| [173] |
Julianaempat... | ![]() |
JelonekV | ![]() |
RebornAngel | 00:08:24 |
NieOddycham | 01:12:24 |
Aga104 | 01:39:00 |
Miesiąc temu odkryłam, że mąż regularnie (średnio 2-3 razy w miesiącu) korzysta z usług płatnych dziwek z portalu erotycznego. Wybierał te, które były w dzielnicach niedaleko budowy, na której w danym czasie świadczył usługi, aby nie tracić dużo czasu na przejazd. To były różne kobiety: różnie wyglądające, w różnym wieku, wybierał je jak towar na półce i korzystał w godzinach południowych. A potem wracał codziennie do domu, do mnie i dzieci, i zachowywał się, jakby nigdy nic.
Mąż jest właścicielem firmy, którą obydwoje stworzyliśmy i prowadzimy. Ja dodatkowo pracuję zawodowo w innej branży, zajmuję się dziećmi i domem. Przy tym dobrze zarabiam. Mąż zawsze był dla mnie człowiekiem bardzo pracowitym i - jak przez lata myślałam - nie zdolnym do takich zachowań. 8 lat temu, odkryłam po raz pierwszy, że gdy byłam w 8 miesiącu ciąży, on przeglądał portale z ogłoszeniami dziwek. Gdy ja leżałam w szpitalu, on wydzwaniał do nich (sprawdziłam jego połączenia w tym czasie). Gdy to wyszło, wyparł się, jakoby skorzystał. Twierdził, że nie udało mu się do żadnej dodzwonić. Dla mnie był to cios w serce. Nie tego oczekuje się od męża, gdy jest się w ciąży. Przetrawiłam to jakoś, choć trwało to długo. Żyłam nadzieją, że może miał jakiś kryzys, ale faktycznie z takich usług nie skorzystał.
Ja osobiście zdrady fizycznej bym nie wybaczył. Nie potrafię wybaczyć emocjonalnej i nie wiem gdzie mój związek zawędruje - rozważam rozwód, ale ciągle mam cień nadziei że się to uda naprawić. W przypadku zdrady fizycznej bym w ogóle się nie zastanawiał. Skoro robił to tyle lat, to nie potrafiłbym zaufać, że już nigdy tego nie zrobi. Co jak dasz mu szansę, a on do tego wróci? Będziesz mu dawać kolejną i kolejną "ostatnią" szansę?
Cytat
Czy Ty sobie zdajesz sprawę, że to może być uzależnienie i Twój mąż powinien trafić do psychologa a być może też do psychiatry? To, że on mówi, że obiecuję i żałuje to na prawdę za mało....
Dziękuję Ci za ten wpis. Tak, pytałam go wielokrotnie, dlaczego to zrobił. Na początku trudno mu było odpowiedzieć cokolwiek. Mówił: nie wiem, sam tego nie rozumiem. To był tylko seks. Nie myślałem o konsekwencjach.
Ale ja nie dawałam za wygraną i drążyłam temat. W końcu po namyśle powiedział mi, że był moment, gdy poczuł, że ja nie chcę z nim seksu, że robię to z nim na siłę aby tylko mieć z głowy, choć nie wziął pod uwagę, że ja satysfakcję odczuwałam przy każdym naszym zbliżeniu. Ale zgodzę, że zdarzało się, że robiłam to niezbyt chętnie i dla świętego spokoju. Zapytałam go, czy wg niego seks z dziwką, która robi z nim to za jego ciężko zarobione stówki świadczy o jej chęci i sympatii do niego? Wyjaśniłam mu dobitnie, na czym polega praca kurwy i czy ma świadomość, z iloma facetami przy okazji sypiał i na jakie choroby naraził siebie, mnie oraz nasze dzieci? On naprawdę miał jakieś chore przekonanie, że facet chodzący na dziwki to jakiś "macho", a one uwielbiają swoją pracę, chętnie i z przyjemnością obsługują swoich klientów.
Gdy 8 lat temu odkryłam, że szukał na portalu erotycznym prostytutki gdy ja byłam w zaawansowanej ciąży, długo nie mogłam się pozbierać. Przy nim zatrzymała mnie nadzieja, że jednak tego nie zrobił, nie mógłby przecież być takim podłym egoistą ...w takim momencie naszego wspólnego życia. Teraz już mam pewność, że wtedy też to zrobił. Powiedział wtedy coś, co mną wstrząsnęło. Że cyt. wszyscy to robią. Gdyby wtedy dotarło do mnie, co te słowa naprawdę w jego ustach znaczą, pogrzebała bym głębiej i odkryła karty, i postawiła twarde warunki. Byłam wtedy zbyt pobłażliwa. Mężem był naprawdę dobrym, choć miewa zapędy do ryzykownych zachowań, których konsekwencji nie widzi (kupiliśmy dla niego sportowy samochód z silnikiem prawie 500KM i pomimo moich próśb jeździ nim brawurowo i widzę, jak adrenalina potrafi wyłączyć mu rozum, niestety). Mam żal do samej siebie, bo to ja mu ten samochód sprowadziłam z USA, załatwiłam wszelkie formalności... Dla mnie z kolei zdrady fizyczne, tak liczne i z tyloma kobietami, tzw. łatwy seks - to krzywda w czystej postaci. Nie przebierałam w słowach, mówiąc mu, jak haniebnej rzeczy się dopuścił i jak żałosnej, że płacił za to, co przy odrobinie starań mógł mieć w domu za darmo. Zacytowałam jego własne słowa sprzed lat, gdy sam mówił, że największym upokorzeniem dla faceta jest płacić za seks. Kilkukrotnie mu powiedziałam i niejeden raz jeszcze powtórzę: - Więcej szans nie będzie. Jeśli przyłapię go znowu choćby na przeglądaniu ofert na portalach lub dowiem się, że znów to zrobi (a dowiem się, bo na min.rok zainstaluję mu w aucie GPS i keyloggera na telefon) - to straci wszystko: dom, majątek: włącznie z firmą, szacunek najbliższych mu osób, a jego prawa rodzicielskie będą mocno ograniczone. Rozmawiałam z adwokatem, i w tej sytuacji jest na przegranej pozycji w każdym możliwym względzie. Szczerze mu powiedziałam, że już mu nie ufam i nie wierzę w jego zapewnienia i długo będzie musiał pracować aby to zmienić. Wie też, że planuję robić "sprawdzam" aby upewnić się co do prawdziwości jego słów. Niestety sam sobie na to sobie zapracował.
Wypowiem się też w Twojej sprawie, jako kobieta, która też popadła niegdyś w emocjonalne zawirowania z kimś innym, niż mąż: porozmawiaj z żoną, choć to trudne, zapytaj, co sprawiło, że tak oddaliliście się od siebie, czego jej brakowało. Zdrada emocjonalna kobiety jest efektem pewnych deficytów, nie koniecznie brakiem miłości do Ciebie. Facet, który jej zawrócił w głowie też nie jest bez winy, jeśli urabiał ją wiedząc, że jest mężatką. I jeśli w Waszym małżeństwie brakowało intymności, czyt. rozmów o Was, Waszych potrzebach, czasu dla siebie, uwagi - to taki "miś" który potrafił wysłuchać, pocieszyć, dał odrobinę uwagi - trafił na podatny grunt. My kobiety jesteśmy emocjonalne i zwłaszcza w wieloletnich związkach, gdzie ludzie już tak się o siebie nie starają, nie poświęcają sobie tyle uwagi - podatne na takie słodkie pitolenie kogoś, kto się nami zainteresuje. Uwierz, niektórzy faceci są przebiegli i jeśli wezmą na cel mężatkę, potrafią jej zrobić niezły bałagan w głowie.
Wino, spokojna, szczera rozmowa. Dopóki nie poszła z nim "na całość" masz duże szanse, aby zawrócić z tej drogi o ile obydwoje widzicie dla siebie wspólną przyszłość.
Mój mąż niestety nie grzeszy chyba wysoką inteligencją emocjonalną, ma mało empatii i dopóki coś nim mocno nie wstrząśnie - leci jak ćma do ognia. Z nim głębokie rozmowy są trudne. Ale myślę, że z żoną pójdzie łatwiej. Jeśli chce o Was walczyć i zakończy definitywnie tą znajomość, to uważam, że warto dać sobie szansę. Jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Zauroczyć, czy zakochać można się wiele razy w życiu, ale to my decydujemy, co zrobimy z tym uczuciem do kogoś innego, niż mąż. Powodzenia!
Tak, to pierwsza rzecz o jakiej pomyślałam, gdy odkryłam skalę jego działań: niemal codzienne "poszukiwania" na portalu erotycznym, wchodzenie na ten portal czasem po kilka razy dziennie, udowodnione regularne wizyty u kurew pomimo, że w domu chętnie się ze mną kochał, inicjował seks kilka razy w tygodniu (inna sprawa, że z różnym skutkiem, bo ja nie zawsze chciałam...domyślałam się tego co robi od dawna i po prostu czułam taki ... dystans, i chęci też miałam mniejsze). Ale on nie zaniedbywał mnie w sprawach łóżkowych, libido miał ogromne (teraz już wiem, co było motorem napędowym jego testosteronu...) gdy mówiłam: znowu? Przecież kochaliśmy się wczoraj...,On odpowiadał: - Z tobą zawsze. I paradoksalnie, te słowa zadzwoniły mi w głowie jak alarm. Zaczęłam baczniej mu się przyglądać, kojarzyć fakty, aż wreszcie wpadł.
Pytałam go, czy jest seksoholikiem, czy będzie miał problem, aby z tym skończyć. Oczywiście mówił, że absolutnie nie ma z tym problemu i kończy z tym raz na zawsze i więcej mnie nie zawiedzie.
