Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Piotrek,bardzo chcemy wiedziec,ze wszystkimi szczegółami,dokładnie,z czystym jakimś sadyzmem,co ,gdzie i kiedy,bo o JAK nikt z nas chyba nie pytał.Wielu z Nas poznało prawdę(tu mam wątpliwości,bo to jednak prawda płynąca od niewiernych),na własne życzenie.Róznymi sposobami.Mogę Ci tylko powiedzieć,że i ja należę do grupy znającej prawdę,bolało jak cholera,nawet teraz ,jak sobie czasmi przypomne,to mnie szlag trafią,że byłam taka głupia,nawet pretensji do gada nie mam,zostały juz tylko te do siebie.Ja musiałam wiedzieć,nie miałabym spokoju,próbowałam swoje pytania schowac głeboko i nie dałam rady...Czy warto wiedzieć?Chyba tak,żeby móc świadomie podjąć decyzję.Bo mozna decydować o własnym życiu ,o tym z kim je przeżyc,jak je przeżyć,tylko w tedy,jak się wie z kim ma się doczynienia.To jedna strona.Wiem,co chciałam,decyzję podjęłam,otworzyłam szeroko zamkniete oczy i widzę to,co kiedys nawet na myśl y mi nie przeszło.Tylko czy ta wiedza była mi na pewno potrzebna?Do podjęcia decyzji-NIE,ale do zaznania spokoju-TAK.
Moja wiedzę odchorowałam,nawet bardzo i długo,ale nie wyobrażam sobie ,żebym mogła ja posiąść,gdybym np.poskładał swoje życie z niewiernym.Bo wyobraż sobie sytuację,że za kilka lat,przypadkiem,dowiadujesz się tego,co mogłeś teraz,a schowałeś swoje pytania.Co w tedy?
Jeszcze raz zaczniesz wszystko od początku.
Jestem zdania,że żeby zacząc nowe życie,z niewiernym,czy bez niego,poznanie prawdy ,bądz co bądż o swoim życiu(bo życie w trójkącie zdradzonego dotyczy przede wszystkim,choć bez jego wiedzy i zgody)jest potrzebne.Ze wszystkiego trzeba wyciągnąć wnioski,jakiekolwiek by nie były i jakkolwiek by nie bolały...
Powodzenia Piotrek
Piotr - spokojnie, zona jeszcze bedzie miala czas na swoje emocje.
Tia... chyba falę obezwładniającego ciepła i tęsknoty na samo wspomnienie.
Tak na logikę. Jaka straszna krzywda jej się stała? Co, źle jej było z kochankiem? Takiego cierpienia jej bzykanie na boku dostarczało, że ma teraz mieć doła? Z jakiego powodu.
Desperacko szukasz jakiegoś konowała w nadziei, że za Ciebie wmówi jej, że czarne jest białe, wmówi jej jakąś traumę na przekór temu co odczuwa. A ona coraz bardziej ma w ****, coraz wyżej uszu ma katowanie, zamęczanie i roztrzęsionego, rozpaczającego rzewnymi łzami facecika w domu. Tylko pogłębiasz jej obrzydzenie do Ciebie. Coś chcesz osiągnąć to musisz stać się supermenem mającym w****bane na to wszystko. Myślisz, że baba rzuci wszystko dla zranionego roztrzesionego strzępka mężczyzny ze zdrętwialymi jajami, który budzi uczucia gdzieś pomiędzy litością a pogardą? Myślisz, że to dla niej atrakcyjne będzie? Piszę Ci jak to naprawdę z drugiej strony wygląda. Ogarnij się i weź w garść.
Hm skoda,że mało kto widzi jedną prostą asadę -nic nie dzieje się bez przyczyny,a wina ZAWSZE podkreślam ZAWSZE ley po obu stronach choć bardzo trudno to dotrzec w aspektach Zdrady ,gdy bardzo mocno ujawniają się emocje najczęściej te złe,gdy brak(z oczywistych )wzgkędów dystansu i racjonalnego postzregania.
Galland: przepraszam, ale sie nie zgodze.
