Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Może ja i naiwna jestem,może masochistka,może za mało po tylku oberwałam nie wiem. Jednak ciągle wychodzę z założenia,że nie ma dwóch jednakowych zdrad. Są podobne ale tak jak ludzie są różni to i zdrady są różne. Uważam ,że nie ma jednolitej reguły mówiącej ile razy należy wybaczać,ile razy zdradzi,za którym razem przebaczyć a za którym kopnąć w d.... . To są sprawy indywidualne.Ja wybaczałam kilka razy, bo tyle potrzebowałam aby ostatecznie się przekonać , że nie warto. Czy czuję się przez to gorsza? Głupsza? Naiwniejsza?
Absolutnie nie. Może ktoś ze mnie drwić,postukać znacząco w głowę w moim kierunku. Podejmuję takie decyzje, które uważam w danej chwili dla mnie najlepsze,powtarzam dla mnie. Nie dla koleżanki ,znajomej ,rodziny ......(wpisz kogo chcesz). To jest moje życie, to są moje decyzje, nawet jak nie będa trafne, nawet jak będzie bolało. Jednak w danej chwili i w danym czasie moje decyzje są zgodne z tym co czuję. Dlatego APELUJĘ ,nie odbierajcie szansy osobom ,które jeszcze nie są gotowe na pewne drastyczne kroki.Nie mamy prawa decydować o czyimś życiu. Sarkaa , Magda do was kieruję te słowa. Mnie się nie udało, jednak to nie przekreśla szansy u innych. Jak to było? Lepiej zrobić i żałować niz żałować ,że się nie zrobiłoNaprawdę dziewczyny ,to są wasze decyzje.Ludzie ucza się na błędach ,swoich nie cudzych.
Wybaczać można w nieskończoność.. pytanie ile jest w stanie człowiek znieść.. Ja wybaczyłam i niestety tym sobie przegrałam. Wybaczyłam zdradę a po kilku miesiącach on i tak poszedł.. do niej.. Nie wiem czy warto podchodzić łaskawie do zdrajcy.. ja jestem przykładem, iż to droga do nikąd.. Ale istnieją i pary, które po zdradzie nadal starają się funkcjonować.. może zależy od charakteru..
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
magdak napisał/a:
Jakich Wiele (...)nigdy nie popełniłaś dwa razy tego samego błędu? Ja np. kiedyś podpisałam pewną umowę za którą potem słono zapłaciłam. Od tego czasu niby się pilnuję, czytam wszystko itd, ale właśnie 2 dni temu okazało się,że jednak czegoś znowu nie doczytałam.
Nie, a przynajmniej nie przypominam sobie. Popełniłaś, podpisując niekorzystną umowę, ten samo błąd, bo nie dość dokładnie ją przeczytałaś, czyli nie wyciągnęłaś po pierwszej żadnych wniosków lub konsekwencje były za małe, by pamiętać...To jest to, o czym mówiłam wyżej...
Nie wyciągnęłaś wniosków...drugi raz spotkało Cię to samo...
Cytat
magdak napisał/a: to dlaczego po pierwszej zdradzie mogę mieć szansę , a po drugiej nie?
Jeśli zdarza się zdrada po raz kolejny, to szanse na pomyślność jutra maleją, bo ...i znowu powyższe moje argumenty. Jeśli dopuścił się ktoś tego samego znowu, znaczy ni mniej ni więcej, tylko to że się nie zmienił..Jak dla mnie szkoda byłoby czasu na naiwną ( przepraszam ) nadzieję...
Ale oczywiście każdy z nas jest inny...Mnie pierwsze wybaczenie przychodzi z takim trudem, że nad następnym w ogóle bym się nie zastanawiała...
Zastanawiam się teraz Jakich Wiele czy faktycznie jesteś taka twarda, pewna wszystkiego czy to skorupka , którą przyodziewasz,żeby żyć, a jak ją zdejmujesz to sama nie poznajesz tej skrzywdzonej osoby, którą widzisz. Jeśli można być i żyć tak jak ty to bardzo Cię proszę o radę jak się to robi.A jeśli mam tylko udawać,że umiem być taka twarda, stanowcza i wszystko wiem,a w głębi duszy miałabym mieć pustkę to po co mi to wszystko. Nadal nie wiem dlaczego homo homini lupus, a nie homo homini deus czy chociażby homini. Dlaczego krzywdzi się ludzi, których się kocha, albo przynajmniej uważa za przyjaciół. Dlaczego nie można wierzyć,że jutro będzie lepiej tylko zawsze z góry przekreślać,że życie jest do d....23 lata temu pokochałam tego człowieka i przeżyła z nim wiele cudownych chwil. Gdyby moja sąsiadka, która sama ma faceta, bo jest już rozwódką nie zachęciła mojego męża do seksu ( co wcale nie świadczy o braku jego winy, bo w końcu ma swój rozum), bo przecież jej nie zgwałcił to pewnie nie byłabym na tym forum i nie szukała wśród Was pociechy i wsparcia. Dlaczego my kobiety, które same możemy być ofiarami zdrady dopuszczamy się takich czynów i krzywdzimy inne kobiety? Może w końcu ktoś mnie oświeci jak to jest?
