Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Jestem człowiekiem z tzw."odzysku". Z pierwszą żoną poznaliśmy się, jak to zwykle bywa "przypadkiem", "wpadliśmy" i po 6 miesiącach wzięliśmy ślub, urodził się nam syn. Po niecałych trzech latach urodziła się córka. Nosiłem ją na rękach 8 miesięcy, aż pijana mamusia (po wyjściu do sklepu - "tak, szybko wrócę") przyprowadziła pijanego człowieka, po 6 godzinach, i mówi, patrząc mi w oczy, ale zwracając się do niego - "A to twoja córka - Kasia". To co się stało się ze mną chwilę później sam nazwał bym amokiem. Ja naprawdę myślałem, że ich poza..... . Zostałem sam z dwojgiem dzieci. Zadzwoniłem do teścia (okres między komórkami a tel. stacjonarnymi), że za dwa dni wyjeżdżam na poligon - błąd, ale nie wiedziałem co mam zrobić. Teść i teściowa przyjechali po dzieci. Wracam do domu po ok. miesięcznym poligonie - prąd odcięty, dług za mieszkanie wynosił więcej niż ilość moich włosów na głowie (zaznaczam, że oddawałem prawie całą pensję żonie), a mieszkanie wyczyszczone, z mebli nie z kurzu. I WTEDY (po ok. 4 miesiącach) POJAWIŁA SIĘ ONA - Krysia, panna której po kilku rozmowach opowiedziałem wszystko, dosłownie a prosiłem tylko o jedno "Nigdy mnie nie zdradź". Po 9 miesiącach urodził się syn, po 2 latach córcia. Dziś nasze dzieci mają 24 i 22 lata. Jak to w każdym małżeństwie, raz było lepiej, raz źle. Zawsze, ale to zawsze wyznawałem zasadę (po doświadczeniu z pierwszego małżeństwa - trwało 4 lata), że zdrada małżeńska to po pierwsze, najgorsze co może spotkać partnera. Po drugie, jakim trzeba być ( tu aż zabrakło mi słowa), żeby ruchać (bo kochać to może się po rozwodzie) czyjąś żonę.Przez 52 lata swojego życia spotkałem wielu takich mężczyzn (o kobietach nie wspomnę), ale żaden nie jest już nawet moim znajomym. Błędy, albo inaczej, "Miłość, to nie pluszowy miś, ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty, ani miłość kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze," ALE MIŁOŚĆ TO KIEDY JEDNO SPADA W DÓŁ, DRUGIE CIĄGNIE JE KU GÓRZE". Nawet, a sam to przyznaję, jeżeli nie byłem dobrym mężem , nie potrafiłem przekazać, tego jak JAK BARDZO Ją kocham , dbania codziennego o to żeby czuła się doceniana to wystarczyło ode mnie odejść. Po co zdrada, później zemsta, nie prościej trzeba było odejść niż zdradzać przez 3 lata. Odpowiedzcie (jeżeli umiecie) jakim człowiekiem trzeba być (pytam o żonę i tego pana), żeby nawet się w sobie zakochali i jednocześnie postanowili zrobić krzywdę, złamać serce, wyjebać życie osobie z którą przeżyło się 24 lata do kosza.
Wez gleboki oddech zolnierzu..,
Potem zaplacz, potem...
Nie, tego co bym Ci potem zaproponowal nie napisze, bo niektorzy by mnie chyba za to powiesili
Teraz to masz we lbie jeden wielki chaos emocjonalny wiec nie chciej na sile rozgryzac tego rozumem.
Nie dasz rady, nie na tym etapie, a moze i nigdy.
A odpowiadajac na Twoje pytanie...
Nie, nie latwiej odejsc w "pustke". Do tego trzeba miec mentalne jaja.
Duzo bezpieczniej tworzyc zwiazki "na zakladke";
Opuscic stary jak juz ma sie przekonanie, ze nowy jest "stabilny".
Jack - od kiedy wiesz i jaka reakcja żony na to co się wydarzyło ?
Jakim trzeba być? Wystarczy być mało odpowiedzialnym dzieckiem, które liczy, ze nic się nie stanie, ze można raz jeszcze, ze nikt się nie dowie, ze wszystko się kontroluje ... granice przesuwając krok po kroku. Tak niestety zdradzają normalni ludzie, jednak idealizacja ich powoduje ból, rozdarcie załamanie się wizji świata jaka nosimy w sobie ... wizji miłości jaka chcielibyśmy być obdarzani ... wizji człowieka, którego kochamy..
Jack316! A nie usłyszałeś przypadkiem, że to... "przez głupotę", "chwila zapomnienia" albo "on tak pięknie do mnie mówił"? Popieram i bezgranicznie podziwiam Romanosa, jednocześnie nie zazdroszcząc Mu doświadczeń. Bo trzeba było takowych, skoro zmysły wyostrzone i każde z poczynionych we wpisie spostrzeżeń to "strzał w dziesiątkę". Czytaj Chłopie i zrób dokładnie to, czego Romanos wprost nie proponuje z obawy przed "spaleniem na stosie". Droga do zrozumienia to jedynie pasmo udręki, bólu i bezsensownych pytań, na które nigdy nie będzie dobrej odpowiedzi. Poza tym... co da Ci zrozumienie? Co da odpowiedź na pytanie: "Czemu to zrobiła?" Nie będzie mniej bolało, nie przyniesie ulgi, nie spowoduje, że nagle wspaniałomyślnie pokiwasz ze zrozumieniem głową i powiesz: "oj chodź tu do mnie, moje ty głupiutkie maleństwo". I wierz mi, chaos (o którym pisze Romanos), to jedyne co jest teraz w Twojej głowie (chole...a! Romanos, skąd Ty to wiesz?). A jeśli zamierzasz ogarnąć to rozumem, to przyzwyczajaj się do niego, bo zechce zagościć u Ciebie na dłużej. Teraz Twoja głowa to przestrzeń pełna pytań, gdzie prym wiedzie to jedno jedyne: "dlaczego?", a wkrótce (jeśli już to nie nastąpiło) dołączą jego wierni towarzysze: "co jest ze mną nie tak?", "co robię źle?", itp., itd. Jeśli jeszcze nie dołączyli, to jest nieźle. I nie pozwól, aby to się stało, bo inaczej zaje...sz się bezlitośnie i okrutnie pytaniami bez odpowiedzi. A czy warto?
To kobiety też zdradzają? Wiem, głupie pytanie. Ale chyba zdecydowana mniejszość. Ja nie zdradziłam, a w czasie dwóch rozpraw zostałam potraktowana przez sędziego jak oprawca - wykpiona, wyśmiana, a mój mąż kłamał jak z nut i mimo dowodów, że kłamie nikt nie zakpił z niego.
Zdrada to najgorsza rzecz, jaka mnie do tej pory spotkała. Juź prawie rok, a ja nie rozumiem dlaczego. Rozumiem tylko jedno - nigdy więcej nie dawać drugiej szansy. Jak ktoś jest kurwiarzem - kurwiarzem zostanie. No i wersja żeńska tak samo.
Chuda,
Mniejszosc choc nie az tak "zdecydowana" 😁
Z drugiej strony...
Jakie to ma znaczenie dla osoby zdradzonej, czy zdrajca nalezy do mniejszosci, czy do wiekszosci? Zadne.
Bol i poczucie "naglej przemiany swiata w nicosc" nie maja plci.
No tak. Nie rozumiem tylko, dlaczego ludzie najpierw nie zakończą związku, a dopiero potem zaczynają coś nowego. Nie mieści mi się w głowie ile zła wyrządzamy sobie nawzajem. Po tylu wspólnych chwilach, uniesieniach rzucają się w ramiona komuś, tylko dlatego, że nowy, inny, młodszy, bogatszy. Kobiety w większości mają tak, że lepiej czują się w łóżku z kimś, kogo znają, kochają. Nowe nas raczej nie nęci, nie kusi. Ale oczywiście są wyjątki.
Chuda,
To kobiety też zdradzają? Wiem, głupie pytanie. Ale chyba zdecydowana mniejszość.
Kobiety w większości mają tak, że lepiej czują się w łóżku z kimś, kogo znają, kochają. Nowe nas raczej nie nęci, nie kusi. Ale oczywiście są wyjątki.
Bardzo się z Tobą nie zgodzę. Oczywiście że zdradzają, mało tego, zapytaj nawet tutaj większości zdradzonych mężczyzn, jak ciężko jest się im "ogarnąć" i docenić co jest najważniejsze, zanim będzie za późno. Nie dość że zdradzają to jeszcze emocjonalnie odplywaja.
