Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Panowie, mnie trzyma trauma... od dokładnie 20 lat. Cztery lata po ślubie i urodzeniu dziecka oraz 10 w związku, Poszła wtedy do nowej pracy. W ciągu mniej więcej roku miała trzech kolesi, czaicie? Ja, 26-letni grzdyl, naiwny i łatwowierny pracowałem i pomagałem w opiece nad małym, cały w skowronkach. Po jakimś czasie zaczęły mi się łączyć kropki - wiecie, te wszystkie objawy u niej, bałagan chronologiczny, spóźnienia itp typowa śpiewka. Przyciśnięta do muru przyznała się, choć nie do wszystkiego. Część wydedukowałem sam, część, z czasem jeszcze z niej wyciągnąłem. Do dziś wiem wiem, że to nie wszystko. Nie zostawiłem jej. czaicie? Zeszmacony, kochałem jak głupi. I jednocześnie nienawidziłem. Też typowe. Minęło 20 lat, nie dała mi najmniejszego powodu do podejrzeń od tamtego czasu, więc było mi chyba trochę łatwiej przetrwać. Sprawdzam ją do dziś (wszystkie telefony domowe są namnie, więc mam dostep do bilingów, a gdy zmieniła aparat, nie wyrzuciłem starego, bo zostało tam jej konto gmail, więc mam podgląd jej lokalizacji na bieżąco, tak samo jak historię wyszukiwań w chrome. I raz na jakiś czas sprawdzam. Wiem, chore, ale tak niestety jest. Zmieniły się czasy, zmieniłem się ja, stałem się cynikiem, nie ufam ŻADNEJ kobiecie, nawet matce. Nie kłócimy się, chyba nadal ją kocham, ma teraz 48 lat, ja 50. Nadal jest bardzo atrakcyjna (mówię to bez cienia przesady), właściwie z wiekiem bardziej rozkwitła. Do tego od zawsze była bezkonfliktowa, więc w domu jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Do czego zmierzam? Wciąż pamiętam, co odwinęła, i to mnie żre. Od 20 lat. Częściej lub rzadziej, ale wraca. Wiecie, czego żałuję? Że wtedy nie odszedłem, a ona nie poniosła żadnej kary, poza serią awantur. Syn już dorosły, na swoim. Miałbym teraz nowe, inne zapewne życie, zdrada byłaby tylko odległym, złym wspomnieniem. Do wszystkich zdradzonych: jeśli macie taką możliwość, zakończcie związek. Bo potem już nie ma dobrych chwil, dobrych wspomnień. Każde takie - dobre, ale po zdradzie, ona będzie wam przesłaniać - czyli jakby ich nie było. No i nigdy już tej kobiecie nie zaufacie.
normalnyfacet2-ale to jest chyba dość oczywiste.Dlaczego?Bo co chyba nie jest nawet dla samego autora niespodzianką żona go nie kochała i nie szanowała.
Tak jak wspomniałeś nie zrobił awantury i niczego się nie dowiedział Nic nie wie.Jak sam wspomniał, może tylko gdyybać.Moim zdaniem "ławeczka" jest punktem kulminacyjnym całej historii.(serio poczułem jego fizyczny ból czytając to)
To właśnie wtedy postawiła kochanka nad rodziną.A co jeśli kochanek by się zobowiązał ,że weźmie ją wraz zdzieckiem ?Tego nie wiemy.Skoro sama mówiła,że mąż dla niej wtedy nie istniał to skąd wiara ,że mąż był planem A a nie B,C.Skąd wiara,że ona pracując tam kolejne lata nie zdradzała go przynajmniej emocjonalnie?
Ostatnia sprawa.Kim jest teraz autor, a kim był kiedyś?Był młodym facetem który poleciał na zajebistą łaskę,ona dała mu szansę i myślał ,że wygrał los na loterii.Mało jest takich par?Nie znacie wśród znajomych?Kobieta wtedy wie ,że może więcej a misio wszystko wybaczy.
Dziś autor jest człowiekiem sukcesu.Jego żona wie ,że to teraz on może odejść i mieć prawie każdą kobietę.To co teraz się dzieję jest odwróceniem tego co było 20 lat temu.Teraz to on jest nagrodą.
tez zaluje ze za nim wywalilem sie z tematem do mojej qurewny nie trafilem na ten portal....mega zaluje. poprostu wszystko zrobic nalezalo inaczej...ale czlowiek w szoku dziala instynktownie i nielogicznie...jesdno jest pewne to co powiedziala to 10 procent moze prawdy....
Sprawdzę. Inaczej będzie korciło nieustannie. Znajdę coś - nie wiem, co zrobię, tym razem tak tego nie zostawię. Nie znajdę - zutylizuję sprzęt, plus ten najświeższy i skończę z inwigilacją - wykończa mnie psychicznie i fizycznie. Owszem, zrobiła mi straszną rzecz, ale nawet mordercy wychodzą na wolność po tylu latach, a chwilę potem następuje zatarcie skazania. Domyślnie - odpokutowali i są zresocjalizowani. Spróbuję zakopać trupa
Żeby była jasność - cały czas, nawet wkurzony na nią, rozżalony, zniesmaczony, jestem w niej na zakochany. Taka prawda. Zdaję sobie sprawę jak dziecinnie to brzmi, ale inaczej tego stanu ducha nie umiem nazwać. Powtórzę raz jeszcze, jest w stosunku do mnie cudowna. Pod każdy, podkreślam, każdym względem. I nie jest to tak, że mnie się wydaję, że robię projekcję własnych uczuć. Pewnych gestów, mowy ciała, zachowania nie można udawać. Przynajmniej nie latami. To również jest przyczyną, dlaczego tak łagodnie o niej opowiadam i się nie wściekam tutaj. Dojrzała jak wino, wygląda jakby nie miała 48, lecz 28 lat. a to tylko aspekt fizyczny. Mentalnie - po prostu kochana... zresztą, na bank mieliście do czynienia z takimi kobietami. bezkonfliktowymi, wyrozumiałymi, starającymi się na każdym kroku. Żre mnie ta zdrada okrutnie, ale, jak ktoś wyżej napisał, gdyby nie te wydarzenia, bylibysmy po prostu wspaniałym małżeństwem.
A wyjaśniła Ci dlaczego w tedy tak odpłynęła - bo Twoje "lubiła ten sport" tego nie wyjaśnia - od Ciebie?
Byliście razem 10 lat i było dobrze i nagle popłynęła i to nie z jednym.
Powiedziała co się w niej zadziało?
Myślę, że autor powinien sprawdzić ostatni raz telefony i zakończyć temat, bo dojedzie się psychicznie do końca. Chyba za mocno roztrząsacie temat. Wyrażenie 'lubiła ten sport ' jest dziwne, bo kto z Nas nie lubi. Oceniamy kobiety, a w sumie nie rozumiemy, jak działa ich organizm. Po urodzeniu dziecka mnóstwo kobiet ma niezdiagnozowane problemy (choćby głupie zaburzenia gospodarki hormonalnej). My tego nigdy nie zrozumiemy. Może jest tak, że kocha dzieci, męża, ale jej poczucie wartości spada do zera. Mąż tego nie zauważa. I ciągnie się to latami. A wtedy kilka komplementów wystarczy... Pamiętacie moją historię, ja byłem tym z drugiej strony, tzw. boczniakiem. I widzę, jak 'moja ' mężatka dostała w kość przez ten romans, widzę, że cierpi, bo zawiodła rodzinę, męża... I widzę, jak zmieniła się w stosunku do otoczenia, zero wyjść z biura, flirtów, siedzi od 8 do 16 , nawet nosa nie wystawi, podczas gdy kiedyś była duszą towarzystwa. A po pracy prosto do domu. Zero imprez firmowych, zero spóźnień. Na pewno stara się.
