ku przestrodze
Dodane przez Deleted_User dnia 21.03.2013 02:10
Mój przypadek niech będzie przestrogą jak nie należy postępować w związku, w którym jedno z dwojga małzonków dopuszcza się zdrady. Oczywiście każdy może mieć swoje zdanie i opinię, różny światopogląd czy priorytety, ale na moim błędzie będzie mógł przeanalizować swoją sytuację.
Moje małżenstwo trwało (formalnie trwa nadal) 18 lat z czego 8 lat to była moja samotna walka o ratowanie małżeństwa, zakończona moją klęską. Byliśmy zwykłym przeciętnym małżenstwem z 10 letnim stażem (i dziesięcioletnim synem). Ja zajmowałem się zapewnieniem bytu, a małżonka opieką nad dzieckiem, przy czym zaznaczam r11; to był jej wybór. Wszstko zacząło się od tego, że na dodatkowych zajęciach pozaszkolnych moja żona poznała tatę innego dziecka. Na począku jeszcze mi o nim opowiadała, jaki on fajny, elokwentny, ładnie gra na gitarze i takie tam. Ponieważ zawsze ufałem bezgranicznie malzonce, i uważałem, że ograniczanie swobód w małżeństwie nakazami, zakazami jest bez sensu bagatelizowałem całą sprawę, choć w środku ten ucisk koło serca (doswiadczeni wiedzą o czym piszę) dawał juz znać o sobie. Jednak byłem tak pewny poczucia swojej wartości, że to jakieś tam co najwyżej chwilowe zauroczenie. Tymbardziej, że planowaliśmy budowę domu i.....drugie dziecko. Jednak wcześniej moja cierpliwość się skończyła i odbyliśmy gwałtowną rozmowę r11; kłótnię. Prosiłem, aby skończyła tą znajomość, a ona na to że nie może, że mają tyle wspolnego, że on ma zone, dzieci, że porządny , ze o co mi chodzi, że do niczego nie doszło i nie dojdzie r11; że to taka przyjaźń r11; ja jednak widziałem już wtedy, że ten błysk w oku mojej żony, leci w inną stronę. Nawet wtedy zagroziłem rozwodem,ale oczywiście zostałem zagłaskany. Rozpoczęła się budowa domu i poczęła się córka. Nie muszę pisać tak wtedy wygląda życie. 24 godziny to było mało i tak trzy lata zleciały r11; w tym czasie moja zona ograniczyła kontakty z tym facetem, zresztą on miał swoje problemy (chorą żonę, która w końcu umarła). Myślałem, że wszystko wróciło do normy r11; był już ładny wymarzony domek parka dzieci, sadziło się drzewa i kwiaty w ogrodzie. A tu się okazało, że juz wtedy wdowiec korzystał z pocieszania mojej małżonki r11; nie wiem czy fizycznego (na prawdę nie wiem). Miałem już wtedy więcej czasu r11; zwłaszcza w zimie i zainteresowałem się bliżej co moja małżonka porabiała popołudniami poza domem. Nie musiałem się bardzo wysilać, aby to ustalić r11; od razu trafiłem w 10. Jak mnie zapewniała r11; to była tylko taka miłość bratniej duszy bez fizyczności. Że już z tym skończą, że to dlatego, że mnie w domu niebyło (spełniałem przecież wtedy nasze ?marzenia związane z domem r11; brakowało mi czasu na sen, a co dopiero na całą otoczkę małżeństwa). Ubłagała mnie wtedy, że skończy z nim, żebym dał jej czas, ze dzieci, itd. Nie będę tu opisywał co sie ze mną wtedy 5 lat temu działo r11; gdybym wtedy tu trafił może byłoby inaczej. Można powiedzieć, że wtedy showtime się rozpoczął r11; przeszli do podziemia. Pozory były tak zachowane, żonka milutka, w łóżku super, pyszne obiadki r11; myslałem, że naprawdę skończyła z nim, i się zmieniła a jak za kolejny rok się okazało, lepiej się tylko kamuflowali. I tu powinien nastapić koniec opowieści, ale 4 lata temu ubzdurałem sobie związek tylko dla dobra dzieci. Oczywiście po bardzo burzliwej kłótni, w którą wciągnąlem jeszcze gacha, ale on sięwycofał twierdząc że to nasz problem. Zawarliśmy jednak chory układ (biję sięteraz w piersi, bo sam się pod nim podpisałem). Zachowujemy pozory rdla dobra dziecir1;, tzn. żyjemy razem (śpimy, jemy,wypoczywamy), ale poza tym nic nas nie łączy. Nawet kłótni juz nie było. Uwierzcie mi, że żyłem w czymś takim 4 lata r11;koszmar, na pozór wszystko ok, piekna kochająca się rodzinka. A wsrodku poniżenie i brak szacunku do samego siebie, owszem widząc dzieci jak rosna nieswiadome niczego (no starszy to był już swiadomy od dłuzszego czasu r11; teraz się dowiedziałem) widziałem sens takiego życia. Nie będę tu opisywał jak to planowałem zakończyć (pewnie się domyślacie). Koniec końców nie wytrzymalismy tego oboje i się rozstajemy. Z tym, że ja jestem już wrakiem psychicznym. Trafiłem tu za późno przynajmniej o 4 lata
Nawet piszę już o tym bez emocji. Domyślam się jakie gromy spadną tu na mnie, jaka będzie szydera. To jest tylko przestroga, gdyby ktoś chciał isć taką drogą jak ja r11; ona prowadzi do nikąd r11; czysta autodestrukcja. Zmarnowane osiem lat r11; z jednym wyjątkiem r11; szacun mojego syna, który jednak stwierdził, że nie było warto się aż tak poświęcać. (córka niestety zbyt mała, żeby zrozumieć r11; dla niej byłoby lepiej, abysmy się rozstali wcześniej).
Oby nikt tak marnie nie skończył - nie życzę tego nikomu r11; nawet swojej jeszcze małzonce.
Pozdrawiam,
franc