Widzisz, ja też miałam kiedyś takie podejście jak Ty, że w moim związku to ja byłam ta święta, bo nigdy w życiu.. , bo małżeństwo..., bo kręgosłup moralny..., bo zasady...., bo pomimo różnych sytuacji jakie w życiu nas spotykają nie byłabym w stanie czegoś takiego. Długo nie mogłam się pogodzić ze słowami terapeuty, że zdrada może przydarzyć się każdemu, nawet się z nim wykłócałam o to, ale po przemyśleniu wiem, że miał rację. Może. Wiem, że teraz łatwo mi się to mówi, bo musiałam sobie na swój sposób poukładać cały ten burdel w swojej głowie, bo postanowiłam dać szansę nam i dzieciom, by nadal miały rodzinę. Wiem, że wiele osób nie ma takiej możliwości, bo ktoś nie dość że zdradza, to jeszcze odchodzi i ma nagle głęboko w poważaniu wszystko, co do tej pory było ważne.
Ale do meritum. Dziś patrzę trochę inaczej. To dzięki mojemu ukochanemu mężowi otworzyły mi się oczy, że nie trzeba się zadowalać byle czym, że trzeba komunikować swoje potrzeby, że trzeba brać, ale także z siebie dawać i wiele takich różnych pierdoletów. Ale też inne myśli pojawiały się czasem w mojej głowie, nie na zasadzie odegrania się, ale spróbowania właśnie czegoś nowego
Chuda ma racje. Kobiety nie zdradzają. To przecież oczywiste. Co najwyżej mają chwilę słabości, są perfidnie seksualnie przez mężczyzn wykorzystywane albo idą za głosem serca zostawiając drania
Chuda,
A po jaki gwint zastanawisz sie, dlaczego inni ludzie postepuja tak jak postepuja?
Po co Ci zrozumienie motywacji innych?
Nie lepiej skupic sie na tym jak samemu odnalezc sie "tu i teraz"?
Kazdy lub niemal kazdy z nas, po odkryciu zdrady, zadawal sobie (i innym) to pytanie...
Etap zupelnie naturalny, ale niestety dla wielu ostatni; nie ida dalej choc odpowiedzi nie znajduja.
A to wlasnie chodzi o to zeby pojsc dalej i zostawic zdradzajacych z ich zdrada. Niech nurkuja sobie we wlasnym szambie skoro tak to uwielbiaja. Ja nie musze
Komentarz doklejony:
A wiesz dlaczego nie zakoncza zwiazku zanim nie wejda w nastepny?
Bo sa durniami, ktorych przeraza ewentualna samotnosc 😁
To jak z malpa...
Idz do ZOO i zobacz...
Nie pusci galezi zanim nie bedzie miec pewnosci, ze mocno trzyma inna.
Durniami są ci co się puszczają nie mając upatrzonej następnej gałęzi i z bólem tyłka lądują w krzakach 😃
Lepiej mieć byle co niż więcej kłopotów, co w tym dziwnego?
Zyczeniowa teoria głoszona jest przez urażone ego, bo trochę łatwiej znieść zwykle rozstanie niż porzucenie dla kogoś innego.
Zyczeniowa teoria głoszona jest przez urażone ego, bo trochę łatwiej znieść zwykle rozstanie niż porzucenie dla kogoś innego.
Zgadza się, ale ja np. "cieszę się", że mnie to spotkało, pomijając zakończenie mojej historii bo to ma drugorzędne znaczenie.
Najważniejszym jest ile na tym mentalnie skorzystałem, a wydaje mi się, że bardzo wiele.
Dziś jestem w zupełnie innym miejscu, innym człowiekiem. Czy gdybym rozstał się z żoną w sposób "kulturalny" miałbym taką możliwość rozwinięcia się? Otóż tak! możliwość zawsze jest, ale motywacji i determinacji na pewno nie byłoby. Wniosek: temu, że poniekąd zostałem do tego zmuszony zawdzięczam to, w którym miejscu aktualnie jestem.
A załamanie nerwowe jakie przeszedłem i inne konsekwencje dziś traktuję jako skutek uboczny "dobrej zmiany"
Ponadto szpakowaci mimo młodego wieku mają wzięcie
Ech Poczciwy.... Coś mi się zdaje, że zmiana wTobie zaszła przeogromna i branie masz aż się patrzy brawo Ty
Komentarz doklejony:
A tak na serio, to nawet te dwie gałęzie w ręku nie dają gwarancji, że się d....y nie podbija. Wiadomo że w stanie upojenia i motyli myślenie nie jest najmocniejsza strona. Ileż to sytuacji, że wielka miłość i deklaracje kochanka stają się nagle tylko dobrą zabawą, niczym ważnym, kiedy kochanka staje u progu gotowa na Nowy, szczęśliwy związek.
Ech Poczciwy.... Coś mi się zdaje, że zmiana wTobie zaszła przeogromna i branie masz aż się patrzy smileysmileysmiley brawo Ty smiley
Może zabrzmi to nieskromnie, ale nigdy nie narzekałem na powodzenie.
Tyle tylko, że nie było mi to potrzebne do szczęścia, nie wykorzystywałem tego faktu a czasem wręcz byłem tym sfrustrowany. Mam ogromną pokorę do siebie i życia mimo, że czasem ten obraz czytając moje komentarze na forum może być sprzeczny.Dziś jestem szczęśliwy sam ze sobą, w całkiem niezłym miejscu(mentalnie i egzystencjalnie) i mam nadzieję, że kiedyś będę mógł podzielić się tym szczęściem z kimś kto mnie doceni a nie oceni po nic nie znaczącej zewnętrzności.
Cytat
A tak na serio, to nawet te dwie gałęzie w ręku nie dają gwarancji, że się d....y nie podbija. Wiadomo że w stanie upojenia i motyli myślenie nie jest najmocniejsza strona. Ileż to sytuacji, że wielka miłość i deklaracje kochanka stają się nagle tylko dobrą zabawą, niczym ważnym, kiedy kochanka staje u progu gotowa na Nowy, szczęśliwy związek.
Tutaj w zasadzie nie ma żadnej filozofii. Dlaczego większość takich historii kończy się bardzo podobnie? Ano dlatego, że część z tych wyborów ludzi zdradzających nie wynika z ich dojrzałych decyzji i rzetelnej analizy dotychczasowego życia, tylko jest podyktowane pewnym zrywem, uniesieniem, iluzją i myśleniem życzeniowym, które nijak ma się do rzeczywistości.
Nierzadko te osoby nawet jeśli początkowo wydaje im się, że Boga za nogi złapali za jakiś czas kończą tak samo i koło się zamyka. Koszty są ogromne, tyle, że rozłożone w czasie. Niektórzy po prostu nie są zdolni do autorefleksji i kontroli nad własnym życiem. Pozostaje im tylko współczuć.
Jak by tak uruchomić perspektywę przeciwstawną lub perspektywę "obiektywnego" obserwatora i zadać sobie pytanie: jak tu korzystnie wyjść za mąż?(kto tu korzystnie się ożenił??) kogo wybrać? A może by wybrać człowieka zdolnego do obdarowywania miłością, kogoś kto nie zdradzi z byle powodu, kogoś kto zawalczy o przyszłość, kogoś kto obdaruje szacunkiem?
I dopiero teraz zadać pytanie: kto przy wyborze partnera wykazał się większym rozsądkiem? pewnie można by się zdziwić. Nieistotne jest czy takie pytania padły czy skutek osiągnięty został przypadkiem. Chodzi o same stwierdzenie : kto wybrał korzystniej . I jakby oceniać skalę durniowatości tak nieistotnym wyborem jak wybór małżonka/żony to można by się zdziwić
P.S. Oczywiście to taka forma żartu . Nie znam Was i waszych połówek, ale na podstawie tego co piszecie gdybym miał wybrać kogoś kto w jakimś celu miałby "stać" obok mnie, tak samo jak Wasze połówki też wybrał bym Was. Wasza moralność się przecież nie zmieniła, wasze zaangażowanie w relacje "związkowe" czy przyjacielskie zapewne też nie. Po prostu przestaliście być mniejszymi durniami przy dokonywaniu wyborów związanych z tymi co stoją obok Was.
Także czemu tu się dziwić że "Oni" wybrali Was.
Lepiej zadać pytanie jak dobrze Wybierać, by nie wyjść na durnia.
Kurcze to naprawdę forma humoru. Przepraszam gdyby nie wyszło.
Jak dla mnie wyszło całkiem ok
Ale wiesz MSZ, w moim przypadku trafiłeś, gdyż ja dawno, dawno temu stałam przed wyborem partnera. Było dwóch, jeden niesamowicie przystojny, zorganizowany, całkowicie oddany i zakochany na zaboj. Drugi był zwyczajny, też bardzo zakochany, potrafił słuchać, był w ważnych momentach i był cudownym kochankiem. Zgadnij kogo wybrałam Dla ułatwienia podpowiem, nie bierz pod uwagę tego, że znalazłam się na tym forum, bo to bardzo mylące
Źle i tendencyjnie scharakteryzowalaś. Czy na pewno Obu przetestowałaś w ten sam sposób?
Więc zadam podchwytliwe pytanie, czy ten pierwszy był znacznie gorszy w łóżku ?
