Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Tekst poniżej przesłała mnie przyjaciółka, która swego czasu również przechodziła przez traumę zwaną zdradą rodziny.. Nie wiem czy to się aby nie kłóci z regulaminem, gdyż jest to tekst napisany na innym forum.. Ale, że wiem iż takie odczucia miało 99% osób na tym portalu to dodaję.. Sama podpisuję się pod tym obiema rękoma..
Jest powszechna społeczna nieświadomość co znaczy zdrada. Powszechne jest usprawiedliwienie tego bezkrwawego zabójstwa. Tak zabójstwa. Nie pomyliłam się, ani nie przesadziłam. To bezkrwawa zbrodnia na człowieku, którego się kochało, któremu się tą miłość i wierność przysięgało. Zabójstwa na własnej rodzinie, na dzieciach.
Ja sama jeszcze rok temu, myślałam o tym beznamiętnie i bez zrozumienia. Dlatego mam świadomość, że to daleko wydawałoby się idące porównanie, nie jest przesadą. Dziś jestem żywym trupem. Nie wiedziałam, że w momencie, ba w sekundzie w którym dowiadujemy się o zdradzie, coś pali się bezpowrotnie w głowie, coś co stanowi własne "ja" . To trudno zrozumieć, ale jak znikło własne ja, czy właściwie się żyje? Tym jesteśmy przecież. Ciało żyje, intelekt co prawda okaleczony potwornie ale działa. Na zewnątrz nic nie widać oprócz dziwnie roztrzęsionego człowieka. Człowieka, który wie, że tam gdzie są jego uczucia nie ma nic i każda próba wejścia w ten obszar kończy się koszmarem przerażenia. Buduje się więc jakąś protezę siebie,ale nigdy to już nie jest to. Tego naprawić się nie da. Zdrada jest więc skoczeniem w przepaść, czymś czego już nigdy nie da się naprawić. Może tylko wyglądać - no jakoś to się udało, przeszło, minęło, wybaczyło. To są obrazy stworzone na funkcjonowanie z innymi. Prawda jest inna i okrutna. Ale osób zdradzonych się nie słucha, a i oni sami zdają sobie sprawę z tego ogólnego niezrozumienia z zewnątrz, wszak kiedyś sami nie rozumieli, więc nie mówi, bo po co.
Zdrada zabija też w jakimś sensie zdradzającego, tylko to jest to, co będzie toczyć się długo, powoli i coraz więcej, czego nie widać na początku, ani nawet można nie odczuwać dłuższy czas. Kiedy nieraz po latach wychodzą konsekwencje zdrady, jest ciężko żyć ze świadomością, że wszytko stało się przez nas. Już nie ma wtedy amoku i złudzeń pozornych przyjemności. Okazuje się, ze byliśmy ślepi, rzucaliśmy ogniem, a wokół pogorzelisko. Zdrada zabija wiele osób w otoczeniu. Psychikę dzieci, a często wielu wydawałoby się nie związanych z parą osób. Ja ofiar zdrady, która mnie dotknęła naliczyłam 10. To osobiste WTC i nigdy nic nie będzie już tak samo. Zdrada to zabójstwo w obszarze psychiki, które stanowi ludzkie ja, ale nie tylko. Zdrada powoduje, że nawet bardzo silne wewnętrznie osoby ocierają się o samobójstwo. Dotyczy to tak partnerów jak i dzieci i do niektórych niestety dochodzi. Zapytajcie któregokolwiek ze zdradzonych czy myślał o samobójstwie. Odpowie wam, że był bliski tego. I nieistotne było nawet co normalnie myślał na temat samobójstwa.
Dzieci mają podkopany sens swojego istnienia, wiarę w najbliższych, własne bezpieczeństwo. Zdradzając żonę, męża zdradza się własne dzieci, ale zdradzający w momencie w którym tkwi w amoku zdrady nie myśli o tym. Wszystko jest daleko, wszystko takie nic. Czym jest to nic okazuje się później. Niestety za późno. Wielu zdradzaczy kiedyś powie, chciałbym aby to się nigdy nie zdarzyło. Ale się zdarzyło i nie da się zmienić czasu. Więc stawiam ten znak ostrzegawczy. Uwaga przepaść.
