bywa ,że spotka się z kochanką swojego męża i nawet jej .... współczuje.Kochanka jeśli jej luby okaże się wartościowym człowiekiem pośrednio dokłada do jego alimentów, dzieli się nim jako ojcem,nie dziedziczy.Ale miłość bywa też ślepa! Bez względu na wszystko liczy się tylko on i przyjmuje wszystko co przyniesie los.A los potrafi być bardzo okrutny.
Gordian
Tez z perspektywy lat...zyje przeszlam dluga droge, ale doszlam tam gdzie chcialam i dalej...skutki uboczne?owszem sa, nerwica..itp ale tez jest to efekt wielu lat nagromadzonych wydarzen, nie tylko jednego czynnika.
Zdrada nie jest koncem ale poczatkiem czegos nowego,trzeba przejsc przez ten mrok by dostrzec swiatlo,Co zrobimy z dana nam wiedza i sytuacja kazdy decyduje sam.
Moja dama)ciągle jestem pod wrażeniem ,Liliand to wymysliła),wiedziała,że jej szef jest żonaty,więcej,nigdy,nigdzie ,nikomu JA nie dałam odczuć,ze moje małżęnstwo jest nieszczęśliwe.Wręcz przeciwnie.Wszystko gruchnęło w marcu a ja jeszcze dwa dni przed wiadomością o podwójnym życiu,na imprezie babskiej,mówiłam,że jestem szczęściara>Bo tak się czułam.Więc wiedziała.Nie mam pojęcia,czy to wiek spowodował,że szukała ustawionego faceta,z forsą,ze stabilizacją zawodową,pnącego sie w szybkim tempie po szczeblach kariery.Nie wiem i nie chcę wiedzieć.Może było tak,że to On mówił o swoim nieszczęśćiu,a może to była jej inicjatywa.
Jednak na współczucie ,takie jak ma Olgucha -nie stać mnie.Gdzieś tu napisałam,że życzę,aby jak najszybciej zamieszkali ze sobą,będzie miała 30 koszul w miesiącu do prasowania,codziennie fartuch do pracy(czysty) i całą reszte przywileji;rozdrażnionego faceta jak coś w pracy nie wyjdzie,niewyspanego po dwóch dyżurach z rzędu,z byłą żoną na karku i dziećmi w wekend,na wakacje,na święta.Sorry,wiedziała,co brała i zdawała sobie,że wxhodzi w moje życie.Wygląda to tak,jakby jej przestało wystarczać zycie w trójkącie,świadome,co do którego miała wybór.Jak przestało ,to chciała więcej.Więc ma.
Ale nadal twierdzę,że to jej problem,nie mój.
Najdziwniejsze jest to,że ma klasę poniżej zera-nadal jest sekretarką szefa.W sumie...Trochę bardziej przygarbiona,ze wzrokiem wbitym w podłogę,ale jest.A ja niedługo będę BYŁĄ żoną.I niech tak zostanie.
Podeszłąm do tego tak;
Dzisiaj już nie chcę wiedzieć,czyja to była inicjatywa,nie dziwię sie ,nie zastanawiam,nie zdadaję pytaania ;Jak oni mogli.
Mogli.Oboje,ale pamiętam,że zdradził mnie mąż,nie ona.Ona to tylko jedna z wielu...Nieświadoma.
Nieświadoma poroża jakie jej rośnie...
Zadając sobie puyanie,jak kochanki moga żyć z facetami,którzy zrobili krzywdę innym kobietom i dzieciom,nie dojdziemy do niczego.To jeszcze jedno z pytań,na które nie ma odpowiedzi.
To i ja moge powiedziec w koncu, nie pytam "dlaczego"
Jest jak jest, czy jest szczesliwy, wydawalo mi sie ze tak ale sam sie przyznal ze nie.
Ja mam corke za ktora bardzo jestem wdzieczna mimo wszystko, ukladam sobie zycie w pojedynke z dziecmi.
Mam nadzieje ze dla malej bedzie ojcem, a czy razem czy osobno juz nie mam zalu, umiemy rozmawiac bez pretensji.
A do niej niestety jest zal albo zlosc, ze sie wtraca miedzy nami i wysyla sms-y czy wiadomosci od niego z telefonu czy maila. Nawet za to mnie przepraszal.
No nic tylko co ja winna a moze nie pewna go??
Dafi oczywiście nie pewna go, ma zasiane ziarno niepokoju. W końcu do niej dotarło, że skoro skrzywdził jedną kobietę to jej także los może nie oszczędzić.