MSZ bardzo szeroki temat doboru w pary poruszyłeś. Wiadomo jak dokonujemy wyborów, na podstawie biologicznych schematów plus nakładka przekonań z domu i nikłych swoich doświadczeń czy obserwacji. Najmniej wybieramy korą mózgową. W trybie szukania maksymalnie z 3 dostępnych kandydatów. Statystycznie to żaden wybór. Są też mistrzowie w tej dziedzinie, na podstawie samych wyobrażeń czy marzeń zgarniają pierwsza osobę jaka się trafi, wzbudza jakieś emocje i jest zainteresowana tzn zaangażowana.
Potem zaczyna się ciężką walka aby kogoś zmienić i dostosować do swoich nierealnych wyobrażeń. Nie wiedząc że zmienić daną osobę w pewnym okresie mogli tylko rodzice lub sami to mogą zrobić jeśli na tym nie stracą lub z czegoś nie zrezygnują np. z wygody lub zaspokajania potrzeb. A zmuszanie kogoś do czegoś to dla zmuszanego krzywda.
Tak więc lepsze schematy wyboru mieli nasi partnerzy.
Może trochę za mocna i stronnicza analogia, ale pasożyt zawsze idealnie wyczuwa odpowiedniego żywiciela, jak go wyeksploatuje szuka następnego
Ależ oczywiście, że źle i do tego tendencyjnie. Pewnie zrobiłbyś to o wiele lepiej, a do tego idealnym żartem podsumował. Czy tak trudno pojąć, że ludzie są różni, mogą mieć inne myślenie i postrzeganie świata i ludzi?
Odnioslaś się do pierwszej części, druga to obrona przez atak. A Całość to paniczna ucieczka od tematu.
Pociągnęłaś ciekawy temat wyborów i uciekasz, nie wstydź się
Ja przetestowałem statystycznie za mało, za szybko i okazało się, że nie te parametry co trzeba
Wybrałem taką jak ta chuda, której niby wiarygodne przekonania i niesamowita pewność oparte byly na tym co w danej chwili czuła, jej wyobrażeniach i braku elementarnej wiedzy, czyli na zerowym braku doświadczenia i znajomości siebie. Jednym słowem harleqiny lub niedojrzałość.
Yoriku,
Tak uciekam. Pociągnęłam temat, ale negatywna ocena z Twojej strony jakoś mnie zniechęciła do kontynuowania.
Nie chcę atakować, ale zrozumieć dlaczego uważasz, że masz prawo napisać mi, że źle opisałam coś, co dotyczy mojego postrzegania. Czy to nie kuriozalne? Ty także uciekasz. Nie odniosłeś się do tego, co napisałam, czy taka trudno zrozumieć, że ludzie mogą mieć różne postrzeganie tej samej rzeczy?
Komentarz doklejony:
Może właśnie jestem prymitywną prostaczka, czy nie ma miejsca na tym forum dla takich osób?
Może właśnie jestem prymitywną prostaczka, czy nie ma miejsca na tym forum dla takich osób?
wic w tym, że właśnie nie jesteś;
gdyby tego nie złożył, nie powiedziałby Ci tego co powiedział;
masz w sobie jakiś ogromny lęk przed tym, aby bywać głupia i śmieszna;
z czymś się niepotrzebnie za bardzo identyfikujesz i nadajesz temu miarę wartości własnej; to samo co murka robiła z tą cnotliwością;
Amor, Masz rację, mam ogromny lęk. Być może ktoś inny odebrałby to zupełnie inaczej, a ja właśnie tak. Doceniam krytykę, daje mi do myślenia. Czytałam Twój komentarz w wątku Murki, trafia w sedno. Pomyślałam tylko, że miało być lekko, a kilka słów zmieniło zupełnie tor...
Komentarz doklejony:
Yorik Pociągnęłaś ciekawy temat wyborów i uciekasz, nie wstydź się smiley
W tym cały widz, onieśmielasz mnie właśnie się wstydzę:niemoc
no masz i dlatego gryziesz na oślep, za każdym razem, gdy ktoś nawet niechcący dotknie tego zranienia; nie patrząc na to, że sama też tym możesz ranić;i wprowadzać zamęt;
tak to działa;
z jakiegoś powodu próbujesz zasłonić tym lękiem swoją niewiedzę, nie widząc kompletnie, to właśnie to blokuje Cię przed jej zdobywaniem;
a powiem Ci jaka była pierwsza reakcja na Ciebie i Twoje pojawienie się tutaj, kurcze świetna i bystra i otwarta babeczka wpadła na zetkę, zauważony został Twój ogromny potencjał;
i zobacz jak to się ma do tych Twoich lęków, które tworzą Twoją rzeczywistość;
zrobiłabyś coś takiego w realu, w grupie osób, które nie widziałby Ciebie i Twojego bólu z tym związanego i na dzień dobry miałabyś przechlapane i przypiętą łatkę niezbyt lotnej idiotki; i na dzień dobry zostałbyś odrzucona;
czyli stałoby się to, czego najbardziej się obawiasz;
to jak takie inicjowanie samospełniającego się proroctwa;
przemyśl to sobie na spokojnie; bo nie po to tu jesteśmy, aby komukolwiek łatki przypinać, i cierpienia mu dokładać, tylko właśnie po to, aby od nich uwolnić;
W teorii wszystko jest proste, gorzej w praktyce
Gryzę i kąsam, ale najśmieszniejsze jest to, że nie wiem zupełnie gdzie boli :niemoc
A widzisz, a jednak .... bystra i otwarta babeczka, a może właśnie nie, może wredna, zgryzliwa sucz, z przebłyskiem?
W rzeczywistości wszystko wygląda inaczej. Takie dopasowanie do otoczenia sztuka kamuflażu, praktykowana przez lata, chociażby w celu nie uzyskania łatki infantylnej dziewki, która lepiej niech dowygląda niż coś powie. Niestety na otwartość i szczerość mogę sobie pozwolić tylko wobec bardzo nielicznych, wtedy nic nie uwiera i jestem ja.
Komentarz doklejony:
Acha, bo i oczywiście, że przemyśle
Komentarz doklejony:
Jack, sorry, to Twój wątek, a mnie naszło na wynurzenia
Rozalia, pokazałaś najczęstszą manipulacje, którą może nawet stosujesz nieświadomie jako odruch. Gdy się przestraszysz, że ktoś cię za dobrze widzi atakujesz jadnoczesnie zasłaniając się nielogicznie rola ofiary.
Ktoś na ciebie spojrzy, podbiegasz, zasadzasz komuś kopa i drzesz się, że to ciebie tyłek boli. Czy to nie jest wyrachowana bezczelność?
Na otwartość i szczerość pozwalasz sobie wobec nielicznych ? To nie znaczy że resztę możesz traktować jak idiotów.
Masz rację, czasem nieświadomie, a czasem sama nie wiem może świadomie?. Niekoniecznie muszę się przestraszyć, czasem wystarczy, że ktoś uderzy w nie ten ton lub dotknie czułego punktu. Nie, nie kopię w tyłek, prowadzę spokojną rozmowę, z której (nie wiedzieć czemu) robi się karczemna awantura, druga strona dostaje wkur.., unosi się i wychodzi. a potem ja płacze, że mnie boli tyłek, i że to było niepotrzebne.
Wyrachowana bezczelność? Czemu takie mocne słowa? A może głupio utrwalone mechanizmy, nad którymi warto pracować?
Komentarz doklejony:
Tak, wobec nielicznych. A dlaczego twierdzisz, że resztę traktuje jak idiotów? Chyba nie mówisz poważnie. Dla mnie idiota to ktoś, kto wsiada po pijaku za kierownicę. Reszta albo jest neutralna, albo nieważna.
:topic
sorry jack316, że w Twoim watku, ale może to i Tobie się przyda, albo coś z tego dla siebie wyciągniesz
Rozalia
Cytat
chociażby w celu nie uzyskania łatki infantylnej dziewki
pytanie jakie Twoje doświadczenia są z tym związane;
skąd ten lęk przed taką łatką?
