Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Sylla bo najlepsza obrona jest atak
Ja tez duzo rzeczy uslyszalam duzo rzeczy mnie zabolalo zranilo, tylko ze on czasami ma przeblyski rozumu i chyba w tych momentach zalamuje sie.
Slyszalam juz przepraszam, chociaz na poczatku dzwonil oskarzajac mnie ze to moja wina, zauwazyl ze to po mnie splywa i sie poplakal. Uslyszalam rowniez ze ma byc szczesliwa bo na to zasluguje ... i wiem ze kiedys to nastapi i chociaz bym miala sie paplac w tym blocie 4 lata wiem ze przyjdzie dzien ze to ja bede szczesliwa
Ja nie szukam kontaktu, on tez nie i mam nadzieje ze nawet jak urodze to zostanie tym czyms co jest teraz.
Mimo wszystko z tego co sie stalo tego ze to boli to my wyszlismy z podniesiona glowa z tego, bo nie zatracilismy wartosci ktorymi sie kierujemy w zyciu
A ja mam w ostatnich dniach inny problem ze sobą...
Po tym jak mnie zdradził i po tym, jak dowiedziałam się z kim moje poczucie własnej wartości dodatkowo wzrosło. Choć nigdy nie miałam jakoś specjalnie kompleksów. Jakiś czas ta "pani" zajmowała moje myśli, ale teraz mogę powiedzieć, że nie stanowi dla mnie problemu. Jest żałosna tak samo jak on i tak samo jak on kiedyś za to zapłaci. Teraz martwi mnie co innego. Otóż były na początku również zwalał na mnie winę (że dla mnie za bardzo się zmienił, że mam ciężki charakter itp). Potem jak odparłam atak, to stwierdził, że bzdury gadał, że zdrada to tylko jego wina, że ja jestem piękna, dobra i subtelna. Że na pewno długo nie będę sama. A najśmieszniejszy był tekst, że gdybym gdzieś wyszła, to na pewno od razu znajdzie się ktoś, kto będzie chciał mnie poznać. Jak miło, że wpycha mnie w czyjeś ramiona, może sam mi je znajdzie?! Ja niestety tak szybko jak on się nie przestawię. Ale przez to wszystko od paru dni męczy mnie myśl, że może faktycznie to ze mną jest coś nie tak? I może już nikt nie będzie chciał odmienić tego mojego losu?
A wydawało mi się też, że jest już lepiej. Nie śni mi się, jak gdzieś wychodzę, to staram się o nim nie myśleć, wiem, że nie ma żadnej nadziei na to, że kiedyś będziemy razem, bo on się do tego nie nadaje. A jednak mnie to męczy.
I wiem, że w porównaniu do innych dramatycznych historii moja jest błaha. To nie był mąż, ojciec dzieci, nawet narzeczony (choć było blisko...). Ale przez tyle lat nabawiłam się tylu myśli i nadziei, które teraz tak bolą i nie dają żyć...
Migotka, wszystko,co napisałaś to schematyczne zachowania zdrajcy. Niejeden z nas słyszał, że powinien sobie szybciuchno ułożyć życie itp. Twój facet próbuje podbudować swoje nędzne ego takimi przebłyskami "wspaniałomyślności".
To ,że nie masz ochoty się na razie z nikim spotykać jest wręcz czymś bardzo naturalnym. To , że masz obecnie niską samoocenę też nikogo nie dziwi. A masz, dlatego wydaje Ci się, że z Tobą jest coś nie tak i nikt Cię już nie pokocha. Pokocha, pokocha niech się Migotka nie martwi. Tylko Migotka musi od nowa pokochać sama siebie.
Post doklejony:
Sylla, jeśli masz na niego dobre haki, to błagam , opowiesz mi po Twoim rozwodzie, jak się pan ex wił jak na tych hakach go powiesiłaś publicznie.
Przepraszam za post pod postem, nie zauważyłam wcześniej wypowiedzi ,do której chciałam się też ustosunkować.