Zdrada to zabójstwo rozłożone na czas w sensie fizycznym. Zdrada partnera to infekowanie go wszelkiego rodzaju chorobami, jest ich setki. Niektóre w ogóle nie kojarzone z chorobami wenerycznymi. Narażanie partnera na choroby jest zabójstwem. Wiele z nich jest śmiertelnych, niektóre w latach i nie tak spektakularnie jak jak HIV czy kiła, ale np wirusowe zapalenie wątroby, które też przenosi się w ten sposób. Także pasożyty często przenoszą się w ten sposób. Choroba tego typu w domu, to także możliwość zainfekowania dzieci. Zdradzającym wiele się wydaje. A to, że będą mieć szczęście i partner pozamałżeński jest zdrowy, a to w ogóle nie mają świadomości zagrożenia i że to nie jest zagrożenie tylko nich, ale całej rodziny. Ryzyko zaś jest wielkie. Ktoś kto decyduje się na takie kontakty, często ma podobnych wiele za sobą. Wszak moralność tu nie działa, bo gdyby działała nie doszłoby do tych sytuacji. Wiele tych chorób poza tym, może miesiącami lub nawet latami nie dawać objawów. Chorych jest mnóstwo. Wystarczy się zainteresować a nie chować głowę w piasek. Zdrada to narażenie partnera na konsekwencje zdrowotne potężnego długotrwałego stresu, który nie zostaje bez znaczenia dla organizmu. Zdradzeni nie jedzą miesiącami, bo nie są w stanie i nie z powodu widzi mi się. Wielomiesięczne niedożywienie swoje robi. Zdradzeni nie śpią, nie są w stanie usnąć, zdradzeni nie są w stanie podejmować długo normalnych funkcji społecznych, można by dodawać i dodawać co naprawdę się dzieje. Zdradzeni lądują w szpitalach. Znam wiele przypadków, ze już ich nie ma. Niektórzy już po dwóch, trzech latach odeszli z powodu zawałów, udarów lub raka. Ten nie do wyobrażenia stres przyspiesza lub umożliwia wiele chorób.
Ten świat jest światem nieznanym dla tych, których to nie dotknęło. Nawet nie za bardzo jest do pojęcia. I nikomu nie życzę aby miał okazję pojąć. Nie mniej myślę, że należy się przeciwstawić tym społecznym przyzwoleniom, umniejszaniu tematu i robienie zabawy i sensacji z ludzkiego życia. Jest mnóstwo ciężko okaleczonych ludzi wokół, są już w jak jakichś zaświatach tego świata, który leci jak oszalały bąk ku kolejnym przepaściom bez powrotu.
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
Czytałem ten wpis w sieci. Niestety, jest to jest prawda. Zdrada zabija. Cały świat przestaje istnieć. Człowiek jest na granicy szaleństwa. Chciało by się oszaleć, Chciało by się przestać istnieć. Chciało by się nie czuć, nie myśleć. Od samobójstwa naprawdę się jest nie daleko. Mnie powstrzymywała chyba tylko wiara w Boga, strach przed wiecznym potępieniem, może wstyd własnej słabości. Natarczywe staje się pytanie: czemu?! Jakim cudem, jak to możliwe? Po co ja istnieję? Wszystkie dotychczasowe plany i marzenia nie istnieją. Naprawdę nic się nie liczy. Popada się w pobudzenie, chce się nie gnać przed siebie na oślep, potem popada się w odrętwienie. Ja do tego jeszcze drgawki miałem.
Śnią się koszmary, sen jest rwany, albo nie śpi się do świtu, potem jakiś letarg. Apetytu nie miałem tylko przez pierwszy dzień. Do tego wstręt do ludzi, w szczególności kobiet zmieszany z podnieceniem.
