Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Dzień dobry niestety.
Wybrałem sobie taki nick, bo wychodzi na to, że przez sporą część życia śniłem. Brutalne przebudzenie i już jako dorodny okaz rogacizny znalazłem się tu... Moja historia nie różni się bardzo od wielu, które tutaj poznałem. 15 lat po ślubie, 22 lata w związku, dwójka dzieci w wieku szkolnym podstawowym. Około 4 miesiące temu dowiedziałem się o zdradzie żony. Klasyk objawów - stronienie ode mnie, telefon przyspawany do ręki, wszystko nagle zahasłowane, całe popołudnia nos w laptopie, nieco późniejsze niż zwykle powroty z pracy. Wtedy nie zwracałem na to uwagi, nie chcę się o tym rozpisywać, po prostu poczułem przez skórę, że mnie zdradza, a o tych symptomach poczytałem już po fakcie. Tknięty przeczuciem zastosowałem tani, łatwy fortel i przyznała się sama. Moja reakcja była nieco bardziej dramatyczna niż zwykle to bywa, bo mój stosunek do małżeństwa i żony jest szczególny, a i ja jestem z całą pewnością specyficznym człowiekiem, ale o tym później. Przez pierwszy miesiąc przedstawiała fałszywy, łagodniejszy obraz swoich "przygód". Sporo się napracowałem, aby uzyskać prawdziwą wersję wydarzeń. Oczywiście certyfikatu autentyczności nie posiadam, bo tę drugą wersję znam również od niej. Co mi opowiedziała? A więc - zaczepił ją przez messenger facet, któremu wpadła w oko. Nie znała go, nie wiedziała jak wygląda. Miała go w jakiejś grupie na facebooku. Podobała mu się, spróbował. Po około tygodniu pisania do siebie, zaczęli się spotykać. Po około dwóch kolejnych tygodniach znajomości, już jeździła z nim do lasu na seks. Przyznała się do trzech takich wycieczek, numerki bez prezerwatywy na tylnym siedzeniu jego auta. Latała potem do lekarza po tabletki wczesnoporonne. Ten ich romans był krótki - trwał około 2 miesiące, lecz był bardzo intensywny. Pisali do siebie cały czas "od obudzenia się do pójścia spać". Spotykała się z nim codziennie, wyłączając większość weekendów i prawie zawsze dwukrotnie w ciągu zwykłego dnia. Widywali się rano, zawoził ją do pracy, potem zwykle wychodziła z pracy wcześniej, przyjeżdżał po nią i spędzali wspólnie jakieś 2-3 godziny, po czym przywoził ją w okolice domu. Dzień po dniu. Chodzili na obiadki, spacerki, do kina i wspomniane wycieczki do lasu, głównie jednak, jak ona twierdzi, jeździli bez celu jego samochodem po wiochach za miastem. Kupowali sobie prezenty za kilkaset złotych, ona jemu także. Przyznała, że bardzo dużo się przytulali, dotykali i całowali, było to ich główne zajęcie. Rozmawiało się jej z nim, jakby znali się od wieków, rozumieli się, było wesoło i cudownie przyjemnie. Bardzo się sobie podobali - ona opisała go tak: wysoki, dobrze zbudowany, niebywale zadbany, ogólnie ciężko przystojny, męski, bardzo optymistyczny, wesoły, inteligentny, opiekuńczy, wad nie stwierdziła. Był dla niej bardzo ważny, myślała o nim całymi dniami. Czuła się przy nim piękna, interesująca, "unosiła się w powietrzu", szczęśliwa, odkryła, że może w jej życiu być coś więcej, niż małżeńska nuda. On obsypywał ją komplementami, wyznaniami, troskliwością. Twierdzi, że się w nim nie zakochała, a "tylko" zauroczyła. Dzięki tej znajomości zaczęła bardziej dbać o siebie, o wygląd i zdrowie, wizyty u ginekologa itd. Tak chyba pokrótce mogę przedstawić to, do czego się przyznała. Nie wiem jak to ocenicie, dla mnie jednak, biorąc pod uwagę jej zapewnienia, że to jej pierwsza zdrada, poszło jej po mistrzowsku, wybitnie, była szybka, łatwa i tania. Jeśli to jedyny raz, to wykazała jakiś wrodzony talent w oszukiwaniu, zdradzaniu i puszczaniu się. Arcyzdrada na wszystkich polach - wirtualnie, emocjonalnie i fizycznie w tempie turbo. Dla mnie tak to wygląda. Przyznała, że gdyby to trwało dłużej, na pewno dopuściłaby się o wiele gorszych czynów, a do zakochania się bardzo niewiele jej już brakowało. Marzyli też o wspólnym wyjeździe. Nie mam pewności, czy zakończyła ten romans, ale kazałem jej napisać do niego, że to koniec. Ta jej wiadomość była bardzo lakoniczna i można było w niej łatwo wyczuć jej żal, że już po wszystkim. I tak odebrał ją oczywiście kochanek. Próbował dalej, pisał. Więc ja napisałem w jej imieniu do niego w sposób, w jaki powinno to wyglądać, żeby nie miał wątpliwości. Z wielkim bólem wysłała to do niego, z tego co mogę wiedzieć - poskutkowało. Oczywiście potem weszły w życie zwykłe "środki zaradcze" - telefon dla mnie dostępny, podane wszystkie hasła, melduje się gdzie jest, kiedy wróci itd. Oczywiście namierzyłem także lowelasa, wiem gdzie pracuje, i że mieszka niedaleko nas. Odwiedziłem też jego żonę, bo myślę, że tak trzeba, bo sam chciałbym, żeby druga strona mnie poinformowała, gdyby to u niego się wydało. Dowiedziałem się, że jego małżeństwo jest w kiepskim stanie, żona od bardzo dawna podejrzewała go o różne zdrady, znajdowała dowody np. w formie rachunków za damskie prezenty, o których nie wiedziała. Miła, ładna kobieta, nie chciała oceniać mojej połowicy, a mnie nazwała aniołem stróżem swojej żony. Podobno w temacie tej zdrady szedł w zaparte do końca, wystawiła go za drzwi. Widuję go jednak w moich okolicach, więc nie wiem, czy nie przyjęła go z powrotem. Jeśli chodzi o moje małżeństwo, byliśmy przez wiele, wiele lat bardzo szczęśliwą parą. Idealnie dopasowani, niebywale zżyci, prawie się nie kłóciliśmy. Stanowiliśmy wyjątkowo udaną rodzinę z dwójką cudownych dzieci. Parę lat temu wpadliśmy w gigantyczne kłopoty. Trwają do dziś. Szliśmy przez to razem, ale coś zaczęło się przez to psuć. Popadliśmy w marazm, odrętwienie, depresję. Nie mieliśmy sił już na nic (lecz jak się okazało mnóstwo chęci i siły na bzykanie z przypadkowym facetem moja żona znalazła natychmiast). Oddaliliśmy się od siebie. I ja i ona zaniedbaliśmy nasz związek, oboje czuliśmy, że nasza więź osłabła, tak jak zawsze - czuliśmy się podobnie: coraz bardziej osobno. Sfera seksu także ucierpiała. Żona tłumaczyła swoje zdradzanie typowo - czuła się samotna, stara, nieatrakcyjna, potrzebowała czułości, zainteresowania. Pojawił się przystojny, ciekawy i "bardzo fajny facet", nie potrafiła mu się oprzeć, uległa. Mówiła potem, że zupełnie nie wie jak to się wszystko stało - znacie to? Miała jakieś zaćmienie, nie myślała o konsekwencjach, o mnie, rodzinie, dzieciach, myślała wyłącznie o sobie. Jak to przeżyłem? Bardzo ciężko, nie będę wchodził w szczegóły, bo nawet anonimowo mi wstyd. Od łez po agresję. Samo dno rozpaczy i akty desperacji. Pierwszy miesiąc byłem kompletnie niepoczytalny, wszystko pamiętam jak przez sen. Ośmielę się stwierdzić, że przechodzę to ciężej, niż większość przypadków. Potwierdził to też terapeuta - tak, raz poszedłem za namową żony. Ona była 2-3 razy, w planach mamy wspólną wizytę za kilkanaście dni. Moje małżeństwo i moja żona była dla mnie wszystkim, całym moim życiem. Dosłownie. A ja sam jestem niezłym oryginałem. Cały zbudowany ze sprzeczności. Dla kobiet jest to intrygujące, dla facetów denerwujące, dla mnie samego jest przekleństwem. Jestem twardy i wrażliwy, ponury i dowcipny, otwarty i wrogi. Wierzcie mi, ciężko żyje się z takim rozwarstwieniem w głowie i sercu. Do tego coś w typie artystycznej duszy pod względem kreatywności. Przez całe życie już od dziecka, miałem przegwizdane jak rzadko kto. Los nie oszczędzał mi nieszczęść. Aż spotkałem ją - zdawało mi się, że to cud. Mogła mieć każdego, pokochała mnie. Jestem dość samokrytyczny i wiem, że popełniłem masę błędów. Nie byłem idealnym partnerem, wyjaśniliśmy sobie szczerze deficyty w naszym dotychczasowym małżeństwie. Jedno mogę powiedzieć o sobie na pewno. Jestem porządnym facetem. Nigdy nie zdradziłem, jestem oddany i lojalny do bólu. Mam zasady, a że do brzydali się nie zaliczam, miewałem okazje, by przetestować swoją uczciwość. Życie pokazało, że nie znałem swojej żony, trwałem w iluzji, marzeniu, w krainie Morfeusza. Usłyszałem od żony zapewnienia, które słyszał niejeden/niejedna z Was - kocha mnie, nigdy więcej nie zdradzi, za nic nie chce mnie stracić itd. Ból, który żywym ogniem wypala mnie od wewnątrz, trawi mnie wciąż z niesłabnącą zawziętością. Nie jestem już tym samym człowiekiem, jakaś część mnie bezpowrotnie umarła. Nie miałem myśli samobójczych - przecież mam dzieci, to, co czuję, to raczej zwykłe pragnienie śmierci. Przenigdy nie zgadłbym, jak koszmarne uczucia wywołuje zdrada. Części z nich nie potrafię nawet nazwać. Hitlerowi nie życzę. Napisałem to, bo nie mam nikogo, komu mógłbym o tym powiedzieć. Spośród hord demonów, które od miesięcy w każdej sekundzie rozrywają mnie na strzępy, najpotężniejsze są trzy bestie: czy poznałem całą prawdę, czy zakończyła tę znajomość, czy nie zdradzi mnie ponownie. Niezbyt więc oryginalnie w takich okolicznościach. Znalazłem się w sytuacji, z której są dwa wyjścia - oba nie do przyjęcia, ponieważ bardzo ją kocham, nie chcę stracić rodziny. Nie potrafię żyć z nią i tym, czego się dopuściła, ani bez niej, po rozwodzie. Przez te 4 miesiące niewiele się zmieniło. Jak długo to jeszcze potrwa? Co mam zrobić? Jestem bliski obłędu. Będę wdzięczny za jakiś odzew.
najpotężniejsze są trzy bestie: czy poznałem całą prawdę, czy zakończyła tę znajomość, czy nie zdradzi mnie ponownie.
wiesz już, że jest osobą która działa jak bezmyślne zwierzątko, kiedy silnie włączają jej się atwizmy i chemia w jej mózgu zaczyna działać;
jaka więcej prawda w tym momencie jest Ci potrzebna? czego potrzebujesz Ty dla siebie?
co Ci da jeśli wywęszysz jeszcze kilka info o spotkaniach, czy nawet kimś nowym? jakiej prawdy potrzebujesz, aby ona Ci coś dała sensownego i uciszyła Twój ból?
Co ma Ci dać, ta wiadomość, czy ona skończyła z nim znajomość, czy przeszli do podziemia? Skoro wiesz już bardzo dobrze, że aby zdradzić musiał odpłynąć i odpłynęła. Jest do tego zdolna. Ma w sobie takie słabości, które jej to umożliwiają.
Jak większość z nas szukasz odpowiedzi na pytanie, czy kocha. Weź więc pod uwagę, że to "kochanie" nie jest żadną stałą.
Tak, o miłość trzeba dbać. I kiedy gubi się pasję życia, pasję kochania, gubi się wielokrotnie część siebie. Człowiek odwraca się w kierunku zła/negatywów, zamiast dobra i miłości. A w trakcie każdych trudności, nawet tych największych, pozytywy tez istnieją. Kwestia koncentracji. Tego co wybieramy z otaczajacej nas rzeczywistości. Gubiąc się, to i łatwo zgubić miłość.
Co Ci da na tą chwilę wiadomość, że kontynuuje lub nie, to "odejście"? Ta wiadomość zmieni to co się wydarzyło?
Dlaczego od tej wiadomości chcesz uzależnić swoje dalsze kroki i decyzje, zamiast od wsłuchania się w swoje potrzeby i zadbania wreszcie o siebie i zaspokojenie tych Twoich potrzeb, dla Ciebie najistotniejszych?
czy zdradzi ponownie? może i wcale nie musi;
co Ci daje martwienie się o to, co ona zrobi? zmienisz w ten sposób jej słabości na jej siłę?; co ma Ci dać to martwienie się o jakąś tam przyszłość, w sytuacji kiedy nie panujesz nad własnym dzisiaj i nie troszczysz się o zaspokajanie własnych potrzeb tu i teraz? a to Twoje "dzisiaj" buduje podwaliny pod Twoje jutro; co dzisiaj budujesz? jak spojrzysz na to trzeźwo, to zobaczysz, jakie będzie Twoje jutro;
Cytat
Jak długo to jeszcze potrwa?
to wszystko zależy od Ciebie, Twoich zasobów i zrozumienia tego co się wydarzyło, a tym samym zaakceptowania tego; zaakceptowania faktu, że czasu nie cofniesz;
Cytat
Co mam zrobić? Jestem bliski obłędu
podstawą podjęcia dobrej decyzji jest zrozumienie, a nie wiedza o pierdołach o która teraz zabiegasz ( ile razy i w jakich konfiguracjach) ;
zazwyczaj z naturalnego odruchu skupiamy się na zdobywaniu wiedzy, zamiast na zrozumieniu; a to nie wiedza, a zrozumienie daje nam właściwe podpowiedzi, co zrobić dalej;
i jeszcze inna rzecz, kiedy wałkujesz cały czas i w kółko jakiś problem w głowie, to tak naprawdę odsuwasz się od znalezienia rozwiązań; przemęczony mózg, ustawicznie bombardowany, nie widzi w tym całym gąszczu danych, całej układanki z pewnej perspektywy; dlatego nie znajduje rozwiązań;
nasz mózg tak działa, że z otaczającej nas rzeczywistości koncentruje się zaledwie na nikłym procencie tego co dostrzega i odbiera, reszta ląduje w nieświadomości;
i pewne rozwiązania, odpowiedzi na pewne pytania nie są w stanie dojrzeć w wyniku świadomego myślenia, a muszą dojrzeć w naszej nieświadomości;
musi dojść do nieświadomej reorganizacji naszych myśli;
a to dzieje się wtedy, kiedy przestajemy sami sobie bombardować głowę, kiedy wypoczywamy, zaczynamy myśleć o czymś innym, na czymś innym się koncentrujemy, na czymś luźnym, co pozwala nam "poluzować te spięcie i wynikły z niego bezruch w mózgu";
najlepszy efekt masz, kiedy odwracasz uwagę, aby nieświadomość sama sobie pewne rzeczy w tle poukładała;
i wtedy te przekazy z nieświadomości dobijają się do nas, w formie pojedynczych pojawiających się myśli i prowadzą do znalezienia dobrych rozwiązań;
kluczem więc i podstawą dla Ciebie (byś sobie pomógł), jest więc to samo, co dla każdego tutaj; jak najmniej móżdżenia, jeśli już to zdobywanie konkretnej wiedzy, która pomoże Ci pewne rzeczy w głowie poukładać; max godzina, dwie dziennie i reszta czasu przeznaczona na odwracanie uwagi i mnóstwo wypoczynku, aktywności na świeżym powietrzu, kontaktu z innymi ludźmi, szukania innych bodźców, wrażeń, doznań, koncentracji na rzeczach pozytywnych, które rozluźnią Cię i pozwolą, aby pewne rzeczy w tle wybrzmiały; po prostu pokochanie siebie i zadbanie o siebie; nauczenie się takiego samowspierania się i wyrobienie w sobie takiego nawyku;
im więcej luzu i wypoczynku, tym szybsze układanie;
Witaj Morfeuszu,
Na początek pragnę Cię zapewnić, że Twoje uczucia i emocje w aktualnym czasie są naturalne, ale dobrą wiadomością jest to, że masz częściowo na nie wpływ.
Pisała o tym amor wyżej.
Chciałbym zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które rzuciły mi się w oczy czytając Twoją historię.
Cytat
Przyznała, że gdyby to trwało dłużej, na pewno dopuściłaby się o wiele gorszych czynów
To stwierdzenie obrazuje jak bardzo ona jest w czarnej doopie z chęcią zrozumienia i zaakceptowania Twoich uczuć. Bo niby co straszniejszego mogłoby się stać dla Twojej psychiki? Nie ma kompletnie świadomości ciężaru gatunkowego tego oszustwa, którego się dopuściła a tym samym wyrządzonej krzywdy nie tylko Tobie. Lista jest dłuższa.
To jednak jest jej rola. Ty możesz jej tylko kibicować w tym zakresie. Broń boże do niczego nie zmuszać.
Cytat
Nie mam pewności, czy zakończyła ten romans, ale kazałem jej napisać do niego, że to koniec. Ta jej wiadomość była bardzo lakoniczna i można było w niej łatwo wyczuć jej żal, że już po wszystkim.
Przyjrzyj się temu co napisałeś i narobiłeś...
Zmusiłeś biedną kobietę z buzującymi hormonami do zakończenia czegoś czego nie chciała kończyć. Ta chęć nie wynikała z jej trzeźwej oceny sytuacji. Nie wynikała z nagłego przebudzenia i modyfikacji priorytetów. Ona po prostu została przez Ciebie brutalnie zmuszona do podjęcia decyzji, której w życiu nie podjęłaby na tym etapie sama. Nie dostrzegam w tej postawie jej wielkiej miłości do Ciebie, na którą się ona powołuje a raczej strach o byt i zachowanie statusu quo.
Nie zwracaj uwagi na jej słowa. One nic przecież już nie znaczą. Miałeś okazję się o tym przekonać. Tym bardziej, że nie wynikają one póki co z jakiejś głębszej refleksji. Jej postawa i czyny mają być wyznacznikiem jej chęci odbudowania tego co bezceremonialnie zdeptała i poniekąd zakończyła, nie pytając Ciebie o zdanie.
Zadbaj o siebie, ale też przeanalizuj swoją postawę w tym wszystkim co się wydarzyło. To co Twoje weź na klatę, przepracuj choćby po to aby nie uzależniać swojego szczęścia od osób trzecich. To co ona zniszczyła to jej praca do wykonania. Uwierz, jeśli będzie zdeterminowana to zdobędzie Mount Everest swojej empatii i chęci naprawy i pracy nad tym co zniszczyła.
Komentarz doklejony:
P.S. nie podoba mi się Twój tytuł historii.
Pytanie kto i z czego został okradziony? Jesteś pewny, że Ty?...
Przyczyną jest wasza relacja, odsunięcie się od siebie bo problemy a kusząca okazja ucieczki od problemów i chęć zaspokojenia próżności z kimś kto się spodoba, bo jakoś pasuje do naszych wyobrażeń ideału lub jest inny niż to co znamy zawsze się znajdzie.
Niezaspokojona fizycznie nieszczesliwa mężatka była do zgarnięcia w krótkim czasie, bo była niczyja. Potrzeby jej się skumulowały a zjawił się wybawiciel.
Problemem nie jest to, że ktoś ją szybko przeleciał ze wszystkich stron na wszystkie sposoby, tylko to, że ty przestałeś być dla niej jej samcem o którego trzeba dbać. Ty też przestałeś o nią dbać, co was łączyło, zobowiązania ?
Komentarz doklejony:
Na siłę w szoku ją zatrzymałeś, może i masz powody ale nikt nikogo do miłości nie zmusi. Myślisz że będzie szczęśliwa? Że ty będziesz wiedząc, że to nie ona Ciebie wybrała z własnej nieprzymuszonej woli nawet gdy ktoś ją świetnie bzykał tylko musiała ratować własny tyłek i z czegoś ważnego dla niej pod przymusem rezygnować?
Ratujesz ją przed nią samą opiekunie czy pozbawiasz odpowiedzialności za jej wybory.
Decyduj za siebie nie za nią. Rozdziel ostro odpowiedzialność. Bądź przede wszystkim odpowiedzialny za siebie.
Dziękuję Ci amor za odpowiedź.
Nie chcę być sam, kocham ją i chciałbym, żeby udało nam się pozostać parą i ocalić rodzinę.
Cytat
Co ma Ci dać, ta wiadomość, czy ona skończyła z nim znajomość, czy przeszli do podziemia?
Cytat
Co Ci da na tą chwilę wiadomość, że kontynuuje lub nie, to "odejście"? Ta wiadomość zmieni to co się wydarzyło?
Dlaczego od tej wiadomości chcesz uzależnić swoje dalsze kroki i decyzje, zamiast od wsłuchania się w swoje potrzeby i zadbania wreszcie o siebie i zaspokojenie tych Twoich potrzeb, dla Ciebie najistotniejszych?
To, czy skończyła z k...twem jest najważniejszym i podstawowym warunkiem, żeby próbować stworzyć nowy związek. Ja chciałbym spróbować, nie wiem tylko jak się do tego zabrać. Nie pójdę na najmniejsze ustępstwa. Wystarczy mi już w tej chwili nie dowód, a zwykłe podejrzenie, że w dalszym ciągu nie jest uczciwa i natychmiast kończymy to próbowanie. Ona o tym wie, ja jestem czujny jak ważka, sprawdzam ją i to w sposób, którego nigdy by się nie domyśliła. Nic już nie zmieni tego, co się wydarzyło, ale to, jak ona postąpi, zdefiniuje to, co ma się wydarzyć. A najistotniejsze dla mnie jest, by moja rodzina pozostała w komplecie. Wiem, że nawet jeśli okaże się, że już mnie nie zdradza, nie ukoi to mojego bólu, potrzebuję czegoś innego. Jednak ta wiedza jest niezbędna do podjęcia decyzji, czy dać jej szansę, więc dla mnie to meritum. Temat ukojenia bólu to osobna sprawa, i tutaj ona nic nie pomoże... tak mi się wydaje, bo jak dotąd nie pomogła. Wiem już, że muszę sam się z tym uporać i wiem także, że nawet, jeśli okaże się, że ona skończyła z k...twem, ja mogę nie udźwignąć tego ciężaru, tej przeszłości i rozwiedziemy się. Mój problem polega na tym, że nie wiem jak mam tego dokonać, jak mam poradzić sobie z tą świadomością. To, że jest skończoną kretynką, i wystarczy, że ją zaswędzi, by procesy myślowe ustały i rzuciła na szalę wszystko, czym było jej życie - to już musi odkręcać ona ze swoim terapeutą, ja nie mam na to żadnego wpływu, prawda? Wiem jednak, że nie ma możliwości, abym się o dalszym lub kolejnym szmaceniu nie dowiedział, prędzej czy później. Nie ma takiego podziemia, z którego bym jej nie wykopał. Jednak strach przed tym nie pozwala normalnie funkcjonować.
Cytat
co ma Ci dać to martwienie się o jakąś tam przyszłość, w sytuacji kiedy nie panujesz nad własnym dzisiaj i nie troszczysz się o zaspokajanie własnych potrzeb tu i teraz? a to Twoje "dzisiaj" buduje podwaliny pod Twoje jutro; co dzisiaj budujesz?
To bardzo cenne, chciałbym umieć się do tego zastosować. W tej chwili jestem na to za słaby, i nie mam pomysłu, skąd czerpać siły, żeby ustawiać swoje "dzisiaj" na poczet "jutra". Co dzisiaj buduję? Wykopałem piękną jamę na samym dnie otchłani... Nie potrafię się stamtąd wygrzebać, dopóki ktoś nie zrzuci liny. Ale nikt nie zrzuci, prawda? A i tak czekam jak debil, ze świadomością, że jeszcze trochę i tam zgniję. Jestem za słaby. Upływający czas przywróci mi tę siłę? Jeśli tak, to jak długo jeszcze mam tam siedzieć?
Cytat
Jak długo to jeszcze potrwa?
to wszystko zależy od Ciebie, Twoich zasobów i zrozumienia tego co się wydarzyło, a tym samym zaakceptowania tego; zaakceptowania faktu, że czasu nie cofniesz;
Niby to wiem... Tym zdaniem można podsumować wszystko to, co usłyszałem od terapeuty. Tylko, że on wyszarpał za to ode mnie 130zł.
Piszesz, że mam uwolnić głowę od bezustannego myślenia o tym. O niczym tak nie marzę, jak móc na chwilę uwolnić się od tego bólu. Skupić się na czymkolwiek innym choć przez chwilę. Nie wychodzi mi ta sztuka. Moje starania spełzają na niczym. Wszystko wraca już po paru chwilach. A gdy jestem z nią to już w ogóle nie daję z tym rady. Gdy ona mnie dotyka, pieści czy całuje - widzę jego na swoim miejscu. Podczas seksu - jesteśmy we trójkę. Dość dużo czasu zajęło mi nie podskakiwanie pod sufit, gdy dotknęła przypadkiem np. mojej dłoni. Teraz jestem w miejscu, gdy potrafię to znosić, jednak zupełnie nie umiem wywalić z głowy obrazów, gdy byli razem. Niekończąca się tortura. Z tym też nie wiem co począć... Myślę, że obłęd już mnie dopadł. Albo zwyczajnie jestem pokopany...
Dziękuję, poczciwy.
Cytat
To co ona zniszczyła to jej praca do wykonania. Uwierz, jeśli będzie zdeterminowana to zdobędzie Mount Everest swojej empatii i chęci naprawy i pracy nad tym co zniszczyła.
Ona jest przekonana, że już dawno zdobyła Mount Everest. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, i ona wielokrotnie powtórzyła to samo: "Co mogę jeszcze zrobić? Jestem przy tobie, mówię ci, że cię kocham, zapewniam, że tego nie powtórzę, przeprosiłam, jestem blisko ciebie, chodzę na terapię. No co jeszcze mogę zrobić?" I ja nie wiem do końca, co jeszcze może robić. Nawet nie mam siły się nad tym zastanawiać. Poza tym, nawet, gdybym jej powiedział, to wykonywanie moich dyrektyw, wyzułoby z jej starań jakąkolwiek wartość. Wiem tylko, że ja na jej miejscu na pewno robiłbym coś więcej. Czy to nie jej rola wykminić, co należy teraz robić? Chce jej się na tyle, na ile jej zależy, prawda? Ale ma do mnie pretensje, gdy mówię, że nie zależy jej za bardzo na mnie, na nas...
A tytuł mojej historii? Myślę, że jest wielowymiarowy. Ja zasnąłem w swoim poczuciu bezpieczeństwa i ktoś ukradł mi żonę. Zasnąłem, żona ukradła mi życie. Spałem jak zabity, tymczasem życie ukradło mi sny. Mogłem nie spać, tylko być czujny. Wtedy nie pozwoliłbym na żadną kradzież. O tym myślałem, nadając ten tytuł.
Dzięki, Yorik.
Cytat
co was łączyło, zobowiązania ?
No właśnie nawet zobowiązania nas nie łączyły, chyba, że masz na myśli dzieci i opiekę nad nimi. Łączyły nas 22 lata spędzone razem, głównie w piękny sposób. Łączyła nas... miłość. Ja tak myślałem, choć przyznaję, że z okazywaniem jej przeze mnie było biednie. Z jej strony również, lecz ja byłem pewien, że ta miłość jest, chwilowo zasłonięta przez problemy, które przecież nie będą trwały wiecznie - miną i pozwolą tej miłości wypłynąć znów na powierzchnię. Ona tak nie myślała. Pytana dlaczego to zrobiła, odpowiadała często m.in. "Myślałam, że mnie już nie kochasz."
Czy zatrzymałem ją pod przymusem? Pistoletu jej do głowy nie przykładałem. Myślę, że po prostu nią potrząsnąłem. Oczywiście biorę pod uwagę, że mogę być naiwnym osłem. Czas to pokaże, problem w tym, że ten czas jest moim wrogiem, a ona jest typowym zodiakalnym lwem, jeśli chodzi o próby narzucenia jej woli, wpływu na podejmowanie decyzji.
Nie chcę być sam, kocham ją i chciałbym, żeby udało nam się pozostać parą i ocalić rodzinę.
lęk przed samotnością, to nie jest najlepszy doradca;
kochamy wiele osób, dzieci, rodziców, bliskich; taką postawę pełną miłości można mieć na dobrą sprawę względem całego świata; w relacji partnerskiej mężczyzny i kobiety, w miłości między nimi, liczy się coś więcej; wspólna wymiana, obecność i wspólne wzrastanie, jak i intymność tak głęboka, jakiej nie będziesz miał z każdym; bez tego też możesz sobie dalej ją kochać, tylko że nie jest to wówczas związek sięgający tych naszych najgłębszych sfer;
problem w tym, że do zbudowania związku naprawdę intymnego potrzeba pracy nad tym i chęci dwóch stron; bo jakaś tam powierzchowna bliskość, ale bez zaangażowania i namiętności (budowania intymności, rozumianej jako budowania wspólnego świata, takiego tylko Waszego i Wam dostępnego),to jedynie taka bardziej gorąca sympatia; to możesz mieć praktycznie z każdym; przy dobrym dopasowaniu, to może nawet trwać latami, z całkiem niezłym skutkiem;
jednak podstawą związku zbudowanego na głębszych płaszczyznach, np. duchowej, jest wolna wola; wybór dwojga, że chcą być ze sobą, wzajemnie budować i wzajemnie trwać we wzajemnym rozpoznaniu i wzajemnej afirmacji wartości drugiej osoby;
jeśli ktoś czegoś nie czuje, to na rzęsach możesz stawać, a nie zbudujesz; no chyba, że wymusisz okresowo; bo można np. przez manipulację, tylko jaką to ma wartość?
Komentarz doklejony:
Cytat
Wystarczy mi już w tej chwili nie dowód, a zwykłe podejrzenie, że w dalszym ciągu nie jest uczciwa i natychmiast kończymy to próbowanie. Ona o tym wie, ja jestem czujny jak ważka, sprawdzam ją i to w sposób, którego nigdy by się nie domyśliła.
no to na tą chwilę możesz mieć pewność, że uczciwa nie jest; i nawet nie ma szans być, bo przez wymuszanie to sam blokujesz to by była szczera;
przez brak akceptacji dla tego co ona czuje; brak pogodzenia się z tym, blokuje szczerość drugiej strony skutecznie; bo jak ma być szczera, jak szczere odpowiedzi sprawiają komuś ból i wciskają daną osobę w panikę? ona nie zmieni tego co się w niej dzieje tak z dnia na dzień; tak jak i Ty nie potrafisz teraz z minuty na minutę zmienić tego, co dzieje się w Tobie;
co Ci daje to sprawdzanie jej? zamkniesz ją w klatce, odseparujesz od innych samców, to zacznie Cię kochać?
aż tak nisko się cenisz?
Cytat
Wiem, że nawet jeśli okaże się, że już mnie nie zdradza, nie ukoi to mojego bólu, potrzebuję czegoś innego. Jednak ta wiedza jest niezbędna do podjęcia decyzji, czy dać jej szansę, więc dla mnie to meritum.
a dlaczego chcesz uzależniać danie WAM szansy, na tą chwilę od tego co ona zrobi, a nie od tego, czego Ty na tą chwilę potrzebujesz i przemyślenia tego, czy ona jest Ci w stanie to dać lub z nią wspólnie mógłbyś po to sięgnąć?
Komentarz doklejony:
Cytat
W tej chwili jestem na to za słaby, i nie mam pomysłu, skąd czerpać siły, żeby ustawiać swoje "dzisiaj" na poczet "jutra".
z miłości; w pierwszej kolejności do samego siebie; z pochylenia się nad samym sobą ze współczuciem;
tak na chłopski rozum, po prostu to co potrzebujesz teraz dostać od niej, daj sobie sam;
Cytat
Wykopałem piękną jamę na samym dnie otchłani... Nie potrafię się stamtąd wygrzebać, dopóki ktoś nie zrzuci liny. Ale nikt nie zrzuci, prawda? A i tak czekam jak debil, ze świadomością, że jeszcze trochę i tam zgniję. Jestem za słaby. Upływający czas przywróci mi tę siłę? Jeśli tak, to jak długo jeszcze mam tam siedzieć?
jak kopałeś, to nie wiedziałeś po co i na jak długo?; nie asekurowałeś się?
zawsze w panice przestajesz dbać o siebie?
Cytat
Piszesz, że mam uwolnić głowę od bezustannego myślenia o tym. O niczym tak nie marzę, jak móc na chwilę uwolnić się od tego bólu. Skupić się na czymkolwiek innym choć przez chwilę. Nie wychodzi mi ta sztuka. Moje starania spełzają na niczym. Wszystko wraca już po paru chwilach.
mi osobiście na takie silne "myślotoki" pomagało wyrzucanie ich;
na zasadzie, jak mnie dopadają , to siadam, ustawiam sobie zegarek na 5-10 minut biorę kartkę i długopis i wywalam wszystko jak leci na papier, z myślą, że kiedyś tam sobie do tego , już z dystansu, wrócę;
ból to co innego;
Cytat
A gdy jestem z nią to już w ogóle nie daję z tym rady. Gdy ona mnie dotyka, pieści czy całuje - widzę jego na swoim miejscu. Podczas seksu - jesteśmy we trójkę. Dość dużo czasu zajęło mi nie podskakiwanie pod sufit, gdy dotknęła przypadkiem np. mojej dłoni. Teraz jestem w miejscu, gdy potrafię to znosić, jednak zupełnie nie umiem wywalić z głowy obrazów, gdy byli razem. Niekończąca się tortura. Z tym też nie wiem co począć... Myślę, że obłęd już mnie dopadł. Albo zwyczajnie jestem pokopany...
po co sobie to robisz?
po co będąc w tak ciężkim stanie psychicznym, chodzisz do łóżka z kobietą, która bez wahania wbiła Ci nóż w serducho?
masochista jesteś?
druga rzecz, czemu nie dajesz jej odczuć konsekwencji tego co zrobiła? seks z kobietą która dopiero co była zachwycona innym, daje Ci jakakolwiek satysfakcję?
co Ci ma dać to, że nagradzasz ją za to, że wbiła Ci nóż w plecy?
czemu sam siebie krzywdzisz?
Mocno czytelny jest Twój idealizm jej - nawet gdy ja oskarżasz ciagle trzymasz ja na piedestale jednocześnie próbując ja zrzucić i ponownie tam wsadzasz.
Czy to forma kur.... czy zwyczajnie budowania nowej przestrzeni? Piszesz czy skończyła z kur.... ale jakie to kurę....jeśli jej nie ma w związku ? Kures.... jeśli w nim jesteś tkwisz wtedy masz poczucie zdradzania - zmuszając ja do powrotu wybierając za nią co robisz?
Dopasowujesz do obrazu jaki chcesz o niej mieć?
Do układanki Twojego świata Twoich marzeń o rodzinie ?
Ona dokonuje jakiegoś wyboru sama teraz?
Kogo chcesz uratować i co zbudować tak kreując świat?
Co do kwestii co może zrobić ?
Ból który pielęgnujesz - tak pielęgnujesz, który w Wasze życie włożył ogień urozmaicenie trzyma i odsuwa Cię od niej?
Co może zrobić ?
Jeśli jest codzienność - to nic ... nie zrobiłbyś byś nic więcej bo nie ma czegoś takiego gdy legło zaufanie ... reszta to czas codzienność i Twoja praca nad bólem, żalem, brakiem zaufania, egzaltacja, kontrolowaniem...
ona jeśli wróci ... jeśli wróci do Ciebie sama nie zmuszona ... może stanąć na rzęsach i nic się nie stanie dopóty Ty nie przepracujesz tych spraw... warunkiem jest tylko czy ona wróci czy zostanie do tego przywołana, zagalopowana ...
Czytaj wszystko codziennie, bo na razie niewiele rozumiesz, jesteś teraz głównie w fazie zaprzeczania i buntu.
Dostałeś jakieś 10 sesji, czyli x 130zl, doceń to
Witaj. Wygląda na to że Twojej pani głowę zabralo całkowicie. Co prawda ,nie wiem co znaczy,że mogłaby dopuścić się jeszcze gorszych rzeczy ale najwyraźniej ona wie i o nich myślała. Piszesz że, nie pójdziesz na żadne ustępstwa ale na nie pójdziesz/idziesz. Rozumiem że jesteś do niej przywiązany ale aż oczy bolą kiedy się to wszystko czyta . Mam wrażenie że teraz ona wypenia i realizuję listę zadośćuczynień-"...jestem,przytulam ,mówię że kocham, obiecuje że nigdy więcej...". Nie twierdzę,że faktycznie już nigdy cię nie zdradzi. Każdy popełnia błędy i fajnie kiedy się na nich uczy. Mam tylko dziwne przeczucie że dla niej to nie był błąd,a jedyne czego żałuję to jest to że się wydało. Ty zes ja praktycznie od kochanka z łóżka na siłę wyciagnal. Za bardzo uczepiles się scenariusza ,że za wszelką cenę musicie byc razem a za mało bierzesz pod uwagę te drugą wersję. Niech zgadnę-Twoja pierwsza kobietą/miłość...??? W życiu nie ma niczego na stałe, na zawsze.Nie bardzo wiem co chcesz teraz czy w przyszłości osiągnąć tym pilnowaniem? Ile tak ujedziesz? Jeżeli macie być razem (pomijam to czy ona faktycznie tego chce czy bierze cię na przeczekanie) to musisz się pogodzić z sytuacją i z tym co było. Być może zrozumiała że mogłaby cię stracić, ale równie dobrze mogła stwierdzic że dużo zyskała ta przygodą.
lęk przed samotnością, to nie jest najlepszy doradca;
Samotny jestem od momentu, gdy dowiedziałem się, kim ona jest naprawdę. Czuję, że zostałem sam, i jest to kolejne, potworne uczucie do kompletu. Dotąd nie wiedziałem co to samotność, i nie przypuszczałem, że jest tak przykra. Myślę, że gdybym rozwiódł się z żoną, to w końcu poradziłbym sobie z samotnością, nie byłaby ona moim największym zmartwieniem. Prędzej czy później znalazłbym sobie inną kobietę. Lęk czułbym raczej przed tym, czy udało mi się znaleźć właściwą osobę, która mnie nie skrzywdzi, czy nie porównywałbym jej do żony sprzed zdrady, czy ta kobieta wytrzymałaby to porównanie... Ale nie jest to mój największy problem, i na razie nie myślę za dużo, co by było gdyby...
Obecnie mój związek z żoną to parodia małżeństwa. Przepadło zaufanie, przyjaźń i wszystko co najważniejsze, co jest podstawą w związku. Przetrwała jedynie miłość, sam się dziwię, jak jej się to udało. Wiem jak kaleki będzie to teraz związek, o ile gorszy od tego, który mieliśmy wcześniej. Teraz myślę, że nigdy jej nie zaufam, nigdy nie będę miał pewności co do niej, nigdy nie zaprzyjaźnimy się już tak, jak kiedyś. Ale godzę się na to, bo pozostała ta miłość. Chcę sprawdzić, czy to wystarczy, lecz wciąż nie wiem, czy będę miał tyle siły. Chcę spróbować, lecz jeśli ta miłość wygaśnie, nic już nie będzie mnie z nią łączyło i to będzie nieodwołalny koniec. Może być też tak, że to ona pierwsza zrezygnuje, bo nie będzie mogła wytrzymać w takim związku. Może nie czuje do mnie już absolutnie nic, może znów zacznie mnie zdradzać? Na dobrą sprawę teraz będzie miała więcej powodów do zdrady, bo przecież jest między nami o wiele gorzej, niż gdy się na to zdecydowała poprzednim razem. Słabo, nie?
Cytat
no to na tą chwilę możesz mieć pewność, że uczciwa nie jest; i nawet nie ma szans być, bo przez wymuszanie to sam blokujesz to by była szczera;
Zdaję sobie z tego sprawę, że może jest tak, że nie zdradza mnie teraz, bo jest pod obserwacją. Ale co mogę zrobić? Piszesz, że robię źle, potrafisz mi coś poradzić? Mam puścić ją wolno, i zachodzić w głowę, czy mnie właśnie nie zdradza? Kontroluję ją nie po to, żeby zapobiec dalszym zdradom, tylko dlatego, żeby się o tym dowiedzieć. Jak najwcześniej. Strach przed kolejnym nożem w serce jest wielki. Chcę tego uniknąć w największym stopniu, chcę dowiedzieć się, że jeśli jest dalej nieuczciwa, to już w momencie, gdy umówi się z jakimś facetem, a nie po miesiącach zdrad, gdy znajdę przypadkiem dowody, że puszcza się na prawo i lewo.
Cytat
seks z kobietą która dopiero co była zachwycona innym, daje Ci jakakolwiek satysfakcję?
Jakąkolwiek daje, choć oczywiście to już nie to, co kiedyś. Teraz to już nic uczuciowego, zwykłe bzykando. Chyba nawet i nie, bo cały czas w głowie zmagam się z obrazami tego, co robiła, czy tego, do czego mi się nie przyznała itd. Jednak jest piękną kobietą, a moje potrzeby nie przestały istnieć. Co innego radzisz? Mam też ją zdradzać, płacić gdzieś za miłość, czy może wziąć sprawy w swoje ręce. Żadna z tych opcji nie wydaje mi się lepsza. Czy ją tym nagradzam? Nie myślałem o tym w ten sposób. Seks to już jedyna przyjemna rzecz, którą razem robimy. Pozostały czas, jaki wspólnie spędzamy, to albo milczenie, albo wręcz przeciwnie. Rozmawiamy bardzo dużo, ale tylko o tym, co zrobiła. W obu przypadkach jest bardzo nieprzyjemnie. We wszystkich artykułach radzą, żeby robić razem miłe rzeczy, wychodzić z domu, spędzać przyjemnie czas razem. Jednak nie potrafię, próbowałem. Plany wakacyjne już nieaktualne itd. A robienie tego, co robiła z nim (spacerki nad rzeką, kino, restauracja), to już w ogóle nie wchodzi w rachubę. Jestem w kropce. Zbieram się, żeby choć samym sobą się zająć, mam nadzieję, że niedługo będę do tego zdolny.
Cytat
Mam wrażenie że teraz ona wypenia i realizuję listę zadośćuczynień-"...jestem,przytulam ,mówię że kocham, obiecuje że nigdy więcej..."
Dokładnie tak jest. Trzyma się tej swojej listy jak regulaminu, nie wykracza ani na jotę ("co mogę więcej zrobić?" a poza tym, stara zachowywać się, jakby nic się nie stało.
Cytat
Mam tylko dziwne przeczucie że dla niej to nie był błąd,a jedyne czego żałuję to jest to że się wydało.
Tu też trafiłeś w sedno. Dokładnie tak samo wygląda to dla mnie. Wiele razy powiedziałem jej, że nie żałuje tego, co zrobiła, tylko tego, że ją przyłapałem i musiała zakończyć tę znajomość. Oburza się wtedy straszliwie i kategorycznie zaprzecza. Co więcej, twierdzi, że cieszy się, że to się skończyło, bo na pewno zaszłoby to już niedługo tak daleko, że nie byłoby mowy o drugiej szansie dla nas.
Cytat
Za bardzo uczepiles się scenariusza ,że za wszelką cenę musicie byc razem a za mało bierzesz pod uwagę te drugą wersję. Niech zgadnę-Twoja pierwsza kobietą/miłość...???
Być może i tu masz rację. Zależy mi bardziej, żebyśmy zostali razem, niż na rozstaniu. Jestem gotów wiele poświęcić, by to osiągnąć. Biorę też pod uwagę, że być może za jakiś czas uporządkuje mi się chaos w głowie, i jaśniej myśląc dojdę do wniosku, że to nie ma dłużej sensu. Nie jest moją pierwszą kobietą, ale na pewno pierwszą, prawdziwą miłością. Ja jestem jej drugim mężczyzną. Jesteśmy razem od jej liceum.