Edytowane przez rekonstrukcja dnia 07.01.2012 15:37:02
Wiecie co?Własnie dzisiaj sobie uswiadomiłam,ze moje idealne zycie nie było wcale idealne.Pewnie,gdyby nie lafirynda dalej mówiłabym,ze zyję w idealnym związku i za gada bez wahania dałabym sobie obie odciąc.Właściwie zawdzięczam jej to,ze nadal mam dwie ręce.A wiecie dlaczego?Bo ja nigdy nie myslałam o sobie,zawsze na pierwszym miejscu była Rodzina,czyli Dzieci i ggad,no i praca gada.Życie wg grafiki na lodówce,to zanczy jak on najpierw dał swój plan na nadchodzący miesiąc.Było tam kilka rubryk ;jego praca,moja praca(ja sie wklejałam w jego wolne:szoook)zajęcia córki,zajęcia syna,każy wpisywała na dany dzień miesiąca z góry co ma zaplanowane.No,ja też,moje wpisy to wywiadówka,szczepienia,zajęcia młodszego dziecka,duże zakupy,nawet wyjście z dziećmi do kina,czy na tzw.ubraniowe zakupy.Nie powiem,czasami zdarzał sie wpis typu fryzjer czy kosmetyczka,ale zawsze około 9 rano,czy;i jak wracałm z nocki do domu,ogarnęłam mały poranny haosik(Chaosik moze:niemoc),zaprowadziłam małego do szkoły a wcześniej do przedszkola.Nagminne było urywanie sie przeze mnie kilka min przed końcem dyzuru,albo kilkuminutowe spóznienia.To,co prawda w mojej pracy normalne,jak Ludzie pracują w kilku miejscach,tylko,ze ja pracowałam w jednym i na jednym etacie(po latach orki na ugorze na dwóch),czyli nic dziwnego a jednak.Bo nie miałam czasu dla siebie.No i mnie to niby odpowiadało:szoookZdarzało sie,ze zaczynałam walke o swoje jakies PRYWATNE życie,ale zawsze argumentacja mojego osobistego gada była tak poprowadzona,ze potem miałam poczucie winy,ze on tak coężko pracuje,ma taki odpowiedzialny zawód,a ja głupia sie czepiam.Stał przede mną ,wysoki,przystojny,bozyszcze tłumów,z niedbale wcissniętym papierosem w dłoń i patrząc z gówy mówił;
Ja muszę.
Koronny argument,on musiał,potem nawet nie zauwazyłam,kiedy jakimś dziwnym trafem ,za wyniesienie smieci mu dziekowałam,a jak zrobił zakupy:wykrzyknikwpadałam w uwielbienie.Bo przeciez taki zajęty,a jeszcze pomyslała i lodówke zapełnił:szoook
Niby w zartach(zawsze potem przepraszał,nie powiem,nawet z
czułościąże publicznie mówił,ze on pracuje i zarabia a ja wydaje,bo taki mamy model Rodziny.Wszyscy brali to za żart,na początku ja też,bo przeciez był taki kochany i jaki dow****ny:rozpaczpotem,mówiłam ,ze to mnie boli,on,ze sie czepiam.Po kilku latach doszło do tego,ze jak chciąłam zrobic jakiś większy zakup,sobie albo dzieciom zawsze pytałam:szoooknie powiem,nie odmawiał:rozpaczwspaniałomyslnie sie zgadzał.Nawet nie wiem ,kiedy zaczęłam zbierac paragony(tu powinna pojawic sie waląca w łeb młoteczkiem emotka),zawsze przy tej okazji,gadzik dostawał nowa koszule albo cos innego.No i nosił:brawoZ reguły mówił dziekuje,wisiałao jakis czas na wieszaku ,swoje przeciez musi odwisieć,potem wspaniałomyslnie zakładał,nie zapominajac zapytać;
To moje???
No a czyje ?
