| [173] |
JelonekV | ![]() |
RebornAngel | ![]() |
Julianaempat... | 00:07:44 |
NieOddycham | 01:18:55 |
Aga104 | 01:45:31 |
wiem,ze to brzmi nieprawdopodobnie, ale niestety taka podłośc ze strony męża mnie spotkała. gdy byłam w 4 miesiącu ciązy, zdradził mnie z bratową- żoną jednego z moich braci. Ich romans trwał około 5,5 miesiąca, póki sie nie dowiedziałam. Ja i brat jestesmy załamani. Nie wiem, co robić, mamy dwoje dzieci, w tym jednego noworodka. on chce,żebyśmy spróbowali,że może sie uda. Bo sie :"lubimy", nie skaczemy sobie o oczu, dogadujemy sie w miarę. Ale wczesniej po pijaku powiedział mi,że mnie nie kocha(że mnie lubi i szanuje, ale nie kocha).Bratowa mnie przeprosiła,twierdzi,że go nie kocha i nie chce z nim byc.On niby też.... Czuję sie wyprana z wszelkich uczuc, nie wiem, co robić....smutas.gif
Nie wiem, jakbym się zachowała, gdyby mąż mi powiedział, że mnie lubi i nie mam za bardzo na co liczyć więcej... Chyba bym się głęboko zastanowiła nad tym, czy ja sama na tyle go lubię, by przy nim trwać. Z listu wnioskuję, że jesteś jeszcze młoda i masz rodzinę, więc masz ogromne atuty w ręku, których np. młodości, za chwilę możesz nie mieć (!)
Gdyby to był jednorazowy "wyskok", po jakimś kielichu czy jakoś tak, gdyby mąż żałował, chciał wszystko naprawić i zapewnił, że Cię kocha, to widziałabym jakąś szansę na dalsze z nim życie. Jednak tutaj.... Izabela, jeśli zostawisz to tak jak jest... To otworzyłaś "puszkę Pandory"... Mąż coraz częściej będzie robił Ci różne numery wg schematu; Zaakceptowałaś jego romans, nic nie zrobiłaś.. Powiedział Ci że Cię nie kocha, nic nie zrobiłaś, więc nie możesz być zdziwiona, że będzie ten schemat powtarzał. Tylko czekać, aż Ci oświadczy, że możesz też sobie kogoś znaleźć na boku i wszyscy będą zadowoleni. Czy tak wyobrażałaś sobie swoje małżeństwo? Tak ono miało wyglądać, gdy składaliście sobie przysięgę małżeńską?
Dziewczyno, nie będę Cię namawiać do pozostania w tym związku. Powiem wręcz; Wiej gdzie pieprz rośnie!!!
Napisz jeszcze jaka jest twoja sytuacja mieszkaniowa, materialna. Czy możesz liczyć na pomoc np. rodziców? Przynajmniej na początku?
brat tez sie miota, nie wie, czy od niej odejsc, czy nie.
Zrobilaś awanturę, bomba wybuchla i co? Na wybuchu się skonczylo? Nie spakowałaś mu łachów w worek, nie przeczołgałaś kolesia po sciółce, nie zrobiłaś niczego żeby zapamiętał... Niczego!
On się z nią nie spotyka... A czego się spodziewalas, że odsłoni pierś i powie " ja jestem macho?" Pasuje mu taka sytuacja.. Pasuje mu oprany tyłek i cieple miejsce w łóżeczku. Po co sobie brać na kark jakąs puszczalską babę też z dzieckiem na łeb! Lepszy stary wrog, bo znany!
Oj Izabela, ocknij się!
Jak dołożyć do tego "lubię" w miejscu należnego "kocham"... no źle to wygląda i moim zdaniem nie rokuje.
Mogę się mylić, ale jeśli jesteście krótko po ślubie, bardzo możliwe, że mąż i bratowa wcześniej konsumowali swój romans. Czwarty miesiąc ciąży to czas niesamowitych emocji w oczekiwaniu na pojawiające się pierwsze oznaki wzrostu objętości
Komentarz doklejony:
w sumie to mnie zdołowaliscie
To on jest mąż, ojciec od dzieci czy przedszkolak jakiś, że nie wie jak dzieci się robi? Pięć i pól miesiąca gził się i nie wie co robił?!!
Czytając dalej.. Coś mi się wydaje, że Tobie bardziej zależy na tym, żeby usłyszeć że dobrze robisz, bo dobro dzieci, bo takie tam...
Zrobisz jak będziesz chciała, to Twoje życie...
Pewnie, że dzieci są ważne... Tylko nie zapomnij, że one pamiętają wszystko. I kiedyś córka (o ile masz córkę), może ci powiedzieć; Mnie nie ucz o godności, bo sama jej nigdy nie miałaś.
Pozdrawiam
M.
Jestem też na "nie" kategorycznemu "zostaw, nic z tego nie będzie".
Widzisz, banalne, ale do tańca trzeba dwojga. Jeśli Twój mąż Cię nie kocha, jeśli nie wkłada całego siebie w naprawę tego, co rozwalił, Twoje starania na nic się nie zdadzą, bo albo grało i tak nie będzie (będziesz to czuć), albo nie ta, to znajdzie się inna.
Poczytaj o dzieciach, które żyją w rodzinach dysfunkcyjnych, może zrozumiesz, że to, co chcesz synowi zafundować, nie będzie prawdopodobnie dla niego z korzyścią i wcześniej czy później odbije się w jego psychice echem, o ile rzeczywiście nie naprawicie Waszego związku. Ty i Twój mąż, nie Ty, działająca w pojedynkę.
Zdrada nie bierze się znikąd. Zawsze ma przyczynę. Wiesz, jaka była u Was?
Tylko w podstawówce zastanawiałem sie jeszcze czemu? Ano temu, że jak coś pójdzie nie tak jak powinno, to na wszystkich się to odbije; no i nie ma gdzie się schować
Skad wiesz, ze 5,5 miesiąca? Jak się dowiedziałaś po czasie?
Niestety myślę, że macie bardzo małe szanse na przetrwanie, brat też.
Nie chodzi nawet o to co się stało, bo samo w sobie znaczy pewnie niewiele; właściwie to nawet zostaje wszystko w rodzinie, ale właśnie w tym jest problem !
Nie zamkniecie tego;
Gdy ona czy on zostanie, razem czy pojedyńczo, to będą zgniłe jaja, które będą promieniować na wszystkich;
Powstaje układ krzyżowych żali i pretensji; w efekcie którego tracisz brata, a on siostrę.
Jak sobie wyobrażasz dalsze kontakty w rodzinach? Będą blisko siebie, a Wy będziecie co chwila obgryzac paznokcie; życie na bombie (niewazne czy realnej);
Wracać będzie w nieskończoność, jesli ktokolwiek zostanie w rodzinie;
Dochodzi do tego to, że im obojgu nie zależało na życiu które mieli;
Nawet osoby, które bardzo lekko podchodzą do tych spraw w rodzinie nikogo nie ruszą, bo wiedzą, że to bilet w jedną stronę, że nie da się tego zakopać;
Jakie siano trzeba mieć we łbie żeby tego nie wiedzieć?
To świadomość ale i naturalny odruch;
Nawet, gdyby bratowa była modelką i prowokowała ten Twój ideał, normalny facet nie chcąc kłopotów by przed nią uciekł i vice versa;
Skoro podjęli takie ryzyko, to na zewnątrz tym bardziej nie mieli, czy nie będą mieli większych z tym problemów;
Twoje rozważanie, czy się kochają czy nie są bez sensu. Zadaj pytanie, czy Was kochają, cokolwiek to znaczy;
Kocha, lubi, szanuje..;
Nie chce, nie dba, żaruje..;
U Ciebie chyba wyszło, że lubi, nie szanuje i nie dba; to za mało; bo zaraz będzie - nie chce;
Zastanów się dobrze, czy masz jakieś sensowne rozwiązanie problemu, czy nie będzie to tylko przedłuzanie agonii ?;
Ile wytrzymasz kłótni przy dzieciach ? uważaj żeby za chwilę nie była to norma..;
Tylko ja byłam w pełni "idealna".. Zawsze zadbana, zawsze umalowana, zawsze w ładnych bucikach.. dom wypucowany, obiad ugotowany, nawet chleb własny piekłam, bo tego "ze sklepu" mój pan nie lubił. Seks kiedy chciał i jak chciał... Więcej nie powiem na ten temat, bo to zbyt osobiste
Pracowałam do tego, więc zarabiałam na siebie... Przepływalam w jeziorze codziennie 1,5 km, bo mój pan lubił pływać... Podrywali mnie inni faceci, ale byłam niezdobyta jak Gibraltar...Niezależna jak lwica (wlasny samochod i prawo jazdy|), potulna jak kotka gdy poczułam, że powietrze z kola mi schodzi...Gotowa iść za nim boso po śniegu, gdyby trzeba było...
I co? Zamienił mnie na babę starszą ode mnie... Jakąś ciemną babę od krów..
Ktoś powie; Miał dość tej twojej nieskazitelności...
Gdybym taka nie była, usłyszałabym; Nie byłaś go warta!
Tak że nie przemawia do mnie tekst; Zdrada zawsze ma przyczynę. Czasami przyczyną jest sam zdradzający. Zdradza, bo musi... bo już tak ma... Dziś zdradził mnie, jutro zdradzi ją... Taki wybrakowany osobnik.
Cytat
Jakby nie było, wadliwy egzemplarz jest właśnie przyczyną
Dobrze też być świadomym, że wina za kłopoty w małżeństwie nie zawsze leży po jednej stronie...Stąd imo prawidłowa ocena, przybliża nas do podjęcia właściwej decyzji, co dalej.
Najbardziej mi się podoba, niezależna jak lwica i potulna jak kotka; więc wystarczy alergia na sierść, a przez całę życie drapać się to nie sposób
Siksą nie jestem, ale tobie do alergologa też daleko, więc recepta nietrafiona.
Nie wdaję się w jałowe dyskusje o niczym, więc dobranoc Yorik. KONIEC!
To nie jest jałowa dyskusja o niczym, tylko o tym, przed czym panicznie uciekasz;
Pycha? to nie Ja twierdzę, że byłem w pełni ,,idealny";
Jaka Recepta nietrafiona?
Diagnoza trafiona.
Jaki alergolog? zacznijmy od okulisty.
Ta potulna kotka to chyba tylko w swoich wyobrażeniach.
No i jakaś przyczyna się wyłania
Zamienił na starszą, ciemną babę od krów ?
Chyba tylko dla Ciebie ma to jakieś większe znaczenie;
Odważysz się opisać, co Cię spotkało, czy dalej będziesz uciekać ?
Może w końcu jakąś receptę dostaniesz za free ?
wiecie, wczoraj (jak zresztą dość często od dnia, w którym zdrada się wydała) rozmawiałam z mężem...
bo to nie jest tak,że nie mam do niego żadnych pozytywnych uczuć.... ale łamał mi serce. No bo jaka to z mojej strony byłaby miłość,jeżeli w piątek go jeszcze kochałam, a w sobotę, jak sie dowiedziałam o zdradzie, to już go nie kocham???
tak jak pisałam, oddaliliśmy sie od siebie, i ja to czułam, i nawet próbowałam o tym rozmawiać, ale w sumie to raczej nic z tego nie wyniknęło. Gorsze dni między nami i brak sexu tłumaczyłam zagrożoną ciążą(na początku sie bałam zaszkodzić dziecku), potem , z dużym brzuchem i dolegliwościami ciążowymi, sama nie bardzo miałam ochotę. Więc brak sexu mnie "nie dziwił". A wcześniej , nie powiem, wydawało mi sie, że było nam dobrze,. Nie chcę wchodzić w intymne szczegóły
No i naprawdę sie przyjaźnilismy.
nawet teraz, wczoraj i dziś, jak mieliśmy chwilę pogadać tak, żeby starszy syn nie słyszał, to zapytał, czy jakby co, nadal będziemy "przyjaciółmi". bo znamy kilka par, które przed i po rozwodzie walczą, to bardzo odbija sie na ich dzieciach, nie mogą sie dogadać nawet w kwestii opieki i np organizacji urodzin dla wspólnego dziecka...dla mnie to porażka, nie wspominając o kłótniach o kase. Między nami tak nie jest, mówi,że zostawi mi mieszkanie(chociaz nie wiem, czy jakby co sama z dziećmi dam radę je utrzymać), on sie wyprowadzi.
wymyśliłam,że może na próbę by sie na jakiś czas wyprowadził, starszemu dziecku powie sie,ze ma takie zmiany w pracy i oddelegowali go dalej(parcuje na zmiany,wiec to możliwe).
nie wiem, czy to dobry pomysł, ale może wtedy ja zobaczę,czy za nim tęsknie, czy nie, czy mi go brakuje... i on też...przemyśli w sa,motności, czego chce od życia...swoje uczucia...
co o tym myślicie???
Nikt z dających szansę nigdy nie wie, czy to się uda,bo nie wiemy, jak będzie zachowywał się zdrajca i czy sami damy radę żyć z tym ciężarem, patrząc każdego dnia na "zbrodniarza".
Dlatego decyzja jest trudna.
Pytanie drugie: czy on Cię kocha? W stanie upojenia mówi się różne rzeczy, więc wypadałoby uzyskać wiarygodną odpowiedź na to pytanie od człowieka myślącego "trzeźwo". Da się?
Wasz układ "rodzinny"już zawsze będzie dziwny, bez względu na decyzję, którą podejmiesz. Bo nawet, jeśli Wy się rozstaniecie, a brat-nie, będziesz widywać bratową. I odwrotnie. Nie zazdroszczę Ci.
Ale z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Czasem inne, niż byśmy chcieli. A bywa, że życie samo, zupełnie nieoczekiwanie, podsyła nam zaskakujące rozwiązania.
dokładnie tak: muszę się dowiedzieć, czy faktycznie on mnie kocha, czy tylko dzieci i ze względu na nie chce być razem. Myślę,że to sie da "dowiedzieć".
Problem w tym,że sama nie jestem pewna i miotam sie: czasami myslę,że miałam fajne życie, było mi z nim dobrze, wiele nas łączy, mamy dwójkę wspaniałych dzieciaków, i chciałabym dac mu szansę...
ale z drugiej strony, jak sobie pomyślę, co zrobili, to łapię totalnego doła,i ze po prostu POWINNAM kazać mu spieprzać....
tylko,że masz rację, nawet jeśli ja sie z nim rozstanę, to i tak będę ją juz do końca życia widywać(jesli brat sie z nią nie rozwiedzie, a mieszkają razem i chyba chce z nią być). Tym, bardziej,że -po ironio!- jest ona chrzestną mojego starszego dziecka..
popieprzone to wszystko...
no cóż...różne są sytuacje... a samo życie niesie całą masę niespodzianek... proszę też porozmawiać z bratem... obydwoje jesteście ofiarami tej samej zdrady... spróbójcie wypracować coś w rodzaju protokołu dyplomatycznego...
W Twoim przypadku mam mgliste wrażenie, że on stara się zapewnić sobie jak najlepsze "warunki" rozstania. Zamierzasz potem omawiać z nim swoje stany emocjonalne i prosić o radę odnośnie kolejnych facetów?
Podstawą dania szansy jest zachowanie zdradzacza. Jeśli się miota, nie jest pewien, zastanawia się- chyba bym odpuściła wspólne życie. Bo albo się chce walczyć o związek, zakończyć tamten układ i budować od nowa, albo... no właśnie, co konkretnie? Bo on chce się przyjaźnić i żyć radośnie, bez stresu. Jeśli się na to zgodzisz, będzie pewien, że cała ta chora sytuacja, w ostatecznym rozrachunku, nie skończy się dla niego źle. Ja bym go o swojej potulnej przyjaźni raczej nie zapewniała...
pisałem już, ze kiedy dziewczyna chciała spławić chłopaka to zazwyczaj proponuje się "tylko" przyjazń... jak byłem młody i naiwny to nawet wierzyłem w takie ****erele...potem dorosłem i dla mnie najważniejsze jest tak, ma znaczyć tak a nie ma oznaczać nie a nie zaowalowaną bajke o wężu... nawet jak pózniej pewnym moim znajomym dziewczynom cosik się odwidziało... to wyczuwałem w tym wszystkim jakiś fałsz, jakieś niedopowiedziane słowo, działanie emocje, chęć zerwania się ze związku ze mną przy pierwszej lepszej okazji... odnoszę wrażenie, że to samo dotyczy pani męża, wszystko ładnie na teraz ale przypierwszej, lepszej okazji pójdzie jak wicher lotem koszącym nad pierwszą lepszą kobitka która da mu się zbajerować
czujesz, że nie udźwigniesz przyszłości z romansem męża i bratowej
obrzydza cię ten jegomość
nie chcesz w życiu bylejakości
nie straciłaś wiary w prawdziwą miłość
chcesz być w życiu szczęśliwa
to zakończ związek.
Jeżeli jesteś pogodzona, że twoje życie z mężem będzie nijakie ( ale będzie),
czy też chcesz poświęcić się dla dobra dzieci
to zapomnij mu ten błąd.
Co wybierasz?
Dla mnie to proste.
A dla Ciebie?
byłaby sznsa na odbudowe związku pod warunkiem, ze on tego chce, że załuje mocno za to co zrobił... deklarował miłość...ale jeśli deklaruje coś przeciwnego... nawet nie kryje się specjalnie z faktem, że rodzine ma... w głebokim... żal mi pani i pani brata... ale przebaczajac na obecnym etapie... inna sprawa, to mozna przebaczyć i zakończyć związek...
niech pani przemodli sprawę i podejmie właściwe decyzje
wczoraj mieliśmy poważną rozmowę, do samego rana... był alkohol, łzy, smucenie sie, przepraszanie, ale i wspominanie...
na dzień dzisiejszy rozstajemy się....
bez pośpiechu, aby oswoić starsze dziecko z nieobecnością ojca, bedzie szukał sobie coś do wynajęcia.
mieszkanie mi zostawia.
godzę sie z tym, bo mówi,że ja kocha.
ze ona niby nie chce z nim być, to już inna sprawa...
ale ponoc i mój brat na pół roku-próbnie -sie z nią rozstaje...
wiec nie wiadomo, może sie jednak spikną... nie wiem, wczesniej twierdziła, ze go nie kocha(tak mi powiedziała), ale może kłamała, nie pierwszy przecież raz..
godzę sie z tym, choć jest mi bardzo ciężko...jak przypomne sobie wspołne dobre chwile,zdarzenia, emocje...
nie wiem, czy on naprawdę ją kocha, czy tylko mu się tak wydaje, bo wiadomo, jak jest na początku....chemia, adrenalina...takie tam... u nas też tak było...ale jesteśmy parą od 2003 roku, wiec troche czasu mineło...
zacytuje jedną z osób tu piszących, bo mi sie spodobało:
"Związek jest wyborem i to wyborem ponawianym każdego dnia, zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się kryzys. Związek wystarczająco dobry jest lepszy długofalowo niż związek wyidealizowany.
Według badań na Uniwersytecie Kalifornijskim dotyczących aranżowanych małżeństw "z ogłoszenia matrymonialnego" okazało się, że owszem, na początku satysfakcja partnerów w takim związku jest znacznie mniejsza niż w związkach zawieranych z tak zwanej miłości, natomiast w miarę upływu czasu ona rośnie. Tymczasem w związkach z miłości z czasem satysfakcji jest zwykle coraz mniej.
Czy warto radzić sobie z kryzysami w małżeństwie?
Niestety, wiele kobiet traktuje małżeństwo jako transakcję handlową. Są w nim zyski, straty, trzeba dbać o efektywność związku i pilnować bilansu smiley. Ale jeśli tak jest, to związek zaczynamy traktować jak sokowirówkę. Jak się zepsuje, to nie opłaca się naprawiać, lepiej wymienić na nowszy model.
Mąż się popsuł - zmieniamy na nowy model? smiley
Elementem dorosłości jest świadomość, że przyjemność to nie jest trwały stan. Że momenty euforii się tylko zdarzają. Nie da się nigdy zbudować związku z założeniem, że będzie zawsze idealna sielanka - to nierealne, ale i dziecinne, bowiem zakładamy dziecinnie, że to co już mamy nigdy nie da już nam szczęścia, bo moje szczęście na pewno jest niewystarczająco szczęśliwe i powinno być jeszcze bardziej szczęśliwsze.
Słowo wystarczy jest kluczem do szczęśliwego związku.
Zako****emy się na 2 do 4 lat, czasem dłużej. Potem... żyjemy w przyjaźni i wzajemnej lojalności. Czasami lojalność jest utracona. Dlaczego? Po czterech latach ani on-ona, ani seks już nie są wcale takie idealne jak na początku. W idealnym związku nie ma miejsca na cienie - rutynę, nudę, zmęczenie. Miało być zawsze idealnie. Małżonkowie budzą się w dorosłości, która jest zupełnie inna niż ich wyobrażenia o życiu"
Jest to fascynujące, że ludzie o tym zapominają, jak zako****ą się po raz piąty, czy szósty. Za każdym razem na nowo orientują się, że dopiero po dwóch czy trzech latach widzą tego realnego człowieka z krwi i kości, a nie jego wyobrażenie, w którym się zakochali. I ten realny człowiek jest inny... dobrze, gdy na plus, gorzej - gdy na minus.
Warto się zatrzymać, budować coś trwałego. Związek to nie jest żadna stałość, jak niektórzy twierdzą mówiąc o miłości do końca życia. Zmieniamy się, przechodzimy przez naturalne etapy - stajemy się dorośli nie po osiągnięciu 18 lat i wydaniu dowodu osobistego, ale często znacznie później. I warto zdawać sobie z tego sprawę, że słabsze okresy w związku to po prostu element prawdziwego życia. Bardziej niż te momenty ekscytacji czy szczęścia budują nas... kryzysy. Tak to jest w życiu, że kolekcjonowanie trudności, mierzenie się z nimi - pozwala się nam rozwijać. W związku zdarzają się momenty, kiedy się wzajemnie szczerze nie znosimy, nawet - nienawidzimy. Jeśli potrafimy sobie z tym poradzić, usuwając przyczyny tej nienawiści w cień - to nasze małżeństwo się zachowa. Gdy nienawiść zaczyna dominować - i przestajemy ze sobą rozmawiać - pozostaje się tylko rozstać.
Potem, poznajemy kogoś, zako****emy się, trwa to kolejne 4 lata, zasłona wyobrażenia opada i widzimy już inaczej tego naszego partnera - a jeśli on znowu będzie nielojalny i zdradzi w swojej niedojrzałości i głupocie - to zaliczamy często powtórkę z rozrywki i kolejne rozstania.
Słowo wystarczy jest kluczem do szczęśliwego związku. "
także nie wiem, czy on po prostu nie ma tej początkowej fazy, a potem się ocknie, że nie może byc trak zawsze, związek po czasie "ewoluuje", odtaja...
lecz nie chcę życia bez miłości...
dlatego kazałam mu szukac sobie mieszkania, na razie spi na kanapie i pomaga mi przy dwójce dzieci
ale, Avenious, nie wiem, czy nie straciłam wiary w miłośc... bo -jak jest pieknie napisane- "miłość nigdy nie ustaje"....tak, nie chcę w życiu bylejakości i chciałabym jeszcze być szczęśliwa, zaznać miłości.... nie iwem, czy mi sie to uda....
i niespecjalnie pociesza mnie fakt,ze mąż mówi mi,że to nie moja "wina", tzn np nie wiem, kiepskiego wyglądu, słabego sexu, zachowania... mówi,że to wszystko jego wina, nie moja
moze znajdę jeszcze kogoś, kto mnie pokocha...
mam o tyle "gorzej", że nie jestem singielką, mam dwójkę (świetnych
dzieki wszystkim za opinie i rady
Komentarz doklejony:
i czekam na jeszcze
nie wiem, jak to sie skonczy, pewnie rozwodem
na razie sie wyprowadza i rozstajemy sie, ale jeszcze nie "na papierze"
Nie prosił o szansę?
Twój brat rozstaje się "próbnie" na pół roku? Czyli, że jak im nie wyjdzie i gwiazda wróci skruszona, przygarnie niebogę szlochając ze wzruszenia i zachwytu?
Świat się chyba jednak kończy...
Mam nadzieję, że będziesz silna i stanowcza. I jednak, mimo wszystko, nie zostaniesz przyjaciółką tego człowieka...
Popatrz na to z tej strony, ile w tym nieszczęściu i Ty i brat macie szczęścia.
piszę z pytajnikami, bo złamał mi serce i nie jestem pewna swoich uczuć.
ale pewnie gdybym nic do niego nie czuła, to bez zastanowienia sie wyrzuciłabym go z domu.
wiecie, podnosi mnie na duchu moja teściowa, która jest "za mną", chociaż to jej syn w końcu. Mówi,że oczywiście zrobię, co sama zdecyduję i nie jej mówić, co ja/my mamy zrobić. Ale twierdzi,że ona jeszcze widzi pozytywne rozwiazanie tego,że może jakaś terapia małżeńska, i żebym po prostu spojrzała na to z tej strony,ze to "tylko facet"(wybaczcie,m zdradzeni Panowie
jestem zagubiona, ale na razie nie wycofuję się, ma sobie szukać mieszkania.
może separacja mieszkaniowa dobrze i mi, i jemu zrobi
pomyślimy w spokoju, czego chcemy od życia dalej......
:niemoc
Komentarz doklejony:
ale ogólnie myślę, że powinnam od niego odejść, choć być może poranione serce gdzieś co tam szepcze coś innego....
:rozpacz
Cytat
Ciekawe co powiedzieć twojemu bratu o zachowaniu żony?
w kazdym badz razie powiedzial,ze juz nigdy nie bedzie jej szanowal...
Cytat
Przecież jego do tego nikt nie zmuszał sam chciał.
Generalnie starasz sobie wszelkimi sposobami wytłumaczyć swojego męza, przy okazjji przerzucając winę na bratową.
Czy rządziła chuć czy uczucie- jakie to ma znaczenie?- dziewczyno zdradził Cię jak byłas w ciąży i to jeszcze z żoną Twojego brata..
Iza to ty masz podjąć decyzje, a nie teściowa. Bo to twój mąż i to ty z nim żyjesz na co dzień i to ciebie zdradził.
A teściowa może mieć w tym interes, żeby małżeństwo trwało typu, żeby wstydu na wsi nie było i nie musiała się w sklepie tłumaczyć, że syn to kur..arz, a na dodatek we własnej rodzinie takiego syfu narobił.
lisbet schemat zwalania winy na kochankę jest bardzo standardowy w tej problematyce. Ma na celu złagodzenie bólu oraz próbę wytłumaczenia a jednocześnie złagodzenia faktu, że mąż wbił nóż w serce. Zresztą to wiedza chyba wszyscy zdradzeni.
tylko widzicie: są na tym foirum osoby, w których historii zdradzacz tylko mi wyłącznie był winien. Związał sie z singielką/singlem i okłamywał goi,że tez nie jest w związku
a moja bratowa pakując sie w romans z moim mężem, wiedział,że rozwala dwie rodziny, w tym moją, z dwójką małych dzieci(właściwie to z jednym jeszcze w moiim brzuchu)... [oni(brat z baratową dzioeci nie mają)]
po prostyu tak zwyczajnie, jak mogła byx tak podła, żeby to zrobić, jak kobieta kobiecie..:rozpacz w dodatku pzrez wszystkie lata znajomości niby mnie-z wzajemnością-lubiła...
a iwcie, to bardzo trudne nie zwalać części winy na nią...
bo tego dnia, gdy sie dowiedziałam o zdradzie, wpdłam w jakiś amok, jak mąż był w pracy pzreszukałam komputer.. i co znalazłam? jak bratowa uśmiechnięta pozuje mu goła, wypina ****sko do aparatu i rozkłada nogi, zdjęcia, na których z uśmiechem obciąga mojemu mężowi...
jak to przeżyć?:sos :rozpacz
Komentarz doklejony:
tak, macie racje, na pewno chce go nieco usprawiedliwić...
tylko widzicie: są na tym foirum osoby, w których historii zdradzacz tylko mi wyłącznie był winien. Związał sie z singielką/singlem i okłamywał goi,że tez nie jest w związku
a moja bratowa pakując sie w romans z moim mężem, wiedział,że rozwala dwie rodziny, w tym moją, z dwójką małych dzieci(właściwie to z jednym jeszcze w moiim brzuchu)... [oni(brat z baratową dzioeci nie mają)]
po prostyu tak zwyczajnie, jak mogła byx tak podła, żeby to zrobić, jak kobieta kobiecie..:rozpacz w dodatku pzrez wszystkie lata znajomości niby mnie-z wzajemnością-lubiła...
a iwcie, to bardzo trudne nie zwalać części winy na nią...
bo tego dnia, gdy sie dowiedziałam o zdradzie, wpdłam w jakiś amok, jak mąż był w pracy pzreszukałam komputer.. i co znalazłam? jak bratowa uśmiechnięta pozuje mu goła, wypina ****sko do aparatu i rozkłada nogi, zdjęcia, na których z uśmiechem obciąga mojemu mężowi...
jak to przeżyć?:sos :rozpacz
Komentarz doklejony:
dodam,że bratowa to nie jakas siksa 18-stolatka, którą omotał starszy facet i sie zadurzyła..,. też jest po 30-stce
Zdradzone, nie widząc kochanek mężów, nie wiedząc wiele o nich, cierpią latami i nie mogą na nowo zaufać, nie mogą znaleźć spokoju.
Jak, zatem, Ty, chcesz funkcjonować? Jak chcesz zapomnieć, wybaczyć? Skoro ten wrzód będzie ciągle na Twojej pupie?
Rozmawiasz z bratem? Powinniście być dla siebie wsparciem. Zjednoczyć siły. I razem pójść jednym torem. Po sprawiedliwość.
Nie jest łatwo , wiem. Tak jak są pytania dlaczego ja? Stwierdzenia mimo wszystko kocham go,boję się być samą , robię to dla dzieci, tak też jest stwierdzenie może nam się uda po swojemu , inaczej niż wszyscy , bo to co się stało to jest coś innego niż "uu wszystkich". Otóż każda zdrada jest tak samo bolesna, rządzi się takimi samymi regułami i ma w sobie taki sam egoizm i sku. ... Trochę inne są szczegóły , inni aktorzy w tych dramatach. Potrzebujesz czasu, aby zrozumieć czego tak naprawdę chcesz. Jedyne czego musisz się nauczyć to fakt, że teraz tylko Ty i Twoje dzieci jesteście najważniejsi, wasze uczucia, potrzeby. Nie mąż, teściowa czy jakaś opinia.
Komentarz doklejony:
No i ta szczerość po pijaku. Lubi i szanuje? Gdzie ten szacunek?
niestety
jeszcze chwilę mieszkamy razem, ale ma sobie czegoś szukac...
jakby nie dość zła narobił,to jeszcze będziemy mieć mniej kasy(bo wyda na wynajem lokum dla siebie)...
gdyby nie jakiś stary,ale pozytywny opis zdrady(życia po), który sobie przeczytalam(też kobieta z dwójką małych dzieci), to nic tylko sie zalamać
i rozpaczać nad własnym marnym losem i bezsensem...
Komentarz doklejony:
no tak, Apologises, no tak... masz rację....
niestety
jeszcze chwilę mieszkamy razem, ale ma sobie czegoś szukac...
jakby nie dość zła narobił,to jeszcze będziemy mieć mniej kasy(bo wyda na wynajem lokum dla siebie)...
gdyby nie jakiś stary,ale pozytywny opis zdrady(życia po), który sobie przeczytalam(też kobieta z dwójką małych dzieci), to nic tylko sie zalamać
i rozpaczać nad własnym marnym losem i bezsensem...
Nie ma sensu udawać MATKI POLKI BOSKIEJ, musisz wyrzucić ten ból z siebie, bo jak inaczej będziesz żyć dalej?
Sama zobaczysz, że jak ogarniesz to wszystko w sobie i nastąpi dalsze życie PO, to jeszcze się zdziwisz że życie jest takie fajne.
zaczęłam chodzić do psycholożki, aby to wszystko ogarnąć i komuś "żywemu"
nie wiem... chciałam,żeby sie wyprowadził, sam stwierdził, czego chce od życia, czy ja kocha, czy - jak czasami mówi- wydawało mu sie ,że ja kocha....
ale z drugiej strony ciężko mi będzie samej z dwójką małych dzieci. Psycholożka radziła mi, abym nic nie robiła w pośpiechu i korzystała z tego, jak on sie wywiazuje z obowiazków(ojca). To jego powinność... a jak będą sie układały nasze relacje, czy jest wobec mnie uczciwy i szczery...żeby bacznie obserwować, dbać o siebie i dzieci...
na rozwód jest zawsze czas... jak będzie chciał odejść, to odejdzie, czy z naszego wspólnego mieszkania, czy z wynajmowanego....
co myślicie?
jak pisałam, nie jest mi- niestety- obojetny, złamał mi serce, wiec nie wiem, czy go kocham, ale tyle lat byłam z nim szczęśliwa i ...lubię go na pewno... chyba...
tylko nie chcę mu dawać szansy(przepraszał mnie miliony razy tak dla wyjaśnienia, zawsze mówił,ze to nie moja wina, że to tylko on jest zły i wszystko to jest jego wina, nie ma mi nic do "zarzucenia"...) jeżeli to miałoby być tak,że ją kocha i o niej marzy, ale ponieważ ona nie chce być z nim(pytanie, czy też nie kłamie-ona, bo jej tak wygodnie być z moim bratem i nie układać sobie wszystko od nowa.. ponoc powiedziała mu ,że tez coś czułą/czuje do mojego męża,..)
więc ,żeby to nie było,że jest ze mną "w zastępstwie" bycia z nią...
na szcżęście mam wrazenie,że naprawdę jest teraz ze mna uczciwy, nawet jak coś jest dla mnie niemiłe, a o to pytam , to mi mówi...
więc i o to go spytałam...
on nie wie....:szoook
nie może kochać dwóch kobiet naraz!!!:wykrzyknik
Sorry że to mówię, ale ta psycholożka coś nie dobrze z głową ma!!!...Albo sama nie doświadczyła zdrady i naucza o kolorach, choć sama od urodzenia ślepa jest!!
Ty już za długo cierpliwie znosiłaś upokorzenia, ocknij się!!
Napisalaś; nie można kochać dwóch kobiet na raz....
Dobrze napisałaś. Ja powiem dosadniej; Jeśli facet nie może się zdecydować na jedną z dwóch kobiet, to znaczy że nie kocha żadnej z nich!!
Zacznij działać kobieto, bo życie płynie, Ty się mocujesz z problemami, a on zdaje się mieć to wszystko w doopie...Jak się obudzisz, on będzie bzykał następne panienki, a Ty będziesz sporo lat starsza i z mniejszymi szansami na udany związek. Chcesz mu poświęcić następnych sporo lat?? I niech wciąż on ma dylematy?... Oprzytomniej Izabela...
Z pozdrowieniami
M.
Cytat
Tak musi być w jakimś poradniku, bo to już nie pierwszy raz; Dać sobie czas, nie ingerować, póki ktoś się sam nie określi.
Zero świadomości, ze niepewność i długo utrzymujący się stres zabija; Jesli ktos nie musi, to się szybko nie określi. Zmusić kogoś to tego to nic złego.
Cytat
Możne, jedną za czułość, dobry seks, a drugą za zrozumienie, za to że na jego miłość pozwala i matkuje
jetsem nadal załamana, ale ponieważ wiem,że ona mu nie jest obojętna, postanowiłam sie z nim rozwieść :rozpacz
powoli i boleśnie, z hektolitrami łez zaczynam sie z tym oswajać
jestem mu wdzięczna,że teraz jest ze mną szczery: powiedział,że nie jest mu ona obojętna, zaangażował sie...(czy tylko mu sie tak wydaje, bo na początku zwiazku zawsze sa motyle w brzuchu)
tak czy inaczej cieszę sie, ze jesteśmy ze sobą szczerzy, mówi mi prawdę, nawet jak nie jest ona dla mnie zbyt miła.
chciałabym sie z nim lubić i abyśmy sie nie znienawidzili- jest ojcem dwójki moich dzieci, niezłym ojcem(do tej pory)
to,że mnie nie kocha nie znaczy,że nie kocha dzici i ma je zaniedbywać
nie chcę, bty z nim straciły kontakt
jest im potrzebny
piszę o tej szczerości, bo wiem,ze bratowa okłamuje brata, ściemnia ,że niby nic do mojego męża nie czuje... ze sama nie wie... mnie też okłamała, ze go nie kocha... a pod koniec lutego widziałam ich mejla: że nie może bez niej żyć, kocha ją, jest ona cudowna i wspaniała i za nią tęskni... i że on dziekuje jej ,że ona też go kocha... nie wiem, czy ranić jeszcze bardziej mojego brata i powiedzieć mu,ze ona nadal go okłamuje, bo po prostu boi sie odejść od niego, mają spłacone mieszkanie, auto... a mój maz zarabia mniej niz moj brat....wiec jest jej wygodnie z bratem....
moj brat też jeszcze nie zdecydował, co zrobić..
na razie napisałam do larwy,czy ona uważa,ze powinna dalej mojego brata oszukiwać, czy niewystarczająco długo go okłamywała i czy chce,zebym to ja mu powiedziała,że kocha mojego męża, tylko jest tchórzliwą i obłudną suką i mu tego nie mówi..
zmężem nadal mieszkam, niech mi pomaga przy dwójhce małych dzieci, śpi na kanapie..
ma sie rozmówić z larwa i jeśli postanowią razem zamieszkać, tom zrobimy osobne konta i ja zostaje z dziećmi w naszym mieszkaniu, oni sobie coś szukają
a jeśli ona nie chce być z moim mężem, (pytanie kogo kłamie: mojego męża,ze go kocha, czy mojego brata ,ze jego? czy tez bidulka ma rozdwojenie i kocha dwóch naraz??)
a jak nie bedą razem, to powoli niech czegoś spokojnie szuka , mam czas, ma mi pomagać przy dzieciakach, jak jest pod ręką, to lepiej i taniej
a nie zarabiamy kokosów
co myślicie??
dzięki za szczere wypowiedzi, M_M , Bajeczna, Yorik, Maraykee
tego mi też trza, zeby mnie ktoś kopnął w zad i z innej strony to pokazał
Cytat
Cytat
Iza pamiętaj, że aby otrzymać rozwód potrzebne jest ustanie więzi ekonomicznej , fizycznej i uczuciowej.
To mieszkanie razem na dłuższą metę może Ci tylko przeszkodzić w rozwodzie.
Chyba najwyższy czas żebyś zawalczyła o siebie, nawet jak pozornie stracisz.
Jego teraz z Tobą nie ma, on Cię nie czuje, myśli tylko o sobie, a Ty na to pozwalasz;
Teraz tylko Ty możesz zaprowadzic porządek, zaakcentować, że też istniejesz;
Dobrze myślisz, ale nie wydłużaj tego, bo ten cyrk na kółkach się na Tobie mści; Musisz byc silna i stanowcza, przynajmniej przez jakiś czas;
Cytat
W tej chwili masz faceta, który myśli jak nastolatek;
Myślę, ze mu przejdzie, może nawet będzie się do Ciebie dobijał, gdy Cię straci;
Co zrobisz później Twoja sprawa, ale teraz nie pozwól się dalej upadlać, bo to zostanie z Tobą niezależnie czy się rozstaniecie czy zostanie czy wróci;.
Masz faceta słabego emocjonalnie, nastolatka, skoro tak strasznego bajzlu narobił i nie potrafi jeszcze po tym usadzić swoich emocji; W jego przypadku, tak jak ,,samoistnie" powstały, tak ,,samoistnie: zanikną i wciąż zagubiony nie będzie wiedział o co chodzi, skoro tak niedojrzale do życia podchodzi;
Zapytaj tylko samą siebie, czy o to Ci właśnie chodzi?
To prawda, że na rozwód zawsze jest czas i nigdy nie wiemy, czy danie szansy po jakimś czasie też się nim nie zakończy. Ale- Twój "nastolatek" nie oczekuje szansy. Jest- według własnej opinii- kryty, bo Ci się wyspowiadał i "uczciwie" przyznał, że lewizna nie jest mu obojętna. Ale nie uznał swojej nielegalnej działalności za błąd i nie określił się względem swoich uczuć do Ciebie, a przecież to właśnie o Ciebie tu chodzi!
Może i on przechodzi fazę fascynacji tamtą, ale Twoje szczęście nie powinno być uzależnione od JEJ decyzji, lecz od tego, co TY ustalisz ze swoim "wciąż-jeszcze-mężem". Ważne są słowa:" Kocham Cię, chcę być z Tobą, kończę tamto". A to nie to samo, co:" Coś czuję do tamtej, nie wiem, czy chcę być z Tobą, bo może ona będzie chciała być ze mną, a wtedy- przez grzeczność- nie odmówię..."
Czasem kobiety też muszą mieć jaja...
Mało tego, biedny mąż zostawił sobie furtkę -tu rodzinka, obiadki, ciepły kąt, a w niedalekiej przyszłości, jeśli nie już, pełne "wyższych " uczuć kontakty z kimkolwiek (mmoże już nie z bratową ). I to za twoim przyzwoleniem. Tego chcesz? Bo tak to wygląda.
powoli próbuję sobie układać w głowie,że już razem nie będziemy...że nie będziemy już rodziną...
to trudne, bo pomimo draństwa, jakiego się dopuścił, nie jest mi chyba do końca obojętny, tyle lat(ponad 11, nie licząc "roku zdrady"
ale nie może być,że on ze mną mieszka, a o niej myśli, jestem -jak sam cholera twierdzi- fajna,ładna i takie tam
nie jest mi łatwo, jak widzę ,że do niej napisał sms-a, albo wiem/przypuszczam,ze pisze do niej mejle..
płaczę, rozklejam sie... chyba muszę pić dużo mineralnej, żeby sie nie odwodnic..
ale mi przejdzie, i przechodzi, po chwili kryzysu i gorszej formy biorę sie w garść i walczę, mam wspaniałe dwa małe dzieciaki i chcę,żeby one były szczęśliwe...
mąż szuka mieszkania..... do niej się na razie nie wprowadza. ..jak twierdzi dlatego,że ona mu nie wierzy(!!!),ze on się ze mną rozstaje i wyprowadza.
larwa chce,żeby najpierw sie wyprowadził gdzieś, tzn nie mieszkał już ze mną i z dziećmi... a potem wtedy może ewentualnie zamieszkają razem.... co za idiotka.... i gdzie tu niby ta ich miłość, to ich wzajemne porozumienie??? jak nie wierzy mu,że my sie rozstajemy(tak postanowiliśmy, mam nadzieję,ze uda sie naprawde w zgodzie)
boi sie,że on nie zrezygnuje z dzieci i spotykania sie ze mną... no pewnie ,ze nie , ma ze mną dwójkę dzieci!!!
a larwobratowa wie, że mąż mnie lubi, to nie jest tak,że mnie znienawidził i jestem dla niego obleśna czy coś.....
po prostu(jak niedojrzały gówniarz, macie rację) twierdzi,że bardzo mnie kochał, był ze mna tyle lat szczęsliwy, ale mu sie wypaliło....:rozpacz:niemoc
dzięki za słowa otuchy, bardzo mi Wasze różne opinie pomagają
mam nadzieję,że jest gdzieś niedaleko ktoś, jakiś mężczyzna, który pokocha mnie i moje dzieciaki, i będę z nim jeszcze tak szczęśliwa, jak na to zasługuję(jak mi to mówią znajomi,którzy wiedzą o "sprawie"
Komentarz doklejony:
w drugiej linijce miało być, ze tyle lat byłam z nim szczęśliwa i mam z nim dwójkę wspaniałych dzieci..
Komentarz doklejony:
przeczytaj jeszcze raz od pierwszego,wszystkie komentarze z dzisiejszej perspektywy może dzisiaj odbierzesz je w inny sposób.
Komentarz doklejony:
..,,, był ze mna tyle lat szczęsliwy, ale mu sie wypaliło....no jasne tak wprost ze szczęścia wypalenie.Trafiło się chętne ciastko to schrupał i wtedy się okazało że z tobą się wypaliło bo żar buchał w innym piecu.
Cytat
A skąd masz takie informacje- od męża kłamczucha czy od jego kochanki? Co Cię w sumie obchodzi co oni tam razem knują..
Rozstanie w zgodzie- taaa... bo ciągle myślisz że do Ciebie wróci .
Dobrze napisała 1234554321- spakować tobołki i już. Nie ma nic gorszego dla psychiki dzieci i Twojej niż trwanie w stanie takiego zawieszenia
Jeżeli ustalenia to w formie pisemnej a najlepiej przyklepane przez sąd.
naprawde nie ma nikogo, kto by sie przyjaźnił z partnerem po rozwodzie? Nie pisze o "przyjaźni" w sensie chodzenia razem na wódkę i piwko przy wspólnym grillu, jak w łzawych amerykańskich filmach, ale o naprawdę poprawnych-jak piszecie- kontaktach. Żeby z opieką nad dziećmi się dogadywać, nie burczeć na siebie, nie mieć do siebie żalu(to ja mogę go mieć, a mam nadzieję,że z czasem mi przejdzie...
1234554321,Lisbet, Avenious- nie, nie wierzę, że będziemy razem.... może jeszcze był jakiś czas temu taki moment,że myślałam,ze może,może.... że jeśli pokaże,że mu zależy i mnie kocha, to nie wiem, zapiszemy się np na jakąś terapię małżeńska, czy coś w tym stylu, i spróbujemy od początku... od nowa zbudować nasze małżeństwo....
ale widzę,że tak nie jest. Mylicie sie,nie spotyka sie z nią "w taki sposób", wszak chodzi do pracy(wiem kiedy- nie może z niej wyjść), wiem kiedy wraca, robi zakupy i pomaga mi.... tak, wiem,że sie z nią kontaktował telefonicznie i mejlowo i sama go "namówiłam", aby sie z nia spotkał i porozmawiał(o tym za chwilę)
to już było po tym, jak wiedziałam, że ją kocha a do mnie nic oprócz sympatii nie czuje...
wiem, że to moze brzmi głuipio, ale tak jest.
Nie , nie wierzę w to,że będziemy razem, bo nie chcę być "opcją zapasową". jakby mnie kochał, to moze mogłabym rozważyć nasze dalsze wspólne zycie. Ale skoro tak nie jest, to nie mamy o czym gadać. Ja tez jestem nieuleczalną romantyczką i dla mnie uczucie ma znaczenie... Dlatego sama powiedziałam mu,że ma sie wyprowadzić, i może do niej-wtedy będzie dla niego taniej(złoży sie z nia na pół) ,dzieki czemu będzie wiecej kasy mógł zostawić dla dzieci. i sama mówiłam,zeby z nia to obgadał. jak już pisałam, ona nie chce z nim zamieszkać, rzekomo bidulka nie wie sama, co chce od życia, czy kocha mojego męża, czy mojego brata...
Piszecie,że niby mam do niej żal... A jak mam nie mieć.... jak mogła mi to zrobić....? Mojego męża nie usprawiedliwiam, chociaz coponiektórzy złośliwi twierdzą,że jakby suka nie dała, toby pies nie wziął...
dlatego taka żółć czasami mi sie na nią wylewa..
czy mnie mój maż okłamuje...myślę,że nie . Może sie mylę, ale gdyby chciał, to czy nie sądzicie, że na "niewygodne" pytania odpowiadał by tak,"żeby było dobrze". A jednak on teraz mówi mi prawdę, nawet, jak jest dla mnie niemiła. Nie mydli oczu, ze mne kocha i ona dla niego nic nie znaczy.. A mógłby... dalej ze mną mieszkać, a z nią -tym razem bardziej ostrożnie- nadal romansować. tymczasem mówi mi,że sie zaangażował, ze nie czuje już do mnie tego, co czuł te 12 lat temu...
I wyprowadza sie, także nie myślcie,że taka jestem układna całkiem
szuka mieszkania, ma czas tak mniej/wiecej do końca kwietnia, w weekend 19 IV mówi,że ma nadzieję,że już do tego czasu coś sobie zorganizue. Wiem,że jestem za dobra, ale tez nie chcę,żeby płacił jak za woły, bo mniej zostanie mu pieniedzy np na dzieci. a w końcu to ich ojciec i tez nie chcę,żeby mieszkał w jakimś totalnym chlewie. nie mieszkamy w dużym mieście, wiec to nie jest takie hop-siup z wynajęciem kawalerki.
a co do plotek... już z nim na ten temat rozmawiałam. Jesli bedzie z bratową, to wszyscy i cały świat
Jak sie rozwiedziemy, to i tak znajomi sie dowiedzą,mam zamiar mówić, ze sie rozwodzimy (jak będą dopytywać to z winy męża, po co im szczegóły i co ich to obchodzi??)
co myślicie?
acha, i w ramach poprawiania sobie nastroju i podnoszenia morale(bo nie będę kłamać, ze jest mi lekko, nie wyrzucilam jeszcze wiarołomcy ze swojego życia/serca/umysłu do końca) uprawiam gimnastykę na świeżym powietrzu, wyczaiłam "siłownię" na świeżym powietrzu w pobliżu i chodze tam na spacery z wózkiem z młodszym dzieciakiem, trochę sie zmęczę, ale mi poziom endorfin rośnie, zwłaszcza jak jest ładna pogoda, i samopoczucie sie polepsza, polecam
Cytat
Cytat
Cytat
Cytat
To jedno czy dwoje dzieci?
W ciąży jesteś z drugim czy trzecim?
Coś mi się wydaje, że pogubiłaś się w zeznaniach
Myślą, by uratować własne duupska! Bo przecież to siara, jak cholera, posuwać bratową żony! Nawet oni, zaślepieni chucią, to czują. Dlatego kombinują, jak to wszystko ułożyć ich najmniejszym kosztem.
A, jeśli chodzi o Twoją litość nad jego finansami i nadzieją, że da dzieciakom, to zapomnij. Nie masz pojęcia, ile potrafi zdziałać takie kuurwisko! Chodzi mi o babsko.
Na Twoim miejscu dodała bym więcej pieprzu tej ckliwej, kuźwa, historii. Łatwiej to wtedy strawisz, bo aż mdli od Twojej potrzeby dogodzenia wszystkim, zwłaszcza mężulkowi.
Izabela, obudź się wreszcie. To nie love story z happy endem.
I nikt od Ciebie nie oczekuje, byś pogodziła interesy wszystkich.
Owszem w sprawach dzieci można po rozwodzie dobrze się dogadywać a nawet należy. I stratą czasu było by skakanie sobie do oczu. Ale przyjaźń i spijanie sobie z dzióbków to nie.
Dokładnie i na dodatek, tutaj, żeby Zal ściskał doopę jeszcze bardziej jakas zwykła ku...wa rządzi całym towarzystwem. Od jej chcenia i niechcenia zależy byt dwóch roodzin. Zwykła wywłoka, którą powinno sie wywieść poza miasto na taczce, ona rozsiadła się niczym pańcia i pociąga głupich ludzi, jakby byli marionetkami w jej rękach i ci ludzie, żeby było śmieszniej patrzą ze skupieniem na jej palce, jak przebiera w tych sznureczkach i trwają w niemym strachu, bo nie znają jej ostatecznnej decyzji. Jednak diabeł i doopa rządzą tym światem i ani im się mysli, żeby przestać, skoro głupi ludzie się dają. Wywłoka nie wie którego chłopa sobie wybrać, więc raz wyciąga łapę po otumanionego swojego męża, a za chwilę po męża nawej Izy. Iza nigdy nie wie na co dzisiiaj wpadnie jej szacowna bratowa, więc czeka na jej łaskę i niełaskę. Mąż Iza też czeka, bo on przecież zafascynowany jest puszczającą się czyjaś zoną, właśnie takie kobiety odpowiadają mu najbardziej. O głupoto ludzka- gdzie ten kij, żeby złoić ci nim porządnie doopsko? Czeka też na wyrok mąż wywłoki. Czekają dzieci w obu stadłach. I niech ktos powie mi, że światem nie rządzi ku...wa?
Ona straci najmniej. Taki charakter.
jak dowiedziałam sie o zdradzie byłam w ciaży z drugim dzieckiem, które teraz jest już na świecie, czyli reasumując: mam obecnie dwójkę małych dzieci, z czego jedno to jeszcze niemowlę
Komentarz doklejony:
Avenious, jak mam dodać pieprzu tej ckliwej historii???
Komentarz doklejony:
Mononabis: to co ja mam zrobić??? przecież już ktoś mi zarzucił,że za bardzo zwalam winę na bratowąś, chociaz sie z tym nie zgadzam. Przeciez nie będę chodziła po mieście i trąbiła,że ona puściła sie z moim mężem, z uśmiechem mu obciągała(widziałam na zdjeciamch) i świeciła **** i rozkładała nogi do aparatu...tak, tak, takie zdjecia jej porobił, a ona mu zadowolona **** błyskała i pozowała;(:szoook
nie życzę jej dobrze, ale co mam zrobić, żeby nie było tak, jak piszesz,że ona biedna wyjdzie obronną ręką, ja sie z mężem rozwiodę i nasza rodzina z dwójka dzieci sie rozpadnie:rozpacz, a ona wróci skruszona do brata, ten ją przyjmie i będą sobie dalej żyli jakby nigdy nic, będzie ona dalej w moim życiu jak jakiś nieusuwalny wrzód na ****..
co mam zrobić, żeby nie być za milutka, jak piszecie???:sos
tylko chodzi mi o to,że ktoś tam napisał,że zamiatam problem pod dywam, jakby go nie było..
a przecież wiarołomca ma się wyprowadzić, szuka mieszkania, ja układam sobie w głowie,że nie będziemy razem... wiem,że was to dziwi,że się dogadujemy i nie złościmy na siebie, nie złorzeczę mu ani on mnie... czy to dziwne? a może naprawdę łączyła nas nie tylko miłość, ale i przyjaźń(jak Wam pisałam)....nie bierzecie tego pod uwagę? Teraz , kiedy złamał mi serce o wielkiej miłości nie ma mowy, ale "lubienie" drugiego człowieka (z którym się tyle lat szczęśliwie przeżyło) pozostaje...
tak, jak sobie zaczynam myśleć, co mi (i dzieciom zrobił), jakim okazał sie draniem i podłym człowiekiem, to go przestaje lubić
Ci znajomi, którzy wiedzą o zdradzie, nie mogli uwierzyć.....
A ja też mam nieco pretensji do siebie,że nie zauważyłam w porę tego, jak sie od siebie oddalamy.... tak sie zafiksowałam na skupieniu sie na ciąży(zagrożonej), że mimo kilku prób rozmów,ze coś jest nie tak,ze nie uprawiamy już seksu,że jakoś tak mijamy sie,... no tak czy inaczej nie przestał mnie przeciez kochać w ciagu 1 dnia! Widział,że bardzo zależy mi na kolejnym dziecku, i je mamy! Z powietrza się nie wzięło
Że nie zauważyłam w porę oznak mijającego ( z jego strony) uczucia i pożadania....:rozpacz
przeciez nie wskoczył na 1 randce z nią do łóżka(tak myślę...) to musiało trwać, sam mi zresztą powiedział(jak go wypytywałam),ze najpierw po prostu rozmawiali, dobrze sie dogadywali i takie tam pierdy, a potem sie zaangażował i POOOszło..
i dlatego wcale nie jest mi przyjemnie rozgłaszac wszem i wobec,że sie rozstajemy, zwłaszcza,że widzę mega zdziwione spojrzenia: "jak to, urodziło wam sie malutkie dziecko dopiero co a wy sie rozwodzicie??? Co sie stało?"
no i te tłumaczenia,że z jego winy,że sobie przygruchał inną babę...
na razie rozwodu formalnego nie mamy, po co mam sie afiszować?
Rodzina wie, i jego, i moja.
tak, Apologises, niech sobie żyje z wywłoką czy bez niej... tego chciał.... więc to mu dam... ale mi nielekko.... przecież nie po to tu piszę,żeby Was okłamywać, jaka to jestem twarda i do przodu,że wcale mi nie żal, że nigdy nie płaczę, że mnie serce nie boli... :rozpacz
piszę prawdę, jak jest, i dzięki za rady i różne perspektywy widzenia mojej sytuacji.
Masz solidnie sie wkurzyć na tego capa! Nie, Broń Boże, nie zachęcam Cię do jakiejś histerii.
Wiesz, że ma Cię w de. Widziałaś paskudne zdjęcia. Kurcze! Jesteś święta! Ale, tak, jaki pisze, apologises, możesz to przypłacić zdrowiem. Pozamiataj ten syf raz na zawsze! Odetnij się od nich. I daj im żyć! I niech Ci nie obchodzi, gdzie i za co będą żyć.
A Ty zaakceptuj życie bez niego! Bo, na razie, jesteś jego żebraczką.
A co do przyjaźni z exem...Myślę, że dziś to niemożliwe w Twoim przypadku i w sumie dla Twojego dobra lepiej byłoby tę przyjaźń odłożyć na potem. A potem, kiedy emocje opadną, kiedy bez palpitacji będziesz potrafiła spojrzeć na niego, jak idzie za rękę z tą czy inną bratową...tak, jest to możliwe. Przerobiłam to na przykładzie swoich rodziców - byli dla siebie podporą, nie będąc już razem...
Patrząc, jak i co piszesz, jestem przekonana, że dasz sobie świetnie radę tylko...wybieraj z komentarzy rzeczy, co do których czujesz, że są zgodne z tym, co w Tobie tkwi. Trzymam kciuki :tak_trzymaj
, mimo opinii innych, zostajesz z decyzjami sama. Jedno jest pewne: życie musi toczyc się dalej. Oby nikt więcej Ci go nie złamał. :cacy
Za chwilę się wyprowadzi i zostaniesz sama z dziećmi, kłopotami - mąż pewnie będzie pomagał ale nie będzie go tuż obok, bo zaczniecie żyć osobnymi życiami- mimo wszystko.
Nie piszę tego żeby Cię zdołować ale powinnaś zacząć się do tego przygotowywać psychicznie, zmienić priorytety, zadbać o stronę finansowo- bytową. Mimo wszytko uważam , że spychasz żal, strach gdzieś do podświadomości i te tłumione uczucia kiedyś wybuchną i odbiją się na Tobie.
Życie samej z dziećmi nie jest łatwe, kwestie przyjaźni , jego mieszkania, itp są drugorzędne najważniejsze teraz są dzieci i Ty.
oglądałam historię przeglkądania w komputerze... mój wiarołomca słuchał różnych rzewnych piosenek o miłości... i pokochaj mnie ... i bąź ze mną i takie tam.... nie mogę bez ciebine żyć,.. bądźmy razem jak wcześniej... i tak mi sie źle i przykro zrobiło, bo wiem,ze te wszystkie teksty piosenek są nie do mnie adresowane...
Dziś nieco lepiej, choć pogoda nie nastraja optymistycznie..
od trzech dni zaczęłam biegać rano, jak tylko daję radę i mam z kim zostawić na te 45 minut dzieciaki(i pogoda jest ok).. Poprawia mi to nastrój , a i również kondycję i figurę
przyznam sie Wam,że założyłam nawet konto na jednym z portali randkowych, jakoś tak przy rozmowie z bratem wyszło,że on to zrobił, i ja pomyślałam; a czemu nie? przeciez nie umawiam sie na razie z nikim, z mężem sie rozstaję(wciaż szuka mieszkania, ale jest na dobrej drodze, kilka juz ma namiarów i widział mieszkania, rozmawiał nt ceny itp, myślę,ze w ciągu 2-3 tygodni sie wyprowadzi)
chciałabym nawiazac jakieś nowe znajomości, bo gdzie ja wyjdę z dwójką małych dzieci? do klubu/baru? nie mam mowy na razie o tym, co zrobiłabym z dzieciakami...?!
Komentarz doklejony:
sorki za literówki, ale sie spieszę i nie zdążyłam poprawić, bo mały głodomór wzywa
Cytat
Uważaj żeby on się nie dowiedział i żeby to nie zostało wykorzystane podczas rozprawy rozwodowej.
Chwiejność nastroju w Twojej sytuacji jest zrozumiała naprawdę lepiej jak byście już mieli jasną sytuację on nie mieszkał z wami. Taki stan zawieszenia utrudnia powrót do względnej równowagi.
właściwie to nie chce na razie żadnych związków, po prostu aby tak luźno "pogadać" z kimś, mieć jakiś kontakt z ludźmi....
także żadnych randek, tylko tak dla poznania nowych ludzi, jakiś kontaktów ....
oderwania się tylko od gotowania, prania, sprzątania i opieki nad dziećmi...,
Cytat
Dokładnie, ja jestem już po rozwodzie i bardzo sobie chwalę te co 2 weekendy wolności
Wyjdź do ludzi , pośmiej się
postaram się wykorzystać i wcielić w życie
Mam wrażenie, ze jakaś opera mydlana się z robi z tego postu. Zaczęliśmy sięrmiężnie, wynajdując drogi wyjścia dla niezbyt komfortowej sytuacji w której mąż zdradza swoją żonę, w przerwach informując ją, iż jej nie kocha i co najwyżej lubi, itd. (tak dla przypomnienia)
Kończymy doradzając, jak owa żona może sobie czas wolny spędzać... Obok swojego męża oczywiście.
Ja wiem, że wzbudzam na tym forum czasami kontrowersje, jednak tym razem poproszę o doinformowanie;
Ta pani była z pieskiem, czy bez pieska?
Z pozdrowieniami
M.
Cytat
Ja wiem, że wzbudzam na tym forum czasami kontrowersje, jednak tym razem poproszę o doinformowanie;
Ta pani była z pieskiem, czy bez pieska?
Maraykee - wybacz, ale chyba już wszystko zostało powiedziane i ustalone. Teraz Izabela musi nauczyć się na nowo żyć w tej innej i nieznanej dla niej i dla każdego PO zdradzie sytuacji.
W zasadzie chyba każdy PO zdradzie przeżywał rejtanowsko-hamletowski etap - ale im on jest krótszy, tym lepiej.
Jak stłuczesz butelkę mleka - to ile czasu potrzeba nad rozpaczaniem nad stratą i tym co się rozlało?
Im szybciej zaakceptujemy bolesne fakty - to co się stało i się już nie odstanie - to chyba lepiej, by zacząć łapać oddech jakoś i zacząć żyć. Życie nie kończy się po rozwodzie - chyba, że tego bardzo chcemy, wtedy włośnica, pejcze, i takie tam można stosować, ale po co?
Izabela przechodzi naszą drogę w mniej lub bardziej podobny sposób - tyle że relacja jest "rodzinna". Można tą drogę podzielić na kolejne etapy: A, B, C, D, E... itd...
Jeżeli wiemy z własnej praktyki, że etapy B, C, D - są bolesne i krew się leje - to już po latach od rozstania etap kolejny nie skutkuje żądzą mordu - EX powiewa nam luźno, o ile wspomnienia się nie pojawiają, jakieś zdechłe fotografie, itd....
Ten przyszły obcy jej facet będzie kiedyś przychodził zobaczyć się z dziećmi, z nim będzie się negocjowało kwestie wspólne dotyczące dzieci - więc... lepiej zachować twarz, nie iść na krwawą wojnę, tym bardziej nie grać przeciwko niemu dziećmi - by się po latach nie wstydzić - bo wojną nigdy więcej się nie ugra, niż rozsądną negocjacją - gdy jest z kim negocjować. Dopiero jak nie ma negocjacji - to wojna!
Trzeba iść dalej przez życie z podniesioną głową. Nie dać się tylko ograbić - co ważne, podzielić co jest do podzielenia - i zachować się przy tym przyzwoicie. Walka potrzebna jest tylko wtedy, gdy druga strona postępuje nie fair i trzeba się bronić.
Nie ma sensu mówić Izabeli - idź i morduj, idź - skacz z mostu - tylko idź, i zacznij na nowo żyć - dasz radę, bo my też daliśmy radę przez to przejść. Tym bardziej, że to dopiero jej początek życia, a nie schyłek - więc jeszcze wiele może się zdarzyć i ładnie się poukładać.
uważam za niezłe rady nt ugadania się z wiarołomcą co do opieki nad dziećmi. Mało tego, nie tylko opieki w sensie pomocy "na dochodzenie", ale właśnie tak jak proponuje Lisbet i nie tylko: że w co 2 weekend chociaż 2-3 godziny mam "wychodne", czy na kino, czy na spotkania ze znajomymi,czy choćby po to,żeby iść w pierony na spacer, pobiegać(bo np mam ochotę), czy leżeć w wannie i zrobić sobie kompleksowe "domowe spa", czy poczytać... itd. Dlaczego tylko on ma prawo chodzić na piwko z kumplami, o spotkaniach ewentualnych z kochanką czy przyszła partnerka nie wspomnę, a ja mam siedzieć uwiązana w domu z dzieciakami? Jest to nieco skomplikowane,żeby zostawał z nimi na bardzo długo (małego ciągle karmię tylko piersią), ale od czego są laktatory?
tak na marginesie- z larwobratową ponoć się nie spotyka, utrzymują kontakt sms-owo- telefoniczno-mejlowy, ale z moich i brata ustaleń (i z tego, co wiarołomcy nam mówią), nie widują się, a już na pewno nie "w taki sposób"
zresztą nie wyprowadza się do niej, tylko szuka osobnego lokum...
nie rozumiem tego, gdzie ta ich rzekoma miłość, skoro ona mu nie wierzy... ale pal to sześć
Dzięki, Remirez, zgadzam się z Tobą, po co mam z nim walczyć? Tym bardziej,że nawet jeszcze pozwu o rozwód ani nie złożyłam, ani nie napisałam... Choć myślę,że jest to nieuniknione, zrobię to na spokojnie. Po co z nim się szarpać, skoro się dogadujemy? tak dla zasady? Żeby dzieci cierpiały? Moi rodzice są po rozwodzie i kłócili sie przy nas strasznie, wiem, jaki to dramat- moim tego na pewno oszczędzę i to mnie pociesza w tym wszystkim... Że nie jesteśmy jak oni, "pokojowo" sie i kulturalnie rozstaniemy... bez wyzwisk, bez awantur.. czy to nie dobrze....? a że mi żal, że ból,że zranione uczucia, to i tak wiadomo....:rozpacz
Nie sądziłam,ze moje małżeństwo tak się skończy, bo kochałam bardzo tego człowieka i byłam z nim szczęśliwa i nawet teraz nie jest mi obojętny, wszak go toleruję i w miarę z sympatia współdziałamy na co dzień, w tych naszych ostatnich dniach mieszkania razem..(ma się wyprowadzić po świętach, chcę,żebyśmy jeszcze te święta razem spędzili, niech dzieci jeszcze je zapamiętają).
Maraykee: może jestem słabo zorientowamana, ale doceniam humor i ironię , mimo wszystko nie kojarzę, o co chodzi " z pieskiem czy bez pieska?"
Mój zarobił w duupsko i wyleciał z hukiem o pierwszej w nocy!
Musiałam w końcu dopasować się do tych epitetów o mnie, którymi raczył kochankę...
I powiem Ci na ucho, ten ostatni, nocny akt, był cudownym uczuciem!
Trzymaj się...
A, gdy będziesz prać jego osrane gacie, nie zapominaj, jakim był chuujem...
:niemoc
Komentarz doklejony:
Oj, jakim jest chuujem...
Cytat
Avenious , nie przesadzaj. Na razie ten pan jest tylko małym doopkiem, pierdzącym pod dyktando bratowej. Na miano ch.... to musiałby sobie zapracować własną głową. To nie orzeł, nie poleci. Ot, taki doopkowaty żołnierzyk , na usługach pani generał. Mózgiem ten pan nie śmierdzi, raczej przez całe życie trzeba myśleć za niego.
Autorko, wierz mi , że na dłuższą metę, to bardzo niewdzięczne i nudne zajęcie : myśleć za dorosłego. Jak to mówią : "Głupich nie żal".
Twoim największym problemem będzie w zasadzie to , co i teraz jest. Podkładasz się tym matkowaniem . Nie wiem , na ile jesteś świadoma tego, że podchodzisz do męża , jak do przedszkolaka. No fakt, on się zachowuje, jak osesek, ale wymagać się od niego powinno, jak od dorosłego.
Avenious, niby masz rację, ale nie do końca.... mam znajomą, która właśnie "z hukiem" się rozstawała ze swoim wiarołomcą, i uwierz mi, to masakra dla jej dziecka(które jest w wieku mojego i się znają, więc wiem, o czym mówię). Mąż wiarołomca(jej) zaczął się awanturować, wyzywać, wypominać, jaka to ona jest/była zła i niedobra dla niego... takie tam.. A wszystko na oczach i(i uszach) dziecka, które wszystko rozumie!!!(chodzą już do szkoły!). Bardzo sie to na jej dziecku odbiło, stał sie agresywny(jak tatus do mamusi
także wiem, o czym mówie, jak sami wiecie, powinnam teraz zadbać o dobro swoje i swoich dzieci. A dla nich dobrem jest to, aby nie byli świadkami jakichś scen, gdzie rodzice sie żrą, wypominają sobie co kto komu zrobił albo czego nie zrobił, kto jaki jest zły ..itp. To,że my nie będziemy małżeństwem, nie oznacza, ze dla nich on nie bedzie tatą... I chcę, aby mieli o nim dobre zdanie. jak dorosną i zapytaja, dlaczego sie rozwiedliśmy, to mogę powiedzieć,że z winy taty,że czasami tak sie zdarza,że tata przestał kochać mamusię(choć ciagle twierdzi,ze mnie bardzo lubi, nie wiem, o co chodzi..
pieprzyła sie z jednym i drugim jednocześnie, co za człowiek z niej jest.... obciągała i mojemu mężowi, i potem (chwile później) swojemu- wiem, bo gadałam z bratem, był w większym szoku niż ja(bo my nie uprawialiśmy sexu, a oni tak, i to w dodatku twierdził,że było super, nigdy by sie nie spodziewał takiego czegoś, ze może coś jej " nie pasi"... A może to taka niewypieprzona niewyżyta suka, i to ciągnie brata i męża do niej...
czy ja wiem, czy mężowi matkuję? może troszkę
ale i tak piorę rzeczy swoje i 2 małych dzieci(a jest tego trochę!), więc jak dorzucam jego szmaty, jest mi to wszystko jedno.... pralkę i tak włączam... jadać z nami specjalnie nie jada, sam sobie coś robi, czasami, jak zostanie zupy czy mięsa z obiadu, to mu mówię, że jest i jak chce, to może sobie odgrzać. ...fakt, na święta coś przygotuję specjalnie, również dla niego, bo chcę, aby starsze dziecko zapamiętało jeszcze te wspólne święta razem , po świętach w kwietniu mąż się wyprowadza....
nie jest mi już łatwo, a będzie jeszcze trudniej, ale tak, chcę tego i macie rację, dam radę! najwyżej cienie pod oczami z niewyspania będą nieco większe
oby do przodu!!!
za Alicją Kostrzak:Najtrudniej jest zamknąć za sobą drzwi. Oddzielić się od kogoś, kto miał być na zawsze. Jesteś jak lekarz wykonujący reanimację o wiele za długo, uczucie umarło, a ty wciąż próbujesz je ratować. Za późno, lecz tak trudno przestać, kiedy wciąż żywisz nadzieję, że to urodzi się lub odżyje.
Pamiętaj, nie dasz życia nowym uczuciom, jeśli nie zamkniesz tych drzwi już na zawsze."
pozdrawiam i dzięki!
Często zapominamy, że nasze dzieci mają prawo do dwojga swoich rodziców. Jeśli rozstajecie się w spokoju i kulturze to jest to najlepsze rozwiązanie jakie istnieje. Przyjdzie czas, gdy same zaczną pytać, myśleć, wyciągać wnioski i decydować. Należy pozwolić im na to. Nikt nie przeżyje ich życia za nie.
Izka nie musisz wystawiać mężowi walizek już teraz, drzeć z nim kotów, walczyć. Toczysz walkę ze swoimi emocjami i chyba radzisz sobie z uczuciami i zaistniałymi faktami. Więc tej walki masz dosyć, nie potrzeba Ci dodatkowego obciążenia, dodatkowych jazd. Pora tylko zacząć żyć swoim życiem. I w tym nowym życiu powodzenia Ci życzę.
teraz jestem na etapie oswajania sie,że sie wyprowadzi...
znalazł mieszkanie, musi je nieco ogarnąć i trochę odświeżyć, zeby móc zamieszkać..myślę,że do końca kwietnia zdąży...
musze znaleźć w sobie siłę,żeby nie pytać go, jak wychodzi, czy idzue sie spotkać z nią...
jak go pytałam, twierdzi,że nie spotyka sie z nią "w ten sposób", czyli nie randkują, nie pieprzą sie... moze to prawda... a może nie... w każdym bądź razie kontaktu z nią nie zerwał, na pewno ze sobą esemesuja i rozmawiają przez telefon. ...
Boże, jakie to wszystko ciężkie...
w sumie to jestem nieco podła, bo faktycznie mam nadzieję,że będzie to dla nich niedługo nikt... wygląda na to,że mój brat się z nią rozwiedzie... ale nigdy nic nie wiadomo, tyle lat(15) wspólnie spędzonych nie tak łatwo mu przekreślić... choć wyprowadziła się i nie są razem, nie jestem pewna, czy jest już zdecydowany... sam nie wie...
ale wracając do tematu: może można odnieść wrażenie,że rozchyliłam parasol ochronny nad mężem... na ostatnim spotkaniu psycholożka zapytała mnie, czy widzę jeszcze możliwość, aby ten związek naprawić, czy jestem zdecydowana na ostateczny jego koniec i rozwód. Powiedziałam, ze w chwili obecnej dojrzewam do napisania pozwu o rozwód... choć sama nie wiem.. to wszystko jest bolesne, wbił mi nóż w plecy i serce... na razie zdecydowanie myślę o tym,ze sie rozstajemy.... choć niełatwo przekreślić 12 wspólnie i szczęśliwie spędzonych lat, i dwójki świetnych, zdrowych dzieciaków, wszystkiego, co przeżyliśmy, chwil pięknych, ale i smutnych, jakie razem nas dotknęły...
Ale: co innego, gdyby zerwał z nią kontakt, przepraszał i błagał o przebaczenie... on niby przeprasza i pyta, czy mu to kiedyś wybaczę, ale kontaktu z nią nie zerwał, jest z nią co najmniej emocjonalnie nadal związany. Nawet, jak ona go nie chce....
ponoć ryczała, jak sie dowiedziała,że mój brat próbuje sie poskładać i żyć od nowa bez niej... bidulka
a wracając do mojego wiarołomcy, to nie toczę z nim bojów, co już wielokrotnie pisałam...
nie wiem, czy wynika to tylko z mojego charakteru, czy nie chcę też robić scen przy dzieciach, bo co to da... a może chcę podświadomie,żeby mnie fajną pamiętał, i potem żałował,że kurde, stracił taką fajną kobitkę
a tamta taka milutka i grzeczniutka, bo przecież na randkach nikt sie nie kłóci...
Nie, nie łudze sie ,że wróci....:rozpacz
gdyby tak miało być, to nie wyprowadzałby się. wszak nie wyprowadza sie do niej, tylko do całkiem osobnego mieszkania, za które dodatkowo będzie płacić...
Z bólem jednak sądzę,że gdyby ona go zechciała, to poszedłby do niej, i dlatego nie widzę szans na jego powrót... bo może i żałuje tego, co zrobił, może jest mu bardzo przykro i ma poczucie winy(to widać!),że skrzywdził mnie i dzieci... ale to nie zmieni tego, co było... i tego,że nadal z nią utrzymuje kontakt, czyli mu na niej zależy... to niech spada... ja na taki układ sie nie godzę, że o niej marzy i chce z nia być , a ze mną mieszka, pranko, gotowanko, sprzatanko, wszystko zrobione... mam swoją wartość
zresztą on jest na tyle uczciwy,ze nie chciałby, sam też powiedział,ze w obecnej sytuacji poszuka czegoś,żeby nie mieszkać ze mną, bo to bez sensu i wie,że mnie tym rani...
Komentarz doklejony:
Witam , po rocznej przerwie od faktu zdrady.. ..
sporo się zmieniło... mieszkam już jakiś czas sama(tzn z dziećmi oczywiście), na tyle długo, by się do tego przyzwyczaić...
nie rozwiodłam się, nie złożyłam nawet pozwu. Dość regularnie, ale nie bardzo często(nie mam na to czasu) chadzam do psycholożki(raz na 3tygodnie tak średnio). Starsze dziecko przyjelo-ze smutkiem raczej, ale bez histerii- fakt,że tata już z nami nie mieszka. Nie wie dokładnie, czemu. Tj powiedzilieliśmy ,ze mamy pewien problem małżeński, który go nie dotvczy, bo i mama, i tata nadal go bardzo kochamy. Młodsze dziecko nie ma świadomości, tylko płacze, jak maż wychodzi.... wtedy mi się serce kraje..
A on.. przychodzi codziennie lub prawie codziennie, sporo pomaga przy dzieciach.... jeste miły, nie kłócimy sioę, potrafimy wspólnie spędzić z dziećmi czas, nawet powiedziałabym miło...
tylko z teściową pokłóciłam się na maksa, idiotka najpierw mnie pocieszała, a teraz już sobie wytłumaczyła jakoś, jaka to ja niby jestem zła i beznadziejna, skoro jej synalek coś takiego zrobił... i była na tyle podła i bezczelna, by mi powiedzieć, że to JA zniszczyłam MU życie... szkoda słów, ale jej totalnie odwala, mąż wiarołomny tez się z mamusią nie potrafi dogadać i się z nią pokłócił, mówi,zebym się nie przejmowała jej zachowaniem, bo to już wiek i starość i jak sobie baba coś umyśli, to nie przegadasz, będzie po swojemu mówiła,że białe to czarne..
Komentarz doklejony:
Czyli my nie jesteśmy razem, za to u brata zmiana, bo ta szmata sobie wszystko ładniutko przekalkulowała, że z nim(bratem) będzie mieć lepiej(on zarabia więcej od mojego męża), ponadto mój mąż ma zobowiązania-jakby miedzy nami nie było, to ma 2 dzieci...Tak więc ona wprowadziła się do brata z powrotem.,.. zal mi go,że ciągle tę suke kocha, chociaż nie, obrażam w tym momencie suki, czyli kobietki-pieski, pełne poswiecenia dla swoich szczeniaków...
ale to jego życie, tez jest skrzywdzony i to on musi podjąć decyzję, co dalej, nie ja..