Cytat
co chcesz teraz czy w przyszłości osiągnąć tym pilnowaniem? Ile tak ujedziesz? Jeżeli macie być razem (pomijam to czy ona faktycznie tego chce czy bierze cię na przeczekanie) to musisz się pogodzić z sytuacją i z tym co było. Być może zrozumiała że mogłaby cię stracić, ale równie dobrze mogła stwierdzic że dużo zyskała ta przygodą.
Co chcę osiągnąć "pilnowaniem" napisałem wyżej. To nie pilnowanie, tylko system wczesnego wykrywania, by zminimalizować ewentualny, kolejny ból zawodu. Wcześniej pisałem, że nie potrzebuję dowodów, że ku...wi się dalej, wystarczy mi podejrzenie, najmniejszy, fałszywy ruch - nie będę na swojej skórze sprawdzał, jak tym razem daleko się posunie. Ile tak ujadę? Dla mnie też taka sytuacja jest na dłuższą metę nie do przyjęcia, lecz nie wiem co mógłbym innego zrobić. Wszyscy mówią, że to złe rozwiązanie, ale jakoś nie potrafią podać lepszego. Pogodzenie się z tym, co było, to najtrudniejsze zadanie, z jakim się mam zmierzyć. Jak na razie nie potrafię nawet wyobrazić sobie, że kiedyś to zaakceptuję. Wiem, że muszę, bo nie da się żyć w taki sposób. Jak mam się za to zabrać? Oto jest pytanie... po prostu czekać? A co ona ze swojej zdrady zrozumiała? Diabeł wie, co siedzi jej w głowie. Nie wierzę w ani jedno jej słowo, równie dobrze może żałować, co cieszyć się miłymi chwilami z tamtym facetem i planować kolejne.
Samotny jestem od momentu, gdy dowiedziałem się, kim ona jest naprawdę. Czuję, że zostałem sam, i jest to kolejne, potworne uczucie do kompletu. Dotąd nie wiedziałem co to samotność, i nie przypuszczałem, że jest tak przykra. Myślę, że gdybym rozwiódł się z żoną, to w końcu poradziłbym sobie z samotnością, nie byłaby ona moim największym zmartwieniem. Prędzej czy później znalazłbym sobie inną kobietę. Lęk czułbym raczej przed tym, czy udało mi się znaleźć właściwą osobę, która mnie nie skrzywdzi, czy nie porównywałbym jej do żony sprzed zdrady, czy ta kobieta wytrzymałaby to porównanie... Ale nie jest to mój największy problem, i na razie nie myślę za dużo, co by było gdyby...
Obecnie mój związek z żoną to parodia małżeństwa. Przepadło zaufanie, przyjaźń i wszystko co najważniejsze, co jest podstawą w związku. Przetrwała jedynie miłość, sam się dziwię, jak jej się to udało. Wiem jak kaleki będzie to teraz związek, o ile gorszy od tego, który mieliśmy wcześniej. Teraz myślę, że nigdy jej nie zaufam, nigdy nie będę miał pewności co do niej, nigdy nie zaprzyjaźnimy się już tak, jak kiedyś. Ale godzę się na to, bo pozostała ta miłość. Chcę sprawdzić, czy to wystarczy, lecz wciąż nie wiem, czy będę miał tyle siły. Chcę spróbować, lecz jeśli ta miłość wygaśnie, nic już nie będzie mnie z nią łączyło i to będzie nieodwołalny koniec. Może być też tak, że to ona pierwsza zrezygnuje, bo nie będzie mogła wytrzymać w takim związku. Może nie czuje do mnie już absolutnie nic, może znów zacznie mnie zdradzać? Na dobrą sprawę teraz będzie miała więcej powodów do zdrady, bo przecież jest między nami o wiele gorzej, niż gdy się na to zdecydowała poprzednim razem. Słabo, nie?
Odpłynęła już dużo wcześniej, aby w ogóle móc zdradzić, a Ty dopiero teraz czujesz się samotny. Co decydowało o tym, że wcześniej samotnym się nie czułeś?
Piszesz o tym, że Twój związek jest parodią małżeństwa. Przepadło zaufanie przyjaźń i wszystko co jest najważniejsze w związku. A pozostała Twoim zdaniem miłość ? Czym jest miłość dla Ciebie? Jak ją definiujesz? Twoja definicja zgadza się w tym co otrzymujesz i otrzymywałeś od partnerki?
Cytat
Zdaję sobie z tego sprawę, że może jest tak, że nie zdradza mnie teraz, bo jest pod obserwacją. Ale co mogę zrobić? Piszesz, że robię źle, potrafisz mi coś poradzić? Mam puścić ją wolno, i zachodzić w głowę, czy mnie właśnie nie zdradza? Kontroluję ją nie po to, żeby zapobiec dalszym zdradom, tylko dlatego, żeby się o tym dowiedzieć. Jak najwcześniej. Strach przed kolejnym nożem w serce jest wielki. Chcę tego uniknąć w największym stopniu, chcę dowiedzieć się, że jeśli jest dalej nieuczciwa, to już w momencie, gdy umówi się z jakimś facetem, a nie po miesiącach zdrad, gdy znajdę przypadkiem dowody, że puszcza się na prawo i lewo.
Dokładnie tak. Masz puścić ją wolno, bo i tak trzymasz tylko iluzje i złudzenia.
I zamiast panicznymi ruchami wymuszać na niej by kłamała w sprawie swoich uczuć, dać się jej z nimi zmierzyć. Bo zdradzający tez mają swoją drogę, którą muszą przejść. Rozmawiać szczerze, również o rzeczach bardzo trudnych, i przyglądać się bardzo starannie swoim lękom, tego czego one dotyczą, skąd wychodzą. Zmierzyć się z nimi. Bo ogarnianie ich da Ci więcej niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Skąd u Ciebie w ogóle przekonanie, że jesteś w stanie kontrolować wszystko przez kontrolę części rzeczy zewnętrznych?
Z tym kontrolowaniem to jest tak, że najlepiej byłby sobie odpuścić, ale... na wszelkie wypadek warto zbierać materiały do sądu i zabezpieczać sobie tyły. Bo zdradzający różne cyrki odstawiają i różne rzeczy zdarzyć się mogą. Zabezpieczenie do sądu w razie najgorszego scenariusza warto mieć. Zabezpieczenie tych materiałów aby nie wpadły w niepowołane ręce, to jeszcze inna rzecz.
Tak więc kontrolować mogą Ci, którzy rozumieją jedną ważną rzecz. Nie uzyskasz kontrolowaniem tego, co chcesz uzyskać.
Ono daje Ci tylko jakiś powierzchowny wgląd w to co się dzieje, a i wiele rzeczy które trafią do Ciebie możesz mylnie interpretować i mogą one warunkować Twoja złe i niedobre dla Ciebie ruchy podyktowane emocjami.
Podam Ci przykład z mojej podwórka. Niewierny zapewniał mnie, że nie ma już z kochanką kontaktu. Na podglądzie ich rozmów widziałam bardzo wyraźnie, że kontaktują się nadal i on (po tym jak się wydało, że ma żonę) wrzucał jej wielkie wyznania miłości. Jednocześnie na podglądzie w zupełnie innym miejscu rozmawiał ze swoją przyjaciółką o tym, że pisze takie rzeczy celowo do kochanki, bo zaczął mieć w stosunku co do niej wątpliwości i by pisze po to, by zobaczyć jej reakcję i to, jak ona zachowa się w takiej sytuacji. Na zasadzie sprawdzania, która go naprawdę kocha. Pisał tez o tym, że wie iż mnie teraz oszukuje, ale nie chce abym się martwiła przez wzgląd na moje zdrowie. Gdybym nie miała wglądu w to drugie miejsce, to kierowałabym się emocjonalnie tym co widziałam we wspólnych rozmowach kochanków. Nie widziałabym jego wahań i zamyśleń. Nie widziałabym człowieka i tego co się w nim działo.
Warto wiec mieć świadomość, że nigdy nie skontrolujesz całości. Wgląd jest częściowy, a częściowy może dać fałszywy obraz, tego co dzieje się w drugim człowieku.
Cytat
Jakąkolwiek daje, choć oczywiście to już nie to, co kiedyś. Teraz to już nic uczuciowego, zwykłe bzykando. Chyba nawet i nie, bo cały czas w głowie zmagam się z obrazami tego, co robiła, czy tego, do czego mi się nie przyznała itd. Jednak jest piękną kobietą, a moje potrzeby nie przestały istnieć. Co innego radzisz? Mam też ją zdradzać, płacić gdzieś za miłość, czy może wziąć sprawy w swoje ręcesmiley. Żadna z tych opcji nie wydaje mi się lepsza. Czy ją tym nagradzam? Nie myślałem o tym w ten sposób. Seks to już jedyna przyjemna rzecz, którą razem robimy. Pozostały czas, jaki wspólnie spędzamy, to albo milczenie, albo wręcz przeciwnie. Rozmawiamy bardzo dużo, ale tylko o tym, co zrobiła. W obu przypadkach jest bardzo nieprzyjemnie. We wszystkich artykułach radzą, żeby robić razem miłe rzeczy, wychodzić z domu, spędzać przyjemnie czas razem. Jednak nie potrafię, próbowałem. Plany wakacyjne już nieaktualne itd. A robienie tego, co robiła z nim (spacerki nad rzeką, kino, restauracja), to już w ogóle nie wchodzi w rachubę. Jestem w kropce. Zbieram się, żeby choć samym sobą się zająć, mam nadzieję, że niedługo będę do tego zdolny.
no tak niestety czasem jest, że abstynencja seksualna daje związkowi więcej, niż wspólny seks; szczególnie w tych związkach, gdzie seksu było bardzo dużo i głownie wynikające z niego atawizmy łączyły ludzi, a przez ich nadmiar jednocześnie oddalały od tego co najistotniejsze;
z jakiego powodu katujesz się prowokowaniem by te obrazy wracały i byle ściśle związane z nią?
co Ci to daje?
Komentarz doklejony:
inna rzecz, jeśli nie potrafisz poradzić sobie ze świadomym kontrolowaniem popędu i nadajesz mu rangę, aż tak kluczowej potrzeby, to masz świadomość tego, że też jesteś zdolny wplatać się w to, w co wplątała się ona? na zasadzie "czuję, więc muszę", bo po co sobie odmawiać przyjemności, bez względu na konsekwencje;
tak, nagradzasz ją, bo nie ponosi konsekwencji zranienia Ciebie, nie czuje Twojego oddalenia,nie czuje więc,że zraniła i jak głęboko zraniła,tylko czuje jak lgniesz; dajesz więc komunikat, że niezależnie od tego jak Cię zrani i tak może Cię prowadzić na pasku, przez kontrolę nad Twoim popędem;
podam Ci skrajną by zobrazować; przemyśl sobie to, pod kontem tego co ona może myśleć i czuć; i w głowie obróć sytuację; przykładowo;
mówisz jej szczerze o tym co czujesz, po uprzednim głębokim wsłuchaniu się w samego siebie: sorry, ale nie mogę; czuję, że nie jesteś już moja,nie jesteśmy razem, i w naszym wspólnym łóżku czuję się jak bezmyślne zwierzę, które znaczy teren; nie chce się tak męczyć; ponadto o ile Tobie może i potrafiłabym zaufać, to cholera wie z kim gość się bzykał, zaraz się okaże, że mamy HIV i co wtedy z dzieciakami; mam dość odczuwania leków, kiedy kocham się z Tobą; nie chce Cię odrzucać, ale nie wiem co teraz z tym zrobić; jesteś wolna, rób co chcesz, ale musisz wiedzieć, że ja też mam swoje potrzeby i tez jakoś zaspokoić je muszę, ale wolałbym z kimś komu mogę zaufać i czuć się bezpiecznie, również pod względem zdrowotnym;
postaw się na jej miejscu i przemyśl, jak Ty sam byś reagował i co czuł, gdybyś to Ty zdradził i otrzymał jeden komunikat lub drugi; jaka byłaby różnica w Twoich odczuciach i reakcjach?
bo ta nasza postawa, ustawia sprawę i to co wydarzy się dalej w zupełnie inny sposób;
jest tutaj sporo tych z nas, którzy zatrzymali partnerów i "uratowali" rodziny przed rozpadem, funkcjonujemy i to nawet dobrze, ale utrzymać związek , a odzyskać to co najcenniejsze i wrócić do miłości, to dwie różne bajki;
Gdzie się tak spieszysz ?
Zaufanie to proces ... nie da się go przywrócić z dnia na dzień.
Puścić wolno to nie hasło pod tytułem pozwól jej zdradzać siebie ale raczej postawa nie rob z niej niewolnika, bo zniewolenie unieszczęśliwi Ciebie i ja.
Piszesz o miłości - ze została tylko ona... ale czy miłość zniewala?
Czy forma uzależnienia w jakiej tkwisz i lekowego egoizmu to miłość czy chorobliwe wypeplanianie Twojego planu?
Zdaje sobie sprawę, ze boli to wszystko ale droga która obierasz pochłania do reszty ... pielęgnuje ból i chora zniewalająca miłość, a właściwie jej zaprzeczenie. Tylko w wolności można kochać i trwać ...
Czy dziś czas na spacery nad rzeka, kina, restauracje - miejsca rzeczy które robiła z nim? To są demony, demony które pielęgnujemy ... ale z nim również uprawiała seks, a go uprawiasz z nią... czy czas na to już ? Nie warto się katować ale nie warto katować się podkręcając, ze nigdy - to trauma z która być może jeśli jesteście Wy kiedyś wspólnie może pod okiem psychologa trzeba przejść ...
ale życzeniowo idealistyczna postawa, ze miłość Was uratuje jest lekko z cyklu wzniosłych romantycznych filmów, a nie realnej psychologi człowieka ...
Kontrola ?... czego ? Co Ty kontrolujesz ...
lepsze rozwiązanie - zajmij się sobą swoimi emocjami, zranieniem, przeżyj je doświadcz, zrozum siebie - kontrola to tylko działanie które odsuwa Cię od przeżycia, od odczuwania tych najbardziej ukrytych leków... od zrozumienia ... to tylko bańka ...
Wszystko w co wchodzisz jest zrozumiałe ale kompletna ślepa droga prowadzi do zniszczenia głównie Ciebie - bo Was w takim układzie nie ma ... ale czy będziesz Ty ... nawet z kimś innym ???
Proces nie jest pstryknięciem palców on trwa z całymi pokusami, z wyzwaniami drogi na skróty.
Piszesz że przepadła przyjaźń, zaufanie itp a została miłość. Nie wiem czym dla ciebie jest miłość ale to właśnie to są składowe miłości. Między wami jest teraz fizyczność. Nie idziesz z nią do łóżka z miłości tylko żeby rozładować napięcie seksualne. Widzę że za wszelką cenę będziesz dążył do tego żeby uratować związek, ale to w tej chwili nie jest najważniejsze. Tzn to powinno być najważniejsze ale dla niej, i to ona powinna wykazać inicjatywe w tym temacie. Ty w tej chwili powinieneś się wycofać a nie nadskakiwac jej żeby pokazać na siłę że to ty jednak jesteś lepszy od kochanka.
Mocno czytelny jest Twój idealizm jej - nawet gdy ja oskarżasz ciagle trzymasz ja na piedestale jednocześnie próbując ja zrzucić i ponownie tam wsadzasz.
Zgadzam się z Tobą, mam tego pełną świadomość. Z pozycji, w której znalazłem się teraz, czasy sprzed zdrady - kilka lat wcześniej, wydają mi się jakąś małżeńską arkadią, a ją widzę jak, idzie w slow motion brzegiem morza, na tle zachodu Słońca w filmowym kadrze Czuję, że wszystko, co było, w porównaniu z teraz, było o niebo lepsze. Pewnie też sam chciałbym tak to widzieć, ale wiem, jak nieprawdziwy jest to obraz. A zwariowany młynek postrzegania jej, na szczęście zwalnia tempo. Raz ją kocham, raz nienawidzę, czasem zlewa się wszystko, aż sam nie wiem, co czuję. Dobrze, że częstotliwość tych skrajności jest coraz mniejsza, bo można od tego zgłupieć.
Cytat
Kures.... jeśli w nim jesteś tkwisz wtedy masz poczucie zdradzania - zmuszając ja do powrotu wybierając za nią co robisz?
Wyglądało to, jakbym ją budził z amoku. Zresztą ona sama przyznaje, że tak było. Po odkryciu zdrady, zajęło mi około dwóch tygodni sprowadzenie jej na ziemię. W tym czasie była jakby nieobecna. Nie zdawała sobie sprawy co zrobiła, nie dopuszczała do siebie świadomości co to oznacza, nie chciała wziąć za to odpowiedzialności. Widziałem to, nie poznawałem jej. Trząsłem nią tak bardzo, chwytając się różnych sposobów, że wreszcie spojrzała na mnie trzeźwym wzrokiem. Jej postawa zmieniła się wyraźnie. Z hardego, stawiającego mi się pewniaka, zmieniła się w skruszoną żonę. Dotarło. Czy ja dokonałem wyboru za nią? Myślę, że nie, po prostu ją przebudziłem. Poza tym, ona nie zalicza się do kobiet, którymi można łatwo komenderować. Jest zdecydowana i ma charakterek. Często myślę o tym, co się z nią wtedy działo. Jakieś ocipienie mózgownicy.
Cytat
jeśli wróci do Ciebie sama nie zmuszona ... może stanąć na rzęsach i nic się nie stanie dopóty Ty nie przepracujesz tych spraw... warunkiem jest tylko czy ona wróci czy zostanie do tego przywołana, zagalopowana ...
Do niczego nie chcę jej zmuszać. Związek z kimś, kto jest przymuszony do trwania przy moim boku, jest dla mnie nie do przyjęcia. Zresztą, jak pisałem wcześniej, ona nie zalicza się do osób, które można ot tak zniewolić. Czy jej deklaracja, że chce do mnie wrócić, naprawić co się da, stworzyć nowy związek, że zrezygnowała z kochanka - jest prawdziwa? Dopiero się okaże, czy już, po 4 miesiącach powinno się to okazać? Wzięła mnie na przeczekanie? Usłyszałem od kogoś na tym portalu, że ona musi być naprawdę jakimś wyjątkiem, bo tak łatwo i w taki sposób nie rezygnuje się z kochanka. Może jej nie doceniam, może jest z nim cały czas w kontakcie? Zakładam każdą możliwość, nauczyłem się, że może wydarzyć się absolutnie wszystko. Jeśli jednak się opamiętała, to dopiero połowa sukcesu, bo jeszcze ja muszę zrobić porządek ze sobą. Przepracowanie tych spraw jak piszesz, to dopiero wyzwanie. Na razie zupełnie mi to nie idzie.
Cytat
Odpłynęła dużo wcześniej, aby w ogóle móc zdradzić, a Ty dopiero teraz czujesz się samotny. Co decydowało o tym, że wcześniej samotnym się nie czułeś?
To chyba też nie do końca tak. Być może w swojej historii nie opisałem swojego małżeństwa jak należy. Wyszedł mi bardzo długi tekst, więc część pousuwałem. Może niekoniecznie te fragmenty, które powinienem? Sprostuję więc nieco. Gdy napisałem, że nie byłem idealnym partnerem, mocno spłyciłem temat, choć zaznaczyłem też, że jestem dość samokrytyczny. To nie tak, że chciałem Wam nie do końca uczciwie przedstawić swoje błędy w małżeństwie, czy się wybielić. Skupiłem się na tym, co zrobiła i pominąłem to i owo o sobie. A więc zacznę od tego, że jeśli chodzi o okazywanie uczuć, to jak mówi moja żona "jestem soplem lodu". To fakt. Być może dlatego tak jest, że życie miałem ciężkie? Nie wiem. Zawsze byłem przekonany, że prawdziwy mężczyzna nie uzewnętrznia emocji. Powiecie - co za bzdura! Teraz też się z tym zgodzę, bo proszę, do czego to mnie zaprowadziło. Nie okazywałem więc jej moich uczuć, ona tego bardzo zawsze potrzebowała i zabiegała o to, jednak wiedziała, że jestem taki, "widziały gały co brały" i w końcu pogodziła się z tym. O tym, że mi się podoba, że ładnie wygląda, że ją kocham, słyszała od święta. Z czułościami, przytulaniem itd też się nie narzucałem, prawda... Ale znowu tak bardzo źle nie było, nie chcę przesadzić w drugą stronę. To, że coś się między nami popsuło i oddaliliśmy się od siebie, ja czułem od paru lat. Ona jak mówi, czuła to już wiele lat wcześniej. O wiele dłużej ode mnie zmagała się z uczuciem, że znika ta magia, która nas połączyła. Gdy wpadliśmy w tarapaty, proces osamotnienia w związku przyspieszył i bardzo uskutecznił u obojga z nas depresyjne stany. Wtedy też - widzę to teraz, obgadaliśmy to - zachowałem się jak fjut, jakoś negowałem nasze kłopoty, wypierałem je. W efekcie to ona, a nie ja - głowa rodziny - głównie zajmowała się różnymi formalnościami, całym trudem wychodzenia z tego. Nie wspierałem jej, poddałem się apatii, to ona znajdowała jeszcze siły, by działać. Mówiła mi, że to utwierdziło ją w przekonaniu, że przestała dla mnie być ważna, bo zostawiłem to na jej głowie. Gdy rozmawiamy o jej zdradzie, ja zawsze wyrzucam jej, że nie jest możliwe, żeby kogoś jednocześnie kochać i tak skrzywdzić, zdradzić. Ona twierdzi, że to jest możliwe, a ja biorąc to na męski rozum, zupełnie nie mogę tego pogodzić. Wówczas ona odparowuje, że w takim razie jak mogłem ją kochać i równocześnie zrzucić na nią ciężar naszych problemów. No i tu mnie ma, bo... nie wiem. Więc oboje oskarżamy się o brak miłości: ja ją - bo zdradziła, ona mnie - bo nie wspierałem jej. Jednak do momentu wydania się jej zdrady, ja sądziłem, że ona mnie wciąż kocha. No nie ma fajerwerków, bo mamy trudną sytuację. Ona natomiast mówi, że od dawna nie wierzyła w moją miłość, lecz sama jeszcze ją czuła do mnie - choć też bez fajerwerków, bo ja również nie widziałem, żeby to okazywała, może po prostu czułem to, albo zwyczajnie ślepo wierzyłem. I jak ona twierdzi, właśnie to wieloletnie zaniedbywanie jej uczuć, to, że czuła się tak długo nie kochana i zawsze na ostatnim miejscu, doprowadziło ją do desperackiej próby odnalezienia szczęścia u innego faceta. Akurat się nawinął, przystojny, interesujący, we właściwym czasie i miejscu. Podkreśla przy tym, że absolutnie się nie usprawiedliwia, wie, że zrobiła coś bardzo złego i jest to wyłącznie jej wina. Twierdzi, że mnie cały czas kocha i kochała, i to, że poszła z innym, nie było spowodowane brakiem miłości z jej strony, tylko przekonaniem, że ja już do niej nic takiego nie żywię. No to chyba doprecyzowałem, czuję się uczciwiej, bo ktoś mógłby mnie ocenić lepiej, niż na to zasługuję. Dziwnie to zabrzmiało. Pragnę podkreślić, że nie jestem typem pantofla, potrafię zauważyć swoje wady, jednak nawet w minimalnym stopniu nie biorę na siebie winy za jej wybory. Czy wcześniej nie czułem się samotny? Ależ czułem, jednak był to inny rodzaj tego uczucia. Wtedy nazwałbym to, że czułem się opuszczony. Tak naprawdę samotny czuję się teraz.
Cytat
Czym jest miłość dla Ciebie? Jak ją definiujesz? Twoja definicja zgadza się w tym co otrzymujesz i otrzymywałeś od partnerki?
Trudne pytanie. Miłość pomiędzy dwojgiem ludzi oznacza, że należą do siebie. Zawiera w sobie i to zaufanie, przyjaźń czy szacunek, które są najważniejsze, a tutaj zniknęły, ale oprócz tego wiele jeszcze więcej, to coś tak trudnego do określenia, co siedzi głęboko w sercu. Mogę powiedzieć na pewno, że miłość wyklucza zdradę. Ja tak to widzę. Pisałem wcześniej, że nigdy nie zdradziłem. Właśnie dlatego, że kocham, i choć pokus wszędzie pełno - nie ulegałem, nie zabiegałem. Czy jednak kiedykolwiek dopuściłbym się zdrady? Tego chyba nikt nie może być na 100% pewny. U mnie nie miałoby prawa się to wydarzyć w sposób, w jaki miało to miejsce u mojej koleżanki małżonki. Jeśli już, to byłaby na to bardzo mała szansa, może na jakiejś mocno zakrapianej imprezie, w alkoholowym zamroczeniu, przy wybitnie sprzyjających warunkach, jednorazowy seks. Nie mam się za świętego, dopuszczam możliwość, że i ja mógłbym zrobić coś tak złego. Kto wie, może podniecenie odblokowałoby wszystkie hamulce? Jednak jeśli kocham, nie ma prawa zaistnieć u mnie romans - długotrwałe, planowane zdrady, wplecione w gąszcz kłamstw, zatajeń, dzień po dniu, tygodniami, miesiącami. Miłość wyklucza taki obrót spraw, dlatego nie mogę zgodzić się z żoną, że mnie kocha i równocześnie przeprowadza na zimno tak długofalową, skomplikowaną intrygę, stając z obcym facetem przeciwko mnie, dzieciom, rodzinie. I to z jakiego powodu? Bo jej było niefajnie, a chciała mieć przyjemnie? Zapytałem terapeutę, czy to możliwe - kochać i zdradzać, i wiecie, co powiedział? Że tak, to możliwe, jednak nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. I tak mu nie uwierzyłem. Myślę, że prędzej może być tak, że moja żona, mówiąc o miłości, myli pojęcia. A dlaczego ja nie przestałem wierzyć, że ona mnie wciąż kocha? Pomimo tego oddalenia się, które uznawałem za tymczasowe, i tego, że ona również - jak i ja - przestała mówić mi, że mnie kocha, przytulać się, okazywać zainteresowanie itd, to jednak dbała o mnie wciąż z taką samą pieczołowitością. Pewnie dlatego ufałem w jej miłość.
Cytat
Dokładnie tak. Masz puścić ją wolno, bo i tak trzymasz tylko iluzje i złudzenia.
Przemyślę to oczywiście, ale napiszę, jak wygląda to dla mnie w obecnej chwili. Uważam, że jeśli ona będzie chciała mnie zdradzać, to zrobi to, bez względu na wszystko. Jeśli mnie nie kocha i chce być z innym, zdradzić mnie z nim, to nic jej nie powstrzyma. Owszem, może przeczekiwać, może powziąć dodatkowe środki maskujące jej zachowania, ale w końcu zrobi to. Nie powstrzyma jej obawa, że być może w jakiś sposób to wykryję, bo zapowiedziałem, że ją sprawdzam. Myślę, że nie jestem w stanie niczego na niej wymusić. Kontroluję co robi, bo jak wielokrotnie o tym pisałem - chcę wiedzieć, czy kłamie, czy mnie oszukuje. Czym wcześniej się dowiem, że znów się puszcza, tym łatwiej przez to przejdę. Mam też świadomość tego, o czym do mnie piszecie - powinienem zająć się czym innym - sobą samym, bo to najważniejsze. Ale też najtrudniejsze, nie potrafię zebrać w sobie tyle siły, żeby udźwignąć ten ciężar i ruszyć do przodu. Drepczę w miejscu, więc pielęgnuję swój ból? Chyba nie, po prostu nie potrafię stawić mu czoła. Nie mam sił ani pomysłu jak go uśmierzyć, co zrobić, żeby przestać go czuć. Nienawidzę tego bólu, jak jeszcze niczego w życiu.
Cytat
Wgląd jest częściowy, a częściowy może dać fałszywy obraz, tego co dzieje się w drugim człowieku.
Zgadza się. Natomiast brak jakiegokolwiek wglądu z całą pewnością da fałszywy obraz, albo nie da go wcale i wtedy będę poruszał się już całkowicie po omacku.
Cytat
z jakiego powodu katujesz się prowokowaniem by te obrazy wracały i byle ściśle związane z nią? co Ci to daje?
Niczego nie prowokuję. Obrazy, które wyświetlają mi się na powiekach, przychodzą same, prawie bez przerwy, w najróżniejszych sytuacjach. Nie tylko podczas jej dotyku czy seksu. Są ze mną w samochodzie, w kuchni, podczas wieszania prania i obowiązków w pracy. Nie zapraszam tych myśli i wizji, nienawidzę ich, próbuję je przegonić. Nie mam nad nimi kontroli, marzę, żeby móc się od tego na chwilę uwolnić, odpocząć, mieć jakiś miły moment w ciągu dnia dla siebie. Ale nie. Nawet gdy na chwilę trochę przyblakną, to coś zawsze spowoduje, że znów nabierają kolorów i zalewają nową falą goryczy. Czy okolica w jakiej się umawiali, gdy mijam to miejsce, czy gdy widzę model albo kolor samochodu, którym on ją woził, czy słowo "zdrada" padające w tv z ust jakiegoś skretyniałego kabareciarza, czy widok żony z telefonem w ręku. Nie zdawałem sobie sprawy, ile wokół mnie jest rzeczy przywodzących na myśl ten dramat. Obsesja? Być może, ale co z tego? Nie mogę się od tego opędzić, bez względu na to, jak to nazwiemy. Jak zawiną mnie w kaftan, to mi to pomoże? Psychotropy, hipnoza, czarna magia? Zgodziłbym się na prawie każdą niedorzeczność, byle to chociaż zelżało. Prowokowanie tych obrazów? O nie. Nie znalazłem na nie sposobu, choć jeszcze wszystkiego nie wypróbowałem. Gdyby ktoś z Was mógł coś poradzić, może z własnego doświadczenia... Za pomysły, by oddać się pod opiekę Jezusa czy coś, od razu dziękuję.
Cytat
na wszelkie wypadek warto zbierać materiały do sądu
Mam już taki komplet dowodów, że więcej nie potrzebuję.
Cytat
inna rzecz, jeśli nie potrafisz poradzić sobie ze świadomym kontrolowaniem popędu i nadajesz mu rangę, aż tak kluczowej potrzeby, to masz świadomość tego, że też jesteś zdolny wplatać się w to, w co wplątała się ona? na zasadzie "czuję, więc muszę", bo po co sobie odmawiać przyjemności, bez względu na konsekwencje;
Cytat
tak, nagradzasz ją, bo nie ponosi konsekwencji zranienia Ciebie, nie czuje Twojego oddalenia,nie czuje więc,że zraniła i jak głęboko zraniła,tylko czuje jak lgniesz; dajesz więc komunikat, że niezależnie od tego jak Cię zrani i tak może Cię prowadzić na pasku, przez kontrolę nad Twoim popędem;
Tutaj chyba zostałem mylnie odebrany. Jeśli chodzi o seks z żoną, absolutnie nie mogę się tu zgodzić pod żadnym względem. Seks nie jest dla mnie ważniejszy, niż dla przeciętnego faceta. Nie jestem jakimś erotomanem, nie nadaję mu żadnej kluczowej rangi. Skąd wniosek, że nie radzę sobie z kontrolowaniem popędu? Bo chodzę z nią do łóżka, pomimo tego, co zrobiła? Być może jestem tak odbierany, bo większość zdradzonych małżonków ma wielki problem z pójściem do łóżka ze zdrajcą - tak wynika z różnych artykułów itp., z którymi się zapoznałem. Ja również miałem początkowo z tym duży problem, do dziś zresztą zdarza się taki dzień, że nie jestem w stanie uprawiać z nią seksu, z powodu jakiejś mniejszej odporności na myśli o niej z nim, lub większą siłę przebicia się tych wizji przez zapory, które staram się założyć wtedy w głowie. Ale faktycznie, w tym aspekcie chyba różnię się nieco od innych, bo jestem w stanie uprawiać z nią seks, i jak pisałem wcześniej, jest to jedyna przyjemna rzecz, która występuje w naszej obecnej relacji. A i to nie zawsze się udaje. Jeżeli ma się nam powieść w pozostaniu parą, to chyba dobrze, że łączy nas cokolwiek pozytywnego, prawda? Dużo gorzej byłoby, gdybyśmy nie mieli już zupełnie nic, oprócz wyłącznie negatywnych emocji względem siebie. Z całą pewnością jej tym nie nagradzam, i z całą pewnością ponosi konsekwencje zdrady. Wielu z was potępiłoby mnie, a szczególnie kobiety, gdybym przyznał się, w jaki sposób potrafię się do niej odnosić, zwracać, jakimi słowami ją nazywać, i jak często to robię. Otóż bardzo wulgarnie i prawie codziennie. Zarówno słownie, jak i w mailach. Momentami nawet już tego nie zauważam, ona mówi, że weszło mi to w nawyk. Zdaje mi się, że ona mogłaby seks odbierać w sposób wręcz przeciwny do nagradzania. Mówiłem jej, że to już dla mnie coś zupełnie innego, niż przedtem - została wyłącznie fizyczność. Mogłaby odbierać seks w znaczeniu, że ja jej zwyczajnie "używam". To byłoby dość upokarzające dla kobiety, jak mi się wydaje. Przybliżę może trochę naszą obecną codzienność, żeby nie było wątpliwości, czy do niej lgnę, czy ona sprawuje nade mną władzę za pomocą swych niewątpliwych wdzięków. Dni bywają różne, tak jak różne są moje nastroje. Zmienia się to często, choć z czasem chyba coraz rzadziej. Bywa, że nie mam ochoty ani na nią patrzeć, ani z nią rozmawiać, bywa, że jestem na nią zły, wściekły, okazuję pogardę i obrzydzenie, bywa, że jestem smutny, zrozpaczony, załamany, i bywa, że czuję się nieco lepiej i jestem w stanie zachowywać się okresami niemal normalnie. Proszę mi wierzyć, w każdym z tych przypadków jest nieprzyjemnie, a często wręcz koszmarnie. Całe dnie upływają koszmarnie dla mnie i dla niej. Nie ma miłych okresów, oprócz naszych zbliżeń. Nie robimy razem nic, pomimo rad terapeutów, że powinniśmy starać się robić cokolwiek innego, niż siedzenie w domu i grzebanie się w jej zdradzie. Wspólne wyjście po zakupy to maks. Teraz już trochę to osłabło (na całe szczęście), lecz przez pierwsze 3 miesiące, bardzo dużo rozmawialiśmy o niej i kochanku, co razem robili, co ich łączyło. Gadaliśmy godzinami, bez przerwy do późnej nocy, zaniedbując obowiązki, zaniedbując dzieci. Zadręczałem ją pytaniami, wałkowaliśmy każdy szczegół po kilka razy, nie obywało się bez awantur, niemal rękoczynów. Do teraz ją wypytuję, lecz już nie 16 godzin na dobę. Gdy jesteśmy w pracy też o tym rozmawiamy - wysyłając sobie maile, zamiast skupiać się na robocie. Nie daję jej zapomnieć o tym, czego się dopuściła i co o niej myślę, lecz zaznaczam, że nie jest to forma kary. Nie robię tego specjalnie, po prostu stało się to treścią mojego życia i w naturalny sposób wylewa się to ze mnie. Nie chcę jej karać, bo uważam, że to nie da mi żadnej korzyści, zresztą jaką karę musiałbym zastosować za taką zbrodnię? I jak miałoby to pomóc w zbudowaniu czegoś nowego? Niektórzy chcą w ramach ukarania zdradzić, by druga strona poczuła i zrozumiała ten potworny ból. Ja jej tego nie zrobię - bo ją kocham, poza tym, poczułbym raczej, że sam siebie zdradziłem, zamiast czuć satysfakcję, i w końcu taki genialny pomysł przekreśliłby z pewnością tę niewielką szansę, by udało się nam utrzymać przy życiu nasz związek. A mnie naprawdę zależy, żeby się udało, mimo, że nie potrafię znaleźć drogi do tego celu. Zapewniam, że ona wie, że mnie bardzo zraniła, lecz jak głęboko - tego nie wie, nie potrafi się nawet domyśleć. To, że się od niej oddaliłem wie również dobrze. Jak wspomniałem, nie jestem jakimś napaleńcem, jak 15-latek, któremu aż uszami idzie, żeby mogła ze swojej uległości zrobić pasek do prowadzania mnie. Seks u nas występuje, nierzadko, czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale zawsze dobrze, pomimo pewnych przeszkód. I chwała, że chociaż tyle nam zostało, bo chyba nie kojarzylibyśmy wtedy już ze sobą nic, poza bólem, strachem i doliną nad dolinami.
Cytat
zaraz się okaże, że mamy HIV i co wtedy z dzieciakami
Natychmiast kazałem jej zrobić komplet badań na każdą zarazę. Zrobiła, widziałem wyniki, jest zdrowa.
Cytat
jest tutaj sporo tych z nas, którzy zatrzymali partnerów i "uratowali" rodziny przed rozpadem, funkcjonujemy i to nawet dobrze, ale utrzymać związek , a odzyskać to co najcenniejsze i wrócić do miłości, to dwie różne bajki;
Właśnie dzięki Wam, moja nadzieja nie gaśnie, że jednak da się coś takiego pokonać. Rady i sugestie od osób, którym się powiodło, są chyba najcenniejsze, choć mądre słowo zawsze ma wartość, bez względu na to, od kogo wychodzi. Czytałem jednak całą masę komentarzy w innych przypadkach, w stylu "kopnij ją w dupę" i tyle. Zero pomocy, zero konstruktywnej krytyki czy porady - brutalny, wręcz obraźliwy osąd od kogoś sfrustrowanego własną porażką. Cieszę się, że jak dotąd nic takiego u mnie z Waszej strony nie miało miejsca.
Wtedy nazwałbym to, że czułem się opuszczony. Tak naprawdę samotny czuję się teraz.
nie bardzo rozumie jak definiujesz i jak rozróżniasz opuszczenie od osamotnienia;
wg definicji opuszczenie jest stanem osoby osamotnionej;
dlatego pytam co decydowało o tym, że wcześniej Ci to nie doskwierało tak bardzo jak teraz?
mówisz o byciu "soplem lodu" , wydawało by się, że taki sopel lodu to pod wpływem ciepła zostanie uszkodzony, musi się więc co najmniej z daleka od niego trzymać;
Cytat
Miłość pomiędzy dwojgiem ludzi oznacza, że należą do siebie.
pojęcie należności zawiera w sobie prawo własności; zobacz jak inaczej brzmiałoby "oddają się sobie";
to jest to pojęcie wolności o którym mówimy;
masz to dajesz ; a przyjmujesz to co dostajesz;
jak wymuszasz dawanie, czy silą, czy sprytem, w sposób świadomy, czy nieświadomy, to to jest miłość?;
zaakceptowanie faktu, że przyjmujemy tylko tyle ile dostajemy i to co dostajemy ułatwia życie; wolny człowiek zawsze może się do tego ustosunkować;
i tu masz absurd tego co dzieje się u Ciebie; ona mówi, że kocha, bo tylko tyle jest w stanie dać co daje i to nazywa miłością, Ty nie czujesz się kochany, bo tym co daje nie potrafi zaspokoić Twojej potrzeby; to samo miałeś u siebie wcześniej, dawałeś i nazywałeś to miłością, ale to nie było w stanie zaspokoić jej potrzeby;
rozumiesz już dlaczego mówimy Ci o tym, abyś szukał miłości w sobie i jej źródła?
Cytat
Kontroluję co robi, bo jak wielokrotnie o tym pisałem - chcę wiedzieć, czy kłamie, czy mnie oszukuje. Czym wcześniej się dowiem, że znów się puszcza, tym łatwiej przez to przejdę. Mam też świadomość tego, o czym do mnie piszecie - powinienem zająć się czym innym - sobą samym, bo to najważniejsze. Ale też najtrudniejsze, nie potrafię zebrać w sobie tyle siły, żeby udźwignąć ten ciężar i ruszyć do przodu. Drepczę w miejscu, więc pielęgnuję swój ból? Chyba nie, po prostu nie potrafię stawić mu czoła. Nie mam sił ani pomysłu jak go uśmierzyć, co zrobić, żeby przestać go czuć. Nienawidzę tego bólu, jak jeszcze niczego w życiu.
a gdybyś mógł stawić czoła temu dreptaniu w miejscu odpuszczając sobie to kontrolowanie, zrobiłbyś to?
ból to inna sprawa, bo wynika z Twoje napompowanego ego; poczytaj o tym jak ego działa i jak przestaniesz się tak okrutnie bać liposukcji, to będzie można coś z tym zrobić;
nienawidzisz tego bólu, ale go w sobie pielęgnujesz, to jest własnie największa parodia naszego działania po zdradzie;
Cytat
Prowokowanie tych obrazów? O nie. Nie znalazłem na nie sposobu, choć jeszcze wszystkiego nie wypróbowałem.
pojawiają się najsilniej, kiedy uprawiasz z nią seks, a jednocześnie mówisz, że ich nie prowokujesz? więc czemu sobie przynajmniej części z nich nie oszczędzisz?
Cytat
Seks u nas występuje, nierzadko, czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale zawsze dobrze, pomimo pewnych przeszkód. I chwała, że chociaż tyle nam zostało, bo chyba nie kojarzylibyśmy wtedy już ze sobą nic, poza bólem, strachem i doliną nad dolinami.
to są jakieś tam etapy;
pierwszy okres zaraz po, to okres kiedy silnie włączają się atawizmy i człowiek niczym zwierzątko kopuluje by ugruntować swoją pozycję w ludzkim stadzie; potem zaczyna to do niego dochodzić i przychodzi obrzydzenie, niby do partnera/ki a w sumie do samego siebie, w zależności jak to wszystko przebiega i co się dalej wydarzy, to przechodzi w różne formy; od anorgazmi i czasowej impotencji, po "obojętnie z kim jak i gdzie", byle tylko przekonać się, że można wrócić do normalności, jak się nie wraca,bo zazwyczaj w takim momencie się nie wraca, to zaczyna się zgorzknienie i pochyła w dół; ogromną rolę odgrywa też wiek i naturalny temperament; czy tez kolejne doświadczenia i ich przebieg z kimś innym; bo albo przełamią lęki, albo je wzmocnią;
na tą chwilę nie wiesz czy ona się z kimś na boku nie bzyka, mówisz zrobiła badania, bo kazałem;
a wiesz, że HIV wyjść może w badaniach po pół roku i takie badania powinna robić kilka miesięcy po ostatnim współżyciu z nim ?
to o czym piszesz, że do niej nagle coś dotarło, to równie dobrze może być fakt, że dotarło do niej, że oczekujesz panicznie zapewnień i jak Ci je da, to będzie mieć święty spokój;
dajesz komunikat "potrzebuje seksu i pustych zapewnień", to i daje Ci to czego chcesz;
co Ci ten seks i zapewnienia dają?
Jednak jeśli kocham, nie ma prawa zaistnieć u mnie romans - długotrwałe, planowane zdrady, wplecione w gąszcz kłamstw, zatajeń, dzień po dniu, tygodniami, miesiącami. Miłość wyklucza taki obrót spraw, dlatego nie mogę zgodzić się z żoną, że mnie kocha i równocześnie przeprowadza na zimno tak długofalową, skomplikowaną intrygę, stając z obcym facetem przeciwko mnie, dzieciom, rodzinie. I to z jakiego powodu? Bo jej było niefajnie, a chciała mieć przyjemnie? Zapytałem terapeutę, czy to możliwe - kochać i zdradzać, i wiecie, co powiedział? Że tak, to możliwe, jednak nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć.
Jej zdrada nie musiała być planowana , i wcale nie skierowana przeciw Tobie i rodzinie. Wcale nie musiała myśleć aby cokolwiek rozwalać , dała sobie przyzwolenie na romans , poczucie bliskości którego u Was już raczej przez problemy dawno nie było. Mogła na swój sposób kochać Cię i zdradzać , jej kochanek był być może tylko odskocznią z którym nic więcej jak romans nie planowała. Nie każdy nawet świetny kochanek w łóżku nadaje się na partnera życiowego , dużo kobiet to widzi po jakimś okresie romansu , że z kochankiem nic po za tym co jest tj. sex , miłe słowa , adoracja to wszystko czego może od niego oczekiwać , dlatego często romanse nie wytrzymują próby czasu jak dodatkowo często dochodzą wspólne często poważne zobowiązania typu dzieci , kredyty itp.
Jeśli masz dowody jej zdrady tak jak pisałeś to zabezpiecz je i nie dotykaj tego , nie czytaj bo tylko się tym dobijasz . Wałkowania cały czas jednego tematu zamęczy was oboje.