Najlepsze było kupowanie ciuchów ,które trzeba przymiezyc.Więc zasuwałam do galerii handlowej,w czasie jak Rodzina miała zajęcia własne,a jak wolne po nocce(Normalnie głupota Kobieca nie ma granic),robiłam przegląd po sklepach,z karteczka w ręku,sprawdzałam ,czy oby na pewno maja rozmiarówkę bożyszcza,potem zapisywałam na tejze karteczce,co jest w którym sklepie i gad przyeżdzał ze mna po odbiór:brawoNo trzeba było jeszcze go przekonać,ze powinien,wysłuchać tyrady ,jaki to zapracowany a ja mu doopę zawracam nowymi spodniami czy garniturem,ile to on mógłby w tym czasie zrobić itd.Przymierzał w sklepie,brał do domu i wyglądał jak spod igłyA ja byłam szczęśliwa,ze znalazł czas ,zeby ze mną do galerii handlowej wyskoczyć:szoookNormalnie kretynka ze mnie.
Pamiętam,jak kiedys ,przemęczona do granic mozliwości,wypompowana,ciągle ze świadomościa,ze musze byc doskonała(znowu młoteczek,puk,puk),powoedziałam,ze nawet niewolnicy maja od czasu do czasu dzień wolnego.Nie powim,nawet na jakis wekend wyjechalismy,perfumy mi gad nowe przyniósł,nawet drinka zrobił,czyli odpoczęłam,a potem tak zaczął układac swoje prywatne:szoooksprawy,ze nawet nie miałam sie jak do czegokolwiek przyczepić.No bo jak?Musi wyjśc na kolacje słuzbową,nie moze odmówić,interesy,ja mam nockę w pracy,więc musi iść sam,no i przykro mu,tylko,ze nie z powodu,ze ja do pracy idę,a ,że on idzie sam.Bo przeciez jak mnie potrzebuje,to ja nie mogę:szoook:szoookKurcze,jaka winna sie czułam.
HMMMMM....normalnie larwie dziekuję,nie musze słuchac juz jak gad mi wmawia,ze bez niego sobie nie poradzę,poradzę,nawet jak przywali jeszcze raz w czuły punkt,to sobie poradzę...
No i jeszcze jedno;za karę nikt sie do mnie plecami w łóżku nie odwraca.
Nasze zycia,nawet jak nam sie wydawało,ze były idealne,nie były...
Nie żałuję,że minęło,żałuję,ze byłam taka głupia,ze dałam sie zmanipulować,jakby tego nie nazwać zastraszyć,że zrezygnwałam ze swoich przyjaciół i znajomych,ze zapomniałm,ze facetów mozna miec wielu,a zycie mamy tylko jedno....
Post doklejony:
Przeczytałam,nie wierze ,ze to napisałam:wykrzyknik
Czasu potrzeba,zeby zobaczyć,ze ideały to dranie...
Wiesz, że nie zzależniie czy to mąż, facet, czy narzeczony każdy cierpi podobnie.Czasem nawet wydaje mi sie że sa pewne juz schematy zdradzonych. Cieszę sie, że twoja twoje poczucie wartości sie zmienilo. ja niestety mam na odwrót....Mój gad niestety zrobił tak że to ja właśnie czuję sie winna. Szukam w sobie powodów, że może ze mną coś jest nie tak. Moze jestem za chuda, za gruba, nie jestem blondynką, nie noszę adidasów, używam niei tych perfum...sama jużnie wiem.Kiedy wydaj mi się jednak chociaż przez minutę , że to ja jestem tą lepszą, tą wygraną szyko to mija i znów powracam do tego że czuje sie gorsza.
Moje ego zostało nadszarpnięte i to nie żle.
Czasem zastanawiam się czy wróci na właściwi tor.
Czy jeśli ktoś powie mi jesteś inteligentna, twój uśmiech, oczy, atrakcyjna z Ciebie kobieta - taki zwykły komplement czy ja go zwyczajnie w świecie nie wyśmieję????
Wziełam dzis kartkę papieru i próbowałam sobie zapisać rzeczy w czym jestem lepsza od NIEJ niestety nie udało się . Przez niego czuję sie w każdej rzeczy gorsza od niej nawet doszłam juz do takiego stanu że mam wrazęnie że ona nawet robi lepszy makijaż odemnie.....