Po urodzeniu dziecka mnóstwo kobiet ma niezdiagnozowane problemy (choćby głupie zaburzenia gospodarki hormonalnej). My tego nigdy nie zrozumiemy. Może jest tak, że kocha dzieci, męża, ale jej poczucie wartości spada do zera. Mąż tego nie zauważa. I ciągnie się to latami. A wtedy kilka komplementów wystarczy...
Czyli kobieta swoim rozumem nie kieruje ciałem tylko ciało kieruje kobietą?
Cytat
Pamiętacie moją historię, ja byłem tym z drugiej strony, tzw. boczniakiem.
Czyli Tobą nie kierował rozum tylko "maluch" w gaciach?
Powinien kierować rozum, pewnie, że tak. Ale niestety czasami nie kieruje. Opowiem Wam kolejną sytuację. Spotkałem ostatnio starą znajomą z dawnej pracy, wieczorem odezwała się na Messengerze. Podkreślam, że chyba zawsze mnie lubiła, często przychodziła do mnie w starej pracy. I znów schemat. Tak, ten sam SCHEMAT. Chce zerwać z chłopakiem, nie ma tego czegoś Gdzieś to słyszałem w tamtym roku... Nauczony doświadczeniem powiedziałem, że możemy się spotkać, jak będzie wolna. Pojawia się nowa gałąź, już kombinuje...
Szasza niby to co mówisz może być prawdą ale moim zdaniem to nie jest clou problemu.Zadam inne pytanie do kogoś kto był po drugiej stronie (jak Ty) Czy uważasz,że gdyby mąż Twojej kochanki znał całą prawdę to czy mógłby jej wybaczyć ?A teraz drugie pytanie,gdybyś Ty był na jego miejscu i wiedział to wszystko to czy byś wybaczył?
Chcę znać Twoje postrzeganie świata przed romansem a nie po(gdzie stałeś się realistą(bez różowych okularów) w postrzeganiu spraw damsko-męskich)
Myślę,że to może być dobra wiedza dla autora,żeby zrozumieć żonę.
Autorze,
czytam Twój wątek od początku i mogę śmiało napisać, że dobrze Cię rozumiem. Twoje objawy są bardzo charakterystyczne dla tzw. zazdrości wstecznej. Sam to przechodziłem ok. 8 lat temu i mimo, iż jest dzisiaj bardzo dobrze, to wiem, że te demony będą wracać chyba do końca życia, z mniejszą lub większą intensywnością. Jak dla mnie, męczy Cię to, że Twoja żona miała tylu partnerów, a Ty tylko ją. Dla mężczyzny taka świadomość jest degradująca. Moja żona miała 2, ja też tylko ją. I wiesz co? Parę lat po ślubie trafiła mnie właśnie zazdość wsteczna. U mnie to było tuż po 30stce, gdzie przyszło jakieś pierwsze podsumowanie życia. Spojrzałem wstecz, za siebie, no i zobaczyłem te moje niewykorzystanie okazje, a jej wykorzystane i zdołowałem się. Pojawiły się nieprzespane noce, kołatanie serca, przygniatający smutek, żal. Dużo rozmów, które de facto nic nie wyjaśniały. Swego czasu żona powiedziała mi, zmęczona ciągłymi moim zarzutami, że to co się dzieje, to mój problem, nie jej. Ona już ma to dawno za sobą. I wiesz co? Po czasie zrozumiałem, że ma rację. Przecież przeszłości zmienić nie mogę, a się na nią złoszczę. Życie miałem wtedy bardzo udane. Praca, nowe mieszkanie, małe, kochające dzieci i ona - dobra kobieta, do rany przyłóż. Taka, o której marzy 7 na 10 facetów. Trochę to trwało, ale poprzestawiałem sobie klepki w głowie i pomogło. Postanowiłem, że moja żona na 100% nie będzie moją ostatnią kochanką. Taki powziąłem plan na przyszłość. Tyle, że mimo upływu prawie dekady od mojego dna, oczywiście nic w tym kierunku nie zrobiłem. Nie szukam nikogo, nie zdradzam jej, ale zostawiłem sobie furtkę. Dzięki temu lepiej mi się żyje. Ona wie, że ja mówię serio, gdy oznajmiłem, że gdybym się dzisiaj dowiedział, że mam raka, to idę w tango i zaliczam co się da. Wiem, może brutalne, szczególnie dla tych obecnych tu zdradzonych, ale postawiłem sprawę jasno i każde z nas ma tego świadomość.
Niestety autorze, ale wiem jedno, że będzie Ci bardzo ciężko pozbyć się tych myśli z głowy. Nawet, jeśli teraz jesteś na fali wznoszącej, to po osiągnieciu szczytu, znów zaczniesz opadać, może nawet głębiej. Coś się musiało stać w Twoim życiu, że aż postanowiłeś podzielić się swoim bólem z innymi. Twoja żona dzisiaj jest czysta, to Ty masz problem. Zastanów się, czy aby nie tkwi on w tym, co napisałem.
Przed akcją z mężatką byłem idealistą, ale duża w tym zasługa mojej ex dziewczyny, która była aniołem, ginący gatunek, dobre wzorce w domu, komunia w każdą niedzielę, laska z tamtej epoki. Dlatego 4 lata czekałem, bo żal mi było stracić tak wartościową osobę. Ale brak chemii zdecydował...I wtedy pojawia się mężatka (tzn aż po 3latach wolności), jest pierdol...cie. Wchodzimy w to. Ja nadal idealista, różowe okulary, chcę zatrzymać chwilę. Ona bawi się w najlepsze, po czym kopie w tyłek po godzinie W. Teraz wiem dużo więcej, oglądam 'Musisz wiedzieć' i jestem już w innym miejscu. Czy lepszym? Nie wiem. Co do męża kochanki, niby wie wszystko, ale uważa mnie za impotenta (mężatce udało się, bo rzeczywiście raz w aucie miałem problem i w żartach o tym pisaliśmy sobie wieczorem; po czasie on to przeczytał i łatwo jej było wmówić mu, że nigdy nic nie było, bo mi nie stawał, hehe; Tu pofarcilo jej się wyjątkowo, bo brzmiało to wówczas wiarygodnie. Do tego dodała, że mam zakrzaczenie, haha, więc i ustami nic nie mogło być Więc wie o spotkaniach przez 4 miechy, ale uważa, że nic nie było. Tylko robótki ręczne i buziaki.
Sasza-właśnie o to chodzi.Autor wątku musi zdać sobie sprawę ,że albo sam wyciśnie prawdę (telefon,wariograf) albo niech zamilknie na wieki(nie porusza wiecej tego tematu) bo i tak prawdy z żony ust nie usłyszy.
Żadna kobieta nie przyzna się do ilości kochanków bądz ,że kochanek był w czymś lepszy albo ,że on był planem A ,a mąż to koło zapasowe.Tak już jest.Wiec albo autor realnie szuka prawdy albo niech da sobie spokój i "korzysta" z nawróconej i pełnej wyrzutów sumienia żony.Nie jest to już wielka różnica czy jest realnie wierna 20,17 czy 15 lat...
Autorze, mnie ciekawi jedna rzecz ze ty wlasciwie tylko myslisz o relacji z Twoja zona i te wszystkie problemy przez 20 lat z jej kontrolowaniem aby miec jej gwarancje "wiernoscI" pokazuja ze skupiny jestes w tym ukladzie rodzinnym wylacznie na niej. Zafiksowany jestees na niej niczym wspoluzalezniony. A co z Twoim synem? jakie role mu przekazales swoim postepowaniem albo brakiem postepowania? Masz definicje meskosci tylko w oparciu o wzorzec "samca alfa" a nie mezczyzny odpowiedzianego za cala rodzine, powtarzam cala a nie tylko zone To taka obserwacja z boku na podstawie tych ogranicznonych danych jakie nam przedstawiles i co cie glownie uwiera.