Cytat
W teorii wszystko jest proste, gorzej w praktyce smiley
Gryzę i kąsam, ale najśmieszniejsze jest to, że nie wiem zupełnie gdzie boli smiley
trzeba pamiętać, że są takie rzeczy z którymi człowiek nie jest w stanie poradzić sobie sam; bo zbyt głębokie, zbyt dużo narosło, trauma jest zbyt duża i w tych wypadkach potrzebny jest dobry psycholog, a jak on nie daje rady to psychiatra, bo przecież przyczyna może być zgoła fizyczna, tak jak np w trakcie depresji, zaburzona produkcja w mózgu, którą trzeba uregulować lekami ; i tu, bez dwóch zdań, nic tego nie zastąpi;
szczególnie jeśli próbujesz sama sobie pomóc, przez dłuższy czas i stoisz ciągle w miejscu, a problem jak bumerang nawraca;
natomiast taka najprostszą obserwację samego siebie i przyjrzenie się temu, co dana destrukcyjna emocja do nas mówi, warto w moim odczuciu praktykować dla głębszego wglądu w siebie i przede wszystkim zrozumienia samego siebie; a przez to też i innych; czy też jakiejś sytuacji;
myślę, że każdy musi chyba znaleźć swój własny sposób na skontaktowanie się z takimi negatywnymi emocjami i tym co do nas mówią, taki najbardziej dla nas odpowiedni; bo jednak każdy z nas jest inny, a szkół i sposobów tego zaglądania w siebie jest mnóstwo;
ja mogę Ci sprzedać taki, mój uniwersalny sposób, który u mnie się sprawdza, i jest taki dla mnie szybki i praktyczny, bo pomagam sobie dodatkowo wiedzą, lub w razie potrzeby jej szukam, ale to wtedy kiedy już jasno określę problem; ale też bardzo zbliża mnie do problemu; a że jestem osobą multipotencjalną i leniem okrutnie śmierdzącym, do tego niecierpliwym, oczekuje szybkich, efektownych rezultatów, nawet kosztem pomyłek, to mi najbardziej pasuje;
możesz to spróbować zrobić z tą destrukcyjną emocją, która pojawiła się wyżej;
albo z taką, która Ci najczęściej towarzyszy w ostatnim czasie;
taki najprostszy sposób; na szybko; który u mnie akurat bardzo się sprawdza, i pozwala się bardzo szybko z trudna emocją uporać, a czasem ona znika już po takim pierwszym daniu jej przepłynięcia przez siebie, to:
określ co czujesz; nazwij tą emocję ;
z mojej praktyki wiem, że po głębszym wsłuchaniu się w siebie najczęściej pojawia się ich kilka, przy czym za tymi, które pchają się na pierwszy plan, zawsze bywa taka jedna utajona i ukryta, najciekawsza, do której wstydzimy się przyznać, nawet sami przed sobą w myślach;
przykładowo: czujemy żal, a jednocześnie zazdrość (do której przyznać nam się trudno, nawet przed samym i to we własnej głowie)
jak już to zrobisz i będzie to dajmy na to smutek, to będziesz już wiedziała, że smutek, jest reakcją na stratę; (tego, na co jest reakcją, już musisz się nauczyć, po prostu o każdej z emocji poczytać);
po prostu daj sobie jakiś czas na ciszę , gdzieś w spokoju i na boku, by nikt Ci nie przeszkadzał i nie odrywał;
i zwyczajnie spróbuj wejść w tą emocję; poczuć w pełni ten smutek, wejść w niego i go doświadczyć (to jest takie bardzo specyficzne odczucie gdy czujesz tą emocję wewnątrz jak wypełnia Cię całą i po prostu z nią jesteś), poobserwować z taką dziecięcą ciekawością, akceptując w pełni to czujesz, bez jakiegoś większego nacisku, czy oczekiwania czegokolwiek, tylko z ciekawością doświadczenia jej w pełni, i z pełnym zaufaniem do samej siebie w postaci świadomości dobrych intencji, bo w sumie te emocje, jakie się w nas pojawiają, takie intencje mają, są podpowiedzią;
jak doświadczenie tej emocji jest zbyt trudne, bo jest zbyt silna (nie wiem, jak to określić, ale chyba najtrafniejszym będzie "jak nie wytrzymujesz w niej", w takim "wejściu w tą emocję", to zwyczajnie odsuń się i spróbuj innym razem; powoli oswajaj (jak oswajanie nie daje rady, to moim zdaniem potrzeby jest psycholog i warto wtedy z takim konkretem właśnie iść do niego- takie są moje doświadczenia)
ale jak Ci się udaje, jesteś w stanie to zrobić, to warto w tą emocję wejść, poczuć ją całym sobą i w tym momencie przyjrzeć się temu, jakie nasze myśli się wtedy pojawiają (ja osobiście notuje je na karce z boku w postaci takich haseł wywoławczych) notuję czego dotyczą; w mojej praktyce warto przyjrzeć się temu, jakie nasze przekonania wtedy nam towarzyszą (ja notuje je w osobnym słupku) i temu jakie działania są z tą emocją związane (też notuje, te najbardziej wyraźne);
ja akurat notuje, ale chyba wcale nie trzeba, tylko mi osobiście pomaga to w tym, że mogę odłożyć na półkę i za jaki czas mogę do tego wrócić, spojrzeć na to z boku, już takim "innym, świeżym okiem", bo mnie osobiście wchodzenie w pewne trudne emocje, za bardzo wyczerpywało i mózg robił pauze i po prostu z pewnym opóźnieniem osiągam wgląd; zazwyczaj po czasie, gdy już wyjdę z tej emocji; siedzę przykładowo przy stole , młodzież szaleje, śmiechy chichy, różne myśli latają po głowie, a mi nagle zapala się lampka, której kompletnie nie oczekuje;pojawia się to czego szukałam, w postaci myśli, "rozwiązania", dotknięcia;
ponadto, jak notuje i wracam do tego na następny dzień, to między tymi skrótowymi hasłami widzę wyraźnie zależności, które też wiele rzeczy mi uświadamiają; co dla mnie jest najważniejsze, to w moim odczuciu, to przyspiesza proces i negatywne emocje szybciej "odpływają" po taki zetknięciu się z nimi wspomaganym świadomą analizą, chociaż to pewnie niekonieczne; są jednak takie które wracają do przeszłych zdarzeń, otwierają jakieś trudne wspomnienia, coś totalnie z tak zwanej czteroliterowej; co za jakiś czas powoduje pojawienie się kolejnej emocji, albo dookreślenie tego co czuję; ale taka podróż w głąb samego siebie i przeżycie ukrytych, wypartych i stłumionych emocji, jest moim zdaniem i w moim odczuciu jedną z najpiękniejszych podróży, z której wraca się odprężonym i niezwykle bogatym; w myśl "więc koziołek mądra głowa błąka się po całym świecie, aby dojść do Pacanowa"
choć myślę, że podobne rzeczy można osiągnąć w trakcie medytacji (chociaż w jej przypadku w pewnych praktykach ja osobiście widzę pewne niebezpieczeństwa duchowe, a ja zwyczajnie, na tą chwilę pewnie czuję się, stąpając jednak twardo po ziemi), czy też modlitwy (ale takiej, która nie jest odklepywaniem formułek, tylko bardzo głęboką wewnętrzną rozmową z Bogiem)
na zasadzie; czuje smutek; wiem, że jest reakcją na stratę; pytanie co straciłam?; ciąg luźnych pojawiających się myśli; racjonalizuje; no zazwyczaj wtedy jest burza w mózgu; wyłapuję moje przekonania; nie oceniam ich w tym momencie, czy głupie czy nie, czy zasadne czy nie, notuje; czasem wyraźnie się o nie pytam, sama siebie; tak jak i pytam się np o moje działania związane z tą stratą, ale najwięcej daje mi gdy obserwuje co ta moja głowa kombinuje i tylko wrzucam hasła na kartkę;
p.s mam teraz gorącą nadzieję, że opisałam to na tyle wyraźnie, że nie wyjdę na heretyka
i wszyscy nie siedzą teraz przed monitorami z otwartymi buziami, z pytaniem , o co te idiotce chodzi? o czym ona mówi ? bo ciężko mi to przekazać i określić, a zwyczajnie mi to po prostu pomaga uporać się szybko i sprawnie z trudnymi emocjami i też czasem wejść w głębsze lęki, uświadomić sobie co za nimi stoi;
Komentarz doklejony:
Rozalia nie ma za co spróbuj , jak wsłuchasz się głębiej w siebie, to myślę, że sama intuicyjnie znajdziesz taki swój sposób, najbardziej odpowiedni i pasujący już tak do Ciebie. Będący dla Ciebie praktycznym. Chociaż ja namawiam do takiej obserwacji siebie i posiłkowania się wiedzą, bo to w moim odczuciu i z takiej mojej praktyki ułatwia bardzo i przyspiesza poradzenie sobie z problemem, kiedy wiemy dokładnie jak coś działa, już tak od strony czysto teoretycznej.
Komentarz doklejony:
Murka ten post jest też ode mnie dla Ciebie, bo przyznam ze wstydem, że dopiero post Rozalii mi uświadomił, że pytacie o praktyczne, a nie ukazanie schematu.
Yorik, gratuluję tak trafne oceny mojej skromnej osoby
[Wybrałem taką jak ta chuda, której niby wiarygodne przekonania i niesamowita pewność oparte byly na tym co w danej chwili czuła, jej wyobrażeniach i braku elementarnej wiedzy, czyli na zerowym braku doświadczenia i znajomości siebie. Jednym słowem harleqiny lub niedojrzałość.]