Mam tlko nadzieje ze ten ideał jakim jest ona kiedyś popatrzy w lustro i będzie czuła to co ja dziś przez nią......
A jeśli chodzi o niego niech lepiej nei patrzy w lustro.....
........"Czasem miłość trwa,
a czasem zamiast tego rani"..................
Sandrunia-hej,a co to za pomysly,zeby robic spis,w czym jestes lepsza od tamtej pani:szoook
Wy mnie ciagle kobiety zaskakujecie:rozpacz
Kiedy patrzysz na siebie w lustrze,robisz to,z czystym sumieniem?-
No to juz wiesz,w czym jestes lepsza
Moim zdaniem sek wlasnie w tym,ze kiedy probujemy czuc sie lepsi od innych,tymczasowo odnosi to skutek,ale przy jakiejkolwiek pierwszej,lepszej porazce,czujemy sie gorsi.
A przeciez nie o to chodzi...
Czy ktos ci kazal byc lepsza?Jestes inna,nie gorsza-a INNA:cacy
Wiesz,ze dwie panie-tak samo piekne,o takiej samej sylwetce,noszace ta sama sukienke,moga wygladac w niej diametralnie inaczej.
Jedna bedzie ja nosic wiedzac,ze jest soba...
A druga,zalozy ja myslac-chce byc kims innym...
Bacello- chyba każdy z nas był tak zaślepiony... Im dłużej myślę o swoim związku, tym więcej "zastanawiających" momentów wynajduję. Kiedyś nie zwróciłam na nie uwagi, dziś wiem, że powinnam się tym zainteresować wcześniej.
Sandrunia- nie porównuj się do niej! Ty zawsze będziesz górą, bo nikogo nie skrzywdziłaś i byłaś uczciwa. W przeciwieństwie do niej. Ja cały czas wierzę, że los takim osobom odpowiednio za to odpłaci. Ja miałam ten "komfort", że kiedy przychodziłam do pracy byłego widywałam tam jego późniejszą kochankę. Już wtedy obiektywnie stwierdziłam, że jest najmniej fizycznie pociągającą spośród wszystkich tam pracujących kobiet. O zasobach intelektualnych nie wspominam. Jej pełne przekleństw wpisy na jednym z portali na temat zakończenia ówczesnego, a rozpoczęcia nowego związku były żenujące. Złapała sobie naiwnego młodzieniaszka, a on myśli, że jest w raju. Proszę bardzo. Dlatego właśnie ona nie stanowi już dla mnie problemu. Bardziej rozmyślam o samej sobie, czy mi się coś jeszcze kiedyś uda...
Migotkka88
No ja właśnie też myślę, że za dużo poświeciłam mu czasu, że na wiele rzeczy jest za późno, boję się że nie da się tego już nadrobić. Staram sie jeszcze jednak wierzyć, że to o czym tak długo marzę uda się !Pokaże sobie że marzenia się spełniają. Ja również cały czas wierzę ze los takim jak ta larwa i gad odpowiednia za to odpłaci. Tylko najtrudniejsze jest to że oni ciągle czują, że nic złego nie zrobili. Ona się usprawiedliwia , że nic o mnie nie wiedziała a on tez ma na to swoje wytłumaczenie.
Barcello- chyba ja włąsnei byłam tak zaślepiona .....
........"Czasem miłość trwa,
a czasem zamiast tego rani"..................
TULIA - masz rację - tych gorszych dni jest mniej, okresy przerwy między nimi też są już dłuższe, a załamania jak napisałaś rzeczywiście mają już inny wymiar... tak są inne, może nawet krótsze....
Mimo tego, że dopiero niecałe cztery miesiące to już teraz wszystko wygląda inaczej i na wszystko inaczej już patrzę...