Szczerze? Nie ufam tym deklaracjom. Mówiłam mu, że powinien udać się do psychologa-seksuologa, żeby pomóc samemu sobie, jeśli ma problem, o którym być może nie wie, albo nie zdaje sobie sprawy. Wiem jednak, że on "nie uznaje" psychologów za lekarzy i wątpię, aby sam z własnej woli taką wizytę odbył. Natomiast ja wybieram się z sobą do psychiatry, mam niesamowite wahania nastrojów, bardzo źle sypiam, nie mogę się skupić na niczym, nie chce mi się momentami żyć... chyba potrzebuję jakichś wspomagaczy, żeby to przetrwać. I będę chciała omówić też jego przypadek, abym wiedziała, jak należy postąpić. Jeśli po przedstawieniu wszystkich faktów okaże się, że on taką wizytę powinien jednak odbyć, to nie będzie miał wyjścia, jak tylko się zgodzić. On już wie, że ja tego nie odpuszczę, a on jest w kiepskiej pozycji negocjacyjnej i albo przyjmie warunki, albo wszystko straci. Zastanawiające jest to, z jakim wyrachowaniem on to robił i jak dobrze to mimo wszystko kontrolował. Wybierał na spotkania bliskie lokalizacje, korzystał w czasie w przerwie na II śniadanie, aby nie zawalać pracy, nie robił tego w weekendy, ani po nocach. Wplótł to w swoją codzienność bardzo logicznie pod kątem logistycznym. Ja miałam się o niczym nie dowiedzieć, on nie zawalał pracy, zleceń i zarabiał, telefon czyścił regularnie - wszystko sobie dobrze poukładał. To trochę nie pasuje do uzależnienia, które człowiekiem zawładnie przez co się traci poczucie kontroli, mi to wygląda na wyrachowane działanie osoby, która nie myśli o konsekwencjach (czyt. jest kompletnie niedojrzała emocjonalnie albo jest idiotą, socjopatą i zwykłym skurwy*ynem). Znając męża skłaniam się jednak do niedojrzałości.
Czegoś jej brakowało...ten co ją podrywał też nie jest bez winy...itd
Co to za feministyczne pierdololo?
Za zdradę ponosi odpowiedzialność ten co zdradził koniec kropka.
Wszystkie inne tłumaczenia są tylko próbą racjonalizacji dla ochrony własnego ego i poczucia, że dobrze robię dając szansę gdy tak naprawdę podświadomie czuję, że to nie ma sensu.
Ucieczka od tego jest tylko ucieczką,iluzją, ale rzeczywistość wcześniej czy później nas dopadnie gdy już opadniemy z sił emocjonalnych.
Jeśli myślisz, że coś się zmieni w Twoim życiu bo tak bardzo tego pragniesz to Cię zmartwię - nie zmieni się nic.
Przeczytałeś część mojej wypowiedzi skierowaną do #jacksparrow w kontekście jego historii. Zdrady emocjonalne kobiet są następstwem choroby, która toczy związek, nie biorą się z powietrza czy ciekawości. Jeśli kobieta dobrze czuje się w swoim związku, ma wsparcie i uwagę partnera, jest z nim szczęśliwa - nie zdradzi, nie poszuka tego na zewnątrz.
Nie mówię tu o wyrachowanych zonach-lafiryndach, które "rozkładanie nóg" mają we krwi, bo takie też niestety są. Ale to mniejszość.
Cytat
Ale to mi w zupełności wystarczy aby określić Twoje poglądy na zdradę.
Masz całkowitą rację. Również do takich wniosków doszłam, gdy przemyślałam temat i przeczytałam swój post. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale myślę o wspólnej terapii z psychoterapeutą-seksuologiem, któremu naświetlę temat przed wspólną wizytą. Mam obawy, czy gdyby poszedł sam, to powie prawdę i otworzy się przed obcą osobą, czy po prostu odbędzie wizytę "dla świętego spokoju". Tylko wspólna terapia wg mnie miałaby sens.
Zgadzam się z Tobą, że za zdradę wyłączną winę ponosi zdradzający i niczego nie racjonalizuję. Zdrada to jedno, a powody zdrady - to drugie. Każdy zdradzający ma swoje powody, co oczywiście nie może być usprawiedliwieniem, ale punktem wyjścia do rozmów o związku i podjęcia decyzji, co dalej. Dla jednych zdrada to definitywny koniec związku, dla innych początek trudnej drogi do bycia razem, która różnie się kończy. Sami ponosimy to ryzyko pozostania w związku po zdradzie licząc się chyba z tym, że może się nie udać.
Po przeczytaniu wielu historii na tym forum, są jednak sytuacje, gdy rozstanie i rozwód nie są jedynymi dobrymi drogami do wyjścia. Jednym się to udaje, innym nie. Motywacje osób, które postanowiły dać szansę, też bywają różne. Są też, co prawda nieliczne w tym gronie związki, którym udało się przejść przez piekło zdrady i jej następstw, i żyją teraz lepiej, niż przed nią. Mój pogląd na zdradę jest jasny - nie racjonalizuję jej, nie tłumaczę. Wskazuję jedynie, że zdrada to skutek, a nie przyczyna rozpadu związku.
Cytat
Mylisz się, zdrada jest przyczyną rozpadu związku nie żadnym skutkiem.
Skutkiem rozpadu związku może być rozejście się, separacja, rozwód a nie żadna zdrada.
Widzisz i właśnie na tym polega Twoja racjonalizacja.
Niby nie racjonalizujesz jej a jednak zostawiasz pewną furtkę dla jej usprawiedliwienia więc jak to jest?
Pomijając to.
Myślisz o wspólnej terapii.
Czyj to jest pomysł jego czy Twój?
Jakie realne kroki poza miłymi słowami wykonał mąż żeby naprawić sytuację?
Co musiałoby się wydarzyć aby uratować to małżeństwo wg Ciebie?
Jakie masz oczekiwania wobec terapii i wobec samego związku?
Można dawać kredyty zaufania, próbować, ale to NIC nie da.
Z własnego doświadczenia to znam. Też myślałam, że miłość, tyle lat razem uleczy wszystko. Jego (adrenalina, uzależnienie od tego drugiego, mniej nudnego niż dom, życia) i mnie - mój brak zaufania do niego po tym wszystkim co się stało. Straciłam prawie dwa lata, choć po roku opisując moją smutną historię czytałam , że straciłam już rok na odbudowywanie czegoś czego odbudować nie można. Naiwnie wierzyłam, bo miłość, bo dzieci, bo tyle lat, bo wartości które wyznawałam (okazało się że tylko ja).
Dasz radę zostawić tą chorą relację za sobą i ,za przeproszeniem , tego ruchacza.
Nawet nie podejrzewasz ile masz w sobie siły na to by zacząć żyć a nie tylko istnieć. Bo bez zaufania będziesz tylko istnieć gryząc się każdego dnia z poczuciem niepokoju, stracisz wiarę w swoją wartość, pojawi się frustracja. Bez zaufania nie ma związku.
Kolejny jego wyskok to tylko kwestia czasu, wystarczy uśpić Twoją czujność. Takiego życia chcesz?
Zbieraj dowody do rozwodu.
Jak chcesz to napisz na priv.
Ja w dużej mierze rozumiem twój punkt widzenia. Zgadzam się (o dziwo) z poczciwym, że zdrada jest przyczyną końca relacji, a nie skutkiem. Natomiast myślę, że zdrada może być czasem skutkiem pewnych sytuacji, zachowań, nieprzepracowanych spraw, które powodują że partnerzy/małżonkowie się oddalają. Tylko że to nadal nie tłumaczy zdrady. Można rozpoznać źródło. Początek, od którego wszystko zaczęło prowadzić do zdrady. Jednak zawsze uważałem, że należy związek najpierw zakonczyć nim zacznie się nowy etap, a nie iść w zdradę.
edit: z pewnością byłaby to ogromna rana, gdyby cię zostawił w ciąży lub z maleńkim dzieckiem. Ale myślę, że byłaby znacznie mniejsza, niż rana po zdradzie. Lepiej by zrobił zostawiając cię, mówiąc że już cię nie kocha, albo że mało mu seksu, wrażeń itp, niż po cichu przez lata chodząc do kurew. Ale on się bał odejść. Tak naprawdę powinien wziąć odpowiedzialność za swoją decyzję bycia twoim mężem i wyznać ci prawdę, że rozjeżdża się wam libido. Powinien pójść do seksuologa, albo może nawet wy oboje, aby wypracować rozwiązanie w którym będziecie się szanować i wzajemnie zadowalać. Ale on wolał łatwiejsze rozwiązanie.
No wiec szanse sa, tylko ze to nie jest pytanie,, ktorego odpowiedz Ci ma cokolwiek pomoc. Bo to nie ankieta, wynik ktorej ustali wiekszosc ludzi tutaj, a Ty sobie zycie tak wlasnie ulozysz glosem tej wiekszosci.
Prawde mowiac w Twojej wypowiedzi uderzylo mnie emocjonalne oddalenie od opisywanej sytuacji, moze poza suchym, jakby szorstkim opisem przeplakanych sytuacji oraz wyjatkowa, widoczna zloscia wobec prostytutek, ktore nie zasluguja na ciezar winy, jakie im emocjonalnie przypisujesz. One tylko robia swoja robote od tysiecy lat, niemoralna co prawda i nieakceptowalna przez wielu, ale calkowity wymiar decyzyjnosci, a co tym idzie i odpowiedzialnosci, spoczywa na Twoim mezusiu. Jakbys o tym zapomniala, to polecam ciekawe doswiadczenie: napisz mezusiowi tekst przysiegi malzenskiej, jaka skladal Ci najpewniej przy oltarzu i nieoczekiwanie kaz mu to przeczytac, bedac naprzeciwko jego twarzy i obserwujac ja. Co wowczas zobaczysz ? Chyba wiesz, juz to opisywalas: niedojrzalego emocjonalnie cwaniaczka przylapanego na klamstwie. Tyle, ze klamstwie szalenie wielkiej wagi, Twojego wspolnego z nim zycia.
Nawiasem mowiac - przypominasz swoim wpisem zone gangstera, ktora spowiadajac sie ze swojego zycia, wprawia tez w oslupienie publike swoja jakoby naiwnoscia, ze oto nie byla swiadoma szwindli i nielegalnych dzialan meza, ktory dla niej byl wspanialy, a na boku kradl, zabijal, wymuszal, bil. Podobalo Ci sie, za kogo wyszlas, dopoki nie obrocilo sie to przeciwko Tobie jakims odpryskiem ? Ja wiem, ze poczciwy do tej pory co najmniej 2x juz pewnie powie, ze wlasnie o tym pisal, ale ja ciagle bede sie upieral, ze to troche nie ten poziom, nie ta forma i styl, co zazwyczaj.