Mysle, że natrudniej jest Nam przyznac sie do pewnych slabosci z ktorymi nie radzimy sobie od lat. Wejrzyj w glab siebie a moze ujrzysz tam nadmiernie uzaleznionego od swojej partnerki czlowieka. Slabosc ta sprawia, ze jest Ci tym trudniej wyjsc z sytuacji w ktorej sie znalazłes. Wyrawała Ciebie ona z wygodnego stanu a stan ten brzmial - jestem Ja, Ona i to jest najwazniejsze.
Nowa sytuacja w ktorej sie znalazles to najwyzszy czas abys zmierzyl sie ze swoim lekiem przed nowym i nieznanym. Jest to rowniez czas na zakonczenie tego zwiazku. Twoja racjonalna czesc osobowosci juz dawno wie, ze to jedyna droga. Metoda wyparcia i walki moim zdaniem tutaj nic nie da. To co ona zrobila, to zdrada zbyt ciezkiego kalibru aby to wszystko moglo byc kontynuowane. Masz wybor albo Ty albo Ona. Jezeli Ty, to odejdz, wtedy pocierpisz jakis czas ale dojdziesz do siebie szybciej niz myslisz. Jezeli Ona, zostan, bedziesz cierpial do konca swoich dni.
Tym bardziej to wszystko jest obrzydliwe, ze wszystko zostalo zrobione "na sile". Ty kazales jej zerwac, nawet Ty napisales w jej imieniu. To żalosne odarcie z wlasnej godnosci. Ona w tym wszystkim gra role osoby pozbawionej kregoslupa moralnego i racjonalnego myslenia. Ty natomiast grasz role wybawiciela i w gruncie rzeczy Ty bardziej chcesz to ratowac. Nie ma tu przesłanek do kontynuowania malżenstwa, wszystko jest na "nie", tylko Ty chyba jestes slepy.
Budzenie z amoku / przytrafił się ktoś - to właśnie ta idealizacja, tłumaczenie zdrady, próba kontroli zdrady z jednoczesnym tłumaczeniem, wtedy jakby ja lekko zmniejszasz.
Przebudziłes ja - z czym polemizuje dla jasności bo najczęściej to zwyczajnie dostajesz to czego oczekujesz, w końcu jest trudno sterowalna - ale budząc ja to już nie śpi - zagdza się ? To kontrola jest po co ? Gdyby jej się zdrzemnęło?
Nadal nie dostrzegasz odpychasz zdradę i realny obraz żony - tu miesza się właśnie ta idealizacja i zrzucanie z piedestału ... warto zrozumieć swoje postępowanie w tej kwestii .. tym bardziej wątpię w pobudkę - bo cóż ona ma znaczyć ? Odbudowanie uczuć czy brak kontynuacji romansu ? Na ten moment możliwe, ze pobudka realnie to tylko szybki kurs obsługi Ciebie w kryzysowej sytuacji ...?
To jeszcze nie jest dramatem ale tylko gdy jesteś tego świadomy nie przypisując na powrót nadprzyrodzonej mocy miłości i samej małżonce - złudzenia to jednak droga prowadząca raczej do nikad.
Morfeus, dokładnie wiem co czujesz. W maju odszedł ode mnie mąż. Zdradził mnie poraz kolejny... Powiem Ci tak... Nie posłuchałam swojej intuicji, która mówiła mi że zrobi to poraz kolejny. Dawałam szansę jedną za drugą. Czułam to samo co Ty. Nie wyobrażałem sobie życia bez niego, że nie będę mieć pełnej rodziny. Ponieważ w związku byłam z nim 23 lata znałam go bardzo dobrze ale zagłuszałam swój wewnętrzny głos. Postaraj się odpowiedzieć na pytanie czy ona się zmieni, czy nie zrobi tego samego za jakiś czas. Jeżeli twoja intuicja mówi Ci że tak to walcz o ten związek. Jeżeli odpowiedź jest przecząca to odpuść. Będzie ciężko nie ukrywam... Pozdrawiam. Wierzę że podejmiesz właściwą decyzję.
Postaraj się odpowiedzieć na pytanie czy ona się zmieni, czy nie zrobi tego samego za jakiś czas. Jeżeli twoja intuicja mówi Ci że tak to walcz o ten związek. Jeżeli odpowiedź jest przecząca to odpuść.
Jak dotąd moja intuicja podpowiadała mi dość trafnie, jeśli chodzi o całą tę sytuację ze zdradą. Ale w tym przypadku jakoś milczy, to, co czuję, to chyba zwyczajny strach przed powtórką. Ciężko mi to przewidywać, mam straszny bałagan w głowie.
W tej chwili jesteśmy po pierwszym, wspólnym z żoną spotkaniu u terapeuty. Jak dla mnie nic to nie wniosło, ale przy pierwszym razie, to chyba dopiero zapoznanie się z nami i z problemem. Dowiedziałem się tylko, że jest dla nas szansa. Minęły już ponad 4 miesiące od wykrycia zdrady, a u mnie niewiele się zmieniło poza tym, że popadam w jakąś apatię, najchętniej bym chlał i spał. Myśli o tym i o nich, te obrazy itd. nie odpuszczają. Boli okrutnie. Żona powtarza, że mnie kocha i nie chce mnie stracić. Zapewnia, że w niczym nie kłamała i nie kłamie, i że z tamtym wszystko skończone. Między nami pogorszyło się, tzn. coraz mniej z nią rozmawiam, coraz częściej zdarzają się milczące dni. Temat jej zdrady siłą rzeczy także poruszamy rzadziej. Przestaję widzieć sens w naszych rozmowach, strasznie jestem tym już umęczony. Gdy zaczynam o tym mówić - oczywiście ona sama nie zaczyna nigdy, co zrozumiałe - to zanim odpowie cokolwiek, jest ciężkie westchnięcie, przewrócenie oczami itp - słowem wysyła mi sygnał pt. "ach skończ już o tym pier...ć" ale odpowiada, niechętnie, zdawkowo, ale jednak. Niestety łatwo wychwycić jej nieszczerość zarówno w tych odpowiedziach, i całej postawie, mowie ciała itd. Gdy ostatnio zapytałem czy jest ze mną szczera, przyznała, że nie jest, a po dwóch minutach stwierdziła, że jednak jest. Nie widzę sensu w nieprawdziwych rozmowach, stawką jest nasze małżeństwo i rodzina, a dla niej ważniejsze są jakieś pierdoły, z powodu których nie chce rozmawiać szczerze. O co tu chodzi? Gdy jej nie zaczepiam, ona również mnie nie zauważa. Coraz częściej mijamy się bez słowa, bez spojrzenia. Wygląda, że zmierza to w wiadomym kierunku. Mam ochotę się już poddać, coraz wyraźniej widzę, że to mi z nas dwojga naprawdę na nas zależy. Gdybym nie miał racji, ona zachowywałaby się inaczej, prawda?
O co tu chodzi? Gdy jej nie zaczepiam, ona również mnie nie zauważa. Coraz częściej mijamy się bez słowa, bez spojrzenia. Wygląda, że zmierza to w wiadomym kierunku. Mam ochotę się już poddać, coraz wyraźniej widzę, że to mi z nas dwojga naprawdę na nas zależy. Gdybym nie miał racji, ona zachowywałaby się inaczej, prawda?
jeśli zdrada nie jest jakąś wpadką, gdzie ktoś będąc pod wpływem dajmy na to alkoholu zrobił jakąś głupotę, której niezmiernie żałuje, to nie jest tak, że oni z dnia na dzień potrafią się uporać z tym co zrobili i wziąć to na klatę;
nam zdradzonym za o wiele mniejsze i czasem banalne zaniedbania, trudno wziąć odpowiedzialność; silnie blokujące nas poczucie winny, za dużo mniejszą ślepotę, jest dla nas przez bardzo długi czas nie do udźwignięcia;
to są procesy; one muszą wybrzmieć; ja dopiero teraz, po ponad 6 latach i bardzo intensywnej pracy na sobą, mam zmiany jakich oczekiwałam po zdradzie i dopiero teraz w ostatnim czasie, miałam pierwszą rozmowę na którą czekałam przez lata;
zdradzający uciekają od konkretnych rozmów. bo czują się winni,paraliżuje ich wstyd, zaangażowani są emocjonalnie nadal w kimś innym, a panicznie boja się do tego przyznać, bo dla nich wiąże się z dalszą zdradą i zwyczajnie nie chcą ranić zdradzonych dalej, albo odpłynęli na tyle daleko, że w tym odpłynięciu trwają , bo wiąże się ono dla nich z odczuciem czegoś , czego poszukiwali i potrzebowali; to wszystko trwa;
ja dopiero teraz, po ponad 6 latach i bardzo intensywnej pracy na sobą, mam zmiany jakich oczekiwałam po zdradzie
Cieszę się, że Ci się udało i gratuluję wytrwałości. Ja niestety nie jestem nawet w ułamku tak cierpliwy. Po 4 miesiącach nie zmieniło się właściwie nic, jadę na rezerwie. Trudno to ocenić, ale daję sobie, tzn. jej, jeszcze może kilka tygodni i chyba wszystko stanie się jasne. Przestaję mieć nadzieję, że ona się zmieni, zmieni swoje zachowanie wobec mnie, bo jak to - nagle postanowi okazać mi, jak jej zależy, ni z tego ni z owego zacznie być ze mną szczera? Szczególnie, że twierdzi, że jest szczera, mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, przecież okazuje, że jej zależy, bo zapewnia, że mnie kocha, przeprasza i prosi o szansę, wszystkie grzechy już wyjawiła i "co może jeszcze zrobić?" Na tym wszystko dawno stanęło i tak się toczymy ku końcowi. Ja tu jestem winien, bo tego nie zauważam i nie chcę przyjąć jej przeprosin... a po prostu nie potrafię zadowolić się półprawdą, tak niestety mam, że muszę dostrzec, dostać coś więcej. Nie wygląda, żeby zamierzała cokolwiek zmieniać, a wielokrotnie zaznaczałem, że w ten, jak dotąd, sposób, osiągniemy wyłącznie rozwód. Jedyny mój warunek, byśmy mogli ruszyć z tym bajzlem dalej, to jej szczerość. Tak jak piszesz - ona ucieka od konkretnych rozmów. Na moje oko głównym tego powodem, może być stopień emocjonalnego zaangażowania się w związek z kochankiem. Boi się to przyznać przed sobą i przede mną. Woli już rozpad rodziny, niż zmierzyć się ze wstydem, zranić mnie bardziej i jak często powtarza - boi się pogorszyć sprawę. Kompletnie nie rozumie, że jest odwrotnie - teraz ją pogarsza w moim przypadku. Ja cały czas czuję się zdradzany, gdy widzę, że unika, kręci, dąży do zakończenia tematu. Jeżeli nie upora się na czas i nie weźmie "na klatę" tego, co tak ochoczo i pracowicie narobiła, bo na zdradzanie miała mnóstwo werwy, a teraz siedzi i milczy, to finał może być jedynie smutny. Szansa na szczerość niestety maleje, bo już prawie nie rozmawiamy, ale idziemy jutro drugi raz na terapię, po kolejną "wizję w plomieniach"
Morfeusz,
Tak masz rację i bliźniaczą sytuację do mojej.
Tak naprawdę sama zdrada tylko w piękny sposób ukazała nasze upośledzenia w związku, ale to nie ona stanowiła główny problem, a postawa zdradzacza już po.
Też zapewnienia, że chce naprawiać, ale to tylko były puste słowa bez jakichkolwiek konkretnych działań. Strach przed szczerością z samą sobą i ze mną był silniejszy niż chęć ratowania rodziny. Mimo moich jasno i głośno komunikowanych oczekiwań wolała zostać przy swoim.
Ja po dwóch spotkaniach u terapeuty zrezygnowałem, uznałem, że nie będę płacić komuś 150zł za to żeby przekonywać ją do prawdy, którą przecież obydwoje znamy.
Zadaniem terapeuty nie jest dochodzenie do prawdy a pomoc w poukładaniu bałaganu na strychu gdy karty już są odkryte.
Czasem zastanawiam się czy to ja jestem j..bnięty czy ona:brawo
nie będę płacić komuś 150zł za to żeby przekonywać ją do prawdy, którą przecież obydwoje znamy
tam gdzie dwie racje sporne są zasadne prawda bardzo często bywa pośrodku;
bo to jest w sumie pytanie, o to czym jest prawda;
dlatego osobiście uważam, że tak ważnym i istotnym jest wsłuchanie się w samego siebie i własne potrzeby; bo to dopiero wówczas możemy ocenić jasno, czy w danej sytuacji jesteśmy je w stanie zaspokoić; i przede wszystkim jasno je artykułować i stawiać wyraźnie nasze granice;
my sami, a nie ktoś nasze;
nie w każdej sytuacji możemy własne potrzeby zaspokoić, lub zaspokojenie ich wiąże się z powstaniem nowego rozdania; tego trzeba mieć świadomość;
oczekiwanie do drugiej strony by zaspokoiła nasze, bez uwzględnienia jej potrzeb, jest trwaniem w ciągłym niezaspokojeniu potrzeb którejś ze stron; a co za tym idzie ciągłym problemem z otwartą i dobrą komunikacją; i ciągłą zabawą w tworzenie szeregu zależności i trwaniu w nich ; a w dalszej kolejności wbijaniu się w uzależnienia;
amor,
Być może niefortunnym było użycie słowa prawda i przez to opatrzne zrozumienie przez Ciebie.
Pisząc prawda miałem na myśli sam akt zdrady, romans, zaangażowanie się emocjonalne w kogoś innego. Zupełnie nie miałem na myśli na tamtym etapie ustalanie odpowiedzialności za to co się stało bo tego mam pełną świadomość.
Wiem co moje i dawno to wziąłem na klatę. Zresztą również o tym głośno jej komunikując, zarówno na tych dwóch spotkaniach z terapeutą jak i rozmowach osobistych.
Wybacz, ale mając czarno na białym (mam na myśli dowody, na podstawie, których sąd orzekł winę) potrafiła się częściowo przyznać po czym za chwilkę negować, że romansu nie było...dlatego zadałem pytanie, że w pewnym momencie zastanawiałem się czy to ja zgłupiałem czy ze mnie robi się głupka.
Komentarz doklejony:
ale to wątek Morfeusza więc nie będę tu pisać o sobie.
Chciałem tylko autorowi zwrócić uwagę na to, że również miałem podobne zderzenie ze ścianą jak i on aktualnie. U mnie zakończyło się separacją z jej winy.
bardziej chodziło mi o to, że prawdą staje się zrozumienie, iż dane osoby nic głębszego nie łączy;
No tak to była smutna, ale prawda. W tamtym momencie tak było i o tym wiedziałem bardzo dobrze.
Nie potrzebowałem płacić haraczu żeby ktoś to potwierdził hehe.
Takie uświadomienie, że nic Cię tak naprawdę głębokiego z żoną/mężem nie łączy jest cholernie bolesne. Nagle cały świat w jaki wierzyłeś dotychczas burzy się niczym domek z kart a Ty zostajesz sam niczym małe zagubione dziecko na pustyni.
Niektórym udaje się z iluzji przeżyć całe życie i są szczęśliwi, a może nie wydaje im się, że są szczęśliwi...
Komentarz doklejony:
* niektórym udaje się w iluzji przeżyć całe życie i są szczęśliwi a może wydaje im się tylko, że są szczęśliwi...
Witaj Morfeusz
Nie będę próbował udzielać Ci rad powiem co zadziałało u mnie w bardzo podobnej sytuacji - podziw przyjaciółek mojej żony. Chodzi mi o to, że zdrajca nie nadaje na falach Zdradzonego - inne światy. Więc szkoda zachodu, syzyfowa praca...
Moja taktyka oparta była o doświadczenia pedagogiczne tzn bunt dziecka w relacjach z rodzicami, zauważyłem że mój syn chętnie przyjmuje moje uwagi kierowane w jego stronę przez np mojego brata, kuzynkę itd rozumiesz każdy tylko nie Ty...
Osobiście postarałem się zbudować pozytywne postrzeganie własnej osoby przez jej koleżanki i kolegów, ale głównie przez psiapsiółki.... cóż kupił nie kupił potargować się można - jesteście puki co razem kopnąć w żyć zdrajce zawsze zdążysz ale moim zdaniem warto spróbować tym bardziej, Szanowny Panie że mi się podoba Twoja żona do czasu zdrady.
Twardziel, mocny charakter z ikrą, zaradna, potrafi być głową rodziny....
Masz problemy by okazać uczucia, a od niej wymagasz?
Proszę nie zrozum opacznie jestem po Twojej stronie bo Ty nie jesteś zdrajcą tylko moim zdaniem wymagasz od niej czegoś czego ona nie potrafi rozumiesz? nie to że nie chce bo wydaje mi się ze chce, ona nie potrafi ot po prostu
To tak jakbyś z całym szacunkiem i z za przeproszeniem oczekiwał od kota że będzie latał.
Zacytuje pana szanownego : ,,widziały gały co brały" prawda Panie Szanowny
Moim zdaniem Pana żona zakończyła romans i podjęła decyzję by być z Panem i realizuje to jak potrafi najlepiej mimo że nie tak jak Pan to oczekuje
zdrowia życczę
Tiaa brat był w Indiach i widział takiego, który zaszył sobie nos by nie zabijać małych żyjątek, które ponoć zabijamy wdychając nosem powietrze
Zasadność mojego komentarza wynika z faktu, że Morfeus nie kopnął w żyć zdrajcy tylko hm dał sobie czas na podjęcie decyzji co za tym idzie rozważa wszystkie za i przeciw...
Jak sam pisze zdrajczyni ma wady ma i zalety, które on dostrzega więc moim zdaniem im prędzej połozy to wszystko na szalę i podejmie decyzję tym lepiej.
Zam to z autopsji, wiem więc, że nie łatwo.
Nawiązanie do kota i jego możliwości to taka moja obserwacja no wiesz z boku łatwiej, zresztą zawsze łatwiej udzielić rady niż samemu coś zrobić, wykonać zrealizować, w realu takim kozakiem nie jestem
zdrowia życzę
Radocha, dzięki za jednak radę i dobre słowo. Niestety nie mogę zastosować Twojej taktyki, bo o predyspozycjach i wyczynach mojej żony nie wie nikt z naszych znajomych itd, oprócz jednej jej przyjaciółeczki. Tak się składa, że ta koleżaneczka (podobny staż małżeński jak u nas i trójka dzieci) właśnie zostawiła męża dla jakiegoś podstarzałego fagasa z jej pracy... Niestety nie mam z nią żadnego kontaktu, w dodatku ona trzyma stronę mojej żony i z tego, co wiem, dziwi się, że moja żona tak długo wytrzymuje moje "humory" i radzi jej zakończyć nasze małżeństwo. Tak więc jestem w tej kwestii bezradny, najwyraźniej zawiązały jakiś klub qurewien - żona przyznała, że gdy planowała z kochankiem wyjazd na weekend, to właśnie ta przyjaciółka miała być jej alibi, więc sam widzisz. Nikt więcej o jej zdradzie nie wie, nie rozgłaszam tego, bo zwyczajnie mi wstyd. Ok, to nie ja okazałem się zerem, ale jednak jestem frajerem, i za żonę wziąłem puszczalską oszustkę, dla której nic nie znaczę i zrobienie ze mnie rogacza po 22 latach związku było dla niej niczym kaszka z mleczkiem. Zresztą skala jej zdrady, rozmach i łatwizna, mówią wszystko. Szkoda mi strasznie dzieci, bo przecież kiedyś dowiedzą się, że ich mamusia to zwykła... Piszesz, że to fajna babeczka, tyle, że ma ogromną wadę. Cóż, mi również zawsze bardzo się podobała, żadna poznana dotąd inna kobieta, nie mogła się z nią w moich oczach nawet porównywać. Aż trudno uwierzyć, jak można się tak pomylić i większość życia spędzić u boku kogoś, kogo się w ogóle nie zna W świetle tego, co zrobiła i jak jej to poszło, zastanawiam się ile razy wcześniej na przestrzeni tylu lat, mogła doprawić mi rogi. Dziwisz się, że ja mając problem z okazywaniem uczuć, wymagam tego od niej? Względem obcego faceta była wręcz wulkanem uczuć, to chyba tym bardziej mnie mogłaby je okazywać, w dodatku podobno żałuje i chce ratować nasz związek, więc co stoi na przeszkodzie? A jeśli chodzi o mnie, to w obecnej sytuacji okazywanie moich uczuć jest dla mnie jeszcze trudniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Tak czy inaczej, trudno o większy powód, żeby się wysiliła, nie tylko z uczuciem (o ile jeszcze coś w niej zostało), ale także np. z mówieniem prawdy i skruchą, jakkolwiek jest to dla niej trudne i niewygodne. Skoro chce to naprawić, to dlaczego tak bardzo się ogranicza, zasłaniając się tym, że oprócz tego, co już robi (terapia, wytrzymywanie moich reakcji i "kocham cię" raz na tydzień) niczego więcej nie potrafi zrobić? Owszem, dba o mnie tak jak zawsze - posiłki, pranie, chęć seksu (dużo lepszy i częstszy) itd., jednak dla mnie to za mało, bym mógł zacząć lepiej o niej myśleć, czy budować w sobie jakieś nowe podwaliny choćby pod zaufanie, i nic na to nie mogę poradzić. Twierdzisz, że tak jest, ponieważ ona nie potrafi zachować się tak, jak tego od niej oczekuję. Jeżeli masz rację, to niechybnie się pożegnamy, w moim obecnym stanie ducha niewiele mnie obchodzi, czy ona to potrafi, czy nie. To niech się nauczy, czas ucieka i szansa topnieje - w końcu chodzi na terapię. Wtedy może dostrzegłbym jakieś starania z jej strony. Z kochankiem miziała się bez przerwy, wpatrywała zakochanym wzrokiem, całe dnie flirtowała i myślała tylko o nim, a jeśli chodzi o mnie, to teraz tylko siedzi, milczy, próbuje stworzyć atmosferę, że nic się nie wydarzyło i oburza się, gdy mówię, że g...wno robi. Przecież zagaduje mnie o jakichś pierdołach, spędza ze mną czas na fotelu obok i pyta co mi ugotować. "Co jeszcze mogę zrobić?" Nie wiem, zesr...ć się? Czy jeżeli jej intencje są prawdziwe, to nie powinna sama bez względu na cenę coś pokazać, a nie ciągle pytać co ma zrobić? Jeżeli to szczyt jej możliwości, to niestety pozostanie tak, jak jest, a ta droga prowadzi do wiadomego finału. Chcę zaznaczyć, że z kolei ja się staram. Ona nie może dostrzec wszystkiego, bo ta walka toczy się w moim wnętrzu. Jednak po ostatniej małżeńskiej terapii, powziąłem twarde postanowienie prób stosowania wytycznych terapeuty. Ostatnie dni to z mojej strony gargantuiczny wysiłek: zero wyciągania tematu, przytyków, uśmiechy, przytulanie, próba odtworzenia zwykłej, domowej atmosfery - raz gdzieś wyszliśmy, oglądaliśmy razem ME siatkówki kobiet itp. Szczęśliwie się złożyło, że mamy wspólne zadanie w kwestii dziecka, więc działaliśmy razem i naprawdę źle nie było. Do wczorajszego wieczora, pękłem. Temat znów wypłynął, nie potrafiłem udawać dłużej... A jak się zdziwiła, bo myślała, że już wszystko w porządku! Cztery koszmarne miesiące i problem sam się rozwiązał, a jej wina i występki rozpłynęły w powietrzu i niepamięci! Była przekonana, że te ostatnie dni, to nie było z mojej strony udawanie, tylko, że już nie czuję bólu, zawodu, a tylko bezbrzeżną miłość i wybaczenie. I ona twierdzi, że wcale nie jest tak, że chciałaby temat zamieść pod dywan, jakby nigdy nic powrócić do szczęśliwego pożycia, uznać całą sytuacje za błąd w zamierzchłej przeszłości i nigdy do tego nie wracać, jakby to nie miało miejsca. Uświadamiam jej wielokrotnie, że o tym nie da się zapomnieć, a jeśli będziemy razem, to musi liczyć się z tym, że to, co zrobiła i jej kochanek, którego zaprosiła do naszej rodziny, będzie już na zawsze z nami i nic tego nie zmieni. Zmienić może się w dłuuugiej perspektywie jedynie sposób, w jaki o niej myślę, i stosunek jaki mam wobec niej. Jednak będzie to nas kosztowało wiele cierpliwości i jej starań, bo zniszczyła doszczętnie wszystko między nami, a jedyną więzią, która nas na tę chwilę łączy, to jej podłość wobec mnie. Niezmiennie jest tym zadziwiona. Wiele wskazuje na to, że romans faktycznie zakończyła i podjęła łaskawie decyzję, że chce ze mną być, jednak z realizacją ma duży problem, mimo, że doskonale wie, że w taki sposób, w jaki to dotąd robi, rozwód to tylko kwestia czasu. Chcieć to móc? No, niekoniecznie, ale miała dość czasu, żeby coś przemyśleć i zacząć coś działać. Zmarnowała go na kłamstwa i milczenie. Zna mnie na tyle dobrze, że coś by wymyśliła, więc albo jest naprawdę głupia, albo naprawdę ma mnie w dpie. Upływający czas wszystko powoli odsłania.
Podkreśla przy tym, że absolutnie się nie usprawiedliwia, wie, że zrobiła coś bardzo złego i jest to wyłącznie jej wina. Twierdzi, że mnie cały czas kocha i kochała,
Żona powtarza, że mnie kocha i nie chce mnie stracić. Zapewnia, że w niczym nie kłamała i nie kłamie, i że z tamtym wszystko skończone.
przez pierwsze 3 miesiące, bardzo dużo rozmawialiśmy o niej i kochanku, co razem robili, co ich łączyło. Gadaliśmy godzinami, bez przerwy do późnej nocy, zaniedbując obowiązki, zaniedbując dzieci. Zadręczałem ją pytaniami, wałkowaliśmy każdy szczegół po kilka razy, nie obywało się bez awantur, niemal rękoczynów. Do teraz ją wypytuję, lecz już nie 16 godzin na dobę. Gdy jesteśmy w pracy też o tym rozmawiamy - wysyłając sobie maile, zamiast skupiać się na robocie. Nie daję jej zapomnieć o tym, czego się dopuściła i co o niej myślę, lecz zaznaczam, że nie jest to forma kary.
Szczególnie, że twierdzi, że jest szczera, mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, przecież okazuje, że jej zależy, bo zapewnia, że mnie kocha, przeprasza i prosi o szansę, wszystkie grzechy już wyjawiła i "co może jeszcze zrobić?"
Skoro chce to naprawić, to dlaczego tak bardzo się ogranicza, zasłaniając się tym, że oprócz tego, co już robi (terapia, wytrzymywanie moich reakcji i "kocham cię" raz na tydzień) niczego więcej nie potrafi zrobić? Owszem, dba o mnie tak jak zawsze - posiłki, pranie, chęć seksu (dużo lepszy i częstszy) itd., jednak dla mnie to za mało.
Czy jeżeli jej intencje są prawdziwe, to nie powinna sama bez względu na cenę coś pokazać, a nie ciągle pytać co ma zrobić?
teraz tylko siedzi, milczy, próbuje stworzyć atmosferę, że nic się nie wydarzyło i oburza się, gdy mówię, że g...wno robi.
miała dość czasu, żeby coś przemyśleć i zacząć coś działać. Zmarnowała go na kłamstwa i milczenie.
Chcę zaznaczyć, że z kolei ja się staram. Ona nie może dostrzec wszystkiego, bo ta walka toczy się w moim wnętrzu.
Morfeuszu, z tego co piszesz wynika, że żona żałuje swojej zdrady i stara się jakoś naprawić to, co bardzo trudne do naprawienia. Widoczne jest, że zależy jej na Tobie. Mówi o tym, ale także działa - dba o Ciebie, chodzi (chodzicie?) na terapię, stara się być blisko, także fizycznie, skoro na tym etapie uprawiacie seks. Wydaje się, że całkiem szczegółowo znasz historię jej zdrady. Więc naprawdę wcale się nie stara czy Twój ból nie pozwala Ci dostrzec tych starań?
Twierdzisz, że tak jest, ponieważ ona nie potrafi zachować się tak, jak tego od niej oczekuję.
Morfeus
Nie doradzam Ci, nie jestem specjalistę, nie jestem Tobą, a przecież każdy człowiek jest inny. Napisałem Ci jak ja sobie poradziłem, napisałem że ja dałem radę nawet nie wybaczyć tylko hm...nauczyłem m się z tym żyć to chyba takie najbardziej prawdziwe określenie.
Nauczyłem się z tym żyć i wiesz co po 10 latach jazdy mam kumpla w domu.
Dlaczego nie odszedłem? Syn którego uwielbiam z wzajemnością koneksje rodzinne mojej żony (połowa rodziny pracuje w sądzie tzn sędziowie prokuratorzy) więc wiedziałem że szanse małe i wspólnie z synem chcieliśmy poczekać do momentu ukończenia przez niego 18 lat...
Powiem tak ja znalazłem u niej piętę achillesową jak nie chcesz pogonić zdrajcę znajdź u niej jej pietę i tyle
Szanowny jeżeli dajesz radę uprawiać z nią sex to nie dotknęło Cię to tak jak mnie więc masz dużo lepszą sytuację bo co by nie mówił, co by nie gadał sex scala związek.
Nie pogoniłeś, nie odszedłeś wiec warto wypracować coś co ciężko będzie jej że tak się wyrażę olać. Wiesz każdemu ciężko jest wracać do miejsca, w którym się nędznie czuje, gdzie idąc już w drodze zastanawiasz się z której strony padnie cios i jaka waga będzie tego ciosu, czy dasz ragę go udźwignąć, poradzić,zneutralizować... co by nie gadał zła atmosfera nie pomaga...
Zrobisz jak zechcesz to Twoje życie ale moim zdaniem albo naucz się z tym zyć albo....ła się
Ona się nie zmieni - tak mi się wydaje 0 w jej mniemaniu ukorzyła się już wystarczająco i nie zrozumie Twoich dalszych oczekiwań pokutnych na zasadzie syty głodnego nie rozumie.
Z tego co na jej temat pisałem to tzw konkrecizna więc jak deklaruje ze romans zakończyła to zakończyła, jak deklaruje ze chce być z Tobą to chce ,,,
Twój wybór
Potrzebujesz potwierdzeń swoich wcześniejszych wyobrażeń o niej, o sobie i o związku. Jak ma to zrobić? przecież jej wyobrażenia były zupełnie inne a Twoje trochę dziecinne.
Zobacz co się stało, do Waszych starych problemów i nie spełnianych oczekiwań doszło jeszcze odrzucenie Ciebie przez nią. Chcesz od niej dowodów, że tak nie było? że jesteś wciąż najważniejszą osobą w jej życiu? Nawet jak teraz znowu jesteś, to z jakiego powodu? Nic nie ma na zawsze, wszystko jest zmienne.
Zadałeś chociaż sobie pytanie, co znaczy dla Ciebie a co dla niej, że kocha?
Nie jest czasami tak, że skoro nie okazywałeś zainteresowania, nie podziwiałeś, nie okazywałeś uczuć to nie kochałeś? Jej powrót do trybu- standard, nijak się teraz ma do twoich wyobrażeń tego co było, więc nie załatwi sprawy.
Potrzebujesz potwierdzeń, ale czego? że jesteś kochany? Jeśli żyjesz dla uznania innych, umrzesz, gdy Cię odrzucą
Komentarz doklejony:
Radocha,
Cytat
Nauczyłem się z tym żyć i wiesz co po 10 latach jazdy mam kumpla w domu.
I jakie masz zdanie o tym kumplu, który własnego rozumku i zdania nie ma a tylko ulega wpływowi otoczenia i nawet nie widzi, że zmanipulowanego? Ktoś inny musi jej mówić co jest dobre a co złe i co się jej opłaca a co nie? Krewetka, która sama nie wie czego chce.
Nie szanuje, nie doceniam, nie potrzebuje, nie znam wartości ale skoro dla innych ma coś wartość to na wszelki wypadek wyciągnę ze śmietnika. Niechcący trafił mi się gadżet, którego nie potrzebuje, ale na innych robi wrażenie, jestem pusta i próżna, więc dzięki niemu mogę błyszczeć a to mnie dowartościowuje.
Doświadczenie pedagogiczne?
Klasyczna manipulacja przez szukanie sprzymierzeńców i wywarcie presji otoczenia. To rodzaj wymuszenia lub narzucenia postrzegania, które nie jest samodzielnie wypracowane a przejęte od kogoś. Narażenie się przyjaciółkom czy teściowej to koniec związku, bo już nikt jej nie będzie zazdrościł a gra pozorów jest najważniejsza dla kobiety sukcesu.
Konkurencja z innymi samicami to silny atawizm. Przez posiadanie faceta, który im się podoba jest w końcu w czymś od nich lepsza.
Yorik
Jak Ty piszesz to wszystko wydaje się takie proste:cacy
Odnośnie zdrady klasyczne rozwiązanie w naszym kraju Polsce to szabla w dłoń i cięcie, oczywiście w Polsce zdrajca to ktoś komu nie powinno się podawać ręki i słusznie.
Widzisz ja jestem Polakiem ale mój rod to Tatarzy więc mam trochę inna duszę choć za kraj nie będę walczył w drugim szeregu zresztą moi przodkowie nie raz krew przelewali.
Troszkę o sobie: Moja rodzina prowadzi szkolę walki (dziadek założył). Rodzic mój nie wyobrażał sobie bym ja jego syn w wieku 6 lat nie zasilił szeregu adeptów.
No więc kończąc podstawówkę miałem 3 kyu w aikido (pas czerwony z czarną kreską) Musisz wiedzieć że jest to sztuka walki, której filozofią jest wykorzystanie siły przeciwnika do zwycięstwa nad nim.
Szkoła walki to też i szkoła życia zapewniam Cię że przyjaźnie zawarte w szkole są dozgonne przynajmniej ja nigdy się na nich nie zawiodłem i ja nigdy nikogo z moich przyjaciół nie zawiodę. Dodam też że mój rodzic kierowca tira jest tez tzw złota rączka - chciał nie chciał musiał - nauczył mnie spawać tig półautomat i palnik gazowy, potrafię kłaść glazurę terakotę, kłaść gładź, murować, naprawiać samochody (blacharstwo lakiernictwo) oczywiście prawo jazdy ABCD
mam licencjat z biotechnologii medycznej, służyłem w Wojsku Polskim na misjach potrafię przebiec 5 km w niecałe pól godz.
Moja żona 2 wicemiss regionu nie startowała dalej bo jej rodzina zabroniła...
Znamy się od piaskownicy z taka różnicą, że ona z tych bogatych zamknięte osiedle itd itp No więc i towarzystwo inne, wczasy za granicą...
No więc u nich rej wodził nazwijmy go Piotrek tez bogaty wysportowany...
Wybrał najlepszą koleżankę mojej żony ....
Dlaczego żona zwróciła na mnie uwagę?
Po powrocie z misji miałem 28 lat i byłem raczej najlepsza partią z tych niezaobrączkowanych ( żona rok młodsza)
Po narodzinach syna sex hm tylko na moje wyraźne naleganie .....
Odnośnie manipulacji w moim wykonaniu ...
Po odejściu z armii założyłem działalność gospodarczą nic wielkiego roboty wykończeniowe, kupiłem tez ładowarko spycharkę a w wolnych chwilach naprawiam samochody, dodatkowo z racji wykształcenia pracuje jako przedstawiciel firmy farmaceutycznej.
No więc cała ta moja manipulacja polega na tym, że znajomi mojej żony korzystali i korzystają z usług mojej firmy - zwyczajnie widzą kim jest jej mąż co potrafi.... Yorik Yorik Yorik :cacy
Szczerze mówiąc to własnie jej najlepsza koleżanka na wspólnym grillu zaczęła pod wpływem alkoholu porównywać swojego męża czyli obiekt westchnień mojej żony do mnie ...fizycznie też no cóż Piotr jako dyrektor w korpo zapuścił delikatnie mówiąc brzusio
Widzisz Yorik ta własnie akcja spowodowała zwrot postrzegania żony mojej skromnej osoby.
Osobiście do rozwodu przygotowywałem się wiele lat, w miedzy czasie kupiłem za własne rudere i tysiąc metrowa działkę. Oczywiście z rudery zrobiłem domek nic wielkiego 98 m kwadratowych powierzchni mieszkania i trochę strychu i piwnicy, działeczkę urządziłem, tak że mojej żonie szczeka opadła jak ją obiekt jej westchnień i jej znajome i ich mężów zaprosiłem na grilla ....
Moja manipulacja polegała na tym, że jej koleżanki głośno wyrażały swój podziw, a ich mężowie upewniwszy się, że to wszystko co widzą wykonałem z niewielką pomocą mistrza murarstwa zresztą mojego przyjaciela ze szkoły walki nie szczędzili słów uznania- ludzie ci albo nie chwalą w ogóle albo bardzo rzadko.
Tak jak wcześniej napisałem trwałem w związku bo uwielbiam syna z wzajemnością, tak jak wcześniej pisałem rodzina mojej żony to prawnicy ....
Co mogę dodać...jak skończył się sex miedzy nami po zakomunikowaniu mi zdrady małżeńskiej poinformowałem swoja żonę, że przysięga mnie nie wiąże i nie mam zamiaru wstąpić do zakonu np karmelitów bosych ..
Nie uprawiałem sexu z inna nie dlatego, że jestem jakimś twardzielem z zasadami tylko dlatego że nie było okazji a to dlatego, ze uciekłem w pracę ...
Co jeszcze jeżeli byłem konkurencją dla innych to nie mój problem tylko tego kogoś, co do teściów i brata rodzonego żony, żyją sobie w błogiej nieświadomości przekonani, że mają super córek i siostrę - moja tatarska wschodnia dusza pozwala mi ukrywać swoje emocje nawet e bardzo silne wiec z moimi teściami i szwagrem mam bardzo poprawne relacje, z mojej rodziny wie o tym tylko brat dlaczego?, dlatego, że tak zostałem wychowany tzn w mojej rodzinie jest przysłowie :zły ten ptak co w swoje gniazdo sra"
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że własnie ta najlepsza psiapsiółka mojej żony dostawiała się do mnie na balu sylwestrowym, zaczęło się od tańców....
Mało tego po kilku drinkach nazwijmy ja Gosia była na tyle szczera, że cała paczka mojej żony usłyszała o drewnianych nogach Piotra o jego brzuchu o tym, że się poci w trakcie sexu ....długo by mówić pokłócili się on wyszedł krótko po północy
Oczywiście tańczyła ze mną prawie cały czas, mając w pamięci wyczyny:niemoc mojej lubej na wcześniejszych balach nie miałem sobie nic do zarzucenia, nawet nie bardzo mnie interesowało jak to tłumaczyła reszcie towarzystwa moja luba
Propozycje pójścia na górę obróciłem w żart nie dlatego, że jestem szlachetny tylko dlatego, że mam tak iż po wypiciu większej dawki alkoholu marny ze mnie samiec -rozumie, że nie muszę tłumaczyć?
Więc własnie takiego typu moje manipulacje sprawiły, że moja żona po kilkunastu latach małżeństwa zaczęła walczyć o nas Nas to ci dopiero.
Yorik jakie ja mogę mieć zdanie? powiedziałem kumpel nie przyjaciel prawda?
Jakie mam zadanie...widzę radość syna, widzę radość moich rodziców i wiesz co jeszcze Yorik mam potężną olbrzymią satysfakcję bo widzę, że dotarło do niej kogo straciła i co straciła. Nie robiłem jej kłótni nie robię wyrzutów sama sobie robi płacze teraz często jak myśli że nikt nie widzi, boli ją to że urywam rozmowę jak che pogadać o planach na przyszłość. Jest kumplem Yorik rozumiesz? kumplem nie przyjacielem.
Moi przyjaciele twierdzą że jestem wrażliwym człowiekiem więc nie mogę powiedzieć że mnie nie rusza płacz itd ale widzisz tak długo zaciskałem zęby, że raczej ciężko mi teraz odpuścić po za tym my Tatarzy podobno w odróżnieniu od Słowian potrafimy być mściwi więc ja mam radochę jak widzę że ona wie że jedyne na co może liczyć to to że będziemy nie z sobą tylko obok siebie, nie trzymam jej na siłę, nie sprawdzam, nie kontroluje...chce jest nie chce droga wolna
Zwyczajnie po ludzku jestem pewny że dostrzega co straciła
Może chaotycznie ale chyba tyle o mnie
Radocha,jak gałki oczne koleżanki potoczą się za jaki czas w kierunku innego obiektu, dajmy na to zjawi się w otoczeniu nowy boski, to zostaniesz kolejnym Piotrusiem jak nic, czy nie?
Wtedy jej oczęta zostaną przy Tobie, czy potoczą się w ślad za pożądliwym wzrokiem koleżanki ?
Bo tego ją w sumie uczysz i to w niej utrwalasz, taką postawą.
Choć tak jak mówisz, w jej wypadku, osoby silnie zależnej od koleżanki, to może być jej słabiutki punkt, i w tym wypadku, na ten czas, taka metoda może być bardzo skuteczna.
O tym tutaj wielokrotnie mówimy, że można kogoś zatrzymać, przez manipulację, tylko, że to ma krótkie nóżki. Bo odzyskujesz kumpla, a nie partnera/partnerkę. Możesz sobie wypracować wygodny dla Ciebie układ, ale nie odzyskasz miłości
Więc naprawdę wcale się nie stara czy Twój ból nie pozwala Ci dostrzec tych starań?
No właśnie tu jest pies pogrzebany. Czasami zauważam jej starania, innym razem wydaje mi się, że ona zachowuje się jakby nic się nie stało. Nawet gdy się stara, mam poczucie, że albo są to sztuczne, nieszczere gesty, obliczone na przekonanie mnie o jej skrusze, albo te starania to dla mnie zwyczajnie za mało w porównaniu z tak dobitnym sygnałem, co o mnie sądzi i jak łatwo zamienia mnie na jakiegoś pierwszego lepszego, obcego faceta. Są niewystarczające, by przekonać mnie, że mnie kocha, naprawdę żałuje i chce to naprawić. Wiem, że to, co zrobiła jest po prostu niewybaczalne, ona chyba również to wie. Chciałbym potrafić tak, jak Radocha - nauczyć się żyć ze świadomością kim jest moja żona, kim ja jestem dla niej, ile warte są dla niej moje uczucia, nasza przeszłość, małżeństwo... No wyraźnie pokazała, że to wszystko jest warte mniej, niż zainteresowanie jakiegoś palanta z internetu, więc nie wyobrażam sobie wciąż, jak mielibyśmy kontynuować ten związek. Stwarzać wszystko od zera na milionowym kredycie? Po 22 latach, które ona lekką ręką wyrzuciła do zsypu, bo miło do niej ktoś zagadał? Kolejne 20 lat, przez które nie zbudujemy już nic tak silnego, będą dla niej więcej warte? Niby dlaczego? Ilu jeszcze facetów zaczepi ją przez ten okres czasu? Dlaczego miałaby zareagować inaczej, niż wtedy? Gdy zapytałem ją dlaczego odpowiedziała na jego zaczepkę i kontynuowała pisanie z nim (pierwsza konwersacja była już na miliony znaków) nie wspominając już o rozmowach telefonicznych po 40 minut, odpowiedziała - bo był sympatyczny. I tyle. Tyle jej wystarczy. Trzeba być po prostu sympatyczny, żeby bzykać moją żonę na skinienie palcem. I jej zdaniem to nie jest k...wstwo. Nie wie, co to dokładnie jest, ale na pewno nie k...wstwo... (!)
Czego od niej teraz oczekujesz?
Chciałbym, żeby przekonała mnie, że mnie kocha. Nie wiem jak może tego dokonać po takiej demonstracji braku miłości i szacunku. Oczekuję od niej wehikułu czasu, magicznej różdżki, pierścienia Arabeli. Oczekuję niemożliwego, ale co poradzę? Jeżeli się nie uporam i nie zaakceptuję jej takiej, jaką się okazała być, to będzie koniec związku. Jak pogodzić się z czymś takim? Na razie jeszcze czekam na cud, sam nie wiem dlaczego. Dla dzieci? Ze strachu, że nie przestanę jej kochać nawet po rozwodzie i dalej będę cierpiał? Sam nie wiem, nadzieja umiera ostatnia, więc jeszcze czekam...
w jej mniemaniu ukorzyła się już wystarczająco i nie zrozumie Twoich dalszych oczekiwań
Właśnie tego się obawiam. Wszystko wskazuje na to, że to tyle z jej strony, reszta należy do mnie. W takiej formie ja tego nie udźwignę. Zostawiamy to tak, jak jest, i żyjemy sobie z tym dalej, jako małżeństwo. Tak ma to wyglądać? Mam w dpie takie małżeństwo.