Chyba nawet pojawiło się światełko w tunelu, światełko na przyszłość... Jeszcze nie wiem czy na samotną przyszłość, czy na przyszłość z kimś u boku, nie myślę o tym i nie chcę jeszcze widzieć nikogo przy sobie... Pomału zaczyna mi być lepiej, nawet czasem jest dobrze... Coraz mniej wspominam, bo wspomnienia jeszcze idą w parze z tym strasznym bólem i poczuciem krzywdy... staram się odganiać te myśli, już wiem, że rozpamiętywanie i zadawanie sobie tysiąca pytań nie są żadnym krokiem naprzód...
I Tulia jak napisałaś - już mniej się boję, już nie jestem przerażona każdym dniem, już staram się racjonalnie przemówić sama do siebie i powiedzieć sobie DAM RADĘ
Nie wracam do słów, które usłyszałam od niego, chcę o tym zapomnieć, wiem, że z jego strony to obrona, to próba uciszenia własnego sumienia, to szukanie rozgrzeszenia i może nawet świadomość dna jakiego sięgnął... wiem, że nie jestem tak beznadziejna jak próbował mi to wmówić, że nie mam takich wad, które on wymieniał jako powód jego zdrady, wiem, że po prostu, najzwyczajniej w świecie jestem od niego lepsza!!!
pozdrawiam dziewczyny, mam nadzieję, że wszystkie damy sobie radę, że życie będzie już teraz lepsze, bo bez tych beznadziejnych, nie zasługujących na miłość osób przy naszym boku...
Jak dać radę?? Dobre pytanie. Czytam większość postów i wiem (wynika to z wypowiedzi autorów), że czas powoli zabliźnia rany, ale jak przetrwać te pierwsze momenty?
Powoli przestaje dawać redę Płacze codziennie, bezwiednie dotykam palca w miejscu gdzie nosiłam pierścionek, walczę ze sobą żeby do niego nie napisać, nie zadzwonić. Codziennie zmuszam się do wstania z łózka, bo wiem, że jak w nim zostanę to już nie wstanę, staram się sobie organizować czas, wychodzę z domu, myślę czy by się nie zapisać na jakiś pilates czy jogę (zawsze chciałam). czytam książki, słucham muzyki, oglądam filmy i seriale. Jego zdjęcia schowałam głęboko na dnie kartonu po butach. Niby stosuje się do wszystkich rad i zaleceń, a jednak nie mogę wytrzymać. Rozrywa mnie od środka i nie wiem, czy jestem w stanie to wszystko wytrzymać. Przegrywam.
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Wygrywasz Natalko,tylko jeszcze o tym nie wiesz,nie czujesz tego.
Kazdym wstaniem z lozka,planowanym pilatesem,joga,sluchana muzyka,obejrzanym filmem,kazdym -nawet najslabszym cieniem usmiechu nawet takim na dwa zeby...idziesz do przodu.
Kochana Natalko, każdy z nas zadawał sobie to pytanie, wielu z nas, jak ja zadaję je ciągle...
Ja też płakałam codziennie, czasem wyłam do poduszki przez całe noce, obrączkę nosiłam jeszcze miesiąc po tym jak mnie zostawił, pisałam do niego, dzwoniłam... Codziennie zmuszałam się do wstania z łóżka, organizowałam sobie po kilka spotkań na dzień, pracowałam do późna, zabierałam pracę do domu, wymyślałam wszystko by jak najmniej mieć czasu na rozpamiętywanie...
Całe swoje życie spakowałam do pudeł i stoją teraz czekając na czas, kiedy będę gotowa je otworzyć, na razie to same wspomnienia, które powodują rozpacz...
Na początku jest ciężko, jakby ktoś zabrał powietrze, za jakiś czas zobaczyć, że bez tego powietrza da się żyć...
Ja walczę 4 miesiące, myślałam, że daję radę, zobaczyłam się z nim w środę i rozpadłam się znowu na tysiące kawałków - moja rada - zerwij wszystkie kontakty!!! Nie posłuchasz, wiem, mało kto słucha, ja sama nie słuchałam... Cała moja praca nad sobą i wiarą w lepsze jutro idzie na marne jak tylko się z nim zobaczę...