Zmierzam do tego, ze czas odkryc oczywiste, czyli to, czego wielu z niesmakiem opieszalosci kosztujacej lata, opisze ironicznie jednym slowem: brawo. To sa wlasnie te Twoje szanse, o ktore pytasz - sama je musisz ocenic, a masz juz wszystkie dane ku temu. Pytasz nas o szanse przemiany meza... uzalezniasz swoje szczescie od tego ? Halo... tu Ziemia. Buduj swoje szczescie NIEZALEZNIE, natomiast jesli z kims u boku, to wlasnie ten kierunek, ale nie DZIEKI komus. Pytaj nas o mozliwosci, nie o opinie n/t jednej mozliwosci. Mozesz sie przeciez rozejsc, by potem dac mu szanse, jak zasluzy swoim postepowaniem, gdy pokaze, ze moze byc przy Twoim boku i gdy Ty przekonasz sie bedac SAMA, ze mozesz i ze CHCESZ mu wybaczyc. Bo tego jeszcze nie wiesz - wybaczenie to ciezki proces, ktory konczy sie samoistnym testem, ktory nalezy przejsc, ale nie mozna go ani z gory przewidziec, ani zalozyc. To trzeba przezyc, aby sie okazalo, czy umiesz przebaczyc, bo nie kazdy jest skonstruowany do tego, jest po drodze kupa innych rzeczy, ktore musisz pokonac, a Ty pytasz tylko o szanse.... jakies malo istotne rzeczy. Wiem, ze to tylko poczatek, a Ty mozesz sie czuc zagubiona i widzisz tylko tyle, ile widac przez klapki zalozone koniowi, by jechal droga (bez obrazy).
Wprost tez zapytam: myslisz, ze sie dobrze dopasowaliscie ? Nie chodzi mi o prace, prowadzenie firmy i te rzeczy, choc to tez wazna czesc zycia. Wspolnika zawsze mozna zmienic na lepszego bez uszczerbku na emocjach, wiesz. Bo seksualnie to macie rozjazd, jak z Katowic do Szczecina, kazdy terapeuta wam to powie, ale to mozna bylo zalatwic inaczej, przede wszystkim wspolnie, a nie jednostronnie, tylko pewnie nikt z was o tym nie pomyslal.Mimo wszystko w tym calym Twoim stosunku "rozumu do serca" upatrywalbym jakiejs drogi, ktora moglabys brac pod uwage, bo nieco nizszy poziom emocjonalnosci byc moze jest kluczem do uporania sie ze sfera emocji, ktora jest glowna przeszkoda w takich sytuacjach, ale za wczesnie o tym mowic na tym etapie. Krotko i brzydko mowiac - niektorym ludziom zdrada nie przeszdadza az tak bardzo, jak moznaby sadzic z boku, patrzac na siebie, swoje kanony wychowania, srodowisko itp, bo sam mechanizm zdrady uderza nie tam, gdzie powinien.
Pytacie, czego nie widziałam, dlaczego podejmuję próbę racjonalizacji? Otóż znam męża, jak i jego rodzinę, od szkoły średniej. Mąż to (był?) naprawdę spokojny, wartościowy, pracowity człowiek, okazujący mi wsparcie i miłość. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy, nie było między nami dramatów. Seks mieliśmy bardzo udany i często, tak przez około 15 lat związku, później zaczęły się moje choroby, poważne operacje, druga ciąża byłą ciążą wysokiego ryzyka,potem założyliśmy firmę, ja zawodowo też pracuję na innym stanowisku, zaczęło nam brakować czasu na wszystko, codzienność przytłaczała, a ja zawiesiłam nasz seks "na kołku". On nie raz mówił mi, że chciałby częściej, z większym zaangażowaniem, że czuje, że go unikam i nie chcę z nim współżyć. Nałożyły się to na moje częste wyjazdy firmowe na targi branżowe, on w pewnym momencie myślał, że ja kogoś mam, stał się podejrzliwy i zdystansowany. Starałąm się o ten seks, aby był częściej, chętniej, ale szybko dopadała mnie codzienność, stres, problemy, przestawałam się starać.
8 lat temu podejrzewałam, że mnie zdradził w 9 miesiacu ciąży z prostytutką, ale nie miałam pewności, a on oczywiście zaprzeczył. Znalazłam w przeglądarce jego telefonu, że przeglądał oferty erotyczne i pod kilka numerów dzwonił. Ja wtedy, pomimo ogromu bólu jaki czułam, postanowiłam "zamieść sprawę podejrzeń pod dywan", pomyślałam naiwnie, że przecież nie mógłby tego zrobić, że to był jakiś haniebny błąd z jego strony, a któż z nas nie popełnia błędów. Zwłaszcza, że gdy to wyszło, był naprawdę zaangażowanym ojcem, pomocnym i czułym partnerem, dbał o nas i ciężko pracował.
Gdy 4 sierpnia br. wszystko wyszło na jaw, dzięki mojemu prywatnemu śledztwu - przyznał się do wszystkiego. Powiedział, że bardzo żałuje tego, co mi zrobił, że to jego wyłączna wina i bierze za to na siebie pełną odpowiedzialność. Że jest gotów ponieść wszelkie konsekwencje, włącznie z rozwodem i zgodzi się na wszystkie moje warunki. Mówił, że nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji swoich działań, choć wiedział, że robi źle. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to robił. Twierdził, że poszedł drogą na skróty, to był tylko seks, zwyczajny, bez udziwnień, płacił za zaangażowanie, za jego 200zł dziwka na 15minut czyniła go mężczyzną - tak to tłumaczenie zrozumiałam. Twierdzi, że z tego zrezygnował. że wcale tego nie potrzebuje i sam sobie się dziwi, że w ogóle w tym trwał. Badania weneryczne, które kazałam mu wykonać podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co może przywlec z takiego miejsca nawet zachowując wszelkie środki ostrożności. Widzi moją krzywdę, widzi, jak cierpię i z jakimi emocjami się mierzę. Widzę, że i on to przeżywa, widzę żal i skruchę, czego 8 lat temu nie było zupełnie. Przeprasza za wszystko, co złego uczynił i prosi, abym mu spróbowała wybaczyć, jeśli potrafię, abym dała szansę, bo więcej mnie nie zawiedzie i chce tego dowieść.
Ale do rzeczy, bo pytaliście, czy tylko słowami mnie zapewnia o swoim żalu za grzechy i chęci poprawy. Tak, widzę, jak stara się zadośćuczynić, że to przeżywa to tak samo, jak ja.. I widzę, że próbuje mi pomóc poradzić sobie z emocjami i je rozumie, że zrozumiał też, jak podłe i krzywdzące było jego postępowanie, i sam się sobie dziwi, że w coś takiego wdepnął, tak się poniżył i w tym trwał. Te trudne rozmowy chyba otworzyły mu oczy na rzeczy, z których sobie chyba naprawdę nie zdawał do końca sprawy: z tego, jak się upokarzał, jak nas krzywdził, na co naraził siebie i nas (choroby). Widziałam, jaki chodził przybity i przestraszony, gdy czekał na wyniki badań...
Również postawienie przeze mnie sprawy na ostrzu noża:
że w tej sytuacji jestem gotowa na rozwód, że sobie bez niego poradzę, a dzieci, gdy kiedyś dowiedzą się jaki był powód rozwalenia rodziny - najpewniej nie wybaczą mu tego, a jego rodzice, ludzie bardzo prawi i rodzinni - chyba umarli by ze zgryzoty. On chyba w ogóle nie brał pod uwagę reakcji otoczenia jak i tego, że to może się wydać. W końcu dobrze się z tym krył. To wszystko dotarło do niego dopiero, gdy metodycznie wywaliłam mu dowody na to, na co sobie pozwolił jako mąż i ojciec, czego się dopuścił i z kim. I to była ta godzina przyznania się, konfrontacji z samym sobą, jak haniebnie postąpił, i że krzywdził. Widziałam, jak bardzo się wstydził, gdy pokazywałam mu kolejne profile dziwek, z którymi się spotkał.
Zadałam mu wiele pytań, na które musiał odpowiedzieć, zrobiłam mu konkretny rachunek sumienia. Powiedziałam mu dobitnie, że jeśli to się powtórzy, wywalę go z naszego domu na pysk z jedną walizką i ograniczę sądownie kontakt z dziećmi, które go uwielbiają. Dla kurwiarza, którym ewidentnie był, nie ma miejsca w moim życiu i albo z tym definitywnie skończy, albo straci wszystko: rodzinę, firmę, majątek i szacunek bliskich mu osób. Nie przebierając w słowach jechałam mu po ambicji i powiedziałam mu, że nie wiem, czy kiedyś mu to wybaczę. Zmieszałam go słownie z błotem i kazałam wybierać: rodzina, albo dziwki.
On po tym wszystkim? Kaja się, angażuje bardziej w sprawy domu, opieki nad dziećmi, odciążył mnie z kilku domowych obowiązków, chce, abym miała więcej czasu dla siebie, wraca wcześniej z pracy, część obowiązków przekazał pracownikowi, żeby mógł mieć więcej czasu dla nas. Organizuje nam wspólny czas, m.in. zorganizował nam początkiem września wylot na 3 dni nad Jezioro Garda we Włoszech, o czym zawsze marzyłam. Byliśmy tam we dwoje i to były naprawdę najlepsze 3 dni naszego związku od wielu, wielu lat. Co tydzień zabiera mnie na kolację we dwoje, sauny, kino, a dzieciom zapewnia opiekę u dziadków. Więcej rozmawiamy, tak otwarcie, on okazuje mi zrozumienie, czułość i troskę. Jakby to, co się stało i co mocno wstrząsnęło naszym życiem, i świadomość tego, co możemy stracić włączyła nam obojgu reset, paradoksalnie odblokowało w nas jakąś tęsknotę za byciem razem. Czy tego paliwa wystarczy na długo? Nie wiem...