Odwolujesz sie do logiki, a wlasnie popelniasz logiczny blad, przyjmujac bledne zalozenia -> ktore w efekcie daja bledny wynik. Otoz nie musi stac sie krzywda, zeby miec swoje emocje. Emocje wyzwala sie wieloma rzeczami, a na ich uzewnetrznienie ma wplyw zarowno odczuwanie, jak i procesy myslowe. Zakladasz Ty natomiast, ze wyzwalaczem moze byc jedynie odczuwanie, a i to w ograniczonej formie, ze krzywda ma dziac sie z jej strony. Tak prosto to nie ma i pomimo, ze wydaje sie, ze proste mechanizmy nami rzadza, to naprawde jest to o wiele bardziej zlozone. Tego akurat mi - tropicielowi zagmatwanych zwiazkow czegokolwiek-1 z czymkolwiek-2 nie trzeba tlumaczyc.
Widzisz - to, ze komus bylo fajnie, to wcale nie znaczy, ze nie jest w stanie teraz pokazac emocji. Zakladasz znowu, ze pokazanie emocji ma polegac na okazaniu skruchy albo wielkim bolu wywolanym wstydem, czy cos w tym stylu. Nie. Emocje towarzysza rowniez podczas samych opowiesci o samym wydarzeniu - w obecnosci osob trzecich przerwany zostaje magiczna wiez, jaka laczyla dwoje kochankow, bo oto wlasnie w buciorach, nieproszony, wlazi ktos i sie przyslu****e... wraz z partnerem, ktory tez jakos dziwnie "podglada". Jak myslisz, ile osob jest odporne na takie zestawienie ? Masz racje myslac - ze sa osoby cyniczne, wyjatkowo wyzute z sumienia, czy okazywania emocji, ale nigdy nie wiesz, jak sie zachowaja, poniewaz nigdy nie jestes w stanie przewidziec slow, jakie na terapii padna, ani scenariusza wydarzen:
To powinno Ci dac do myslenia, bo przeciez nie o takich osobach rozmawiamy, nieprawdaz ? Moze masz twardy poglad na osoby robiace zle, jak kazdy z nas, niemniej odrobina obiektywizmu w kwestii ich zachowania bylaby wskazana - to sa tylko ludzie, a nie maszyny, wyzbyte ludzkich odruchow. Wiem, ze ciezko niektorym to strawic, ze osoby zdradzajacae sa w stanie okazywac uczucia - wszak zdradzajac nas, obdarzajac nas lodowym spojrzeniem i zacisnietymi ustami, zdradzacze Z KIMS DO CHOLE*Y MUSIELI SIE CALOWAC, PIESCIC I MOWIC CZULE SLOWKA.
Tlumaczenie tego wszystkiego wydaje sie byc zenujace Aczkolwiek masz racje twierdzac, ze od nastawienia samego siebie duzo zalezy. Przeciez kobiety lubia silnych, zdecydowanych i pewnych siebie facetow - ktora zamiast takiego wybierze skamlacego szczeniaka, ktory bedzie dawal sie co raz obijac ? Niemniej wracajac do punktu terapii - to wlasnie trzeba siedziec i czekac na kolej zony, az opusci garde, moze to byc sadystyczne, moze byc masochistyczne - niewazne w tym momencie, to po prostu kolej rzeczy, ktora musi sie wydarzyc, a gdyby ja opuscic, to ze zwiazku raczej nic juz nie bedzie. Mysle, ze kazdy to rozumie.
Post doklejony:
http://el.pi.wrzuta.pl/film/4q8sgU0zd8c/morderca_placze_-_nie_takiego_finalu_sie_spodziewal
Drugi link, cos skrypt nie rozpoznal wrzuty
Edytowane przez henryjeweller dnia 21.05.2012 22:41:37
mona127 napisał/a:
Hm skoda,że mało kto widzi jedną prostą asadę -nic nie dzieje się bez przyczyny,a wina ZAWSZE podkreślam ZAWSZE ley po obu stronach
Skłonna byłabym zamienić ZAWSZE na ZWYKLE
Ale już wyjaśnienia wymaga o jakiej "winie" mówisz. Wypadałoby zapytać czego dotyczy ta wina, bo chyba nie myślisz o winie zdrady ?