Yorik, piszesz, że chcę wrócić do wyobrażeń o nas sprzed zdrady, mimo, że jej były inne, niż moje, a te moje to dziecinada. Możesz mieć rację, niestety. Moja dziecinność polegała na marzeniu o wiernej żonie, a jej pojęcie związku małżeńskiego łączy się z dawaniem na boku. Ewidentna sprzeczność interesów... Otwarty związek bez lojalności zupełnie mi nie odpowiada... Jak tu dojść z nią do porozumienia, skoro tak kłamie - mówiła, że chce być tylko ze mną i jednocześnie się puszcza. I co z taką zrobić? Odpowiedź nasuwa się tylko jedna, mimo uczucia. Kolejna, i to tak gigantyczna porażka w moim życiu? Coś jest ze mną naprawdę nie w porządku. Boję się już zasypiać ze strachu przed obudzeniem się
Pewnie nie dostanę dowodów, że jestem dla niej najważniejszą osobą na świecie, bo tak zwyczajnie nie jest. Ona sama jest tą osobą. Czy zapytałem siebie, co oznacza miłość dla mnie i dla niej? Tak - dla mnie oznacza np. wierność, dla niej najwyraźniej np. rozwiązłość. Za taką miłość chyba jednak podziękuję, ale moja dziecinność/głupota karze mi jeszcze poczekać na ten cud...
To, że nie wspierałem, nie okazywałem zainteresowania itd. nie oznaczało, że nie kocham, choć owszem, tak mogło to dla niej wyglądać, nie przeczę. Zaniedbałem nasz związek, ale nie z powodu braku miłości do żony, tylko z powodu problemów i zapadaniu się w depresję. Ona zaniedbała nasz związek z powodu braku miłości. Niezbitym dowodem jest jej zdrada. I to jaka.
Ani ja, ani ona, nie chcemy wracać do tego co było przedtem, przed zdradą, rozmawialiśmy o tym. Musielibyśmy wypełnić te braki, które mieliśmy, nauczyć się komunikować, umówić się na nowe "zasady". Ale jak tu umawiać się z oszustką?
amor
Nie chcę się rozpisywać o mnie bo to wątek Morfeusa nie mniej powiem Ci tak ja dla mojej żony byłem tym drugim.
Ten nazwijmy go Piotr to była miłość jej życia chodzili ze sobą w podstawówce, w liceum ich rodzice przyjaźnili i przyjaźnią się do dziś.
Dlaczego wybrał jej najlepszą koleżankę?, nie drążyłem zresztą nie interesowało mnie to. Poinformowała mnie o zdradzie jak wróciła z ,,babskiego wypadu" Zdrajczyni pije niewiele więc szczeka mi opadła jak widziałem ja w stanie no może nie nieważkości ale język jej się plątał i się zataczała....
Zaśmiałem się i to zdrajczynię tak zdenerwowało, że była szczera do bólu, jasno i dobitnie powiedziała mi, że mimo iż jest ze mną to nigdy nie będę dla niej tym kim jest Piotr, że to jego nosi w sercu, nawet jak sex ze mną uprawia to myśli o nim, no i barwnie i ze szczegółami opowiedziała o barabara z nim ...
Wyszedłem do brata upiłem- uchlałem się u niego tak, że następny dzień do niczego się nie nadawałem, aha dlatego i tylko dlatego on się dowiedział.
Nie jestem jasnowidzem ale wydaje mi się prawdę mówiąc jestem na 99,9% pewny, ze z kimś innym by mnie nie zdradziła a to dlatego, że jej rodzina to nie zdrajcy, tzn są to ludzie z zasadami. Widziałem jak często udzielali bezpłatnie porad prawnych...no nie będę opisywał zresztą ona znaczy zdrajczyni z racji swojej urody miała bardzo wielu adoratorów i nic ci z jej grona twierdzą że to królowa lodu...
Morfeus po akcji, o której pozwoliłem sobie napisać w wielkim skrócie zaczęła bardzo zabiegać, starać się, nawet zaczęła pisać miłosne esmesy, prowokować mnie w mieszkaniu, próbuje się przytulić szczególnie w obecności syna, próbuje organizować wyjścia we dwoje, brak mojego zainteresowania zamieniła na wypady w troje, np u boku mając syna proponuje wypad na Ślężę...
przy moich lub jej rodzicach próbuje mnie całować, siada na kolana, przytula się.
Moi rodzice jej nie poznają brat tylko kręci głową...aha mojej mamie pomogła umyć lodówkę...jakbyś ją znał to byś nie uwierzył...Brata syna zabiera na wycieczki (bo mój i jego syn to najbliższa rodzina - odkrycie)
Rok temu miałem wypadek w trakcie naprawy samochodu mocno oparzyłem lewą nogę (opary benzyny zapaliły się w kanale) ...panie kochany jak ona się starała to pielęgniarki były zachwycone, no może nie wszystkie Gosia pracuje jako oddziałowa w tym szpitalu choć na innym oddziale niż ja leżałem
Kilka razy zdrajczyni ,,nakryła" nas sam na sam (tylko rozmowa ale zdrajczynie nie wie chyba że jej Gosia opowiedziała) bo Gosia załatwiła mi izolatkę i wyraźnie była niezadowolona jak zdrajczyni przyjeżdżała zresztą od czasu pamiętnego balu sylwestrowego przyjaźń miedzy paniami hm chyba osłabła.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że naszedłem zdrajczynię jak przeglądała mój telefon śmiech warte co?
Zaczęła mi kupować koszule na wyjście choć wychodzę z nią rzadko i popłakała się jak jej kazałem te koszule i inne tam oddać do sklepu albo wynieś do pojemników dla biednych albo Piotrowi (oczywiście kpina bo ja 182 cm i 80kg), aha ponieważ moja wschodnia dusza jest pomocna w tłumieniu emocji na imieninach Piotra zapytałem w obecności zdrajczyni, która jest lepsza w ,,te klocki" tzn zdrajczyni czy Gosia...
Mina jego była bezcenna, zdrajczyni nie lepsza chodzi o to, że jak wcześniej napisałem Piotr ma 180 cm wzrostu, a teraz około 130 kg wagi, choć oczywiście w momencie zdrady miał brzuszek ale jeszcze to nie wyglądało źle...
No cóż poszedłem za ciosem i zaproponowałem już w obecności Gosi niby w żartach zamianę żon Piotrowi, Gosia w żartach zapewne zgodziła się chętnie, a zdrajczyni stwierdziła ze to nie jest zabawne, Piotr coś próbował się odezwać, ale Gosia radziła mu mnie nie prowokować (na początku dopuszczałem możliwość obicia mu buzi i to tak bardzo mocno)
Widzisz Morfeus około 10 lat zaciskałem zęby, byłem ten drugi, po zakończeniu sielanki tzn po porodzie (rok po ślubie) sex to jak na uszach stawałem choć wydawało mi się, że dopasowani jesteśmy dobrze (ale to może moje ego)
Takie wyczekiwanie też nie trwało długo bo jak syn miał 3 lata to wtedy własnie usłyszałem co usłyszałem.
Piszę o tym bo moim zdaniem nic Ci nie da rozżalanie się dołowanie się i jej i jeszcze dzieci (widzę jak syn odżył, jak częściej się uśmiecha) i wiesz co zatoczyłem koło okrzepłem.
Amor twierdzi, że ona dostrzega mnie bo koleżanki mnie dostrzegają, wiesz to nie mój problem tylko jej bo ja nauczyłem się obok niej żyć, nie mam obiektu westchnień, mało tego z racji pracy dla wielkiej farmy otoczony jestem kobietami, są w porządku, stopa koleżeńska, ale zdrajczyni o tym nie wie i widzę, że boli ja to jak np nazwijmy to Romcia odwozi mnie z pracy, albo jak naprawiam auto nazwijmy Agnieszce w garażu....
Morfeus ja Ci nie doradzam ja pokazuje inną drogę tyle w temacie
Jaką drogę mu pokazujesz ? Że może zostać w związku i przez lata pokazywać żonie co straciła? Twoja żona niestety należy do jednych z tych które kochając innego wychodzą za mąż z rozsądku i niestety masz reglamentację sexu itp. Skoro już sprawy tak daleko zaszły dlaczego się nie dogadać , nie podoba Ci się ta Gosia? Jeszcze przez następne dziesięciolecia będziesz udowadniać jaki jesteś zajebisty? Najlepsze lata przelecą a w alkowie posucha. Można zostać razem dla dziecka ale ile można się karać i żyć tym.
Komentarz doklejony:
Jedna z tych myślicielek , która myślała , że dziecko naprostuje jej myślenie i uczucia .
Morfeuszu, twoja postawa bardzo przypomina moją. W moim związku, to ja zawsze goniłem króliczka i to mnie zależało na utrzymaniu rodziny i małżeństwa, bo przecież "tak bardzo ją kocham".
Powiem Ci tylko....nie warto ratować. Teoja poszła na całość z jednego powodu - nie kocha Ciebie i tyle a Ty się łudzisz, że pokocha.
Niestety to se ne wrati. Im wcześniej do tego dojrzejesz tym lepiej dla Ciebie. Ja jestem jeszcze w małżeżstwie, ale od roku nie mam seksu, uczucia, przyjaźni, lojalności, szacunku. Nawet ręki nie jest w stanie mi podać gdy dostaje ode mnie kwiaty na urodziny.
Morfeuszu, takie życie już z obcym człowiekiem nie ma sensu. Męczarnia dla wszystkich w rodzinie.
Jaką drogę pokazuje?
Morfeus pisze, że jest w stanie ze swoją zona uprawiać sex....
Pokazuje dwie drogi
Pierwsza klasyczna czyli ciecie szablą pogonienie zdrajce z orzekaniem jego winy taka typowo Lechicka
Druga to spróbować...
Spróbować, ale nie na zasadzie cierpiącego pokrzywdzonego ..tylko na zasadzie mądra Polka po szkodzie - jak zwał tak zwał...
Proponuje mu by:niemoc spojrzał w lustro i zapytał siebie co w nim widzi jego zona czy tez jakim go widzi jego żona...
Zasadność moich wpisów jest taka, że przecież nie pogonił zdrajcy.
Mało tego w/g mnie bardzo to wygodne dla zdrajcy by go pogonić lub na miętko darować bo to oznacza kapitulacje.
Matrix moja żona napisała do mnie list na tyle osobisty, że pozwolę sobie powiedzieć iz dotarło do niej kogo traci.
Bylem zaskoczony w jaki sposób namówiła mnie na sex ...
Na dziś mam kumpla w domu, wracając wiem, że mam dom, że mój syn jest szczęśliwy.
Jednym z powodów dla których nie pogoniłem zdrajcy były doświadczenia mojego przyjaciela ze szkoły walki: ożenił się z rozwódką zdradzaną i bitą przez męża, miła powierzchowność jego rodzicielkę po rękach całowała za takiego syna. Twardziel radzący sobie, wykształcenie wyższe magisterskie, właściciel pokaźnej liczby starych aut i co..
kilkanaście lat małżeństwa dwójka wspaniałych dzieci wyjazd żony do sanatorium i ciach po małżeństwie, mało tego chciał jej darować i nie ruszyło to jej.
Powiedz matrix jaką to ja miałbym pewność, że ta następna mnie nie zdradzi???
Klasyk :,, na co szukać nowego wroga jak stary jest pod ręką ?"
Napracowałem się i moim zdaniem opłaciło się
Nie obraziłem się na cały świat, nie oczekiwałem, nie żądałem, nie stawiałem warunków, postarałem się by kobieta, którą adorowało wielu facetów, która miała wszystko podane na tacy, która nigdy nie musiała się o kogoś lub o coś starać dorosła.
Powiedz mi matrix znasz kogoś kto odczuwa radość po wywaleniu zdrajcy na zbity pysk?
Widzisz ja mam i satysfakcje i odczuwam radość
Oczywiście to droga, którą ja pokazuje, jeszcze raz pokazuje nie namawiam tyle w temacie
Powiedz matrix jaką to ja miałbym pewność, że ta następna mnie nie zdradzi???
Nigdy nie ma pewności , że partner nas nie zdradzi , wielu z tego portalu dałoby sobie uciąć rękę , że ten problem ich nie dotyczy lub nie dotknie . Bardzo duże znaczenie ma dobranie się już na starcie związku , tak jak i wychowanie w domu.
Cytat
Powiedz mi matrix znasz kogoś kto odczuwa radość po wywaleniu zdrajcy na zbity pysk?
Oczywiście , że znam taką osobę , na portalu jest ich sporo pewnie mogliby Ci opowiedzieć jak niezbyt fajnie kończyły się ich związki , poczytaj starsze historie tu na Zetce , niestety nie zawsze ludzie potrafią się w miarę normalnie rozstać . Mam też kumpla , który nie wyobraża sobie powrotu żony do domu zresztą ma wygraną sprawę o nękanie przez żonę , potrafiła robić mu włamania z kochankiem do domu przy pomocy łomu , wyrzucać rzeczy z szuflad .Jak sprawy za daleko pójdą w nienawiść i wzajemne utrudnianie życia przychodzi moment , że masz dość takiej osoby i najlepszym co może Cię spotkać to spokój psychiczny. I żeby nie było sam pozostałem w związku po zdradzie , też mam w żonie kumpla czy też przyjaciela , owszem to jest bardzo ważne , ale to nie wszystko , każdy wyznacza sobie sam priorytety na życie . Odbudowa związku powinna dotyczyć wszystkich jego aspektów także i sexu , świadoma rezygnacja 1 osoby z tej sfery niestety może doprowadzić do powtórki , a już napewno oddala 2 osoby od siebie. To jak życie brata z siostrą , albo 2 przyjaciół . Można i tak o ile jest to dogadane i zaakceptowane przez oboje ludzi .
Morfeuszu mnie też szarpało tak jak i Ciebie , w myślach wyznaczałem sobie coraz to nowe terminy rozwodu i taki był najgorszy pierwszy rok , dziś też nie wykluczam , że kiedyś nastąpi ale jeśli już to będzie bardzo świadoma decyzja nie pod wpływem złego humoru lub podniesionych emocji . Trzymaj sie
Dziękuję za wasze uwagi. Historia tatarska bardzo ciekawa, aż szkoda, że ciekawsza od mojego wątku. Ja raczej jeszcze nie ośmielę się wydawać osądu, co do postępowania innych w ich własnych dramatach, bo jeszcze się nawet w temacie nie opierzyłem i sam ze sobą nie potrafię sobie poradzić. Tymczasem jesteśmy z żoną po trzeciej już wizycie u terapeuty, dostałem kolejne dziwne zadanie na ten tydzień i jak dotąd za cholerę niczego nie rozumiem i nic się u mnie wielce nie zmienia. Zaznaczę, że terapeuta jest z tych znanych, nietanich, do którego trudno się dostać. Na razie staram się być posłuszny, zobaczymy co z tego wyniknie, jednak mam niezmiennie wrażenie, że upływający czas przybliża mnie tylko do nieszczęśliwego zakończenia... Próbuję trochę też wyrwać się z melancholii, ale jakoś nic mnie nie cieszy i od miesięcy nie znajduję w niczym choćby pocieszenia :_jezyk Aż wymyśliłem, co mogłoby wywołać uśmiech na mojej gębie, ale tu musiałbym zwrócić się do was o pomoc :sos Może ktoś z was jest pomysłowy w takim względzie, albo sam coś już wdrażał w życie. Mianowicie niemałą satysfakcję przyniosłoby mi jakiekolwiek uprzykrzenie życia kochaneczkowi mojej żony. Wiem, to niskie i niegodne, ale chętnie złożyłbym tę ofiarę na ołtarzu małej zemsty, za wtykanie widelca w cudze pierogi a przecież moja żona nie była jego pierwszą wybranką do rozbicia czyjejś rodziny, więc to misja w służbie społeczeństwu Oczywistą bzdurą jest, że karma wraca itp, w przeciwnym razie np. setki hitlerowskich oprawców nie dożyłoby późnej starości, pławiąc się bezkarnie w bogactwie i luksusach Tak więc sprawiedliwości trzeba pomóc Wiem jak się kochaś nazywa, gdzie mieszka i pracuje. Gdyby komuś zaświtał jakiś przebiegły plan, chętnie się zapoznam, ale to chyba na priv. Z góry dziękuję!
a my w sumie zwracamy uwagę na to, że tych dróg jest o wiele więcej
Cytat
ożenił się z rozwódką zdradzaną i bitą przez męża, miła powierzchowność jego rodzicielkę po rękach całowała za takiego syna
ja po zdradzie, i głębszym wejściu w temat, nauczyłam się jednego; i to w sumie najcenniejsza lekcja, jaką z tej zdrady wyciągnęłam; a mianowicie, by jak ognia w swoim życiu unikać bidnych misiów, co to za wszystko złe, jakie ich w życiu spotkało obciążają połowice lub wszystkich wokół, tudzież po skrajnej podają w poczucie winy, za to co im się przydarzyło, samobiczowanie i walenie z tego powodu głową w mur;
reasumując, w moim odczuciu Twój kolega już na starcie szanse miał niewielkie łyknął drętwą gadkę o nieskazitelności i braku udziału w tym co mu się przytrafiło i związał z wieczną ofiarą, niezdolna do głębszej lub jakiejkolwiek refleksji, do tego tak sprytną, że na próżności staruszki grała
Morfeus
Cytat
Zaznaczę, że terapeuta jest z tych znanych, nietanich, do którego trudno się dostać. Na razie staram się być posłuszny, zobaczymy co z tego wyniknie, jednak mam niezmiennie wrażenie, że upływający czas przybliża mnie tylko do nieszczęśliwego zakończenia...
terapeuta nie jest od tego by ratować związek, tylko by w sumie pomóc osobom głębiej wsłuchać się w siebie i podjąć najlepszą z możliwych decyzji, dla danej pary, co do tego co zrobić dalej po zdradzie
Cytat
Mianowicie niemałą satysfakcję przyniosłoby mi jakiekolwiek uprzykrzenie życia kochaneczkowi mojej żony
taka satysfakcja nie uciszy Twojego bólu; a i trwać może króciutko
więc rób co chcesz , ale na cuda związane z poprawą samopoczucia raczej się nie nastawiaj;
po latach gro z nas żałuje takich zachowań i zwyczajnie się za nie wstydzi - to powinieneś wiedzieć
Komentarz doklejony:
*łyknął drętwą gadkę o nieskazitelności i braku udziału w tym co JEJ się przytrafiło i związał z wieczną ofiarą
Morfeusz , zanim narobisz sobie poważnych kłopotów być może z prawem, pomyśl czy nie lepiej kasę przeznaczyć nie na adwokata a na słoneczną Ibizę , tak naprawdę koleś mógł mieć super gadkę ale żona przymuszana nie była , weszła w to . Ją to co się stało , cały ten syf po zdradzie też mógł dużo nauczyć , być może zrozumiała jak działają mechanizmy zauroczenia , jak łatwo można w to wejść jak w narkotyk a z drugiej strony dla was obojga mogą wyjść słabsze strony związku , które od dawna leżały a o których nie gadaliście lub nawet zdawaliscie się ich nie dostrzegać .
Minęło dopiero kilka miesięcy, obrazy Cię atakują wszędzie, nawet tam, gdzie nie chcesz o tym myśleć - miałam tak samo, głupi film, w sklepie, na spacerze, wszędzie. Nawet w korku potrafiłam dostać wkurwa razem ze smutkiem, bo mi się coś przypomniało. Wiem, że to trudne, nie pielęgnuj tego, staraj sie wtedy złagodzić jej obraz, to tylko człowiek, jej ułomność. Potem te obrazy nie są tak nachalne, a po jakimś czasie przychodzą tyko wtedy, gdy je przywołasz.
Co do postawy osoby zadradzającej na początku nigdy nie będzie dość dobra. Jeśli jest szczera do bólu, opowiada szczegóły, to one Cię męczą. Jeśli daje ci przestrzeń, to myślisz, że ucieka. Jeśli rozmawia chętnie to za dużo wspomina, jeśli nie, to pewnie tęskni. Czy kiedyś będziesz pewien co się dzieje w głowie drugiej osoby? Nie. Więc się nie zadręczaj. Zawsze to powtarzam, ale sama często zapominam - Myśl najpierw o sobie. Jeśli Ty będziesz się czuł dobrze, to też wszyscy wokół. Nie uzależniaj swojego szczęścia i samopoczucia od niej, ale tez gnębienie jej nic Ci nie da. Tak samo odwetem wobec kochanka, ja dziś żałuję wszystkiego, nawet głupiej rozmowy przez tel, gdzie byłam grzeczna i miła i chciałam tylko wiedzieć czy śpi z moim m. Wtf?? Nie ma sensu. Nie chcę się rozpisywać, ale wątku psychologa nie odpuszczę. Też mieliśmy takiego, co terminy odległe, wszystkim pomaga, i kroi co niemiara. Trafiliśmy do Pani, bo wyszło na jaw, że w ogóle mój cudowny, święty małsz kogoś w ogóle wokół siebie zobaczył i smsy pisał.Wtedy nie było nic więcej, ja kupa nieszczęścia, obraz psychicznej nędzy i rozpaczy, bo sama ta myśl mi rozniosła głowę. I co? Pani pogadala, popytala, zaklela soczyście kurwa mać, zadanie na weekend dała. Po czym się wcale nie zorientowała, że malsz to już głowę miał w innym miejscu, a tutaj zgrywal pobożności. I tak się przespali się później. Ocknal się fakt, ale dużo później. I wtedy się zaczęło podobnie jak u Ciebie, sinusoida uczuć i emocji.
To wszystko opada. Myśl najpierw o sobie, bo nikt inny nie sprawi Ci tyle radości (jako zagorzala matka muszę to dodać-oprócz dzieci) niż Ty sam. Trzymaj się ciepło.
Komentarz doklejony:
Ucielo mi wstęp, więc dodam na końcu
witaj Morfeusu, czytam Twój wątek z zaciekawieniem, trochę dlatego że twój Nick jest mi bliski a trochę dlatego, że wiele Twoich odczuć rozumiem i bardzo podobnie odbierałam, pomimo że jestem kobietą. I chociaż, to dla Ciebie takie trudne doświadczenie, tak ciekawie i fajnie o tym piszesz, (mam na myśli dobór słów, a nie to, co Cię spotkało, żeby była jasność) że aż chce się czytać.
Mianowicie niemałą satysfakcję przyniosłoby mi jakiekolwiek uprzykrzenie życia kochaneczkowi mojej żony.
To złudne. Satysfakcja tylko chwilowa a niesmak zostaje na długo.
Pomijając fakt, że Twoja żona będzie mieć ogromną satysfakcję na widok dwóch samców walczących o nią niczym księżniczkę na zamku.
Czerp z naszych doświadczeń i nie popełniaj tych głupich błędów.
Wiesz co ja moze naprawde zabolec i dotknac?
Gdy zobaczy, ze Ty nie tylko zyjesz bez niej, ale ze to zycie jest duzo lepsze niz z nia...
Bo cos takiego dziwnego jest w wielu zdradzajacych, ze chca - nawet po rozstaniu - bysmy cierpieli.
Widze to po swojej Bylej; boli ja strasznie, gdy musi przyjac moja (nasza) pomoc, a jednoczesnie trzymam ja na wielki emocjonalny dystans i nawet nie pozwalam na to, by mowila: "przepraszam" lub "dziekuje".
Po to się znajduje kogoś innego, żeby mieć samemu ciekawiej, fajniej, lepiej, a nie żeby tym robić prezent komuś innemu. Raczej nikt nie lubi być frajerem na własne życzenie :niemoc
Morfeus
Zasadność mojego pisania jest taka, że można to wszystko co też i ja przechodziłem użyje wyrazu przezwyciężyć
Pamiętaj że o tym co wielu na tym forum pisze na temat zdrajcy: obleczony jest w skorupę, która skutecznie blokuje jego wrażliwość na Twoje emocje, można nawet zaryzykować, że to co Ty przeżywasz ma z całym szacunkiem i z za przeproszeniem głęboko w życi.
Dlatego moja propozycja zainwestuj w Siebie spróbuj wejść w jej skórę stan się taki jak ona znaczy się zdrajczyni.
Każdy zdrajca to egoista - takie jest moje zdanie i chyba nie tylko moje.
Bądź egoistą więc dbaj o siebie i tylko o siebie (oczywiście o dzieci też ale do tego chyba nie muszę Cię namawiać? )
Nie lataj za nią nie szpieguj nie pilnuj nie sprawdzaj bo to strata czasu, dodatkowo zdrajca akurat tego się spodziewa na to jest przygotowany.
Zaskocz ją
Możesz ja zaskoczyć tylko i wyłącznie uświadamiając jej kogo traci.
Odpuść sobie boczniaka ruszysz śmiecia za człowieka będziesz odpowiadał, prawo polskie nie przewiduje łaskawszego traktowania dla faceta który zemścił się fizycznie na boczniaku, choć akurat ja świetnie Cię rozumiem, wiesz ile ja zimnej wody na język lałem by nie sprać gnoja i jeszcze kilku jego kolesi ot tak dla radochy.
Zemsta, a proszę bardzo co ja robiłem choć wiem że Lechitom trudniej zaciska się zęby bo przecie Lechici nie pytają ilu jest wrogów tylko gdzie oni są :cacy
Otóż szanowny panie kolego tak rok po owym pamiętnym wieczorze rodzina żony wydała przyjecie z okazji promocji jej brata (ukończył WAM w Łodzi)
Oczywiście kto bogatemu broni nie byłem w stanie policzyć gości ...
No więc ponieważ rodzin nie poinformowaliśmy (ja tylko brata ona okazało się później, że kuzynkę jej rówieśniczkę) wybraliśmy się w trójkę
Musisz wiedzieć szanowny, że moja żona długo uczęszczała do szkoły tańca.
Chciał nie chciał musiał przed naszym weselem przeszedłem dzięki niej przyspieszony kurs tańca towarzyskiego - nie jestem zawodowcem ale wśród laików ...
Bardzo dobrze chyba najlepiej z całego tego ,,przyspieszonego kursu" nauczyłem się samby...
Co więc zrobił Radocha jak zaczęły się tańce zamówiłem własnie sambę oczywiście dużo wcześniej by nie wydało się, że to moja inicjatywa
No więc pierwszy taniec zatańczyli teście a drugi....samba
Proszę mi wierzyć, że chętnych nie było mało tego ludzie wyglądali na zaskoczonych, a Radocha ciach zamarkowałem całus w rękę (pocałowałem własny kciuk ale to wiedziała tylko zdrajczyni) no i działo się na parkiecie działo, taniec się skończył teście i jacyś tam kciuki w górę do nas niektórzy brawo a Radocha poprosił teściową do tańca zatańczył i bardzo przeprosił że musi już upuścić imprezę bo ....kłopoty żołądkowe zresztą córka wyjaśni
Moi rodzice też obecni duże oczy ale nic nie rzekli zdrajczyni czerwona jak burak.
Podziękowałem zapewniłem, że wcześniej z zdrajczynią ustaliliśmy że ona zostaje, syn wyraził chęć opuszczenia impry razem ze mną....
Widzisz Morfeus tam było wielu z tych co ją adorowali....widziałem, że wiele z jej towarzystwa przyszło solo, zanim tańce się zaczęły w trakcie papu już się robiły pary....alkohol....
Wiesz ile ja bym energii emocji nerwów itd stracił jakbym został jakbym nie zacisnął zębów?
Tak ja wyszedłem to później moja rodzicielka zapytała mnie czy się pokłóciliśmy, bo zdrajczyni smutna całą imprę była i rzadko tańczyła. Oczywiście zapytałem czy Ty mam z tata to się nigdy nie kłóciliście....i dyskusja zmieniła tory.
Syn lubił jak czytałem mu trylogie no więc słysząc że zdrajczyni wróciła do domu i stoi w jadalnym zacząłem czytać fragment jak pan Kmicic powiedział panu Zbrożkowi że nie podaje reki zdrajcom....' znałem dociekliwość syna nie zawiodłem się - usłyszałem :,, mamusiu co to jest zdrajca.." zerknąłem na nią i znowu zła radość zalała mi duszę...Zdrajczyni czerwona jak burak i nic jakby języka w gębie zapomniała i łykała kluski, no więc pozwoliłem sobie wyjaśnić synowi: Moja Ty kochana dumo rodu zdrajca to taki ktoś kto kocha tylko siebie nie można mu ufać brak mu honoru i ma robaczywą skarłowaciałą duszę" Syn na to tatusiu ja nigdy nie będę zdrajcą ....
Szanowny trzeba było ja widzieć wszystkie kolory tęczy na twarzy dominacja krwawej czerwieni, syn jeszcze do niej mamusiu a ty?
Coś tam wydukała... ja też i wyszła a raczej wybiegła roześmiałem się w głos.
Morfeus ja miałem takie sytuacje Ty masz inne ja potrafię to Ty tamto.
Nie obraź się ale Ty byłeś Ten Drugi po kilkunastu latach małżeństwa ja od podstawówki.
Szanowny coś jest w Tobie, że kobieta z którą jesteś wybrała akurat Ciebie
Powtórzę stań się zdrajcą (oczywiście nie dosłownie) wejdź w jej skórę na początek zacznij naukę życia obok niej.
Widzisz ja Ci zazdroszczę że jesteś w stanie uprawiać z nią sex ja nie dałem rady
Odrzucało mnie na samą myśl, miałem nawet odruchy wymiotne więc masz dużo lepszą sytuacje niż ja...
Dasz radę o ile się nie poddasz zainwestujesz siebie postawisz siebie na pierwszym miejscu ....ta zasada z krokami jest fajna
powodzenia
Dziękuję za troskę w sprawie uchronienia mnie przed zrobieniem czegoś głupiego (dowaleniem boyfriendowi). Cóż, ja jednak chętnie bym zaryzykował dla choćby tej krótkiej chwili radości, ale wszystkich mi wystraszyliście, bo jak dotąd nikt do mnie nie napisał Odczuwam już i tak wielki niesmak. Odrobina wstydu za odrobinę tak potrzebnej mi teraz przyjemności, to niezbyt wygórowana cena.
Odniosę się może zatem do kilku ostatnich zdań:
Cytat
koleś mógł mieć super gadkę ale żona przymuszana nie była , weszła w to
To święta racja. Znam ją od pół wieku i jeszcze NIGDY nie widziałem, żeby z taką chęcią, tempem i zaangażowaniem, jak w oszukiwanie mnie i puszczanie się z byle kim, wchodziła w cokolwiek. A właściwie to on wchodził. I to na "żywca".
Cytat
być może zrozumiała jak działają mechanizmy zauroczenia , jak łatwo można w to wejść jak w narkotyk
Myślę, że ta wiedza nie jest jej do niczego potrzebna. To byłoby chyba tylko życzeniowe myślenie, że ona zrobi z tego jakiś użytek. Interesował mnie szczególnie ten moment, w którym podjęła decyzję, że mnie zdradzi. Próbowałem go z niej wydobyć. Żona z miną niewiniątka odparła, że zupełnie nie miała pojęcia, że umawiając się z nim pierwszy raz na kawę, robi już coś złego, niewybaczalnego, co prowadzi wyłącznie do jednego celu: "Taaak? A ja myślałam, że to tylko kawa" To dobre, jak idiotka próbuje zrobić idiotę ze mnie. Cały czas to stosuje. Żałosne.
Cytat
Proponuje mu by smiley spojrzał w lustro i zapytał siebie co w nim widzi jego zona czy tez jakim go widzi jego żona...
Sądzę, że moja żona patrząc na mnie, nie widzi ani męża, ani mężczyzny, tylko nieciekawego frajera, niewartego nawet kilku słów prawdy. Ja od niedawna niechętnie spoglądam w lustro, bo widzę w nim przegranego, obcego człowieka. Dokładnie o mnie śpiewał Geoff Tate w latach `80 w kawałku Eyes of a Stranger. To szło jakoś: "podnoszę głowę i spoglądam/w oczy kogoś obcego/zawsze wiedziałem o tym, że lustro nigdy nie kłamie/ludzie zawsze odwracają się/od oczu nieznajomego/bo boją się poznać/co kryje się za tym spojrzeniem" To zadziwiające, ile tekstów utworów muzycznych stało się dla mnie zrozumiałych dopiero teraz :szoook
Cytat
Na dziś mam kumpla w domu
To ciekawe. Z tym kumplem, to jeden z zarzutów mojej żony pod moim adresem, jeden z podawanych "powodów" jej zdradzania. Mówiła, że przestała czuć się moją żoną, a zaczęła czuć się jak kumpel, np: "To jeszcze zgoliłabym se łeb na jeża i miałbyś kolejnego kumpla do jarania blantów"
Cytat
Co do postawy osoby zadradzającej na początku nigdy nie będzie dość dobra.
Myślę, że już jest po "początku", a jej postawa wciąż nie jest dość dobra. Przestaję wierzyć, że będzie taka kiedykolwiek. Próbowałem z nią rozmawiać tysiąc razy, zawsze dostawałem kłamstwa, półprawdy, wykręty, ataki na mnie: "przesłuchanie" itp, lub przestaje panować nad sobą. Wszystko dostawałem, wszystko oprócz tego, o co prosiłem. A to nie były pytania z liczb urojonych czy fizyki kwantowej. Proste pytania, wymagające dwu zdaniowych odpowiedzi. Nic. Już sam od tych pytań dostaję mdłości, bo ile można? Inteligentna, konkretna kobieta, zachowuje się nagle jak małe dziecko... Już przestaję to robić. Ze smutkiem godzę się, że ona chce, żeby tak pozostało, choć wie, co to dla nas oznacza.
Cytat
się wcale nie zorientowała, że malsz to już głowę miał w innym miejscu, a tutaj zgrywal pobożności. I tak się przespali się później
To też interesujące. Gdy siedzimy też tak razem na terapii, patrzę na żonę i słucham co mówi, jak się na mnie skarży, jaki to jestem dla niej niedobry (oczekiwała chyba ode mnie fontanny bukietów z okazji zdradzania) to przychodzi mi do głowy myśl, że to wygląda trochę jak teatr. W domu tak nie ryczy, nie zachowuje się, jakby ją tak to dotykało. Po wyjściu z terapii transformuje na powrót w schłodzoną, milczącą wersję siebie. Przypadek?
Cóż, ja jednak chętnie bym zaryzykował dla choćby tej krótkiej chwili radości, ale wszystkich mi wystraszyliście, bo jak dotąd nikt do mnie nie napisał
nikt przy zdrowych zmysłach, kto sam przeszedł przez ten etap, narobił głupot, i kto dobrze Ci życzy, nie będzie w tym uczestniczył; po prostu;
za dobrze wiemy, jak to jest gdy bielmo zemsty przysłania zdrowe myślenie;
druga rzecz, jak chcesz się mścić, to odejdź już teraz od niej, nie marnuj czasu;
w takim układzie zamiast tej zemsty posłuchaj Matrixa i przeznacz ta energię, zaangażowanie, czas i pieniądze, na wyjazd, który Ci zaproponował z jakąś fajną laską na Ibizę;
bo sprawy sobie nie zdajesz z późniejszych konsekwencji , które odezwą się, gdyby jednak okazało się, że macie szansę obudować związek;
chcesz się mścić, to lepiej zamiast tego od razu odejdź;
bo zwyczajnie szkoda Twojego czasu;
i piszę to jako osoba, która chciała zabić; potrzebowała zagryźć i poczuć krew w ustach; roztrzaskać jej rudy łeb o beton;
szczęście moje, że kochanka stchórzyła przed spotkaniem;bo siedziałabym dzisiaj za kratami, a jestem jedną z najszczęśliwszych osób pod słońcem, w której zdrada nie wywołuje już żadnych, najmniejszych nawet emocji;
i wiesz czego żałuje? że nie nie wiedziałam wtedy tego, co wiem teraz;
bo puściłabym wówczas wolno na drugi dzień, szczerze i od serca życzą mu szczęścia i na spokojnie dogadując się co do formalnego podziału majątku; i poszła bym dalej na spokojnie organizując sobie zarąbiste życie i szukając kogoś fantastycznego z kim byłoby mi cudownie;
a tak to straciła wiele lat i kupę zdrowia, by dojść do tego punktu i zrozumienia, tak prostego i oczywistego;
Cytat
Po wyjściu z terapii transformuje na powrót w schłodzoną, milczącą wersję siebie. Przypadek?
niekoniecznie, równie dobrze efekt otwierania jej, w odpowiedni sposób, na terapii, przez psychologa
Komentarz doklejony:
musisz wywalić z siebie w jakiś sposób te negatywne emocje, i to jest ważne abyś to zrobił; ale możesz to równie dobrze zrobić w zdrowy sposób, takie po którym nie będzie negatywnych konsekwencji; na zasadzie idź i trzaskaj w worek, tak długo jak będziesz tego potrzebował, weź siekiere i zrąb drzewo, tak jakby to był on , ona czy ta krzywda;
odreaguj, bo musisz to zrobić; ale świadomie wywal z siebie te negatywne emocje, chroniąc siebie i innych jednocześnie, przed złymi konsekwencjami z niewłaściwego ich rozładowywania wynikłymi
Komentarz doklejony:
chroń siebie, zrozum siebie i bądź dla siebie wsparciem, a nie wrogiem własnego życia
chcesz się mścić, to lepiej zamiast tego od razu odejdź;
bo zwyczajnie szkoda Twojego czasu;
To nie tak, żeby od razu najmować zbirów, łamać prawo, czy mścić się na niej. Chodzi mi o niego, żeby tak mu choć lekko napsuć krwi, nie wiem, jakaś nieprzyjemność w pracy itp. choćby coś "niewinnego" dla poprawy humoru. Nic więcej.
To nie tak, żeby od razu najmować zbirów, łamać prawo, czy mścić się na niej. Chodzi mi o niego, żeby tak mu choć lekko napsuć krwi, nie wiem, jakaś nieprzyjemność w pracy itp. choćby coś "niewinnego" dla poprawy humoru. Nic więcej.
po co Ty chcesz z niej ściągać i rozmydlać odpowiedzialność za to co zrobiła?
chcesz maleńkiej, pozytywnej, dobrej zemsty,która poprawi Ci humor autentycznie, to może odwróć sytuację;
każ jej przeprosić chłopa za to, że znudzona życiem i w poszukiwaniu tanich atrakcji potraktowała tego bidnego człowieka, jako ostatniego szmaciarza i wibrator; i zrobiła z niego tym samym jeszcze większą k**wę niż nią był; jak gość faktycznie notorycznie zdradza, to możliwe, że ma problem z seksoholizmem i nie panuje nad tym co robi; wykorzystała więc człowieka potrzebującego pomocy; niech go przeprosi za to, że z egoizmu nie zauważyła jego problemu;
po kiego ją chronisz, przed konsekwencjami tego co zrobiła?
Za następnym kochankiem też będziesz latał z siekierą po mieście w koszuli nocnej i czapce z pomponem wzbudzając politowanie i współczucie, zamiast wylegiwać się na Ibizie? Człowieku, przecież on jej krzywdy nie zrobił, wręcz przeciwnie, zrobił dokładnie to czego oczekiwała. Stanął na wysokości zadania
Czemu chcesz się zajmować czyjąś relacją a nie swoją, robaczywą ? Temat zastępczy, żeby nie patrzeć prawdzie w oczy ?
Czemu uważasz, że wymuszanie lub uległość jest rozwiązaniem i podstawą związku? Uważasz, że to ma jakąkolwiek wartość?
Czemu jasno nie określisz swoich i jej podstawowych oczekiwań, nie zobaczysz, które są spełnione a które nie?, będziesz widział skalę problemu, najlepiej na Ibizie
Dałeś się, jak każdy wciągnąć w coś co nie jest Twoje. Nawet nie Ty jesteś w centrum uwagi, choć o to zabiegasz. Celowo czy nie, inni grają Ci na emocjach jak na fortepianie, a Ty skaczesz jak małpka.
Ona ucieka, Ty ją gonisz, Ty ją gonisz, ona ucieka. Są jeszcze jakieś opcje?
Dokładnie jak wspomniałem wcześniej moja żona długo uczęszczała na taniec towarzyski. Proszę mi wierzyć w tańcu towarzyskim szczególnie w latyno dzieje się oj dzieje więc co miałem prać każdego z kim tańczyła, jak taniec to była jakaś część jej życia hobby, miałem stawiać może żądania by zrezygnowała, stawiać sprawę na ostrzu noża?
Szanowny kolega sam pisał widziały gały co brały prawda?
Morfeus większość z piszczących na tym forum jest osobą zdradzoną większość radziła sobie na swój sposób i dzieli się wiedzą zdobytą na własnych doświadczeniach, by sobie i innym pomóc
Większość jest po Twojej stronie.
Po zaręczynach od mojej teściowej usłyszałem, że ona ma nadzieje, że nam się uda bo jako jeden z niewielu znanych jej facetów nie padam przed jej córką na twarz.
Jeszcze raz podjąłeś decyzję,że nie tniesz szablą, że spróbujesz.
Z całym szacunkiem i z za przeproszeniem to była Twoja samodzielna decyzja czy ktoś tak Ci doradził lub coś tzn strach lęk, że bez niej zwyczajnie stoczysz się i staniesz pod monopolowym
W armii zafundowano mi wiele szkoleń i kursów np manipulacji zasobami ludzkimi itd....
Jeżeli chcesz walczyć to nawiąż do tradycji tego narodu ...Napoleon rzekł niemożliwe? panowie Polacy nie znają tego słowa.
W mojej rodzinie jej męskiej części jest przysłowie :człowiek wszystko zrobi nawet drugiego człowieka"
To ona jest zdrajcą ale panie szanowny znajdź jej piętę achillesową ja u swojej znalazłem i dlatego mi się udało mam kumpla w domu.
Twojej żonie to nie wystarcza ale mnie wystarcza bo jak wcześniej napisałem koło mnie jest inteligenta, piękna kobieta. Jest po dobrej woli nikt jej nie zmusza. Sama podjęła tę decyzję.
Wracając do domu nie stresuje się tylko uśmiecham i coraz cieplej mi się na sercu robi.
Panie kolego ja byłem ten zdradzony, wprawdzie żona twierdzi, że do niczego nie doszło, a ona chciała mi dokuczyć bo głęboko (wszak nie była przyzwyczajona do tego że ktoś się z niej śmieje) Powiedziała mi też że rozmawiała ze swoją kuzynką o tym pamiętnym wieczorze i kuzynka sklasyfikowała jej występ jako zdradę emocjonalną, oświeciła ją też, że wielu specjalistów z tej dziedziny nauki uważa, że jest to forma zdrady, która dokonuje większych spustoszeń niż ta klasyczna.
Morfeus ona zdradziła ja sądziłem, że tak i tak czyli i emocjonalnie i fizycznie teraz ona twierdzi, że duma nie pozwoliła jej zbliżyć się do Piotra po tym jak on ją zostawił na rzecz Gosi.
Nie sprawdzam, nie interesuje mnie czy tak było, cios był potężny.
Zostałem bo widziałem bodaj pierwszy raz przerażenie w jej oczach choć udawała jaśnie wielmożną, zacząłem się pakować (mieszkanie dwupoziomowe kupili jej rodzice w stanie surowym ja z pomocą moich bliskich wykończyliśmy najpierw parter po roku piętro, materiały pół na pół) Suma summarum w trakcie pakowania moich rzeczy:brawo najpierw groziła, że jej rodzina mnie zniszczy i syna to z daleka tylko będę widywał, później poinformowała mnie o tym, że jej rodzic idzie do szpitala na operacje -zabieg bajpasy i poprosiła bym się wstrzymał do czasu aż ojciec do siebie dojdzie to nie będzie robić mi problemów itd itp.
Zostałem choć szczerze Ci powiem, że jak ona by nie podała pretekstu to ja bym postarał się znaleźć bo nie chciałem odchodzić i nie będę udawał twardziela, że tylko bo Syn bo...od niej też nie chciałem tylko czułem, że będę musiał się napracować, by pomóc rozkapryszonej, rozpieszczonej bogatej dziewusi stać się kobietą z klasą....
Yorik prawdę życia Ci tu napisał :,, Ona ucieka, Ty ją gonisz, Ty ją gonisz, ona ucieka. Są jeszcze jakieś opcje?"