Na beki przyszło mi po kilku dniach, gdy chyba skończył się szok i adrenalina.
Szok zdrady przyrównał bym do resetu pewnych obszarów mózgu. Ta sieć neuronowa tak szaleje, doznaje takich bodźców, że naprawdę może w pewien sposób przeistoczyć własną osobowość.
Czy można to wykorzystać by być lepszym człowiekiem? Tylko jak sobie z tym bólem i poczuciem braku miłości do ukochanej osoby poradzić?
Oglądam sobie:
http://www.youtube.com/watch?v=eRgH6UOAeoQ
widzę te radosne twarze rozpromienione miłością i straszliwy żal ściska, że ja na swoją żonę już tak patrzeć nie mogę.
Piękni są kochający się ludzie.
Annazalamana, dobrze, że zamieściłaś ten tekst. "Podpisuję" się pod tym tekstem.
Chciałam umrzeć, czasami, żałuję, że tak się nie stało. Świadomość, że nie jest się dobrą matką dobija W "każdym", poradniku dla mam piszą, że dziecko jest "szczęśliwe, gdy mama jest "szczęśliwa" ..
"Trzy są sposoby zdobywania mądrości. Pierwszy to refleksja-to najbardziej szlachetny, następnie naśladowanie- jest on najłatwiejszy, a trzeci to doświadczenie- najbardziej gorzki ze wszystkich" Konficjusz
Był czas, kiedy też chciałam umrzeć, krótki, bo mam dzieci i gdyby mnie się coś stało, mąż może chciałby je wychowywać z tym pustakiem, to zawsze działało jak kubeł zimnej wody.
pskow napisałeś tak, jak bym ja chciała napisać i masz rację, pomimo, iż jesteśmy z mężem w tej chwili razem, żal ściska, gdy patrzę na szczęśliwych ludzi, będących razem.
to prawda Annazalamana!
Ja również miałam złe myśli dotyczące swojego dalszego życia. To syn trzymał mnie w ryzach abym nie zrobiła sobie krzywdy. To było straszne, ból niesamowity,walenie pięściami w ścianę, podłogi, do wyrywania włosów włącznie. I nie do zrozumienia przez osoby które tego nie doświadczyły. Wszyscy wokół, wciąż powtarzali mi " weź się w garść". A ja cierpiałam dzień i noc, niemal nie spałam przez kilka miesięcy, no może 2 godziny na dobę i to z pomocą tabletek. Schudłam jakieś 12 kg w ciągu dwóch miesięcy, wyglądałam jak żywy trup. Pewnego dnia idąc po kolejna paczkę papierosów spojrzałam na siebie... miałam brudne ubranie, co nigdy przenigdy mi się nie zdarzało, to był szok, ja się staczałam na samo dno.
Dziś jest lepiej. Dbam o siebie,przytyłam, nie palę,uśmiecham się.
Jednak Mój syn przeżył to równie źle jak ja. Nigdy nie zapomnę jego żalu, bólu gdy jego ukochany tato odjeżdżał z kochanką.I już więcej sie nie pojawił, zapomniał na długi czas. Reakcje syna- rozpacz, nerwy, brak kontaktu z otoczeniem, wybuchy agresji,brak apetytu,zamykanie sie w sobie. Do dziś syn pamięta wszystko, każdy szczegół tego co mój własny ojciec zaoferował wraz z kochanką. Tak, dzieci cierpią. I to jest niesamowicie smutne. Osobiście uważam że, Jeśli zakłada się rodzinę, robi się to świadomie, czyż nie? Więc, trzeba trwać a szczęście dzieci ma być ponad nasze.
Chcę poprawić swój wpis, właściwie jeden wyraz, oto :
.....każdy szczegół tego co /"mój "ma być "mu"/własny ojciec zaoferował.
Szkoda, ze nie mozna edytowac swoich wpisów.