Seks? Jest najlepszy od lat. Myślałam jeszcze kilka tygodni temu, że może nigdy się nie przemogę. Po tygodniach rozmów, mojego płaczu, cierpienia i żalu, zaczęliśmy od czułych dotyków, przytulania, wspólnych kąpieli, zanim doszło do czegokolwiek.
Czy mu wybaczyłam? Na pewno nie. Na to stanowczo za wcześnie. Czy chcę dać szansę? Tak, bo uważam, że pomimo tego, jak fatalnie z boku to wygląda, warto mu dać szansę, żeby kiedyś nie żałować, że z obawy przed kolejnym zranieniem stchórzyłam i puściłam z dymem przeszłość i związek, który tyle lat budowaliśmy.
Wiem, że może być różnie i sama liczę się z tym, że czekają mnie trudne miesiące, bo targają mną skrajne uczucia, a moje zaufanie do męża, pomimo jego deklaracji, jest bardzo mocno ograniczone a on sam jest na "cenzurowanym", o czym otwarcie mu powiedziałam. Mam mieć stały wgląd w jego telefon i planuję robić wyrywkowe kontrole. Powrót do tego procederu będzie równoznaczny z nieodwołalnym końcem małżeństwa, obydwoje mamy teraz pełną tego świadomość.
On uważa, że to co robił nie było jego nawykiem, nałogiem, że definitywnie i nieodwołalnie skończył z tym i na pewno, po tym wszystkim co wyszło, już do tego nie wróci i więcej mnie nie skrzywdzi. Ja postawiłam warunek: najpierw konsultacja z terapeutą-seksuologiem. Zgodził się, termin ma na za 2 tygodnie. Zobaczymy, jakie są rokowania.
A jeżeli w perspektywie miesięcy czy najbliższych dwóch lat nie będę mu potrafiła wybaczyć (choćbym chciała, stąd pomysł pójścia do psychologa, żeby przepracować emocje) i mu na nowo nie zaufam - to tak, jestem gotowa rozwód. Póki co trzymam się planu, że najpierw szansa, próba odbudowy: zaufania, związku - bo chcemy tego obydwoje, a na szali jest 26 lat razem, nieletnie dzieci, rodzina, całe nasze dotychczasowe życie. Nie mogę myśleć tylko o sobie i wywalić wszystkiego w powietrze bez tej ostatecznej próby - a czas pokaże, czy było warto, bez względu na to, jak słabo - wg niektórych na tym forum - rokuje ta próba.
Jeśli okaże się, że mój mąż zrobi to znowu i skorzysta z płatnych usług lub mnie zdradzi w jakiejkolwiek innej formie - bez skrupułów wyrzucę go z naszego życia, pozbawiając wszystkiego. Jasno określiłam granice.
Zebrane dowody przekazałam adwokatowi, z którym się konsultowałam w mojej sprawie. Są bezpieczne i zostaną użyte w razie potrzeby.
Nie pytam Was o statystyki, ale o to, jak poradziliście (lub radzicie) sobie z trudnymi emocjami, podeptanym poczuciem wartości, próbując budować Wasze życie na nowo u boku tych, którzy tak bardzo nas skrzywdzili?
Odpisując przedmówcy: tak, równie bardzo, jak kolejnego zawodu czy porażki boję się, że nie poradzę sobie z przepracowaniem emocji, że mu tego nie wybaczę i pomimo jego starań - to ja odpuszczę i odejdę. Na tym etapie jeszcze tego nie mogę wiedzieć, ale jest mi cholernie ciężko. Jednego dnia myślę, że da się to posklejać, innego płaczę po kątach i nie mogę się skupić na niczym, moja godność szoruje po podłodze. Czuję się upokorzona, bezradna, skrzywdzona, oszukana, rozdeptana przez kogoś, kto był dla mnie całym światem. To chciałeś usłyszeć w mojej wypowiedzi #heniek?
Jeśli rozgościłaś się na portalu to pewnie wiesz z czym to się wiąże i z czego wynika.
To co Twój mąż robi to próba zagłuszenia swojego sumienia i "przekupienia" Cię.
Ja nie pytam o wyjścia, wspólny czas, seks itd. Super, że się stara.
Ja pytam o konkretne kroki jakie wykonał, żeby nie tyle Ci to zadośćuczynić, choć to też ważne, ale na późniejszym etapie a bardziej aby poznać mechanizmy jakie nim kierują i rozpocząć pracę nad nimi?
Jeśli dasz się nabrać na jego cudowną odmianę bez wykonania jakiejkolwiek pracy nad sobą to chyba wszyscy znamy zakończenie tej historii, bo to jest pewien schemat.
Zwłaszcza, że ciężar tej zdrady jest niebotyczny, to nie jednorazowy skok w bok choć tak samo bolesny, ale nielojalność, oszustwa dobrych kilka lat.
Uzgodniliśmy, że na początek on ma odbyć konsultację u seksuologa, czy problem tych wyskoków nie ma jeszcze innego podłoża i czy sam sobie z tym poradzi. Czuję jego zaangażowanie, chęć zmiany tej sytuacji, dużo o tym rozmawiamy.
Powiedział, że da mi tyle czasu, ile będzie trzeba i będzie cierpliwy, gdy dopadną mnie gorsze dni i chęć dowalenia mu, wypomnienia win. I, że więcej mnie nie zawiedzie.
Ja jeszcze długo nie będę odcinać kuponów i wiwatować, bo jego starania to jedno, a moje emocje - to drugie. Czy sobie z nimi poradzę, czy to się uda na dłuższą metę i na końcu, czy to ja nie odejdę? Teraz tego nie wiem. Czytam Wasze historie, próbując jakoś oswoić sytuację i sprawdzić, czy komuś się udało przejść przez zdradę i żyć dalej razem, z jakimi stanami emocjonalnymi przyjdzie mi się mierzyć, ile razy zrobimy krok do przodu, żeby zrobić dwa do tyłu. I czy można po czymś takim zbudować na nowo relację, bez zdrad, chęci odwetu czy wiecznych żali i wracania pamięcią, wypominania tego, co było. Mąż wie, że na wszystko potrzeba czasu, że mogę sobie z tym nie poradzić i będziemy musieli się rozstać.
Cytat
Powiedział mi, że był taki moment kiedy poczuł, że się z nim kocham na siłę, że tego nie chcę, że nie jestem tym zainteresowana, a on nie chciał abym to z nim robiła na siłę, z powinności, czy ze współczucia.
Przecież mógł zadać pytanie
Przecież mógł sprawdzić sprawdzić u źródła
Przecież nie okłamałbyś go
Wydaje mi się, że takie sprawy się czuje, mało tego taki seks jest słaby nie satysfakcjonujący
Raz drugi i przecież można zadać pytanie w stylu kochanie czy Ty się zmuszasz do seksu ze mną
Aga ....nie kupuj tego
To że go usprawiedliwiasz obwiniając siebie to moim zdaniem słabe
Ten miesiąc miodowy jak to słusznie pisze poczciwy wiecznie trwać nie będzie
Powiedz sprawdzam
Jeżeli tak często uprawiał sex to organizm się zaczął się od nich uzależniać. Dodaj do tego częste zmiany panienek które jeszcze bardziej nakręcały jego mózg. A on , mózg domaga się coraz większych bodźców. Może chęci ma . Nawet jest szczery w swych obietnicach tylko czy będzie miał wolę i motywacje na tyle silna by tych obietnic dotrzymać? Przy tak dużym libido. I tu masz problem...... Dlatego porównałem go do narkomana. Wiele, wiele pracy . Jego pracy. Czy będziesz w stanie to wytrzymać? Czy jesteś na tyle silna? To mąż powinien przedstawić Tobie ,,program naprawczy" i drogę do odzyskanie zaufania. Tak jak pisał poczciwy. Miesiąc miodowy. Co będzie po nim?.....
Poczytaj o narcyzach. Ewidentnie jesteś teraz w fazie lovebombingu. Mówi, że Cię więcej nie skrzywdzi? Wiesz le razy to słyszałam? A za chwilę robił swoje.
Ty zapisałaś go do seksuologa? Boisz się, że nie powie tam prawdy? To jaki sens ma taka terapia? Ty stawiasz warunki - seksuolog, dostęp do telefonu a on pokornie się na to zgadza. Teraz. Wystarczy, że wydawać mu się będzie , że choć trochę mu zaufałaś wówczas on znów wróci do swojego życia, tego podwójnego.
Nie zaufasz. Mogę Ci to powiedzieć z własnego doświadczenia. A bez zaufania nie ma związku. Gdy mój (na szczęście już były!) mąż jechał do sklepu potrafiłam jechać za nim. To było silniejsze ode mnie. Nawet jak szedł na spacer z psem to dzwoniłam , sprawdzałam czy ma zajęty telefon... To nie życie, to męczarnia z poczuciem własnej wartości pikującej w dół.
Obym się myliła. Może Wam się poukłada, w co nie wierzę. Ja byłam z mężem ponad 30 lat w związki małżeńskim, znaliśmy się prawie 40,,,
Polecam poczytać o narcyzach. W moim przypadku otworzyły się oczy na związek, który wydawał się (z boku) całkiem dobry.
Cytuję Twoją historię:"powiedział, że już nie chce ze mną być a właściwie sam nie wie czego chce a jego zdrada ciągnie się latami, może kilka, może kilkanaście, może z przerwami, albo bez przerw. Zostawił ,mnie bez środków do życia, bo pomagałam mu w firmie nie będąc na umowie i ogarniałam wszystko byle tylko on nie musiał się martwić Podjęłam próbę samobójczą. Nieudaną. Wyprowadziłam się do rodziców. Po 2 tygodniach mąż stwierdził, ze jednak wybrał tamtą. Zapytany dlaczego w wigilię mówił, że kocha odpowiedział "kłamałem". Postanowiłam wrócić do domu, bo dotarł do mnie, że dlaczego mam mu teraz ułatwiać życie.. Na przywitanie awantura bo wściekł się że wróciłam. (...) On codziennie jeździł do kochanki, a ja dowiadywałam się "na mieście" coraz więcej rzeczy. np. o tym, że ta baba podczas mojej hospitalizacji była w naszym domu, że jeździł z nią przez kilka lat do swojej siostry..."
