Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

Crusoe00:20:29
A-dam00:25:07
simonetta01:25:35
# poczciwy01:39:26
Kakua02:31:55

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

poczciwy
11.11.2024 13:36:22
Andzia na firefox działa.

Andzia76rr
11.11.2024 03:55:19
na jakiej przeglądarce działa Wam czat?

poczciwy
02.10.2024 16:37:45
Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.

Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie. Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i

Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

namiętność, zauroczenie, pocałunki = zdrada?Drukuj

Zdradzony przez żonęJeśli ktoś uważa, że namiętne pocałunki i obłapianki to nie zdrada, niech nie czyta. Para z prawie 9-letnim stażem, małżeństwo od 2008 roku, dwójka małych dzieci (2,5 i 5). To, co na początku uznałem za depresję żony związaną z porodem i pierwszymi miesiącami macierzyństwa okazało się po paru latach głębszym kryzysem, którego przyczyną byłem prawdopodobnie ja sam. Może na początku całego tego galimatiasu błędnie interpretowałem sygnały? Może byłem zbyt przejęty nowym rozdziałem w moim życiu zawodowym, pierwszymi krokami w roli niezależnego specjalisty, wolnego strzelca? Dość rzec, że byłem (chyba) otwarty głównie do wewnątrz, nieuważnie słuchałem. Potem drugie dziecko, wpadka, ale równie bardzo kochane. I kolejna depresja żony po porodzie. Dużo było wtedy milczenia, skrywanej irytacji z jej strony. Myślałem, że to bywa naturalne, że przeczekam i wszystko się ułoży (samo). Nie domyślałem się, że już była głęboka separacja emocjonalna, a żona moja zaczęła intensywnie, obsesyjnie wracać myślami do poprzedniego związku, do jej byłego. Zaczęła sobie zdawać sprawę, że tamten związek miał jednak przyszłość i że to ja byłem/jestem tą niewłaściwą inwestycją. Ten stan trwał dość długo. Ja już przyzwyczaiłem się, że między nami chłód raczej już tylko, że jesteśmy parą dobrych kumpli, ogłupiony rytuałem wspólnych zakupów, nieczęstych wyjazdów na weekendy, krótkie wakacje, wieczorów z serialem. No i płytki, szybki seks bez namiętności, bez emocji (z jej strony). Cały czas myślałem, że to minie. A to miesiące mijały, jeden po drugim. Nabrałem podejrzeń, choć ufałem jej bezgranicznie. Zaczęły się długie rozmowy przez telefon (jej), intensywna korespondencja na FB z jakimiś nowymi w jej życiu postaciami, częste wyjścia (związane z jej nową pracą), nowe twarze. Cały czas byłem pewien, że pomimo tego, że nie układa się najlepiej, mogę w wierzyć w jej lojalność, uczciwość. Widziałem ją właśnie jako taka osobę, wręcz niezdolną do kombinowania, robienia czegoś niewłaściwego za moimi plecami. Może powinienem się bardziej zainteresować pomysłem wyjechania na weekend z jakimś gościem w celu doskonalenia umiejętności zawodowych (to niby wynikało z jej nowej roli zawodowej). W końcu nie doszło do tego wyjazdu, ale pomysł był... Nawet planowaliśmy jakiś wyjazd na Maltę w lutym 2014. Nie miałem pojęcia, że jest już naprawdę źle, że to nie przypadek, że brak szczerych rozmów o problemach, o tym, że jest jak jest. Pojawił się nowy kolega, który chyba się w niej zadurzył (ale z tego, co wiem zadurzał się często, w pewnych kręgach miał opinię kobieciarza), kolega, który wzbudził duże zainteresowanie. Wyczuł szybko, że między nami coś nie gra, z resztą (nie wprost) małżonka moja mu to zasygnalizowała. Nie wiem w jakim stopniu otrzymał coś, co można nazwać zielonym światłem i nie chcę już w to wnikać... Doszło do skoku w bok pewnej nocy, kiedy się pokłóciliśmy. A może tak naprawdę to nie była kłótnia tylko moja rejterada z imprezy, na której czułem się balastem. Wróciłem wcześniej, ona została do rana. Cóż, nie poszli na całość, jeśli wierzyć w spowiedzi mojej żony, która miała miejsce po 2 miesiącach. W każdym razie było ostro, namiętnie... W oparach alkoholu, maryśki i na bazie z antydepresantów. Odlot. Gość z innego miasta. Do drugiej takiej sytuacji doszło po miesiącu, to już był kwiecień. Może już bez hardkoru, ale namiętne pocałunki - owszem. Co ciekawe, w trakcie tego miesiąca pomiędzy przeżyliśmy, moja żona i ja, kilkudniowy renesans naszej miłości. A może chodziło tylko o pożądanie? Zaciągnęła mnie do łóżka i był to zdecydowanie seks dekady. Tylko, że potem znowu posucha. Była rozdarta, nie była pewna jakiego dokonać wyboru, czy rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Zdecydowaliśmy wtedy, że będzie separacja. Przełom nastąpił pod koniec kwietnia i można powiedzieć, że wtedy wróciliśmy do siebie (oczywiście gość poszedł w odstawkę). Jakieś otrzeźwienie miało miejsce, podjęła decyzję. Potem zachłyśnięcie się tym nowym stanem, udana majówka, wyjazd (bez dzieci) do Włoch... Pod koniec maja do wszystkiego się przyznała. I od tamtego czasu się z tym zmagam. Minęło już wiele miesięcy, między nami bardzo dobrze, jest miłość, wiem to, ale nie przestaje mnie dręczyć tamten epizod. Nawet jeśli, pomimo zabiegów tamtego pana, nie poszła z nim do łóżka, co jej się chwali. Tyle dobrego... Ale czuję się jakbym miał podwójne życie - to pierwsze: tutaj i teraz - harmonia, szczęście, radość, dużo śmiechu na co dzień, bardzo udane (w końcu) życie intymne i to drugie: życie w przeszłości, bycie tamtą osobą, która była balastem, tłem dla czegoś w rodzaju flirtu, romansu. Nie ma dnia, żebym o tym nie myślał, żebym nie przypominał sobie tamtych mrocznych dni i mojej naiwności, nieświadomości tego co naprawdę było grane. Czasami myślę, że kiedy usłyszałem od niej całą tę jej spowiedź i prośbę o szansę (którą jak wiadomo dostała), o nowy początek, to (gdybym był twardszy - tak sobie myślę) powinienem był to skończyć, bo przecież na początku związku powiedziałem jej, że zdrady nie wybaczę, a w moim słowniku to całe zajście jest zdradą właśnie. Z drugiej strony, powinno być mi łatwo ją rozgrzeszyć, bo jak byłem młody i głupi (15 lat temu), to zdradziłem dwie moje dziewczyny (nie jednocześnie, ma się rozumieć) i jakoś nie miałem problemu z tym, żeby to wtedy sobie wybaczyć.
Więc swoje miałem za uszami, jak nie patrzyć... A jednak kiedy samu jest się ofiarą to, co oczywiste, dużo bardziej boli. Czyli jest dobrze, a nie jest. Ciekaw jestem, czy ktoś miał/ma podobne doświadczenia.
9937
<
#1 | Ramirez dnia 29.01.2015 01:59