Przeżyłam to samo .....ale dzisiaj po ponad dwóch latach widzę to wszystko jak za mgłą.....nie chcę pamiętać tego okresu ,nie chce do tego wracać....jest dobrze jak jest.Cieszę się ,że dałam radę i nie poddałam się ....wiem ,że jestem silna wartościową osobą,a przede mną już same dobre dni
i tak trzymac, Isia. to juz bylo, jest za nami. nie chce czuc sie okaleczona, wole okreslenie - doswiadczona. zycie uczy nas mnostwa rzeczy. cierpienie i bol nas nie okaleczyly, tylko wysublimowaly. jestesmy wrazliwsi na wiele sygnalow z zewnatrz. nauczylismy sie, ze nie wolno pozwolic, zeby ktokolwiek stal sie dla nas powietrzem. zdrade ukochanych mozna przekuc na wlasna sile. oby tylko wyciagnac z niej wnioski. nie stac sie zgorzknialymi i pograzonymi w bolu osobami, tylko swiadomymi swojej wartosci ludzmi. chce budowac swoj swiat na innych wartosciach niz bezwarunkowe zaufanie i zawierzenie drugiej osobie. nie chce rozpaczac, ze jestem sama, ze sobie nie poradze w zyciu w pojedynke. radze sobie kazdego dnia i wcale nie jest to zle zycie. minal mi juz ten okres, kiedy patrzac na reklamy, w ktorym sa szczesliwe rodziny, czulam, ze cos mnie omija, serce krajalo sie na kawaleczki. bzdura. kto z nas mial zycie jak z reklamy? czyj facet/kobieta byl tak cudowny, piekny, przystojny, wyrozumialy jak reklamowi bohaterzy? nie dajcie sie zwariowac. zycie nam sie zmienilo, ale nie wydaje mi sie, zeby na gorsze. ja zauwazam sporo plusow bycia sama. nie przerazaja mnie swieta bez meza, uroczystosci rodzinne, weekendy i wakacje. sa ludzie, ktorzy nigdy nie zalozyli rodzin, nie maja dzieci i nie sa zgorzkniali. a mozna by pomyslec, ze my chociaz tego liznelismy w zyciu. o tyle mamy lepiej. i sa zwiazki toksyczne, malzenstwa zrace sie od lat miedzy soba. nie maja do siebie za grosz szacunku, nudza sie ze soba, ale nie potrafia nic z tym zrobic. mamy lepiej
Śpieszę z wyjaśnieniami.. Nie było moim zamiarem abyśmy wracali do tego bólu i przypominali sobie o tej traumie.. Raczej zamieściłam to po to aby przeczytały to osoby, które mają zamiar zdradzić.. Ja osobiście przeczytałam to swojej koleżance, którą chyba zżerała rutyna i zaczynała mieć "dziwne" myśli.. Mam nadzieję, że osiągnęłam zamierzony skutek widząc jej zszokowaną twarz..
Prywatnie do dziś dnia staram się iść do przodu, widząc właśnie ofiary decyzji mojego partnera.. Wreszcie przestałam patrzeć egoistycznie na swój ból.. ofiar faktycznie jest znacznie więcej..
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
Gratulację dla Gupiej, której tekst - pierwszy raz publikowany na naszym portalu - a potem "uwolniony w sieci" - wrócił.
Znaczy to ,że jej walka o odrobinę moralności w tym zwariowanym świecie przynosi odzew.