Jeszcze w narzeczeństwie razem z jej bratem (młodszy od niej 6 lat) podjechałem pod budynek, w którym mieściła się szkoła tańca ...mieliśmy razem dokonać wypadu do Ciechocinka, dodatkowo na parterze tego budynku mieściła się stomatologia i jej brat tam leczył zęba, tak się złożyło, że ktoś zrezygnował i młodego pani doktor przyjęła bez kolejki...długo nie trwało i poszliśmy na górę po narzeczoną.
Z niewiadomych mi przyczyn coś tam się przedłożyło i Pani jeszcze była w trakcie tańca (pasodoble) ...na zakończenie jak niewielka grupa ludzi tam zebranych (tych którzy przyszli zapisać się na zajęcia lub do szkoły) biła brawo to otarli się noskami i jej partner ją delikatnie tak bardzo powoli zbliżając twarz pocałował w usta (tańczyli razem kilka lat).
Co mam powiedzieć krew się we mnie zagotowała jej brat wyraźnie się zdenerwował. Poprosiłem go by tu poczekał (staliśmy na zewnątrz sali tanecznej ale była oszklona ..) bo pójdę kupic prowiant na drogę bo jej zejdzie jeszcze prysznic, przebrać się....Zgodził się.
Jak wróciłem widziałem, że wyglądają na skłóconych wręcz zagniewanych.
Udałem głupiego przywitałem się na misia i pojechaliśmy, jakoś to przebrnąłem.
Trochę pomyślałem i zaprosiłem ją na pokaz w naszej szkole walki pogadałem z moja serdeczną przyjaciółką ....
Była jedynym gościem na pokazie (oficjalnie chciałem przestawić ją swoim przyjaciołom). Najpierw myślałem, że plan spali na panewce bo Pani się spóźniała dobre 15 minut więc zaczęliśmy trening prawdziwy aż bodaj po pół godz zauważyłem że jest, akurat byliśmy w trakcie biegu wokół sali.
W skrócie : moim przeciwnikiem w walce miękkiej była nazwijmy ją Renia, najpierw zamarkowawszy walkę w parterze (zaczęła ona bardziej przypominać zapasy niż aikido), później Renia rzuciła mnie o biodro, usiadła na mnie okrakiem, i jakiś czas próbowała rozłożyć mnie na łopatki ...Jedna osoba się nie śmiała...następnym elementem treningu było tzw rozciąganie, a moja partnerka nadal była Renia
Później całą paczka poszliśmy na kręgle, a tam jeszcze jedna kumpela tylko, że z kapuery nie wiem specjalnie czy nie (żona w liceum bardzo nosa zadzierała, zresztą jak sie zapomni to do tej pory zadziera miała wąskie grono przyjaciół)
Umawiała się ze mną na remont łazienki i żartowała odnośnie sposobu zapłaty.
Po wszystkim odwoziłem ją do domu i zapytała mnie czy mam coś przeciw tańcowi towarzyskiemu odpowiedziałem, że nie pod warunkiem, że mnie trochę tego tańca nauczy bym nie deptał jej stóp roześmiała się i pocałowała mnie w każdym razie jej partner na jej prośbę przeprosił mnie i zadeklarował że nie zrobi więcej nic co mogło wydać mi się dziwne. No cóż udając twardziela rzekłem mu, że wyglądało to naturalnie choć zapytałem czy on nie będzie miał nic przeciw jak się z jego partnerka podobnie pocałuje np na powitanie...
Zrobisz jak zechcesz ...
Wielu z tu piszących twierdzi, że ona powinna się starać pracować, zabiegać...
Pokaż mi kogoś kto będzie się starał być w toksycznym związku...
Dlatego moim zdaniem jak nie pogoniłeś zdrajcy to bierz się pan do pracy
powodzenia
Po zaręczynach od mojej teściowej usłyszałem, że ona ma nadzieje, że nam się uda bo jako jeden z niewielu znanych jej facetów nie padam przed jej córką na twarz.
Cytat
otarli się noskami i jej partner ją delikatnie tak bardzo powoli zbliżając twarz pocałował w usta
Cytat
Suma summarum w trakcie pakowania moich rzeczysmiley najpierw groziła, że jej rodzina mnie zniszczy i syna to z daleka tylko będę widywał, później poinformowała mnie o tym, że jej rodzic idzie do szpitala na operacje -zabieg bajpasy i poprosiła bym się wstrzymał do czasu aż ojciec do siebie dojdzie to nie będzie robić mi problemów itd itp.
Znasz bajkę "Świniopas" Hansa Christiana Andersena?
Przeczytaj, długa nie jest.
Gdy dawałeś coś wartościowego, to olała. Gdy wymachujesz grzechotką a ona reaguje, to się cieszysz;
Komentarz doklejony:
Widzisz Yorik moją lubą znałem w szkole i podstawowej i liceum ale bardziej na zasadzie siema siema rozmowy bardzo rzadko, jak wcześniej rzekłem nie moje towarzystwo. Zresztą do liceum razem chodziliśmy bo dla moich rodziców było to wygodne logistycznie (rodzicielka uczyła w liceum fizyki).
No więc znajomość ruszyła jak ja pracowałem dla armii a jej bratu moja rodzicielka udzielała korepetycji nie dlatego, że miał kłopoty by zaliczyć tylko dlatego by lepiej przygotować go do egzaminu na studia. Jej matka zwyczajnie polubiła moja bo kilka razy wstąpiła by pogadać o postępach syna.
Raz najechałem teściową jak akurat była u nas na kawce, wyraźnie obserwowała jak witam się na misia z bratową jej dzieckiem, reakcję tego dziecka na mnie...
Wszedł brat i po misiu ze mną on zaproponował, że przygotujemy razem kibiny (takie tatarskie pierogi). Widziałem jak brwi uniosły się jej w górę ze zdziwienia.
Kobiety w domu nawet nie wstały by nam pomóc nie musiały brat lubi pitrasić, a
ja daje radę...więc przyjęła zaproszenie raczej z ciekawości, twierdziła że jedzenie jej smakuje.
Później obserwowała jak w ogródku pomagam rodzicowi spawać przyczepkę sąsiada...
Następny raz jak przyjechałem rodzic poprosił bym pojechał odebrać matkę z centrum handlowego, ponieważ pyliło się rodzicielce pojechałem jak stałem
Na miejscu okazało się, że matce towarzyszy ,,teściowa" i ,,żonka" oraz jej brat który sam nie wiem za co lubił mnie wyraźnie i witał się ze mną na misia..
Teściowa poprosiła bym im towarzyszył ...
Następne co mi się u teściów podobało to to, że zadawali się z różnymi ludźmi..
Byłem u nich w gościach i oprócz mnie gościli się tam państwo z całym szacunkiem i z za przeproszeniem on ślusarz ona sprzątała w banku, mało tego jak się później okazało wpadli bez zaproszenia państwo, gdzie facet był pracodawcą tego gościa teście widząc, że ich wcześniejsi trochę czują się nie tak jak na początku rozdzielili ich, a to tamtym zaczęli obrazy pokazywać, a teściowa gościła się z nami i z właśnie z nimi ...powiem Ci Yorik takich jeszcze kilka doświadczeń zdopingowało mnie bym spróbował.
Dodam, że na zaręczynach teściu wypalił ,,dobrze, że ja bierzesz bo nikt inny jej nie chciał" , teściowa też w narzeczeństwie wypaliła do mojej rodzicielki w obecności ,,żony" jak Ty masz ogarnięte dzieci ...gdzie ja zrobiłam błąd ...
Zaryzykowałem.
Zakochany nie byłem, ale fizycznie bardzo mi się podobała.
Yorik bardzo szybko ogarnąłem dałna jeżeli chodzi o dawanie tego coś wartościowego, zupełnie zrezygnowałem z gonienia króliczka....Czułem się na tyle silny by dać sobie na wstrzymanie, motywowały mnie też pewne cechy w jej charakterze i postępowaniu.
Krótko po weselu zostaliśmy zaproszeni na wesele do jej kuzynki, ponieważ ta kuzynka wychodziła za Słowaka więc wesele było z opcją noclegu..
W mojej rodzinie jest przyjęte, że mąż musi zatańczyć z żona pierwszy i ostatni taniec, z tego co u nich widziałem teście każdą imprę rozpoczynali od tańca ze sobą...
No więc na weselu po nazwijmy to flakach choć szczerze to nie jestem pewien co to było, musiałem skorzystać z toalety....
Jak wróciłem zobaczyłem, że żona bawi się z hm no przystojniakiem oboje uśmiechnięci facet bardzo dobrze radził sobie w tańcu.
Postałem chwilkę w wejściu żonka zerknęła w moja stronę uśmiechnąłem się pościłem do niej oko i wyszedłem.
Na pietrze był taki wbudowany komputer dla gości...no wrzucało się monetę i ileś minut można było korzystać więc sprawdziłem wszystkie mejle (w pracy dostaje bardzo dużo, a na wiele muszę odpowiedzieć) No więc dobre pół godz sobie popracowałem, później idąc do pokoju na górę spotkałem ludzi, którzy owinięci w ręczniki szli skorzystać z sauny, jacuzzi i tzw kabiny solnej (nie byli to weselnicy tylko goście hotelowi) niewiele myśląc zrobiłem podobnie (nie miałem kąpielówek ( ale kto mnie tu znał) no więc rozluźniłem się na maxa ...trochę to trwało.
Kuzynka żony spotkała mnie na schodach jak wracałem do pokoju oczy zrobiła jak 10 dolarów w monecie Milcząc poszła za mną do pokoju choć zadzwoniła na komórkę do zdrajczyni moja tam już była.
Na mój widok w szlafroku hotelowym oczy miała równie wielkie jak jej kuzynka, próbowała coś się odezwać, zapytałem czy dobrze się bawi, bo moim zdaniem tak więc dlaczego dziwi się że ja też się chce dobrze bawić.
Kuzynka wyszła ja zacząłem się ubierać na wesele z tą różnicą, że założyłem obuwie sportowe.
Ona cały czas milczała obserwowała mnie tylko, ubrałem się i wyszliśmy na wesele bez słowa cały czas była czerwona na twarzy.
Zeszliśmy rozejrzałem się i poprosiłem do tańca panią gdzieś na oko 60 lat samotnie siedzącą, zatańczyłem raz, drugi...pani poprosiła bym ją odprowadził, odprowadziłem i poprosiłem świadkową którą akurat ktoś odprowadził.
W trakcie tańca odbiła mnie teściowa, która zapytała czy wszystko w porządku odpowiedziałem ze w jak najlepszym, odprowadziłem ją (goście byli posadzeni w grupach wiekowych) koło teścia siedziała żona więc ustąpiła teściowej i zapytała mnie czy mam chęć na taniec odp z uśmiechem, że muszę trochę podjeść ale ona niech się nie krępuje...
Na pytanie o co chodzi powiedziałem, że o nic tylko muszę się przyzwyczaić do obyczajów panujących w jej rodzinie bo w mojej mąż z żoną pierwszy i ostatni taniec tańczą razem, spuściła ślipia i zaczerwieniła się.
Nigdy później nie mogłem jej już zarzucić, że nie zatańczyła ze mną pierwszego i ostatniego tańca...
Yorik mam kilku znajomych co się rozwiedli żaden nie trafił lepiej...
Tutaj widziałem dobre fundamenty, choć pamiętając ja z liceum wiedziałem, że łatwo nie będzie ...
Spróbowałem, zaryzykowałem co Ci powiem od tego grilla na tej mojej działeczce bardzo nazwę zmieniła się choć nie wiem, czy to dobrze nazywam, to jest inny Człowiek.
Wyraźnie widać, że che być z nami, stara się nieraz wychodzą z tego starania śmieszne sytuacje myślę ze opłacało się
Nadszedł czas, bym wycofał się z pisania tutaj. Usuwam swoje konto z kilku powodów, lecz podam tylko jeden - Szanowny Pan Radocha zarżnął mój wątek, pakując się bezczelnie z elaboratami nie dotyczącymi tematu, czyli swoimi historiami, które nijak nie przystają do moich doświadczeń :topic , zamiast założyć własny wątek i tam dawać upust bolączkom. Dziękuję wszystkim, którzy dobrze mi życzyli, próbowali pomóc i służyli radą. Dziękuję także za prywatne wiadomości i słowa wsparcia. Przez kilka tygodni Zdradzeni zastępowali mi słuchacza, któremu mogłem anonimowo się wyżalić nie czując zażenowania, z poczuciem bycia zrozumianym, i z niejaką ulgą, wynikającą z możliwości wyrzucenia z siebie strapień, przemyśleń czy emocji. Szkoda, że się to skończyło. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
Dziękuję także za prywatne wiadomości i słowa wsparcia.
nie pierwszą jesteś osobą i nie ostatnią, której "pomogły" osoby na privkach, obawiające się konfrontacji swoich życiowych mądrości i tego co nowym userom wrzucają, z doświadczeniem innych, czy choćby rzeczową wiedza i jej wymianą;
chociażby Burza, która odezwała się w wątku " rok po zdradzie nie daję rady", jest tego najlepszym przykładem; jej na tą chwilę nie da się już tutaj pomóc;
jest tutaj jak w każdej społeczności, kilku takich "dobroczyńców", którzy swoje lęki przed zmianą przerzucają na innych, aby nie zostać samymi i jedynymi w czarnej dupie;
zrób chociaż dla siebie dobrze teraz tyle i nie rezygnuj z terapii u psychologa;
co do obciążania za swoją decyzję Radochy, to zupełnie niepotrzebnie robisz przykrość chłopakowi i gdybyś był mniej małostkowy, to również z jego wpisów i zderzenia ich z wpisami innych użytkowników wyciągnąłbyś wiele dla siebie;
i chyba nie dość przypominania bajki o małym wróbelku i morału z tej bajki:
Mały wróbelek leciał z południa na północ. Po drodze bardzo zmarzł. Było mu tak zimno, że w końcu spadł na ziemię. Na łące, gdzie upadł, stała krowa, która zrobiła na wróbelka kupę. Kupa była ciepła i ogrzała wróbelka. Ożywił się i z radości zaczął śpiewać. Usłyszał to, przechodzący nieopodal, kot. Wyciągnął wróbelka z kupy, oczyścił i pożarł.
Morał oczywisty: Nie każdy, kto na ciebie nasra jest twoim wrogiem. Nie każdy, kto cię wyciągnie z gówna jest przyjacielem
a i bym zapomniała: najważniejsze, to nie śpiewaj, kiedy jesteś szczęśliwy
Dzięki szanowna amor
Morfeus dlaczego zwyczajnie po ludzku nie napisałeś mi na choćby na priv, że moje wpisy przeszkadzają Ci?
Zapewniam Cię, że mam co robić w domu i nie brakuje mi zajęcia, na forum spłacam dług ponieważ ja korzystałem z doświadczeń innych ludzi i jestem im bardzo wdzięczny za to ze podzielili się swoja wiedzą, swoimi doświadczeniami.
Wystarczyło napisać Radocha nie pisz
Radocha ładnie ją przeciągnąłeś niby na zimno ale z emocjami,dobrze że piszesz niech ludzie choć część tej wiedzy wykorzystają. Mam pytanie nie irytuję cię jej to pucowanie się dookoła ciebie i rodziny czy łaskocze to twoje ego.
Jeżeli chodzi o ego to wiesz tyle razy zostałem przeczołgany w życiu, że jest ono u mnie bardzo karłowate, ewentualnie pozostały jego resztki. Jak pisałem wcześniej ród mój to Tatarzy więc od najmłodszych lat Lechici brali mnie za ,,ruska" (nawet zielone ślepia po rodzicielce nie pomogły ) ,,Koledzy jak szli na dziewczynki i mnie zabrali to nigdy nie mogli nic poderwać..."
Na studiach jak tu ładnie Yorik napisał, goniłem króliczka, skończyło się bardzo gwałtownie i jeszcze jej kochaś oberwał. zresztą jego koledzy też...Zachowałem się jak zwykły łoś wstyd mówić.... Znajomy rodzica oficer WP zaproponował mi kontrakt w armii ...
Teraz wiem, że tylko dlatego zachowałem resztki swojej godności...
Wojsko zainwestowało we mnie, zafundowało mi kilka kursów, długo by pisać.
Po kilku latach tego co na misjach przeżyłem spowodowało, że dorosłem i okrzepłem. Dlatego nowy rozdział mojego życia rozpocząłem będąc prawie Dorosłym, wcale nie zakładając zwycięstwa, czy też sukcesu, nie planowałem, nie oczekiwałem, zwyczajnie spróbowałem liczyło się tu i teraz.
Wiesz pisze chaotycznie bo ja raczej matematyk niż polonista, więc ktoś może błędnie wyciągnąć wniosek, że jestem jakiś większy lub mniejszy twardziel nic bardziej mylnego ja tylko i wyłącznie byłem troszkę lepiej przygotowany od facia, który w życie wchodzi prosto spod mamusinej spódnicy...
Co do irytacji jak to piszesz tym pucowaniem... widziały gały co brały, to tak jakbym denerwował się, że kupiłem auto z rurą wydechową na dachu ..nikt mnie nie zmuszał, ustaliliśmy też tydzień po dniu zero, że nie informujemy rodzin, a jak syn osiągając pełnoletność - wybiera któreś z nas. Naprawdę nie wierzyłem, że mi się uda dlatego kupiłem ta ruderę na tej zapuszczonej działce...
Teraz jedyne co czuje to spokój i troszkę się rozluźniłem, więcej się uśmiecham...Wiesz i moja rodzicielka i jej czuły, że między nami jest mur ile to razy oboje byliśmy maglowani czy aby wszystko dobrze...
W między czasie ona kilkakrotnie próbowała hm naprawić? (no nie wiem jak to nazwać politycy jednej partii mieli hasło by było jak było )Tylko prawdę powiem, że cios który mi zadała w dniu zero był tak silny, że udawałem głuchego. Nie krzyczałem, nie robiłem scen, kłótni, ba w miarę upływu czasu przyzwyczaiłem się do tego co mam. Wstaje 4.30 biegam godzinę, jak mnie mimo wszystko ponosiły emocje to biegłem na trening lub uciekałem w pracę...
Wcześniej pisałem, że jej rodzina to prawnicy z dziada pradziada...
Korzystałem później jeszcze z doświadczeń innych zdradzonych...
No więc na każdą akcję była moja reakcja, wiedziałem z tego co przeżyłem na studiach i w/g innych zdradzonych nic mi pomoże płacz, lament, wyrywanie włosów z głowy mordobicie zafundowane boczniakowi, dodatkowo z racji koneksji jej rodziny pilnowanie, sprawdzanie, śledzenie...
Były też chwile że chciałem zostawić ją Syna i ruszyć siną dal albo tam gdzie pieprz rośnie...
Żona jej wieloletniego partnera w tańcu zaczepiła mnie tak 6 lat po dniu zero bym podał jej mój numer bo ma dla mnie ciekawy film...
Oczywiście podałem wszak zostaliśmy sobie przedstawieni no i byłem ciekaw
Na filmiku widać moją zonę jak tańczy z jej mężem (nie znam tego tańca jakiś erotyczny) i jak po zakończeniu tego tańca on ją odprowadza ...
nazywając rzecz po imieniu wymacał ją po cyckach i po doopie jak się patrzy
Żonka wyraźnie pod wpływem wody ognistej ...na stole stara whisky jadła mało i na dodatek owoce morza......( Pamiętałem jak po powrocie z balangi ,,rozmawiała z porcelaną firmy koło" przez pół nocy, a ja ,,szlachetny" Tatar ulitowałem się i no zająłem się nią pomogłem, ba zaparzyłem rumianku....rano bardzo mi dziękowała, nawet mogę zaryzykować przypuszczenie, że dostrzegłem uczucie sympatii w jej oczach..) Oczywiście bawiła się w towarzystwie swoich znajomych ze szkoły tańca...jak to się mówi Swojacy, przecie przyjaźnili się od wielu lat, takim to się ufa konie można z nimi kraść..
Teraz jedna z jej serdecznych przyjaciółek zamieściła film na fejkowym koncie z komentarzem ,,krooowa looooduuuu" (Później dowiedziałem się że z moim szwagrem też się skontaktowała zresztą jak się okazało nie tylko) Radocha zaproponował synkowi wypad na Mazury na tydzień telefon z roztargnienia zostawiłem w domu.... wcześniej wysłałem jej smsa, że jadę na Mazury i ja przepraszam, ale decyzja spontaniczna a udało mi się zabukować tylko dwa miejsca, że za tydzień wracamy... zdrówka pożyczyłem....
Wróciłem jak gdyby nic uciąłem grzecznie wszelkie próby wyjaśnienia sprawy.
Przy niej oddzwoniłem do szwagra, przeprosiłem że ,,zapomniałem telefonu" udałem zdziwionego jego negatywną krytyką, poprosiłem by nie obrażał swojej siostry, a moje żony....
Żona zerwała z tą grupą wszelkie kontakty, jakoś od tej pory nie widziałem rodziców tych hm swojaków goszczących u moich teściów...
Na jej pytanie czy umowa nasza obowiązuje odpowiedziałem, że ja nie łamie raz danego słowa...wiem to takie hm Lechickie....ale szczerze to nic mi na wtedy nie przyszło innego
Tak jak wcześniej napisałem wewnętrznie rozważałem danie drała, uciec daleko z krzykiem, paść za ileś lat do nóg synowi i przeprosić go, że go zostawiłem i nie odezwałem się do czasu aż 18 lat skończy, ale widocznie jestem mięczakiem bo to co widziałem, jak była zdruzgotana....
Kilka innych akcji... niektóre opisałem na forum i grill na działce z wyremontowanym domkiem w tajemnicy przed nią (wiedziała tylko że kupiłem jakąś tam działeczkę) reakcja znajomych na to jak teraz wygląda z hm ,,jej sfery" komentarz Gosi, że można tu spokojnie mieszkać przytakiwanie innych dopełnił reszty.
W monologu, który wysłuchałem... wiedziała, że szykuję się do odejścia...widziała moje koleżanki z pracy...jak to sama nazwala widziała jak łatwo nawiązuje kontakty z kobietami, wiedziała, że jej trudno będzie znaleźć kogoś dla siebie, nazwała się trudna, straciła pewność z kim będzie syn...nazwała mnie swoim najlepszym przyjacielem ...szczęka mi opadła
Cisnęło mi się na usta pytanie o Piotra (rozwiedli się niedawno z Gosią nie znam przyczyny )ale no cóż odpuściłem stwierdziłem, ze dość już nawojowałem się w życiu
Na teraz lubię swój dom... z działeczki robię letniak, jeszcze zachowuje się jak zraniony dzikus i worek treningowy czasem dostaje tęgie lanie, ale od niedawna jestem nieśmiałym optymistą
To chyba wszystko co mam do przekazania dziękuje jeszcze raz wszystkim zdradzonym za opisanie swoich doświadczań szacun bo to jest wiedza praktyków,
Kłaniam się
Morfeus Twoja historia jest naprawdę bardzo trudna... Powiedz jak Ty teraz się z tym wszystkim czujesz? Jakie uczucia masz w sobie dziś? Kim teraz jesteś? Tylko Ty, nie Wy razem nie ona, Ty.
Cytat
wiesz już, że jest osobą która działa jak bezmyślne zwierzątko, kiedy silnie włączają jej się atwizmy i chemia w jej mózgu zaczyna działać;
jaka więcej prawda w tym momencie jest Ci potrzebna? czego potrzebujesz Ty dla siebie?
co Ci da jeśli wywęszysz jeszcze kilka info o spotkaniach, czy nawet kimś nowym? jakiej prawdy potrzebujesz, aby ona Ci coś dała sensownego i uciszyła Twój ból?
Co ma Ci dać, ta wiadomość, czy ona skończyła z nim znajomość, czy przeszli do podziemia? Skoro wiesz już bardzo dobrze, że aby zdradzić musiał odpłynąć i odpłynęła. Jest do tego zdolna. Ma w sobie takie słabości, które jej to umożliwiają.
Jak większość z nas szukasz odpowiedzi na pytanie, czy kocha. Weź więc pod uwagę, że to "kochanie" nie jest żadną stałą.
Tak, o miłość trzeba dbać. I kiedy gubi się pasję życia, pasję kochania, gubi się wielokrotnie część siebie. Człowiek odwraca się w kierunku zła/negatywów, zamiast dobra i miłości. A w trakcie każdych trudności, nawet tych największych, pozytywy tez istnieją. Kwestia koncentracji. Tego co wybieramy z otaczajacej nas rzeczywistości. Gubiąc się, to i łatwo zgubić miłość.
Co Ci da na tą chwilę wiadomość, że kontynuuje lub nie, to "odejście"? Ta wiadomość zmieni to co się wydarzyło?
Dlaczego od tej wiadomości chcesz uzależnić swoje dalsze kroki i decyzje, zamiast od wsłuchania się w swoje potrzeby i zadbania wreszcie o siebie i zaspokojenie tych Twoich potrzeb, dla Ciebie najistotniejszych?
czy zdradzi ponownie? może i wcale nie musi;
co Ci daje martwienie się o to, co ona zrobi? zmienisz w ten sposób jej słabości na jej siłę?; co ma Ci dać to martwienie się o jakąś tam przyszłość, w sytuacji kiedy nie panujesz nad własnym dzisiaj i nie troszczysz się o zaspokajanie własnych potrzeb tu i teraz? a to Twoje "dzisiaj" buduje podwaliny pod Twoje jutro; co dzisiaj budujesz? jak spojrzysz na to trzeźwo, to zobaczysz, jakie będzie Twoje jutro;
Cytat
to wszystko zależy od Ciebie, Twoich zasobów i zrozumienia tego co się wydarzyło, a tym samym zaakceptowania tego; zaakceptowania faktu, że czasu nie cofniesz;
Cytat
podstawą podjęcia dobrej decyzji jest zrozumienie, a nie wiedza o pierdołach o która teraz zabiegasz ( ile razy i w jakich konfiguracjach) ;
zazwyczaj z naturalnego odruchu skupiamy się na zdobywaniu wiedzy, zamiast na zrozumieniu; a to nie wiedza, a zrozumienie daje nam właściwe podpowiedzi, co zrobić dalej;
i jeszcze inna rzecz, kiedy wałkujesz cały czas i w kółko jakiś problem w głowie, to tak naprawdę odsuwasz się od znalezienia rozwiązań; przemęczony mózg, ustawicznie bombardowany, nie widzi w tym całym gąszczu danych, całej układanki z pewnej perspektywy; dlatego nie znajduje rozwiązań;
nasz mózg tak działa, że z otaczającej nas rzeczywistości koncentruje się zaledwie na nikłym procencie tego co dostrzega i odbiera, reszta ląduje w nieświadomości;
i pewne rozwiązania, odpowiedzi na pewne pytania nie są w stanie dojrzeć w wyniku świadomego myślenia, a muszą dojrzeć w naszej nieświadomości;
musi dojść do nieświadomej reorganizacji naszych myśli;
a to dzieje się wtedy, kiedy przestajemy sami sobie bombardować głowę, kiedy wypoczywamy, zaczynamy myśleć o czymś innym, na czymś innym się koncentrujemy, na czymś luźnym, co pozwala nam "poluzować te spięcie i wynikły z niego bezruch w mózgu";
najlepszy efekt masz, kiedy odwracasz uwagę, aby nieświadomość sama sobie pewne rzeczy w tle poukładała;
i wtedy te przekazy z nieświadomości dobijają się do nas, w formie pojedynczych pojawiających się myśli i prowadzą do znalezienia dobrych rozwiązań;
kluczem więc i podstawą dla Ciebie (byś sobie pomógł), jest więc to samo, co dla każdego tutaj; jak najmniej móżdżenia, jeśli już to zdobywanie konkretnej wiedzy, która pomoże Ci pewne rzeczy w głowie poukładać; max godzina, dwie dziennie i reszta czasu przeznaczona na odwracanie uwagi i mnóstwo wypoczynku, aktywności na świeżym powietrzu, kontaktu z innymi ludźmi, szukania innych bodźców, wrażeń, doznań, koncentracji na rzeczach pozytywnych, które rozluźnią Cię i pozwolą, aby pewne rzeczy w tle wybrzmiały; po prostu pokochanie siebie i zadbanie o siebie; nauczenie się takiego samowspierania się i wyrobienie w sobie takiego nawyku;
im więcej luzu i wypoczynku, tym szybsze układanie;
Na początek pragnę Cię zapewnić, że Twoje uczucia i emocje w aktualnym czasie są naturalne, ale dobrą wiadomością jest to, że masz częściowo na nie wpływ.
Pisała o tym amor wyżej.
Chciałbym zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które rzuciły mi się w oczy czytając Twoją historię.
Cytat
To stwierdzenie obrazuje jak bardzo ona jest w czarnej doopie z chęcią zrozumienia i zaakceptowania Twoich uczuć. Bo niby co straszniejszego mogłoby się stać dla Twojej psychiki? Nie ma kompletnie świadomości ciężaru gatunkowego tego oszustwa, którego się dopuściła a tym samym wyrządzonej krzywdy nie tylko Tobie. Lista jest dłuższa.
To jednak jest jej rola. Ty możesz jej tylko kibicować w tym zakresie. Broń boże do niczego nie zmuszać.
Cytat
Przyjrzyj się temu co napisałeś i narobiłeś...
Zmusiłeś biedną kobietę z buzującymi hormonami do zakończenia czegoś czego nie chciała kończyć. Ta chęć nie wynikała z jej trzeźwej oceny sytuacji. Nie wynikała z nagłego przebudzenia i modyfikacji priorytetów. Ona po prostu została przez Ciebie brutalnie zmuszona do podjęcia decyzji, której w życiu nie podjęłaby na tym etapie sama. Nie dostrzegam w tej postawie jej wielkiej miłości do Ciebie, na którą się ona powołuje a raczej strach o byt i zachowanie statusu quo.
Nie zwracaj uwagi na jej słowa. One nic przecież już nie znaczą. Miałeś okazję się o tym przekonać. Tym bardziej, że nie wynikają one póki co z jakiejś głębszej refleksji. Jej postawa i czyny mają być wyznacznikiem jej chęci odbudowania tego co bezceremonialnie zdeptała i poniekąd zakończyła, nie pytając Ciebie o zdanie.
Zadbaj o siebie, ale też przeanalizuj swoją postawę w tym wszystkim co się wydarzyło. To co Twoje weź na klatę, przepracuj choćby po to aby nie uzależniać swojego szczęścia od osób trzecich. To co ona zniszczyła to jej praca do wykonania. Uwierz, jeśli będzie zdeterminowana to zdobędzie Mount Everest swojej empatii i chęci naprawy i pracy nad tym co zniszczyła.
Komentarz doklejony:
P.S. nie podoba mi się Twój tytuł historii.
Pytanie kto i z czego został okradziony? Jesteś pewny, że Ty?...
Niezaspokojona fizycznie nieszczesliwa mężatka była do zgarnięcia w krótkim czasie, bo była niczyja. Potrzeby jej się skumulowały a zjawił się wybawiciel.
Problemem nie jest to, że ktoś ją szybko przeleciał ze wszystkich stron na wszystkie sposoby, tylko to, że ty przestałeś być dla niej jej samcem o którego trzeba dbać. Ty też przestałeś o nią dbać, co was łączyło, zobowiązania ?
Komentarz doklejony:
Na siłę w szoku ją zatrzymałeś, może i masz powody ale nikt nikogo do miłości nie zmusi. Myślisz że będzie szczęśliwa? Że ty będziesz wiedząc, że to nie ona Ciebie wybrała z własnej nieprzymuszonej woli nawet gdy ktoś ją świetnie bzykał tylko musiała ratować własny tyłek i z czegoś ważnego dla niej pod przymusem rezygnować?
Ratujesz ją przed nią samą opiekunie czy pozbawiasz odpowiedzialności za jej wybory.
Decyduj za siebie nie za nią. Rozdziel ostro odpowiedzialność. Bądź przede wszystkim odpowiedzialny za siebie.
Nie chcę być sam, kocham ją i chciałbym, żeby udało nam się pozostać parą i ocalić rodzinę.
Cytat
Cytat
Dlaczego od tej wiadomości chcesz uzależnić swoje dalsze kroki i decyzje, zamiast od wsłuchania się w swoje potrzeby i zadbania wreszcie o siebie i zaspokojenie tych Twoich potrzeb, dla Ciebie najistotniejszych?
To, czy skończyła z k...twem jest najważniejszym i podstawowym warunkiem, żeby próbować stworzyć nowy związek. Ja chciałbym spróbować, nie wiem tylko jak się do tego zabrać. Nie pójdę na najmniejsze ustępstwa. Wystarczy mi już w tej chwili nie dowód, a zwykłe podejrzenie, że w dalszym ciągu nie jest uczciwa i natychmiast kończymy to próbowanie. Ona o tym wie, ja jestem czujny jak ważka, sprawdzam ją i to w sposób, którego nigdy by się nie domyśliła. Nic już nie zmieni tego, co się wydarzyło, ale to, jak ona postąpi, zdefiniuje to, co ma się wydarzyć. A najistotniejsze dla mnie jest, by moja rodzina pozostała w komplecie. Wiem, że nawet jeśli okaże się, że już mnie nie zdradza, nie ukoi to mojego bólu, potrzebuję czegoś innego. Jednak ta wiedza jest niezbędna do podjęcia decyzji, czy dać jej szansę, więc dla mnie to meritum. Temat ukojenia bólu to osobna sprawa, i tutaj ona nic nie pomoże... tak mi się wydaje, bo jak dotąd nie pomogła. Wiem już, że muszę sam się z tym uporać i wiem także, że nawet, jeśli okaże się, że ona skończyła z k...twem, ja mogę nie udźwignąć tego ciężaru, tej przeszłości i rozwiedziemy się. Mój problem polega na tym, że nie wiem jak mam tego dokonać, jak mam poradzić sobie z tą świadomością. To, że jest skończoną kretynką, i wystarczy, że ją zaswędzi, by procesy myślowe ustały i rzuciła na szalę wszystko, czym było jej życie - to już musi odkręcać ona ze swoim terapeutą, ja nie mam na to żadnego wpływu, prawda? Wiem jednak, że nie ma możliwości, abym się o dalszym lub kolejnym szmaceniu nie dowiedział, prędzej czy później. Nie ma takiego podziemia, z którego bym jej nie wykopał. Jednak strach przed tym nie pozwala normalnie funkcjonować.
Cytat
To bardzo cenne, chciałbym umieć się do tego zastosować. W tej chwili jestem na to za słaby, i nie mam pomysłu, skąd czerpać siły, żeby ustawiać swoje "dzisiaj" na poczet "jutra". Co dzisiaj buduję? Wykopałem piękną jamę na samym dnie otchłani... Nie potrafię się stamtąd wygrzebać, dopóki ktoś nie zrzuci liny. Ale nikt nie zrzuci, prawda? A i tak czekam jak debil, ze świadomością, że jeszcze trochę i tam zgniję. Jestem za słaby. Upływający czas przywróci mi tę siłę? Jeśli tak, to jak długo jeszcze mam tam siedzieć?
Cytat
to wszystko zależy od Ciebie, Twoich zasobów i zrozumienia tego co się wydarzyło, a tym samym zaakceptowania tego; zaakceptowania faktu, że czasu nie cofniesz;
Niby to wiem... Tym zdaniem można podsumować wszystko to, co usłyszałem od terapeuty. Tylko, że on wyszarpał za to ode mnie 130zł.
Piszesz, że mam uwolnić głowę od bezustannego myślenia o tym. O niczym tak nie marzę, jak móc na chwilę uwolnić się od tego bólu. Skupić się na czymkolwiek innym choć przez chwilę. Nie wychodzi mi ta sztuka. Moje starania spełzają na niczym. Wszystko wraca już po paru chwilach. A gdy jestem z nią to już w ogóle nie daję z tym rady. Gdy ona mnie dotyka, pieści czy całuje - widzę jego na swoim miejscu. Podczas seksu - jesteśmy we trójkę. Dość dużo czasu zajęło mi nie podskakiwanie pod sufit, gdy dotknęła przypadkiem np. mojej dłoni. Teraz jestem w miejscu, gdy potrafię to znosić, jednak zupełnie nie umiem wywalić z głowy obrazów, gdy byli razem. Niekończąca się tortura. Z tym też nie wiem co począć... Myślę, że obłęd już mnie dopadł. Albo zwyczajnie jestem pokopany...
Dziękuję, poczciwy.
Cytat
To co ona zniszczyła to jej praca do wykonania. Uwierz, jeśli będzie zdeterminowana to zdobędzie Mount Everest swojej empatii i chęci naprawy i pracy nad tym co zniszczyła.
Ona jest przekonana, że już dawno zdobyła Mount Everest. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, i ona wielokrotnie powtórzyła to samo: "Co mogę jeszcze zrobić? Jestem przy tobie, mówię ci, że cię kocham, zapewniam, że tego nie powtórzę, przeprosiłam, jestem blisko ciebie, chodzę na terapię. No co jeszcze mogę zrobić?" I ja nie wiem do końca, co jeszcze może robić. Nawet nie mam siły się nad tym zastanawiać. Poza tym, nawet, gdybym jej powiedział, to wykonywanie moich dyrektyw, wyzułoby z jej starań jakąkolwiek wartość. Wiem tylko, że ja na jej miejscu na pewno robiłbym coś więcej. Czy to nie jej rola wykminić, co należy teraz robić? Chce jej się na tyle, na ile jej zależy, prawda? Ale ma do mnie pretensje, gdy mówię, że nie zależy jej za bardzo na mnie, na nas...
A tytuł mojej historii? Myślę, że jest wielowymiarowy. Ja zasnąłem w swoim poczuciu bezpieczeństwa i ktoś ukradł mi żonę. Zasnąłem, żona ukradła mi życie. Spałem jak zabity, tymczasem życie ukradło mi sny. Mogłem nie spać, tylko być czujny. Wtedy nie pozwoliłbym na żadną kradzież. O tym myślałem, nadając ten tytuł.
Dzięki, Yorik.
Cytat
No właśnie nawet zobowiązania nas nie łączyły, chyba, że masz na myśli dzieci i opiekę nad nimi. Łączyły nas 22 lata spędzone razem, głównie w piękny sposób. Łączyła nas... miłość. Ja tak myślałem, choć przyznaję, że z okazywaniem jej przeze mnie było biednie. Z jej strony również, lecz ja byłem pewien, że ta miłość jest, chwilowo zasłonięta przez problemy, które przecież nie będą trwały wiecznie - miną i pozwolą tej miłości wypłynąć znów na powierzchnię. Ona tak nie myślała. Pytana dlaczego to zrobiła, odpowiadała często m.in. "Myślałam, że mnie już nie kochasz."
Czy zatrzymałem ją pod przymusem? Pistoletu jej do głowy nie przykładałem. Myślę, że po prostu nią potrząsnąłem. Oczywiście biorę pod uwagę, że mogę być naiwnym osłem. Czas to pokaże, problem w tym, że ten czas jest moim wrogiem, a ona jest typowym zodiakalnym lwem, jeśli chodzi o próby narzucenia jej woli, wpływu na podejmowanie decyzji.
Cytat
lęk przed samotnością, to nie jest najlepszy doradca;
kochamy wiele osób, dzieci, rodziców, bliskich; taką postawę pełną miłości można mieć na dobrą sprawę względem całego świata; w relacji partnerskiej mężczyzny i kobiety, w miłości między nimi, liczy się coś więcej; wspólna wymiana, obecność i wspólne wzrastanie, jak i intymność tak głęboka, jakiej nie będziesz miał z każdym; bez tego też możesz sobie dalej ją kochać, tylko że nie jest to wówczas związek sięgający tych naszych najgłębszych sfer;
problem w tym, że do zbudowania związku naprawdę intymnego potrzeba pracy nad tym i chęci dwóch stron; bo jakaś tam powierzchowna bliskość, ale bez zaangażowania i namiętności (budowania intymności, rozumianej jako budowania wspólnego świata, takiego tylko Waszego i Wam dostępnego),to jedynie taka bardziej gorąca sympatia; to możesz mieć praktycznie z każdym; przy dobrym dopasowaniu, to może nawet trwać latami, z całkiem niezłym skutkiem;
jednak podstawą związku zbudowanego na głębszych płaszczyznach, np. duchowej, jest wolna wola; wybór dwojga, że chcą być ze sobą, wzajemnie budować i wzajemnie trwać we wzajemnym rozpoznaniu i wzajemnej afirmacji wartości drugiej osoby;
jeśli ktoś czegoś nie czuje, to na rzęsach możesz stawać, a nie zbudujesz; no chyba, że wymusisz okresowo; bo można np. przez manipulację, tylko jaką to ma wartość?
Komentarz doklejony:
Cytat
no to na tą chwilę możesz mieć pewność, że uczciwa nie jest; i nawet nie ma szans być, bo przez wymuszanie to sam blokujesz to by była szczera;
przez brak akceptacji dla tego co ona czuje; brak pogodzenia się z tym, blokuje szczerość drugiej strony skutecznie; bo jak ma być szczera, jak szczere odpowiedzi sprawiają komuś ból i wciskają daną osobę w panikę? ona nie zmieni tego co się w niej dzieje tak z dnia na dzień; tak jak i Ty nie potrafisz teraz z minuty na minutę zmienić tego, co dzieje się w Tobie;
co Ci daje to sprawdzanie jej? zamkniesz ją w klatce, odseparujesz od innych samców, to zacznie Cię kochać?
aż tak nisko się cenisz?
Cytat
Komentarz doklejony:
Cytat
z miłości; w pierwszej kolejności do samego siebie; z pochylenia się nad samym sobą ze współczuciem;
tak na chłopski rozum, po prostu to co potrzebujesz teraz dostać od niej, daj sobie sam;
Cytat
jak kopałeś, to nie wiedziałeś po co i na jak długo?; nie asekurowałeś się?
zawsze w panice przestajesz dbać o siebie?
Cytat
mi osobiście na takie silne "myślotoki" pomagało wyrzucanie ich;
na zasadzie, jak mnie dopadają , to siadam, ustawiam sobie zegarek na 5-10 minut biorę kartkę i długopis i wywalam wszystko jak leci na papier, z myślą, że kiedyś tam sobie do tego , już z dystansu, wrócę;
ból to co innego;
Cytat
po co sobie to robisz?
po co będąc w tak ciężkim stanie psychicznym, chodzisz do łóżka z kobietą, która bez wahania wbiła Ci nóż w serducho?
masochista jesteś?
druga rzecz, czemu nie dajesz jej odczuć konsekwencji tego co zrobiła? seks z kobietą która dopiero co była zachwycona innym, daje Ci jakakolwiek satysfakcję?
co Ci ma dać to, że nagradzasz ją za to, że wbiła Ci nóż w plecy?
czemu sam siebie krzywdzisz?
Czy to forma kur.... czy zwyczajnie budowania nowej przestrzeni? Piszesz czy skończyła z kur.... ale jakie to kurę....jeśli jej nie ma w związku ? Kures.... jeśli w nim jesteś tkwisz wtedy masz poczucie zdradzania - zmuszając ja do powrotu wybierając za nią co robisz?
Dopasowujesz do obrazu jaki chcesz o niej mieć?
Do układanki Twojego świata Twoich marzeń o rodzinie ?
Ona dokonuje jakiegoś wyboru sama teraz?
Kogo chcesz uratować i co zbudować tak kreując świat?
Co do kwestii co może zrobić ?
Ból który pielęgnujesz - tak pielęgnujesz, który w Wasze życie włożył ogień urozmaicenie trzyma i odsuwa Cię od niej?
Co może zrobić ?
Jeśli jest codzienność - to nic ... nie zrobiłbyś byś nic więcej bo nie ma czegoś takiego gdy legło zaufanie ... reszta to czas codzienność i Twoja praca nad bólem, żalem, brakiem zaufania, egzaltacja, kontrolowaniem...
ona jeśli wróci ... jeśli wróci do Ciebie sama nie zmuszona ... może stanąć na rzęsach i nic się nie stanie dopóty Ty nie przepracujesz tych spraw... warunkiem jest tylko czy ona wróci czy zostanie do tego przywołana, zagalopowana ...
Dostałeś jakieś 10 sesji, czyli x 130zl, doceń to
Cytat
Samotny jestem od momentu, gdy dowiedziałem się, kim ona jest naprawdę. Czuję, że zostałem sam, i jest to kolejne, potworne uczucie do kompletu. Dotąd nie wiedziałem co to samotność, i nie przypuszczałem, że jest tak przykra. Myślę, że gdybym rozwiódł się z żoną, to w końcu poradziłbym sobie z samotnością, nie byłaby ona moim największym zmartwieniem. Prędzej czy później znalazłbym sobie inną kobietę. Lęk czułbym raczej przed tym, czy udało mi się znaleźć właściwą osobę, która mnie nie skrzywdzi, czy nie porównywałbym jej do żony sprzed zdrady, czy ta kobieta wytrzymałaby to porównanie... Ale nie jest to mój największy problem, i na razie nie myślę za dużo, co by było gdyby...