Cytat

Pod koniec maja do wszystkiego się przyznała. I od tamtego czasu się z tym zmagam. Minęło już wiele miesięcy, między nami bardzo dobrze, jest miłość, wiem to, ale nie przestaje mnie dręczyć tamten epizod.


Człowiek jak chce być nieszczęśliwy, to sobie znajdzie stary powód, by się nim zadręczać. Masz dzieci, żonę, rodzinę - coś wspaniałego, o czym wielu z nas mogłoby sobie tylko o tym pomarzyć.
Błędy. Wszyscy popełniamy błędy. Mniejsze lub większe. I wszystkie mają mniejszy lub większy wpływ na nasze życie. Idziesz z żoną przez życie tak jakby z przyjacielem. Nikt z nas nie lubi, gdy ktoś nas zawiedzie. Ale gdy wszyscy są świadomi popełnianego błędu - to życie tym błędem, tkwienie w tamtej przeszłości - jest jeszcze większym błędem.

Kiedyś, bardzo dawno temu, miałem podobną historię, może bardziej dramatyczną. Nie chciałem rozstania, musiałem wybaczyć. I zamiast się cieszyć, że jednak taka zajefajna laska jednak z nas dwóch mnie wybrała, to zdrada była jak jad w sercu. Niby byliśmy razem, ale wspomnienia dręczyły. Nie było już takiej radości, jaka jest udziałem szczeniacko zakochanych, zranione EGO płakało, zadawało pytania - dlaczego mnie!? Non stop udowadniało, że to pewnie dlatego, że nie byłem dostatecznie wspaniały - i czyniło mnie nieszczęśliwym.

Były oczekiwania, że ona odgadnie przyczynę mojego złego humoru, że może powinna się domyślić. I była irytacja, że nie domyśla się co mnie trapi i... nie przeprasza.