Tak trzymaj Gupia
pamietac sie powinno, zeby wlasnie nas kiedys nie podkusilo wlezc w czyjs zwiazek. dac sie nabrac na lep "moje malzenstwo nie istnieje, zona mnie nie rozumie". pewnie kazdego mozna kupic, za czulosci, za wyjatkowe zrozumienie, za trafienie w nasz czuly punkt (swintuchy! nie chodzi mi o legendarny punkt G ). dzieki pamieci o tym, co sami przezylismy, byc moze mamy wieksze szanse na unikniecie tego bledu.
moze masz racje, Anno, faktycznie czesto tu zagladaja osoby, ktore chca zdradzic, bardzo mnie to dziwi. taka "swiadoma" decyzja o zdradzie przedyskutowana na forum dla zdradzonych. zaskakujace. zapewne wiec Twoje motywacje sa szlachetne i, kto wie, moze to skuteczny srodek? choc oczywiscie ja jestem sceptyczna. jesli komus lazi po glowie mysl o zdradzie, to kijem nie odgonisz.
Zgadzam sie ze wszystkim co napisane powyżej w kwestii bólu, odczuć i reakcji zdradzonych. Niestety osobiście wątpię w to co napisano o zdradzających - ze
" Zdrada zabija też w jakimś sensie zdradzającego, tylko to jest to, co będzie toczyć się długo, powoli i coraz więcej, czego nie widać na początku, ani nawet można nie odczuwać dłuższy czas. Kiedy nieraz po latach wychodzą konsekwencje zdrady, jest ciężko żyć ze świadomością, że wszytko stało się przez nas. Już nie ma wtedy amoku i złudzeń pozornych przyjemności. Okazuje się, ze byliśmy ślepi, rzucaliśmy ogniem, a wokół pogorzelisko."
Moze tak byc w przypadku jednorazowej zdrady pod wpływem emocji z głupoty, wyjechali na spotkanie służbowe było fajnie poszli raz czy drugi do łóżka, bo pożądanie, bo żona/mąż ostatnio zaniedbuje.... Ale potem żałują, wracają, wiedzą co zrobili i nigdy juz na tą drogę nie wejdą. Czym innym jest zdrada przez dłuższy czas, podwójne zycie, przez wiele miesięcy czy lat. Świadome i przemyślane porzucenie żony/meża, rodziny, również dziecka - bo to jemu funduje się dzieciństwo w rozbitej rodzinie. Tacy ludzie pozbawieni są skrupułów względem najbliższych, oni w to wsiąkli. Taki sposób na życie znaleźli. Jeżeli ktoś przez wiele miesiecy i lat tak żyje, zapomina o moralności, o krzywdzie, o małżonku. Przyzwyczaja sie do tego stanu. Osobiście bardzo wątpię by za klika lat żałował. Nawet jezeli ma wyrzuty sumienia - to nic już z tym nie zrobi. Za kilka lat nie bedzie chciał byc sam, znajdzie kolejna osobę z którą będzie chciał byc "szczęśliwy". Taki człowiek nie kocha naprawdę nikogo, tylko siebie. A krzywda najbliższych - nie jest wyznacznikiem jego zachowania.
Prawie bym sie zgodzila Anula, prawie, bo zycie jak je obserwuje, pokazuje, ze kazdy placi za co to co robi. Pan Bog nierychliwy ale sprawiedliwy - sie mowi. Wielu widzialam ludzi w zyciu nie do odkrecenia co przychodzil ich czas. Nieraz po wielu latach. Nieraz cena co placili byla tak okrutna, az bylo zal...
A co do tekstu, owszem napisalam, przyznaje sie bez bicia, puszczam go w sieci i traktuje jako znak ostrzegawczy, lub latarnie na skalistej wysepce.
Jest to tekst wolny i jezeli ktokolwiek ma ochote gdziekolwiek go uzywac, nie mam nic przeciwko, a nawet jestem za. Zrzekam sie calkowicie praw autorskich.
Jestem klasycznym przykładem jak zdrada zabija, jestem mężczyzną i wstydzę się tego.
Jestem słaby w obliczu wydarzeń, które mnie spotkały, jestem zerem tak się czuję i tak wyglądam.
Zamiast posiłków - papierosy, zamiast snu - rzucanie się po łóżku. Praca poszła w odstawkę.