Cześć...
Po pierwsze nie żałuj tych 20 lat. Nie żałuj że kochałeś. Nie żałuj że dźwigałeś to co dźwigałeś. Twoja żona dość dobrze wykorzystała fakt że nie odszedłeś więc można stwierdzić że nie wzmocniłeś w niej żadnych złych postaw. Także nie żałuj że byłeś dla kogoś dobry. Po drugie: nawet psa nie trzyma się na smyczy cały czas. Nawet jak po pracy gdzieś pójdzie nie bierz tego za złą monetę. Niech ma swoje życie. Nawet jak ciężko ci to będzie dźwignąć to wyrzygaj swoje wątpliwości tutaj albo na terapii, ale daj jej żyć.. ona też być może dźwiga za dużo...pomóż, kochaj i nie żałuj...
I po trzecie tak jak twoja żona módl się byś nie musiał się przekonać o jej prawdziwych intencjach...żeby nie musiała ci oddać nerki, żeby nie musiała czuwać przy twoim łóżku by nie spadł na ciebie żaden paraliż itp - co?? dopiero wtedy odpuścisz??
I tak dość dobrze poznałeś jej intencje, tylko w nie nie dowierzasz.
!!!!!!Nie dowierzaj więc, tylko doświadczaj!!!Każdego dnia doświadczaj. !!!!
Każdego dnia budzimy się i reagujemy na o co życie niesie. I Ty i Ona i ja i My wszyscy. Co ci jest potrzebne byś zareagował inaczej.
Jakiś dobry gest z jej strony?? nie! Bo cały czas je dostajesz. Więc może jakaś plaga, jakaś bieda - żeby i wtedy się wykazała - chcesz tego?? zapewne też nie.. A może żeby jej coś się stało i Ty wtedy staniesz na wysokości zadania potwierdzając swoją zajebistość... Wiesz czym jest wolna wola???
Nie tym że możesz kopnąć kogoś w dupę, tylko tym, że potrafisz osadzić siebie w rzeczywistości.
Wierzę że jest ci ciężko...nie "ganił" bym Cię gdybyś chciał odejść.. Masz prawo, masz prawo nie mieć więcej sił by to dźwigać...
Ale możesz też się uczyć, zdobywać wiedzę, zmieniać perspektywę, spoglądać inaczej na to co widzisz od lat...
Spokojnie oddychaj i nie śpiesz się. Wytrzymałeś 20 lat kisząc w sobie wszystko, wierzę że wytrzymasz jeszcze trochę i być może zobaczysz więcej niż widzisz teraz...
Trzymaj się
Tak, tak, po stokroć tak. Rozebraliście mnie na części, każdy trochę, na podstawie tych okruchów informacji, którymi się Wami podzieliłem. Nadal nie wiem jak będzie, co będzie, na niektóre pytania umiem, ale już nie chcę odpowiadać. I tak się obnażyłem bardzo Widzę teraz jak na dłoni, co dobre, co złe, (we mnie, w niej) i powoli zaczynam w tym przebierać, żeby poskładać. Niekoniecznie tak samo, ale koniecznie, żeby było lepsze. Dla nas obojga. Dla syna. Dla wszystkich. Zdecydowanie to ja jestem źródłem obecnych problemów. Ja i nikt inny. To wiem już na pewno.
#Dandik
Cytat
Coś się musiało stać w Twoim życiu, że aż postanowiłeś podzielić się swoim bólem z innymi. Twoja żona dzisiaj jest czysta, to Ty masz problem.
Na to wygląda. Przez ostatnie trzy lata pochowałem kilka bliskich osób, syn się wyprowadził, miałem potężne problemy kardio - życie przeleciało mi przed oczyma. Była przy mnie przez cały ten czas, wspierała, pocieszała, troszczyła się, martwiła.
Wiecie co?
W tym momencie czuję się jak skończony drań
Dlaczego?
To ona spieprzyła wam małżeństwo, gdyby była transparentna na samym początku już byście mieli to przerobione a tak musiałeś walczyć o prawdę którą i tak do końca nie znasz.
Masz być draniem bo zostałeś przy niej?
Panowie i Panie my chyba już wszystko autorowi powiedzieliśmy.Teraz albo coś z tym zrobi (cała prawda,terapia)albo czeka go kolejne 20 lat horroru.
Autorze wydaje mi się ,że największym problemem dla Ciebie jest to,że nigdy tak naprawdę nie miałeś szansy podjąć jakiejkolwiek decyzji.Co powoduje,że Twoje małżeństwo jest trochę "skażone",zbudowane na fałszywych fundamentach.
Twoja żona mogła przeżyć pełne adrenaliny i podniety romanse, (zakazany owoc etc.) a teraz ma najlepszą wersję Ciebie na którą pewnie nie zasłużyła.A Ty masz 20 lat pytań beż odpowiedzi...Takie są moje luźne przemyślenia .
Bardzo możliwe. Boli mnie również, że chociaż jest dobrze, wręcz modelowo, niemal idealnie - gdy poczuję satysfakcję ze związku, pomyślę, że inni mogą mi pozazdrościć, natychmiast pojawia się plansza z napisem: "TO NIEPRAWDA. WCALE NIE JEST FAJNIE I NIGDY NIE BYŁO".
I uchodzi ze mnie cały entuzjazm.
Niektórzy tutaj mówią, zapomnij, zakop, ciesz się tym, co masz. Inni za, że zła kobieta, jak możesz szukać w niej pozytywów.
Ja zaś ani nie mogę zapomnieć, ani nazwać jej złą kobietą, bo zła w niej nie widzę, widzę tylko i wyłącznie dobro. i nie wynika to z mojego od niej uzależnienia tylko obiektywnej wieloletniej obserwacji. Jednocześnie zaś pamiętam, że ma te swoją mroczną stronę.
To jest, kochani, błędne koło.
A we mnie samym wilki dwa
Oblicze dobra oblicze zła
Walczą ze sobą nieustannie
Wygrywa ten którego karmię
Uciekałem bez siły wilki za plecami wyły
Miałem tylko nadzieję i otwarte drzwi
Padłem na kolana i walczyłem do rana
Nie wiedziałem że jestem w sobie taki zły
Latami dokarmiałem tego którego nie chciałem
On głęboko zatopił we mnie swoje kły
Twoja modlitwa złapała go w sidła
Teraz jestem wolny tak jak ty
Fragment utworu Luxtorpeda "Wilki dwa"
Zapewne nie jesteś draniem, po prostu czasami brakuje ci sił i nie rozumiesz, nie akceptujesz....
doświadczaj zdobywaj i chyba dokarmiaj tego dobrego, bo ten zły sam się będzie wpier...ał, bez twojego zaproszenia...temu dobremu bez zaproszenia zapewne ciężej przyjść...
Boli mnie również, że chociaż jest dobrze, wręcz modelowo, niemal idealnie - gdy poczuję satysfakcję ze związku, pomyślę, że inni mogą mi pozazdrościć, natychmiast pojawia się plansza z napisem: "TO NIEPRAWDA. WCALE NIE JEST FAJNIE I NIGDY NIE BYŁO".
I uchodzi ze mnie cały entuzjazm.