Obecnie mój związek z żoną to parodia małżeństwa. Przepadło zaufanie, przyjaźń i wszystko co najważniejsze, co jest podstawą w związku. Przetrwała jedynie miłość, sam się dziwię, jak jej się to udało. Wiem jak kaleki będzie to teraz związek, o ile gorszy od tego, który mieliśmy wcześniej. Teraz myślę, że nigdy jej nie zaufam, nigdy nie będę miał pewności co do niej, nigdy nie zaprzyjaźnimy się już tak, jak kiedyś. Ale godzę się na to, bo pozostała ta miłość. Chcę sprawdzić, czy to wystarczy, lecz wciąż nie wiem, czy będę miał tyle siły. Chcę spróbować, lecz jeśli ta miłość wygaśnie, nic już nie będzie mnie z nią łączyło i to będzie nieodwołalny koniec. Może być też tak, że to ona pierwsza zrezygnuje, bo nie będzie mogła wytrzymać w takim związku. Może nie czuje do mnie już absolutnie nic, może znów zacznie mnie zdradzać? Na dobrą sprawę teraz będzie miała więcej powodów do zdrady, bo przecież jest między nami o wiele gorzej, niż gdy się na to zdecydowała poprzednim razem. Słabo, nie?
Cytat
Zdaję sobie z tego sprawę, że może jest tak, że nie zdradza mnie teraz, bo jest pod obserwacją. Ale co mogę zrobić? Piszesz, że robię źle, potrafisz mi coś poradzić? Mam puścić ją wolno, i zachodzić w głowę, czy mnie właśnie nie zdradza? Kontroluję ją nie po to, żeby zapobiec dalszym zdradom, tylko dlatego, żeby się o tym dowiedzieć. Jak najwcześniej. Strach przed kolejnym nożem w serce jest wielki. Chcę tego uniknąć w największym stopniu, chcę dowiedzieć się, że jeśli jest dalej nieuczciwa, to już w momencie, gdy umówi się z jakimś facetem, a nie po miesiącach zdrad, gdy znajdę przypadkiem dowody, że puszcza się na prawo i lewo.
Cytat
Jakąkolwiek daje, choć oczywiście to już nie to, co kiedyś. Teraz to już nic uczuciowego, zwykłe bzykando. Chyba nawet i nie, bo cały czas w głowie zmagam się z obrazami tego, co robiła, czy tego, do czego mi się nie przyznała itd. Jednak jest piękną kobietą, a moje potrzeby nie przestały istnieć. Co innego radzisz? Mam też ją zdradzać, płacić gdzieś za miłość, czy może wziąć sprawy w swoje ręce. Żadna z tych opcji nie wydaje mi się lepsza. Czy ją tym nagradzam? Nie myślałem o tym w ten sposób. Seks to już jedyna przyjemna rzecz, którą razem robimy. Pozostały czas, jaki wspólnie spędzamy, to albo milczenie, albo wręcz przeciwnie. Rozmawiamy bardzo dużo, ale tylko o tym, co zrobiła. W obu przypadkach jest bardzo nieprzyjemnie. We wszystkich artykułach radzą, żeby robić razem miłe rzeczy, wychodzić z domu, spędzać przyjemnie czas razem. Jednak nie potrafię, próbowałem. Plany wakacyjne już nieaktualne itd. A robienie tego, co robiła z nim (spacerki nad rzeką, kino, restauracja), to już w ogóle nie wchodzi w rachubę. Jestem w kropce. Zbieram się, żeby choć samym sobą się zająć, mam nadzieję, że niedługo będę do tego zdolny.
Cytat
Dokładnie tak jest. Trzyma się tej swojej listy jak regulaminu, nie wykracza ani na jotę ("co mogę więcej zrobić?" a poza tym, stara zachowywać się, jakby nic się nie stało.
Cytat
Tu też trafiłeś w sedno. Dokładnie tak samo wygląda to dla mnie. Wiele razy powiedziałem jej, że nie żałuje tego, co zrobiła, tylko tego, że ją przyłapałem i musiała zakończyć tę znajomość. Oburza się wtedy straszliwie i kategorycznie zaprzecza. Co więcej, twierdzi, że cieszy się, że to się skończyło, bo na pewno zaszłoby to już niedługo tak daleko, że nie byłoby mowy o drugiej szansie dla nas.
Cytat
Być może i tu masz rację. Zależy mi bardziej, żebyśmy zostali razem, niż na rozstaniu. Jestem gotów wiele poświęcić, by to osiągnąć. Biorę też pod uwagę, że być może za jakiś czas uporządkuje mi się chaos w głowie, i jaśniej myśląc dojdę do wniosku, że to nie ma dłużej sensu. Nie jest moją pierwszą kobietą, ale na pewno pierwszą, prawdziwą miłością. Ja jestem jej drugim mężczyzną. Jesteśmy razem od jej liceum.
Cytat
Co chcę osiągnąć "pilnowaniem" napisałem wyżej. To nie pilnowanie, tylko system wczesnego wykrywania, by zminimalizować ewentualny, kolejny ból zawodu. Wcześniej pisałem, że nie potrzebuję dowodów, że ku...wi się dalej, wystarczy mi podejrzenie, najmniejszy, fałszywy ruch - nie będę na swojej skórze sprawdzał, jak tym razem daleko się posunie. Ile tak ujadę? Dla mnie też taka sytuacja jest na dłuższą metę nie do przyjęcia, lecz nie wiem co mógłbym innego zrobić. Wszyscy mówią, że to złe rozwiązanie, ale jakoś nie potrafią podać lepszego. Pogodzenie się z tym, co było, to najtrudniejsze zadanie, z jakim się mam zmierzyć. Jak na razie nie potrafię nawet wyobrazić sobie, że kiedyś to zaakceptuję. Wiem, że muszę, bo nie da się żyć w taki sposób. Jak mam się za to zabrać? Oto jest pytanie... po prostu czekać? A co ona ze swojej zdrady zrozumiała? Diabeł wie, co siedzi jej w głowie. Nie wierzę w ani jedno jej słowo, równie dobrze może żałować, co cieszyć się miłymi chwilami z tamtym facetem i planować kolejne.
Cytat
Obecnie mój związek z żoną to parodia małżeństwa. Przepadło zaufanie, przyjaźń i wszystko co najważniejsze, co jest podstawą w związku. Przetrwała jedynie miłość, sam się dziwię, jak jej się to udało. Wiem jak kaleki będzie to teraz związek, o ile gorszy od tego, który mieliśmy wcześniej. Teraz myślę, że nigdy jej nie zaufam, nigdy nie będę miał pewności co do niej, nigdy nie zaprzyjaźnimy się już tak, jak kiedyś. Ale godzę się na to, bo pozostała ta miłość. Chcę sprawdzić, czy to wystarczy, lecz wciąż nie wiem, czy będę miał tyle siły. Chcę spróbować, lecz jeśli ta miłość wygaśnie, nic już nie będzie mnie z nią łączyło i to będzie nieodwołalny koniec. Może być też tak, że to ona pierwsza zrezygnuje, bo nie będzie mogła wytrzymać w takim związku. Może nie czuje do mnie już absolutnie nic, może znów zacznie mnie zdradzać? Na dobrą sprawę teraz będzie miała więcej powodów do zdrady, bo przecież jest między nami o wiele gorzej, niż gdy się na to zdecydowała poprzednim razem. Słabo, nie?
Odpłynęła już dużo wcześniej, aby w ogóle móc zdradzić, a Ty dopiero teraz czujesz się samotny. Co decydowało o tym, że wcześniej samotnym się nie czułeś?
Piszesz o tym, że Twój związek jest parodią małżeństwa. Przepadło zaufanie przyjaźń i wszystko co jest najważniejsze w związku. A pozostała Twoim zdaniem miłość ? Czym jest miłość dla Ciebie? Jak ją definiujesz? Twoja definicja zgadza się w tym co otrzymujesz i otrzymywałeś od partnerki?
Cytat
Dokładnie tak. Masz puścić ją wolno, bo i tak trzymasz tylko iluzje i złudzenia.
I zamiast panicznymi ruchami wymuszać na niej by kłamała w sprawie swoich uczuć, dać się jej z nimi zmierzyć. Bo zdradzający tez mają swoją drogę, którą muszą przejść. Rozmawiać szczerze, również o rzeczach bardzo trudnych, i przyglądać się bardzo starannie swoim lękom, tego czego one dotyczą, skąd wychodzą. Zmierzyć się z nimi. Bo ogarnianie ich da Ci więcej niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Skąd u Ciebie w ogóle przekonanie, że jesteś w stanie kontrolować wszystko przez kontrolę części rzeczy zewnętrznych?
Z tym kontrolowaniem to jest tak, że najlepiej byłby sobie odpuścić, ale... na wszelkie wypadek warto zbierać materiały do sądu i zabezpieczać sobie tyły. Bo zdradzający różne cyrki odstawiają i różne rzeczy zdarzyć się mogą. Zabezpieczenie do sądu w razie najgorszego scenariusza warto mieć. Zabezpieczenie tych materiałów aby nie wpadły w niepowołane ręce, to jeszcze inna rzecz.
Tak więc kontrolować mogą Ci, którzy rozumieją jedną ważną rzecz. Nie uzyskasz kontrolowaniem tego, co chcesz uzyskać.
Ono daje Ci tylko jakiś powierzchowny wgląd w to co się dzieje, a i wiele rzeczy które trafią do Ciebie możesz mylnie interpretować i mogą one warunkować Twoja złe i niedobre dla Ciebie ruchy podyktowane emocjami.
Podam Ci przykład z mojej podwórka. Niewierny zapewniał mnie, że nie ma już z kochanką kontaktu. Na podglądzie ich rozmów widziałam bardzo wyraźnie, że kontaktują się nadal i on (po tym jak się wydało, że ma żonę) wrzucał jej wielkie wyznania miłości. Jednocześnie na podglądzie w zupełnie innym miejscu rozmawiał ze swoją przyjaciółką o tym, że pisze takie rzeczy celowo do kochanki, bo zaczął mieć w stosunku co do niej wątpliwości i by pisze po to, by zobaczyć jej reakcję i to, jak ona zachowa się w takiej sytuacji. Na zasadzie sprawdzania, która go naprawdę kocha. Pisał tez o tym, że wie iż mnie teraz oszukuje, ale nie chce abym się martwiła przez wzgląd na moje zdrowie. Gdybym nie miała wglądu w to drugie miejsce, to kierowałabym się emocjonalnie tym co widziałam we wspólnych rozmowach kochanków. Nie widziałabym jego wahań i zamyśleń. Nie widziałabym człowieka i tego co się w nim działo.
Warto wiec mieć świadomość, że nigdy nie skontrolujesz całości. Wgląd jest częściowy, a częściowy może dać fałszywy obraz, tego co dzieje się w drugim człowieku.
Cytat
no tak niestety czasem jest, że abstynencja seksualna daje związkowi więcej, niż wspólny seks; szczególnie w tych związkach, gdzie seksu było bardzo dużo i głownie wynikające z niego atawizmy łączyły ludzi, a przez ich nadmiar jednocześnie oddalały od tego co najistotniejsze;
z jakiego powodu katujesz się prowokowaniem by te obrazy wracały i byle ściśle związane z nią?
co Ci to daje?
Komentarz doklejony:
inna rzecz, jeśli nie potrafisz poradzić sobie ze świadomym kontrolowaniem popędu i nadajesz mu rangę, aż tak kluczowej potrzeby, to masz świadomość tego, że też jesteś zdolny wplatać się w to, w co wplątała się ona? na zasadzie "czuję, więc muszę", bo po co sobie odmawiać przyjemności, bez względu na konsekwencje;
tak, nagradzasz ją, bo nie ponosi konsekwencji zranienia Ciebie, nie czuje Twojego oddalenia,nie czuje więc,że zraniła i jak głęboko zraniła,tylko czuje jak lgniesz; dajesz więc komunikat, że niezależnie od tego jak Cię zrani i tak może Cię prowadzić na pasku, przez kontrolę nad Twoim popędem;
podam Ci skrajną by zobrazować; przemyśl sobie to, pod kontem tego co ona może myśleć i czuć; i w głowie obróć sytuację; przykładowo;
mówisz jej szczerze o tym co czujesz, po uprzednim głębokim wsłuchaniu się w samego siebie: sorry, ale nie mogę; czuję, że nie jesteś już moja,nie jesteśmy razem, i w naszym wspólnym łóżku czuję się jak bezmyślne zwierzę, które znaczy teren; nie chce się tak męczyć; ponadto o ile Tobie może i potrafiłabym zaufać, to cholera wie z kim gość się bzykał, zaraz się okaże, że mamy HIV i co wtedy z dzieciakami; mam dość odczuwania leków, kiedy kocham się z Tobą; nie chce Cię odrzucać, ale nie wiem co teraz z tym zrobić; jesteś wolna, rób co chcesz, ale musisz wiedzieć, że ja też mam swoje potrzeby i tez jakoś zaspokoić je muszę, ale wolałbym z kimś komu mogę zaufać i czuć się bezpiecznie, również pod względem zdrowotnym;
postaw się na jej miejscu i przemyśl, jak Ty sam byś reagował i co czuł, gdybyś to Ty zdradził i otrzymał jeden komunikat lub drugi; jaka byłaby różnica w Twoich odczuciach i reakcjach?
bo ta nasza postawa, ustawia sprawę i to co wydarzy się dalej w zupełnie inny sposób;
jest tutaj sporo tych z nas, którzy zatrzymali partnerów i "uratowali" rodziny przed rozpadem, funkcjonujemy i to nawet dobrze, ale utrzymać związek , a odzyskać to co najcenniejsze i wrócić do miłości, to dwie różne bajki;
Zaufanie to proces ... nie da się go przywrócić z dnia na dzień.
Puścić wolno to nie hasło pod tytułem pozwól jej zdradzać siebie ale raczej postawa nie rob z niej niewolnika, bo zniewolenie unieszczęśliwi Ciebie i ja.
Piszesz o miłości - ze została tylko ona... ale czy miłość zniewala?
Czy forma uzależnienia w jakiej tkwisz i lekowego egoizmu to miłość czy chorobliwe wypeplanianie Twojego planu?
Zdaje sobie sprawę, ze boli to wszystko ale droga która obierasz pochłania do reszty ... pielęgnuje ból i chora zniewalająca miłość, a właściwie jej zaprzeczenie. Tylko w wolności można kochać i trwać ...
Czy dziś czas na spacery nad rzeka, kina, restauracje - miejsca rzeczy które robiła z nim? To są demony, demony które pielęgnujemy ... ale z nim również uprawiała seks, a go uprawiasz z nią... czy czas na to już ? Nie warto się katować ale nie warto katować się podkręcając, ze nigdy - to trauma z która być może jeśli jesteście Wy kiedyś wspólnie może pod okiem psychologa trzeba przejść ...
ale życzeniowo idealistyczna postawa, ze miłość Was uratuje jest lekko z cyklu wzniosłych romantycznych filmów, a nie realnej psychologi człowieka ...
Kontrola ?... czego ? Co Ty kontrolujesz ...
lepsze rozwiązanie - zajmij się sobą swoimi emocjami, zranieniem, przeżyj je doświadcz, zrozum siebie - kontrola to tylko działanie które odsuwa Cię od przeżycia, od odczuwania tych najbardziej ukrytych leków... od zrozumienia ... to tylko bańka ...
Wszystko w co wchodzisz jest zrozumiałe ale kompletna ślepa droga prowadzi do zniszczenia głównie Ciebie - bo Was w takim układzie nie ma ... ale czy będziesz Ty ... nawet z kimś innym ???
Proces nie jest pstryknięciem palców on trwa z całymi pokusami, z wyzwaniami drogi na skróty.
Cytat
Zgadzam się z Tobą, mam tego pełną świadomość. Z pozycji, w której znalazłem się teraz, czasy sprzed zdrady - kilka lat wcześniej, wydają mi się jakąś małżeńską arkadią, a ją widzę jak, idzie w slow motion brzegiem morza, na tle zachodu Słońca w filmowym kadrze Czuję, że wszystko, co było, w porównaniu z teraz, było o niebo lepsze. Pewnie też sam chciałbym tak to widzieć, ale wiem, jak nieprawdziwy jest to obraz. A zwariowany młynek postrzegania jej, na szczęście zwalnia tempo. Raz ją kocham, raz nienawidzę, czasem zlewa się wszystko, aż sam nie wiem, co czuję. Dobrze, że częstotliwość tych skrajności jest coraz mniejsza, bo można od tego zgłupieć.
Cytat
Wyglądało to, jakbym ją budził z amoku. Zresztą ona sama przyznaje, że tak było. Po odkryciu zdrady, zajęło mi około dwóch tygodni sprowadzenie jej na ziemię. W tym czasie była jakby nieobecna. Nie zdawała sobie sprawy co zrobiła, nie dopuszczała do siebie świadomości co to oznacza, nie chciała wziąć za to odpowiedzialności. Widziałem to, nie poznawałem jej. Trząsłem nią tak bardzo, chwytając się różnych sposobów, że wreszcie spojrzała na mnie trzeźwym wzrokiem. Jej postawa zmieniła się wyraźnie. Z hardego, stawiającego mi się pewniaka, zmieniła się w skruszoną żonę. Dotarło. Czy ja dokonałem wyboru za nią? Myślę, że nie, po prostu ją przebudziłem. Poza tym, ona nie zalicza się do kobiet, którymi można łatwo komenderować. Jest zdecydowana i ma charakterek. Często myślę o tym, co się z nią wtedy działo. Jakieś ocipienie mózgownicy.
Cytat
jeśli wróci do Ciebie sama nie zmuszona ... może stanąć na rzęsach i nic się nie stanie dopóty Ty nie przepracujesz tych spraw... warunkiem jest tylko czy ona wróci czy zostanie do tego przywołana, zagalopowana ...
Do niczego nie chcę jej zmuszać. Związek z kimś, kto jest przymuszony do trwania przy moim boku, jest dla mnie nie do przyjęcia. Zresztą, jak pisałem wcześniej, ona nie zalicza się do osób, które można ot tak zniewolić. Czy jej deklaracja, że chce do mnie wrócić, naprawić co się da, stworzyć nowy związek, że zrezygnowała z kochanka - jest prawdziwa? Dopiero się okaże, czy już, po 4 miesiącach powinno się to okazać? Wzięła mnie na przeczekanie? Usłyszałem od kogoś na tym portalu, że ona musi być naprawdę jakimś wyjątkiem, bo tak łatwo i w taki sposób nie rezygnuje się z kochanka. Może jej nie doceniam, może jest z nim cały czas w kontakcie? Zakładam każdą możliwość, nauczyłem się, że może wydarzyć się absolutnie wszystko. Jeśli jednak się opamiętała, to dopiero połowa sukcesu, bo jeszcze ja muszę zrobić porządek ze sobą. Przepracowanie tych spraw jak piszesz, to dopiero wyzwanie. Na razie zupełnie mi to nie idzie.
Cytat
To chyba też nie do końca tak. Być może w swojej historii nie opisałem swojego małżeństwa jak należy. Wyszedł mi bardzo długi tekst, więc część pousuwałem. Może niekoniecznie te fragmenty, które powinienem? Sprostuję więc nieco. Gdy napisałem, że nie byłem idealnym partnerem, mocno spłyciłem temat, choć zaznaczyłem też, że jestem dość samokrytyczny. To nie tak, że chciałem Wam nie do końca uczciwie przedstawić swoje błędy w małżeństwie, czy się wybielić. Skupiłem się na tym, co zrobiła i pominąłem to i owo o sobie. A więc zacznę od tego, że jeśli chodzi o okazywanie uczuć, to jak mówi moja żona "jestem soplem lodu". To fakt. Być może dlatego tak jest, że życie miałem ciężkie? Nie wiem. Zawsze byłem przekonany, że prawdziwy mężczyzna nie uzewnętrznia emocji. Powiecie - co za bzdura! Teraz też się z tym zgodzę, bo proszę, do czego to mnie zaprowadziło. Nie okazywałem więc jej moich uczuć, ona tego bardzo zawsze potrzebowała i zabiegała o to, jednak wiedziała, że jestem taki, "widziały gały co brały" i w końcu pogodziła się z tym. O tym, że mi się podoba, że ładnie wygląda, że ją kocham, słyszała od święta. Z czułościami, przytulaniem itd też się nie narzucałem, prawda... Ale znowu tak bardzo źle nie było, nie chcę przesadzić w drugą stronę. To, że coś się między nami popsuło i oddaliliśmy się od siebie, ja czułem od paru lat. Ona jak mówi, czuła to już wiele lat wcześniej. O wiele dłużej ode mnie zmagała się z uczuciem, że znika ta magia, która nas połączyła. Gdy wpadliśmy w tarapaty, proces osamotnienia w związku przyspieszył i bardzo uskutecznił u obojga z nas depresyjne stany. Wtedy też - widzę to teraz, obgadaliśmy to - zachowałem się jak fjut, jakoś negowałem nasze kłopoty, wypierałem je. W efekcie to ona, a nie ja - głowa rodziny - głównie zajmowała się różnymi formalnościami, całym trudem wychodzenia z tego. Nie wspierałem jej, poddałem się apatii, to ona znajdowała jeszcze siły, by działać. Mówiła mi, że to utwierdziło ją w przekonaniu, że przestała dla mnie być ważna, bo zostawiłem to na jej głowie. Gdy rozmawiamy o jej zdradzie, ja zawsze wyrzucam jej, że nie jest możliwe, żeby kogoś jednocześnie kochać i tak skrzywdzić, zdradzić. Ona twierdzi, że to jest możliwe, a ja biorąc to na męski rozum, zupełnie nie mogę tego pogodzić. Wówczas ona odparowuje, że w takim razie jak mogłem ją kochać i równocześnie zrzucić na nią ciężar naszych problemów. No i tu mnie ma, bo... nie wiem. Więc oboje oskarżamy się o brak miłości: ja ją - bo zdradziła, ona mnie - bo nie wspierałem jej. Jednak do momentu wydania się jej zdrady, ja sądziłem, że ona mnie wciąż kocha. No nie ma fajerwerków, bo mamy trudną sytuację. Ona natomiast mówi, że od dawna nie wierzyła w moją miłość, lecz sama jeszcze ją czuła do mnie - choć też bez fajerwerków, bo ja również nie widziałem, żeby to okazywała, może po prostu czułem to, albo zwyczajnie ślepo wierzyłem. I jak ona twierdzi, właśnie to wieloletnie zaniedbywanie jej uczuć, to, że czuła się tak długo nie kochana i zawsze na ostatnim miejscu, doprowadziło ją do desperackiej próby odnalezienia szczęścia u innego faceta. Akurat się nawinął, przystojny, interesujący, we właściwym czasie i miejscu. Podkreśla przy tym, że absolutnie się nie usprawiedliwia, wie, że zrobiła coś bardzo złego i jest to wyłącznie jej wina. Twierdzi, że mnie cały czas kocha i kochała, i to, że poszła z innym, nie było spowodowane brakiem miłości z jej strony, tylko przekonaniem, że ja już do niej nic takiego nie żywię. No to chyba doprecyzowałem, czuję się uczciwiej, bo ktoś mógłby mnie ocenić lepiej, niż na to zasługuję. Dziwnie to zabrzmiało. Pragnę podkreślić, że nie jestem typem pantofla, potrafię zauważyć swoje wady, jednak nawet w minimalnym stopniu nie biorę na siebie winy za jej wybory. Czy wcześniej nie czułem się samotny? Ależ czułem, jednak był to inny rodzaj tego uczucia. Wtedy nazwałbym to, że czułem się opuszczony. Tak naprawdę samotny czuję się teraz.
Cytat
Trudne pytanie. Miłość pomiędzy dwojgiem ludzi oznacza, że należą do siebie. Zawiera w sobie i to zaufanie, przyjaźń czy szacunek, które są najważniejsze, a tutaj zniknęły, ale oprócz tego wiele jeszcze więcej, to coś tak trudnego do określenia, co siedzi głęboko w sercu. Mogę powiedzieć na pewno, że miłość wyklucza zdradę. Ja tak to widzę. Pisałem wcześniej, że nigdy nie zdradziłem. Właśnie dlatego, że kocham, i choć pokus wszędzie pełno - nie ulegałem, nie zabiegałem. Czy jednak kiedykolwiek dopuściłbym się zdrady? Tego chyba nikt nie może być na 100% pewny. U mnie nie miałoby prawa się to wydarzyć w sposób, w jaki miało to miejsce u mojej koleżanki małżonki. Jeśli już, to byłaby na to bardzo mała szansa, może na jakiejś mocno zakrapianej imprezie, w alkoholowym zamroczeniu, przy wybitnie sprzyjających warunkach, jednorazowy seks. Nie mam się za świętego, dopuszczam możliwość, że i ja mógłbym zrobić coś tak złego. Kto wie, może podniecenie odblokowałoby wszystkie hamulce? Jednak jeśli kocham, nie ma prawa zaistnieć u mnie romans - długotrwałe, planowane zdrady, wplecione w gąszcz kłamstw, zatajeń, dzień po dniu, tygodniami, miesiącami. Miłość wyklucza taki obrót spraw, dlatego nie mogę zgodzić się z żoną, że mnie kocha i równocześnie przeprowadza na zimno tak długofalową, skomplikowaną intrygę, stając z obcym facetem przeciwko mnie, dzieciom, rodzinie. I to z jakiego powodu? Bo jej było niefajnie, a chciała mieć przyjemnie? Zapytałem terapeutę, czy to możliwe - kochać i zdradzać, i wiecie, co powiedział? Że tak, to możliwe, jednak nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. I tak mu nie uwierzyłem. Myślę, że prędzej może być tak, że moja żona, mówiąc o miłości, myli pojęcia. A dlaczego ja nie przestałem wierzyć, że ona mnie wciąż kocha? Pomimo tego oddalenia się, które uznawałem za tymczasowe, i tego, że ona również - jak i ja - przestała mówić mi, że mnie kocha, przytulać się, okazywać zainteresowanie itd, to jednak dbała o mnie wciąż z taką samą pieczołowitością. Pewnie dlatego ufałem w jej miłość.
Cytat
Przemyślę to oczywiście, ale napiszę, jak wygląda to dla mnie w obecnej chwili. Uważam, że jeśli ona będzie chciała mnie zdradzać, to zrobi to, bez względu na wszystko. Jeśli mnie nie kocha i chce być z innym, zdradzić mnie z nim, to nic jej nie powstrzyma. Owszem, może przeczekiwać, może powziąć dodatkowe środki maskujące jej zachowania, ale w końcu zrobi to. Nie powstrzyma jej obawa, że być może w jakiś sposób to wykryję, bo zapowiedziałem, że ją sprawdzam. Myślę, że nie jestem w stanie niczego na niej wymusić. Kontroluję co robi, bo jak wielokrotnie o tym pisałem - chcę wiedzieć, czy kłamie, czy mnie oszukuje. Czym wcześniej się dowiem, że znów się puszcza, tym łatwiej przez to przejdę. Mam też świadomość tego, o czym do mnie piszecie - powinienem zająć się czym innym - sobą samym, bo to najważniejsze. Ale też najtrudniejsze, nie potrafię zebrać w sobie tyle siły, żeby udźwignąć ten ciężar i ruszyć do przodu. Drepczę w miejscu, więc pielęgnuję swój ból? Chyba nie, po prostu nie potrafię stawić mu czoła. Nie mam sił ani pomysłu jak go uśmierzyć, co zrobić, żeby przestać go czuć. Nienawidzę tego bólu, jak jeszcze niczego w życiu.
Cytat
Zgadza się. Natomiast brak jakiegokolwiek wglądu z całą pewnością da fałszywy obraz, albo nie da go wcale i wtedy będę poruszał się już całkowicie po omacku.
Cytat
Niczego nie prowokuję. Obrazy, które wyświetlają mi się na powiekach, przychodzą same, prawie bez przerwy, w najróżniejszych sytuacjach. Nie tylko podczas jej dotyku czy seksu. Są ze mną w samochodzie, w kuchni, podczas wieszania prania i obowiązków w pracy. Nie zapraszam tych myśli i wizji, nienawidzę ich, próbuję je przegonić. Nie mam nad nimi kontroli, marzę, żeby móc się od tego na chwilę uwolnić, odpocząć, mieć jakiś miły moment w ciągu dnia dla siebie. Ale nie. Nawet gdy na chwilę trochę przyblakną, to coś zawsze spowoduje, że znów nabierają kolorów i zalewają nową falą goryczy. Czy okolica w jakiej się umawiali, gdy mijam to miejsce, czy gdy widzę model albo kolor samochodu, którym on ją woził, czy słowo "zdrada" padające w tv z ust jakiegoś skretyniałego kabareciarza, czy widok żony z telefonem w ręku. Nie zdawałem sobie sprawy, ile wokół mnie jest rzeczy przywodzących na myśl ten dramat. Obsesja? Być może, ale co z tego? Nie mogę się od tego opędzić, bez względu na to, jak to nazwiemy. Jak zawiną mnie w kaftan, to mi to pomoże? Psychotropy, hipnoza, czarna magia? Zgodziłbym się na prawie każdą niedorzeczność, byle to chociaż zelżało. Prowokowanie tych obrazów? O nie. Nie znalazłem na nie sposobu, choć jeszcze wszystkiego nie wypróbowałem. Gdyby ktoś z Was mógł coś poradzić, może z własnego doświadczenia... Za pomysły, by oddać się pod opiekę Jezusa czy coś, od razu dziękuję.
Cytat
Mam już taki komplet dowodów, że więcej nie potrzebuję.
Cytat
Cytat
Tutaj chyba zostałem mylnie odebrany. Jeśli chodzi o seks z żoną, absolutnie nie mogę się tu zgodzić pod żadnym względem. Seks nie jest dla mnie ważniejszy, niż dla przeciętnego faceta. Nie jestem jakimś erotomanem, nie nadaję mu żadnej kluczowej rangi. Skąd wniosek, że nie radzę sobie z kontrolowaniem popędu? Bo chodzę z nią do łóżka, pomimo tego, co zrobiła? Być może jestem tak odbierany, bo większość zdradzonych małżonków ma wielki problem z pójściem do łóżka ze zdrajcą - tak wynika z różnych artykułów itp., z którymi się zapoznałem. Ja również miałem początkowo z tym duży problem, do dziś zresztą zdarza się taki dzień, że nie jestem w stanie uprawiać z nią seksu, z powodu jakiejś mniejszej odporności na myśli o niej z nim, lub większą siłę przebicia się tych wizji przez zapory, które staram się założyć wtedy w głowie. Ale faktycznie, w tym aspekcie chyba różnię się nieco od innych, bo jestem w stanie uprawiać z nią seks, i jak pisałem wcześniej, jest to jedyna przyjemna rzecz, która występuje w naszej obecnej relacji. A i to nie zawsze się udaje. Jeżeli ma się nam powieść w pozostaniu parą, to chyba dobrze, że łączy nas cokolwiek pozytywnego, prawda? Dużo gorzej byłoby, gdybyśmy nie mieli już zupełnie nic, oprócz wyłącznie negatywnych emocji względem siebie. Z całą pewnością jej tym nie nagradzam, i z całą pewnością ponosi konsekwencje zdrady. Wielu z was potępiłoby mnie, a szczególnie kobiety, gdybym przyznał się, w jaki sposób potrafię się do niej odnosić, zwracać, jakimi słowami ją nazywać, i jak często to robię. Otóż bardzo wulgarnie i prawie codziennie. Zarówno słownie, jak i w mailach. Momentami nawet już tego nie zauważam, ona mówi, że weszło mi to w nawyk. Zdaje mi się, że ona mogłaby seks odbierać w sposób wręcz przeciwny do nagradzania. Mówiłem jej, że to już dla mnie coś zupełnie innego, niż przedtem - została wyłącznie fizyczność. Mogłaby odbierać seks w znaczeniu, że ja jej zwyczajnie "używam". To byłoby dość upokarzające dla kobiety, jak mi się wydaje. Przybliżę może trochę naszą obecną codzienność, żeby nie było wątpliwości, czy do niej lgnę, czy ona sprawuje nade mną władzę za pomocą swych niewątpliwych wdzięków. Dni bywają różne, tak jak różne są moje nastroje. Zmienia się to często, choć z czasem chyba coraz rzadziej. Bywa, że nie mam ochoty ani na nią patrzeć, ani z nią rozmawiać, bywa, że jestem na nią zły, wściekły, okazuję pogardę i obrzydzenie, bywa, że jestem smutny, zrozpaczony, załamany, i bywa, że czuję się nieco lepiej i jestem w stanie zachowywać się okresami niemal normalnie. Proszę mi wierzyć, w każdym z tych przypadków jest nieprzyjemnie, a często wręcz koszmarnie. Całe dnie upływają koszmarnie dla mnie i dla niej. Nie ma miłych okresów, oprócz naszych zbliżeń. Nie robimy razem nic, pomimo rad terapeutów, że powinniśmy starać się robić cokolwiek innego, niż siedzenie w domu i grzebanie się w jej zdradzie. Wspólne wyjście po zakupy to maks. Teraz już trochę to osłabło (na całe szczęście), lecz przez pierwsze 3 miesiące, bardzo dużo rozmawialiśmy o niej i kochanku, co razem robili, co ich łączyło. Gadaliśmy godzinami, bez przerwy do późnej nocy, zaniedbując obowiązki, zaniedbując dzieci. Zadręczałem ją pytaniami, wałkowaliśmy każdy szczegół po kilka razy, nie obywało się bez awantur, niemal rękoczynów. Do teraz ją wypytuję, lecz już nie 16 godzin na dobę. Gdy jesteśmy w pracy też o tym rozmawiamy - wysyłając sobie maile, zamiast skupiać się na robocie. Nie daję jej zapomnieć o tym, czego się dopuściła i co o niej myślę, lecz zaznaczam, że nie jest to forma kary. Nie robię tego specjalnie, po prostu stało się to treścią mojego życia i w naturalny sposób wylewa się to ze mnie. Nie chcę jej karać, bo uważam, że to nie da mi żadnej korzyści, zresztą jaką karę musiałbym zastosować za taką zbrodnię? I jak miałoby to pomóc w zbudowaniu czegoś nowego? Niektórzy chcą w ramach ukarania zdradzić, by druga strona poczuła i zrozumiała ten potworny ból. Ja jej tego nie zrobię - bo ją kocham, poza tym, poczułbym raczej, że sam siebie zdradziłem, zamiast czuć satysfakcję, i w końcu taki genialny pomysł przekreśliłby z pewnością tę niewielką szansę, by udało się nam utrzymać przy życiu nasz związek. A mnie naprawdę zależy, żeby się udało, mimo, że nie potrafię znaleźć drogi do tego celu. Zapewniam, że ona wie, że mnie bardzo zraniła, lecz jak głęboko - tego nie wie, nie potrafi się nawet domyśleć. To, że się od niej oddaliłem wie również dobrze. Jak wspomniałem, nie jestem jakimś napaleńcem, jak 15-latek, któremu aż uszami idzie, żeby mogła ze swojej uległości zrobić pasek do prowadzania mnie. Seks u nas występuje, nierzadko, czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale zawsze dobrze, pomimo pewnych przeszkód. I chwała, że chociaż tyle nam zostało, bo chyba nie kojarzylibyśmy wtedy już ze sobą nic, poza bólem, strachem i doliną nad dolinami.
Cytat
Natychmiast kazałem jej zrobić komplet badań na każdą zarazę. Zrobiła, widziałem wyniki, jest zdrowa.
Cytat
jest tutaj sporo tych z nas, którzy zatrzymali partnerów i "uratowali" rodziny przed rozpadem, funkcjonujemy i to nawet dobrze, ale utrzymać związek , a odzyskać to co najcenniejsze i wrócić do miłości, to dwie różne bajki;
Właśnie dzięki Wam, moja nadzieja nie gaśnie, że jednak da się coś takiego pokonać. Rady i sugestie od osób, którym się powiodło, są chyba najcenniejsze, choć mądre słowo zawsze ma wartość, bez względu na to, od kogo wychodzi. Czytałem jednak całą masę komentarzy w innych przypadkach, w stylu "kopnij ją w dupę" i tyle. Zero pomocy, zero konstruktywnej krytyki czy porady - brutalny, wręcz obraźliwy osąd od kogoś sfrustrowanego własną porażką. Cieszę się, że jak dotąd nic takiego u mnie z Waszej strony nie miało miejsca.
Cytat
nie bardzo rozumie jak definiujesz i jak rozróżniasz opuszczenie od osamotnienia;
wg definicji opuszczenie jest stanem osoby osamotnionej;
dlatego pytam co decydowało o tym, że wcześniej Ci to nie doskwierało tak bardzo jak teraz?
mówisz o byciu "soplem lodu" , wydawało by się, że taki sopel lodu to pod wpływem ciepła zostanie uszkodzony, musi się więc co najmniej z daleka od niego trzymać;
Cytat
pojęcie należności zawiera w sobie prawo własności; zobacz jak inaczej brzmiałoby "oddają się sobie";
to jest to pojęcie wolności o którym mówimy;
masz to dajesz ; a przyjmujesz to co dostajesz;
jak wymuszasz dawanie, czy silą, czy sprytem, w sposób świadomy, czy nieświadomy, to to jest miłość?;
zaakceptowanie faktu, że przyjmujemy tylko tyle ile dostajemy i to co dostajemy ułatwia życie; wolny człowiek zawsze może się do tego ustosunkować;
i tu masz absurd tego co dzieje się u Ciebie; ona mówi, że kocha, bo tylko tyle jest w stanie dać co daje i to nazywa miłością, Ty nie czujesz się kochany, bo tym co daje nie potrafi zaspokoić Twojej potrzeby; to samo miałeś u siebie wcześniej, dawałeś i nazywałeś to miłością, ale to nie było w stanie zaspokoić jej potrzeby;
rozumiesz już dlaczego mówimy Ci o tym, abyś szukał miłości w sobie i jej źródła?
Cytat
a gdybyś mógł stawić czoła temu dreptaniu w miejscu odpuszczając sobie to kontrolowanie, zrobiłbyś to?
ból to inna sprawa, bo wynika z Twoje napompowanego ego; poczytaj o tym jak ego działa i jak przestaniesz się tak okrutnie bać liposukcji, to będzie można coś z tym zrobić;
nienawidzisz tego bólu, ale go w sobie pielęgnujesz, to jest własnie największa parodia naszego działania po zdradzie;
Cytat
pojawiają się najsilniej, kiedy uprawiasz z nią seks, a jednocześnie mówisz, że ich nie prowokujesz? więc czemu sobie przynajmniej części z nich nie oszczędzisz?
Cytat
to są jakieś tam etapy;
pierwszy okres zaraz po, to okres kiedy silnie włączają się atawizmy i człowiek niczym zwierzątko kopuluje by ugruntować swoją pozycję w ludzkim stadzie; potem zaczyna to do niego dochodzić i przychodzi obrzydzenie, niby do partnera/ki a w sumie do samego siebie, w zależności jak to wszystko przebiega i co się dalej wydarzy, to przechodzi w różne formy; od anorgazmi i czasowej impotencji, po "obojętnie z kim jak i gdzie", byle tylko przekonać się, że można wrócić do normalności, jak się nie wraca,bo zazwyczaj w takim momencie się nie wraca, to zaczyna się zgorzknienie i pochyła w dół; ogromną rolę odgrywa też wiek i naturalny temperament; czy tez kolejne doświadczenia i ich przebieg z kimś innym; bo albo przełamią lęki, albo je wzmocnią;
na tą chwilę nie wiesz czy ona się z kimś na boku nie bzyka, mówisz zrobiła badania, bo kazałem;
a wiesz, że HIV wyjść może w badaniach po pół roku i takie badania powinna robić kilka miesięcy po ostatnim współżyciu z nim ?
to o czym piszesz, że do niej nagle coś dotarło, to równie dobrze może być fakt, że dotarło do niej, że oczekujesz panicznie zapewnień i jak Ci je da, to będzie mieć święty spokój;
dajesz komunikat "potrzebuje seksu i pustych zapewnień", to i daje Ci to czego chcesz;
co Ci ten seks i zapewnienia dają?
Cytat
Jej zdrada nie musiała być planowana , i wcale nie skierowana przeciw Tobie i rodzinie. Wcale nie musiała myśleć aby cokolwiek rozwalać , dała sobie przyzwolenie na romans , poczucie bliskości którego u Was już raczej przez problemy dawno nie było. Mogła na swój sposób kochać Cię i zdradzać , jej kochanek był być może tylko odskocznią z którym nic więcej jak romans nie planowała. Nie każdy nawet świetny kochanek w łóżku nadaje się na partnera życiowego , dużo kobiet to widzi po jakimś okresie romansu , że z kochankiem nic po za tym co jest tj. sex , miłe słowa , adoracja to wszystko czego może od niego oczekiwać , dlatego często romanse nie wytrzymują próby czasu jak dodatkowo często dochodzą wspólne często poważne zobowiązania typu dzieci , kredyty itp.
Jeśli masz dowody jej zdrady tak jak pisałeś to zabezpiecz je i nie dotykaj tego , nie czytaj bo tylko się tym dobijasz . Wałkowania cały czas jednego tematu zamęczy was oboje.
Mysle, że natrudniej jest Nam przyznac sie do pewnych slabosci z ktorymi nie radzimy sobie od lat. Wejrzyj w glab siebie a moze ujrzysz tam nadmiernie uzaleznionego od swojej partnerki czlowieka. Slabosc ta sprawia, ze jest Ci tym trudniej wyjsc z sytuacji w ktorej sie znalazłes. Wyrawała Ciebie ona z wygodnego stanu a stan ten brzmial - jestem Ja, Ona i to jest najwazniejsze.
Nowa sytuacja w ktorej sie znalazles to najwyzszy czas abys zmierzyl sie ze swoim lekiem przed nowym i nieznanym. Jest to rowniez czas na zakonczenie tego zwiazku. Twoja racjonalna czesc osobowosci juz dawno wie, ze to jedyna droga. Metoda wyparcia i walki moim zdaniem tutaj nic nie da. To co ona zrobila, to zdrada zbyt ciezkiego kalibru aby to wszystko moglo byc kontynuowane. Masz wybor albo Ty albo Ona. Jezeli Ty, to odejdz, wtedy pocierpisz jakis czas ale dojdziesz do siebie szybciej niz myslisz. Jezeli Ona, zostan, bedziesz cierpial do konca swoich dni.
Tym bardziej to wszystko jest obrzydliwe, ze wszystko zostalo zrobione "na sile". Ty kazales jej zerwac, nawet Ty napisales w jej imieniu. To żalosne odarcie z wlasnej godnosci. Ona w tym wszystkim gra role osoby pozbawionej kregoslupa moralnego i racjonalnego myslenia. Ty natomiast grasz role wybawiciela i w gruncie rzeczy Ty bardziej chcesz to ratowac. Nie ma tu przesłanek do kontynuowania malżenstwa, wszystko jest na "nie", tylko Ty chyba jestes slepy.
Pozdrawiam
Przebudziłes ja - z czym polemizuje dla jasności bo najczęściej to zwyczajnie dostajesz to czego oczekujesz, w końcu jest trudno sterowalna - ale budząc ja to już nie śpi - zagdza się ? To kontrola jest po co ? Gdyby jej się zdrzemnęło?
Nadal nie dostrzegasz odpychasz zdradę i realny obraz żony - tu miesza się właśnie ta idealizacja i zrzucanie z piedestału ... warto zrozumieć swoje postępowanie w tej kwestii .. tym bardziej wątpię w pobudkę - bo cóż ona ma znaczyć ? Odbudowanie uczuć czy brak kontynuacji romansu ? Na ten moment możliwe, ze pobudka realnie to tylko szybki kurs obsługi Ciebie w kryzysowej sytuacji ...?
To jeszcze nie jest dramatem ale tylko gdy jesteś tego świadomy nie przypisując na powrót nadprzyrodzonej mocy miłości i samej małżonce - złudzenia to jednak droga prowadząca raczej do nikad.
Cytat
Jak dotąd moja intuicja podpowiadała mi dość trafnie, jeśli chodzi o całą tę sytuację ze zdradą. Ale w tym przypadku jakoś milczy, to, co czuję, to chyba zwyczajny strach przed powtórką. Ciężko mi to przewidywać, mam straszny bałagan w głowie.