Najgorsze jest to, że nie widzę nadziei, czuję, że tracę żonę, widzę, że wkrótce odejdzie. Jestem jak to ktoś już napisał na tym forum "ultra monogamistą" , mimo 40 lat miałem tylko jedną kobietę i tylko jedną będę miał. Tak, że dla mnie rozpad naszego małżeństwa jest końcem wszystkiego.
Ja już nie zastanawiam się czy popełnić samobójstwo ale jak to zrobić.
oj gupia, fajnie by bylo gdyby swiat byl taki sprawiedliwy ale tak nie jest. powiedz co zawinili ci wszyscy zdradzeni? za co ich spotkala kara? czy na pewno kazdy zdradzacz placi za to co zrobil?
Artur, to straszne co piszesz. Ale samo to ze to piszesz znaczy, ze jednak chcesz zyc
Powiedz Artur, czy zona to jedyna "rzecz" ktora daje ci radosc w zyciu? Wyjdz na slonce, zobacz jaki piekny jest swiat, korzystaj z danego ci czasu! Ultra monogamista byles do tej pory, teraz zaczyna sie dla ciebie nowa era
Irka, masz dobre chęci, ale wyjście na dwór nic nie da i żądne piękno nic nie da. Piękno jest chyba ostatnią rzeczą którą się dostrzega w momencie dotarcia świadomości o zdradzie. Ja miałem to "szczęście" być w pięknym, wyjątkowo uroczym miejscu, gdy przeżywałem swoje pierwsze chwile istnienia w "nowym stanie świadomości". Miejscu z którym wiązały się cudowne wspomnienia okresy narzeczeństwa. Biegałem w szoku po łąkach po których razem spacerowaliśmy trzymając się za ręce, na których całowaliśmy się i niestety kochaliśmy się. I co Myślisz, że to otoczenie w jakikolwiek pozytywny sposób na mnie wpływało? Chyba tylko tak, że miałem przestrzeń gdzie mogłem być sam, gdzie miałem się gdzie wyszaleć, paść z wyczerpania i nikt mnie nie zaczepiał.
Może ta przestrzeń jest potrzebna, może swoboda, niczym nie skrępowana możliwość odreagowywania. Te pierwsze chwile są chyba bardzo ważne.
Artur, ja też jestem ultrmonogamista, nie z zamiłowania, lecz mentalności i wyboru. Też miałem tylko jedną kobietę. Ten fakt też bardzo boli, że Ty się starasz, ograniczasz tego swojego k****a, a innych to wszystko wali i tej Twojej szlachetnej wstrzemięźliwości wogóle nie szanują. Mało tego, są gotowi ją zgnoić, sponiewierać, obrócić w poczucie frajerstwa i poniżenia.
Zamiast papierosów spróbuj zimne prysznice, a na sen może pomóc gimnastyka, biegi. Zacznij uprawiać jakiś sport zespołowy. Taka rekreacja pozwala zapomnieć choć na chwilę-angażuje.
A samobójstwo to najidiotyczniejsza rzecz jaką można wymyślić. Jest bardzo prawdopodobne, że będziesz chciał się unicestwić a tu okaże się że nie ma tak dobrze-czeka Cię wieczne cierpienie. Lepiej pomęczyć się tu na tym ziemskim padole jeszcze trochę i zasłużyć na coś lepszego.
A może i w tym doczesnym życiu spotka Cię jeszcze coś miłego i wyjątkowego. Tylko rób coś. Wiem, że w stanie apatii o to ciężko. Ale jak masz choć chwilę pobudzenia to wykorzystaj to na coś co da Ci satysfakcję i choć trochę wiary w siebie. Głowa do góry .
tekst znakomicie oddaje stan mojej poharatanej psychiki. Od samobójstwa odciąga mnie myśl o matce. Jemu życzę, żeby mój ból rykoszetem uderzył w jego życie i mocno wierzę, że tak się stanie.
ten tekst powinni przeczytać wszyscy na rozdrożu, zanim wjadą pod prąd w jednokierunkową uliczkę