Z racji tego, że temat został przez Ciebie wyparty, nie przepracowany właściwie, podświadomie sabotujesz relację; na poziomie świadomym wiesz, że jest ona po prostu dobrym człowiekiem i widzisz to na co dzień, podświadomość jednak, nad którą nie masz większej kontroli próbuje Ci udowodnić, że się mylisz;
A może jest tak, że męskie ego nie daje nam, facetom, zapomnieć o zdradzie żony/dziewczyny/partnerki. W mojej historii pt. 'Kochanek' niektórzy byli wręcz zniesmaczeni moim tekstem, przeświadczeniem, że czuję się zdradzony (!!!) przez mężatkę (w domyśle zdradziła mnie z mężem). Brzmi to nad wyraz głupio, ale moim zdaniem u autora wątku odzywa się męskie ego, które zostało nadszarpnięte. Wie, że w pewnym okresie nie był dla swojej kobiety jedynym. Ja jasno stawiałem sprawę, z mężatką nie związałbym się na stałe, choćby ze względu na dzieci. Miłości tu też nie było, była sympatia. Ale coś powoduje, że niedługo minie rok, a ja nadal chodzę przygnębiony. I to, że chciałem, żeby skończyła ze mną znajomość w inny sposób, to właśnie moje EGO. Ono chciałoby, żeby powiedziała jesteś zajeb...ty, ale mam rodzinę, zależało mi na Tobie, ale mąż dał mi ultimatum... I wówczas rósłbym w swoich oczach, jako samiec Alfa. Chciałbym zawsze już być dla niej kimś ważnym, ale wiem, że nie będę, bo pokazała to swoim zachowaniem. I wg mnie urażone męskie ego w podświadomości nie daje autorowi cieszyć się życiem. W moim przypadku jest jedno super rozwiązanie. Zmienić środowisko, ale to nie jest takie proste. Co z oczu, to ... I podobnie jest z rozstaniem po zdradzie. Uzdrawia.
Sasza
Czekałem aż ktoś bardziej uprawniony Ci odpowie ale skoro jest cisza.
Nie masz pojęcia o czym piszesz, to że poczułeś się zdradzony przez kochankę i być może podświadomie rywalizowałeś z jej mężem to może Twoje ego zostało nadszarpnięte. W pełni zrozumiesz to gdy będziesz miał dziewczynę czy żonę i ona Ciebie zdradzi - czego Ci nie życzę.
Tam nie ma mowy o ego tylko o uczuciach jak i o zaufaniu. To one zostały zdeptane a nie ego. Gdy kobieta zostaje Twoją żoną a byli inni konkurenci to Twoje męskie ego zostało zaspokojone - wygrałem. Ale w wyborze partnerki nie kierujesz się ego tylko uczuciami.
Gdy dziewczyna zostaje Twoją żoną/narzeczoną to nie ma mowy o rywalizacji tylko o zdradzie. To zupełnie inny poziom/etap związku.
Gdy dziewczyna zostaje Twoją żoną/narzeczoną to nie ma mowy o rywalizacji tylko o zdradzie. To zupełnie inny poziom/etap związku.
Zgodzę się z tym. Ja tak miałem - w tym nie było rywalizacji, ani trochę. Ja nie zabiegałem wtedy o nią dlatego, że mi ją odbierał inny. Byłem tylko przeraźliwie smutny, rozżalony i pragnąłem żeby mnie chciała, kochała, była tylko dla mnie, a ja dla niej.
Nie rywalizowałem z tamtymi kolesiami. Zdecydowanie nie. Jakby byli tylko dekoracją, rekwizytami.
Tak sobie teraz myślę, że właśnie dlatego pozwoliłem na "ławeczkę" i ogólnie na wiele upokorzeń. To była walka o jej uczucie. Kolejna walka, bo przecież wcześniej już raz ją zdobyłem.
Kolejna rzecz - w miarę upływu czasu, im więcej nad tym rozmyślam, tym bardziej schodzę w głąb ludzkiej psychiki. Żony, mojej i ogólnie. A tam, na samym dole, gdzieś w głębinach siedzą przecież w nas pierwotne, naturalne instynkty. Samice dążą do zdobycia możliwie zróżnicowanej puli genowej, samce do rozprzestrzeniania swoich. Taka biologia.
Tamci nie musieli być dla niej atrakcyjniejsi, nie musieli mieć nawet jakichś specjalnych atrybutów. Byli po prostu inni, nie byli mną. Osobnikiem, który spełnił już swą rolę i spowszedniał, stał się nudny, przewidywalny, oczywisty wręcz.
Nie usprawiedliwiam żony, co to, to nie. Próbuję zracjonalizować zdrady. Było nie było są powszechnym zjawiskiem.
Z naturą ciężko wygrać, ciężko ją nawet okiełznać.
Im szybciej się z tym pogodzę, tym wcześniej przestanie mnie boleć to, czego doświadczyłem.
Tak sobie teraz myślę, że właśnie dlatego pozwoliłem na "ławeczkę" i ogólnie na wiele upokorzeń. To była walka o jej uczucie. Kolejna walka, bo przecież wcześniej już raz ją zdobyłem.
Pozwoliłeś bo po pierwsze byleś ogłupiały a po drugie ze strachu. Bałeś się że króliczek Ci ucieknie.
Cytat
Próbuję zracjonalizować zdrady. Było nie było są powszechnym zjawiskiem.
Z naturą ciężko wygrać, ciężko ją nawet okiełznać.
20 lat racjonalizujesz sobie to co zrobiła. Tylko zrobiłeś ze strachu coś dla siebie szkodliwego - rozciągnąłeś w czasie zmierzenie się z tym. I tu chyba przez pierwsze lata właśnie powstrzymywał Ciebie strach że ona może odejść.
Zawsze się zastanawiam skąd oni biorą te statystyki. To że są zdrady to nie oznacza że mamy je normalizować i to zjawisko nie oznacza że mamy się z tym zgadzać.
Przecież żona nie zdradziła z uwagi na statystyki.
I nie idź w stronę mistycyzmu że kierowało nią hormony, kosmiczne promieniowanie, nie opanowana chuć. Według mnie jest to bzdura. Ona sobie pozwoliła na to. Świadomie, żadna pomroczność jasna czy ciemna jej nie ogarnęła. Natura nie ma z tym nic wspólnego - jej zależy na mnożeniu się a nam bardziej na przyjemności. Oklepane - zdradziła bo chciała. I tu rodzi się pytanie dlaczego chciała, dlaczego nad tym chciejstwem nie zapanowała.
Zdrady w dużym uproszczeniu w zasadzie można podzielić na dwa rodzaje:
1. Błąd wynikający z różnych czynników i i deficytów, ułomności natury ludzkiej;
2. Osoba zdradzająca związała się z kimś kto nie był jej pierwszym wyborem a tzw. zapchajdziurą, wyborem z rozsądku, bo lepszej opcji na moment dokonywania tego wyboru nie było w zasięgu;
Autorze, do której grupy zakwalifikowałbyś swoją żonę?
Pozwoliłeś bo po pierwsze byleś ogłupiały a po drugie ze strachu. Bałeś się że króliczek Ci ucieknie.
No przecież o tym mówię. Walczyłem o jej atencję. Semantyka i tyle
Cytat
nie idź w stronę mistycyzmu że kierowało nią hormony, kosmiczne promieniowanie, nie opanowana chuć.
gdzie w tym mistyka? Hormony nie sa mistyką, chuć to też nic innego jak biochemia. Szarpie każdym z nas. Czemu taksujemy wzrokiem co fajniejsze laski, czemu się za nimi ogladamy? To przecież te najniższe, pierwotne instynkty. Przed poddaniem się im hamuje nas jedynie zdrowy rozsądek, normy kulturowe, otoczka cywilizacyjna. Nic poza tym. Jeden ulegnie, inny jest bardziej odporny. Ja miałem pecha - trafiłem na ten pierwszy przypadek, ona farta, bo trafiła na ten drugi.
Chyba właśnie dlatego nie ufam już żadnej kobiecie, absolutnie żadnej.
Zdaje się, że wiem, jak pogodzić się ze zdradą - żeby tak nie żarła.
Muszę ją potraktować jako coś... normalnego, na co nie miałem wpływu, czemu nie mogłem zapobiec. I co się nie odstanie. Nie pomoże mi żal, zaklinanie rzeczywistości, ani nic.