Zresztą życie pokazuje, że w końcu kochanki doświadczają tych samych złych rzeczy, które były zafundowane ich poprzedniczkom....cóż karma czuwa.
Jedna z moich koleżanek pozostawiona z dzieckiem otrzymała po latach telefon od następnej żony. Ta następna szukała współczucia, zrozumienia u poprzedniej.... ponieważ bidulka została porzucona z dziećmi nieoczekiwanie.....potrzebowała się zjednoczyć w cierpieniu...ha , ha, ha. Tylko mojej koleżanki dawno to już nie obchodziło, ciężko bo ciężko ale po latach wypracowała sobie spokój i odnalazła szczęście. Swoją drogą to tupet i bezmyślność ale gdyby kochanki dysponowały możliwościa logicznego myślenia nigdy nie ryzykowałyby życia z kimś kto potrafił zadać cierpienie innej kobiecie i swoim dzieciom. Cóż życie. Refleksje jeśli przyjdą to poniewczasie niestety.
Gordian, świetny, naprawdę świetny post. Pozytywny i niosący kilka prawd o życiu. Podpisuję się 4 kończynami.
Moje trzy grosze: zdrada to zabójstwo, ale dla związku, a co z niej wyniknie dla nas i naszego życia, dobro czy zło, pójdziemy naprzód czy będziemy się cofać, decydujemy my sami.
Mądrze napisała Sinead:
Cytat
Zdrada nie jest koncem ale poczatkiem czegos nowego,trzeba przejsc przez ten mrok by dostrzec swiatlo,Co zrobimy z dana nam wiedza i sytuacja kazdy decyduje sam.
Najgorsze po zdradzie, jest zadawanie sobie pytań dlaczego. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego ona wiedząc, że ma rodzinę, brnęła w to bagno? Żadna odpowiedź nie da nam ukojenia i wyleczenia z tej chorej sytuacji. Z perspektywy prawie dwóch lat, mogę śmiało powiedzieć, że rok zmarnowałam na szukanie. Czego? Sposobu na jego powrót? Wytłumaczenia dlaczego? Sposobu zemsty na obojgu? Nie wiem. Trafiłam w końcu na dobrego terapeutę, który nie głaskał mnie i nie mówił, że wszystko za chwilę będzie dobrze. Jasno powiedział, że to będzie jeszcze bolało, ale ile to tylko zależy ode mnie. Jeśli dalej będę kombinować i szukać przyczyny, to bardzo długo. Co do tego kto był winny w tym wszystkim, też nabrałam dystansu. Wiem, że i ja w jakiś sposób przyczyniłam się do tego. Bo żeby być idealną żoną, trzeba by mieć idealnego męża. Co do winy mojego męża, nie ma żadnych wątpliwości, zdradził porzucił, wyparł się, że miał kiedyś rodzinę. Co do winy jego kochanki, nadal twierdzę i będę twierdzić, że jest współwinna. Znała nas oboje, wiedziała jak bardzo kocham mojego już byłego męża, a mimo to rozłożyła przed nim nogi, bo był kolejną zdobyczą. Kiedyś w babskich rozmowach, rzuciłam stwierdzenie, że mój mąż jest nie do ruszenia. Wtedy ona, z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, powiedziała mi. Nie bądź tego taka pewna. Za dwa miesiące już mieli romans. Ja rozumiem kochanki, które nie znały wcześniej obiektu swoich uczuć. Uwierzyły w złożony pozew rozwodowy, w podłość żony, ale akurat "moja" larwa znała nas doskonale, wiedziała o naszej zbliżającej się 20 rocznicy ślubu i planach z nią związanych. Wlazła z buciorami w nasze życie i nie mam dla niej absolutnie ani krzty współczucia. Założyła sobie, że go zdobędzie i zdobyła. W przeciągu roku, zdołała go namówić na porzucenie rodziny i stworzenie z nią związku. Być może już, albo za chwilę zostaną rodzicami. Terapia nauczyła mnie, nie oczekiwać na ich klęskę, bo ta może nigdy nie nastąpić. Do tej pory uzależniałam podświadomie swoje wyzdrowienie, od rozpadu ich związku, że i tak okaże się, że byłam lepsza od niej. A co jeśli nie jestem lepsza? Mam tonąć w bagnie rozpaczy i oczekiwań? Nie, w końcu się pozbierałam. Przychodzą jeszcze doły, ale to jest normalne. Z czasem, będą to tylko gorsze dni i tylko ode mnie zależy, że kiedyś znikną i zmiany mojego nastroju nie będę łączyła z nimi.
Ot tak mi się ulało, ale w końcu musiało