W tej chwili jesteśmy po pierwszym, wspólnym z żoną spotkaniu u terapeuty. Jak dla mnie nic to nie wniosło, ale przy pierwszym razie, to chyba dopiero zapoznanie się z nami i z problemem. Dowiedziałem się tylko, że jest dla nas szansa. Minęły już ponad 4 miesiące od wykrycia zdrady, a u mnie niewiele się zmieniło poza tym, że popadam w jakąś apatię, najchętniej bym chlał i spał. Myśli o tym i o nich, te obrazy itd. nie odpuszczają. Boli okrutnie. Żona powtarza, że mnie kocha i nie chce mnie stracić. Zapewnia, że w niczym nie kłamała i nie kłamie, i że z tamtym wszystko skończone. Między nami pogorszyło się, tzn. coraz mniej z nią rozmawiam, coraz częściej zdarzają się milczące dni. Temat jej zdrady siłą rzeczy także poruszamy rzadziej. Przestaję widzieć sens w naszych rozmowach, strasznie jestem tym już umęczony. Gdy zaczynam o tym mówić - oczywiście ona sama nie zaczyna nigdy, co zrozumiałe - to zanim odpowie cokolwiek, jest ciężkie westchnięcie, przewrócenie oczami itp - słowem wysyła mi sygnał pt. "ach skończ już o tym pier...ć" ale odpowiada, niechętnie, zdawkowo, ale jednak. Niestety łatwo wychwycić jej nieszczerość zarówno w tych odpowiedziach, i całej postawie, mowie ciała itd. Gdy ostatnio zapytałem czy jest ze mną szczera, przyznała, że nie jest, a po dwóch minutach stwierdziła, że jednak jest. Nie widzę sensu w nieprawdziwych rozmowach, stawką jest nasze małżeństwo i rodzina, a dla niej ważniejsze są jakieś pierdoły, z powodu których nie chce rozmawiać szczerze. O co tu chodzi? Gdy jej nie zaczepiam, ona również mnie nie zauważa. Coraz częściej mijamy się bez słowa, bez spojrzenia. Wygląda, że zmierza to w wiadomym kierunku. Mam ochotę się już poddać, coraz wyraźniej widzę, że to mi z nas dwojga naprawdę na nas zależy. Gdybym nie miał racji, ona zachowywałaby się inaczej, prawda?
Cytat
Prawda.
Szklana kula czy wizję w plomieniach ?
Cytat
Szklana kula czy wizję w plomieniach ? smiley
To chyba pytanie nie do mnie. Napisałem o tym, co usłyszałem od terapeuty. I tyle. Szklanej kuli tam nie zauważyłem. Dziękuję za cenną uwagę
Cytat
jeśli zdrada nie jest jakąś wpadką, gdzie ktoś będąc pod wpływem dajmy na to alkoholu zrobił jakąś głupotę, której niezmiernie żałuje, to nie jest tak, że oni z dnia na dzień potrafią się uporać z tym co zrobili i wziąć to na klatę;
nam zdradzonym za o wiele mniejsze i czasem banalne zaniedbania, trudno wziąć odpowiedzialność; silnie blokujące nas poczucie winny, za dużo mniejszą ślepotę, jest dla nas przez bardzo długi czas nie do udźwignięcia;
to są procesy; one muszą wybrzmieć; ja dopiero teraz, po ponad 6 latach i bardzo intensywnej pracy na sobą, mam zmiany jakich oczekiwałam po zdradzie i dopiero teraz w ostatnim czasie, miałam pierwszą rozmowę na którą czekałam przez lata;
zdradzający uciekają od konkretnych rozmów. bo czują się winni,paraliżuje ich wstyd, zaangażowani są emocjonalnie nadal w kimś innym, a panicznie boja się do tego przyznać, bo dla nich wiąże się z dalszą zdradą i zwyczajnie nie chcą ranić zdradzonych dalej, albo odpłynęli na tyle daleko, że w tym odpłynięciu trwają , bo wiąże się ono dla nich z odczuciem czegoś , czego poszukiwali i potrzebowali; to wszystko trwa;
Cytat
Cieszę się, że Ci się udało i gratuluję wytrwałości. Ja niestety nie jestem nawet w ułamku tak cierpliwy. Po 4 miesiącach nie zmieniło się właściwie nic, jadę na rezerwie. Trudno to ocenić, ale daję sobie, tzn. jej, jeszcze może kilka tygodni i chyba wszystko stanie się jasne. Przestaję mieć nadzieję, że ona się zmieni, zmieni swoje zachowanie wobec mnie, bo jak to - nagle postanowi okazać mi, jak jej zależy, ni z tego ni z owego zacznie być ze mną szczera? Szczególnie, że twierdzi, że jest szczera, mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, przecież okazuje, że jej zależy, bo zapewnia, że mnie kocha, przeprasza i prosi o szansę, wszystkie grzechy już wyjawiła i "co może jeszcze zrobić?" Na tym wszystko dawno stanęło i tak się toczymy ku końcowi. Ja tu jestem winien, bo tego nie zauważam i nie chcę przyjąć jej przeprosin... a po prostu nie potrafię zadowolić się półprawdą, tak niestety mam, że muszę dostrzec, dostać coś więcej. Nie wygląda, żeby zamierzała cokolwiek zmieniać, a wielokrotnie zaznaczałem, że w ten, jak dotąd, sposób, osiągniemy wyłącznie rozwód. Jedyny mój warunek, byśmy mogli ruszyć z tym bajzlem dalej, to jej szczerość. Tak jak piszesz - ona ucieka od konkretnych rozmów. Na moje oko głównym tego powodem, może być stopień emocjonalnego zaangażowania się w związek z kochankiem. Boi się to przyznać przed sobą i przede mną. Woli już rozpad rodziny, niż zmierzyć się ze wstydem, zranić mnie bardziej i jak często powtarza - boi się pogorszyć sprawę. Kompletnie nie rozumie, że jest odwrotnie - teraz ją pogarsza w moim przypadku. Ja cały czas czuję się zdradzany, gdy widzę, że unika, kręci, dąży do zakończenia tematu. Jeżeli nie upora się na czas i nie weźmie "na klatę" tego, co tak ochoczo i pracowicie narobiła, bo na zdradzanie miała mnóstwo werwy, a teraz siedzi i milczy, to finał może być jedynie smutny. Szansa na szczerość niestety maleje, bo już prawie nie rozmawiamy, ale idziemy jutro drugi raz na terapię, po kolejną "wizję w plomieniach"
Tak masz rację i bliźniaczą sytuację do mojej.
Tak naprawdę sama zdrada tylko w piękny sposób ukazała nasze upośledzenia w związku, ale to nie ona stanowiła główny problem, a postawa zdradzacza już po.
Też zapewnienia, że chce naprawiać, ale to tylko były puste słowa bez jakichkolwiek konkretnych działań. Strach przed szczerością z samą sobą i ze mną był silniejszy niż chęć ratowania rodziny. Mimo moich jasno i głośno komunikowanych oczekiwań wolała zostać przy swoim.
Ja po dwóch spotkaniach u terapeuty zrezygnowałem, uznałem, że nie będę płacić komuś 150zł za to żeby przekonywać ją do prawdy, którą przecież obydwoje znamy.
Zadaniem terapeuty nie jest dochodzenie do prawdy a pomoc w poukładaniu bałaganu na strychu gdy karty już są odkryte.
Czasem zastanawiam się czy to ja jestem j..bnięty czy ona:brawo
Cytat
tam gdzie dwie racje sporne są zasadne prawda bardzo często bywa pośrodku;
bo to jest w sumie pytanie, o to czym jest prawda;
dlatego osobiście uważam, że tak ważnym i istotnym jest wsłuchanie się w samego siebie i własne potrzeby; bo to dopiero wówczas możemy ocenić jasno, czy w danej sytuacji jesteśmy je w stanie zaspokoić; i przede wszystkim jasno je artykułować i stawiać wyraźnie nasze granice;
my sami, a nie ktoś nasze;
nie w każdej sytuacji możemy własne potrzeby zaspokoić, lub zaspokojenie ich wiąże się z powstaniem nowego rozdania; tego trzeba mieć świadomość;
oczekiwanie do drugiej strony by zaspokoiła nasze, bez uwzględnienia jej potrzeb, jest trwaniem w ciągłym niezaspokojeniu potrzeb którejś ze stron; a co za tym idzie ciągłym problemem z otwartą i dobrą komunikacją; i ciągłą zabawą w tworzenie szeregu zależności i trwaniu w nich ; a w dalszej kolejności wbijaniu się w uzależnienia;
Być może niefortunnym było użycie słowa prawda i przez to opatrzne zrozumienie przez Ciebie.
Pisząc prawda miałem na myśli sam akt zdrady, romans, zaangażowanie się emocjonalne w kogoś innego. Zupełnie nie miałem na myśli na tamtym etapie ustalanie odpowiedzialności za to co się stało bo tego mam pełną świadomość.
Wiem co moje i dawno to wziąłem na klatę. Zresztą również o tym głośno jej komunikując, zarówno na tych dwóch spotkaniach z terapeutą jak i rozmowach osobistych.
Wybacz, ale mając czarno na białym (mam na myśli dowody, na podstawie, których sąd orzekł winę) potrafiła się częściowo przyznać po czym za chwilkę negować, że romansu nie było...dlatego zadałem pytanie, że w pewnym momencie zastanawiałem się czy to ja zgłupiałem czy ze mnie robi się głupka.
Komentarz doklejony:
ale to wątek Morfeusza więc nie będę tu pisać o sobie.
Chciałem tylko autorowi zwrócić uwagę na to, że również miałem podobne zderzenie ze ścianą jak i on aktualnie. U mnie zakończyło się separacją z jej winy.
bardziej chodziło mi o to, że prawdą staje się zrozumienie, iż dane osoby nic głębszego nie łączy;
Cytat
No tak to była smutna, ale prawda. W tamtym momencie tak było i o tym wiedziałem bardzo dobrze.
Nie potrzebowałem płacić haraczu żeby ktoś to potwierdził hehe.
Takie uświadomienie, że nic Cię tak naprawdę głębokiego z żoną/mężem nie łączy jest cholernie bolesne. Nagle cały świat w jaki wierzyłeś dotychczas burzy się niczym domek z kart a Ty zostajesz sam niczym małe zagubione dziecko na pustyni.
Niektórym udaje się z iluzji przeżyć całe życie i są szczęśliwi, a może nie wydaje im się, że są szczęśliwi...
Komentarz doklejony:
* niektórym udaje się w iluzji przeżyć całe życie i są szczęśliwi a może wydaje im się tylko, że są szczęśliwi...
Nie będę próbował udzielać Ci rad powiem co zadziałało u mnie w bardzo podobnej sytuacji - podziw przyjaciółek mojej żony. Chodzi mi o to, że zdrajca nie nadaje na falach Zdradzonego - inne światy. Więc szkoda zachodu, syzyfowa praca...
Moja taktyka oparta była o doświadczenia pedagogiczne tzn bunt dziecka w relacjach z rodzicami, zauważyłem że mój syn chętnie przyjmuje moje uwagi kierowane w jego stronę przez np mojego brata, kuzynkę itd rozumiesz każdy tylko nie Ty...
Osobiście postarałem się zbudować pozytywne postrzeganie własnej osoby przez jej koleżanki i kolegów, ale głównie przez psiapsiółki.... cóż kupił nie kupił potargować się można - jesteście puki co razem kopnąć w żyć zdrajce zawsze zdążysz ale moim zdaniem warto spróbować tym bardziej, Szanowny Panie że mi się podoba Twoja żona do czasu zdrady.
Twardziel, mocny charakter z ikrą, zaradna, potrafi być głową rodziny....
Masz problemy by okazać uczucia, a od niej wymagasz?
Proszę nie zrozum opacznie jestem po Twojej stronie bo Ty nie jesteś zdrajcą tylko moim zdaniem wymagasz od niej czegoś czego ona nie potrafi rozumiesz? nie to że nie chce bo wydaje mi się ze chce, ona nie potrafi ot po prostu
To tak jakbyś z całym szacunkiem i z za przeproszeniem oczekiwał od kota że będzie latał.
Zacytuje pana szanownego : ,,widziały gały co brały" prawda Panie Szanowny
Moim zdaniem Pana żona zakończyła romans i podjęła decyzję by być z Panem i realizuje to jak potrafi najlepiej mimo że nie tak jak Pan to oczekuje
zdrowia życczę
Cytat
Różnie bywa. Znam takiego z IV piętra, który czasami lata, jego kolega z III też myślał, że potrafi, niestety już nie poleci
Zasadność mojego komentarza wynika z faktu, że Morfeus nie kopnął w żyć zdrajcy tylko hm dał sobie czas na podjęcie decyzji co za tym idzie rozważa wszystkie za i przeciw...
Jak sam pisze zdrajczyni ma wady ma i zalety, które on dostrzega więc moim zdaniem im prędzej połozy to wszystko na szalę i podejmie decyzję tym lepiej.
Zam to z autopsji, wiem więc, że nie łatwo.
Nawiązanie do kota i jego możliwości to taka moja obserwacja no wiesz z boku łatwiej, zresztą zawsze łatwiej udzielić rady niż samemu coś zrobić, wykonać zrealizować, w realu takim kozakiem nie jestem
zdrowia życzę
Żona powtarza, że mnie kocha i nie chce mnie stracić. Zapewnia, że w niczym nie kłamała i nie kłamie, i że z tamtym wszystko skończone.
przez pierwsze 3 miesiące, bardzo dużo rozmawialiśmy o niej i kochanku, co razem robili, co ich łączyło. Gadaliśmy godzinami, bez przerwy do późnej nocy, zaniedbując obowiązki, zaniedbując dzieci. Zadręczałem ją pytaniami, wałkowaliśmy każdy szczegół po kilka razy, nie obywało się bez awantur, niemal rękoczynów. Do teraz ją wypytuję, lecz już nie 16 godzin na dobę. Gdy jesteśmy w pracy też o tym rozmawiamy - wysyłając sobie maile, zamiast skupiać się na robocie. Nie daję jej zapomnieć o tym, czego się dopuściła i co o niej myślę, lecz zaznaczam, że nie jest to forma kary.
Szczególnie, że twierdzi, że jest szczera, mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, przecież okazuje, że jej zależy, bo zapewnia, że mnie kocha, przeprasza i prosi o szansę, wszystkie grzechy już wyjawiła i "co może jeszcze zrobić?"
Skoro chce to naprawić, to dlaczego tak bardzo się ogranicza, zasłaniając się tym, że oprócz tego, co już robi (terapia, wytrzymywanie moich reakcji i "kocham cię" raz na tydzień) niczego więcej nie potrafi zrobić? Owszem, dba o mnie tak jak zawsze - posiłki, pranie, chęć seksu (dużo lepszy i częstszy) itd., jednak dla mnie to za mało.
Czy jeżeli jej intencje są prawdziwe, to nie powinna sama bez względu na cenę coś pokazać, a nie ciągle pytać co ma zrobić?
teraz tylko siedzi, milczy, próbuje stworzyć atmosferę, że nic się nie wydarzyło i oburza się, gdy mówię, że g...wno robi.
miała dość czasu, żeby coś przemyśleć i zacząć coś działać. Zmarnowała go na kłamstwa i milczenie.
Chcę zaznaczyć, że z kolei ja się staram. Ona nie może dostrzec wszystkiego, bo ta walka toczy się w moim wnętrzu.
Morfeuszu, z tego co piszesz wynika, że żona żałuje swojej zdrady i stara się jakoś naprawić to, co bardzo trudne do naprawienia. Widoczne jest, że zależy jej na Tobie. Mówi o tym, ale także działa - dba o Ciebie, chodzi (chodzicie?) na terapię, stara się być blisko, także fizycznie, skoro na tym etapie uprawiacie seks. Wydaje się, że całkiem szczegółowo znasz historię jej zdrady. Więc naprawdę wcale się nie stara czy Twój ból nie pozwala Ci dostrzec tych starań?
Twierdzisz, że tak jest, ponieważ ona nie potrafi zachować się tak, jak tego od niej oczekuję.
Czego od niej teraz oczekujesz?
Nie doradzam Ci, nie jestem specjalistę, nie jestem Tobą, a przecież każdy człowiek jest inny. Napisałem Ci jak ja sobie poradziłem, napisałem że ja dałem radę nawet nie wybaczyć tylko hm...nauczyłem m się z tym żyć to chyba takie najbardziej prawdziwe określenie.
Nauczyłem się z tym żyć i wiesz co po 10 latach jazdy mam kumpla w domu.
Dlaczego nie odszedłem? Syn którego uwielbiam z wzajemnością koneksje rodzinne mojej żony (połowa rodziny pracuje w sądzie tzn sędziowie prokuratorzy) więc wiedziałem że szanse małe i wspólnie z synem chcieliśmy poczekać do momentu ukończenia przez niego 18 lat...
Powiem tak ja znalazłem u niej piętę achillesową jak nie chcesz pogonić zdrajcę znajdź u niej jej pietę i tyle
Szanowny jeżeli dajesz radę uprawiać z nią sex to nie dotknęło Cię to tak jak mnie więc masz dużo lepszą sytuację bo co by nie mówił, co by nie gadał sex scala związek.
Nie pogoniłeś, nie odszedłeś wiec warto wypracować coś co ciężko będzie jej że tak się wyrażę olać. Wiesz każdemu ciężko jest wracać do miejsca, w którym się nędznie czuje, gdzie idąc już w drodze zastanawiasz się z której strony padnie cios i jaka waga będzie tego ciosu, czy dasz ragę go udźwignąć, poradzić,zneutralizować... co by nie gadał zła atmosfera nie pomaga...
Zrobisz jak zechcesz to Twoje życie ale moim zdaniem albo naucz się z tym zyć albo....ła się
Ona się nie zmieni - tak mi się wydaje 0 w jej mniemaniu ukorzyła się już wystarczająco i nie zrozumie Twoich dalszych oczekiwań pokutnych na zasadzie syty głodnego nie rozumie.
Z tego co na jej temat pisałem to tzw konkrecizna więc jak deklaruje ze romans zakończyła to zakończyła, jak deklaruje ze chce być z Tobą to chce ,,,
Twój wybór
Zobacz co się stało, do Waszych starych problemów i nie spełnianych oczekiwań doszło jeszcze odrzucenie Ciebie przez nią. Chcesz od niej dowodów, że tak nie było? że jesteś wciąż najważniejszą osobą w jej życiu? Nawet jak teraz znowu jesteś, to z jakiego powodu? Nic nie ma na zawsze, wszystko jest zmienne.
Zadałeś chociaż sobie pytanie, co znaczy dla Ciebie a co dla niej, że kocha?
Nie jest czasami tak, że skoro nie okazywałeś zainteresowania, nie podziwiałeś, nie okazywałeś uczuć to nie kochałeś? Jej powrót do trybu- standard, nijak się teraz ma do twoich wyobrażeń tego co było, więc nie załatwi sprawy.
Potrzebujesz potwierdzeń, ale czego? że jesteś kochany?
Jeśli żyjesz dla uznania innych, umrzesz, gdy Cię odrzucą
Komentarz doklejony:
Radocha,
Cytat
I jakie masz zdanie o tym kumplu, który własnego rozumku i zdania nie ma a tylko ulega wpływowi otoczenia i nawet nie widzi, że zmanipulowanego? Ktoś inny musi jej mówić co jest dobre a co złe i co się jej opłaca a co nie? Krewetka, która sama nie wie czego chce.
Nie szanuje, nie doceniam, nie potrzebuje, nie znam wartości ale skoro dla innych ma coś wartość to na wszelki wypadek wyciągnę ze śmietnika. Niechcący trafił mi się gadżet, którego nie potrzebuje, ale na innych robi wrażenie, jestem pusta i próżna, więc dzięki niemu mogę błyszczeć a to mnie dowartościowuje.
Doświadczenie pedagogiczne?
Klasyczna manipulacja przez szukanie sprzymierzeńców i wywarcie presji otoczenia. To rodzaj wymuszenia lub narzucenia postrzegania, które nie jest samodzielnie wypracowane a przejęte od kogoś. Narażenie się przyjaciółkom czy teściowej to koniec związku, bo już nikt jej nie będzie zazdrościł a gra pozorów jest najważniejsza dla kobiety sukcesu.
Konkurencja z innymi samicami to silny atawizm. Przez posiadanie faceta, który im się podoba jest w końcu w czymś od nich lepsza.
Jak Ty piszesz to wszystko wydaje się takie proste:cacy
Odnośnie zdrady klasyczne rozwiązanie w naszym kraju Polsce to szabla w dłoń i cięcie, oczywiście w Polsce zdrajca to ktoś komu nie powinno się podawać ręki i słusznie.
Widzisz ja jestem Polakiem ale mój rod to Tatarzy więc mam trochę inna duszę choć za kraj nie będę walczył w drugim szeregu zresztą moi przodkowie nie raz krew przelewali.
Troszkę o sobie: Moja rodzina prowadzi szkolę walki (dziadek założył). Rodzic mój nie wyobrażał sobie bym ja jego syn w wieku 6 lat nie zasilił szeregu adeptów.
No więc kończąc podstawówkę miałem 3 kyu w aikido (pas czerwony z czarną kreską) Musisz wiedzieć że jest to sztuka walki, której filozofią jest wykorzystanie siły przeciwnika do zwycięstwa nad nim.
Szkoła walki to też i szkoła życia zapewniam Cię że przyjaźnie zawarte w szkole są dozgonne przynajmniej ja nigdy się na nich nie zawiodłem i ja nigdy nikogo z moich przyjaciół nie zawiodę. Dodam też że mój rodzic kierowca tira jest tez tzw złota rączka - chciał nie chciał musiał - nauczył mnie spawać tig półautomat i palnik gazowy, potrafię kłaść glazurę terakotę, kłaść gładź, murować, naprawiać samochody (blacharstwo lakiernictwo) oczywiście prawo jazdy ABCD
mam licencjat z biotechnologii medycznej, służyłem w Wojsku Polskim na misjach potrafię przebiec 5 km w niecałe pól godz.
Moja żona 2 wicemiss regionu nie startowała dalej bo jej rodzina zabroniła...
Znamy się od piaskownicy z taka różnicą, że ona z tych bogatych zamknięte osiedle itd itp No więc i towarzystwo inne, wczasy za granicą...
No więc u nich rej wodził nazwijmy go Piotrek tez bogaty wysportowany...
Wybrał najlepszą koleżankę mojej żony ....
Dlaczego żona zwróciła na mnie uwagę?
Po powrocie z misji miałem 28 lat i byłem raczej najlepsza partią z tych niezaobrączkowanych ( żona rok młodsza)
Po narodzinach syna sex hm tylko na moje wyraźne naleganie .....
Odnośnie manipulacji w moim wykonaniu ...
Po odejściu z armii założyłem działalność gospodarczą nic wielkiego roboty wykończeniowe, kupiłem tez ładowarko spycharkę a w wolnych chwilach naprawiam samochody, dodatkowo z racji wykształcenia pracuje jako przedstawiciel firmy farmaceutycznej.
No więc cała ta moja manipulacja polega na tym, że znajomi mojej żony korzystali i korzystają z usług mojej firmy - zwyczajnie widzą kim jest jej mąż co potrafi.... Yorik Yorik Yorik :cacy
Szczerze mówiąc to własnie jej najlepsza koleżanka na wspólnym grillu zaczęła pod wpływem alkoholu porównywać swojego męża czyli obiekt westchnień mojej żony do mnie ...fizycznie też no cóż Piotr jako dyrektor w korpo zapuścił delikatnie mówiąc brzusio
Widzisz Yorik ta własnie akcja spowodowała zwrot postrzegania żony mojej skromnej osoby.
Osobiście do rozwodu przygotowywałem się wiele lat, w miedzy czasie kupiłem za własne rudere i tysiąc metrowa działkę. Oczywiście z rudery zrobiłem domek nic wielkiego 98 m kwadratowych powierzchni mieszkania i trochę strychu i piwnicy, działeczkę urządziłem, tak że mojej żonie szczeka opadła jak ją obiekt jej westchnień i jej znajome i ich mężów zaprosiłem na grilla ....
Moja manipulacja polegała na tym, że jej koleżanki głośno wyrażały swój podziw, a ich mężowie upewniwszy się, że to wszystko co widzą wykonałem z niewielką pomocą mistrza murarstwa zresztą mojego przyjaciela ze szkoły walki nie szczędzili słów uznania- ludzie ci albo nie chwalą w ogóle albo bardzo rzadko.
Tak jak wcześniej napisałem trwałem w związku bo uwielbiam syna z wzajemnością, tak jak wcześniej pisałem rodzina mojej żony to prawnicy ....
Co mogę dodać...jak skończył się sex miedzy nami po zakomunikowaniu mi zdrady małżeńskiej poinformowałem swoja żonę, że przysięga mnie nie wiąże i nie mam zamiaru wstąpić do zakonu np karmelitów bosych ..
Nie uprawiałem sexu z inna nie dlatego, że jestem jakimś twardzielem z zasadami tylko dlatego że nie było okazji a to dlatego, ze uciekłem w pracę ...
Co jeszcze jeżeli byłem konkurencją dla innych to nie mój problem tylko tego kogoś, co do teściów i brata rodzonego żony, żyją sobie w błogiej nieświadomości przekonani, że mają super córek i siostrę - moja tatarska wschodnia dusza pozwala mi ukrywać swoje emocje nawet e bardzo silne wiec z moimi teściami i szwagrem mam bardzo poprawne relacje, z mojej rodziny wie o tym tylko brat dlaczego?, dlatego, że tak zostałem wychowany tzn w mojej rodzinie jest przysłowie :zły ten ptak co w swoje gniazdo sra"
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że własnie ta najlepsza psiapsiółka mojej żony dostawiała się do mnie na balu sylwestrowym, zaczęło się od tańców....
Mało tego po kilku drinkach nazwijmy ja Gosia była na tyle szczera, że cała paczka mojej żony usłyszała o drewnianych nogach Piotra o jego brzuchu o tym, że się poci w trakcie sexu ....długo by mówić pokłócili się on wyszedł krótko po północy
Oczywiście tańczyła ze mną prawie cały czas, mając w pamięci wyczyny:niemoc mojej lubej na wcześniejszych balach nie miałem sobie nic do zarzucenia, nawet nie bardzo mnie interesowało jak to tłumaczyła reszcie towarzystwa moja luba
Propozycje pójścia na górę obróciłem w żart nie dlatego, że jestem szlachetny tylko dlatego, że mam tak iż po wypiciu większej dawki alkoholu marny ze mnie samiec -rozumie, że nie muszę tłumaczyć?
Więc własnie takiego typu moje manipulacje sprawiły, że moja żona po kilkunastu latach małżeństwa zaczęła walczyć o nas Nas to ci dopiero.
Yorik jakie ja mogę mieć zdanie? powiedziałem kumpel nie przyjaciel prawda?
Jakie mam zadanie...widzę radość syna, widzę radość moich rodziców i wiesz co jeszcze Yorik mam potężną olbrzymią satysfakcję bo widzę, że dotarło do niej kogo straciła i co straciła. Nie robiłem jej kłótni nie robię wyrzutów sama sobie robi płacze teraz często jak myśli że nikt nie widzi, boli ją to że urywam rozmowę jak che pogadać o planach na przyszłość. Jest kumplem Yorik rozumiesz? kumplem nie przyjacielem.
Moi przyjaciele twierdzą że jestem wrażliwym człowiekiem więc nie mogę powiedzieć że mnie nie rusza płacz itd ale widzisz tak długo zaciskałem zęby, że raczej ciężko mi teraz odpuścić po za tym my Tatarzy podobno w odróżnieniu od Słowian potrafimy być mściwi więc ja mam radochę jak widzę że ona wie że jedyne na co może liczyć to to że będziemy nie z sobą tylko obok siebie, nie trzymam jej na siłę, nie sprawdzam, nie kontroluje...chce jest nie chce droga wolna
Zwyczajnie po ludzku jestem pewny że dostrzega co straciła
Może chaotycznie ale chyba tyle o mnie
Wtedy jej oczęta zostaną przy Tobie, czy potoczą się w ślad za pożądliwym wzrokiem koleżanki ?
Bo tego ją w sumie uczysz i to w niej utrwalasz, taką postawą.
Choć tak jak mówisz, w jej wypadku, osoby silnie zależnej od koleżanki, to może być jej słabiutki punkt, i w tym wypadku, na ten czas, taka metoda może być bardzo skuteczna.
O tym tutaj wielokrotnie mówimy, że można kogoś zatrzymać, przez manipulację, tylko, że to ma krótkie nóżki. Bo odzyskujesz kumpla, a nie partnera/partnerkę. Możesz sobie wypracować wygodny dla Ciebie układ, ale nie odzyskasz miłości
No właśnie tu jest pies pogrzebany. Czasami zauważam jej starania, innym razem wydaje mi się, że ona zachowuje się jakby nic się nie stało. Nawet gdy się stara, mam poczucie, że albo są to sztuczne, nieszczere gesty, obliczone na przekonanie mnie o jej skrusze, albo te starania to dla mnie zwyczajnie za mało w porównaniu z tak dobitnym sygnałem, co o mnie sądzi i jak łatwo zamienia mnie na jakiegoś pierwszego lepszego, obcego faceta. Są niewystarczające, by przekonać mnie, że mnie kocha, naprawdę żałuje i chce to naprawić. Wiem, że to, co zrobiła jest po prostu niewybaczalne, ona chyba również to wie. Chciałbym potrafić tak, jak Radocha - nauczyć się żyć ze świadomością kim jest moja żona, kim ja jestem dla niej, ile warte są dla niej moje uczucia, nasza przeszłość, małżeństwo... No wyraźnie pokazała, że to wszystko jest warte mniej, niż zainteresowanie jakiegoś palanta z internetu, więc nie wyobrażam sobie wciąż, jak mielibyśmy kontynuować ten związek. Stwarzać wszystko od zera na milionowym kredycie? Po 22 latach, które ona lekką ręką wyrzuciła do zsypu, bo miło do niej ktoś zagadał? Kolejne 20 lat, przez które nie zbudujemy już nic tak silnego, będą dla niej więcej warte? Niby dlaczego? Ilu jeszcze facetów zaczepi ją przez ten okres czasu? Dlaczego miałaby zareagować inaczej, niż wtedy? Gdy zapytałem ją dlaczego odpowiedziała na jego zaczepkę i kontynuowała pisanie z nim (pierwsza konwersacja była już na miliony znaków) nie wspominając już o rozmowach telefonicznych po 40 minut, odpowiedziała - bo był sympatyczny. I tyle. Tyle jej wystarczy. Trzeba być po prostu sympatyczny, żeby bzykać moją żonę na skinienie palcem. I jej zdaniem to nie jest k...wstwo. Nie wie, co to dokładnie jest, ale na pewno nie k...wstwo... (!)
Czego od niej teraz oczekujesz?
Chciałbym, żeby przekonała mnie, że mnie kocha. Nie wiem jak może tego dokonać po takiej demonstracji braku miłości i szacunku. Oczekuję od niej wehikułu czasu, magicznej różdżki, pierścienia Arabeli. Oczekuję niemożliwego, ale co poradzę? Jeżeli się nie uporam i nie zaakceptuję jej takiej, jaką się okazała być, to będzie koniec związku. Jak pogodzić się z czymś takim? Na razie jeszcze czekam na cud, sam nie wiem dlaczego. Dla dzieci? Ze strachu, że nie przestanę jej kochać nawet po rozwodzie i dalej będę cierpiał? Sam nie wiem, nadzieja umiera ostatnia, więc jeszcze czekam...
w jej mniemaniu ukorzyła się już wystarczająco i nie zrozumie Twoich dalszych oczekiwań
Właśnie tego się obawiam. Wszystko wskazuje na to, że to tyle z jej strony, reszta należy do mnie. W takiej formie ja tego nie udźwignę. Zostawiamy to tak, jak jest, i żyjemy sobie z tym dalej, jako małżeństwo. Tak ma to wyglądać? Mam w dpie takie małżeństwo.
Yorik, piszesz, że chcę wrócić do wyobrażeń o nas sprzed zdrady, mimo, że jej były inne, niż moje, a te moje to dziecinada. Możesz mieć rację, niestety. Moja dziecinność polegała na marzeniu o wiernej żonie, a jej pojęcie związku małżeńskiego łączy się z dawaniem na boku. Ewidentna sprzeczność interesów... Otwarty związek bez lojalności zupełnie mi nie odpowiada... Jak tu dojść z nią do porozumienia, skoro tak kłamie - mówiła, że chce być tylko ze mną i jednocześnie się puszcza. I co z taką zrobić? Odpowiedź nasuwa się tylko jedna, mimo uczucia. Kolejna, i to tak gigantyczna porażka w moim życiu? Coś jest ze mną naprawdę nie w porządku. Boję się już zasypiać ze strachu przed obudzeniem się
Pewnie nie dostanę dowodów, że jestem dla niej najważniejszą osobą na świecie, bo tak zwyczajnie nie jest. Ona sama jest tą osobą. Czy zapytałem siebie, co oznacza miłość dla mnie i dla niej? Tak - dla mnie oznacza np. wierność, dla niej najwyraźniej np. rozwiązłość. Za taką miłość chyba jednak podziękuję, ale moja dziecinność/głupota karze mi jeszcze poczekać na ten cud...
To, że nie wspierałem, nie okazywałem zainteresowania itd. nie oznaczało, że nie kocham, choć owszem, tak mogło to dla niej wyglądać, nie przeczę. Zaniedbałem nasz związek, ale nie z powodu braku miłości do żony, tylko z powodu problemów i zapadaniu się w depresję. Ona zaniedbała nasz związek z powodu braku miłości. Niezbitym dowodem jest jej zdrada. I to jaka.
Ani ja, ani ona, nie chcemy wracać do tego co było przedtem, przed zdradą, rozmawialiśmy o tym. Musielibyśmy wypełnić te braki, które mieliśmy, nauczyć się komunikować, umówić się na nowe "zasady". Ale jak tu umawiać się z oszustką?
Nie chcę się rozpisywać o mnie bo to wątek Morfeusa nie mniej powiem Ci tak ja dla mojej żony byłem tym drugim.
Ten nazwijmy go Piotr to była miłość jej życia chodzili ze sobą w podstawówce, w liceum ich rodzice przyjaźnili i przyjaźnią się do dziś.
Dlaczego wybrał jej najlepszą koleżankę?, nie drążyłem zresztą nie interesowało mnie to. Poinformowała mnie o zdradzie jak wróciła z ,,babskiego wypadu" Zdrajczyni pije niewiele więc szczeka mi opadła jak widziałem ja w stanie no może nie nieważkości ale język jej się plątał i się zataczała....
Zaśmiałem się i to zdrajczynię tak zdenerwowało, że była szczera do bólu, jasno i dobitnie powiedziała mi, że mimo iż jest ze mną to nigdy nie będę dla niej tym kim jest Piotr, że to jego nosi w sercu, nawet jak sex ze mną uprawia to myśli o nim, no i barwnie i ze szczegółami opowiedziała o barabara z nim ...
Wyszedłem do brata upiłem- uchlałem się u niego tak, że następny dzień do niczego się nie nadawałem, aha dlatego i tylko dlatego on się dowiedział.
Nie jestem jasnowidzem ale wydaje mi się prawdę mówiąc jestem na 99,9% pewny, ze z kimś innym by mnie nie zdradziła a to dlatego, że jej rodzina to nie zdrajcy, tzn są to ludzie z zasadami. Widziałem jak często udzielali bezpłatnie porad prawnych...no nie będę opisywał zresztą ona znaczy zdrajczyni z racji swojej urody miała bardzo wielu adoratorów i nic ci z jej grona twierdzą że to królowa lodu...
Morfeus po akcji, o której pozwoliłem sobie napisać w wielkim skrócie zaczęła bardzo zabiegać, starać się, nawet zaczęła pisać miłosne esmesy, prowokować mnie w mieszkaniu, próbuje się przytulić szczególnie w obecności syna, próbuje organizować wyjścia we dwoje, brak mojego zainteresowania zamieniła na wypady w troje, np u boku mając syna proponuje wypad na Ślężę...
przy moich lub jej rodzicach próbuje mnie całować, siada na kolana, przytula się.
Moi rodzice jej nie poznają brat tylko kręci głową...aha mojej mamie pomogła umyć lodówkę...jakbyś ją znał to byś nie uwierzył...Brata syna zabiera na wycieczki (bo mój i jego syn to najbliższa rodzina - odkrycie)
Rok temu miałem wypadek w trakcie naprawy samochodu mocno oparzyłem lewą nogę (opary benzyny zapaliły się w kanale) ...panie kochany jak ona się starała to pielęgniarki były zachwycone, no może nie wszystkie Gosia pracuje jako oddziałowa w tym szpitalu choć na innym oddziale niż ja leżałem
Kilka razy zdrajczyni ,,nakryła" nas sam na sam (tylko rozmowa ale zdrajczynie nie wie chyba że jej Gosia opowiedziała) bo Gosia załatwiła mi izolatkę i wyraźnie była niezadowolona jak zdrajczyni przyjeżdżała zresztą od czasu pamiętnego balu sylwestrowego przyjaźń miedzy paniami hm chyba osłabła.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że naszedłem zdrajczynię jak przeglądała mój telefon śmiech warte co?
Zaczęła mi kupować koszule na wyjście choć wychodzę z nią rzadko i popłakała się jak jej kazałem te koszule i inne tam oddać do sklepu albo wynieś do pojemników dla biednych albo Piotrowi (oczywiście kpina bo ja 182 cm i 80kg), aha ponieważ moja wschodnia dusza jest pomocna w tłumieniu emocji na imieninach Piotra zapytałem w obecności zdrajczyni, która jest lepsza w ,,te klocki" tzn zdrajczyni czy Gosia...
Mina jego była bezcenna, zdrajczyni nie lepsza chodzi o to, że jak wcześniej napisałem Piotr ma 180 cm wzrostu, a teraz około 130 kg wagi, choć oczywiście w momencie zdrady miał brzuszek ale jeszcze to nie wyglądało źle...
No cóż poszedłem za ciosem i zaproponowałem już w obecności Gosi niby w żartach zamianę żon Piotrowi, Gosia w żartach zapewne zgodziła się chętnie, a zdrajczyni stwierdziła ze to nie jest zabawne, Piotr coś próbował się odezwać, ale Gosia radziła mu mnie nie prowokować (na początku dopuszczałem możliwość obicia mu buzi i to tak bardzo mocno)
Widzisz Morfeus około 10 lat zaciskałem zęby, byłem ten drugi, po zakończeniu sielanki tzn po porodzie (rok po ślubie) sex to jak na uszach stawałem choć wydawało mi się, że dopasowani jesteśmy dobrze (ale to może moje ego)
Takie wyczekiwanie też nie trwało długo bo jak syn miał 3 lata to wtedy własnie usłyszałem co usłyszałem.
Piszę o tym bo moim zdaniem nic Ci nie da rozżalanie się dołowanie się i jej i jeszcze dzieci (widzę jak syn odżył, jak częściej się uśmiecha) i wiesz co zatoczyłem koło okrzepłem.
Amor twierdzi, że ona dostrzega mnie bo koleżanki mnie dostrzegają, wiesz to nie mój problem tylko jej bo ja nauczyłem się obok niej żyć, nie mam obiektu westchnień, mało tego z racji pracy dla wielkiej farmy otoczony jestem kobietami, są w porządku, stopa koleżeńska, ale zdrajczyni o tym nie wie i widzę, że boli ja to jak np nazwijmy to Romcia odwozi mnie z pracy, albo jak naprawiam auto nazwijmy Agnieszce w garażu....
Morfeus ja Ci nie doradzam ja pokazuje inną drogę tyle w temacie
Komentarz doklejony:
Jedna z tych myślicielek , która myślała , że dziecko naprostuje jej myślenie i uczucia .
Powiem Ci tylko....nie warto ratować. Teoja poszła na całość z jednego powodu - nie kocha Ciebie i tyle a Ty się łudzisz, że pokocha.
Niestety to se ne wrati. Im wcześniej do tego dojrzejesz tym lepiej dla Ciebie. Ja jestem jeszcze w małżeżstwie, ale od roku nie mam seksu, uczucia, przyjaźni, lojalności, szacunku. Nawet ręki nie jest w stanie mi podać gdy dostaje ode mnie kwiaty na urodziny.
Morfeuszu, takie życie już z obcym człowiekiem nie ma sensu. Męczarnia dla wszystkich w rodzinie.
Morfeus pisze, że jest w stanie ze swoją zona uprawiać sex....
Pokazuje dwie drogi
Pierwsza klasyczna czyli ciecie szablą pogonienie zdrajce z orzekaniem jego winy taka typowo Lechicka
Druga to spróbować...
Spróbować, ale nie na zasadzie cierpiącego pokrzywdzonego ..tylko na zasadzie mądra Polka po szkodzie - jak zwał tak zwał...
Proponuje mu by:niemoc spojrzał w lustro i zapytał siebie co w nim widzi jego zona czy tez jakim go widzi jego żona...
Zasadność moich wpisów jest taka, że przecież nie pogonił zdrajcy.
Mało tego w/g mnie bardzo to wygodne dla zdrajcy by go pogonić lub na miętko darować bo to oznacza kapitulacje.
Matrix moja żona napisała do mnie list na tyle osobisty, że pozwolę sobie powiedzieć iz dotarło do niej kogo traci.
Bylem zaskoczony w jaki sposób namówiła mnie na sex ...
Na dziś mam kumpla w domu, wracając wiem, że mam dom, że mój syn jest szczęśliwy.
Jednym z powodów dla których nie pogoniłem zdrajcy były doświadczenia mojego przyjaciela ze szkoły walki: ożenił się z rozwódką zdradzaną i bitą przez męża, miła powierzchowność jego rodzicielkę po rękach całowała za takiego syna. Twardziel radzący sobie, wykształcenie wyższe magisterskie, właściciel pokaźnej liczby starych aut i co..
kilkanaście lat małżeństwa dwójka wspaniałych dzieci wyjazd żony do sanatorium i ciach po małżeństwie, mało tego chciał jej darować i nie ruszyło to jej.
Powiedz matrix jaką to ja miałbym pewność, że ta następna mnie nie zdradzi???
Klasyk :,, na co szukać nowego wroga jak stary jest pod ręką ?"
Napracowałem się i moim zdaniem opłaciło się
Nie obraziłem się na cały świat, nie oczekiwałem, nie żądałem, nie stawiałem warunków, postarałem się by kobieta, którą adorowało wielu facetów, która miała wszystko podane na tacy, która nigdy nie musiała się o kogoś lub o coś starać dorosła.
Powiedz mi matrix znasz kogoś kto odczuwa radość po wywaleniu zdrajcy na zbity pysk?
Widzisz ja mam i satysfakcje i odczuwam radość
Oczywiście to droga, którą ja pokazuje, jeszcze raz pokazuje nie namawiam tyle w temacie
A Gosia wciąż czeka i chce mieć pierwszego nie drugiego :niemoc
Cytat
Nigdy nie ma pewności , że partner nas nie zdradzi , wielu z tego portalu dałoby sobie uciąć rękę , że ten problem ich nie dotyczy lub nie dotknie . Bardzo duże znaczenie ma dobranie się już na starcie związku , tak jak i wychowanie w domu.
Cytat
Oczywiście , że znam taką osobę , na portalu jest ich sporo pewnie mogliby Ci opowiedzieć jak niezbyt fajnie kończyły się ich związki , poczytaj starsze historie tu na Zetce , niestety nie zawsze ludzie potrafią się w miarę normalnie rozstać . Mam też kumpla , który nie wyobraża sobie powrotu żony do domu zresztą ma wygraną sprawę o nękanie przez żonę , potrafiła robić mu włamania z kochankiem do domu przy pomocy łomu , wyrzucać rzeczy z szuflad .Jak sprawy za daleko pójdą w nienawiść i wzajemne utrudnianie życia przychodzi moment , że masz dość takiej osoby i najlepszym co może Cię spotkać to spokój psychiczny. I żeby nie było sam pozostałem w związku po zdradzie , też mam w żonie kumpla czy też przyjaciela , owszem to jest bardzo ważne , ale to nie wszystko , każdy wyznacza sobie sam priorytety na życie . Odbudowa związku powinna dotyczyć wszystkich jego aspektów także i sexu , świadoma rezygnacja 1 osoby z tej sfery niestety może doprowadzić do powtórki , a już napewno oddala 2 osoby od siebie. To jak życie brata z siostrą , albo 2 przyjaciół . Można i tak o ile jest to dogadane i zaakceptowane przez oboje ludzi .