Zwyczajnie miałem pecha, że trafiło i na mnie.
Być może dlatego nie ma we mnie gniewu.
Myślę, że po trosze jedno i drugie. Przed ślubem byliśmy ze sobą 6 lat. Był moment, że to JA miałem ochotę zakończyć związek, tak mniej więcej dwa lata przed ślubem. Bo chciało mi się innych kobiet Ale wygrały zasady, a potem kryzys mi przeszedł. Ona z kolei miała kompleksy, to wiem na pewno. Szara myszka, z wielodzietnej rodziny, gdzie rodzice, zwłaszcza matka, faworyzowali jej rodzeństwo. Rozkwitła dopiero w małżeństwie, na swoim, również finansowo. Swoje robiła też nasza domniemana różnica potencjałów intelektualnych, o tym również wiem. Starałem się ją niwelować, być hmm... prostszy (co zresztą robię do dziś), ale nie zawsze mi wychodziło.
Poczciwy jak zwykle trafia w sedno. Po pierwsze - deficyty. Jako nastolatek późno dojrzewałem, więc łatwo się domyślić, że miałem sporo kompleksów. Od studiów zacząłem mieć powodzenie u dziewczyn. To też nie było dobre, bo młody zakompleksiony człowiek i spore zainteresowanie kobiet to słabe połączenie. Do dziś ciągnie się to za mną, polubiłem (to dobre słowo, kobiety też w to wpadają) flirtowanie. To też pokłosie niedowartościowania. Wydaje mi się, że i 'moja' mężatka ma podobny kłopot, wiem, że wstydzi się, że edukację skończyła bez matury (w biurze koleżanki po studiach), bo zaszła w ciążę. W rodzinie było trochę za dużo alko, ale bez patologii. Z kolei drugi punkt Poczciwego to meritum, Himalaje ludzkiej glupoty, czyli wiązanie się na siłę z opcją, nie pierwszym wyborem.
gdyby nie dzieci….. ja 10 lat po, scenariusz ten sam….mialem tu i tak napisac: do tych wszystkich NOWYCH, tutaj gosc 20 lat , ja 10 lat po zdradzie, bol olbrzymi, jest racja tych co tu pisza, nie przepravowane to z psychologiem tylko 3 sesje, chcialem to miec odchaczone zbyt szybko?? ze bylo? nie wiem, chce prostej drogi zeby ktos mi wyznaczyl: nie jestem masochista rozumiem 3-5 lat meczenia buly ale teraz bedzie 10 lat!!! nie radze sobie z ta sytuacja… nie ma co wchodzic w szczegoly bo kazdy ma triche inna sytuacje, co chce tutaj osiagnac nie wiem ake jesli 10 lat po nie ma latwo i po 20 latach nie ma latwo to rogacze jestesmy w czarnej du..pie ale moze ta codzienna walka sprawia ze czesc nazwie nas bez jaj ( poeiedzialem jej ze mnie wykastrowala w momencie zdrady) a moze herosy ze nie odeszlismy, bo dzieci w rodzinach paczworkowych maja w 90 % start o wiele trudniejszy mowie ze swojego doswiaczenia, co robic?
Żyć w zgodzie ze sobą, cokolwiek to znaczy; a dla każdego znaczy co innego; sam musisz to odnaleźć i określić a później podjąć kroki aby się do tego konsekwentnie i powoli zbliżać; nie ma dobrych wyborów tak samo jak nie ma dobrej rady; podejmując jakiekolwiek decyzje zawsze będą ofiary; w jakimś stopniu można zminimalizować straty, ale są one nieuniknione; każdy kij ma dwa końce i zawsze z tyłu głowy pozostanie co by było gdyby...gdybym wówczas podjął inną decyzję; to oczywiście nie ma sensu i jest swego rodzaju samobiczowaniem się; widocznie na moment jej podejmowania podjąłeś najlepszą jaką wówczas mogłeś z uwagi na okoliczności, które jej towarzyszyły; jednak nigdy nie jest za późno na zrobienie kroku naprzód jeśli doszedłeś do ściany;
dzieki poczciwy za rade, 100 % racji latwo nie ma, jest jakas niesprawiedliwosc ze ja cierpie nie ze swojej winy ale dalo to mi duzo do myslenia, mam nadzieje ze przysxlym mlodszym pokoleniom bede mogl sluzyc rada musi byc w tym jakis sens, moze go zobacze za nastepne 10-20 lat, jak piszesz nigdy nie jest za pozno, wielkie dzieki za dobre slowo!
Nie rozumiem decyzji o pozostaniu w związku po zdradzie (mówię tylko ze swojej perspektywy i osobowości). Czułbym się dokładnie tak jak autor, 20 lat później wciąż bym musiał sprawdzać wszystko co jakiś czas żeby się uspokoić. Zasypiał bym z myślami o tym co się stało 20 lat wcześniej. Ja miałem to szczęście że nie musiałem podejmować żadnej decyzji bo żona podjęła ją za mnie i odeszła ale minął miesiąc i czuję się na prawdę dobrze. Wydaję mi się autorze że masz podobną osobowość do mojej, też nie potrafisz drugi raz zaufać, dlaczego w dowolnym momencie ostatnich 20 lat nie odszedłeś? Dlaczego nie zrobisz tego teraz skoro tak Cię to wyniszcza?
Eknomen,
Pozwolę sobie zauważyć, że jednak inaczej jest gdy zostajemy postawieni przed faktem dokonanym przez osobę, która nas porzuca; nie mamy wtedy dylematów, bo nie mamy wyboru; musimy ten fakt przyjąć i w perspektywie czasu zaakceptować;
Innym jednak jest gdy zdrajca nie chce odchodzić a wręcz przeciwnie - chce ratować małżeństwo; zaświadczam Ci, że wówczas taka świadomą decyzję o zakończeniu relacji, odejściu i rozwodzie jest znacznie trudniej podjąć; zwłaszcza w przypadku gdy są dzieci a człowiek czuje się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale również i przede wszystkim za nie; ale na tym właśnie polega dojrzałość i poczucie sprawczości na swoje życie; życie to sztuka wyborów;
Nie rozumiem decyzji o pozostaniu w związku po zdradzie
ponieważ jak sam piszesz nie zostałeś postawiony w takiej sytuacji.
Jednak pozostanie bez wybaczenia to takie samobiczowanie jak w przypadku autora, biczuje się przez 20 lat.
20 lat minęło a on nadal nie podjął decyzji, 20 lat na rozdrożu i stoi w miejscu.
Szczerze Ci współczuję, boja tkwię nad takim wyborem od roku i czuje jak wypala mnie w środku, 20 lat sobie nawet nie wyobrażam.
Już się zadomowiłeś w tym miejscu jakim jesteś i z jakiś tylko Tobie znanych powodów nie chcesz z tego miejsca wyjść. Chcesz resztę życia spędzić wisząc nad wyborem?
Eknomen, jest dużo łatwiej jak ktoś podejmuje decyzję za nas, wówczas zostaje się tylko dostosować do nowej sytuacji, dużo trudniej jest podjąć własną decyzję zwłaszcza, kiedy człowiek jest bardzo osłabiony.
Jednak jedno jest pewne z perspektywy czasu nie ma złych wyborów, każdy wybór nam coś daje, czegoś uczy. Tylko trzeba go podjąć... A to jest trudne...