Oszczędzaj się kochana i myśl o sobie, wierz mi, musimy myśleć o sobie, nie o tym co było, nie o kimś kto nas skrzywdził, tylko o sobie... Sama zobaczysz za jakiś czas, że jest lżej... Ja czuję już tą lekkość, może nie ma rewelacji, bo jeszcze boli, bo ślad 14 lat daję się we znaki, ale z dnia na dzień będzie lepiej, u Ciebie też...
Ja wiem kochana, że są dni kiedy człowiek chodzi po ścianach, bo nie wie co robić, że są noce kiedy myślisz, że nie wyjdziesz nigdy z tego mroku, ale to złudzenie... Bo wszystko się ułoży za jakiś czas, tylko musisz co rano, gdy z trudem zmuszasz się do wstania z łóżka powtarzać sobie, że wszystko będzie lepiej!!!
Popełnisz jeszcze masę błędów, będziesz pisać, dzwonić, rozmyślać, doszukiwać sie wytłumaczenia, zadawać pytania... taka kolej rzeczy, ale potem musi być już tylko lepiej..
Tylko myśl kochana o sobie, nie zadawaj sobie pytań bez odpowiedzi i walcz, bo życie przed Tobą, a świat na Ciebie nie zaczeka...
Pamiętaj, jestem z Tobą!!!
Trzymam kciuki kochana.
p.s. ja też walczę z każdym dniem i przegrywam, ale kiedyś powiem, że wygrałam!!!
Natalia,są dni ,któere niosa Nas na skzydłach,lecimy jak ptaki,ku słoncu,w górę,mamy wrażenie,że cały swiat soi otworem,ze cokolwiek sie nie stanie ,jak feniks z popiołów wstaniemy i pójdziemy.Sa dni,w których rano wyskakujemy z łózka,nasiskamy dzwoniący budzik i kradniemy jeszcze 5min snu,wieczorami wskakujemy i zasypiamy od razu,z nadzieja na miły sen.
Sa tez dni,kiedy nawet brylanty przestają cieszyć(chociaz do ponoć najlepsi przyjaciele Kobiety),kiedy wszystko idzie nie tak,i rano pociągając tuszem rzęśy,drżącą ręką trafiamy w oko.
Puełka,do których wsadziłyśmy przeszłość gubią swoje pokrywki,a ta wyrywa sie na zewnątrz i chodzi za Nami krok w krok.Dopada Nas w najmniej oczekiwanym momencie.
Ąle rano znów świeci słońce,jest jasny dzien,znowu wszystko sie oddala,wspomnienia nie maja czasu zagościc w głwowach i łzy nie zostawiaja sladów na poduszcze.
W końcu jest dzień,w którym nie wiemy jak,nie wiemy skąd nawet przez moment nie zatrzymujemy sie nad przeszłością.Nic Nas nie drażni,wraca spokój,radość z każdej chwili .To jest dzień,w którym mówimy,ze fajnie jest znowu chcieć żyć.
Porozdzierana dusza,zostaje posklejana,misternie dopasowane do siebie tysiące kawałków,są znowu całościa,z bliznami ale juz nie nie bolesnymy.Nic w Nas nie krzyczy,osiągamy spokój.
Tylko nikt nie wie,kiedy taki dzien nadejdzie,ale warto o sibie powalczyć.Chociazby dla słów ,które powiedział mój syn;
-Jestes najcudowniejszą mamą na świecie.
Dla wszystkich rzeczy,które kochamy,dla drobiazgów,dla ulubionej płyty,dla czekolady.W sumie-dla siebie.
Walczymy nie z demonem,nie z przeszłością,nie z niewiernym czy jego kochanka,ale z samym sobą.Jest jednak dzień,w którym konczymy tę wyniszczająca walkę i stając przed lustrem mówimy,że warto zyc dla siebie.Bo mamy życie jedno,sami musimy je przejść,nikt za Nas tego nie zrobi i nie możemy cofnąć czasu,żeby cokolwiek zmieniać.
Możemy tylko iść dalej,z nowymi planami i wyzwaniami,nawet z nadzieją,ale z emocjami pochowanymi głeboko,z własnym antidotum na ból,który czasami Nas jeszcze dopadnie.
Mamy jedno życie,jesteśmy warci całego szczęścia świata,tylko musimy się po nie schylić.
Powodzenia Natalia
Magda,posklejasz swoja dusze,teraz juz szybko,bo wreszcie mówisz Ja a nie My.
Witam
Jestem tutaj nowy. Dużo mi dają historie przez was opisywane, jak sobie z nimi radzicie bo wiem że nie jestem sam.
Mój związek rozpadł się dwa miesiące temu. po prawie 10 latach bycia razem wróciła z sanatorium i stwierdziła że już mnie nie kocha i zaczęła uciekać do innego "współkuracjusza".
Jest ciężko. Powoli dociera do mnie że wszystko jest już skończone, ale często jeden gest myśl powodują że mam głupią nadzieję że jest do czego wracać. Jednak rozum podpowiada że i tak nic by z tego nie było.
Strasznie trudno przestawić się na myślenie że ja jestem dla siebie najważniejszy, bo zawsze była to ona na pierwszym miejscu. Zastanowić się nad tym co ja chcę zrobić dla siebie. Cały czas żyję złudną nadzieją że los się odmieni a ja kiedyś zacznę znowu pozytywnie myśleć
Teraz jest troszkę lepiej ale są chwile kiedy nic mi się nie chce i nie widzę sensu w niczym.
Chyba wszyscy tutaj mamy tak, że jest już lepiej, a potem znowu dopada nas czarna otchłań. Ale na szczęście za każdym razem ta otchłań jest coraz bardziej płytka. A kiedyś zniknie może całkowicie...
Natalia, dostałaś bardzo trafną radę- zerwij całkowicie kontakt, wtedy szybciej, może odrobinę łatwiej staniesz na nogi. Wiem z własnego doświadczenia. Od dnia, w którym powiedział mi o zdradzie nie widziałam go "na żywo", nie słyszałam nawet jego głosu, bo emocje nie pozwoliły mi nawet na rozmowę telefoniczną. Pisałam tylko jakieś wiadomości tekstowe z setkami pytań, ale w końcu doszłam do takiego muru, przy którym stwierdziłam, że to koniec. I od dwóch miesięcy w kwestii kontaktu nie ma NIC. I myślę, że mi to pomaga.
Minęły trzy miesiące, nie ma dnia, nie ma godziny, w której nie pomyślałabym znowu "dlaczego?", w której mówię sobie w myślach, co powiedziałabym jemu, w której bym nie wspominała... Ale te myśli nie przynoszą już takiego autentycznego kłucia w sercu, które wstrzymywało oddech.
Od dawna wiem, że to koniec, że nie ma już NIC. Ale nie chcę być sama. Nie chcę tkwić w takim potrzasku...
Staram się z nim mieć jak najmniejszy kontakt, nie dzwonie, nie piszę. Wiem, że tak jest lepiej. Ale i tak o nim ciągle myślę. Dziś mi się śnił i to w dodatku z nią. Otworzywszy oczy stwierdziłam, że nie życzę mu źle. Jeśli jest z nią szczęśliwy to niech tak będzie, widocznie tak musiało być, a ja muszę to po prostu przetrwać i przyjąć do wiadomości Nauczyć się żyć w nowej sytuacji.
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Natalio od myśli i wspomnień tak szybko się nie uwolnisz, możesz się starać, ale nikt nam na nasze nieszczęście nie zrobi resetu i nie zaczniesz wszystkiego z czystą kartą... Musisz jak wielu z nas nauczyć się żyć ze wspomnieniami, a nie wspomnieniami..
Doskonale wiem jakie to trudne... mnie mój mąż śni się co noc, a potem każdego ranka, gdy budzi się świadomość bardzo trudno wstać z łóżka... ale z każdym dniem będzie lepiej, ja też liczę, że sny kiedyś się skończą...
Wiesz co powiedziałam mojemu mężowi na ostatnim spotkaniu - że mam nadzieję, że jest szczęśliwy bo przynajmniej taki będzie pożytek z krzywdy jaką wyrządził....
Czy tak musiało być? Być może tak, ale pamiętaj nie szukaj winy w sobie, bo niczemu nie jesteś winna, nie można być winnym tego, że trafiło się w życiu na osobę, która nie szanuje ludzkich uczuć, potrafi tak skrzywdzić i tak postępować...
Musisz to wszystko przetrwać i to niestety nie jest wcale takie proste, pewnie doskonale już o tym wiesz i pewnie wiele się jeszcze nauczysz, to wszystko jest strasznie trudne, ale musisz z podniesioną głową iść w kierunku swojego nowego życia, życia bez niego...
A po drodze jeszcze nie raz zadasz pytanie dlaczego, nie raz będziesz szukać odpowiedzi, nie raz zapłaczesz i będziesz prosić Boga, aby to wszystko okazało się złym snem... W tym wszystkim pamiętaj, ze po każdej nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...
Trzymam za Ciebie kciuki, pisz, to pomaga... Tutaj nie jesteś sama...
Magda dzięki za wszystko Staram się jak mogę trzymać, nie wspominać, nie myśleć po prostu funkcjonować. I staram się wierzyć, że pewnego dnia się obudzę i będzie lżej. taki jak piszesz muszę to wszystko przetrwać. Tylko ta nadzieja, która się we mnie tli, że pewnego dnia się obudzę i okaże się, że to był tylko sen Ate to rzeczywistość i chyba najlepsza jest ciężka prawda niż życie w pięknym kłamstwie.
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
Natalio tak to na początku wygląda - staramy się po prostu funkcjonować... i choć czasem to wygląda jak błądzenie dziecka we mgle to wierzę że za jakiś czas będziemy potrafiły odnaleźć sens życia... może nawet sens tego wszystkiego co nas spotkało...
I wierzę, że za jakiś czas to nie będzie już tylko funkcjonowanie, wegetacja, a życie pełnią życia...
I oczywiście że tak - najgorsza prawda jest lepsza niż najpiękniejsze kłamstwo...
Mój mąż okłamywał mnie przez kilka miesięcy, zanim zaczął to robić skutecznie uśpił moje obawy, z doskonałością mistrza wybijał mi z głowy każdą niepewność i łudził nadzieją, że moja intuicja jest skrzywiona... Teraz doskonale wiem jak bardzo dałam się oszukać, teraz wiem, ze intuicja mnie nie zawiodła, a zawiódł mnie człowiek.... Dzisiaj te kilka miesięcy życia w kłamstwie powoduję, że czuję się idiotką i nie mogę sobie wybaczyć, ze nie tak dałam się mu prowadzić...
Ale prowadził mnie zawsze, kochał zawsze, więc dlaczego miałam nie wierzyć?
Boli mnie to, że dałam się oszukać, że wierzyłam, że ufałam, że kochałam, boli mnie to, że kocham nadal...
Boli mnie, że zapominam o złych rzeczach, że wspominam dobre chwile, boli mnie, że próbuję ciągle go tłumaczyć, że martwię się o niego, że tęsknie za nim...
Boli mnie nawet to, że nie potrafię go znienawidzić, a chciałabym, bo wtedy byłoby mi łatwiej...
Ot...po prostu miłość bez prawa bytu....
Natalko trzymam za Ciebie kciuki...
NataliaK czy gdyby teraz chciał wrócić pozwoliłabyś? Wiem, że to takie gdybanie, ale właśnie to ukaże jak daleko jesteś... prawda jest inna, odszedł i niech krzywdzi innych, pamiętaj, że już nie skrzywdzi Ciebie - a to jest najważniejsze. Dziś przechodzisz katusze, upadłaś na kolana, ale za jakiś czas wstaniesz i znów świat będzie kolorowy ;-)
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."