No właśnie Jakich wiele, życie nauczyło mnie pokory. Po pierwszym razie też takmówiłam jak Ty. Drugi raz przeżyłam boleśniej ,był to regularny dwuletni romans , podwóje życie. Sceny były drastyczne, z interwencjami służb porządkowych.Wyobraź sobie ,że wybaczyłam i to. Za trzecim razem śmiałam się. Denerwuje mnie kłamstwo nie zdrada. Strasznie nie lubię gdybologii stosowanej .
magdak napisał/a:
Zastanawiam się teraz Jakich Wiele czy faktycznie jesteś taka twarda, pewna wszystkiego czy to skorupka , którą przyodziewasz,żeby żyć, a jak ją zdejmujesz to sama nie poznajesz tej skrzywdzonej osoby, którą widzisz.
Zawsze byłam dosyć twardą sztuką, twardo stąpającą po ziemi, lubiącą być samowystarczalną, nie musieć być od kogoś zależna...
Zdrada rozłożyła mnie, przejściowo, na łopatki. Od samego początku traktowałam ją, jak własną porażkę, bo to, co było jedną z najważniejszych spraw w życiu ( jeśli nie najważniejszą ) zwyczajnie mi nie wyszło...
Jakoś z grubsza ogarnęłam emocje i gdy tutaj trafiłam, byłam względnie poukładana, a przynajmniej nie było już we mnie takiej lawiny złości, gniewu i chęci zadośćuczynienia...
Miewam swoje złe dni, jeśli poczytasz moje wpisy, mam w dalszym ciągu problem z wybaczeniem i tak naprawdę nie mogę powiedzieć, że moje jutro będzie z tym samym facetem...
Przewartościowałam swoje życie, dzięki kilku cudownym osobom z tego Forum i mimo, że gdzieś tam w duszy, czuję się skrzywdzona, to wiem, że dam sobie radę...cokolwiek się zdarzy...
Zobaczysz, magdak, za jakiś czas i Ty staniesz na nogi...Będziesz potrafiła chłodniej spojrzeć na to, co Cię spotkało...Czas i pomoc innych robią swoje...
Cytat
binka napisał/a:
No właśnie Jakich wiele, życie nauczyło mnie pokory. Po pierwszym razie też takmówiłam jak Ty. Drugi raz przeżyłam boleśniej ,był to regularny dwuletni romans , podwóje życie. Sceny były drastyczne, z interwencjami służb porządkowych.Wyobraź sobie ,że wybaczyłam i to. Za trzecim razem śmiałam się. Denerwuje mnie kłamstwo nie zdrada. Strasznie nie lubię gdybologii stosowanej .
To nie gdybologia, raczej statystyka...i Ty chyba, binko, jesteś niestety tego przykładem...
Wiem, że najlepiej uczymy się na własnych błędach, ale najmniej bolą jednak cudze...
Jakich wiele, a mi sie wydaje ze to ze jestes taka twarda czy tez to ze za taka sie uwazasz jest najwiekszym problemem ktory stoi teraz na przeszkodzie naprawy twojego zwiazku.
Ty mezowi chyba juz wybaczylas, ty raczej nie mozesz wybaczyc sobie. Ze ty taka twarda i niezalezna a jednak dalej jestes z tym ktory cie zdradzil. Mam racje??
I nie pisze tego absolutnie zeby cie zdemaskowac i nie robie tego zlosliwie. Sama uwazam sie za taka sama jak ty. Zaradna, nizalezna i tp i td. Nie zostalam zdradzona (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo) ale mielismy swoje problemy w zwiazku i podejrzewalam zdrade. Ja zawsze uwazalam, ze nawet pierwszej zdrady nie przebacze. Ale pewnie dopiero jesli sie tam znajde to sie dowiem jak bedzie. Czy myle sie jesli powiem, ze ty tez "wiedzialas" ze zdrady nigdy nie wybaczysz i od razu kopniesz meza w d...?
Moje poglady zweryfikowalo troche samo czytanie historii na tym forum. Ludziom latwiej radzic innym, mowic zeby pogonili meza czy zone ale sami nie mieli takiej odwagi. Bo nikt za ciebie zycia nie przezyje ani nie poczuje twoich emocji, nikt cie nie przytuli jak bedziesz wyla za mezem w nocy, nikt nie odbierze poczucia pustki jak wrocisz do domu i jego tam nie bedzie. Dlatego ludzie zatrzymuja tych wiarolomnych przy sobie az do wyczerpania sil. Do momentu kiedy beda mieli juz dosc. Naprawde malo ludzi ma odwage i sile zeby od razu wywalic zdradzacza z domu.
irka napisał/a:
Jakich wiele, a mi sie wydaje ze to ze jestes taka twarda czy tez to ze za taka sie uwazasz jest najwiekszym problemem ktory stoi teraz na przeszkodzie naprawy twojego zwiazku.
Ty mezowi chyba juz wybaczylas, ty raczej nie mozesz wybaczyc sobie. Ze ty taka twarda i niezalezna a jednak dalej jestes z tym ktory cie zdradzil. Mam racje??
I nie pisze tego absolutnie zeby cie zdemaskowac i nie robie tego zlosliwie. Sama uwazam sie za taka sama jak ty. Zaradna, nizalezna i tp i td. Nie zostalam zdradzona (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo) ale mielismy swoje problemy w zwiazku i podejrzewalam zdrade. Ja zawsze uwazalam, ze nawet pierwszej zdrady nie przebacze. Ale pewnie dopiero jesli sie tam znajde to sie dowiem jak bedzie. Czy myle sie jesli powiem, ze ty tez "wiedzialas" ze zdrady nigdy nie wybaczysz i od razu kopniesz meza w d...?
Jesteś niezłym obserwatorem, Irko
W moim pojęciu nie wybaczyłam mężowi, nawet nie wiem, jak miałoby to wybaczenie wyglądać...Raczej pogodziłam się z zaistniałym, a to nie to samo...
Za to uznaję zdradę za swoją osobistą porażkę...Mnie takiej poukładanej, niezależnej, z dążeniem do perfekcji realistce coś zwyczajnie nie wyszło...
Przyszło mi nauczyć się pokory i niestety zmienić zdanie, które, z całkowitą pewnością, powtarzałam od zawsze, że jeśli doszłoby do zdrady, to nigdy, przenigdy nie wybaczę i nie dam szansy...
IMO ludziom, którzy są tak pewni siebie i znają swoje miejsce w życiu, ciężko przełknąć tę łyżkę przysłowiowego dziegciu...
Może dlatego do dziś borykam się z tym swoim znieczuleniem, które przez co po niektórych określane jest użalaniem się...?
Skad ja to znam, realistka, poukladana, wie czego chce, duzo wymaga od innych ale najwiecej od siebie hihi
Ja mysle, ze jednak w jakis sposob mezowi udalo ci sie przebaczyc. Dlatego nadal jestescie razem.
Problemem, tak jak sama mowisz, jestes teraz ty. Nie bede ci radzic co masz zrobic bo sama znajac siebie przechodzilabym pewnie przez to samo co ty. Ty toczysz w tej chwili walke ze soba. Z kobieta ktora postapila wbrew swojemu rozsadkowi, wbrew temu co uwazala za klucz do sukcesu...racjonalne podchodzenie do kazdej sytuacji, dazenie do perfekcji. Albo pogodzisz sie z tym ze nie w kazdej sytuacji w zyciu postepuje sie racjonalnie (czasem robi sie cos wbrew rozumowi) i nadal moze z tego wyjsc cos dobrego albo to bedzie koniec waszego malzenstwa bo twoje ego i trzymanie sie tego racjonalnego podejscia do zycia, nigdy nie dopusci do twojej glowy milosci i cieplego uczucia dla meza.