Mój zerowy brak doświadczenia to fakt. Nikt wcześniej mnie nie zdradził. Moje koleżanki nie zdradzają. To one są zdradzane. Może dlatego, że nie przyjaźnię się z hipokrytkami. Dla mnie też pewne wartości są ważne i nie ma mowy o chwili zapomnienia. Nie mogłabym spojrzeć w lustro. Harleqiny to też nie moja specjalność. Czytam dużo, ale akurat nie to. A moja prywatna sytuacja była całkiem prosta. Mój były mąż chciał zwyczajnie skosztować czegoś nowego, innego. Pierwszą żonę też zdradzał.
Nie pisałam tutaj po to, aby ktoś oceniał mnie. Szukałam pomocy, zrozumienia, ludzi, którzy przeszli podobne historie.
Mój były mąż chciał zwyczajnie skosztować czegoś nowego, innego. Pierwszą żonę też zdradzał.
czyli wyszłaś za mąż za głupiego i prymitywnego łasucha, co to by co rusz z innej miseczki podjadał?
to nie jest tak
po drugiej stronie w partnerach mamy zwykłych ludzi; z ich wszystkimi wadami, zaletami i potrzebami;
i to głównie ta mieszanka powoduje, że w pewnych sytuacjach, gdy mają nie zaspokojone swoje potrzeby, to zdradzają;
to równie dobrze wcale nie musi być potrzeba seksu, ale np gość może posiadać niskie poczucie własnej wartości i w ten sposób jakoś się dowartościowywać, albo równie dobrze jego własny lęk przed bliskością, który sprawia , że wewnętrznie ciągle czuje się samotny;
takie upraszczanie i założenie, że ktoś jest zły, oddala nas od zrozumienia i w dalszej kolejności wybaczenia, które jest niezbędne, abyśmy mogli dalej iść przez życie spokojnie;
problem polega na tym, że po zdradzie widzimy tylko dwie drogi, zostać lub odejść i szukamy wytłumaczeń dla jednej lub drugiej, zamiast zrozumienia tego co się zadziało;
tak jak byśmy bali się dojrzeć, że w trakcie zrozumienia zobaczymy rzeczy, które wymuszą na nas świadome dokonanie wyboru i zobaczyć też swój udział w wydarzeniach, siebie, własną ślepotę i arogancję względem swojego życia i to udźwignąć;
czasem po prostu tak jest, że jak mija chemia, dochodzi do głosu fakt, że ludzie do siebie nie pasują;
panikujemy wtedy, bo jak to, my nie jesteśmy doskonali?, zamiast zobaczyć i zrozumieć, że gdzieś tam i jedna i druga strona miała wytarte trybiki, które źle się naszły i trzeba się temu bliżej przyjrzeć, czy da się z tym coś zrobić, czy lepiej sobie odpuścić; i wtedy we dwójkę na spokojnie podjąć najlepszą z możliwych decyzji uwzględniającą potrzeby obydwojga;
Komentarz doklejony:
Cytat
Moje koleżanki nie zdradzają. To one są zdradzane. Może dlatego, że nie przyjaźnię się z hipokrytkami.
jesteś przez to lepsza, bo segregujesz ludzi? i dlatego nie masz w sobie hipokryzji?
wielokrotnie rozwiązanie naszego problemu, leży na wyciągnięcie ręki w samym problemie
Moje koleżanki nie zdradzają. To one są zdradzane. Może dlatego, że nie przyjaźnię się z hipokrytkami. Dla mnie też pewne wartości są ważne i nie ma mowy o chwili zapomnienia. Nie mogłabym spojrzeć w lustro.
Wiara w to, ze my zdradzeni jestesmy "swieci i nieskalani", a nasza dotychczasowa wiernosc nobilituje nas i czyni z nas tych "lepszych"...
Ech...
Zwykla pycha, ktora kiedys chyba kazdy z nas mial w sobie, a niektorzy beda ja mieli do konca zycia...
A moze nie zdradzilismy rylko dlatego, ze nie bylo ku temu "masy krytycznej", wszystkich tych sprzyjajacych ku temu okolicznosci?
Noooo...
To by znaczylo, ze dotad bylismy "twiordzi, a nie mientcy", ale to (na szczescie) nie daje zadnej gwarancji na przyszlosc.
A jak ktos mowi, ze "zdrada nie jest w jego naturze i nigdy tego nie zrobi" to zwykly oszust probujacy wmowic otoczeniu, ze zna swoja przyszlosc (lub osoba chora psychicznie i tym samym niepodatna na wplywy innych).
Brak zdrady wg takich gimnazjalnych niehipokrytek wygląda najczesciej tak, że ktoś nieznajomy podrywa je i proponuje bara bara. One oczywiście odmawiają i są z siebie dumne, silna wola, uczciwość, szacunek do siebie, wartości, zasady i te sprawy
To co na daną chwilę czują bez grama wyobraźni jest zawsze wyznacznikiem rzeczywistości. Jak poczują inaczej, też mają argumenty nie do zbicia. Przecież czują że facet nie kocha, gdyby kochał to by wszystko wiedział, znał oczekiwania i kaprysy, każdy ma prawo do szczęścia itd.
By dalej głosić że mają jakieś wartości, zasady, choć ciężko im określić jakie i z czego wynikają robią wyjątki dla siebie, bo rządzi nimi to co czują, mentalność kalego.
Takie kobiety nie zdradzają, odchodzą od niekochajacego faceta, który najczęściej nic o tym nie wie, zakochują się lub walczą o swoje prawo do szczęścia a to żadna zdradą
Chwilowo mogą mieć konflikt wewnętrzny czy wyrzuty sumienia, ale zamieniają to na swoje małe słodkie tajemnice. Koleżaneczki głoszą dalej swoje poprawne politycznie dyrdymały a robią swoje. Nie wszyscy muszą o wszystkim wiedzieć. Tak już jest z tymi niehipokrytkami.
Potem zaplacz, potem...
Nie, tego co bym Ci potem zaproponowal nie napisze, bo niektorzy by mnie chyba za to powiesili
Teraz to masz we lbie jeden wielki chaos emocjonalny wiec nie chciej na sile rozgryzac tego rozumem.
Nie dasz rady, nie na tym etapie, a moze i nigdy.
A odpowiadajac na Twoje pytanie...
Nie, nie latwiej odejsc w "pustke". Do tego trzeba miec mentalne jaja.
Duzo bezpieczniej tworzyc zwiazki "na zakladke";
Opuscic stary jak juz ma sie przekonanie, ze nowy jest "stabilny".
Jakim trzeba być? Wystarczy być mało odpowiedzialnym dzieckiem, które liczy, ze nic się nie stanie, ze można raz jeszcze, ze nikt się nie dowie, ze wszystko się kontroluje ... granice przesuwając krok po kroku. Tak niestety zdradzają normalni ludzie, jednak idealizacja ich powoduje ból, rozdarcie załamanie się wizji świata jaka nosimy w sobie ... wizji miłości jaka chcielibyśmy być obdarzani ... wizji człowieka, którego kochamy..
No chyba, że to czysty przypadek :niemoc
Zdrada to najgorsza rzecz, jaka mnie do tej pory spotkała. Juź prawie rok, a ja nie rozumiem dlaczego. Rozumiem tylko jedno - nigdy więcej nie dawać drugiej szansy. Jak ktoś jest kurwiarzem - kurwiarzem zostanie. No i wersja żeńska tak samo.
Mniejszosc choc nie az tak "zdecydowana" 😁
Z drugiej strony...
Jakie to ma znaczenie dla osoby zdradzonej, czy zdrajca nalezy do mniejszosci, czy do wiekszosci? Zadne.
Bol i poczucie "naglej przemiany swiata w nicosc" nie maja plci.
To kobiety też zdradzają? Wiem, głupie pytanie. Ale chyba zdecydowana mniejszość.
Kobiety w większości mają tak, że lepiej czują się w łóżku z kimś, kogo znają, kochają. Nowe nas raczej nie nęci, nie kusi. Ale oczywiście są wyjątki.
Bardzo się z Tobą nie zgodzę. Oczywiście że zdradzają, mało tego, zapytaj nawet tutaj większości zdradzonych mężczyzn, jak ciężko jest się im "ogarnąć" i docenić co jest najważniejsze, zanim będzie za późno. Nie dość że zdradzają to jeszcze emocjonalnie odplywaja.
Widzisz, ja też miałam kiedyś takie podejście jak Ty, że w moim związku to ja byłam ta święta, bo nigdy w życiu.. , bo małżeństwo..., bo kręgosłup moralny..., bo zasady...., bo pomimo różnych sytuacji jakie w życiu nas spotykają nie byłabym w stanie czegoś takiego. Długo nie mogłam się pogodzić ze słowami terapeuty, że zdrada może przydarzyć się każdemu, nawet się z nim wykłócałam o to, ale po przemyśleniu wiem, że miał rację. Może. Wiem, że teraz łatwo mi się to mówi, bo musiałam sobie na swój sposób poukładać cały ten burdel w swojej głowie, bo postanowiłam dać szansę nam i dzieciom, by nadal miały rodzinę. Wiem, że wiele osób nie ma takiej możliwości, bo ktoś nie dość że zdradza, to jeszcze odchodzi i ma nagle głęboko w poważaniu wszystko, co do tej pory było ważne.