Mój mąż nie przerzuca winy na mnie, on winę od początku wziął na siebie i jest gotów ponieść wszelkie konsekwencje. To ja drążyłam i pytałam, DLACZEGO zaczął to robić. I on mi odpowiedział. Nie tłumaczył swojego postępowania. Chciałam poznać powód, motywację zdrajcy. Powód nie jest w moich oczach usprawiedliwieniem tego, co robił. Jest informacją dla mnie, co być może zrobiliśmy nie tak, gdzie się rozjechaliśmy i dlaczego. Gdyby nie prosił o szansę, o wybaczenie, o próbę ratowania - nie drążyła bym tematu, tylko wystawiła walizki za drzwi.
Gdybym też usłyszała od niego, że kocha inną, nie mnie, że przez lata miał romans równolegle do naszego związku - w ogóle nie byłoby tematu, ani rozmów, ani pytań, ani próby powrotu. Sytuacja ze zdrajcą zaangażowanym emocjonalnie w związek z inną kobietą jest dla mnie zero-jedynkowa. I wówczas nie dałabym już szansy, choćby błagał na kolanach i obiecywał złote góry.
Miesiąc miodowy w żadnym związku nie trwa wiecznie i ja nie tego oczekuję. Chciałabym, aby mąż zrozumiał swój błąd, swoją głupotę i obiecał - sobie samemu -że więcej tego nie zrobi. Zapewnia, że tak jest. Pytałam go, co zamierza, aby odbudować moje zaufanie, jak chce mi udowodnić, że jest wart dania mu szansy. Odpowiedział, że chce dowieść, że skończył z tym, i że rodzina jest dla niego najważniejsza i nigdy więcej mnie nie zawiedzie. Prosi o szansę i o czas, aby mógł tego dowieść. Choć twierdzi, że definitywnie z tym skończył, ja zaproponowałam, żeby jednak skorzystał z konsultacji z seksuologiem aby upewnić się, że problem nie jest głębszy (czyt. uzależnienie od adrenaliny, prostytucji...). Dla pewności. I on wyraził na to chęć. Ma to zrobić dla siebie, a nie dla mnie. Wie, że na kłamstwie daleko nie zajedzie.
Czy dam mu czas i szansę na udowodnienie, że się zmienił? Tak. Czy kiedyś nie wróci do tego? To wie tylko on, ja mu nie siedzę w głowie.
Rozstanie i rozwód to kroki ostateczne, gdy wszelkie próby naprawy, ratowania zawodzą, brakuje chęci z obu stron i perspektyw na poprawę. Czy dam radę wybaczyć i pokonać własne obawy i zapanować nad trudnymi emocjami? Nie dowiem się, jeśli nie spróbuję. A rozwieść się zawsze zdążę, jak już ktoś mądry napisał gdzieś na tym forum.
Nowy związek, nowy partner (mam 42 lata, nie wyobrażam sobie życia w pojedynkę do śmierci) - nie zagwarantuje mi, że będzie lepszy, bardziej uczciwy i nowy partner nie skrzywdzi, nie zdradzi -bo niby jak mamy to sprawdzić, żeby zapobiec kolejnej tragedii, z innym człowiekiem? Życie niestety nie daje takich gwarancji, każdy kolejny związek to ryzyko, że sytuacja się powtórzy. To forum pokazuje dobitnie, że nigdy nie należy ufać na 100%, być kogoś pewnym i naiwnie wierzyć, że "mnie to na pewno nie spotka". Przy sprzyjających okolicznościach, więcej niż połowa ludzi w stałych związkach wykorzystałaby "okazję". Skąd to wiem? Byłam przez lata uczestnikiem: wydarzeń branżowych, sympozjów, kilkudniowych szkoleń, wyjazdów biznesowych. Widziałam, co działo się w hotelach po części oficjalnej, jak Ci wyedukowani ludzie, na wysokich stanowiskach, żonaci, mężatki, tzw. porządni obywatele - zachowywali się, jak psy spuszczone ze smyczy. Alkohol, impreza - i puszczały wszelkie hamulce.
Znamy więc siebie na tyle, na ile nas sprawdzono.
Cytat
Czyli pobudką to dania szansy jest nic innego jak Twój lęk.
Cytat
Ale on nie ma trwać wiecznie. Nie takie jest jego zadanie.
On jest po to żeby się bardziej przywiązać aby trudniej było się rozstać. Sprawni manipulanci jak narcyzi borderzy i inni doskonale o tym wiedzą i stosują w sposób wyrachowany tę metodę. Ona wówczas nie ma nic wspólnego z autentycznością.
Cytat
Chciałabym, aby mąż zrozumiał swój błąd, swoją głupotę i obiecał - sobie samemu -że więcej tego nie zrobi.
Ja tez chciałbym aby tak było
Cytat
A gdzie jego inicjatywa?
Czyny nie słowa.
O jakim lęku Ty piszesz? Lękiem byłoby poddać się i odpuścić w tej chwili.
Ja nie boję się rozwieść i pogonić gnoja. Ale nowe życie w nowym związku nie daje żadnej gwarancji, że będzie lepiej i uczciwiej, i póki co, nie mam zamiaru próbować się o tym przekonać.
Wskazujesz na możliwość manipulacji - może tak jest, a może nie i faktycznie się stara, zrozumiał i chce naprawić, co spieprzył? Jak, na litość boską, ten człowiek, zdrajca, ma pokazać, wg Ciebie, że jest wart dania mu szansy? Co miałby wg Ciebie zrobić? Klęczeć codziennie przede mną i kajać się? Jak ma swoją chęć zmiany i pracy nad sobą udowodnić?
Wiesz, czytając wypowiedzi tu odnoszę wrażenie, i chyba nie ja jedna, że większość tu piszących krzyczy: ukrzyżuj go! I daje rady mające na celu rozstanie.
Wyrzuć z domu, rozwiedź się, będziesz żyć lepiej bez zdrajcy... lub hit: Twojego małżeństwa już nie ma... - Serio?! Przeczytałam identyczną diagnozę tej forumowiczki również pod historią innej. A nasze historie różnią się, jak dzień do nocy.
Nikt nie bierze, lub nie chce brać pod rozwagę perspektywy tegoż zdrajcy, żeby absolutnie nie podjąć przypadkiem próby racjonalizacji i - nie daj Bóg, nie usprawiedliwiać go, nie szukać winy w sobie. Choć może czasem powinno się zajrzeć w gląb siebie i uczciwie zapytać, czy ja jestem taki idealny/idealna skoro osądzam postępowanie innych. Czy ja nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia i całe życie postępuję zgodnie z głosem sumienia, rozsądku i przykazań bożych?
Ktoś tu mi poradził, abym dała mężowi przeczytać na głos słowa przysięgi małżeńskiej, żeby zobaczyć, jak będzie to żałosna próba w jego wykonaniu... -tak cyniczne wypowiedzi trudno nawet komentować. Co one mają wnieść dobrego, jakie to jest wsparcie?
Chcecie, aby na trzeźwo popatrzeć na sprawę, na bazie Waszych doświadczeń i powtarzających się schematów. To dobrze, pozwala to zachować czujność i zobaczyć różne opcje. Tylko, że wszyscy tu po kolei, przedstawiamy nasz punkt widzenia z pozycji osoby skrzywdzonej, a sam zdrajca, to - przy z góry założonej narracji : łotr, ch*j, manipulant, oszust, narcyz, gad - i choć to człowiek, jak my, i pomimo tego, co zrobił, też jakieś uczucia posiada i godność. Pomijam tu narcystycznych socjopatów i ostrożnie podchodziłabym do przypisywania ich cech i intencji wszystkim zdradzającym. Nie można oceniać książki po okładce, a to właśnie robicie, oceniając postępowanie ludzi, których znacie przez pryzmat naszych emocjonalnych wpisów.
Zapytam więc inaczej: komu z Was udało się zdradę przepracować i pozostać w związku, który z upływem czasu stał się satysfakcjonujący? Czy są tu takie osoby, którym to się udało i jak wyglądała droga do tego?
Aga, jesteś w tym samym miejscu co ja jeszcze rok czy 1,5 temu - pełna wiary, że miłość czyni cuda. Ja słyszałam tyle pięknych słów, widziałam łzy w jego oczach, ba, nawet na początku czyny, seks jak nigdy przedtem, wyjazdy nad morze... Wszystko było. ....
Nasi mężowie nie różnią się wiele. Twój był uzależniony od prostytutek, mój uzależniony od jednej baby. Uzależnienie to uzależnienie. Oni są jak alkoholicy. Wystarczyło, że przypadkowo przejechał obok jej domu...
Oczywiście szanse możesz dać. Może nawet powinnaś by nie żałować, że nie dałaś, nie próbowałaś.
Dlaczego uważam, że to narcyz? Skłonność do adrenaliny, szukanie podziwu i inne symptomy. I to zrzucanie winy na innych. Poczytasz, będziesz wiedziała.
Nie, Twój mąż nie był od tej kobiety uzależniony. On w niej był ZAKOCHANY i miotał się między uczuciem, a obowiązkiem wobec Ciebie i rodziny. Nie myl pojęć. Mechanizm działania jest tu zupełnie inny i zupełnie inne są motywacje.
O narcystycznych i socjopatycznych osobowościach wiem sporo. Znam ich techniki manipulacji i postępowania. Każdy z nas, bez wyjątku, posiada niektóre te cechy i czasem z tego korzysta.
Aga nie ma tu takich. Twoja jest straszna, trwała latami, i z dziwkami. Jak przeczytałam, ze teraz seks macie lepszy, to aż mnie obrzydzilo, ze po dziwkach Ciebie nie obrzydzilo.
Życzę jak najlepiej, ale musisz zdjąć rozowe okulary, bo słodko nie będzie.
Czytałaś o uzależnieniu od pornografi, masturbacji i dziwek? Z tego tak łatwo nie wychodzi się, a juz na pewno nie od razu. To trwało latami, trochę dziwię sie, ze tego nie zauważyłaś wcześniej, dałaś sobie wcisnąć jego tłumaczenia.