#mrdear
Problem chyba tkwił w tym, że ja to co jej powiedziałem ponad miesiąc temu, powinienem jej powiedzieć wtedy. Albo odejść. Nie zrobiłem ani jednego, ani drugiego. Dlatego żarło mnie 20 lat. Celowo mówię w czasie przeszłym, bo po ostatniej finalnej rozmowie z nią oraz dialogu z Wami jakbym osiągnął katharsis. Ona chyba też. Jest jeszcze lepszą żoną niż była, a ja... ja jestem w końcu szczęśliwy. I nie piszę tego pod wpływem chwili, ale po długim namyśle. Blizna została, ale już nie boli. Po prostu jest. Wiem jedno: ja nie zrobiłem nic złego... i nie zrobię. Nie zniszczę tego, co tak tytanicznym wysiłkiem udało mi się skleić, stworzyć, dobudować. Mam 50 lat, więc to zdecydowanie druga, zaawansowana połowa meczu. Do końca bliżej niż dalej. Grałem fair od początku i tak też dogram do końca. Nie będzie płakał przeze mnie nikt. Mowy nie ma.
Tak jak wspomniałeś nie zrobił awantury i niczego się nie dowiedział Nic nie wie.Jak sam wspomniał, może tylko gdyybać.Moim zdaniem "ławeczka" jest punktem kulminacyjnym całej historii.(serio poczułem jego fizyczny ból czytając to)
To właśnie wtedy postawiła kochanka nad rodziną.A co jeśli kochanek by się zobowiązał ,że weźmie ją wraz zdzieckiem ?Tego nie wiemy.Skoro sama mówiła,że mąż dla niej wtedy nie istniał to skąd wiara ,że mąż był planem A a nie B,C.Skąd wiara,że ona pracując tam kolejne lata nie zdradzała go przynajmniej emocjonalnie?
Ostatnia sprawa.Kim jest teraz autor, a kim był kiedyś?Był młodym facetem który poleciał na zajebistą łaskę,ona dała mu szansę i myślał ,że wygrał los na loterii.Mało jest takich par?Nie znacie wśród znajomych?Kobieta wtedy wie ,że może więcej a misio wszystko wybaczy.
Dziś autor jest człowiekiem sukcesu.Jego żona wie ,że to teraz on może odejść i mieć prawie każdą kobietę.To co teraz się dzieję jest odwróceniem tego co było 20 lat temu.Teraz to on jest nagrodą.
Panowie pisze z tel. Jeszcze nie ogarniam tego forum. Jak przeczytać historię konkretnej osoby?
Cytat
Kliknąć w nazwę użytkownika; jeśli umieścił on swoją historię będzie widoczny podlinkowany jej tytuł;
Cytat
Sprawdzę. Inaczej będzie korciło nieustannie. Znajdę coś - nie wiem, co zrobię, tym razem tak tego nie zostawię. Nie znajdę - zutylizuję sprzęt, plus ten najświeższy i skończę z inwigilacją - wykończa mnie psychicznie i fizycznie. Owszem, zrobiła mi straszną rzecz, ale nawet mordercy wychodzą na wolność po tylu latach, a chwilę potem następuje zatarcie skazania. Domyślnie - odpokutowali i są zresocjalizowani. Spróbuję zakopać trupa
Żeby była jasność - cały czas, nawet wkurzony na nią, rozżalony, zniesmaczony, jestem w niej na zakochany. Taka prawda. Zdaję sobie sprawę jak dziecinnie to brzmi, ale inaczej tego stanu ducha nie umiem nazwać. Powtórzę raz jeszcze, jest w stosunku do mnie cudowna. Pod każdy, podkreślam, każdym względem. I nie jest to tak, że mnie się wydaję, że robię projekcję własnych uczuć. Pewnych gestów, mowy ciała, zachowania nie można udawać. Przynajmniej nie latami. To również jest przyczyną, dlaczego tak łagodnie o niej opowiadam i się nie wściekam tutaj. Dojrzała jak wino, wygląda jakby nie miała 48, lecz 28 lat. a to tylko aspekt fizyczny. Mentalnie - po prostu kochana... zresztą, na bank mieliście do czynienia z takimi kobietami. bezkonfliktowymi, wyrozumiałymi, starającymi się na każdym kroku. Żre mnie ta zdrada okrutnie, ale, jak ktoś wyżej napisał, gdyby nie te wydarzenia, bylibysmy po prostu wspaniałym małżeństwem.
Byliście razem 10 lat i było dobrze i nagle popłynęła i to nie z jednym.
Powiedziała co się w niej zadziało?
Cytat
Czyli kobieta swoim rozumem nie kieruje ciałem tylko ciało kieruje kobietą?
Cytat
Czyli Tobą nie kierował rozum tylko "maluch" w gaciach?
Chcę znać Twoje postrzeganie świata przed romansem a nie po(gdzie stałeś się realistą(bez różowych okularów) w postrzeganiu spraw damsko-męskich)
Myślę,że to może być dobra wiedza dla autora,żeby zrozumieć żonę.
czytam Twój wątek od początku i mogę śmiało napisać, że dobrze Cię rozumiem. Twoje objawy są bardzo charakterystyczne dla tzw. zazdrości wstecznej. Sam to przechodziłem ok. 8 lat temu i mimo, iż jest dzisiaj bardzo dobrze, to wiem, że te demony będą wracać chyba do końca życia, z mniejszą lub większą intensywnością. Jak dla mnie, męczy Cię to, że Twoja żona miała tylu partnerów, a Ty tylko ją. Dla mężczyzny taka świadomość jest degradująca. Moja żona miała 2, ja też tylko ją. I wiesz co? Parę lat po ślubie trafiła mnie właśnie zazdość wsteczna. U mnie to było tuż po 30stce, gdzie przyszło jakieś pierwsze podsumowanie życia. Spojrzałem wstecz, za siebie, no i zobaczyłem te moje niewykorzystanie okazje, a jej wykorzystane i zdołowałem się. Pojawiły się nieprzespane noce, kołatanie serca, przygniatający smutek, żal. Dużo rozmów, które de facto nic nie wyjaśniały. Swego czasu żona powiedziała mi, zmęczona ciągłymi moim zarzutami, że to co się dzieje, to mój problem, nie jej. Ona już ma to dawno za sobą. I wiesz co? Po czasie zrozumiałem, że ma rację. Przecież przeszłości zmienić nie mogę, a się na nią złoszczę. Życie miałem wtedy bardzo udane. Praca, nowe mieszkanie, małe, kochające dzieci i ona - dobra kobieta, do rany przyłóż. Taka, o której marzy 7 na 10 facetów. Trochę to trwało, ale poprzestawiałem sobie klepki w głowie i pomogło. Postanowiłem, że moja żona na 100% nie będzie moją ostatnią kochanką. Taki powziąłem plan na przyszłość. Tyle, że mimo upływu prawie dekady od mojego dna, oczywiście nic w tym kierunku nie zrobiłem. Nie szukam nikogo, nie zdradzam jej, ale zostawiłem sobie furtkę. Dzięki temu lepiej mi się żyje. Ona wie, że ja mówię serio, gdy oznajmiłem, że gdybym się dzisiaj dowiedział, że mam raka, to idę w tango i zaliczam co się da. Wiem, może brutalne, szczególnie dla tych obecnych tu zdradzonych, ale postawiłem sprawę jasno i każde z nas ma tego świadomość.
Niestety autorze, ale wiem jedno, że będzie Ci bardzo ciężko pozbyć się tych myśli z głowy. Nawet, jeśli teraz jesteś na fali wznoszącej, to po osiągnieciu szczytu, znów zaczniesz opadać, może nawet głębiej. Coś się musiało stać w Twoim życiu, że aż postanowiłeś podzielić się swoim bólem z innymi. Twoja żona dzisiaj jest czysta, to Ty masz problem. Zastanów się, czy aby nie tkwi on w tym, co napisałem.
Żadna kobieta nie przyzna się do ilości kochanków bądz ,że kochanek był w czymś lepszy albo ,że on był planem A ,a mąż to koło zapasowe.Tak już jest.Wiec albo autor realnie szuka prawdy albo niech da sobie spokój i "korzysta" z nawróconej i pełnej wyrzutów sumienia żony.Nie jest to już wielka różnica czy jest realnie wierna 20,17 czy 15 lat...