Za zdradę winny jest ten, który podjął o niej decyzję. Za całą resztę nieporozumień, kłopotów, oddalenia, zaniechania, lekceważenia, etc. odpowiadają wedle zasług obie strony...to tak moim skromnym zdaniem
[quote]mona127 napisał/a:
Hm skoda,że mało kto widzi jedną prostą asadę -nic nie dzieje się bez przyczyny,a wina ZAWSZE podkreślam ZAWSZE ley po obu stronach /quote]
Bzdura na kółeczkach. Zacytuję sam siebie:
Wiekszość sytuacji, które niestety miałem okazję obserwować odbywała się na zasadzie "jedno płacze, a drugie po nim skacze", i to które skakało et consortes zawsze miało na podorędziu tekst o winie obydwu stron. Perfidny tekst. Nie dość, że krzywdzi się druga osobę to jeszcze się ją tym obarcza, zrzuca odpowiedzialność z założeniem, że fałszywa wspaniałomyślność (czyli fałszywe, "wspaniałomyślne" niby-wzięcie części na siebie) przykryje to co naprawdę się wydarzyło. Pomijam już ten żałosny fakt braku honoru czy nawet elementarnej uczciwości choćby wobec siebie. Ja, kiedy coś spieprzę, potrafię przyznać przed samym sobą i innymi, że wcale to tak różowo nie wygląda i jestem najprawdopodobniej i de facto gupim kawałkiem ch*jka.
Zauważyłem też, że jesli wina naprawdę jest po obu stronach, to przeważnie wszystko odbywa się bez zbędnych emocji i uczciwie.
Post doklejony:
Henry, dla mnie to są piękne teorie, które nie nadążają za rzeczywistością.
Miałem jedną mężatkę i teraz od trzech lat obserwuję jeszcze jedną żonkę, szczęśliwą i spełnianą w małżeństwie, która se wbiła do łba skok w bok ze mną, na co miałaby szansę gdybym nie miał dziewczyny. Tu działa mechanizm psa Pawłowa. Wielki żal, powrót skrucha i wielka miłość do męża nastepują, gdy dokona się zamiana siekierki na kijek albo się oparzy taka jedna z drugą. Skutecznie się wyleczyłem z myśli o małżeństwie, tym bardziej, że mam co w życiu fajnego robić. Fakt, że nie wiem czy obiektywny, ale moja dziewczyna wydaje się jakaś inna
Teoria, Gallandzie, pozostalaby teoria, gdybym siedzial w domu i se ja wymyslal, a nie stosowal opisy rzeczywistosci
Jak bylem mlody, to tez widzialem ochote u jednej pani mezatki na przygode podczas zabawy w knajpce, ale wowczas nic nie rozmyslalem o winie, zepsuciu.. po prostu nie skorzystalem, a myslalem raczej o pani jako o biednej kobiecie, pozbawionej w zyciu czegos. Na tym sie skonczyly moje rozmyslania na tamtym etapie. Dzis, po wielu latach, przezyciach i obserwacjach nie moge juz tak jednoznacznie twierdzic, ze ludzie zachowujacy sie przy Tobie dosyc jednoznacznie sa pozbawieni uczuc. Wiele gry widzialem, sam takze nieraz postepowalem w ten sposob. Zauwaz, ze nie mowie tu o przemianie - co w wielkim uproszczeniu myslowym pewnie sobie przyjmujesz, ja skupiam sie na emocjach. A te mozna wywolac zawsze, jak pisalem - poprzez dwie rozne drogi, ale wieloma sposobami, problemem jest tylko sciezka dojscia. Kazdy z nas zlozony jest m.in. z emocji, to nie ma tak, ze zdradzacze sa patologicznymi socjopatami.. a gdyby jakims cudem ktos trafil na takiego, to raczej powatpiewam, by socjopata potrafil zdradzac i okazywac uczucia innemu - temu, z ktorym zdradza. Raczej to niemozliwe z zalozenia technicznego socjopatii. Mysle, ze kazdemu nalezy dac szanse na okazanie emocji, chocby trzeba bylo i znalezc na to sposob - bo to jedyna droga poznania jednej z - byc moze - niewielu prawdziwych rzeczy o tym czlowieku.
Piotrek, to ja tylko potwierdzę, że musisz zmienić terapeutów. To zupełnie nie logiczne, zostawiać cię z taką miną, która wybuchnie przy byle okazji. Może im się terapia pomyliła z terapią rozstań, wtedy by się to mniej więcej zgadzało, bo potrzebne było by ci szybkie zamknięcie sprawy, a nie czyszczenie, które bardzo boli..
Oni nie widzą ciebie i twoich potrzeb. To jasne, że żona ma inne i wracając będzie cierpiała, no ale sorry, to będzie pierwszy dowód na to, że jej na związku zależy.