On juz ma tak zryta głowę, tym wszystkim, ze to juz zupełnie inny czlowiek. Jeśli specjalista potwierdzi, ze to seksocholizm, to statystycznie z tego się nie wychodzi.
Twój mąż szedł do pracy i id rana myślał o dziwkach. Człowiek jak ma zapierdol to nie ma czasu na nic, a on widocznie miał dużo. Przyjzyj sie czy nie wyręczasz go w firmie?
Cytat
Lęk przed samotnością, przecież sama to napisałaś czyż nie:
Cytat
Cytat
Na pewno nie słowami bo powiedzieć można wszystko.
Dostałaś kilka razy pytanie, które zignorowałaś; jaki plan naprawczy przedstawił mąż? Jakie konkretnie podjął kroki żeby zmienić swoje a przy tym i Wasze życie? Konkrety.
Bo na ten moment zachowujesz się i podniecasz niczym nastolatka jak to jest miło bo zaprasza Cię to tu to tam, seks jest cudowny itd.
I naprawdę nie daje Ci to do myślenia?
Myślisz, że nagle doznał olśnienia?
W ciągu tych kilku dni człowiek zmienił się o 180 stopni a jakby tego było mało rozpoznał swoje deficyty, mechanizmy, które przez lata niczym rak trawiły Wasze małżeństwo?
Dla mnie to zwyczajna ignorancja i naiwność.
Cytat
Jako związana emocjonalnie z tym człowiekiem nigdy nie będziesz obiektywna w swojej sprawie. I tym razem w tej kwestii nic się nie zmienia.
My radzimy bo poddajemy ocenie suche fakty, które tu przedstawiasz a Ty podchodzisz do tego emocjonalnie więc nigdy nie zgodzisz się z tym co nie jest zgodne z Twoją linią myślenia.
Cytat
I to jest bardzo słuszne stwierdzenie, którego często nie chcecie zauważyć.
Bo chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ktoś kto "pluje" na drugiego, traktuje z jawną pogardą, bez szacunku jest wyrazem miłości i można to nazwać relacją czy też małżeństwem?
Jak to się ma w wątku, na który się powołujesz.
Nieźle odleciałaś.
Cytat
Jak to nikt. Przecież Ty bierzesz.
Chłop latami ruchał dziwki, okłamywał Cię bezczelnie a Ty zastanawiasz się nad jego perspektywą...litości.
Biedny chłop nie dostał w domu to poszedł na miasto. Taki on biedny.
Cytat
Zatem co tutaj robisz na tym portalu?
W jakim celu opisałaś swoją historię?
Cytat
Kolego, akurat w Twoim przypadku to ja nie mam 100% pewności a 200%.
Każdy ma inny próg bólu i tolerancji.
Ja, gdybym wiedziała, że trafiając na to forum dostanę "wsparcie", które jest sypaniem soli na rany od zdradzonych, którzy: nie chcieli, nie mogli, lub nie potrafili odbudować siebie i związku na nowo i patrzyli na to, co ich spotkało tylko przez pryzmat swojej krzywdy, na pewno nie weszłabym tu szukać "takiego" wsparcia, gdzie kopie się leżącego.
I nie mówię tu o klepaniu po plecach czy pocieszaniu - ale o obiektywizmie, którego za chiny ludowe tu próżno szukać.
Ja różowe okulary zdjęłam dawno temu, jestem racjonalna, aż do bólu. Potrafię przyznać się też do swoich błędów i nie umniejszam w ich roli i wpływu na moje małżeństwo. Może gdyby każdy na tym forum zrobił sobie porządny rachunek sumienia, to jednak znalazło by się kilka osób, którym udało się zbudować życie po zdradzie na nowo, z tym samym partnerem.
Cytat
Chwilkę wcześniej piszesz o tym aby nie diagnozować przez internet na podstawie kilku zdań ( dotyczy Twojego męża), ale jeśli chodzi o innych forumowiczów to sobie na to jakoś pozwalasz bez większej refleksji.
A co najlepsze wyciągasz te wnioski na podstawie tego, że ich komentarze nie są Ci przychylne.
Czy tylko ja tu dostrzegam niespójność?
Co Ty dziewczyno możesz o nas wiedzieć po X latach od zdrady? Skąd możesz wiedzieć kto jaką pracę wykonał przez ten czas?
A jednak nie przeszkodziło Ci to żeby hurtowo wyciągać tak daleko idące wnioski. Odważnie.
Pamiętaj mózg wypita negatywne zdarzenia bo są dla nas szkodliwe. Potrafi nas oszukiwać dając fałszywe iluzje. Musisz twardo stąpać po ziem
Nie możesz budować swego szczęście na strachu przed samotnością. Życzę ci powodzenia .
Twardo stąpam po ziemi, niczego nie wypieram i chyba jak mało kto na tym forum potrafię postawić się w sytuacji obu stron: zdradzającej i zdradzonej. Większość tu piszących nie przetrwała tej próby, z różnych względów, również postępując wedle rad: on zepsuł, niech on naprawia. Czy na pewno?
Ile wiesz o zdradzie, skoro tego nie doświadczyłeś na własnej skórze i czerpiesz wiedzę z tego oto forum, poznając historię dwojga ludzi z jednej tylko perspektywy?
Wiesz, ile znam osób, które jak Ty, zarzekały się, że nigdy, przenigdy nie wybaczyłyby zdrady? A już na pewno nie wieloletniej, emocjonalnej, fizycznej...i cała paleta innych "kryteriów" Mnóstwo! Wiesz, ile z nich "odeszło" od mężów / żon, gdy zdrada wyszła na jaw? Garstka. I byli to nawet nie Ci, co odeszli, a Ci porzuceni przez swoich partnerów na rzecz kochanki / kochanka.
A wiesz dlaczego? Bo od zranionego ego ważniejsze były inne czynniki: kawał wspólnego, często dobrego jednak życia, dzieci, majątki i uczucia, bo możesz wierzyć lub nie: nie każdy kto zdradził, nie kocha już swojej żony lub męża. Zdrada nie w każdym przypadku oznacza koniec miłości i związku, choć bywa i tak.
Życzę Wam, drodzy Forumowicze, osoby zdradzone - abyście dostrzegli, że świat nie jest tylko czarno-biały.
Dziękuję za posty i żegnam się z Wami, bo jest tu tyle żałości przy jednoczesnym braku obiektywizmu, że to nie miejsce dla mnie.
Napiszę Ci na swoim przykładzie. Trafiłam tu w takim momencie jak Ty, od zdrady mojego męża mijają teraz dokładnie dwa lata. Miesiąc miodowy - zrozumienie, wybaczanie - wzajemnie swoich błędów, płakanie razem, wyjazdy, nieziemski seks. Aż do momentu jak się okazało, że mąż się kontaktuje z kochanką bo tak się z nią zaprzyjaźnił. Zjazd w dół a potem od nowa miesiąc miodowy. Aż do momentu kiedy znowu został złapany na kontaktach, co było dalej nie muszę pisać, błędne koło. Obecnie zbieram się do tego, żeby opisać zakończenie swojej historii, niestety jestem głosem za tym, że nie warto.
Piszesz, że zdrada z zaangażowaniem emocjonalnym jest gorsza niż z prostytutkami. Mi to w sumie trudno ocenić. Jak myślę ile Twój mąż zaangażowania i energii włożył w planowanie tego wszystkiego, jak szukał od rana na portalach... To szczerze nie wiem, on nie żałuje tego co robił, żałuje, że się wydało. Dorosły chłop nie wie czym się można zarazić? Wstrząsnęło nim jak się dowiedział, że można coś od takiej pani złapać? Szczerze w to wątpię...
Mogę sobie wyobrazić co czujesz, pamiętam swoją nadzieję, swoją wiarę, że wszystko się ułoży. Jeszcze długa droga przed Tobą. Nie traktuj niektórych wypowiedzi jako atak, niestety schemat jest powielany w większości przypadków i będzie Ci lżej jeśli będziesz tego świadoma. Ja też myślałam: bo my jesteśmy tacy wyjątkowi i nam się uda... Pytasz o historie ze szczęśliwym zakończeniem, przejrzałaś forum? Ile taki znalazłaś?
Autorko posta, obraziłaś się na nas bo napisaliśmy prawdę jak to zazwyczaj bywa, bo znamy to z autopsji.
Życzę Ci szczęścia. Oby Ci się ułożyło.... Wszak niezbadane są wyroki boskie.
Cytat
Dziękuję za posty i żegnam się z Wami
Tyle, że my jesteśmy lata świetlne przed Tobą, ale dziękujemy za troskę.
Wszystkiego dobrego.
To Wasza prawda i nie można jej brać za pewnik, bo różne bywają przypadki.
#poczciwy
może i jesteś lata świetlne przede mną, ale mentalnie okopałeś się na pozycji ofiary, czego dowodzą Twoje wpisy.
Raz jeszcze dziękuję za posty i żegnam się z Wami.
Nie zamiatam spraw pod dywan. Mówię otwartym tekstem z żoną. Zna moje zasady i ja znam jej. Był kryzys na początku małżeństwa, gdzie wspomniałem o rozwodzie , ale on nie dotyczył zdrady tylko mieszania się teściowej w nasz związek . Nie zamiotlem sprawy pod dywan tylko powiedziałem co o tym myślę. Problemy się skończył. Ale powiesz że to były dawne czasy..... Atakujesz mnie tylko dlatego że co mogę wiedzieć o zdradzie nie będąc zdradzonym? To że nie jestem pisarzem znaczy że nie mogę ocenić książki autora? Ja tylko wygłaszam opinię. Jak pisałem możesz wziąć pod uwagę nie musisz. To twoja decyzja. Masz prawo do swoich opinii a My do swoich. Z jakiegoś powodu pojawilas się na tym forum. Chciałaś opinie i rad to je otrzymałaś. Mimo wszystko powodzenia w ratowaniu związku.
[i]"Może nie zostałem zdradzony bo trzymam ramę, mam zasady i tam nie ma pola do dyskusji. Nie jest misiem w zawiązku, nie stawiam żony na piedestał" [/i]
Jeśli tak to postrzegasz jak piszesz i myślisz, że "trzymając ramę" i stawiając twarde warunki zdrada Ciebie nigdy nie dotknie - to jeszcze sporo lektury przed Tobą. Ty możesz być wierny, jak pies. A Twoja żona? Jeśli zechce Ciebie zdradzić, to zrobi to, choćbyś nie wiem ile miał zasad i jak tą swoją ramę trzymał. Powodzenia i oby życie nie sprawiło, że przekonasz się na własnej skórze, czym owe zjawisko zdrady jest i czy wybaczysz, i odejdziesz, czy nie. Wtedy pogadamy.
Cytat
Oplułem monitor...
Zapomniałaś dodać, że moje wpisy w Twoim wątku a jakże.
Cytat
Tak jak zdrajca na pewnym etapie nie ma ochoty brać odpowiedzialności za swoje czyny a niektórzy na siłę próbują ich skierować na właściwe tory, tak na siłę nikogo nie zatrzymuj na portalu.
Widocznie autorka nie jest jeszcze gotowa skonfrontować się z rzeczywistością zastaną.
Dajmy jej przestrzeń do popełnienia własnych błędów życząc jednocześnie wszystkiego dobrego.
jak bardzo musiałeś zostać skrzywdzony, że nawet nie zakładasz innej niż Twoja, wersji zdarzeń. Współczuję Ci bardzo.
I daję sobie przestrzeń do błędów, z daleka od tego forum. Pa!
A ja Ci nie współczuję, dlaczego masz mieć lepiej niż ja tak bardzo skrzywdzony
Idźcie lepiej zbierać grzyby, leśne dziadki, zamiast udzielać tu swoich pseudo porad.
Cytat
Idźcie lepiej zbierać grzyby, leśne dziadki, zamiast udzielać tu swoich pseudo porad.
Jeszcze tu jesteś?
Gratuluję konsekwencji.
Ciekawe czy w małżeństwie jesteś równie konsekwentna.
Kończąc i zamykam temat.
Takich jak Ty butnych, niewdzięcznych, z przerośniętym ego, którzy przyszli tutaj tylko po atencję i potwierdzenie słuszności swojego postępowania na szczęście wielu się tu nie pojawia a jak się pojawiają to na całe szczęście dla całego forum ich kruche ego tego nie wytrzymuje i tak szybko jak się pojawili - znikają.
Jesteś tylko jedną z nich.
Ludzie poświęcili Ci wiele swojego cennego czasu, wcale nie musieli tego robić. Podzielili się swoim doświadczeniem. Czymś czego nie dostaniesz nigdzie indziej.
To, że nie były to w większości opinie zgodne z Twoim poglądem to tylko i wyłącznie TWÓJ PROBLEM.
Masz małą świadomość schematów i pojęcia nie masz o mechanizmach korelujących ze zdradą choć pewnie uważasz inaczej bo wydaje Ci się, że wszystkie rozumy pozjadałaś.
Tymczasem nawet interakcji prostych wpisów użytkowników nie łapiesz.
Jesteś butna, pokory w sobie nie masz za grosz więc i na uwagę użytkowników nie zasługujesz i szczerze wisi mi to w jakim punkcie będziesz za rok, dwa czy pięć pani mądralińska.
Za coś czego nie zrozumiałaś, forumowiczom dziękować nie musisz.
Mimo wszystko trafnych wyborów życiowych życzę.
A teraz mam nadzieję, że tym razem dotrzymasz słowa.
Cytat
Amen.
Ja choć myślę że nie miałbym wybaczyć w twojej sytuacji, nie znam pełnego obrazu. Nie znam twojego męża i waszej wspólnej historii. Nie siedzę w waszych głowach i nie słyszałem jego wypowiedzi w tym temacie. Dlatego nie oceniam jakie masz szanse. Jeżeli dwie osoby NAPRAWDĘ chcą, to wszystko da się naprawić. Nawet jeśli ten proces ma zająć kilka lat. Nie oceniam twojej decyzji, ani ciebie, ani nie diagnozuje na podstawie twoich wpisów, że twój mąż to narcyz. Przecież zaburzenia osobowości wymagają profesjonalnej diagnozy, w której udział bierze sam diagnozowany, tego się nie robi na podstawie postów na forum.
Powodzenia Aga, obyś wróciła tu za rok ze szczęśliwym zakończeniem
Nie chcę Cię już chłopie obrażać, ale naprawdę, stań z boku poczytaj jeszcze raz swoje wypowiedzi i wszystkie komentarze, podrap się po głowie i zacznij myśleć.
Przypomnijmy: Kobieta jawnie Cię nie szanuje, wręcz gardzi Tobą, jakby tego było mało Ty doskonale sobie z tego zdajesz sprawę i mówisz o tym wprost po czym próbujesz wszystkim udowodnić, że w dalszym ciągu tworzysz związek z kimś kto traktuje Cię jak swój podnóżek.
Ty wiesz czym jest godność i honor?
Już pomijam, że chcesz w tym trwać.
Ok jesteś na smyczy i dobrze Ci z tym, niech tak będzie.
Ale mając na uwadze powyższe skoro w dalszym ciągu z uporem maniaka próbujesz wszystkim udowodnić, że Twoje małżeństwo emocjonalnie nie jest zakończone (co najmniej jednostronnie) to sorry jesteś albo trollem albo masz poważne ograniczenia.
Aga, skonczylas, zanim zdazylem odpisac na 2 wskazania do mnie.
Po pierwsze - to nie tak ze oczekiwalem, ze napiszesz o emocjach, ja ich oczekiwalem w tresci Twoich wypowiedzi. Stad moja opinia o tym, co mnie uderzylo na pierwszy rzut oka w Twojej opowiesci. Byc moze taki masz styl pisania, co dopiero pozniej mozna bylo wywnioskowac - duzo, informacyjnie, syntezujaco, mocno dygresyjnie, co juz sugeruje, ze bedzie mniej emocji. Trudno, od pierwszego strzala nie dalo sie tego zauwazyc.
Po drugie - to ja pisalem o przysiedze i czytaniu jej przez meza. Szkoda, ze jakos niedokladnie to przeczytalas, bo calkowicie przekrecilas moj zamysl, ktory polegal na obserwacji tego zdarzenia, a nie obserwacji z gory zalozonego wyniku tego zdarzenia. Ja tylko wspomnialem przy okazji, ze spodziewalem sie pewnego wyniku (zreszta na bazie Twojego wlasnego opisu), niemniej ta cala brzydka dyskusja, jaka sie rozwinela potem, troche mi dala do myslenia, czy przypadkiem nie chcesz takiego doswiadczenia z jakiegos podejrzanego powodu uniknac. Cyniczna wypowiedz i zalosny wynik - jak to ujelas - tekstu przysiegi coz mialby pokazac ? Otoz ja dalem szanse swojej zonie, ktora mnie zdradzila ponad dekade temu. Ja ja prosilem o czytanie tego, co pisala innym dwom gosciom i obserwowalem uwaznie reakcje - ale nie po to, by napawac sie z zalosci sytuacji albo mowic o zonie, ze jest zalosna, tylko zeby realne emocje (tak, te emocje, o ktorych ciagle pisze, a ktore uwazam za bardzo wazny czynnik tak w zwiazku, jak i zdradzie, czy po zdradzie, bo to jest papierek lakmusowy w sytuacji, gdy toniesz w niepewnosci zapewnien, obietnic i niecodIziennych gestow, a musisz w cos wierzyc i tym czyms jest Twoja dobra, bo sprawdzona ocena reakcji partnera) odczytac i kolokwialnie mowiac: kupic albo nie.
Nie wiem, czy to czytasz, bo niezbyt lubie pisac na prozno, ale tak samo wybielalem i bronilem swoja zone w historii, jak i JackSparrow, jak i Ty z tych samych wzgledow poczucia winy. Staralem sie byc obiektywny od samego poczatku, zawsze zreszta taki bylem. Moja historia nawet ma obiektywizm w tytule, choc pewnie ktos moglby sie uczepic i zdanie po zdaniu analizowac, niemniej takie mam wlasnie przekonanie, ze potrafie stanac wbrew sobie i swojemu interesowi, jesli stoi on w sprzecznosci z prawda. I takze uwazam, ze Koralina miala nieco inne tlo, profil jej meza byl inny od Twojego meza, choc oczywiscie wiem to tylko z odwzorowujacych opisow, dlatego nie mozna odnosic 1:1 jej wnioskow, nawet z prostego prawidla, ze kazda historia jest inna - choc wiele elementow podobnych lub tozsamych.
Jak to jeszce czytasz, to pamietaj tyle, ze ludzie tutaj tylko Cie uczulaja na mechanizmy, ktore oni sami znaja, a ktore byc moze (oby nie) jeszcze przed Toba, a ktorych nie znasz, nie slyszalas, bys sie nie spodziewala itd - jak lovebombing, gaslightning itd. Przypomnij sobie zreszta swoja wypowiedz poczatkowa - zdrady meza te sie nie spodziewalas, i to tak doglebnie, ze zamiotlas sprawe pod dywan. Celem tego forum jest spowodowanie, zebys zaczela zadawac sobie samej pytania, ktorych normalnie nie bylabys w stanie, bo albo nie bylabys tego swiadoma, albo nie czulas, ze to ten czas... i to, ze niektore z nich sa naprawde mocne, to nie znaczy, aby je traktowac z buta jako denerwujace, upokarzajace... badz otwarta i pomimo jawnego sprzeciwu z tytulu "bo wiem lepiej" na przyklad, przyjmij takie pytania do glebi siebie i spojrz bez leku, czy zobaczysz tam falsz, czy moze jednak jakas prawde, nie irytujac sie jednostajnoscia wypowiedzi - zawsze mozesz odpowiadac "nie" zamiast sie denerwowac, czY nakrecajac spirale.
To maz Cie zdradzil, nie forum. I prawda, ze rozwiesc sie zawsze zdazysz, byle decyzja - obojetne, jaka by nie byla - byla mocno swiadoma.
Dziś mam normalne życie a osobom z tego forum jestem bardzo wdzięczna, a wpisy #poczciwego są szczególnie mądre i wyważone.