Kiedy moj mąż zdradził mnie po raz pierwszy wiedziałam, że muszę sobie z tym jakoś poradzić. Nie spodziewałam się tego wcale, nie podejrzewałam nawet, że może mi coś takiego zrobić. Wydawało mi się że było nam dobrze. Chyba jak w każdym związku mieliśmy problemy ale uważam, że w zaden sposób nie kwalifikowałyby się do rozstania czy popchnełyby któreś z nas do zdrady. Nie miałam zielonego pojęcia. Niestety przypadkiem znalazłam dowód tego, że mnie zdradził. Ona nie była mi osobą nieznaną bo już kiedyś przed ślubem pojawiła się na chwilkę w życiu mojego męża. Jednak nie była nikim ważnym. Zdrada bolała strasznie, tym bardziej że ona należała do takich "walczących" kochanek i nawet po dwóch latach jak wydawało mi się, że mam to już za sobą dowiedziałam się rzeczy które uderzyły we mnie ponownie z podwójną siłą. I tu wina mojego męża. Bo gdyby sam opowiedział mi wszystko, gdyby się przyznał od razu to ona nie zaskoczyłaby mnie niczym. Obiecałam sobie że bede czujna i że nigdy więcej nie wybaczę. Że jeśli zdradzi mnie po raz kolejny to odejdę z córką. Minęło 5 lat. W tym czasie wybudowaliśmy dom i spełniły się moje marzenia... te materialne... Nauczona doświadczeniem czułam, że coś jednak jest nie tak. Za często moj mąż opowiadał mi o tej koleżance z pracy, o rzeczach o których zwykły kumpel z pracy wiedzieć nie powinien. Potem sprawdziłam billingi, zaczełam zastanawiać się po co hasła na czym się da.... I trochę podstępem a troche przypadkiem udało mi się wejsć w jego komputer. Przeczytałam rozmowe z gg. Wyznawali sobie miłość... A mój świat zawalił się po raz drugi... Nie chciałam wierzyć, że to prawda. Jeśli moj mąż chciałby odejść do niej to przecież by odszedł. Nie chce. A drogę ma wolną bo ją mąż zostawił. Mój chce jeszcze jednej szansy, prosi o to... Nie wiem czy szczerze czy nie... Ale o to prosi... Pamiętam, że obiecywałam sobie że jak coś sie wyda to ja odchodzę. Ale... nie mam odwagi... może ciągle wierze, że w końcu zrozumie co jest w życiu najważniejsze... może...
Zapytałam ile razy można wybaczać... większość z Was uważa, że on sie nie zmieni... tego nie wiem... Myślę, że gdybym nie miała dziecka ktore go tak strasznie kocha to nie zastanawiałabym się co dalej... Nie wiem co on sobie myśli... czy szczerze chce być ze mna... nie wiem... Ale może gdyby nie kochał to by odszedł do niej? Przeciez moze... Czy z gory wiadomo ze nam sie nie uda bo tak mówią statystyki? Czy nie ma wśród Was nikogo komu się udało?
irka napisał/a:
Skad ja to znam, realistka, poukladana, wie czego chce, duzo wymaga od innych ale najwiecej od siebie hihi
(...)
Albo pogodzisz sie z tym ze nie w kazdej sytuacji w zyciu postepuje sie racjonalnie (czasem robi sie cos wbrew rozumowi) i nadal moze z tego wyjsc cos dobrego albo to bedzie koniec waszego malzenstwa bo twoje ego i trzymanie sie tego racjonalnego podejscia do zycia, nigdy nie dopusci do twojej glowy milosci i cieplego uczucia dla meza.
Widzę, że znalazłam równie poukładaną bratnią duszę
Chyba, niestety, masz rację, Irko...Dopóki nie odpuszczę w tym swoim perfekcjonizmie, nie pozwolę na jakiekolwiek ciepło w moim związku...
Czy jednak dam radę celowo i świadomie zrezygnować z części siebie dla kogoś, kto okazał się tak niedoskonały ? Wiem, że może ta rezygnacja byłaby nie tylko dla niego, ale i dla mnie samej, by wreszcie znaleźć upragniony spokój...
Cytat
sarkaa75 napisał/a:
Zapytałam ile razy można wybaczać... większość z Was uważa, że on sie nie zmieni... tego nie wiem... Myślę, że gdybym nie miała dziecka ktore go tak strasznie kocha to nie zastanawiałabym się co dalej... Nie wiem co on sobie myśli... czy szczerze chce być ze mna... nie wiem... Ale może gdyby nie kochał to by odszedł do niej? Przeciez moze... Czy z gory wiadomo ze nam sie nie uda bo tak mówią statystyki? Czy nie ma wśród Was nikogo komu się udało?
Większość z nas, w tym ja sama, pisałam, że szanse na dobre jutro są mniejsze, niż po pierwszym razie, ale nie że w ogóle niemożliwe...