Ale do meritum. Dziś patrzę trochę inaczej. To dzięki mojemu ukochanemu mężowi otworzyły mi się oczy, że nie trzeba się zadowalać byle czym, że trzeba komunikować swoje potrzeby, że trzeba brać, ale także z siebie dawać i wiele takich różnych pierdoletów. Ale też inne myśli pojawiały się czasem w mojej głowie, nie na zasadzie odegrania się, ale spróbowania właśnie czegoś nowego
A po jaki gwint zastanawisz sie, dlaczego inni ludzie postepuja tak jak postepuja?
Po co Ci zrozumienie motywacji innych?
Nie lepiej skupic sie na tym jak samemu odnalezc sie "tu i teraz"?
Kazdy lub niemal kazdy z nas, po odkryciu zdrady, zadawal sobie (i innym) to pytanie...
Etap zupelnie naturalny, ale niestety dla wielu ostatni; nie ida dalej choc odpowiedzi nie znajduja.
A to wlasnie chodzi o to zeby pojsc dalej i zostawic zdradzajacych z ich zdrada. Niech nurkuja sobie we wlasnym szambie skoro tak to uwielbiaja. Ja nie musze
Komentarz doklejony:
A wiesz dlaczego nie zakoncza zwiazku zanim nie wejda w nastepny?
Bo sa durniami, ktorych przeraza ewentualna samotnosc 😁
To jak z malpa...
Idz do ZOO i zobacz...
Nie pusci galezi zanim nie bedzie miec pewnosci, ze mocno trzyma inna.
Lepiej mieć byle co niż więcej kłopotów, co w tym dziwnego?
Zyczeniowa teoria głoszona jest przez urażone ego, bo trochę łatwiej znieść zwykle rozstanie niż porzucenie dla kogoś innego.
Cytat
Zgadza się, ale ja np. "cieszę się", że mnie to spotkało, pomijając zakończenie mojej historii bo to ma drugorzędne znaczenie.
Najważniejszym jest ile na tym mentalnie skorzystałem, a wydaje mi się, że bardzo wiele.
Dziś jestem w zupełnie innym miejscu, innym człowiekiem. Czy gdybym rozstał się z żoną w sposób "kulturalny" miałbym taką możliwość rozwinięcia się? Otóż tak! możliwość zawsze jest, ale motywacji i determinacji na pewno nie byłoby. Wniosek: temu, że poniekąd zostałem do tego zmuszony zawdzięczam to, w którym miejscu aktualnie jestem.
A załamanie nerwowe jakie przeszedłem i inne konsekwencje dziś traktuję jako skutek uboczny "dobrej zmiany"
Ponadto szpakowaci mimo młodego wieku mają wzięcie
Komentarz doklejony:
A tak na serio, to nawet te dwie gałęzie w ręku nie dają gwarancji, że się d....y nie podbija. Wiadomo że w stanie upojenia i motyli myślenie nie jest najmocniejsza strona. Ileż to sytuacji, że wielka miłość i deklaracje kochanka stają się nagle tylko dobrą zabawą, niczym ważnym, kiedy kochanka staje u progu gotowa na Nowy, szczęśliwy związek.
Cytat
Może zabrzmi to nieskromnie, ale nigdy nie narzekałem na powodzenie.
Tyle tylko, że nie było mi to potrzebne do szczęścia, nie wykorzystywałem tego faktu a czasem wręcz byłem tym sfrustrowany. Mam ogromną pokorę do siebie i życia mimo, że czasem ten obraz czytając moje komentarze na forum może być sprzeczny.Dziś jestem szczęśliwy sam ze sobą, w całkiem niezłym miejscu(mentalnie i egzystencjalnie) i mam nadzieję, że kiedyś będę mógł podzielić się tym szczęściem z kimś kto mnie doceni a nie oceni po nic nie znaczącej zewnętrzności.
Cytat
Tutaj w zasadzie nie ma żadnej filozofii. Dlaczego większość takich historii kończy się bardzo podobnie? Ano dlatego, że część z tych wyborów ludzi zdradzających nie wynika z ich dojrzałych decyzji i rzetelnej analizy dotychczasowego życia, tylko jest podyktowane pewnym zrywem, uniesieniem, iluzją i myśleniem życzeniowym, które nijak ma się do rzeczywistości.
Nierzadko te osoby nawet jeśli początkowo wydaje im się, że Boga za nogi złapali za jakiś czas kończą tak samo i koło się zamyka. Koszty są ogromne, tyle, że rozłożone w czasie. Niektórzy po prostu nie są zdolni do autorefleksji i kontroli nad własnym życiem. Pozostaje im tylko współczuć.
I dopiero teraz zadać pytanie: kto przy wyborze partnera wykazał się większym rozsądkiem? pewnie można by się zdziwić. Nieistotne jest czy takie pytania padły czy skutek osiągnięty został przypadkiem. Chodzi o same stwierdzenie : kto wybrał korzystniej . I jakby oceniać skalę durniowatości tak nieistotnym wyborem jak wybór małżonka/żony to można by się zdziwić
P.S. Oczywiście to taka forma żartu . Nie znam Was i waszych połówek, ale na podstawie tego co piszecie gdybym miał wybrać kogoś kto w jakimś celu miałby "stać" obok mnie, tak samo jak Wasze połówki też wybrał bym Was. Wasza moralność się przecież nie zmieniła, wasze zaangażowanie w relacje "związkowe" czy przyjacielskie zapewne też nie. Po prostu przestaliście być mniejszymi durniami przy dokonywaniu wyborów związanych z tymi co stoją obok Was.
Także czemu tu się dziwić że "Oni" wybrali Was.
Lepiej zadać pytanie jak dobrze Wybierać, by nie wyjść na durnia.
Kurcze to naprawdę forma humoru. Przepraszam gdyby nie wyszło.
Ale wiesz MSZ, w moim przypadku trafiłeś, gdyż ja dawno, dawno temu stałam przed wyborem partnera. Było dwóch, jeden niesamowicie przystojny, zorganizowany, całkowicie oddany i zakochany na zaboj. Drugi był zwyczajny, też bardzo zakochany, potrafił słuchać, był w ważnych momentach i był cudownym kochankiem. Zgadnij kogo wybrałam Dla ułatwienia podpowiem, nie bierz pod uwagę tego, że znalazłam się na tym forum, bo to bardzo mylące
Więc zadam podchwytliwe pytanie, czy ten pierwszy był znacznie gorszy w łóżku ?
MSZ bardzo szeroki temat doboru w pary poruszyłeś. Wiadomo jak dokonujemy wyborów, na podstawie biologicznych schematów plus nakładka przekonań z domu i nikłych swoich doświadczeń czy obserwacji. Najmniej wybieramy korą mózgową. W trybie szukania maksymalnie z 3 dostępnych kandydatów. Statystycznie to żaden wybór. Są też mistrzowie w tej dziedzinie, na podstawie samych wyobrażeń czy marzeń zgarniają pierwsza osobę jaka się trafi, wzbudza jakieś emocje i jest zainteresowana tzn zaangażowana.
Potem zaczyna się ciężką walka aby kogoś zmienić i dostosować do swoich nierealnych wyobrażeń. Nie wiedząc że zmienić daną osobę w pewnym okresie mogli tylko rodzice lub sami to mogą zrobić jeśli na tym nie stracą lub z czegoś nie zrezygnują np. z wygody lub zaspokajania potrzeb. A zmuszanie kogoś do czegoś to dla zmuszanego krzywda.
Tak więc lepsze schematy wyboru mieli nasi partnerzy.
Może trochę za mocna i stronnicza analogia, ale pasożyt zawsze idealnie wyczuwa odpowiedniego żywiciela, jak go wyeksploatuje szuka następnego
Pociągnęłaś ciekawy temat wyborów i uciekasz, nie wstydź się
Ja przetestowałem statystycznie za mało, za szybko i okazało się, że nie te parametry co trzeba
Wybrałem taką jak ta chuda, której niby wiarygodne przekonania i niesamowita pewność oparte byly na tym co w danej chwili czuła, jej wyobrażeniach i braku elementarnej wiedzy, czyli na zerowym braku doświadczenia i znajomości siebie. Jednym słowem harleqiny lub niedojrzałość.
obstawiam pana nr.2
Tak uciekam. Pociągnęłam temat, ale negatywna ocena z Twojej strony jakoś mnie zniechęciła do kontynuowania.
Nie chcę atakować, ale zrozumieć dlaczego uważasz, że masz prawo napisać mi, że źle opisałam coś, co dotyczy mojego postrzegania. Czy to nie kuriozalne? Ty także uciekasz. Nie odniosłeś się do tego, co napisałam, czy taka trudno zrozumieć, że ludzie mogą mieć różne postrzeganie tej samej rzeczy?