Może kiedyś to zrozumiesz autorko.
Przykre to, że chcieliśmy Ci pomóc a potraktowałaś nas w ten sposób.
Życzę Ci szczęścia.
Cytat
No teraz masz na pewno super związek, zdrada pewnie w tym pomogła i super , ze sie wydarzyła bo uzdrowiła małżeństwo.
To, ze ktoś daje druga szansę, jest dla mnie zrozumiałe. Bo dzieci, dom, strach, różne sa przesłanki. Ok, ale trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Aga ma pretensje do ludzi z forum, ze ma męża kurwiarza, no ma kurwiarza i to konkretnego. Tak ja kocha, ze z tej miłości musiał chodzić na kurwy. Powiedział, ze kocha , a jak powiedzial to tak jest. To nic , ze chodzil latami, ile chodzil dokładnie to Aga nie wie, bo dostała łagodną wersję. Był nieświadomy, ze może coś złapać, zarazić żonę i dziecko podczas ciąży. Poćwiczył ze specjalistkami, to teraz seks jest zajebisty, w sumie dobrze wyszło, ze chodził , bo teraz jest bosko.
Taki trochę romantyczny film Pretty women tylko męski.
Facet który chodzi na dziwki nie jest nic wart. Styki w głowie ma popalone jak po dopalaczach.
Cytat
Właśnie dlatego masz ksywę praktykant. I niech tak pozostanie
Nie lepiej poświęcić wolny czas na inne lektury a nie pseudo znawców na forum zdradzonych panie praktykancie?
Gwoli wyjaśnienia dla innych użytkowników z kim mamy do czynienia
Cytat
Łącznie z dzisiejszym komentarzem umieściłeś ich aż dwa.
Zamieszczonej historii trudno się doszukać.
I po co to tak kłamać?
Praktyki z łgarstwa odbywasz?
Nie odpowiadaj, użytkownicy tego forum to bystrzy ludzie sami wyrobią sobie zdanie.
Tymczasem wszystkiego dobrego!
Cytat
Tu nie ma nici zrozumienia, jest za to umniejszanie użytkownikom, którzy mają inne zdanie. Nie znam pana praktykanta, nie czytałem jego historii, ale może zaglądał sobie tu na to forum co jakiś czas i też miał takie same odczucia jak ja i Aga?
Przesłuchałem naprawdę godziny podcastów psychologicznych o terapii par, o wybaczeniu, odbudowywaniu zaufania. Jak dwoje ludzi chce, to można naprawdę z każdego kryzysu wyjść. Ale wy, nie znając nas ani naszych partnerów, oceniacie że małżeństwa już nie ma, że nie można zaufać, że żyjemy iluzją itd. Ja rozumiem że wasza praktyka, doświadczenie, to co obserwujecie na tym forum, każą wam wierzyć, że szanse są niewielkie i jedyny sens jest się oddalić i zakończyć relację, że tylko i wyłącznie zdradzający musi się postarać i naprawić relację itd. Jasne, samą zdradę musi naprawić zdradzający. Ale to często jest większy obraz, wynik jakiegoś oddalenia, kryzysu, braku komunikacji, jakiejś innej krzywdy, którą OBIE STRONY muszą przepracować.
Ale weźcie pod uwagę, że być może wielu ludzi, którzy rozpoczęli tu swoje historie, już nie wrócili z zakończeniem, bo... może nie chcieli tych rad słuchać? Może wybrali inną drogę, przebaczyli i ułożyli na nowo związek i nie chcieli wracać na to forum, bo nie chcieli grzebać w przeszłości i zostawili to za sobą?
Wreszcie weźcie też pod uwagę, że patrzycie przez pryzmat waszych, oraz innych forumowiczów, porażek (tak, porażek, braku lub nieudanych prób naprawiania związków, rozwodów, których można było uniknąć, gdyby zastosować inne metody) i najzwyczajniej nie każdy człowiek musi tak samo skończyć.
Zapytam jeszcze raz.
W jakim celu się logujesz na tym fatalnym forum???
Skup się chłopie i przekieruj uwagę oraz energię na odbudowę małżeństwa.
Cytat
Słowo "Zaślepienie" padające z Twoich ust.... brzmi komicznie.
Cytat
Słowo "Zaślepienie" padające z Twoich ust.... brzmi komicznie.
Nie
Brzmi bardzo głupio tak głupio że podobnej głupoty w innym wątku na tym smutnym forum nie spotkałem
Cytat
Kolejna zdziwiona na forum, która nie zna starej zasady że chłop wychodząc z domu ma mieć pełny brzuch i puste jaja.
Cóż człowiek najedzony nie stołuje się na mieście
Najdziwniejsze jest że autorka rozumie ba usprawiedliwia męża wszak ma większe potrzeby niż ona...
Co będzie jak (oczywiście nie jest to złorzeczenie) jak złamie rękę czy będzie miał pretensje że zaniedbuje inne swoje obowiązki ?
Co z przysięga na dobre i na złe?
Manosfera ma się jak widać dobrze na tym forum, a mizogini co rusz pieczołowicie piszą coraz to bardziej cyniczne teksty pod wątkami osób, które trafiły tu aby poszukać wsparcia w trudnej życiowej sytuacji, a zamiast tego są oceniane, pouczane, krytykowane i wyszydzane w dość niewybredny, jak tu czytamy, sposób.
Ciekawe, czy właściciele tegoż smutnego portalu mają świadomość, jak mocno działa tu ruch red pillowców?
Co niektórzy nie potrafią czytać pisanego tekstu ze zrozumieniem, a silą się na wchodzenie do głowy autora czytanego wątku, atakując przy tym słownie.
Wasze "wsparcie" jest wręcz nieocenione w tej sytuacji.
Cóż, panowie, komentarz w stylu: Kolejna zdziwiona na forum, która nie zna starej zasady że chłop wychodząc z domu ma mieć pełny brzuch i puste jaja. i wtórujący mu bracia samcy: życzę Wam, abyście kiedyś nie musieli tej maksymy rozwijać w kontekście Waszych żon, które też "nienajedzone" Wami będą szukały na mieście szybkiego dania. A jeśli już z opcji fast foodu skorzystały - to wiedzcie, że dlatego, że miały w domu takich włąśnie filozofów.
Pozostałym osobom śledzącym mój wątek chciałabym tylko napisać, że po wielu trudnych rozmowach i konsultacjach z psychologiem i seksuologiem, postanowiłam dać mężowi szansę na odbudowę tego, co zniszczył i WSPÓLNIE podejmujemy starania mające na celu odbudowę naszego związku i bliskości. Chciałabym mu wybaczyć - dla siebie, nie dla niego. To długi proces z niepewnym rokowaniem i dużo teraz zależy od jego dalszej postawy.
Tak, wiem, że też się przyczyniłam do tego kryzysu, ale to on ponosi pełną odpowiedzialność za to, co zrobił i za krzywdę, której przez niego doświadczam. Czy to udźwignie? Czas pokaże. Mijają 3 miesiące od czasu, gdy to się wydało. Mąż się stara każdego dnia, aby zadośćuczynić, jest zaangażowany, organizuje regularnie czas tylko dla nas, twierdzi, że na dobre skończył z "tamtym", chodzi do psychologa, aby w zdrowy sposób regulować swoje emocje. Póki co jest naprawdę dobrze między nami, choć bywają gorsze momenty, gdy wszystko do mnie wraca i dopada mnie smutek i złość. Nawet jeśli miałoby się to ostatecznie nie udać, bo nie będę potrafiła wybaczyć i zaufać, będę miała przynajmniej pewność, że próbowaliśmy.
Komentującym, którzy nie rozumieją mojej decyzji i wieszczą dramatyczny koniec mojego małżeństwa, z góry dziękuję za uwagę.
Cytat
Zapewne teraz masz taki moment i w związku z tym postanowiłaś z góry do dołu obrzygać wszystkich swoimi cuchnącymi wymiocinami emocjonalnymi.
Teraz zaczynam już postępowanie Twojego chłopa rozumieć.
Powinnaś już dawno bana dostać, ale zlituję się po raz ostatni
A jeśli jeszcze raz postanowisz wszystkich z góry do dołu obrazić to dalszy ciąg swojej historii będziesz mogła opisać na netkobiety.
Dostajesz ostatnie ostrzeżenie niewdzięcznico z rozdmuchanym do granic możliwości ego.
I to się sprawdziło. Miałem w życiu możliwość dokonania kilka razy zdrady. A jednak tego nie zrobiłem .Żonę przez te lata też nie dała mi żadnych powodów do podejrzeń. Jesteśmy otwarci i transparentni,staramy zachować jak największą komunikację , między nami. Przynajmniej ja się staram. Mówimy sobie że prywatność istnieje w WC
Oczywiście że były kryzysy ale one nigdy nie zachwiały naszym związkiem. No może raz. Nikt nie życzy Tobie źle
Fajnie by było że chociaż co jakiś wątek na kilka kończy się pozytywnie. Tylko to jest życie a nie komedia romantyczna. Jestem facetem i widziałem takich mężów z bliska. Z bardzo bliska i żaden nie przestał zdradzać, mimo że zdrada się wydała. Następowało albo rozwód, albo przebaczenie i mąż dalej zdradzał lub żona przechodziła nad tym do porządku dziennego. Możesz próbować ratować małżeństwo. Masz do tego prawo. Ale stąpaj twardo po ziemi . Bo tu dużym plusem jest to że masz komentarze osób stojących zboku. Którzy przechodzili przez podobne problemy i oceniają to na podstawie swojego doświadczenia. Możesz to przyjść lub odrzucić. To są tylko opinie. A że nie są po twojej myśli to nie upoważnia cię do ich obrazania lub obrażania się na forum. Tu nikt nikogo nie głaszcze po głowie. Jesteśmy dorosłymi ludźmi.
Po tym jak opisałas męża nie wierzę w jego poprawę. Na krótki tak ale w dłuższej perspektywie wątpię. Obcym się mylił i tego co życzę.
Jeżeli chcesz coś krytykować zapoznaj się głęboko z tematem i przeanalizuj go( Red piil). Może coś znajdziesz dla siebie.