Mąż, dzieci, zdrada żony - i co dalej?
Dodane przez R_raf dnia 29.08.2023 18:35
Cześć
Opisuję tutaj swoją sytuację bo po 1 – potrzebuję się z kimś podzielić daną sytuacją, po 2 – nie wiem co robić, i może ktoś coś mądrego napiszę na ten temat itp.
No to zaczynamy:
Treść rozszerzona
Znamy się z żoną od czasu studiów, na studiach już razem zamieszkaliśmy, później ślub (już 10 lat po ślubie), pierwsze dziecko (lat 10), drugie dziecko (lat 9).
Zawsze kochałem swoją żonę, ona wydawało mi się też kocha mnie. W związku jak to w związku, raz bywało lepiej, raz gorzej. Ale ogólnie jesteśmy/byliśmy bardzo udanym małżeństwem, więcej chwil dobrych, dużo szczęścia w domu, zarówno w sprawach finansowych jak i domowych. Dzieci wspaniałe, dom szczęśliwy itp. Teoretycznie nie jedna osoba chciała by tak mieć.
Żonie wierzyłem bez żadnych zastrzeżeń, pełne zaufanie – nigdy nie wierzyłem że może mnie zdradzić. Jak jechała w delegacje z pracy, cieszyłem się że sobie trochę odpocznie od „obowiązków rodzinnych”. Nieraz sam ją pchałem, aby jechała z koleżankami na jakieś wyjazdy – w końcu uważałem, że związek bez zaufania jest bez sensu. Pewnie jestem po prostu głupcem.
Żona – piękna, mądra, odważna do ludzi – ogólnie fajna babka
Ja – zaradny, uroda przeciętna, twardo stąpający w życiu.
Co ważne dla historii – równo 1,5 roku temu się przeprowadziliśmy do nowego domu (jej wymarzony). Przed przeprowadzką, w czasie remontu było dużo nerwów, 80% remontu robiłem samemu. Ale jakoś to przetrwaliśmy. Po zamieszkaniu w nowym domy, nasze pożycie małżeńskie znacznie się poprawiło (przedtem bywał różnie, ja chłop chciałem zawsze, ona rzadziej, ale nie było najgorzej). Ogólnie jak tam zamieszkaliśmy wszystko było dobrze, kłóciliśmy się też jak inne pary, ale w mojej opinii idealnych związków nie ma.
No i dowiedziałem się teraz w marcu (przypadkowo jej kochanek napisał jak miałem jej telefon w ręce), że moja żona ma/miała romans 1,5 roku. Ze swoim przyjacielem ze studiów, osobą do której dzwoniła od czasu do czasu odkąd się znamy. Jak się dowiedziałem, dostałem szału, rozwaliłem drzwi, nawyzywałem ją od różnych (co miałem na języku w tamtej chwili), oczywiście bez żadnych rękoczynów, bo nie jestem takim człowiekiem i nigdy nie będę.
Ogólnie cały czas podczas tego 1,5 roku z nim smsowała, rozmawiała telefonicznie i parę razy się w tym czasie spotkali. Powiedziała mi, że jak miała jechać na szkolenia z pracy to tak naprawdę jechała w innym kierunku 300 km, aby się z nim spotkać (i bzykać). Do wszystkiego się przyznała, powiedziała kiedy to się zaczęło, ile razy się widzieli i kochali.
Oczywiście wg niej winny jestem ja, że jej przestałem dostrzegać, że nie czuła się dowartościowana przeze mnie, nie kochana itp. Mówiła że brakowało jej chwil spędzanych razem, ale jak jej podawałem ile chwil mieliśmy wspaniałych razem (podczas jej romansu) to przyznawała mi rację. Po części przyznała że chciała odskoczni od życia rodzinnego, i poczuć się atrakcyjną kobietą jeszcze (mamy po 40 lat).
Gdy się dowiedziałem o romansie, psychicznie się załamałem, wziąłem tydzień wolnego i nie mogłem wstać z łóżka. Dostałem drgawek od nerwów. Później poszliśmy (chodzimy cały czas) do psychologa ale osobiście uważam że nie ma w moim przypadku jakiejś magicznej pomocy tutaj.
Ona teraz zablokowała tamtego w telefonie, mówi że z nim nie rozmawiała od tamtego czasu. Przeprasza mnie za to co zrobiła, też widzę że nerwy ją zjadają. Teraz mi mówi, że dostrzega to co ma, jak wiele ma, ile dla niej znaczę, jak bardzo mnie kocha i jak bardzo tego żałuję.
A ogólnie nie wiem co mam robić. Kocham ją pomimo tego wszystkiego, ale jednak mam świadomość, że jak martwiłem się o nią podczas jej „wyjazdów służbowych” ona w tym momencie bzykała się z innym. Sama świadomość, że „wypinała się” do innego jest chujowa. Niby każdy popełnia błędy, ale przez nią przestałem się cieszyć, chodzę zdołowany od rana do wieczora, i w sumie nawet żyć mi się nie chce.
Świadomość tego, że wbiła mi nóż w plecy i to że mam z tym teraz żyć do końca życia jest przerażająca. Świadomość tego, że zawsze już to „gówno” będzie z nami jest straszna.
Nie wiem czy się rozstać (nie wyobrażam sobie tego ze względu na dobro dzieci, a jednak…) czy zostać i męczyć się dla niej, pomimo tego iż ona nie zasługuje na to co od życia dostała.