Komentarz doklejony:
Może właśnie jestem prymitywną prostaczka, czy nie ma miejsca na tym forum dla takich osób?
Cytat
wic w tym, że właśnie nie jesteś;
gdyby tego nie złożył, nie powiedziałby Ci tego co powiedział;
masz w sobie jakiś ogromny lęk przed tym, aby bywać głupia i śmieszna;
z czymś się niepotrzebnie za bardzo identyfikujesz i nadajesz temu miarę wartości własnej; to samo co murka robiła z tą cnotliwością;
Komentarz doklejony:
*gdyby tego nie założył
Komentarz doklejony:
Yorik
Pociągnęłaś ciekawy temat wyborów i uciekasz, nie wstydź się smiley
W tym cały widz, onieśmielasz mnie właśnie się wstydzę:niemoc
Cytat
no masz i dlatego gryziesz na oślep, za każdym razem, gdy ktoś nawet niechcący dotknie tego zranienia; nie patrząc na to, że sama też tym możesz ranić;i wprowadzać zamęt;
tak to działa;
z jakiegoś powodu próbujesz zasłonić tym lękiem swoją niewiedzę, nie widząc kompletnie, to właśnie to blokuje Cię przed jej zdobywaniem;
a powiem Ci jaka była pierwsza reakcja na Ciebie i Twoje pojawienie się tutaj, kurcze świetna i bystra i otwarta babeczka wpadła na zetkę, zauważony został Twój ogromny potencjał;
i zobacz jak to się ma do tych Twoich lęków, które tworzą Twoją rzeczywistość;
zrobiłabyś coś takiego w realu, w grupie osób, które nie widziałby Ciebie i Twojego bólu z tym związanego i na dzień dobry miałabyś przechlapane i przypiętą łatkę niezbyt lotnej idiotki; i na dzień dobry zostałbyś odrzucona;
czyli stałoby się to, czego najbardziej się obawiasz;
to jak takie inicjowanie samospełniającego się proroctwa;
przemyśl to sobie na spokojnie; bo nie po to tu jesteśmy, aby komukolwiek łatki przypinać, i cierpienia mu dokładać, tylko właśnie po to, aby od nich uwolnić;
Gryzę i kąsam, ale najśmieszniejsze jest to, że nie wiem zupełnie gdzie boli :niemoc
A widzisz, a jednak .... bystra i otwarta babeczka, a może właśnie nie, może wredna, zgryzliwa sucz, z przebłyskiem?
W rzeczywistości wszystko wygląda inaczej. Takie dopasowanie do otoczenia sztuka kamuflażu, praktykowana przez lata, chociażby w celu nie uzyskania łatki infantylnej dziewki, która lepiej niech dowygląda niż coś powie. Niestety na otwartość i szczerość mogę sobie pozwolić tylko wobec bardzo nielicznych, wtedy nic nie uwiera i jestem ja.
Komentarz doklejony:
Acha, bo i oczywiście, że przemyśle
Komentarz doklejony:
Jack, sorry, to Twój wątek, a mnie naszło na wynurzenia
Ktoś na ciebie spojrzy, podbiegasz, zasadzasz komuś kopa i drzesz się, że to ciebie tyłek boli. Czy to nie jest wyrachowana bezczelność?
Na otwartość i szczerość pozwalasz sobie wobec nielicznych ? To nie znaczy że resztę możesz traktować jak idiotów.
Wyrachowana bezczelność? Czemu takie mocne słowa? A może głupio utrwalone mechanizmy, nad którymi warto pracować?
Komentarz doklejony:
Tak, wobec nielicznych. A dlaczego twierdzisz, że resztę traktuje jak idiotów? Chyba nie mówisz poważnie. Dla mnie idiota to ktoś, kto wsiada po pijaku za kierownicę. Reszta albo jest neutralna, albo nieważna.
sorry jack316, że w Twoim watku, ale może to i Tobie się przyda, albo coś z tego dla siebie wyciągniesz
Rozalia
Cytat
pytanie jakie Twoje doświadczenia są z tym związane;
skąd ten lęk przed taką łatką?
Cytat
Gryzę i kąsam, ale najśmieszniejsze jest to, że nie wiem zupełnie gdzie boli smiley
trzeba pamiętać, że są takie rzeczy z którymi człowiek nie jest w stanie poradzić sobie sam; bo zbyt głębokie, zbyt dużo narosło, trauma jest zbyt duża i w tych wypadkach potrzebny jest dobry psycholog, a jak on nie daje rady to psychiatra, bo przecież przyczyna może być zgoła fizyczna, tak jak np w trakcie depresji, zaburzona produkcja w mózgu, którą trzeba uregulować lekami ; i tu, bez dwóch zdań, nic tego nie zastąpi;
szczególnie jeśli próbujesz sama sobie pomóc, przez dłuższy czas i stoisz ciągle w miejscu, a problem jak bumerang nawraca;
natomiast taka najprostszą obserwację samego siebie i przyjrzenie się temu, co dana destrukcyjna emocja do nas mówi, warto w moim odczuciu praktykować dla głębszego wglądu w siebie i przede wszystkim zrozumienia samego siebie; a przez to też i innych; czy też jakiejś sytuacji;
myślę, że każdy musi chyba znaleźć swój własny sposób na skontaktowanie się z takimi negatywnymi emocjami i tym co do nas mówią, taki najbardziej dla nas odpowiedni; bo jednak każdy z nas jest inny, a szkół i sposobów tego zaglądania w siebie jest mnóstwo;
ja mogę Ci sprzedać taki, mój uniwersalny sposób, który u mnie się sprawdza, i jest taki dla mnie szybki i praktyczny, bo pomagam sobie dodatkowo wiedzą, lub w razie potrzeby jej szukam, ale to wtedy kiedy już jasno określę problem; ale też bardzo zbliża mnie do problemu; a że jestem osobą multipotencjalną i leniem okrutnie śmierdzącym, do tego niecierpliwym, oczekuje szybkich, efektownych rezultatów, nawet kosztem pomyłek, to mi najbardziej pasuje;
możesz to spróbować zrobić z tą destrukcyjną emocją, która pojawiła się wyżej;
albo z taką, która Ci najczęściej towarzyszy w ostatnim czasie;
taki najprostszy sposób; na szybko; który u mnie akurat bardzo się sprawdza, i pozwala się bardzo szybko z trudna emocją uporać, a czasem ona znika już po takim pierwszym daniu jej przepłynięcia przez siebie, to:
określ co czujesz; nazwij tą emocję ;
z mojej praktyki wiem, że po głębszym wsłuchaniu się w siebie najczęściej pojawia się ich kilka, przy czym za tymi, które pchają się na pierwszy plan, zawsze bywa taka jedna utajona i ukryta, najciekawsza, do której wstydzimy się przyznać, nawet sami przed sobą w myślach;
przykładowo: czujemy żal, a jednocześnie zazdrość (do której przyznać nam się trudno, nawet przed samym i to we własnej głowie)
jak już to zrobisz i będzie to dajmy na to smutek, to będziesz już wiedziała, że smutek, jest reakcją na stratę; (tego, na co jest reakcją, już musisz się nauczyć, po prostu o każdej z emocji poczytać);
po prostu daj sobie jakiś czas na ciszę , gdzieś w spokoju i na boku, by nikt Ci nie przeszkadzał i nie odrywał;
i zwyczajnie spróbuj wejść w tą emocję; poczuć w pełni ten smutek, wejść w niego i go doświadczyć (to jest takie bardzo specyficzne odczucie gdy czujesz tą emocję wewnątrz jak wypełnia Cię całą i po prostu z nią jesteś), poobserwować z taką dziecięcą ciekawością, akceptując w pełni to czujesz, bez jakiegoś większego nacisku, czy oczekiwania czegokolwiek, tylko z ciekawością doświadczenia jej w pełni, i z pełnym zaufaniem do samej siebie w postaci świadomości dobrych intencji, bo w sumie te emocje, jakie się w nas pojawiają, takie intencje mają, są podpowiedzią;
jak doświadczenie tej emocji jest zbyt trudne, bo jest zbyt silna (nie wiem, jak to określić, ale chyba najtrafniejszym będzie "jak nie wytrzymujesz w niej", w takim "wejściu w tą emocję", to zwyczajnie odsuń się i spróbuj innym razem; powoli oswajaj (jak oswajanie nie daje rady, to moim zdaniem potrzeby jest psycholog i warto wtedy z takim konkretem właśnie iść do niego- takie są moje doświadczenia)
ale jak Ci się udaje, jesteś w stanie to zrobić, to warto w tą emocję wejść, poczuć ją całym sobą i w tym momencie przyjrzeć się temu, jakie nasze myśli się wtedy pojawiają (ja osobiście notuje je na karce z boku w postaci takich haseł wywoławczych) notuję czego dotyczą; w mojej praktyce warto przyjrzeć się temu, jakie nasze przekonania wtedy nam towarzyszą (ja notuje je w osobnym słupku) i temu jakie działania są z tą emocją związane (też notuje, te najbardziej wyraźne);
ja akurat notuje, ale chyba wcale nie trzeba, tylko mi osobiście pomaga to w tym, że mogę odłożyć na półkę i za jaki czas mogę do tego wrócić, spojrzeć na to z boku, już takim "innym, świeżym okiem", bo mnie osobiście wchodzenie w pewne trudne emocje, za bardzo wyczerpywało i mózg robił pauze i po prostu z pewnym opóźnieniem osiągam wgląd; zazwyczaj po czasie, gdy już wyjdę z tej emocji; siedzę przykładowo przy stole , młodzież szaleje, śmiechy chichy, różne myśli latają po głowie, a mi nagle zapala się lampka, której kompletnie nie oczekuje;pojawia się to czego szukałam, w postaci myśli, "rozwiązania", dotknięcia;
ponadto, jak notuje i wracam do tego na następny dzień, to między tymi skrótowymi hasłami widzę wyraźnie zależności, które też wiele rzeczy mi uświadamiają; co dla mnie jest najważniejsze, to w moim odczuciu, to przyspiesza proces i negatywne emocje szybciej "odpływają" po taki zetknięciu się z nimi wspomaganym świadomą analizą, chociaż to pewnie niekonieczne; są jednak takie które wracają do przeszłych zdarzeń, otwierają jakieś trudne wspomnienia, coś totalnie z tak zwanej czteroliterowej; co za jakiś czas powoduje pojawienie się kolejnej emocji, albo dookreślenie tego co czuję; ale taka podróż w głąb samego siebie i przeżycie ukrytych, wypartych i stłumionych emocji, jest moim zdaniem i w moim odczuciu jedną z najpiękniejszych podróży, z której wraca się odprężonym i niezwykle bogatym; w myśl "więc koziołek mądra głowa błąka się po całym świecie, aby dojść do Pacanowa"
choć myślę, że podobne rzeczy można osiągnąć w trakcie medytacji (chociaż w jej przypadku w pewnych praktykach ja osobiście widzę pewne niebezpieczeństwa duchowe, a ja zwyczajnie, na tą chwilę pewnie czuję się, stąpając jednak twardo po ziemi), czy też modlitwy (ale takiej, która nie jest odklepywaniem formułek, tylko bardzo głęboką wewnętrzną rozmową z Bogiem)
p.s mam teraz gorącą nadzieję, że opisałam to na tyle wyraźnie, że nie wyjdę na heretyka
i wszyscy nie siedzą teraz przed monitorami z otwartymi buziami, z pytaniem , o co te idiotce chodzi? o czym ona mówi ? bo ciężko mi to przekazać i określić, a zwyczajnie mi to po prostu pomaga uporać się szybko i sprawnie z trudnymi emocjami i też czasem wejść w głębsze lęki, uświadomić sobie co za nimi stoi;
Komentarz doklejony:
Rozalia nie ma za co spróbuj , jak wsłuchasz się głębiej w siebie, to myślę, że sama intuicyjnie znajdziesz taki swój sposób, najbardziej odpowiedni i pasujący już tak do Ciebie. Będący dla Ciebie praktycznym. Chociaż ja namawiam do takiej obserwacji siebie i posiłkowania się wiedzą, bo to w moim odczuciu i z takiej mojej praktyki ułatwia bardzo i przyspiesza poradzenie sobie z problemem, kiedy wiemy dokładnie jak coś działa, już tak od strony czysto teoretycznej.
Komentarz doklejony:
Murka ten post jest też ode mnie dla Ciebie, bo przyznam ze wstydem, że dopiero post Rozalii mi uświadomił, że pytacie o praktyczne, a nie ukazanie schematu.
[Wybrałem taką jak ta chuda, której niby wiarygodne przekonania i niesamowita pewność oparte byly na tym co w danej chwili czuła, jej wyobrażeniach i braku elementarnej wiedzy, czyli na zerowym braku doświadczenia i znajomości siebie. Jednym słowem harleqiny lub niedojrzałość.]
Mój zerowy brak doświadczenia to fakt. Nikt wcześniej mnie nie zdradził. Moje koleżanki nie zdradzają. To one są zdradzane. Może dlatego, że nie przyjaźnię się z hipokrytkami. Dla mnie też pewne wartości są ważne i nie ma mowy o chwili zapomnienia. Nie mogłabym spojrzeć w lustro. Harleqiny to też nie moja specjalność. Czytam dużo, ale akurat nie to. A moja prywatna sytuacja była całkiem prosta. Mój były mąż chciał zwyczajnie skosztować czegoś nowego, innego. Pierwszą żonę też zdradzał.
Nie pisałam tutaj po to, aby ktoś oceniał mnie. Szukałam pomocy, zrozumienia, ludzi, którzy przeszli podobne historie.
Cytat
czyli wyszłaś za mąż za głupiego i prymitywnego łasucha, co to by co rusz z innej miseczki podjadał?
to nie jest tak
po drugiej stronie w partnerach mamy zwykłych ludzi; z ich wszystkimi wadami, zaletami i potrzebami;
i to głównie ta mieszanka powoduje, że w pewnych sytuacjach, gdy mają nie zaspokojone swoje potrzeby, to zdradzają;
to równie dobrze wcale nie musi być potrzeba seksu, ale np gość może posiadać niskie poczucie własnej wartości i w ten sposób jakoś się dowartościowywać, albo równie dobrze jego własny lęk przed bliskością, który sprawia , że wewnętrznie ciągle czuje się samotny;
takie upraszczanie i założenie, że ktoś jest zły, oddala nas od zrozumienia i w dalszej kolejności wybaczenia, które jest niezbędne, abyśmy mogli dalej iść przez życie spokojnie;
problem polega na tym, że po zdradzie widzimy tylko dwie drogi, zostać lub odejść i szukamy wytłumaczeń dla jednej lub drugiej, zamiast zrozumienia tego co się zadziało;
tak jak byśmy bali się dojrzeć, że w trakcie zrozumienia zobaczymy rzeczy, które wymuszą na nas świadome dokonanie wyboru i zobaczyć też swój udział w wydarzeniach, siebie, własną ślepotę i arogancję względem swojego życia i to udźwignąć;
czasem po prostu tak jest, że jak mija chemia, dochodzi do głosu fakt, że ludzie do siebie nie pasują;
panikujemy wtedy, bo jak to, my nie jesteśmy doskonali?, zamiast zobaczyć i zrozumieć, że gdzieś tam i jedna i druga strona miała wytarte trybiki, które źle się naszły i trzeba się temu bliżej przyjrzeć, czy da się z tym coś zrobić, czy lepiej sobie odpuścić; i wtedy we dwójkę na spokojnie podjąć najlepszą z możliwych decyzji uwzględniającą potrzeby obydwojga;
Komentarz doklejony:
Cytat
jesteś przez to lepsza, bo segregujesz ludzi? i dlatego nie masz w sobie hipokryzji?
wielokrotnie rozwiązanie naszego problemu, leży na wyciągnięcie ręki w samym problemie
Cytat
Klasyka g a t u n k u
Ech...
Zwykla pycha, ktora kiedys chyba kazdy z nas mial w sobie, a niektorzy beda ja mieli do konca zycia...
A moze nie zdradzilismy rylko dlatego, ze nie bylo ku temu "masy krytycznej", wszystkich tych sprzyjajacych ku temu okolicznosci?
Noooo...
To by znaczylo, ze dotad bylismy "twiordzi, a nie mientcy", ale to (na szczescie) nie daje zadnej gwarancji na przyszlosc.
A jak ktos mowi, ze "zdrada nie jest w jego naturze i nigdy tego nie zrobi" to zwykly oszust probujacy wmowic otoczeniu, ze zna swoja przyszlosc (lub osoba chora psychicznie i tym samym niepodatna na wplywy innych).
To co na daną chwilę czują bez grama wyobraźni jest zawsze wyznacznikiem rzeczywistości. Jak poczują inaczej, też mają argumenty nie do zbicia. Przecież czują że facet nie kocha, gdyby kochał to by wszystko wiedział, znał oczekiwania i kaprysy, każdy ma prawo do szczęścia itd.
By dalej głosić że mają jakieś wartości, zasady, choć ciężko im określić jakie i z czego wynikają robią wyjątki dla siebie, bo rządzi nimi to co czują, mentalność kalego.
Takie kobiety nie zdradzają, odchodzą od niekochajacego faceta, który najczęściej nic o tym nie wie, zakochują się lub walczą o swoje prawo do szczęścia a to żadna zdradą
Chwilowo mogą mieć konflikt wewnętrzny czy wyrzuty sumienia, ale zamieniają to na swoje małe słodkie tajemnice. Koleżaneczki głoszą dalej swoje poprawne politycznie dyrdymały a robią swoje. Nie wszyscy muszą o wszystkim wiedzieć. Tak już jest z tymi niehipokrytkami.