Ja idiota, uważałem, że za mało mnie przeprasza Fajne

Skutek był więc tylko jeden, bo po co kobiecie facet z humorami, który zamiast doceniać jej wybór - to robi i wygląda czasami jak kwas. Po latach powiedziała, że doszła do wniosku, że tej zdrady nigdy jej nie wybaczę, więc... zdradziła, i wyszła za mąż za mojego kumpla z pokoju w akademiku. Smutek

Podsumowując, to nie jest tak, że Twoja żona jest do Ciebie przyszyta jak guzik do koszuli. Ona dokonała wyboru, w tym wyborze jesteś jedynym już wygranym. Jeśli będziesz teraz się nad tym faktem wyboru pastwił nad sobą i w pośredni sposób nad nią - to swoim zachowaniem, SWOJĄ SŁABOŚCIĄ MĘSKĄ, bo to Ty masz w tym związku być mężczyzną, nosić spodnie - i być z kobiety swojej zadowolonym, jak okażesz jej swoją słabość, swoją wątpliwość co do niej, swój żal - wierz mi, że w 50% na 100% załatwiasz sobie kolejny bilet na Księżyc. Po co ona ma się męczyć z kimś, kto nie jest z nią w pełni szczęśliwym, skoro może się pojawić ktoś, kto pokaże jej, że będzie dla niej podnóżkiem, że ona da mu PEŁNIĘ szczęścia?

Prawda o naszej naturze jest taka, że lubimy szczęście otrzymywać, ale lubimy je też dawać - to tak jak z seksem. Gdy jedna ze stron oferuje siebie, ale non stop zderza się jak ze ścianą, przestaje się starać i zabiegać o partnera. Gdy tylko pojawia się więc ktoś inny, kto potrafi sprawić zadowolenie tym, że cieszy się z najmniejszego drobiazgu, choćby z obranego jabłka czy ukręconego kogla mogla Fajne - staje się tym, z kim warto żyć, docenia nas.

Największe szczęście jest wtedy, kiedy możemy się nim dzielić z ukochaną/ukochanym.

Tak więc, zapomnij o tej przeszłości, to jest tak, jakbyś przeczytał marną kobiecą powieść typu Harlequin, a teraz się tą fabułą zadręczał.

Gdybyś komuś opowiedział, że już któryś rok przejmujesz się jakąś przeczytaną książką - powiedziałby, chłopie... daj sobie z tą starą książką spokój. Przeczytałeś, wyrzuciłeś - zapomnij ten scenariusz!

Wyrzuć więc z siebie te wszystkie stare negatywne emocje, żyj tu i teraz, ciesz się chwilą, żoną, rodziną - bo inaczej, nakarmisz swoją podświadomość taką porcją negatywnych emocji, że dostaniesz w bonusie nie tylko depresję, ale i być może odejście żony, do kogoś kogo będzie uszczęśliwiać w pełni - i przez tą pełnię on będzie ją doceniać, a ona poczuje się doceniona. To straszna pokusa.

Ile tu znajdziesz osób, które zdziwione dowiedziały się o zdradzie z kimś, kto zupełnie nie grał w ich lidze: starsza/y, brzydka/i, biedna/y, bez wykształcenia - ale ta właśnie pokusa była tak silna, że narodziła zdradę.
9850
<
#2 | lagos dnia 29.01.2015 08:41
Htred
Po takim wpisie, jak Twój powstaje dylemat, napisać to co się mysli, napisać to co autor chciałby usłyszeć, czy może lepiej nic nie pisać. Od ramireza dostałeś tą drugą wersję. Wacham się, więc nie napiszę tej pierwszej, zostanę przy trzeciej...
3739
<
#3 | Deleted_User dnia 29.01.2015 09:09
Zastanawiałeś się czego oczekujesz od małżeństwa? To ważne pytanie. Pytałeś żony czym dla niej jest związek i odpowiedzialność za uczucia drugiej osoby? Depresja to jedno a pozwalanie na choćby małe amorki to drugie.
12014
<
#4 | Htred dnia 29.01.2015 11:15
Ramirez, dziękuję za poświęcony mojemu tematowi czas. Cóż, jedna sprawa to myślenie racjonalne, próby podjęcia konstruktywnych decyzji, określenia priorytetów na przyszłość, a druga - emocje. Nad tym trudniej zapanować. Natrętne, niechciane myśli. Codziennie próbuję sobą potrząsnąć i liczę na to, że pewnego dnia odniesie to skutek. Oczywiście zgadzam się z Twoją argumentacją, trochę jakbym słyszał własne myśli, choć muszę przyznać, że to, co napisałeś to dla mnie cenne spojrzenie z dystansu. Ważne, że z dystansu, bo rozmawiałem o tym z dwojgiem bliskich przyjaciół, którzy - przy całych ich dobrych intencjach - dystansu (do mojej osoby) nie mają. Jeszcze raz dzięki.

Komentarz doklejony:
lagos - najwyraźniej chcesz dać mi coś do zrozumienia, ale piszesz enigmatycznie, więc nie wiem co. Opisałem moją historię bez konkretnych oczekiwań co do komentarzy - tak na marginesie.

Komentarz doklejony:
apologises - na pytanie odpowiadam twierdząco: tak, wiem czego oczekuję od związku - standardowy zestaw oczekiwań jest to raczej. Co do mojej żony - jasne, że o tym rozmawialiśmy. I po jej stronie mamy standardowy repertuar oczekiwań. To jasne, że oczekujemy tego, że będziemy mogli na drugiej stronie polegać jak na Zawiszy... I czasami faktycznie ma to miejsce, tyle że w tej wierze w naszego partnera zdarza się nam zapominać, że jesteśmy tylko ludźmi, nie każdy ma w sobie taką... niezłomność, że ludzie popełniają błędy (których potem żałują). Ona zapewne teraz podpisałaby się obiema rękami pod twierdzeniem, że "małe amorki" są niedopuszczalne. Ale deklaracje, również te przed ołtarzem, są łatwe - szczególnie dla osób zakochanych, pijanych szczęściem. Trudniej jest się kontrolować w chwilach kryzysu, w chwilach kiedy jest emocjonalna pustka. W takich warunkach mogą mieć miejsce akty desperacji i tak właśnie to zajście moja żona opisała. Teraz uczę się żyć ze świadomością, że nie jest ona kimś w rodzaju herosa, że pękła w trudnej sytuacji. Oczywiście jej skrucha pomaga w ułożeniu tego wszystkiego, ale powiadam - emocje bywają oporne, i to przez długi czas, nawet gdy racjonalny umysł postanowił zamknąć sprawę i patrzeć w przyszłość. Złe emocje - poczucie krzywdy, jakiejś dziejowej niesprawiedliwości, taka myśl, że "nie jesteśmy kwita" (chociaż nad tym już raczej panuję), również emocje typowo samcze, dotyczące zranionego ego, obecności intruza "na moim terenie". Dzięki za czas poświęcony na komentarz.
3739
<
#5 | Deleted_User dnia 29.01.2015 14:51
To wszystko o czym piszesz to normalne objawy zdradzonego.Nic z czym nie można sobie poradzić . Lekarstwem jest czas , rozmowy takie szczere do bólu ,czasami przewartościowanie zasad którymi dotąd się kierowaliśmy. Błędy w życiu są o tyle dobre o ile umiemy wyciągnąć z nich wnioski. Być może Twoje wybaczenie odniesie skutek i będziecie żyli razem . Ja należę jednak do tych , którzy kładą nacisk na pokorę zdradzacza jego chęć naprawy i poprawy związku. Po jej stronie niech leżą teraz starania o małżeństwo i Ciebie. Możesz jej w tym pomagać i nawet docenić jej trud , ale to praca dla niej. Dla Ciebie rada - zacznij być trochę egoistą. Znajdż dla siebie trochę czasu, zacznij bardziej dbać o siebie. Pora na zajęcie się czymś innym niż zamartwianie i rozpamiętywanie.Pora na podratowanie Twojej samooceny. Nie chodzi tu o ucieczkę od problemu. Bardziej o stopniowe poukładanie w głowie. Zdradę i tak musicie wspólnie przewałkować. Tu nie ma , że boli.Zamiecenie pod dywan i zamilknięcie nie pomoże. Możesz usłyszeć pod adresem żony różne komentarze. Niech Cię to nie odrzuca.Tutaj każdy mówi wg swoich doświadczeń i zasad.I każdy komentarz jest wart przemyślenia.Gdy wejdziesz tu za jakiś dłuższy czas inaczej na wszystko spojrzysz. Na razie korzystaj z rad tych co patrzą z boku.
6755
<
#6 | Yorik dnia 29.01.2015 17:16
Ramirez,

Cytat

...jak okażesz jej swoją słabość, swoją wątpliwość co do niej, swój żal - wierz mi, że w 50% na 100% załatwiasz sobie kolejny bilet na Księżyc. Po co ona ma się męczyć z kimś, kto nie jest z nią w pełni szczęśliwym, skoro może się pojawić ktoś, kto pokaże jej, że będzie dla niej podnóżkiem, że ona da mu PEŁNIĘ szczęścia?

To własnie jest powód, czemu za jakiś czas sytuacja się powtarza;

Htred, bardzo logicznie wszystko opisałeś i stwierdzanie oczywistości jest Ci nie potrzebne; ale dziwi mnie, że namiętne pocałunki o obłapanki ci przeszkadzają, a pójście na całość na imprezie nie ? O co tu chodzi?

Umyka tu jeszcze jedno. