Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Witajcie bracia i siostry :-)
Od ujawnienia zdrady przez moją żonę mija szósty tydzień. Historia banalna jak większość tutaj. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie kobieta i powiedziała, że jej mąż i moja żona utrzymują kontakty. Na początku myślałem, że tylko sms, telefon, komunikatory itd. Sprawa toczyła się wokół gry. Wkurzające ale stosunkowo niegroźne. Tym bardziej, że mamy dwójkę małych dzieci. Im dalej w las tym więcej drzew. Po dwóch dniach żona przyznała się, że zdradziła. Koniec historii i początek walki. Od tego miejsca chciałbym podzielić się sposobami jak sobie radzić. Zanim jednak do tego dojdę to trzeba sobie w tym miejscu odpowiedzieć na ważne pytanie. Czego ja chcę i czego chce moja żona. Według rozmów, Ona żałuje, kocha mnie i chce być ze mną. Ja też ją kocham i też chcę być z nią. Dobry początek. Teraz dalej będzie w punktach co robimy i jak i co osiągnęliśmy:
1. Jedna rozmowa na temat technicznego aspektu zdrady i wystarczy.
2. Uświadomić sobie, że zawsze można się rozwieść.
3. Grzebać w przeszłości ale starać się czynić to z każdym dniem coraz mniej
4. Telefony są dostępne i leża na stole. Można w każdej chwili wziąć i popatrzeć.
5. Obopólna zgoda na terapię psychologiczną, jeśli będzie taka potrzeba.
6. Budować pomału relacje w kierunku miłości, szacunku, zaufania, pasji i szeroko pojętej namiętności.
7. Cieszyć się zwykłymi czynnościami razem.
8. Nie starać się zapomnieć, lecz wybaczyć.
9. Nie dłubać w przeszłości.
10. Każdy ma prawo do błędu i niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto niewinny.
Zasady dość proste i naprawdę jeżeli jest wola z obu stron to można sklejać poszarpaną relację. Oboje bardzo się staramy wyrzucić z naszego związku to co nas podzieliło. Dużo rozmawiamy o wspólnych radosnych wspomnieniach. Nie unikamy tematu przeszłości, ale nie rozdrapujemy ran. Dużo się przytulamy i mówimy o rzeczach miłych. Planujemy wyjazd bez dzieci (na razie z różnych względów niemożliwe, ale niebawem to uczynimy). Często dzwonimy do siebie i piszemy smsy. Z każdym dniem jest coraz lepie. Wszystko jest możliwe.
No taaaaak...jeszcze kilka punktów i mamy gotowy scenariusz na nowy typ dynastiitylko kto wezmie rolę alexis jako dyżurnego winnego wszystkich rozwodów, romansów i faktu, że drzewo krzywo rośnie u sąsiada po drugiej stronie ulicy...
coś za bardzo lukrowany ten obrazek...
Algorytm na Atari ??
Człowiek jest trochę bardziej skomplikowany;
Kolega chyba informatyk, albo zdradzający ostro wcześniej;
Nie może rzucić kamieniem, bo nie jest niewinny
Widzę, że malkontenctwo jest zaraźliwe:-)
Nie znacie osób ani sytuacji, dlaczego więc zakładacie wadliwość scenariusza Tulfana?
Niektórzy potrzebują miesięcy, lat, a inni nigdy nie odbudują związku po zdradzie.
Każdy z nas jest inny, każdy ma inne potrzeby, możliwości i ułomności:-)
Tulfan, życzę powodzenia!
Tulfanie cóż mogę Ci napisać......
Wszystko pięknie tylko czy ten "dekalog" pisałeś sam? Jestem przekonany w 100% że tak. Wiesz jak to wygląda? To jest nasze chciejstwo, nas zdradzonych, że jeszcze możemy to uratować. Niejeden z nas myślał identycznie tak jak Ty. Niejeden doświadczył zdrady ponownie właśnie przez takie myślenie. Nie znam Twojej kobiety ale nie różni się ona pewnie od statystycznej niewiasty więc koniec końców jeśli zostałeś zdradzony tzn.
1. Nie kocha Cię już
2. Straciłeś na atrakcyjności
3. Gardzi Tobą
4. Nie szanuje Cię
5. Jest zakochana w tamtym
6. Jest w stanie zniszczyć rodzinę dla własnej przyjemności
Wybierz sobie coś ale z doświadczenia wiem, że spokojnie możesz wybrać wszystko. Nikt i nic nie zmieni jej nastawienia do Ciebie. Was już nie ma.
Istnieje możliwość, iż niewierna będzie sprawiała wrażenie, że Twoich 10 punktów jej odpowiada. To ucieczka gacha. Pewnie jest tak w Twoim przypadku. Siedzisz jednak na tykającej bombie zegarowej i może się zdarzyć, że gość znowu "zaatakuje". Wtedy masz powtórkę z rozrywki.
Mimo wszystko życzę Ci aby się udało.
Szansa jest jedna na milion.
Przemyśl to.
Owszem i to jeszcze jak! Tak samo jak cynizm.
Widzę tutaj na portalu całe mnóstwo zarażonych, istna pandemia!
Tulifan, dobre rady muszą paść na podatny grunt, inaczej będą jak perły rzucane przed............, ale chęci miałeś dobre i to się liczy Kto chce niech korzysta.
Komentarz doklejony:
Cytat
Wybierz sobie coś ale z doświadczenia wiem, że spokojnie możesz wybrać wszystko. Nikt i nic nie zmieni jej nastawienia do Ciebie. Was już nie ma.
Jelonek, to tylko Twoje doświadczenie, i nie wiem czy wiesz, ale wcale nie musi się pokrywać z doświadczeniami innych.
Jeśli nie masz niczego pozytywnego do zaoferowania autorowi, to dlaczego ładujesz go Twoimi fatalistycznymi wersjami wydarzeń, swoim negatywizmem?
A skąd tak naprawdę wiesz, że nic nie zmieni nastawienia niewiernej żony do autora postu? Masz szklaną kulę, wróżysz z fusów, czy masz nadprzyrodzoną zdolność przewidywania przyszłości, czy jak?
Może czasem należałoby oderwać się od swoich bolesnych doświadczeń, od swoich wyobrażeń na jakiś temat, by móc choć w miarę obiektywnie spojrzeć na życie i nie zarażać innych tym wspomnianym wcześniej malkontenctwem.
A mnie się ten tulfanowy dekalog, czy jak go trafnie nazwał Yorikalgorytm bardzo podoba. Krótko, zwięźle, bez niepotrzebnego pitolenia, każdy punkt to zwięzły zapis działania w szerszym temacie, a 10 punkt to kwintesencja. To kamień już mam, w kogo mam rzucić?
:tak_trzymaj
nie jest to takie proste i nie da się tego opisać żadnym algorytmem
ja próbowałem podobnie, punkty 7,8,9 były identyczne
planów uzdrowienia było kilka, bo żaden nie działał
i tak skończyło się rozwodem i wyprowadzką
teraz znowu jesteśmy razem ale już jako dwoje niezależnych ludzi, którzy spotkali się ponownie
moim zdaniem nie ma powrotu bez zupełnego oddalenia, pewne rzeczy trzeba przemyśleć w "samotności", z dystansu
i generalnie jestem sceptycznie nastawiony do określeń typu: naprawa związku na podstawie jakiegoś tam planu (no nie auto ani komputer)
związek trzeba zbudować od nowa a nie go naprawiać, naprawianie to tak jak łatanie dziur w jezdni nową czarną plamą asfaltu bez wymiany podbudowy
no a żeby zbudować związek (z tą samą osobą) od nowa trzeba zakończyć aktualny
...
każda zdrada ma swoje podłoże, a generalizując (czego nie lubię) zdrada kobiety ma silne podłoże emocjonalne i opisać tego się nie da
mimo to dodałbym wieeeelki punkt 0 (kamień węgielny), czyli
0. Ustalić i usunąć przyczynę zdrady jakakolwiek by ona nie była.
Jeśli przyczyna jest nie do usunięcia to resztę można sobie darować.
Oczywiście- życzymy Ci wszystkiego najlepszego, ale...
Zaskakujący jest Twój optymizm w sytuacji, w której znalazłeś się całkiem niedawno. Albo jeszcze nie poczułeś tego walnięcia w czachę, albo poczułeś, ból przeszedł, a Ty myślisz , że to koniec. Że już nic nie zaboli Jest jeszcze wariant, że to uderzenie spowodowało nieoczekiwane wyzwolenie zaskakujących i nieadekwatnych do sytuacji emocji
Ale zgadza się, często na początku myślimy, że to się da łatwo przełknąć. I że damy radę. Ale pragnę ostudzić Twój ponad normę wybujały entuzjazm- przygotuj się na zmiany. Przejdziesz jeszcze długą drogę, mniej lub bardziej wyboistą. I za pół roku zgłoś się, by pochwalić się, jak pięknie udało Ci się odbudować szczęście stosując się do swego dekalogu. Warto też, byś pogadał z tymi, którzy kawałek tej drogi przeszli. "Łatwo przychodzi wiara w to, czego się pragnie".... Czasem zbyt łatwo...
Pkt. 10. Mam tu gdzieś pod ręką taką małą kostkę brukową A rzucam celnie Nieeeee... No spoko. Chcesz ratować to nie ma sprawy. A przerabiałeś punkt o tym, że twoja zdrajczyni zwaliła większość winy na ciebie? Po co się pytam. Przerabiałeś Ale i tak życzę powodzenia.
Właśnie ale...Na ogół jest tak, że jeżeli gach uciekł z takich czy innych powodów od zdradzającej żony, jest faza chwilowego spokoju, spuszczania głowy w dół, "wyrzutów sumienia", rozmów z mężem, udawania "bidulki" itp. dopóki, dopóty nie pojawi się następny gach. U jednych pań tych bardziej spragnionych będzie to jak najszybciej tylko możliwe - nie patrząc z kim i co to za nowy "obiekt", u drugich zajmie to trochę dłużej. I wtedy pokazują na nowo swoje oblicze! Jeżeli są dzieci one najbardziej w tym bagnie cierpią. Skoro skrzywdziły tak bardzo osobę, z którą wiele lat spędziły, kochały i dzieci to dlaczego ma to się nie powtórzyć? Dlaczego? No ja uważam, że szkoda czasu na dawanie kolejnych szans, bo jest wiele kobiet, mężczyzn na tym świecie z podstawowymi zasadami moralnymi i warto z nimi budować szczęście. Po co wracać do czegoś, co przysporzyło nam tyle cierpienia, płaczu, nie przespanych nocy, nerwów, depresji. Przecież tak bardzo nienawidziliśmy tą osobę. A teraz co? Od nowa? Wielka miłość...
W pierwszym odruchu chcialam się pośmiać, że, mało się chłopie nie zesrasz z tego szczęścia, że Cię wiarołomna nie zostawiła.
Ale po chwili myślę sobie: kurcze, facet wypracował jakiś tam sposób, żeby nie zwariować, cokolwiek dosyć szybko mu to poszło, ale, co tam, najważniejsze, że sobie radzi. I nawet jest zadowolony!
Żona, pewnie, jeszcze bardziej, że kuurestwo uszło jej płazem...
Czkawka na pewno się odezwie, ale po co się martwić na zapas...
:cacy
Kilka razy w różnych postach mądrzy ludzie powtarzali, że można pomyśleć o wybaczeniu zdrady jeśli zdradzający wykazuje skruchę i odpowiednią postawę ( w sensie nie miesza z błotem, chce naprawić wyrządzoną krzywdę). I właśnie w tych przypadkach można pomyśleć o wprowadzeniu Twojego planu Tulfanie. Są przypadki, gdy nawet z bronią przy skroni zdradzającego nie uratujesz związku oraz takie, gdy po prostu nie warto, bo winny już zaczął nowe życie i ustawił cię po przeciwnej stronie szachownicy.
Wierzę, że te punkty, które wypisałeś pomogą Ci odbudować Twój związek. Życzę szczęścia i sukcesu. Miło przeczytać jakiś optymistyczny wpis na tym smutnym forum
0. Ustalić i usunąć przyczynę zdrady jakakolwiek by ona nie była.
Jeśli przyczyna jest nie do usunięcia to resztę można sobie darować.
Niby tak. Terapeuci mają taki punkt widzenia;
Zamienił bym jednak ,,przyczynę" na ,,czynniki najbardziej predysponujace";
Warto, ale chyba największe predyspozycje są w nas samych i jest to cecha gatunkowo bardzo korzystna, więc jej nie wyeliminujemy; Ten, kto nie zdradza zwiększa szansę, że jego geny bezpowrotnie zaginą; staje się niszową linią na wymarciu; ślepą uliczką ewolucji
Tulfan nie przerobił tego co go spotkało, nie ma wiedzy i nie chce jej mieć, więc nie ma pojęcia z czym miał i ma doczynienia a przykłada życzeniowy schemat postępowania do szczególnego przypadku; o którym nic nie świadczy; autooszustwo ?;
Na miękko to jaja dobrze wychodzą, oby nie wyszły
Potem tacy głoszą jak fanatycy, wszem i wobec źle wyciagnięte wnioski;
Bracia i siostry :-)
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, sugestie, słowa wsparcia i próby dołowania. :-) Szanowni forumowicze. Rzeczywiście po mojej krótkiej opowieści trudno wnioskować o moich odczuciach i ich mocy, o tym co było przed zdradą i o samej mojej osobie. Wyszedłem z założenia, że wchodzący tu są lub byli zdradzani i płakanie nad fizycznym bólem myśli, nieprzespanymi nocami itd itp, będzie stratą miejsca, bo i tak wszyscy wiedzą. Otóż moi adwersarze: Mój (a konkretnie mój i żony) plan opiera się na po pierwsze - co da gadanie o przeszłości? Lepiej rozmawiać co trzeba zmienić w przyszłości. Po drugie - nie ma gwarancji sukcesu i to jest wiadome. Kolejna zdrada albo nie wytrzymam - rozstaniemy się. Ważne, że jest wola obustronna (zakładam, że szczera), że chcemy to sklejać. Co do wątpliwości niektórych z Was - Nie zdradzałem mojej żony nigdy i specjalnie nie jestem tym zainteresowany. A o sobie powiem krótko. Jestem optymista to raz. Dwa: Zamiast problemów widzę rozwiązania. A zatem trzymajcie kciuki wspierający, pesymiści obserwujcie. A ja Was będę informował w miarę na bieżąco co się dzieje. Jeśli ktoś zaś chciałby bliżej pogadać o realizacji mojego planu to zapraszam. PS. Nie jestem informatykiem :-)
Wnioski są jak najbardziej adekwatne do. .... czasu, miejsca i stanu w którym znajduje się autor. Nie ma błędów logicznych wobec tego co widzi i czuje. Po okresie burzy nadchodzi faza miesiąca miodowego, znane w psychologii zjawisko, wiele spraw leci wtedy z górki, łatwo i zgodnie z planem. Wystarczy, że jeden z elementów układanki jest na swoim miejscu. W przypadku zdrady jest to decyzja o wybaczeniu i ratowaniu małżeństwa. Tak samo działa ten mechanizm, i jest chyba najlepiej opisany przy wychodzeniu z nałogu, ale to mechanizm bardzo uniwersalny. Wtedy np wystarczy sama trzeźwość alkoholika, narkomana itp. Bez szukania przyczyn, mechanizmów chorobowych. Tak jest i przy zdradze. Bez przepracowania przyczyn zdrady prędzej czy później nadejdzie faza muru, pojawiają się zwykłe problemy, z którymi przy "niewyleczonych" sposobach myślenia i działania ,nawet jednorazowego zdradzacza nastąpi kryzys, pewnie niejeden. Szukanie i przewalanie winy na drugą stronę to tylko symptom.
Inna bajka to nadzieja, trzymamy się nieraz jej i głównie nią żyjemy. Nadzieja to dobra rzecz. Czasem myślę, że nadzieja to kobieta, lubi płatać figle w najmniej spodziewanych momentach i cytując za zgryzolowatym niewiele ma wspólnego z logiką.
Apologies: Dzięki za ciekawą odpowiedź. Zgadzam się, że kryzys nadejdzie. Nie rozpisywałem się na temat moich życiowych doświadczeń, a niestety są nieco bogatsze. Zarówno z przyczyn wewnętrznych jak i zewnętrznych. Jedno jest pewne. Odcięcie się od tego co się wydarzyło, a skupienie się na profilaktyce to podstawa. A póki co oboje jesteśmy w to zaangażowani. Trzymanie dystansu do tego co było nie jest proste... oj nie jest. Ale warto. Ja za siebie trzymam kciuki :-)
Indywidualne przeżycia i doświadczenia kształtują nas i naszą przyszłość. To co było kiedyś ma swoje przełożenie dziś. Tutaj nie ma ucieczki. Nawet gdy wydaje się, że nie myślimy o czymś dotkliwym co było, wydajemy się "normalni,to działa nasza podświadomość i przyzwyczajenia. Tutaj mógłbym wpisać dziesiątki przykładów, ale wystarczy parę - alkoholizm, znęcanie, skrajna bieda, poważna choroba swoja lub kogoś bliskiego, śmierć bliskiego. ... Masz w planie wpisanego psychologa, więc myślę, że dojdziesz jak to ważne. Nie każdą sprawę zasłonisz optymizmem, ale co jak co optymizmu Ci zazdroszczę. Są rzeczy, które należy przeżyć do końca
, by się z nimi pożegnać.
Nie sposób nie przyznać Ci racji. Każdy przeżywa po swojemu. Ja wybrałem taką drogę. A czas pokaże czy to było słuszne czy nie. Co do optymizmu to dzięki. Jest ze mną we wszystkich trudnych sytuacjach i jeszcze mnie nie zawiódł. wszystko ma swój cel: i sukces i porażka.
No i fajnie tulfan mimo pesymizmu jaki można wyczytać z naszych wypowiedzi,wszyscy tu trzymamy za ciebie kciuki
:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj
I chcielibyśmy byś dołączył do grona szczęśliwych wyjątków (normą niestety jest, że się nie udaje)
Tu nie chodzi o decyzję jaką podjąłeś, ale o próby zagłuszania rozterek i pytań jakie na pewno w Tobie siedzą i jak dla mnie bezwarunkowe podejście, zbytnie zawierzenie drugiej osobie. Ufność ma swoje granice, tym bardziej już raz naruszone. Coś mi świta, że ma to również swoje podstawy w wierze, religii.
apologies. Nie do końca się z Tobą zgodzą. Teraz jest u nas czas leczenia ran. Zaufanie jest bliskie zeru ale pracujemy nad budową. Pozostałe obszary też są w zgliszczach. Na razie jesteśmy na etapie budowania fundamentu. Jak już pisałem wcześniej, jeśli się nie uda to trudno....
buduj, buduj tylko od dachu nie zaczynaj
a i fundamenty muszą być teraz solidniejsze niż na początku Waszego związku
(odpicowanie ścian, czy nawet ich przestawienie może nie pomóc)
ja bym takiego domu nie remontował ale postawił obok nowy, mniejszy skromniejszy ale nowy
do Twojego domu ktoś napluł przez okno, była to ślina toksyczna, coś zgniło, coś się zachwiało, jakiś smród dziwny się roznosi ...
...
sorki za te analogie budowlane ale ja już jestem po tym wszystkim i wiem, że u mnie nowa farba na ścianach nie pomogła
życzę Wam jak najlepiej, ale jak coś nie będzie wychodzić - nie próbujcie na siłę
Avenious. To pytanie wymaga całej historii naszego związku. Nie mam chyba ochoty na aż takie wynurzenia ale uwierz mi, że ja (pomimo że nie zdradziłem fizycznie), aniołkiem nie byłem. Był moment w życiu, że żyliśmy obok siebie i nawet rozmowy o rozwodzie się pojawiały. Teraz jest naprawdę nieźle i oby tak dalej.
Moment... O jakiej Ty pisałeś grze? Nie przypadkiem o takiej internetowej gdzie tworzy się team, wymienia umiejętnościami i jakimś uzbrojeniem połączoną z hasłem *jeden za wszystkich itd?* Obym się qrva mylił.
milord - Mylisz się. To była jakaś gra w tworzenie farmy. Wiesz, kury koguty itd. Takie pierdoły. Życie realne obok i dzieci obok a tam farmy jakieś. A czemu się pytasz?
Ty się pomyliłeś nie ja... Podałem tylko fikcyjny scenariusz tych gier Polegają one na tym, że nie ma możliwości zakończyć tego co się zaczelo... Znajomości również. Czyli dobrze wyłapałem. To od tego gówna się zaczęło. Usuńcie przyczynę > to może się wam uda...
Komentarz doklejony:
Dodam tylko, że to wcale nie musi być rozgrywka zespołowa. Wystarczyło pewnie by ten knyp wyraził zainteresowanie jej osiągnieciami a Ty nie Durne co?
Jeśli dobrze zrozumiałem pytasz czy ona dalej gra w tę grę? Nie. Na moja wyraźną prośbę gra została usunięta ze wszystkich urządzeń. Znajomość też bo mam kontrolę i z jednej i z drugiej strony
A czy Twoja żona pracuje lub też ma stałe zajęcie? Czasami tak jest, że źle kierujemy swoją energię i wyrównania deficytu (a w związku jakieś zawsze są) szukamy na zew.
Dziwię się bardzo,że podajesz taki łatwy przepis w 10 punktach jak uratować małżeństwo po zdradzie. To nie jest takie proste.A wiesz dlaczego? Bo jak jest tylu ludzi na świecie to jest tyle samo różnych osobowości.Dziwi mnie ten Twój optymizm i takie lekkie podejście do tego tematu.Bagatelizujesz zdradę,ot stało się ale przecież to nic takiego,bo damy sobie z tym szybko radę,wystarczy tylko stosować się do tych prostych 10-ciu zaleceń.Moim zdaniem ważne są przede wszystkim czyny i akurat jestem przeciwna w tym takim wczesnym okresie po zdradzie wszelkim wylewnym rozmowom i analizom,co się stało to się stało a teraz ta osoba ,która zdradziła powinna pokazać ,że jej zależy na drugiej osobie,na dzieciach,na wspólnym życiu!To ona powinna ponieść ciężar powrotu do dobrych relacji.
Przyczyny części zdrad leżą po stronach obu małżonków, więc nie zawsze tylko i wyłącznie zdradzający musi się starać. Autor przyznał, że choć sam nie zdradził, owieczką nie był. Sama recepta ma przy pewnych warunkach rację bytu - start od zera dla obojga. Nawet nie grzebanie w przeszłości - pozwala unikać ranienia się w chwilach uniesienia ,żalu, poza rozmowami kontrolowanymi przez osobę trzecią, np psychologa. Szablon na pewno uniwersalny być nie może , ale widać chęć do działania, na przekór doświadczeniom.
Nieśmiało przebija się problem wzajemnych potrzeb i oczekiwań. To jest ta energia, którą można źle ukierunkować, można ją skupić w małżeństwie, poświęcić osobie spoza związku.
Spróbuje jaśniej... W każdych relacjach (nie tylko partnerskich) następuje wymiana energii. Szczególnie ta dobra energia jest niezbędna dla zdrowia psychicznego:-) Jeśli z jakiś powodów w związku jest kryzys (a u Was był) to energię kierujemy na zewnątrz związku. Szukamy nowych ludzi, odkrywamy nowe pasje, nowe, nieznane dotąd obszary. Sam najlepiej wiesz jak u Was było, czego brakowało, jakie były deficyty, jakie potrzeby i jaką lukę zdrada wypełniła. Za kryzys w związku odpowiadają 2 osoby. Zamiast licytować się kto bardziej to... lepiej działać.
Masz Jagoda rację, ale staram się tulfanowi zwrócić uwagę na fakt, że te gry się nie kończą;( Rozgrywka trwa pomimo tego, że się w niej nie uczestniczy. Osobiście np. konta na fejsie nie mam bo mi nie jest do niczego potrzebne > ale powiedz komuś kto ma by wykasował bo to niszczy coś tam. Kiedyś opisałem tutaj metodę grubej krechy i tulfan powininen sobie to odszukać. Mi się specjalnie nie chce podawać gotowego linku tak jak drugi raz nie chce mi się na ten temat pisać. Ale opisałem tam jak to zrobić. Rozwinęła się dyskusja i sporo konkretnych komentarzy było jak to inni widzą. Jak tą metodę modyfikować by była możliwie najskuteczniejsza.
Tulfan tak pisze i coraz wyrazniej widzę, że praktycznie kompletnie nie wie z czym ma do czynienia. Może to i lepiej bo gdyby kiedykolwiek zdradę zobaczył a nie tylko się o niej dowiedział wszystkie 10 punktów wypieprzylby w diabły Trzymajmy się jednak wersji light. Poszukaj tulfan na portalu na forum. W pewnych okolicznościach przy twoim optymizmie może się udać
Musiałeś Tulfan nieźle nawywijać przed tą zdradą. Rachunki wyrównane, no to masz rację , że nie ma co tego rozdrapywać. A swoją drogą , w jakiej to trzeba być desperacji , żeby absztyfikanta wyszukać sobie na wirtualnej farmie ( w przerwie między zbieraniem marchewki a dojeniem kozy ? ).
Milordzie, zabawiłam się w asystentkę i odnalazłam wątek grubej krechy.
http://www.zdradzeni.info/forum/viewthread.php?forum_id=4&thread_id=1178&rowstart=0
Warto przeczytać. Dla jednych to może być kościół, dla innych las, góry lub inne magiczne miejsce. Jeśli są chęci dwóch stron to warto próbować. Odwaga czy też desperacja może się opłacić, a przynajmniej nikt nie zarzuci, że się nie próbowało.
PS. Może czasami lepiej nie mieć pełnej wiedzy czy też świadomości z czym się walczy:-)
A tam od razu Lilith nawywijał Czytając wpisy Tulfana to jego zbrodnią było prawdopodobnie to, że czasem sie obejrzał za jakąś odstrzeloną laską na ulicy Jutro być może uda mi się uruchomić kompa to sobie pogadamy, albo umówimy na wirtualne piwko. Chwilunia experyment. Czy zamiast *laską* mogę napisać *dupą*?
Jagoda... Tamten temat jest ciągle jeszcze aktualny i najbardziej mi się podobało jak Lili napisała by jej prochy wrzucić do oceanu Mam lepszy. A gdyby tak to było np. ostatnią wolą w testamencie potwierdzonym przez notariusza? Normalnie prawo tego zabrania ale mieliby niezłą zagwozdkę Testament to testament
Ale wravając do tematu. Wydaje mi się, że dla Tulfana to by było chyba najlepsze wyjście. Najwyżej nie wypali i się facet zawiedzie > ale przynajmniej będzie wiedział na czym stoi.
Pofantazjować sobie możemy:-) Ja w testamencie mam zamiar zapisać aby mój partner zlecił przekształcenie moich prochów w syntetyczne diamenty. Pośmiertna biżuteria? czemu nie. W sumie "z prochu powstales, w diament się obrócisz":-)
Też niezłe Siedzą sobie na stypie i kombinują jak te prochy i ogólnie jaki to będzie koszt Trzeba by zapytać Wolanda czy taki numer w ogóle przejdzie.
Będę kończył. za godzinę muszę być w pracy a Tulfan pewnie śpi
Witajcie wszyscy. Dziękuję za reakcje i różne zdania. Postaram się odnieść do niektórych.
Anulka43 - Nie moim zamiarem jest dawać uniwersalnych sposobów na poradzenie sobie z tą trudną sytuacją. Przedstawiłem tylko sposób jaki ustaliłem z żoną. Gruba krecha i zaczynamy od nowa. Albo wóz albo przewóz.
apologises - Zgadzam się. Zdrada to złożony temat i dotyczy wielu osób, sytuacji, zachowań, działań lub ich braku. Jednostronne piętnowanie zdradzającego (pomimo również mojego braku zrozumienia dla tego czynu) prawdopodobnie nigdy nie prowadzi do pozytywnego rozwiązania.
Jagnalesna i milord. Taki gest jak odnowienie przysięgi mamy już w planach, a gruba krecha to moim zdaniem podstawa podstaw początku.
Jagnalesna - z tym szukaniem pozytywów na zewnątrz to prawda, ale jest to trochę pójście na łatwiznę - po co starać się o dotychczasowy związek, skoro tu na talerzu jest inny człowiek, który spełnia w mig wszelkie oczekiwania. Moim zdaniem funkcja kochanka to hologram. A co jak kochanek już przeleci żonę, męża itd to co? w 99% wypadków zwija ogon pod siebie i wraca do swojej rodzinki. Żenada.
rekonstrukcja - nie były to jakieś spektakularne wyczyny, ale dla żony mogły być przykre.
Reasumując. - Moim zdaniem, jeśli jest naprawdę szczera wola obu stron i jest uczucie, to reszta jest sprawą ciężkiej pracy obojga. Ciężkiej codziennej pracy. Na razie w moim związku ciężko codziennie pracujemy. Wątpliwości niektórych z Was są i moimi wątpliwościami, ale tylko idiota nie wątpi. Przed nami kolejny dzień walki :-)
rekonstrukcja - nie były to jakieś spektakularne wyczyny, ale dla żony mogły być przykre.
No to sam widzisz, że zdrady Twojej żony nie można zakwalifikować w kategorii błędu. Zdradziła , bo chciała .
Inna rzecz : Nie bez powodu nawiązałam do tej gry w farmę, czy wiejskie życie. Jestem zdumiona, że w ogóle komuś mogło przyjść do głowy, aby akurat przy tego typu grze nawiązać flirt i przerodzić go w romans. Tam nie ma absolutnie żadnych podtekstów erotycznych. Uprawia się różne roślinki, plony przetwarza w produkty spożywcze i przemysłowe, karmi zwierzęta, wykonuje misje polegające na uprawie i magazynowaniu ciast, balsamów, kulinarnych dań, itp. Ma się sąsiadów, którym pomaga się przy kompletowaniu zamówień, albo części do budowy jakiejś maszyny. Jest to całkowicie niewinna gra, substytut pracy w gospodarstwie rolnym. Gra dla dzieci, w którą dla odprężenia bawią się też dorośli. Sama się przy tym relaksuję, stąd wiem. I wierz mi Tulfan , pojęcia nie mam, jak można grając w tę grę nawiązać romans. Bo to jest równie absurdalne, jak szukanie prezerwatyw w sklepie z artykułami dla niemowląt. Ale widocznie , jak ktoś ma potężne parcie, to i w zabawkowym wyszuka sobie lalkę do kopulacji.
"Jagnalesna - z tym szukaniem pozytywów na zewnątrz to prawda, ale jest to trochę pójście na łatwiznę - po co starać się o dotychczasowy związek, skoro tu na talerzu jest inny człowiek, który spełnia w mig wszelkie oczekiwania. Moim zdaniem funkcja kochanka to hologram."
Oczywiście, że tak! Nie bierz ludzi swoją miarą - to podstawowy błąd. Ludzie uwielbiają chodzić w życiu na skróty, wybierają proste rozwiązania dostępne od ręki. Uprawiają konsumpcjonizm na co dzień. Zepsuł się sprzęt to zamiast naprawić (bo może to tylko kwestia zagubione śrubki) lepiej kupić nowy w sklepie za rogiem. Takie schematy przenoszą na relacje z ludźmi. Coś szwankuje w związku to lepiej zakończyć temat, bo w sumie kolega w pracy wydaje się ciekawy.... Dodatkowo jak stygną emocje w związku to trzeba je "podbić":-) Oczywiście mocno to przerysowałam, ale niestety takie schematy widzę na co dzień.
Rekonstrukcja... Wydaje mi się, że jak ktoś szuka to znajdzie. Tulfan, pytanie do Ciebie dlaczego szukała?
Komentarz doklejony:
Powierzchowność relacji to dzisiejsza plaga. Nie jest śmiertelna, więc nie mówią o niej w mediach:-(
Rekostrukcja: Miejsce i rodzaj gry nie ma znaczenia, to prawda. Wszędzie znajdą się ludzie gotowi na romanse. Ja to w ogóle średnio to rozumiem, że zamiast wyłączyć telefon i porozmawiać z najbliższymi wchodzi się w chory związek, z góry skazany na porażkę (odległość, fakt posiadania przez gościa rodziny, dzieci itd itp). Zakwalifikowałem to jako błąd. Nasz błąd, że odpuściliśmy sobie walkę o związek. Oboje. a jej błąd, że doszła tak daleko. Ten drugi błąd jest ostatnim. Następnego nie będzie bo nas już nie będzie. I żona wie o tym i znając mnie wie, że to nie żarty. A prawda wcześniej czy później i tak wypłynie. Oby to była dobra prawda.
Jagoda. Sęk w tym, żeby mieć w sobie trochę siły aby trudności zwalczać a nie wymieniać na nowe. Ale ta cecha dotyczy tylko niewielu ludzi, jak myślę. Jagoda. Jestem daleki od tego aby generalizować. Ja mam taką psychikę, ktoś ma inną. Jeden sobie radzi z czymś, inny nie. Ja wybrałem taką drogę, ktoś może mieć wątpliwości, lub ją negować. Odpowiadam. Czego szukała? Wydaje mi się, że tego co jest teraz między nami. Rozmowy, zainteresowanie, współdzielenie najprostszych czynności. Spędzanie czasu razem a nie obok. Niestety nie jestem tu bez winy. Musiałem przewartościować trochę priorytety i na razie jest ok. Co do powierzchowności relacji to w dziedzinie zdrady jest to dość proste. Facet szuka słabych punktów w dotychczasowym życiu kobiety i poprzez to doprowadza do seksu. A potem to już emocje opadają, Z relacji żony kochanka mojej żony wiem, że on już kilkukrotnie zdradzał i zawsze się zakochiwał do bzyknięcia. Żal mi i gościa a tym bardziej jego żony. Niemniej trzeba być dobrej myśli bo to nic nie kosztuje. A najwyżej się rozwiedziemy i już. A było już milimetr od rozwodu....
Żadnej zdrady nie można zakwalifikować jako błąd, a tylko jako zrealizowanie własnej chęci. Ale rozumie, autora wątku. Idziesz obraną przez siebie drogą. Super. Jeżeli oboje jesteście tak zaangażowani w budowaniu od nowa małżeństwa, może się udać. Bo w gruncie rzeczy właśnie chodzi o zaangażowanie dwóch stron, a nie tylko jednej.
Tulfan, mało jest silnych ludzi, dlatego tak często potrzebują wzmocnienia. Jeśli nie znajdują w związku to szukają na zewnątrz. Szukają potwierdzenia swojej wyjątkowości, a wystarczy kierować się prostymi zasadami: miłość, przyjaźń i lojalność... Banał! Często widzę (a uwierz, wolałabym być mniej bystra:-) jak ludzie godzą się w życiu na bylejakość, utrwalają chore schematy a po kilku latach zaczynają sami już wierzyć, że tak powinno wyglądać życie/związek.
Może z racji mojej niepokornej duszy, sądzę, że kolory naszego życia zależą od nas.
Jeśli wiesz czego szukała to już duży krok. Powodzenia!
niezapominajka - trzymaj kciuki :-) Ja trzymam za siebie i za innych
Jagoda - zdanie miesiąca (przywłaszczam sobie) - kolory naszego życia zależą od nas :-)
Tak czytam Twoją historię i śmieję się sam do siebie. Nie różnią się te Twoje zasady, algorytm na Atari, od tego co nie raz było już powiedziane tutaj. To co zastanawia niedowiarków, to Twoja pewność, że żonka żałuje. Masz tę pewność, bo informacje o zdradzie dostałeś z pewnego źródła, potwierdziłeś u żony, nie dostrzegłeś wielkich różnic w zeznaniach. Ważniejsze jeszcze jest uświadomienie sobie przez małżonkę, że nie była żadną wielką miłością, a tylko i wyłącznie zabawką w rękach haremowego. Przez swoje złudzenia i egoizm mogła stracić to, co miała i nie doceniła we własnym domu. Strata czegoś bezpowrotnie jest tym czymś co skłania najczęściej do myślenia i wyciągania wniosków. Opisałeś tę część niezwykle krótko, a to cała istota i główny powód, dla którego można wybaczyć. Bez tego nie warto.
Wiele złego może nam zrobić nie tylko wiara w swoją siłę sprawczą, ale też literatura jak również film. Zarówno jedno i drugie pokazuje w sugestywny sposób ułamek świata. A czasem chcielibyśmy naiwnie wierzyć, że świat jest piękny i poukładany, więc trafia na podatny grunt. Ale czy to oznacza, że nie będziemy czytać czy oglądać filmów?:-)
Jeśli siła i odwaga jest po naszej stronie to zarówno łatwiej nam odbudować/przemodelować nasz związek, jak również go skutecznie zakończyć.
Każdy coś w życiu bezpowrotnie traci (ja np. przyjaciółkę:-), albo jest krok od straty. Ta świadomość może wywołać spastyczność mięśni i uniemożliwić jakikolwiek ruch, albo pobudzić do działania. Ja wolę wierzyć, że mamy siłę sprawczą i energię (która czasem tryska uszami a czasem trzeba ją odkurzyć) i nie powinniśmy mieć zahamowań aby jej używać:-)
To, że zasady które przedstawił na portalu Tulfan, w innych konstelacjach pojawiały się wcześniej to tylko potwierdzenie, że pomimo tego, że jesteśmy inni, relacje mamy inne, źródła zdrady są inne to, czasami działamy podobnie.
Każdy czegoś chce. A kto nie chce szczęścia?:-)
Komentarz doklejony:
Każdy ma dostęp wyłącznie do swoich emocji (a niektórzy i w tym się gubią). Tuflan przyjął wersję żony i w to wierzy. W innym przypadku scenariusz naprawczy byłby niezasadny i nierealny.
Jagoda - nic dodać nic ująć. Trzeba w coś wierzyć, i tego się trzymać. Bo cóż innego jak nie wiara w dobro nam pozostaje. Kaczmarski śpiewał wszak "Woda życia nie istnieje, ale zawsze warto po nią iść.
Komentarz doklejony:
apologies - Dzięki. Twoje słowa niosą otuchę i pomimo ciągłych czarnych myśli, mam punkt zaczepienia. a to już dużo. Znikam na weekend z żoną i dziećmi. Odezwę się w poniedziałek. Niech moc będzie z Wami i ze mną
Wiara cuda czyni, góry przenosi itd. Jednak cuda mają to do siebie, ze wszyscy o nich słyszeli, jednak mało kto na oczy widział. Ja należę do tych, co nie widzieli...
Może jednak gdzieś w głębi duszy chciałabym zobaczyć? Żeby uwierzyć że wszystko ma sens...
Jednak dziś jak mam ochotę na spacer po innym wymiarze, to włączam sobie film z gatunku sciense fiction. Czy wierzę w to co widzę na ekranie? Nie... Ale mam w pełni zaspokojone moje poszukiwanie wrażeń i emocji.
Podobnie nie wierzę w naprawę związku po zdradzie. Jednak za każdym razem jak ktoś pisze i wciela w życie plan naprawczy, to gdzieś w głębi duszy mam nadzieję, ze może w końcu mu się uda! Może w końcu się okaże, że to co widziałam w życiu, z czym się zetknęłam, co dane było mi przeżyć, to nie aksjomat... Bo gdzieś jest wymiar, istnieje, tylko mnie nie było dane go namierzyć, z jakiś powodów pozostał dla mnie w sferze fikcji.
I proszę tutaj nie poddawać w dyskusję moich predyspozycji, zdolności, czy w ogóle kwalifikacji... Naprawdę nie jestem zbyt głupia, brzydka, beznadziejnie niezaradna i zaniedbana... Swiadczyć może o tym fakt, że przez lata mojego związku ze zdradzaczem miałam okazję do odwetu i to nie jedną. Nie zrobiłam tego, choć Bóg mi świadkiem, że często łykając łzy odczuwałam samotność nie mniejszą, niż Curiosity na Marsie. Dlaczego tego nie zrobiłam? Bo naiwnie wierzyłam, że moja miłość go uzdrowi, sprawi że się ocknie i przestanie zdradzać... Bo jeśli ktoś kocha naprawdę, to nie zdradza
Dla mnie zdrada to niestety bardzo poważna sprawa.. To świadczy o braku właściwie wszystkiego w związku. Od poczucia więzi z drugą osobą, po całkowity zanik obawy o jej stratę. Czy można takie "drobiazgi" odbudować? Podobno można, tak słyszałam... Bo osobiście nie widziałam, niestety...
Ostatni przykład? Moja przyjaciółka, nazwijmy ją Monika. Mąż ją zdradził po roku małżeństwa. "Pracowali" nad związkiem bardzo mocno, z wizytą w poradni włącznie. Pełen sukces!
Minęło 13 lat i właśnie się rozwodzą... Mąż zakomunikował jej, że jednak to była pomyłka! Właściwie powinien odejść wtedy, te lata temu. Zrozumiał to teraz, kiedy spotkał na swojej drodze miłość swojego życia.
Koleżanka Monika w pełni załamana... Chyba bardziej tym, że nie ma już nad czym pracować i kogo uszczęśliwiać, udowadniając światu, że jednak można...
Tym nie mniej będę kibicować autorowi wątku, taka jest natura człowieka.. nie cofa się przed niczym, żeby wciąż zdobywać nowe doświadczenia. Do tego potrzebna jest wiara.
Nie będę też dawać rad... Autor ma tyle własnych, że na starcie wystarczy...
Ja tylko napisałam własne przemyślenia na poważny temat, jakim jest zdrada. Bo to nieprawda, że trzeba brać winę na siebie gdy do niej dojdzie. Zdrada jest zawsze wyborem drugiej strony... To jej nie chciało się analizować czego brakuje wam w związku. To stronie zdradzającej wystarczył "skok w bok" by się poczuć dowartościowaną... Po co się starać, coś naprawiać, o coś walczyć... Sprowadziła (ta osoba) całą wartość tego co łączy dwoje ludzi, do chwili brudnego seksu w używanej pościeli, gdzieś w podrzędnym hoteliku.
Nawet często nie chciało się jej zakomunikować swojemu mężowi/partnerowi, że coś się dzieje, że trzeba bardziej się starć o związek... Skok w bok i gitara, jak mówi Ferdek Kiepski.
Jednak to dzięki ludziom którzy chcą walczyć o naprawę związku mimo wszystko, miłość ma chyba w ogóle jakiś sens...
"Kto kocha naprawdę, będzie kochał zawsze. Gniew zmieni w kochanie, a zdradę w niepamięć"...
Mam nadzieję , że to właśnie wam się uda....
Z pozdrowieniami
M.
Spoko M Kiedyś zwykły telefon też był sf. Nim Morse wymyślił alfabet murzyni już dawno używali bezprzewodowych tam tamów. To dlaczego Tobie miałoby się kiedyś nie udać? Ludzie usiłują się ratować na różne sposoby. Tutaj trafiaja ci, którym na wstępie chciałoby się napisać *witaj w piekle* a jednak jakoś z tego wychodzą.
tulfan... Może i istnieje woda życia, ale pamiętaj, że słowa ballady są bezlitosne Mówią wyraźnie, że Jaś "na złudę się połasił", a cel, do którego dążył- przepadł. A dlaczego? Bo uwierzył w słowa, które były urojeniem... I wody się, biedaczyna, nie napił!
Może inny tekst wybierz jednak? Taki bardziej optymistyczny Żebyś nie czołgał się przez lata całe, by "przemierzyć złotą dal" i dojść do domu, o jakim marzysz
Powodzenia!
Ty mówisz o obopólnej chęci naprawia związku... Niestety te zjawisko to często fikcja. Osoba, która zdradza (zwłaszcza kobieta, która z seksem wiąże emocje i zaangażowanie) ma chęci naprawy związku w innym celu niż druga strona. Bo np zakończyła romans i jest zraniona (bo kochanek niechętny był na coś więcej) więc wraca w ramiona męża dla pocieszenia oraz wygody. Jedno rozstanie i starata jednej osoby (kochanka) to cios, a co dopiero utrata dwóch.
To tylko przykład jak to zwykle działa, nie wiem jak to wygląda w przypadku Twojej żony.
Ja Cię podziwiam za Twój optymizm i sposoby na radzenie sobie po zdradzie. Bo ja w takiej sytuacji poradziłam sobie sposobem zakończenia kontaktów. Boję się pomyśleć jakie emocje by mną dziś miotały gdybym właśnie próbowała Twoimi sposobami odnaleźć szczęście u boku mojego zdradzacza. Odnajduję je zdala od niego, z czasem wychodzi mi to co raz lepiej i lepiej.
Szczerze życzę Tobie i żonie powodzenia i zdrowego optymizmu
Megan1 poruszyła b.ważna rzecz a mianowicie,że zdrada kobiety różni się od zdrady mężczyzny.Facet może jednak oddzielić uczucia od sexu natomiast kobiety chyba nie... Piszecie,ze za zdradę odpowiedzialne są dwie osoby w związku,ale ja nie czuję się odpowiedzialna czy winna.Mój mąż zdradzał a równocześnie mówił mi często,że mnie kocha,niestety ja czułam ,ze coś jest nie tak,że jest ktoś. Pytałam, chciałam rozmawiać,ratować ale on zapierał się ,że nikogo nie ma,że jestem tylko ja.Przyznał się dopiero gdy zobaczył siebie na zdjęciach z kochanką.Ja nie potrafię zaufać,bo zaprzeczał patrząc mi prosto w moje zapłakane oczy...Oby w tym przypadku okazało się ,żę te 10 rad zadziałało ale raczej nie będzie to 100 %.
Anula, za zdradę zawsze jest odpowiedzialna osoba zdradzająca, to jej decyzja, to jej akt zdrady, jej oszukiwanie i krzywdzenie partnera i wreszcie jej "przyzwolenie " na zdradę. Bo od przyzwolenia się zawsze zaczyna. Owszem zdrada ma swoje przyczyny i zdarza się się , że zdradzony jest współwinny. Czego dokładnie? Różnie, zaniedbania, odsunięcia się, nieraz znęcania. Mnóstwo tego, ale co by nie powiedzieć, przyczyny zdrady i sama zdrada to dwie różne rzeczy. Jedna wynika z drugiej, ale dwie. Nigdy nie jest tak, aby za związek odpowiedzialne było tylko jedno z partnerów. Zdrada często jest ucieczką z odpowiedzialności za związek.
Ilu ludzi, tyle opinii i sposobów. Zdrada nie ma w mich oczach usprawiedliwienia, natomiast dochodzenie do sytuacji, że pojawia się myśl o zdradzie i to przyzwolenie, o którym mówi apologies to już inna sprawa. W naszym przypadku to była ciężka i konsekwentna praca nad odsuwaniem się od siebie. Ale to na razie przeszłość. Teraz mamy czas ciężkiej pracy nad przyszłością. Jest dużo rozmów o przyszłości, o tym czego unikać, co robić lepiej. Na tym etapie stwierdzam, iż idziemy w dobrym kierunku. A co ważne w tym wszystkim, nie skupiamy swojej energii na rozdrapywaniu przeszłości. Zdajemy soie sprawę, że ona jest i będzie zawsze. Enegię zaś używamy do zapobiegania jej skutków na przyszłość. I co najważniejsze: Oboje tego chcemy. I ja w to głęboko wierzę. Bycie optymistą zobowiązuje :-)
A no pewnie- zobowiązuje A opinii jest tyle, bo w końcu prawda jest jak doopa- każdy ma własną
Założenia masz słuszne: chcesz walczyć. Teraz przetrawiasz psychicznie coś, co można nazwać "małym zwycięstwem", czyli- "A jednak została ze MNĄ. Nie z nim, tylko ze MNĄ". Żałuje i chce się poprawić. Pracujemy!!!"
Na tym etapie nie pozostaniesz na wieki, bo "wszystko płynie". Życzę Ci, byś w każdym kolejnym miejscu znajdował w sobie tyle wiary i optymizmu, co teraz
Mam nadzieję, że nie jesteś typem "optymisty", który tryska entuzjazmem i humorem wtedy, gdy wszystko idzie zgodnie z jego planem, a kiedy przychodzi pierwsze rozczarowanie i niepowodzenie- popada w czarną rozpacz? Obyś nie był!!! Trzymaj się!
Bajeczna - optymizm to nie stan ducha lecz sposób postrzegania rzeczywistości :-) Mój optymizm jest nieco (poprzez doświadczenie życiowe) wzmocniony o realne postrzeganie życia.
Kolejny tydzień przynosi kolejne kroki w dobrym kierunku. Myślę, że jesteśmy naprawdę na dobrej drodze. Ale życie zweryfikuje. Dobrej nocy wszystkim. Czasem tylko noc przynosi chwilę wytchnienia prawda? :-)
Komentarz doklejony:
Witajcie,
Jak na razie "dekalog działa" :-) Poza jednym podpunktem, nad którym pracujemy, wszystko idzie dobrze. Uda się :-) Będę informował na bieżąco. Jeśli kogoś interesowałyby szczegóły to zapraszam na priv :-)
Komentarz doklejony:
Kolejne dni przynoszą coraz więcej pozytywów. Czuję się coraz lepiej. Może to i huraoptymizm, ale jest nieźle. Oboje się staramy i coraz mniej czarnych myśli. Czy są jeszcze jakieś czarne etapy przede mną?
???
na moje oko to masz jeszcze wszystkie etapy przed sobą
to o czym piszesz i jak piszesz jest dla mnie tak niewiarygodne
że mogło zrodzić się tylko w jakimś nie-bardzo-trzeźwo-myślącym umyśle (sorki, ale tak to odbieram)
chyba nikt z nas rogaczy forumowych nie przeszedł ze zdradą żony do porządku dziennego tak jak Ty
jedynym wytłumaczeniem może być Twój trwający amok lub to, że sam masz coś na sumieniu a ten wyskok żony traktujesz jak wyrównanie rachunków
jeśli tak, to OK ale nie powinieneś wtedy szukać rad na tym forum
(bo tu trafiają ludzie naprawdę potrzebujący pomocy będący na skraju nerwowego załamania)
jeśli cokolwiek miałbym radzić to to, żebyś napisał tu za pół roku jak się sprawy mają
Szanowny Domatorze.
Jeśli piszesz o etapach, to napisz o jakich. Wszak o to prosiłem
Nigdzie nie napisałem, że przeszedłem do porządku dziennego ze zdradą żony. Po prostu fakt zaistniał, staram się (staramy się) unikać w przyszłości podobnych błędów. Przykro mi, że nie pławię się w nieszczęściu. Moja natura jest nieco inna. Nie patrzę na problem ale na cel.
Twoje wytłumaczenie mija się z prawdą w odległości kilku tysięcy lat świetlnych, ale jest tylko potwierdzeniem, że na tę samą sprawę można popatrzeć z różnych stron.
Skąd CI wpadł pomysł, że szukam rady? Po prostu się chciałem podzielić swoim spojrzeniem na moją sprawę i sytuację. Jak mniemam, nie jest to zabronione. I to mi pomogło.
Z chęcią napiszę również i za pół roku i mam nadzieję, że Cię rozczaruje dobrymi wieściami.
Pozdrawiam i życzę optymizmu pomimo wszystko.
coś za bardzo lukrowany ten obrazek...
Człowiek jest trochę bardziej skomplikowany;
Kolega chyba informatyk, albo zdradzający ostro wcześniej;
Nie może rzucić kamieniem, bo nie jest niewinny
Nie znacie osób ani sytuacji, dlaczego więc zakładacie wadliwość scenariusza Tulfana?
Niektórzy potrzebują miesięcy, lat, a inni nigdy nie odbudują związku po zdradzie.
Każdy z nas jest inny, każdy ma inne potrzeby, możliwości i ułomności:-)
Tulfan, życzę powodzenia!
Wszystko pięknie tylko czy ten "dekalog" pisałeś sam? Jestem przekonany w 100% że tak. Wiesz jak to wygląda? To jest nasze chciejstwo, nas zdradzonych, że jeszcze możemy to uratować. Niejeden z nas myślał identycznie tak jak Ty. Niejeden doświadczył zdrady ponownie właśnie przez takie myślenie. Nie znam Twojej kobiety ale nie różni się ona pewnie od statystycznej niewiasty więc koniec końców jeśli zostałeś zdradzony tzn.
1. Nie kocha Cię już
2. Straciłeś na atrakcyjności
3. Gardzi Tobą
4. Nie szanuje Cię
5. Jest zakochana w tamtym
6. Jest w stanie zniszczyć rodzinę dla własnej przyjemności
Wybierz sobie coś ale z doświadczenia wiem, że spokojnie możesz wybrać wszystko. Nikt i nic nie zmieni jej nastawienia do Ciebie. Was już nie ma.
Istnieje możliwość, iż niewierna będzie sprawiała wrażenie, że Twoich 10 punktów jej odpowiada. To ucieczka gacha. Pewnie jest tak w Twoim przypadku. Siedzisz jednak na tykającej bombie zegarowej i może się zdarzyć, że gość znowu "zaatakuje". Wtedy masz powtórkę z rozrywki.
Mimo wszystko życzę Ci aby się udało.
Szansa jest jedna na milion.
Przemyśl to.
Cytat
Owszem i to jeszcze jak! Tak samo jak cynizm.
Widzę tutaj na portalu całe mnóstwo zarażonych, istna pandemia!
Tulifan, dobre rady muszą paść na podatny grunt, inaczej będą jak perły rzucane przed............, ale chęci miałeś dobre i to się liczy Kto chce niech korzysta.
Komentarz doklejony:
Cytat
Jelonek, to tylko Twoje doświadczenie, i nie wiem czy wiesz, ale wcale nie musi się pokrywać z doświadczeniami innych.
Jeśli nie masz niczego pozytywnego do zaoferowania autorowi, to dlaczego ładujesz go Twoimi fatalistycznymi wersjami wydarzeń, swoim negatywizmem?
A skąd tak naprawdę wiesz, że nic nie zmieni nastawienia niewiernej żony do autora postu? Masz szklaną kulę, wróżysz z fusów, czy masz nadprzyrodzoną zdolność przewidywania przyszłości, czy jak?
Może czasem należałoby oderwać się od swoich bolesnych doświadczeń, od swoich wyobrażeń na jakiś temat, by móc choć w miarę obiektywnie spojrzeć na życie i nie zarażać innych tym wspomnianym wcześniej malkontenctwem.
:tak_trzymaj
ja próbowałem podobnie, punkty 7,8,9 były identyczne
planów uzdrowienia było kilka, bo żaden nie działał
i tak skończyło się rozwodem i wyprowadzką
teraz znowu jesteśmy razem ale już jako dwoje niezależnych ludzi, którzy spotkali się ponownie
moim zdaniem nie ma powrotu bez zupełnego oddalenia, pewne rzeczy trzeba przemyśleć w "samotności", z dystansu
i generalnie jestem sceptycznie nastawiony do określeń typu: naprawa związku na podstawie jakiegoś tam planu (no nie auto ani komputer)
związek trzeba zbudować od nowa a nie go naprawiać, naprawianie to tak jak łatanie dziur w jezdni nową czarną plamą asfaltu bez wymiany podbudowy
no a żeby zbudować związek (z tą samą osobą) od nowa trzeba zakończyć aktualny
...
każda zdrada ma swoje podłoże, a generalizując (czego nie lubię) zdrada kobiety ma silne podłoże emocjonalne i opisać tego się nie da
mimo to dodałbym wieeeelki punkt 0 (kamień węgielny), czyli
0. Ustalić i usunąć przyczynę zdrady jakakolwiek by ona nie była.
Jeśli przyczyna jest nie do usunięcia to resztę można sobie darować.
Zaskakujący jest Twój optymizm w sytuacji, w której znalazłeś się całkiem niedawno. Albo jeszcze nie poczułeś tego walnięcia w czachę, albo poczułeś, ból przeszedł, a Ty myślisz , że to koniec. Że już nic nie zaboli Jest jeszcze wariant, że to uderzenie spowodowało nieoczekiwane wyzwolenie zaskakujących i nieadekwatnych do sytuacji emocji
Ale zgadza się, często na początku myślimy, że to się da łatwo przełknąć. I że damy radę. Ale pragnę ostudzić Twój ponad normę wybujały entuzjazm- przygotuj się na zmiany. Przejdziesz jeszcze długą drogę, mniej lub bardziej wyboistą. I za pół roku zgłoś się, by pochwalić się, jak pięknie udało Ci się odbudować szczęście stosując się do swego dekalogu. Warto też, byś pogadał z tymi, którzy kawałek tej drogi przeszli. "Łatwo przychodzi wiara w to, czego się pragnie".... Czasem zbyt łatwo...
Ale po chwili myślę sobie: kurcze, facet wypracował jakiś tam sposób, żeby nie zwariować, cokolwiek dosyć szybko mu to poszło, ale, co tam, najważniejsze, że sobie radzi. I nawet jest zadowolony!
Żona, pewnie, jeszcze bardziej, że kuurestwo uszło jej płazem...
Czkawka na pewno się odezwie, ale po co się martwić na zapas...
:cacy
Wierzę, że te punkty, które wypisałeś pomogą Ci odbudować Twój związek. Życzę szczęścia i sukcesu. Miło przeczytać jakiś optymistyczny wpis na tym smutnym forum
Cytat
Jeśli przyczyna jest nie do usunięcia to resztę można sobie darować.
Niby tak. Terapeuci mają taki punkt widzenia;
Zamienił bym jednak ,,przyczynę" na ,,czynniki najbardziej predysponujace";
Warto, ale chyba największe predyspozycje są w nas samych i jest to cecha gatunkowo bardzo korzystna, więc jej nie wyeliminujemy; Ten, kto nie zdradza zwiększa szansę, że jego geny bezpowrotnie zaginą; staje się niszową linią na wymarciu; ślepą uliczką ewolucji
Tulfan nie przerobił tego co go spotkało, nie ma wiedzy i nie chce jej mieć, więc nie ma pojęcia z czym miał i ma doczynienia a przykłada życzeniowy schemat postępowania do szczególnego przypadku; o którym nic nie świadczy; autooszustwo ?;
Na miękko to jaja dobrze wychodzą, oby nie wyszły
Potem tacy głoszą jak fanatycy, wszem i wobec źle wyciagnięte wnioski;
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, sugestie, słowa wsparcia i próby dołowania. :-) Szanowni forumowicze. Rzeczywiście po mojej krótkiej opowieści trudno wnioskować o moich odczuciach i ich mocy, o tym co było przed zdradą i o samej mojej osobie. Wyszedłem z założenia, że wchodzący tu są lub byli zdradzani i płakanie nad fizycznym bólem myśli, nieprzespanymi nocami itd itp, będzie stratą miejsca, bo i tak wszyscy wiedzą. Otóż moi adwersarze: Mój (a konkretnie mój i żony) plan opiera się na po pierwsze - co da gadanie o przeszłości? Lepiej rozmawiać co trzeba zmienić w przyszłości. Po drugie - nie ma gwarancji sukcesu i to jest wiadome. Kolejna zdrada albo nie wytrzymam - rozstaniemy się. Ważne, że jest wola obustronna (zakładam, że szczera), że chcemy to sklejać. Co do wątpliwości niektórych z Was - Nie zdradzałem mojej żony nigdy i specjalnie nie jestem tym zainteresowany. A o sobie powiem krótko. Jestem optymista to raz. Dwa: Zamiast problemów widzę rozwiązania. A zatem trzymajcie kciuki wspierający, pesymiści obserwujcie. A ja Was będę informował w miarę na bieżąco co się dzieje. Jeśli ktoś zaś chciałby bliżej pogadać o realizacji mojego planu to zapraszam. PS. Nie jestem informatykiem :-)
Inna bajka to nadzieja, trzymamy się nieraz jej i głównie nią żyjemy. Nadzieja to dobra rzecz. Czasem myślę, że nadzieja to kobieta, lubi płatać figle w najmniej spodziewanych momentach i cytując za zgryzolowatym niewiele ma wspólnego z logiką.
, by się z nimi pożegnać.
:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj:tak_trzymaj
I chcielibyśmy byś dołączył do grona szczęśliwych wyjątków
(normą niestety jest, że się nie udaje)
a i fundamenty muszą być teraz solidniejsze niż na początku Waszego związku
(odpicowanie ścian, czy nawet ich przestawienie może nie pomóc)
ja bym takiego domu nie remontował ale postawił obok nowy, mniejszy skromniejszy ale nowy
do Twojego domu ktoś napluł przez okno, była to ślina toksyczna, coś zgniło, coś się zachwiało, jakiś smród dziwny się roznosi ...
...
sorki za te analogie budowlane ale ja już jestem po tym wszystkim i wiem, że u mnie nowa farba na ścianach nie pomogła
życzę Wam jak najlepiej, ale jak coś nie będzie wychodzić - nie próbujcie na siłę
Kto i czym ją zranił?
Komentarz doklejony:
Dodam tylko, że to wcale nie musi być rozgrywka zespołowa. Wystarczyło pewnie by ten knyp wyraził zainteresowanie jej osiągnieciami a Ty nie Durne co?
Nieśmiało przebija się problem wzajemnych potrzeb i oczekiwań. To jest ta energia, którą można źle ukierunkować, można ją skupić w małżeństwie, poświęcić osobie spoza związku.
Tulfan tak pisze i coraz wyrazniej widzę, że praktycznie kompletnie nie wie z czym ma do czynienia. Może to i lepiej bo gdyby kiedykolwiek zdradę zobaczył a nie tylko się o niej dowiedział wszystkie 10 punktów wypieprzylby w diabły Trzymajmy się jednak wersji light. Poszukaj tulfan na portalu na forum. W pewnych okolicznościach przy twoim optymizmie może się udać
http://www.zdradzeni.info/forum/viewthread.php?forum_id=4&thread_id=1178&rowstart=0
Warto przeczytać. Dla jednych to może być kościół, dla innych las, góry lub inne magiczne miejsce. Jeśli są chęci dwóch stron to warto próbować. Odwaga czy też desperacja może się opłacić, a przynajmniej nikt nie zarzuci, że się nie próbowało.
PS. Może czasami lepiej nie mieć pełnej wiedzy czy też świadomości z czym się walczy:-)
Jagoda... Tamten temat jest ciągle jeszcze aktualny i najbardziej mi się podobało jak Lili napisała by jej prochy wrzucić do oceanu Mam lepszy. A gdyby tak to było np. ostatnią wolą w testamencie potwierdzonym przez notariusza? Normalnie prawo tego zabrania ale mieliby niezłą zagwozdkę Testament to testament
Ale wravając do tematu. Wydaje mi się, że dla Tulfana to by było chyba najlepsze wyjście. Najwyżej nie wypali i się facet zawiedzie > ale przynajmniej będzie wiedział na czym stoi.
Będę kończył. za godzinę muszę być w pracy a Tulfan pewnie śpi
Anulka43 - Nie moim zamiarem jest dawać uniwersalnych sposobów na poradzenie sobie z tą trudną sytuacją. Przedstawiłem tylko sposób jaki ustaliłem z żoną. Gruba krecha i zaczynamy od nowa. Albo wóz albo przewóz.
apologises - Zgadzam się. Zdrada to złożony temat i dotyczy wielu osób, sytuacji, zachowań, działań lub ich braku. Jednostronne piętnowanie zdradzającego (pomimo również mojego braku zrozumienia dla tego czynu) prawdopodobnie nigdy nie prowadzi do pozytywnego rozwiązania.
Jagnalesna i milord. Taki gest jak odnowienie przysięgi mamy już w planach, a gruba krecha to moim zdaniem podstawa podstaw początku.
Jagnalesna - z tym szukaniem pozytywów na zewnątrz to prawda, ale jest to trochę pójście na łatwiznę - po co starać się o dotychczasowy związek, skoro tu na talerzu jest inny człowiek, który spełnia w mig wszelkie oczekiwania. Moim zdaniem funkcja kochanka to hologram. A co jak kochanek już przeleci żonę, męża itd to co? w 99% wypadków zwija ogon pod siebie i wraca do swojej rodzinki. Żenada.
rekonstrukcja - nie były to jakieś spektakularne wyczyny, ale dla żony mogły być przykre.
Reasumując. - Moim zdaniem, jeśli jest naprawdę szczera wola obu stron i jest uczucie, to reszta jest sprawą ciężkiej pracy obojga. Ciężkiej codziennej pracy. Na razie w moim związku ciężko codziennie pracujemy. Wątpliwości niektórych z Was są i moimi wątpliwościami, ale tylko idiota nie wątpi. Przed nami kolejny dzień walki :-)
Cytat
Inna rzecz : Nie bez powodu nawiązałam do tej gry w farmę, czy wiejskie życie. Jestem zdumiona, że w ogóle komuś mogło przyjść do głowy, aby akurat przy tego typu grze nawiązać flirt i przerodzić go w romans. Tam nie ma absolutnie żadnych podtekstów erotycznych. Uprawia się różne roślinki, plony przetwarza w produkty spożywcze i przemysłowe, karmi zwierzęta, wykonuje misje polegające na uprawie i magazynowaniu ciast, balsamów, kulinarnych dań, itp. Ma się sąsiadów, którym pomaga się przy kompletowaniu zamówień, albo części do budowy jakiejś maszyny. Jest to całkowicie niewinna gra, substytut pracy w gospodarstwie rolnym. Gra dla dzieci, w którą dla odprężenia bawią się też dorośli. Sama się przy tym relaksuję, stąd wiem. I wierz mi Tulfan , pojęcia nie mam, jak można grając w tę grę nawiązać romans. Bo to jest równie absurdalne, jak szukanie prezerwatyw w sklepie z artykułami dla niemowląt. Ale widocznie , jak ktoś ma potężne parcie, to i w zabawkowym wyszuka sobie lalkę do kopulacji.
Oczywiście, że tak! Nie bierz ludzi swoją miarą - to podstawowy błąd. Ludzie uwielbiają chodzić w życiu na skróty, wybierają proste rozwiązania dostępne od ręki. Uprawiają konsumpcjonizm na co dzień. Zepsuł się sprzęt to zamiast naprawić (bo może to tylko kwestia zagubione śrubki) lepiej kupić nowy w sklepie za rogiem. Takie schematy przenoszą na relacje z ludźmi. Coś szwankuje w związku to lepiej zakończyć temat, bo w sumie kolega w pracy wydaje się ciekawy.... Dodatkowo jak stygną emocje w związku to trzeba je "podbić":-) Oczywiście mocno to przerysowałam, ale niestety takie schematy widzę na co dzień.
Rekonstrukcja... Wydaje mi się, że jak ktoś szuka to znajdzie. Tulfan, pytanie do Ciebie dlaczego szukała?
Komentarz doklejony:
Powierzchowność relacji to dzisiejsza plaga. Nie jest śmiertelna, więc nie mówią o niej w mediach:-(
Jagoda. Sęk w tym, żeby mieć w sobie trochę siły aby trudności zwalczać a nie wymieniać na nowe. Ale ta cecha dotyczy tylko niewielu ludzi, jak myślę. Jagoda. Jestem daleki od tego aby generalizować. Ja mam taką psychikę, ktoś ma inną. Jeden sobie radzi z czymś, inny nie. Ja wybrałem taką drogę, ktoś może mieć wątpliwości, lub ją negować. Odpowiadam. Czego szukała? Wydaje mi się, że tego co jest teraz między nami. Rozmowy, zainteresowanie, współdzielenie najprostszych czynności. Spędzanie czasu razem a nie obok. Niestety nie jestem tu bez winy. Musiałem przewartościować trochę priorytety i na razie jest ok. Co do powierzchowności relacji to w dziedzinie zdrady jest to dość proste. Facet szuka słabych punktów w dotychczasowym życiu kobiety i poprzez to doprowadza do seksu. A potem to już emocje opadają, Z relacji żony kochanka mojej żony wiem, że on już kilkukrotnie zdradzał i zawsze się zakochiwał do bzyknięcia. Żal mi i gościa a tym bardziej jego żony. Niemniej trzeba być dobrej myśli bo to nic nie kosztuje. A najwyżej się rozwiedziemy i już. A było już milimetr od rozwodu....
Może z racji mojej niepokornej duszy, sądzę, że kolory naszego życia zależą od nas.
Jeśli wiesz czego szukała to już duży krok. Powodzenia!
Jagoda - zdanie miesiąca (przywłaszczam sobie) - kolory naszego życia zależą od nas :-)
Jeśli siła i odwaga jest po naszej stronie to zarówno łatwiej nam odbudować/przemodelować nasz związek, jak również go skutecznie zakończyć.
Każdy coś w życiu bezpowrotnie traci (ja np. przyjaciółkę:-), albo jest krok od straty. Ta świadomość może wywołać spastyczność mięśni i uniemożliwić jakikolwiek ruch, albo pobudzić do działania. Ja wolę wierzyć, że mamy siłę sprawczą i energię (która czasem tryska uszami a czasem trzeba ją odkurzyć) i nie powinniśmy mieć zahamowań aby jej używać:-)
To, że zasady które przedstawił na portalu Tulfan, w innych konstelacjach pojawiały się wcześniej to tylko potwierdzenie, że pomimo tego, że jesteśmy inni, relacje mamy inne, źródła zdrady są inne to, czasami działamy podobnie.
Każdy czegoś chce. A kto nie chce szczęścia?:-)
Komentarz doklejony:
Każdy ma dostęp wyłącznie do swoich emocji (a niektórzy i w tym się gubią). Tuflan przyjął wersję żony i w to wierzy. W innym przypadku scenariusz naprawczy byłby niezasadny i nierealny.
Komentarz doklejony:
apologies - Dzięki. Twoje słowa niosą otuchę i pomimo ciągłych czarnych myśli, mam punkt zaczepienia. a to już dużo. Znikam na weekend z żoną i dziećmi. Odezwę się w poniedziałek. Niech moc będzie z Wami i ze mną
Może jednak gdzieś w głębi duszy chciałabym zobaczyć? Żeby uwierzyć że wszystko ma sens...
Jednak dziś jak mam ochotę na spacer po innym wymiarze, to włączam sobie film z gatunku sciense fiction. Czy wierzę w to co widzę na ekranie? Nie... Ale mam w pełni zaspokojone moje poszukiwanie wrażeń i emocji.
Podobnie nie wierzę w naprawę związku po zdradzie. Jednak za każdym razem jak ktoś pisze i wciela w życie plan naprawczy, to gdzieś w głębi duszy mam nadzieję, ze może w końcu mu się uda! Może w końcu się okaże, że to co widziałam w życiu, z czym się zetknęłam, co dane było mi przeżyć, to nie aksjomat... Bo gdzieś jest wymiar, istnieje, tylko mnie nie było dane go namierzyć, z jakiś powodów pozostał dla mnie w sferze fikcji.
I proszę tutaj nie poddawać w dyskusję moich predyspozycji, zdolności, czy w ogóle kwalifikacji... Naprawdę nie jestem zbyt głupia, brzydka, beznadziejnie niezaradna i zaniedbana... Swiadczyć może o tym fakt, że przez lata mojego związku ze zdradzaczem miałam okazję do odwetu i to nie jedną. Nie zrobiłam tego, choć Bóg mi świadkiem, że często łykając łzy odczuwałam samotność nie mniejszą, niż Curiosity na Marsie. Dlaczego tego nie zrobiłam? Bo naiwnie wierzyłam, że moja miłość go uzdrowi, sprawi że się ocknie i przestanie zdradzać... Bo jeśli ktoś kocha naprawdę, to nie zdradza
Dla mnie zdrada to niestety bardzo poważna sprawa.. To świadczy o braku właściwie wszystkiego w związku. Od poczucia więzi z drugą osobą, po całkowity zanik obawy o jej stratę. Czy można takie "drobiazgi" odbudować? Podobno można, tak słyszałam... Bo osobiście nie widziałam, niestety...
Ostatni przykład? Moja przyjaciółka, nazwijmy ją Monika. Mąż ją zdradził po roku małżeństwa. "Pracowali" nad związkiem bardzo mocno, z wizytą w poradni włącznie. Pełen sukces!
Minęło 13 lat i właśnie się rozwodzą... Mąż zakomunikował jej, że jednak to była pomyłka! Właściwie powinien odejść wtedy, te lata temu. Zrozumiał to teraz, kiedy spotkał na swojej drodze miłość swojego życia.
Koleżanka Monika w pełni załamana... Chyba bardziej tym, że nie ma już nad czym pracować i kogo uszczęśliwiać, udowadniając światu, że jednak można...
Tym nie mniej będę kibicować autorowi wątku, taka jest natura człowieka.. nie cofa się przed niczym, żeby wciąż zdobywać nowe doświadczenia. Do tego potrzebna jest wiara.
Nie będę też dawać rad... Autor ma tyle własnych, że na starcie wystarczy...
Ja tylko napisałam własne przemyślenia na poważny temat, jakim jest zdrada. Bo to nieprawda, że trzeba brać winę na siebie gdy do niej dojdzie. Zdrada jest zawsze wyborem drugiej strony... To jej nie chciało się analizować czego brakuje wam w związku. To stronie zdradzającej wystarczył "skok w bok" by się poczuć dowartościowaną... Po co się starać, coś naprawiać, o coś walczyć... Sprowadziła (ta osoba) całą wartość tego co łączy dwoje ludzi, do chwili brudnego seksu w używanej pościeli, gdzieś w podrzędnym hoteliku.
Nawet często nie chciało się jej zakomunikować swojemu mężowi/partnerowi, że coś się dzieje, że trzeba bardziej się starć o związek... Skok w bok i gitara, jak mówi Ferdek Kiepski.
Jednak to dzięki ludziom którzy chcą walczyć o naprawę związku mimo wszystko, miłość ma chyba w ogóle jakiś sens...
"Kto kocha naprawdę, będzie kochał zawsze. Gniew zmieni w kochanie, a zdradę w niepamięć"...
Mam nadzieję , że to właśnie wam się uda....
Z pozdrowieniami
M.
Może inny tekst wybierz jednak? Taki bardziej optymistyczny Żebyś nie czołgał się przez lata całe, by "przemierzyć złotą dal" i dojść do domu, o jakim marzysz
Powodzenia!
To tylko przykład jak to zwykle działa, nie wiem jak to wygląda w przypadku Twojej żony.
Ja Cię podziwiam za Twój optymizm i sposoby na radzenie sobie po zdradzie. Bo ja w takiej sytuacji poradziłam sobie sposobem zakończenia kontaktów. Boję się pomyśleć jakie emocje by mną dziś miotały gdybym właśnie próbowała Twoimi sposobami odnaleźć szczęście u boku mojego zdradzacza. Odnajduję je zdala od niego, z czasem wychodzi mi to co raz lepiej i lepiej.
Szczerze życzę Tobie i żonie powodzenia i zdrowego optymizmu
Założenia masz słuszne: chcesz walczyć. Teraz przetrawiasz psychicznie coś, co można nazwać "małym zwycięstwem", czyli- "A jednak została ze MNĄ. Nie z nim, tylko ze MNĄ". Żałuje i chce się poprawić. Pracujemy!!!"
Na tym etapie nie pozostaniesz na wieki, bo "wszystko płynie". Życzę Ci, byś w każdym kolejnym miejscu znajdował w sobie tyle wiary i optymizmu, co teraz
Mam nadzieję, że nie jesteś typem "optymisty", który tryska entuzjazmem i humorem wtedy, gdy wszystko idzie zgodnie z jego planem, a kiedy przychodzi pierwsze rozczarowanie i niepowodzenie- popada w czarną rozpacz? Obyś nie był!!! Trzymaj się!
Kolejny tydzień przynosi kolejne kroki w dobrym kierunku. Myślę, że jesteśmy naprawdę na dobrej drodze. Ale życie zweryfikuje. Dobrej nocy wszystkim. Czasem tylko noc przynosi chwilę wytchnienia prawda? :-)
Komentarz doklejony:
Witajcie,
Jak na razie "dekalog działa" :-) Poza jednym podpunktem, nad którym pracujemy, wszystko idzie dobrze. Uda się :-) Będę informował na bieżąco. Jeśli kogoś interesowałyby szczegóły to zapraszam na priv :-)
Komentarz doklejony:
Kolejne dni przynoszą coraz więcej pozytywów. Czuję się coraz lepiej. Może to i huraoptymizm, ale jest nieźle. Oboje się staramy i coraz mniej czarnych myśli. Czy są jeszcze jakieś czarne etapy przede mną?
na moje oko to masz jeszcze wszystkie etapy przed sobą
to o czym piszesz i jak piszesz jest dla mnie tak niewiarygodne
że mogło zrodzić się tylko w jakimś nie-bardzo-trzeźwo-myślącym umyśle (sorki, ale tak to odbieram)
chyba nikt z nas rogaczy forumowych nie przeszedł ze zdradą żony do porządku dziennego tak jak Ty
jedynym wytłumaczeniem może być Twój trwający amok lub to, że sam masz coś na sumieniu a ten wyskok żony traktujesz jak wyrównanie rachunków
jeśli tak, to OK ale nie powinieneś wtedy szukać rad na tym forum
(bo tu trafiają ludzie naprawdę potrzebujący pomocy będący na skraju nerwowego załamania)
jeśli cokolwiek miałbym radzić to to, żebyś napisał tu za pół roku jak się sprawy mają
Jeśli piszesz o etapach, to napisz o jakich. Wszak o to prosiłem
Nigdzie nie napisałem, że przeszedłem do porządku dziennego ze zdradą żony. Po prostu fakt zaistniał, staram się (staramy się) unikać w przyszłości podobnych błędów. Przykro mi, że nie pławię się w nieszczęściu. Moja natura jest nieco inna. Nie patrzę na problem ale na cel.
Twoje wytłumaczenie mija się z prawdą w odległości kilku tysięcy lat świetlnych, ale jest tylko potwierdzeniem, że na tę samą sprawę można popatrzeć z różnych stron.
Skąd CI wpadł pomysł, że szukam rady? Po prostu się chciałem podzielić swoim spojrzeniem na moją sprawę i sytuację. Jak mniemam, nie jest to zabronione. I to mi pomogło.
Z chęcią napiszę również i za pół roku i mam nadzieję, że Cię rozczaruje dobrymi wieściami.
Pozdrawiam i życzę optymizmu pomimo wszystko.