Po pierwsze nie żałuj tych 20 lat. Nie żałuj że kochałeś. Nie żałuj że dźwigałeś to co dźwigałeś. Twoja żona dość dobrze wykorzystała fakt że nie odszedłeś więc można stwierdzić że nie wzmocniłeś w niej żadnych złych postaw. Także nie żałuj że byłeś dla kogoś dobry. Po drugie: nawet psa nie trzyma się na smyczy cały czas. Nawet jak po pracy gdzieś pójdzie nie bierz tego za złą monetę. Niech ma swoje życie. Nawet jak ciężko ci to będzie dźwignąć to wyrzygaj swoje wątpliwości tutaj albo na terapii, ale daj jej żyć.. ona też być może dźwiga za dużo...pomóż, kochaj i nie żałuj...
I po trzecie tak jak twoja żona módl się byś nie musiał się przekonać o jej prawdziwych intencjach...żeby nie musiała ci oddać nerki, żeby nie musiała czuwać przy twoim łóżku by nie spadł na ciebie żaden paraliż itp - co?? dopiero wtedy odpuścisz??
I tak dość dobrze poznałeś jej intencje, tylko w nie nie dowierzasz.
!!!!!!Nie dowierzaj więc, tylko doświadczaj!!!Każdego dnia doświadczaj. !!!!
Każdego dnia budzimy się i reagujemy na o co życie niesie. I Ty i Ona i ja i My wszyscy. Co ci jest potrzebne byś zareagował inaczej.
Jakiś dobry gest z jej strony?? nie! Bo cały czas je dostajesz. Więc może jakaś plaga, jakaś bieda - żeby i wtedy się wykazała - chcesz tego?? zapewne też nie.. A może żeby jej coś się stało i Ty wtedy staniesz na wysokości zadania potwierdzając swoją zajebistość... Wiesz czym jest wolna wola???
Nie tym że możesz kopnąć kogoś w dupę, tylko tym, że potrafisz osadzić siebie w rzeczywistości.
Wierzę że jest ci ciężko...nie "ganił" bym Cię gdybyś chciał odejść.. Masz prawo, masz prawo nie mieć więcej sił by to dźwigać...
Ale możesz też się uczyć, zdobywać wiedzę, zmieniać perspektywę, spoglądać inaczej na to co widzisz od lat...
Spokojnie oddychaj i nie śpiesz się. Wytrzymałeś 20 lat kisząc w sobie wszystko, wierzę że wytrzymasz jeszcze trochę i być może zobaczysz więcej niż widzisz teraz...
Trzymaj się
.
#Dandik
Cytat
Na to wygląda. Przez ostatnie trzy lata pochowałem kilka bliskich osób, syn się wyprowadził, miałem potężne problemy kardio - życie przeleciało mi przed oczyma. Była przy mnie przez cały ten czas, wspierała, pocieszała, troszczyła się, martwiła.
Wiecie co?
W tym momencie czuję się jak skończony drań
Cytat
Dlaczego?
To ona spieprzyła wam małżeństwo, gdyby była transparentna na samym początku już byście mieli to przerobione a tak musiałeś walczyć o prawdę którą i tak do końca nie znasz.
Masz być draniem bo zostałeś przy niej?
Autorze wydaje mi się ,że największym problemem dla Ciebie jest to,że nigdy tak naprawdę nie miałeś szansy podjąć jakiejkolwiek decyzji.Co powoduje,że Twoje małżeństwo jest trochę "skażone",zbudowane na fałszywych fundamentach.
Twoja żona mogła przeżyć pełne adrenaliny i podniety romanse, (zakazany owoc etc.) a teraz ma najlepszą wersję Ciebie na którą pewnie nie zasłużyła.A Ty masz 20 lat pytań beż odpowiedzi...Takie są moje luźne przemyślenia .
Bardzo możliwe. Boli mnie również, że chociaż jest dobrze, wręcz modelowo, niemal idealnie - gdy poczuję satysfakcję ze związku, pomyślę, że inni mogą mi pozazdrościć, natychmiast pojawia się plansza z napisem: "TO NIEPRAWDA. WCALE NIE JEST FAJNIE I NIGDY NIE BYŁO".
I uchodzi ze mnie cały entuzjazm.
Niektórzy tutaj mówią, zapomnij, zakop, ciesz się tym, co masz. Inni za, że zła kobieta, jak możesz szukać w niej pozytywów.
Ja zaś ani nie mogę zapomnieć, ani nazwać jej złą kobietą, bo zła w niej nie widzę, widzę tylko i wyłącznie dobro. i nie wynika to z mojego od niej uzależnienia tylko obiektywnej wieloletniej obserwacji. Jednocześnie zaś pamiętam, że ma te swoją mroczną stronę.
To jest, kochani, błędne koło.
Oblicze dobra oblicze zła
Walczą ze sobą nieustannie
Wygrywa ten którego karmię
Uciekałem bez siły wilki za plecami wyły
Miałem tylko nadzieję i otwarte drzwi
Padłem na kolana i walczyłem do rana
Nie wiedziałem że jestem w sobie taki zły
Latami dokarmiałem tego którego nie chciałem
On głęboko zatopił we mnie swoje kły
Twoja modlitwa złapała go w sidła
Teraz jestem wolny tak jak ty
Fragment utworu Luxtorpeda "Wilki dwa"
Zapewne nie jesteś draniem, po prostu czasami brakuje ci sił i nie rozumiesz, nie akceptujesz....
doświadczaj zdobywaj i chyba dokarmiaj tego dobrego, bo ten zły sam się będzie wpier...ał, bez twojego zaproszenia...temu dobremu bez zaproszenia zapewne ciężej przyjść...
Cytat
I uchodzi ze mnie cały entuzjazm.
Z racji tego, że temat został przez Ciebie wyparty, nie przepracowany właściwie, podświadomie sabotujesz relację; na poziomie świadomym wiesz, że jest ona po prostu dobrym człowiekiem i widzisz to na co dzień, podświadomość jednak, nad którą nie masz większej kontroli próbuje Ci udowodnić, że się mylisz;
#poczciwy
Nic dodać, nic ująć
Czekałem aż ktoś bardziej uprawniony Ci odpowie ale skoro jest cisza.
Nie masz pojęcia o czym piszesz, to że poczułeś się zdradzony przez kochankę i być może podświadomie rywalizowałeś z jej mężem to może Twoje ego zostało nadszarpnięte. W pełni zrozumiesz to gdy będziesz miał dziewczynę czy żonę i ona Ciebie zdradzi - czego Ci nie życzę.
Tam nie ma mowy o ego tylko o uczuciach jak i o zaufaniu. To one zostały zdeptane a nie ego. Gdy kobieta zostaje Twoją żoną a byli inni konkurenci to Twoje męskie ego zostało zaspokojone - wygrałem. Ale w wyborze partnerki nie kierujesz się ego tylko uczuciami.
Gdy dziewczyna zostaje Twoją żoną/narzeczoną to nie ma mowy o rywalizacji tylko o zdradzie. To zupełnie inny poziom/etap związku.
Cytat
Zgodzę się z tym. Ja tak miałem - w tym nie było rywalizacji, ani trochę. Ja nie zabiegałem wtedy o nią dlatego, że mi ją odbierał inny. Byłem tylko przeraźliwie smutny, rozżalony i pragnąłem żeby mnie chciała, kochała, była tylko dla mnie, a ja dla niej.
Nie rywalizowałem z tamtymi kolesiami. Zdecydowanie nie. Jakby byli tylko dekoracją, rekwizytami.