Morfeuszu mnie też szarpało tak jak i Ciebie , w myślach wyznaczałem sobie coraz to nowe terminy rozwodu i taki był najgorszy pierwszy rok , dziś też nie wykluczam , że kiedyś nastąpi ale jeśli już to będzie bardzo świadoma decyzja nie pod wpływem złego humoru lub podniesionych emocji . Trzymaj sie
Cytat
a my w sumie zwracamy uwagę na to, że tych dróg jest o wiele więcej
Cytat
ja po zdradzie, i głębszym wejściu w temat, nauczyłam się jednego; i to w sumie najcenniejsza lekcja, jaką z tej zdrady wyciągnęłam; a mianowicie, by jak ognia w swoim życiu unikać bidnych misiów, co to za wszystko złe, jakie ich w życiu spotkało obciążają połowice lub wszystkich wokół, tudzież po skrajnej podają w poczucie winy, za to co im się przydarzyło, samobiczowanie i walenie z tego powodu głową w mur;
reasumując, w moim odczuciu Twój kolega już na starcie szanse miał niewielkie łyknął drętwą gadkę o nieskazitelności i braku udziału w tym co mu się przytrafiło i związał z wieczną ofiarą, niezdolna do głębszej lub jakiejkolwiek refleksji, do tego tak sprytną, że na próżności staruszki grała
Morfeus
Cytat
terapeuta nie jest od tego by ratować związek, tylko by w sumie pomóc osobom głębiej wsłuchać się w siebie i podjąć najlepszą z możliwych decyzji, dla danej pary, co do tego co zrobić dalej po zdradzie
Cytat
taka satysfakcja nie uciszy Twojego bólu; a i trwać może króciutko
więc rób co chcesz , ale na cuda związane z poprawą samopoczucia raczej się nie nastawiaj;
po latach gro z nas żałuje takich zachowań i zwyczajnie się za nie wstydzi - to powinieneś wiedzieć
Komentarz doklejony:
*łyknął drętwą gadkę o nieskazitelności i braku udziału w tym co JEJ się przytrafiło i związał z wieczną ofiarą
Co do postawy osoby zadradzającej na początku nigdy nie będzie dość dobra. Jeśli jest szczera do bólu, opowiada szczegóły, to one Cię męczą. Jeśli daje ci przestrzeń, to myślisz, że ucieka. Jeśli rozmawia chętnie to za dużo wspomina, jeśli nie, to pewnie tęskni. Czy kiedyś będziesz pewien co się dzieje w głowie drugiej osoby? Nie. Więc się nie zadręczaj. Zawsze to powtarzam, ale sama często zapominam - Myśl najpierw o sobie. Jeśli Ty będziesz się czuł dobrze, to też wszyscy wokół. Nie uzależniaj swojego szczęścia i samopoczucia od niej, ale tez gnębienie jej nic Ci nie da. Tak samo odwetem wobec kochanka, ja dziś żałuję wszystkiego, nawet głupiej rozmowy przez tel, gdzie byłam grzeczna i miła i chciałam tylko wiedzieć czy śpi z moim m. Wtf?? Nie ma sensu. Nie chcę się rozpisywać, ale wątku psychologa nie odpuszczę. Też mieliśmy takiego, co terminy odległe, wszystkim pomaga, i kroi co niemiara. Trafiliśmy do Pani, bo wyszło na jaw, że w ogóle mój cudowny, święty małsz kogoś w ogóle wokół siebie zobaczył i smsy pisał.Wtedy nie było nic więcej, ja kupa nieszczęścia, obraz psychicznej nędzy i rozpaczy, bo sama ta myśl mi rozniosła głowę. I co? Pani pogadala, popytala, zaklela soczyście kurwa mać, zadanie na weekend dała. Po czym się wcale nie zorientowała, że malsz to już głowę miał w innym miejscu, a tutaj zgrywal pobożności. I tak się przespali się później. Ocknal się fakt, ale dużo później. I wtedy się zaczęło podobnie jak u Ciebie, sinusoida uczuć i emocji.
To wszystko opada. Myśl najpierw o sobie, bo nikt inny nie sprawi Ci tyle radości (jako zagorzala matka muszę to dodać-oprócz dzieci) niż Ty sam. Trzymaj się ciepło.
Komentarz doklejony:
Ucielo mi wstęp, więc dodam na końcu
witaj Morfeusu, czytam Twój wątek z zaciekawieniem, trochę dlatego że twój Nick jest mi bliski a trochę dlatego, że wiele Twoich odczuć rozumiem i bardzo podobnie odbierałam, pomimo że jestem kobietą. I chociaż, to dla Ciebie takie trudne doświadczenie, tak ciekawie i fajnie o tym piszesz, (mam na myśli dobór słów, a nie to, co Cię spotkało, żeby była jasność) że aż chce się czytać.
Cytat
To złudne. Satysfakcja tylko chwilowa a niesmak zostaje na długo.
Pomijając fakt, że Twoja żona będzie mieć ogromną satysfakcję na widok dwóch samców walczących o nią niczym księżniczkę na zamku.
Czerp z naszych doświadczeń i nie popełniaj tych głupich błędów.
Gdy zobaczy, ze Ty nie tylko zyjesz bez niej, ale ze to zycie jest duzo lepsze niz z nia...
Bo cos takiego dziwnego jest w wielu zdradzajacych, ze chca - nawet po rozstaniu - bysmy cierpieli.
Widze to po swojej Bylej; boli ja strasznie, gdy musi przyjac moja (nasza) pomoc, a jednoczesnie trzymam ja na wielki emocjonalny dystans i nawet nie pozwalam na to, by mowila: "przepraszam" lub "dziekuje".
Ani po to, ani po to. Przynajmniej ja tak uwazam.
Zasadność mojego pisania jest taka, że można to wszystko co też i ja przechodziłem użyje wyrazu przezwyciężyć
Pamiętaj że o tym co wielu na tym forum pisze na temat zdrajcy: obleczony jest w skorupę, która skutecznie blokuje jego wrażliwość na Twoje emocje, można nawet zaryzykować, że to co Ty przeżywasz ma z całym szacunkiem i z za przeproszeniem głęboko w życi.
Dlatego moja propozycja zainwestuj w Siebie spróbuj wejść w jej skórę stan się taki jak ona znaczy się zdrajczyni.
Każdy zdrajca to egoista - takie jest moje zdanie i chyba nie tylko moje.
Bądź egoistą więc dbaj o siebie i tylko o siebie (oczywiście o dzieci też ale do tego chyba nie muszę Cię namawiać? )
Nie lataj za nią nie szpieguj nie pilnuj nie sprawdzaj bo to strata czasu, dodatkowo zdrajca akurat tego się spodziewa na to jest przygotowany.
Zaskocz ją
Możesz ja zaskoczyć tylko i wyłącznie uświadamiając jej kogo traci.
Odpuść sobie boczniaka ruszysz śmiecia za człowieka będziesz odpowiadał, prawo polskie nie przewiduje łaskawszego traktowania dla faceta który zemścił się fizycznie na boczniaku, choć akurat ja świetnie Cię rozumiem, wiesz ile ja zimnej wody na język lałem by nie sprać gnoja i jeszcze kilku jego kolesi ot tak dla radochy.
Zemsta, a proszę bardzo co ja robiłem choć wiem że Lechitom trudniej zaciska się zęby bo przecie Lechici nie pytają ilu jest wrogów tylko gdzie oni są :cacy
Otóż szanowny panie kolego tak rok po owym pamiętnym wieczorze rodzina żony wydała przyjecie z okazji promocji jej brata (ukończył WAM w Łodzi)
Oczywiście kto bogatemu broni nie byłem w stanie policzyć gości ...
No więc ponieważ rodzin nie poinformowaliśmy (ja tylko brata ona okazało się później, że kuzynkę jej rówieśniczkę) wybraliśmy się w trójkę
Musisz wiedzieć szanowny, że moja żona długo uczęszczała do szkoły tańca.
Chciał nie chciał musiał przed naszym weselem przeszedłem dzięki niej przyspieszony kurs tańca towarzyskiego - nie jestem zawodowcem ale wśród laików ...
Bardzo dobrze chyba najlepiej z całego tego ,,przyspieszonego kursu" nauczyłem się samby...
Co więc zrobił Radocha jak zaczęły się tańce zamówiłem własnie sambę oczywiście dużo wcześniej by nie wydało się, że to moja inicjatywa
No więc pierwszy taniec zatańczyli teście a drugi....samba
Proszę mi wierzyć, że chętnych nie było mało tego ludzie wyglądali na zaskoczonych, a Radocha ciach zamarkowałem całus w rękę (pocałowałem własny kciuk ale to wiedziała tylko zdrajczyni) no i działo się na parkiecie działo, taniec się skończył teście i jacyś tam kciuki w górę do nas niektórzy brawo a Radocha poprosił teściową do tańca zatańczył i bardzo przeprosił że musi już upuścić imprezę bo ....kłopoty żołądkowe zresztą córka wyjaśni
Moi rodzice też obecni duże oczy ale nic nie rzekli zdrajczyni czerwona jak burak.
Podziękowałem zapewniłem, że wcześniej z zdrajczynią ustaliliśmy że ona zostaje, syn wyraził chęć opuszczenia impry razem ze mną....
Widzisz Morfeus tam było wielu z tych co ją adorowali....widziałem, że wiele z jej towarzystwa przyszło solo, zanim tańce się zaczęły w trakcie papu już się robiły pary....alkohol....
Wiesz ile ja bym energii emocji nerwów itd stracił jakbym został jakbym nie zacisnął zębów?
Tak ja wyszedłem to później moja rodzicielka zapytała mnie czy się pokłóciliśmy, bo zdrajczyni smutna całą imprę była i rzadko tańczyła. Oczywiście zapytałem czy Ty mam z tata to się nigdy nie kłóciliście....i dyskusja zmieniła tory.
Syn lubił jak czytałem mu trylogie no więc słysząc że zdrajczyni wróciła do domu i stoi w jadalnym zacząłem czytać fragment jak pan Kmicic powiedział panu Zbrożkowi że nie podaje reki zdrajcom....' znałem dociekliwość syna nie zawiodłem się - usłyszałem :,, mamusiu co to jest zdrajca.." zerknąłem na nią i znowu zła radość zalała mi duszę...Zdrajczyni czerwona jak burak i nic jakby języka w gębie zapomniała i łykała kluski, no więc pozwoliłem sobie wyjaśnić synowi: Moja Ty kochana dumo rodu zdrajca to taki ktoś kto kocha tylko siebie nie można mu ufać brak mu honoru i ma robaczywą skarłowaciałą duszę" Syn na to tatusiu ja nigdy nie będę zdrajcą ....
Szanowny trzeba było ja widzieć wszystkie kolory tęczy na twarzy dominacja krwawej czerwieni, syn jeszcze do niej mamusiu a ty?
Coś tam wydukała... ja też i wyszła a raczej wybiegła roześmiałem się w głos.
Morfeus ja miałem takie sytuacje Ty masz inne ja potrafię to Ty tamto.
Nie obraź się ale Ty byłeś Ten Drugi po kilkunastu latach małżeństwa ja od podstawówki.
Szanowny coś jest w Tobie, że kobieta z którą jesteś wybrała akurat Ciebie
Powtórzę stań się zdrajcą (oczywiście nie dosłownie) wejdź w jej skórę na początek zacznij naukę życia obok niej.
Widzisz ja Ci zazdroszczę że jesteś w stanie uprawiać z nią sex ja nie dałem rady
Odrzucało mnie na samą myśl, miałem nawet odruchy wymiotne więc masz dużo lepszą sytuacje niż ja...
Dasz radę o ile się nie poddasz zainwestujesz siebie postawisz siebie na pierwszym miejscu ....ta zasada z krokami jest fajna
powodzenia
Odniosę się może zatem do kilku ostatnich zdań:
Cytat
To święta racja. Znam ją od pół wieku i jeszcze NIGDY nie widziałem, żeby z taką chęcią, tempem i zaangażowaniem, jak w oszukiwanie mnie i puszczanie się z byle kim, wchodziła w cokolwiek. A właściwie to on wchodził. I to na "żywca".
Cytat
Myślę, że ta wiedza nie jest jej do niczego potrzebna. To byłoby chyba tylko życzeniowe myślenie, że ona zrobi z tego jakiś użytek. Interesował mnie szczególnie ten moment, w którym podjęła decyzję, że mnie zdradzi. Próbowałem go z niej wydobyć. Żona z miną niewiniątka odparła, że zupełnie nie miała pojęcia, że umawiając się z nim pierwszy raz na kawę, robi już coś złego, niewybaczalnego, co prowadzi wyłącznie do jednego celu: "Taaak? A ja myślałam, że to tylko kawa" To dobre, jak idiotka próbuje zrobić idiotę ze mnie. Cały czas to stosuje. Żałosne.
Cytat
Sądzę, że moja żona patrząc na mnie, nie widzi ani męża, ani mężczyzny, tylko nieciekawego frajera, niewartego nawet kilku słów prawdy. Ja od niedawna niechętnie spoglądam w lustro, bo widzę w nim przegranego, obcego człowieka. Dokładnie o mnie śpiewał Geoff Tate w latach `80 w kawałku Eyes of a Stranger. To szło jakoś: "podnoszę głowę i spoglądam/w oczy kogoś obcego/zawsze wiedziałem o tym, że lustro nigdy nie kłamie/ludzie zawsze odwracają się/od oczu nieznajomego/bo boją się poznać/co kryje się za tym spojrzeniem" To zadziwiające, ile tekstów utworów muzycznych stało się dla mnie zrozumiałych dopiero teraz :szoook
Cytat
To ciekawe. Z tym kumplem, to jeden z zarzutów mojej żony pod moim adresem, jeden z podawanych "powodów" jej zdradzania. Mówiła, że przestała czuć się moją żoną, a zaczęła czuć się jak kumpel, np: "To jeszcze zgoliłabym se łeb na jeża i miałbyś kolejnego kumpla do jarania blantów"
Cytat
Myślę, że już jest po "początku", a jej postawa wciąż nie jest dość dobra. Przestaję wierzyć, że będzie taka kiedykolwiek. Próbowałem z nią rozmawiać tysiąc razy, zawsze dostawałem kłamstwa, półprawdy, wykręty, ataki na mnie: "przesłuchanie" itp, lub przestaje panować nad sobą. Wszystko dostawałem, wszystko oprócz tego, o co prosiłem. A to nie były pytania z liczb urojonych czy fizyki kwantowej. Proste pytania, wymagające dwu zdaniowych odpowiedzi. Nic. Już sam od tych pytań dostaję mdłości, bo ile można? Inteligentna, konkretna kobieta, zachowuje się nagle jak małe dziecko... Już przestaję to robić. Ze smutkiem godzę się, że ona chce, żeby tak pozostało, choć wie, co to dla nas oznacza.
Cytat
To też interesujące. Gdy siedzimy też tak razem na terapii, patrzę na żonę i słucham co mówi, jak się na mnie skarży, jaki to jestem dla niej niedobry (oczekiwała chyba ode mnie fontanny bukietów z okazji zdradzania) to przychodzi mi do głowy myśl, że to wygląda trochę jak teatr. W domu tak nie ryczy, nie zachowuje się, jakby ją tak to dotykało. Po wyjściu z terapii transformuje na powrót w schłodzoną, milczącą wersję siebie. Przypadek?
Cytat
nikt przy zdrowych zmysłach, kto sam przeszedł przez ten etap, narobił głupot, i kto dobrze Ci życzy, nie będzie w tym uczestniczył; po prostu;
za dobrze wiemy, jak to jest gdy bielmo zemsty przysłania zdrowe myślenie;
druga rzecz, jak chcesz się mścić, to odejdź już teraz od niej, nie marnuj czasu;
w takim układzie zamiast tej zemsty posłuchaj Matrixa i przeznacz ta energię, zaangażowanie, czas i pieniądze, na wyjazd, który Ci zaproponował z jakąś fajną laską na Ibizę;
bo sprawy sobie nie zdajesz z późniejszych konsekwencji , które odezwą się, gdyby jednak okazało się, że macie szansę obudować związek;
chcesz się mścić, to lepiej zamiast tego od razu odejdź;
bo zwyczajnie szkoda Twojego czasu;
i piszę to jako osoba, która chciała zabić; potrzebowała zagryźć i poczuć krew w ustach; roztrzaskać jej rudy łeb o beton;
szczęście moje, że kochanka stchórzyła przed spotkaniem;bo siedziałabym dzisiaj za kratami, a jestem jedną z najszczęśliwszych osób pod słońcem, w której zdrada nie wywołuje już żadnych, najmniejszych nawet emocji;
i wiesz czego żałuje? że nie nie wiedziałam wtedy tego, co wiem teraz;
bo puściłabym wówczas wolno na drugi dzień, szczerze i od serca życzą mu szczęścia i na spokojnie dogadując się co do formalnego podziału majątku; i poszła bym dalej na spokojnie organizując sobie zarąbiste życie i szukając kogoś fantastycznego z kim byłoby mi cudownie;
a tak to straciła wiele lat i kupę zdrowia, by dojść do tego punktu i zrozumienia, tak prostego i oczywistego;
Cytat
niekoniecznie, równie dobrze efekt otwierania jej, w odpowiedni sposób, na terapii, przez psychologa
Komentarz doklejony:
musisz wywalić z siebie w jakiś sposób te negatywne emocje, i to jest ważne abyś to zrobił; ale możesz to równie dobrze zrobić w zdrowy sposób, takie po którym nie będzie negatywnych konsekwencji; na zasadzie idź i trzaskaj w worek, tak długo jak będziesz tego potrzebował, weź siekiere i zrąb drzewo, tak jakby to był on , ona czy ta krzywda;
odreaguj, bo musisz to zrobić; ale świadomie wywal z siebie te negatywne emocje, chroniąc siebie i innych jednocześnie, przed złymi konsekwencjami z niewłaściwego ich rozładowywania wynikłymi
Komentarz doklejony:
chroń siebie, zrozum siebie i bądź dla siebie wsparciem, a nie wrogiem własnego życia
Cytat
bo zwyczajnie szkoda Twojego czasu;
To nie tak, żeby od razu najmować zbirów, łamać prawo, czy mścić się na niej. Chodzi mi o niego, żeby tak mu choć lekko napsuć krwi, nie wiem, jakaś nieprzyjemność w pracy itp. choćby coś "niewinnego" dla poprawy humoru. Nic więcej.
Cytat
po co Ty chcesz z niej ściągać i rozmydlać odpowiedzialność za to co zrobiła?
chcesz maleńkiej, pozytywnej, dobrej zemsty,która poprawi Ci humor autentycznie, to może odwróć sytuację;
każ jej przeprosić chłopa za to, że znudzona życiem i w poszukiwaniu tanich atrakcji potraktowała tego bidnego człowieka, jako ostatniego szmaciarza i wibrator; i zrobiła z niego tym samym jeszcze większą k**wę niż nią był; jak gość faktycznie notorycznie zdradza, to możliwe, że ma problem z seksoholizmem i nie panuje nad tym co robi; wykorzystała więc człowieka potrzebującego pomocy; niech go przeprosi za to, że z egoizmu nie zauważyła jego problemu;
po kiego ją chronisz, przed konsekwencjami tego co zrobiła?
Czemu chcesz się zajmować czyjąś relacją a nie swoją, robaczywą ? Temat zastępczy, żeby nie patrzeć prawdzie w oczy ?
Czemu uważasz, że wymuszanie lub uległość jest rozwiązaniem i podstawą związku? Uważasz, że to ma jakąkolwiek wartość?
Czemu jasno nie określisz swoich i jej podstawowych oczekiwań, nie zobaczysz, które są spełnione a które nie?, będziesz widział skalę problemu, najlepiej na Ibizie
Dałeś się, jak każdy wciągnąć w coś co nie jest Twoje. Nawet nie Ty jesteś w centrum uwagi, choć o to zabiegasz. Celowo czy nie, inni grają Ci na emocjach jak na fortepianie, a Ty skaczesz jak małpka.
Ona ucieka, Ty ją gonisz, Ty ją gonisz, ona ucieka. Są jeszcze jakieś opcje?
Szanowny kolega sam pisał widziały gały co brały prawda?
Morfeus większość z piszczących na tym forum jest osobą zdradzoną większość radziła sobie na swój sposób i dzieli się wiedzą zdobytą na własnych doświadczeniach, by sobie i innym pomóc
Większość jest po Twojej stronie.
Po zaręczynach od mojej teściowej usłyszałem, że ona ma nadzieje, że nam się uda bo jako jeden z niewielu znanych jej facetów nie padam przed jej córką na twarz.
Jeszcze raz podjąłeś decyzję,że nie tniesz szablą, że spróbujesz.
Z całym szacunkiem i z za przeproszeniem to była Twoja samodzielna decyzja czy ktoś tak Ci doradził lub coś tzn strach lęk, że bez niej zwyczajnie stoczysz się i staniesz pod monopolowym
W armii zafundowano mi wiele szkoleń i kursów np manipulacji zasobami ludzkimi itd....
Jeżeli chcesz walczyć to nawiąż do tradycji tego narodu ...Napoleon rzekł niemożliwe? panowie Polacy nie znają tego słowa.
W mojej rodzinie jej męskiej części jest przysłowie :człowiek wszystko zrobi nawet drugiego człowieka"
To ona jest zdrajcą ale panie szanowny znajdź jej piętę achillesową ja u swojej znalazłem i dlatego mi się udało mam kumpla w domu.
Twojej żonie to nie wystarcza ale mnie wystarcza bo jak wcześniej napisałem koło mnie jest inteligenta, piękna kobieta. Jest po dobrej woli nikt jej nie zmusza. Sama podjęła tę decyzję.
Wracając do domu nie stresuje się tylko uśmiecham i coraz cieplej mi się na sercu robi.
Panie kolego ja byłem ten zdradzony, wprawdzie żona twierdzi, że do niczego nie doszło, a ona chciała mi dokuczyć bo głęboko (wszak nie była przyzwyczajona do tego że ktoś się z niej śmieje) Powiedziała mi też że rozmawiała ze swoją kuzynką o tym pamiętnym wieczorze i kuzynka sklasyfikowała jej występ jako zdradę emocjonalną, oświeciła ją też, że wielu specjalistów z tej dziedziny nauki uważa, że jest to forma zdrady, która dokonuje większych spustoszeń niż ta klasyczna.
Morfeus ona zdradziła ja sądziłem, że tak i tak czyli i emocjonalnie i fizycznie teraz ona twierdzi, że duma nie pozwoliła jej zbliżyć się do Piotra po tym jak on ją zostawił na rzecz Gosi.
Nie sprawdzam, nie interesuje mnie czy tak było, cios był potężny.
Zostałem bo widziałem bodaj pierwszy raz przerażenie w jej oczach choć udawała jaśnie wielmożną, zacząłem się pakować (mieszkanie dwupoziomowe kupili jej rodzice w stanie surowym ja z pomocą moich bliskich wykończyliśmy najpierw parter po roku piętro, materiały pół na pół) Suma summarum w trakcie pakowania moich rzeczy:brawo najpierw groziła, że jej rodzina mnie zniszczy i syna to z daleka tylko będę widywał, później poinformowała mnie o tym, że jej rodzic idzie do szpitala na operacje -zabieg bajpasy i poprosiła bym się wstrzymał do czasu aż ojciec do siebie dojdzie to nie będzie robić mi problemów itd itp.
Zostałem choć szczerze Ci powiem, że jak ona by nie podała pretekstu to ja bym postarał się znaleźć bo nie chciałem odchodzić i nie będę udawał twardziela, że tylko bo Syn bo...od niej też nie chciałem tylko czułem, że będę musiał się napracować, by pomóc rozkapryszonej, rozpieszczonej bogatej dziewusi stać się kobietą z klasą....
Yorik prawdę życia Ci tu napisał :,, Ona ucieka, Ty ją gonisz, Ty ją gonisz, ona ucieka. Są jeszcze jakieś opcje?"
Jeszcze w narzeczeństwie razem z jej bratem (młodszy od niej 6 lat) podjechałem pod budynek, w którym mieściła się szkoła tańca ...mieliśmy razem dokonać wypadu do Ciechocinka, dodatkowo na parterze tego budynku mieściła się stomatologia i jej brat tam leczył zęba, tak się złożyło, że ktoś zrezygnował i młodego pani doktor przyjęła bez kolejki...długo nie trwało i poszliśmy na górę po narzeczoną.
Z niewiadomych mi przyczyn coś tam się przedłożyło i Pani jeszcze była w trakcie tańca (pasodoble) ...na zakończenie jak niewielka grupa ludzi tam zebranych (tych którzy przyszli zapisać się na zajęcia lub do szkoły) biła brawo to otarli się noskami i jej partner ją delikatnie tak bardzo powoli zbliżając twarz pocałował w usta (tańczyli razem kilka lat).
Co mam powiedzieć krew się we mnie zagotowała jej brat wyraźnie się zdenerwował. Poprosiłem go by tu poczekał (staliśmy na zewnątrz sali tanecznej ale była oszklona ..) bo pójdę kupic prowiant na drogę bo jej zejdzie jeszcze prysznic, przebrać się....Zgodził się.
Jak wróciłem widziałem, że wyglądają na skłóconych wręcz zagniewanych.
Udałem głupiego przywitałem się na misia i pojechaliśmy, jakoś to przebrnąłem.
Trochę pomyślałem i zaprosiłem ją na pokaz w naszej szkole walki pogadałem z moja serdeczną przyjaciółką ....
Była jedynym gościem na pokazie (oficjalnie chciałem przestawić ją swoim przyjaciołom). Najpierw myślałem, że plan spali na panewce bo Pani się spóźniała dobre 15 minut więc zaczęliśmy trening prawdziwy aż bodaj po pół godz zauważyłem że jest, akurat byliśmy w trakcie biegu wokół sali.
W skrócie : moim przeciwnikiem w walce miękkiej była nazwijmy ją Renia, najpierw zamarkowawszy walkę w parterze (zaczęła ona bardziej przypominać zapasy niż aikido), później Renia rzuciła mnie o biodro, usiadła na mnie okrakiem, i jakiś czas próbowała rozłożyć mnie na łopatki ...Jedna osoba się nie śmiała...następnym elementem treningu było tzw rozciąganie, a moja partnerka nadal była Renia
Później całą paczka poszliśmy na kręgle, a tam jeszcze jedna kumpela tylko, że z kapuery nie wiem specjalnie czy nie (żona w liceum bardzo nosa zadzierała, zresztą jak sie zapomni to do tej pory zadziera miała wąskie grono przyjaciół)
Umawiała się ze mną na remont łazienki i żartowała odnośnie sposobu zapłaty.
Po wszystkim odwoziłem ją do domu i zapytała mnie czy mam coś przeciw tańcowi towarzyskiemu odpowiedziałem, że nie pod warunkiem, że mnie trochę tego tańca nauczy bym nie deptał jej stóp roześmiała się i pocałowała mnie w każdym razie jej partner na jej prośbę przeprosił mnie i zadeklarował że nie zrobi więcej nic co mogło wydać mi się dziwne. No cóż udając twardziela rzekłem mu, że wyglądało to naturalnie choć zapytałem czy on nie będzie miał nic przeciw jak się z jego partnerka podobnie pocałuje np na powitanie...
Zrobisz jak zechcesz ...
Wielu z tu piszących twierdzi, że ona powinna się starać pracować, zabiegać...
Pokaż mi kogoś kto będzie się starał być w toksycznym związku...
Dlatego moim zdaniem jak nie pogoniłeś zdrajcy to bierz się pan do pracy
powodzenia
Cytat
Cytat
Cytat
Znasz bajkę "Świniopas" Hansa Christiana Andersena?
Przeczytaj, długa nie jest.
Gdy dawałeś coś wartościowego, to olała. Gdy wymachujesz grzechotką a ona reaguje, to się cieszysz;
Komentarz doklejony:
Widzisz Yorik moją lubą znałem w szkole i podstawowej i liceum ale bardziej na zasadzie siema siema rozmowy bardzo rzadko, jak wcześniej rzekłem nie moje towarzystwo. Zresztą do liceum razem chodziliśmy bo dla moich rodziców było to wygodne logistycznie (rodzicielka uczyła w liceum fizyki).
No więc znajomość ruszyła jak ja pracowałem dla armii a jej bratu moja rodzicielka udzielała korepetycji nie dlatego, że miał kłopoty by zaliczyć tylko dlatego by lepiej przygotować go do egzaminu na studia. Jej matka zwyczajnie polubiła moja bo kilka razy wstąpiła by pogadać o postępach syna.
Raz najechałem teściową jak akurat była u nas na kawce, wyraźnie obserwowała jak witam się na misia z bratową jej dzieckiem, reakcję tego dziecka na mnie...
Wszedł brat i po misiu ze mną on zaproponował, że przygotujemy razem kibiny (takie tatarskie pierogi). Widziałem jak brwi uniosły się jej w górę ze zdziwienia.
Kobiety w domu nawet nie wstały by nam pomóc nie musiały brat lubi pitrasić, a
ja daje radę...więc przyjęła zaproszenie raczej z ciekawości, twierdziła że jedzenie jej smakuje.
Później obserwowała jak w ogródku pomagam rodzicowi spawać przyczepkę sąsiada...
Następny raz jak przyjechałem rodzic poprosił bym pojechał odebrać matkę z centrum handlowego, ponieważ pyliło się rodzicielce pojechałem jak stałem
Na miejscu okazało się, że matce towarzyszy ,,teściowa" i ,,żonka" oraz jej brat który sam nie wiem za co lubił mnie wyraźnie i witał się ze mną na misia..
Teściowa poprosiła bym im towarzyszył ...
Następne co mi się u teściów podobało to to, że zadawali się z różnymi ludźmi..
Byłem u nich w gościach i oprócz mnie gościli się tam państwo z całym szacunkiem i z za przeproszeniem on ślusarz ona sprzątała w banku, mało tego jak się później okazało wpadli bez zaproszenia państwo, gdzie facet był pracodawcą tego gościa teście widząc, że ich wcześniejsi trochę czują się nie tak jak na początku rozdzielili ich, a to tamtym zaczęli obrazy pokazywać, a teściowa gościła się z nami i z właśnie z nimi ...powiem Ci Yorik takich jeszcze kilka doświadczeń zdopingowało mnie bym spróbował.
Dodam, że na zaręczynach teściu wypalił ,,dobrze, że ja bierzesz bo nikt inny jej nie chciał" , teściowa też w narzeczeństwie wypaliła do mojej rodzicielki w obecności ,,żony" jak Ty masz ogarnięte dzieci ...gdzie ja zrobiłam błąd ...
Zaryzykowałem.
Zakochany nie byłem, ale fizycznie bardzo mi się podobała.
Yorik bardzo szybko ogarnąłem dałna jeżeli chodzi o dawanie tego coś wartościowego, zupełnie zrezygnowałem z gonienia króliczka....Czułem się na tyle silny by dać sobie na wstrzymanie, motywowały mnie też pewne cechy w jej charakterze i postępowaniu.
Krótko po weselu zostaliśmy zaproszeni na wesele do jej kuzynki, ponieważ ta kuzynka wychodziła za Słowaka więc wesele było z opcją noclegu..
W mojej rodzinie jest przyjęte, że mąż musi zatańczyć z żona pierwszy i ostatni taniec, z tego co u nich widziałem teście każdą imprę rozpoczynali od tańca ze sobą...
No więc na weselu po nazwijmy to flakach choć szczerze to nie jestem pewien co to było, musiałem skorzystać z toalety....
Jak wróciłem zobaczyłem, że żona bawi się z hm no przystojniakiem oboje uśmiechnięci facet bardzo dobrze radził sobie w tańcu.
Postałem chwilkę w wejściu żonka zerknęła w moja stronę uśmiechnąłem się pościłem do niej oko i wyszedłem.
Na pietrze był taki wbudowany komputer dla gości...no wrzucało się monetę i ileś minut można było korzystać więc sprawdziłem wszystkie mejle (w pracy dostaje bardzo dużo, a na wiele muszę odpowiedzieć) No więc dobre pół godz sobie popracowałem, później idąc do pokoju na górę spotkałem ludzi, którzy owinięci w ręczniki szli skorzystać z sauny, jacuzzi i tzw kabiny solnej (nie byli to weselnicy tylko goście hotelowi) niewiele myśląc zrobiłem podobnie (nie miałem kąpielówek ( ale kto mnie tu znał) no więc rozluźniłem się na maxa ...trochę to trwało.
Kuzynka żony spotkała mnie na schodach jak wracałem do pokoju oczy zrobiła jak 10 dolarów w monecie Milcząc poszła za mną do pokoju choć zadzwoniła na komórkę do zdrajczyni moja tam już była.
Na mój widok w szlafroku hotelowym oczy miała równie wielkie jak jej kuzynka, próbowała coś się odezwać, zapytałem czy dobrze się bawi, bo moim zdaniem tak więc dlaczego dziwi się że ja też się chce dobrze bawić.
Kuzynka wyszła ja zacząłem się ubierać na wesele z tą różnicą, że założyłem obuwie sportowe.
Ona cały czas milczała obserwowała mnie tylko, ubrałem się i wyszliśmy na wesele bez słowa cały czas była czerwona na twarzy.
Zeszliśmy rozejrzałem się i poprosiłem do tańca panią gdzieś na oko 60 lat samotnie siedzącą, zatańczyłem raz, drugi...pani poprosiła bym ją odprowadził, odprowadziłem i poprosiłem świadkową którą akurat ktoś odprowadził.
W trakcie tańca odbiła mnie teściowa, która zapytała czy wszystko w porządku odpowiedziałem ze w jak najlepszym, odprowadziłem ją (goście byli posadzeni w grupach wiekowych) koło teścia siedziała żona więc ustąpiła teściowej i zapytała mnie czy mam chęć na taniec odp z uśmiechem, że muszę trochę podjeść ale ona niech się nie krępuje...
Na pytanie o co chodzi powiedziałem, że o nic tylko muszę się przyzwyczaić do obyczajów panujących w jej rodzinie bo w mojej mąż z żoną pierwszy i ostatni taniec tańczą razem, spuściła ślipia i zaczerwieniła się.
Nigdy później nie mogłem jej już zarzucić, że nie zatańczyła ze mną pierwszego i ostatniego tańca...
Yorik mam kilku znajomych co się rozwiedli żaden nie trafił lepiej...
Tutaj widziałem dobre fundamenty, choć pamiętając ja z liceum wiedziałem, że łatwo nie będzie ...
Spróbowałem, zaryzykowałem co Ci powiem od tego grilla na tej mojej działeczce bardzo nazwę zmieniła się choć nie wiem, czy to dobrze nazywam, to jest inny Człowiek.
Wyraźnie widać, że che być z nami, stara się nieraz wychodzą z tego starania śmieszne sytuacje myślę ze opłacało się
Cytat
nie pierwszą jesteś osobą i nie ostatnią, której "pomogły" osoby na privkach, obawiające się konfrontacji swoich życiowych mądrości i tego co nowym userom wrzucają, z doświadczeniem innych, czy choćby rzeczową wiedza i jej wymianą;
chociażby Burza, która odezwała się w wątku " rok po zdradzie nie daję rady", jest tego najlepszym przykładem; jej na tą chwilę nie da się już tutaj pomóc;
jest tutaj jak w każdej społeczności, kilku takich "dobroczyńców", którzy swoje lęki przed zmianą przerzucają na innych, aby nie zostać samymi i jedynymi w czarnej dupie;
zrób chociaż dla siebie dobrze teraz tyle i nie rezygnuj z terapii u psychologa;
co do obciążania za swoją decyzję Radochy, to zupełnie niepotrzebnie robisz przykrość chłopakowi i gdybyś był mniej małostkowy, to również z jego wpisów i zderzenia ich z wpisami innych użytkowników wyciągnąłbyś wiele dla siebie;
i chyba nie dość przypominania bajki o małym wróbelku i morału z tej bajki:
Mały wróbelek leciał z południa na północ. Po drodze bardzo zmarzł. Było mu tak zimno, że w końcu spadł na ziemię. Na łące, gdzie upadł, stała krowa, która zrobiła na wróbelka kupę. Kupa była ciepła i ogrzała wróbelka. Ożywił się i z radości zaczął śpiewać. Usłyszał to, przechodzący nieopodal, kot. Wyciągnął wróbelka z kupy, oczyścił i pożarł.
Morał oczywisty: Nie każdy, kto na ciebie nasra jest twoim wrogiem. Nie każdy, kto cię wyciągnie z gówna jest przyjacielem
a i bym zapomniała: najważniejsze, to nie śpiewaj, kiedy jesteś szczęśliwy
Morfeus dlaczego zwyczajnie po ludzku nie napisałeś mi na choćby na priv, że moje wpisy przeszkadzają Ci?
Zapewniam Cię, że mam co robić w domu i nie brakuje mi zajęcia, na forum spłacam dług ponieważ ja korzystałem z doświadczeń innych ludzi i jestem im bardzo wdzięczny za to ze podzielili się swoja wiedzą, swoimi doświadczeniami.
Wystarczyło napisać Radocha nie pisz
Na studiach jak tu ładnie Yorik napisał, goniłem króliczka, skończyło się bardzo gwałtownie i jeszcze jej kochaś oberwał. zresztą jego koledzy też...Zachowałem się jak zwykły łoś wstyd mówić.... Znajomy rodzica oficer WP zaproponował mi kontrakt w armii ...
Teraz wiem, że tylko dlatego zachowałem resztki swojej godności...
Wojsko zainwestowało we mnie, zafundowało mi kilka kursów, długo by pisać.
Po kilku latach tego co na misjach przeżyłem spowodowało, że dorosłem i okrzepłem. Dlatego nowy rozdział mojego życia rozpocząłem będąc prawie Dorosłym, wcale nie zakładając zwycięstwa, czy też sukcesu, nie planowałem, nie oczekiwałem, zwyczajnie spróbowałem liczyło się tu i teraz.
Wiesz pisze chaotycznie bo ja raczej matematyk niż polonista, więc ktoś może błędnie wyciągnąć wniosek, że jestem jakiś większy lub mniejszy twardziel nic bardziej mylnego ja tylko i wyłącznie byłem troszkę lepiej przygotowany od facia, który w życie wchodzi prosto spod mamusinej spódnicy...
Co do irytacji jak to piszesz tym pucowaniem... widziały gały co brały, to tak jakbym denerwował się, że kupiłem auto z rurą wydechową na dachu ..nikt mnie nie zmuszał, ustaliliśmy też tydzień po dniu zero, że nie informujemy rodzin, a jak syn osiągając pełnoletność - wybiera któreś z nas. Naprawdę nie wierzyłem, że mi się uda dlatego kupiłem ta ruderę na tej zapuszczonej działce...
Teraz jedyne co czuje to spokój i troszkę się rozluźniłem, więcej się uśmiecham...Wiesz i moja rodzicielka i jej czuły, że między nami jest mur ile to razy oboje byliśmy maglowani czy aby wszystko dobrze...
W między czasie ona kilkakrotnie próbowała hm naprawić? (no nie wiem jak to nazwać politycy jednej partii mieli hasło by było jak było )Tylko prawdę powiem, że cios który mi zadała w dniu zero był tak silny, że udawałem głuchego. Nie krzyczałem, nie robiłem scen, kłótni, ba w miarę upływu czasu przyzwyczaiłem się do tego co mam. Wstaje 4.30 biegam godzinę, jak mnie mimo wszystko ponosiły emocje to biegłem na trening lub uciekałem w pracę...
Wcześniej pisałem, że jej rodzina to prawnicy z dziada pradziada...
Korzystałem później jeszcze z doświadczeń innych zdradzonych...
No więc na każdą akcję była moja reakcja, wiedziałem z tego co przeżyłem na studiach i w/g innych zdradzonych nic mi pomoże płacz, lament, wyrywanie włosów z głowy mordobicie zafundowane boczniakowi, dodatkowo z racji koneksji jej rodziny pilnowanie, sprawdzanie, śledzenie...
Były też chwile że chciałem zostawić ją Syna i ruszyć siną dal albo tam gdzie pieprz rośnie...
Żona jej wieloletniego partnera w tańcu zaczepiła mnie tak 6 lat po dniu zero bym podał jej mój numer bo ma dla mnie ciekawy film...
Oczywiście podałem wszak zostaliśmy sobie przedstawieni no i byłem ciekaw
Na filmiku widać moją zonę jak tańczy z jej mężem (nie znam tego tańca jakiś erotyczny) i jak po zakończeniu tego tańca on ją odprowadza ...
nazywając rzecz po imieniu wymacał ją po cyckach i po doopie jak się patrzy
Żonka wyraźnie pod wpływem wody ognistej ...na stole stara whisky jadła mało i na dodatek owoce morza......( Pamiętałem jak po powrocie z balangi ,,rozmawiała z porcelaną firmy koło" przez pół nocy, a ja ,,szlachetny" Tatar ulitowałem się i no zająłem się nią pomogłem, ba zaparzyłem rumianku....rano bardzo mi dziękowała, nawet mogę zaryzykować przypuszczenie, że dostrzegłem uczucie sympatii w jej oczach..) Oczywiście bawiła się w towarzystwie swoich znajomych ze szkoły tańca...jak to się mówi Swojacy, przecie przyjaźnili się od wielu lat, takim to się ufa konie można z nimi kraść..
Teraz jedna z jej serdecznych przyjaciółek zamieściła film na fejkowym koncie z komentarzem ,,krooowa looooduuuu" (Później dowiedziałem się że z moim szwagrem też się skontaktowała zresztą jak się okazało nie tylko) Radocha zaproponował synkowi wypad na Mazury na tydzień telefon z roztargnienia zostawiłem w domu.... wcześniej wysłałem jej smsa, że jadę na Mazury i ja przepraszam, ale decyzja spontaniczna a udało mi się zabukować tylko dwa miejsca, że za tydzień wracamy... zdrówka pożyczyłem....
Wróciłem jak gdyby nic uciąłem grzecznie wszelkie próby wyjaśnienia sprawy.
Przy niej oddzwoniłem do szwagra, przeprosiłem że ,,zapomniałem telefonu" udałem zdziwionego jego negatywną krytyką, poprosiłem by nie obrażał swojej siostry, a moje żony....
Żona zerwała z tą grupą wszelkie kontakty, jakoś od tej pory nie widziałem rodziców tych hm swojaków goszczących u moich teściów...
Na jej pytanie czy umowa nasza obowiązuje odpowiedziałem, że ja nie łamie raz danego słowa...wiem to takie hm Lechickie....ale szczerze to nic mi na wtedy nie przyszło innego
Tak jak wcześniej napisałem wewnętrznie rozważałem danie drała, uciec daleko z krzykiem, paść za ileś lat do nóg synowi i przeprosić go, że go zostawiłem i nie odezwałem się do czasu aż 18 lat skończy, ale widocznie jestem mięczakiem bo to co widziałem, jak była zdruzgotana....
Kilka innych akcji... niektóre opisałem na forum i grill na działce z wyremontowanym domkiem w tajemnicy przed nią (wiedziała tylko że kupiłem jakąś tam działeczkę) reakcja znajomych na to jak teraz wygląda z hm ,,jej sfery" komentarz Gosi, że można tu spokojnie mieszkać przytakiwanie innych dopełnił reszty.
W monologu, który wysłuchałem... wiedziała, że szykuję się do odejścia...widziała moje koleżanki z pracy...jak to sama nazwala widziała jak łatwo nawiązuje kontakty z kobietami, wiedziała, że jej trudno będzie znaleźć kogoś dla siebie, nazwała się trudna, straciła pewność z kim będzie syn...nazwała mnie swoim najlepszym przyjacielem ...szczęka mi opadła
Cisnęło mi się na usta pytanie o Piotra (rozwiedli się niedawno z Gosią nie znam przyczyny )ale no cóż odpuściłem stwierdziłem, ze dość już nawojowałem się w życiu
Na teraz lubię swój dom... z działeczki robię letniak, jeszcze zachowuje się jak zraniony dzikus i worek treningowy czasem dostaje tęgie lanie, ale od niedawna jestem nieśmiałym optymistą
To chyba wszystko co mam do przekazania dziękuje jeszcze raz wszystkim zdradzonym za opisanie swoich doświadczań szacun bo to jest wiedza praktyków,
Kłaniam się
Radocha
Cytat
nie martw się ... albo się zmartw bo już przynajmniej w połowie jesteś Lachem :brawo
zdrowia życzę