U mnie już na pierwszym spotkaniu jednym z pierwszych pytań było, czy już jesteśmy po rozmowach i jak one wyglądają. Mimo, że już byliśmy po wszystkim to jeszcze raz żona uświadomiona została, że bez tego nie ma szans i to ja decyduje o czym chce wiedzieć. Podobno każdy ma po czymś takim lukę w świadomości, którą czymś musi zapełnić, a najlepiej prawdą. To ja miałem decydować, czy wystarczą mi ogólniki, czy muszą być szczegóły. Szczerość ponad wszystko, nic nie wolno zamiatać pod dywan lub zostawić jako męczące. Jeśli brak logicznej odpowiedzi żona musi się bardzo wysilić, aby ją znaleźć. Jeśli nie ma wytłumaczenia/odpowiedzi, musi wyeliminować, to co nie miało znaczenia, aby zawęzić krąg odpowiedzi.
Uprzedzony zostałem, żebym czasami swojego życia nie poświęcił na to dochodzenie jak było i dobrze się zastanowił, co chcę wiedzieć.
Powtórki pytań. Żona myślała, że ją sprawdzam i chce złapać na kłamstwie. Mi chodziło tylko o potwierdzenia, bo w wiele rzeczy nie mogłem uwierzyć. Na pierwszym spotkaniu już to zostało wyjaśnione. Jak zdaliśmy sobie z tego sprawę, chętnie zaczęła odpowiadać, rzucając wszystko w róznych sytuacjach, ale wtedy to mi ta potrzeba potwierdzeń jakoś szybko odpłynęła. Budująca jest sama świadomość, że na każde pytanie zaraz usłyszysz odpowiedź (nic do ukrycia), nawet najbardziej bzdurne i nawet jeśli nie wiesz o co właściwie pytasz.
,,Muszę sie pogodzić, że żonie nigdy nie przejdzie przez gardło "sypiałam z nim" lub "spałam z nim", "byłam zakochana" itd. "
Ty się z tym nie pogodzisz, bo to oznacza, że nie jest i nie będzie z tobą szczera (przecież to czujesz, prawda?).
Ja nie pozwoliłem na używanie takich ogólników. Tylko dobitnie, aż do bólu i w szegółach. Ryczała, a mówiła uświadamiając sobie co czuję i jak to boli.
Zadaj sobie pytanie, czy tak byś chciał? Mi pomogło, bo mam wyobraźnię i zakładam najgorsze, a to co usłyszałem, aż takie nie było. Jeśli ustawisz się odwrotnie, będziesz się łudził, w przypuszczeniach okłamywał, to po tobie.
To nie przypadek, że wszyscy ci to radzą. Wydaj pieniądze na kogoś mądrzejszego, szkoda że profesor Henry jest za wodą
Jesteśmy po kolejnej sesji terapii. Nie posunęliśmy się do przodu.
Terapeuci stwierdzili, że jest we mnie dużo niechęci w stosunku do żony i w związku z tym de facto terapia małżeńska nie rozpoczęła się mimo, że to już chyba czwarte spotkanie. Nie jestem gotów do pojednania. Za tydzień mam spotkanie indywidualne.
Jest w tym sporo prawdy. Żona zraniła mnie wyjątkowo boleśnie (każdy tak mówi) i mam w stosunku do niej dużo żalu, gniewu, czasem odrazy i innych uczuć, o których lepiej nie mówić. Zdeptała moją miłość. Ale chcę wierzyć, że nie zadeptała jej do końca i o to się często nieśmiało, w duchu modlę.
Piotrek, taka terapia robi dobrze zdradzaczowi, a Tobie przynosi dalszą krzywdę. Trafiłeś na specjalistów od sklejania na ślinę. Czytałeś , co chłopaki pisali?
Cytat
Terapeuci stwierdzili, że jest we mnie dużo niechęci w stosunku do żony i w związku z tym de facto terapia małżeńska nie rozpoczęła się mimo, że to już chyba czwarte spotkanie
To już jakaś paranoja. Faktycznie trafiłeś na jakiś geniuszy. Jak oni na to wpadli, że jest w Tobie dużo niechęci do żony, no no. A co ma do jasnej cholery czuć osoba oszukana, wykorzystana, zdradzona ??? Faktycznie odkrywcy, brrrrr. Człowieku, oni z Ciebie robią coraz większego kapcia, a żonę utwierdzą w tym, że to właściwie nie jej wina ta zdrada. Piotrek nie daj się, bo zrobią Ci z mózgu mielonkę.
Prośba na koniec. Podaj namiary na tych konowałów. Jeszcze nie daj Panie, ktoś z tego forum trafi na nich i będą następne ofiary "terapii". Przed takimi "specjalistami" trzeba ostrzegać.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
Nie jest tak jak piszesz, ale to moja wina, bo wyraziłem się nieściśle.
Oni zwrócili uwagę, że na spotkaniu odniosłem się do żony z niechęcią.
Przy tym podkreślają, że złość, gniew itd są po zdradzie naturalne.
Nikt mnie nie przekonuje, że zdrada jest moją winą.
To dwie różne rzeczy.
Nieprozumienie, tzw deficyty związku - tu wina może być i najczęściej jest obustronna. Nie uciekam od odpowiedzialności.
Zdrada - wina jest jasna i terapeuci jej nie negują.
Więc ostrożniej z opiniami.
Piotrze, terapeuci wlasnie sa od tego, by stosowac TERAPIE, jesli nie wiedza, jak sie do niej zabrac, zawsze moga powiedziec "NIE JEST PAN JESZCZE GOTOWY".
Mysle, ze ci terapeuci rowniez nie sa gotowi na niesienie misji pomocy ludziom. Predzej my tutaj, na forum, wyleczylibysmi Cie szybciej i sprawniej, niz ta dwojka oszustow i wyciagaczy kasy. Zmien czym predzej, od reki, natychmiast ten duet na kogos porzadnego, nawet jesli oznacza to jazde do innego miasta. W koncu nie codziennie to sie robi - a w UK, gdzie mieszkam, wiekszos cludzi dojezdza do pracy co dzien w ten wlasnie sposob, z jednego miasteczka do drugiego. W Polsce panuje jakies dziwne zasiedzenie - wszyscy statystycznie maja po 1,5 samochodu, a jakos korzystac z niego nikt nie umie, poza wcisnieciem gazu przy ograniczeniach 50 km/h. Takie smutne spostrzezenie.
Jesli jeszcze raz sie tam pojawisz, to tylko po to - jak pisalem - aby im odswietnie wreczyc dyplom konowala, moze ich to wreszcie pchnie do dzialania. Byle juz nie z Toba.
Piotrek , przeczytaj sobie to co sam napisałeś. Wbrew temu , co teraz myślisz, w Twoich kilku zdaniach pisanych na świeżo zawiera się więcej prawdy, niż jak Ci się wydaje.
Uwierz mi nie jesteś pierwszą osobą, która trafia w niewłaściwe ręce. Żeby prowadzić takie terapie, nie trzeba mieć szczególnych osiągnięć zawodowo-naukowych. Niestety....
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
piotrploc napisał/a:
Jesteśmy po kolejnej sesji terapii. Nie posunęliśmy się do przodu.
Terapeuci stwierdzili, że jest we mnie dużo niechęci w stosunku do żony i w związku z tym de facto terapia małżeńska nie rozpoczęła się mimo, że to już chyba czwarte spotkanie. Nie jestem gotów do pojednania. Za tydzień mam spotkanie indywidualne.
Nie widzę tego, o czym mówią henry i liliand1...
Zrozumiałbym jest to, co powiedzieli psychologowie, raczej jako stwierdzenie faktu niż odkrycie, że za dużo w Tobie bólu, żeby rozpocząć wspólną terapię. Nie dziwi mnie w związku z tym propozycja na początek terapii indywidualnej, skoro na wspólnej nie widzą efektów. Nie jest to folgowanie żonie, ani tym bardziej jakiekolwiek złe intencje w stosunku do Ciebie samego. Powiedziałabym, że świadczy raczej o wnikliwym spojrzeniu, że coś idzie nie tak, jak zwykle potrafi iść.
Zauważcie, liliand1 i henry, że to dopiero czwarte spotkanie. Nie za wcześnie na wyrokowanie, że piotrploc ma do czynienia z konowałami?
Ja mysle, ze terapie indywidualna mozna przeprowadzac dopiero po terapii par - jesli ktos nadal nie moze sobie z cyzms poradzic. Jesli Piotr nie moze sobie poradzic z czyms, co jest jego osobistym problemem - jakiz problem ukierunkowac terapie, aby partnerka widziala i byla swiadoma calego nakladu pracy, ktory teraz trzeba skierowac na niego. Aby jednak nie zachwiac rownowagi czasowej w uwadze terapeutow pomiedzy obojgiem, nalezaloby zadawac pytania kontrolne takze i zonie, oraz przygladac sie rozmowom pomiedzy nimi dwojga odnosnie tej problematyki. Przeciez nikt inny nie dostrzeze tak dobrze problemu empatiii, zrozumienia i checi poprawy, jak terapeuta - ktory rezygnujac z tak dobrego narzedzia, ktore pozwoliloby mu ustalic wiele rzeczy.
No chyba, ze teraputa juz odczul, ze dla Piotra to koniec wspolnej terapii i nic nie da sie zrobic i teraz przestawia go na indywidualna, zeby powoli przygotowac go do tego. W co watpie. Dla mnie wykupili sobie czas, nie dajac rady wykorzystac calej negatywnej energii skupionej w Piotrze przeciwko kryzysowi zwiazku wlasnie. Oni najzwyczajniej bija sie z tym osobiscie. I to tez mialem na mysli mowiac o konowalach. Ja wiem, ze cudow nie nalezy oczekiwac na poczatku, niemniej tu nie widac, by terapeuci mieli pomysl. Na razie probuja, dla mnie to troche za malo - probowac to moge ja bez papierka, ale nie oni.
Neguję ich kompetencje, ponieważ nic nie skazuje na to , żeby osoba poszkodowana dostała wsparcie. Jest do oczyszczenia wrzód, czyli zdrada. Chłopak się dusi od pytań, bez których cała operacja to jak przykrywanie liśćmi i trawą jątrzącej rany. A tu nie dość, że tego nie ma, to jeszcze wciskanie głupot na zasadzie: jak pan nie będzie na to patrzył, to rana sama sie oczyści i zniknie.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
henryjeweller napisał/a:
Ja mysle, ze terapie indywidualna mozna przeprowadzac dopiero po terapii par - jesli ktos nadal nie moze sobie z cyzms poradzic.
Myślę, że może możliwy jest inny tok, henry
Wydaje mi się, że terapia indywidualna przed terapią par ma na celu "pomoc doraźną", żeby okiełznać emocje, spróbować pokazać, jak można sobie radzić etc. Dopiero po uzyskaniu jakiegoś constans, możliwe jest prowadzenie terapii wspólnej w atmosferze spokoju na przykład. Tyle, że ważnym jest, że po takiej terapii indywidualnej, terapia par powinna być prowadzona przez innego terapeutę-neutralnego dla obu stron, aby nie był stronniczy.
Post doklejony:
Cytat
piotrploc napisał/a:
Jesteśmy po drugim spotkaniu. Było w zasadzie prawie powtórzeniem pierwszego, tzn walką psychologów ze mną. Ja mam silną potrzebę usłyszenia prawdy z ust żony, mimo, że fakty są mi w dużej mierze znane. Psycholodzy przekonują mnie, że to tylko pogłębi ból i nie jest do niczego potrzebne.
Ponoć tylko krowa nie zmienia poglądów
Nie doczytałam wcześniejszych postów Piotra, tym samym komentując tylko propozycję o zmianie toku terapii. Ale wobec tego, co zacytowałam wyżej, zmieniam zdanie.
Psychoterapeuta działa zupełnie po omacku i jakby bez doświadczenia. Chyba rzeczywiście bylibyśmy w tej terapii lepsi od niego piotrploc, rozejrzyj się za kimś innym.
...żeby nie było...mam porównanie...
Moim skromnym zdaniem to zwykły obłęd, żeby znachor z dyplomem układał w głowie coś od nowa. Może nie mam racji. Jednak charakter człowieka kształtuje się latami ten amerykański wynalazek może działa na jankesów, mam jednak wrażenie, że terapia nie jest niczym innym jak sposobem dyskutowania. A jakaż jest różnica w dyskutowaniu o własnych problemach z kolegą, na plebani czy w gabinecie. Czyżby prestiż. Nie dajmy się zwariować. Szerokie spojrzenie, horyzont to coś co jesteśmy w stanie wyssać z mlekiem matki a potem albo pielęgnować lub zapuścić ugorem. Jesteśmy nowocześni na mirę czasów ale nie starajmy się popadać w histerię nowomody a zarazem skrajności od konfesjonału po kozetkę. Każdy ma swój rozumu przede wszystkim sumienie (to taki wewnętrzny anioł stróż) jeśli standard dobra postrzeganego w miarę jednoznacznie przez ogól nie zostanie naruszony, miejmy pewność, że nie krzywdzimy. Zło ma swoją definicje i większa część ludzi wie jak wygląda. Zaniżone standardy zdradzaczy zaprowadziły nas w ten zapomniany przez dobro zakątek sieci, nie zapominajmy o tym.