Tak sobie teraz myślę, że właśnie dlatego pozwoliłem na "ławeczkę" i ogólnie na wiele upokorzeń. To była walka o jej uczucie. Kolejna walka, bo przecież wcześniej już raz ją zdobyłem.
Tamci nie musieli być dla niej atrakcyjniejsi, nie musieli mieć nawet jakichś specjalnych atrybutów. Byli po prostu inni, nie byli mną. Osobnikiem, który spełnił już swą rolę i spowszedniał, stał się nudny, przewidywalny, oczywisty wręcz.
Nie usprawiedliwiam żony, co to, to nie. Próbuję zracjonalizować zdrady. Było nie było są powszechnym zjawiskiem.
Z naturą ciężko wygrać, ciężko ją nawet okiełznać.
Im szybciej się z tym pogodzę, tym wcześniej przestanie mnie boleć to, czego doświadczyłem.
Cytat
Pozwoliłeś bo po pierwsze byleś ogłupiały a po drugie ze strachu. Bałeś się że króliczek Ci ucieknie.
Cytat
Z naturą ciężko wygrać, ciężko ją nawet okiełznać.
20 lat racjonalizujesz sobie to co zrobiła. Tylko zrobiłeś ze strachu coś dla siebie szkodliwego - rozciągnąłeś w czasie zmierzenie się z tym. I tu chyba przez pierwsze lata właśnie powstrzymywał Ciebie strach że ona może odejść.
Zawsze się zastanawiam skąd oni biorą te statystyki. To że są zdrady to nie oznacza że mamy je normalizować i to zjawisko nie oznacza że mamy się z tym zgadzać.
Przecież żona nie zdradziła z uwagi na statystyki.
I nie idź w stronę mistycyzmu że kierowało nią hormony, kosmiczne promieniowanie, nie opanowana chuć. Według mnie jest to bzdura. Ona sobie pozwoliła na to. Świadomie, żadna pomroczność jasna czy ciemna jej nie ogarnęła. Natura nie ma z tym nic wspólnego - jej zależy na mnożeniu się a nam bardziej na przyjemności. Oklepane - zdradziła bo chciała. I tu rodzi się pytanie dlaczego chciała, dlaczego nad tym chciejstwem nie zapanowała.
1. Błąd wynikający z różnych czynników i i deficytów, ułomności natury ludzkiej;
2. Osoba zdradzająca związała się z kimś kto nie był jej pierwszym wyborem a tzw. zapchajdziurą, wyborem z rozsądku, bo lepszej opcji na moment dokonywania tego wyboru nie było w zasięgu;
Autorze, do której grupy zakwalifikowałbyś swoją żonę?
Cytat
No przecież o tym mówię. Walczyłem o jej atencję. Semantyka i tyle
Cytat
gdzie w tym mistyka? Hormony nie sa mistyką, chuć to też nic innego jak biochemia. Szarpie każdym z nas. Czemu taksujemy wzrokiem co fajniejsze laski, czemu się za nimi ogladamy? To przecież te najniższe, pierwotne instynkty. Przed poddaniem się im hamuje nas jedynie zdrowy rozsądek, normy kulturowe, otoczka cywilizacyjna. Nic poza tym. Jeden ulegnie, inny jest bardziej odporny. Ja miałem pecha - trafiłem na ten pierwszy przypadek, ona farta, bo trafiła na ten drugi.
Chyba właśnie dlatego nie ufam już żadnej kobiecie, absolutnie żadnej.
Zdaje się, że wiem, jak pogodzić się ze zdradą - żeby tak nie żarła.
Muszę ją potraktować jako coś... normalnego, na co nie miałem wpływu, czemu nie mogłem zapobiec. I co się nie odstanie. Nie pomoże mi żal, zaklinanie rzeczywistości, ani nic.
Zwyczajnie miałem pecha, że trafiło i na mnie.
Być może dlatego nie ma we mnie gniewu.
Myślę, że po trosze jedno i drugie. Przed ślubem byliśmy ze sobą 6 lat. Był moment, że to JA miałem ochotę zakończyć związek, tak mniej więcej dwa lata przed ślubem. Bo chciało mi się innych kobiet Ale wygrały zasady, a potem kryzys mi przeszedł. Ona z kolei miała kompleksy, to wiem na pewno. Szara myszka, z wielodzietnej rodziny, gdzie rodzice, zwłaszcza matka, faworyzowali jej rodzeństwo. Rozkwitła dopiero w małżeństwie, na swoim, również finansowo. Swoje robiła też nasza domniemana różnica potencjałów intelektualnych, o tym również wiem. Starałem się ją niwelować, być hmm... prostszy (co zresztą robię do dziś), ale nie zawsze mi wychodziło.
Pozwolę sobie zauważyć, że jednak inaczej jest gdy zostajemy postawieni przed faktem dokonanym przez osobę, która nas porzuca; nie mamy wtedy dylematów, bo nie mamy wyboru; musimy ten fakt przyjąć i w perspektywie czasu zaakceptować;
Innym jednak jest gdy zdrajca nie chce odchodzić a wręcz przeciwnie - chce ratować małżeństwo; zaświadczam Ci, że wówczas taka świadomą decyzję o zakończeniu relacji, odejściu i rozwodzie jest znacznie trudniej podjąć; zwłaszcza w przypadku gdy są dzieci a człowiek czuje się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale również i przede wszystkim za nie; ale na tym właśnie polega dojrzałość i poczucie sprawczości na swoje życie; życie to sztuka wyborów;
Cytat
ponieważ jak sam piszesz nie zostałeś postawiony w takiej sytuacji.
Jednak pozostanie bez wybaczenia to takie samobiczowanie jak w przypadku autora, biczuje się przez 20 lat.
20 lat minęło a on nadal nie podjął decyzji, 20 lat na rozdrożu i stoi w miejscu.
Szczerze Ci współczuję, boja tkwię nad takim wyborem od roku i czuje jak wypala mnie w środku, 20 lat sobie nawet nie wyobrażam.
Już się zadomowiłeś w tym miejscu jakim jesteś i z jakiś tylko Tobie znanych powodów nie chcesz z tego miejsca wyjść. Chcesz resztę życia spędzić wisząc nad wyborem?
Eknomen, jest dużo łatwiej jak ktoś podejmuje decyzję za nas, wówczas zostaje się tylko dostosować do nowej sytuacji, dużo trudniej jest podjąć własną decyzję zwłaszcza, kiedy człowiek jest bardzo osłabiony.
Jednak jedno jest pewne z perspektywy czasu nie ma złych wyborów, każdy wybór nam coś daje, czegoś uczy. Tylko trzeba go podjąć... A to jest trudne...
Problem chyba tkwił w tym, że ja to co jej powiedziałem ponad miesiąc temu, powinienem jej powiedzieć wtedy. Albo odejść. Nie zrobiłem ani jednego, ani drugiego. Dlatego żarło mnie 20 lat. Celowo mówię w czasie przeszłym, bo po ostatniej finalnej rozmowie z nią oraz dialogu z Wami jakbym osiągnął katharsis. Ona chyba też. Jest jeszcze lepszą żoną niż była, a ja... ja jestem w końcu szczęśliwy. I nie piszę tego pod wpływem chwili, ale po długim namyśle. Blizna została, ale już nie boli. Po prostu jest. Wiem jedno: ja nie zrobiłem nic złego... i nie zrobię. Nie zniszczę tego, co tak tytanicznym wysiłkiem udało mi się skleić, stworzyć, dobudować. Mam 50 lat, więc to zdecydowanie druga, zaawansowana połowa meczu. Do końca bliżej niż dalej. Grałem fair od początku i tak też dogram do końca. Nie będzie płakał przeze mnie nikt. Mowy nie ma.
Cytat
Więc teraz pozostaje zacząć żyć i czerpać z tego życia garściami!