Nie znamy wszystkich faktów, nie widzimy, jak naprawdę wygląda Twoje małżeństwo, gdzie tkwią przyczyny zaistniałych zdarzeń...
Nie zasłaniaj się dzieckiem, jak tarczą, od której jest zależne być albo nie być...Uwierz mi, czasem lepiej mieć spokojną mamę i spokojnego tatę oddzielnie niż szarpaninę obojga na co dzień. Sama pochodzę w takiej "patologicznej" rodziny, gdzie ojciec zdradzał moją matkę co najmniej kilkukrotnie, aż pewnego dnia powiedziała stop. Dziś mówi, że to była jedna z najlepszych decyzji w jej życiu, tyle że za późna...
No cóż...decyzja i tak należeć będzie do Ciebie, przemyśl ją jednak na tak trzeźwo, jak się tylko w tej sytuacji da...
I nie trać nadziei na zaistnienie jeszcze kiedyś szczęścia...cokolwiek postanowisz...
sarkaa75 napisał/a:
... Ale może gdyby nie kochał to by odszedł do niej? Przeciez moze... Czy z gory wiadomo ze nam sie nie uda bo tak mówią statystyki? Czy nie ma wśród Was nikogo komu się udało?
Na tej samej zasadzie można by powiedzieć: Gdyby nie chciał mieć kochanki, to by do niej nie szedł.
Cytat
Co mówią statystyki?
Nie wiem, bo akurat statystyk na to nie ma (na kilka zdrad i trwanie związku).
Pytasz
Cytat
"czy nie ma wśród Was nikogo komu się udało?
Dodam ... komu się udało po drugiej zdradzie.
a są?
... jak będą, to poproszę o informację. licznik pokazuje dziś 4031 zarejestrowanych (nie wszystkich poznałem).
Pewnie jacyś są, tylko czy nie uważasz, że nawet gdyby było ich 4 osoby na 4000, to to jednak wskazuje, że to nie realne? Zakładasz, że akurat Ty będziesz tym wyjątkiem?
Miłość nie jest sprzeczna z racjonalnym myśleniem.
jakich wiele napisałaś dokładnie to co ja czuję:
W moim pojęciu nie wybaczyłam mężowi, nawet nie wiem, jak miałoby to wybaczenie wyglądać...Raczej pogodziłam się z zaistniałym, a to nie to samo...
Za to uznaję zdradę za swoją osobistą porażkę...Mnie takiej poukładanej, niezależnej, z dążeniem do perfekcji realistce coś zwyczajnie nie wyszło...
Przyszło mi nauczyć się pokory i niestety zmienić zdanie, które, z całkowitą pewnością, powtarzałam od zawsze, że jeśli doszłoby do zdrady, to nigdy, przenigdy nie wybaczę i nie dam szansy...
IMO ludziom, którzy są tak pewni siebie i znają swoje miejsce w życiu, ciężko przełknąć tę łyżkę przysłowiowego dziegciu...
Może dlatego do dziś borykam się z tym swoim znieczuleniem, które przez co po niektórych określane jest użalaniem się...?
Dopóki nie odpuszczę w tym swoim perfekcjonizmie, nie pozwolę na jakiekolwiek ciepło w moim związku...
Czy jednak dam radę celowo i świadomie zrezygnować z części siebie dla kogoś, kto okazał się tak niedoskonały ? Wiem, że może ta rezygnacja byłaby nie tylko dla niego, ale i dla mnie samej, by wreszcie znaleźć upragniony spokój...
Nie sądziłam że jeszcze ktoś oprócz mnie tak ma...
Ktoś mi kiedyś powiedział:"Nigdy nie mów nigdy" i uwierzyłam w nie po pierwszej zdradzie. Zawsze mówiłam,że ja od razu wystawię walizki za drzwi.
A teraz druga zdrada i co??? Walczę o nowe życie wciąż z NIM. Świat jest naprawdę zwariowany
magda, czy nie czujesz się tą walką zmęczona?
pytam bo ja po kolejnej zdradzie exa byłam wykończona emocjonalnie,
dziś wiem że za długo. Dbaj o siebie.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Obiecuję napisać jak tylko mi się nie uda. Ale możecie być pewni,że mówiąc o pierwszej zdradzie, to to nie była jedna tylko wiele kobiet dla seksu i jedna z zaangażowaniem. Teraz z sąsiadką druga to chyba udowodnienie sobie,że mając lat 39 można jeszcze mieć kogoś, tak sobie to tłumaczę. Więc może już więcej to się nie powtórzy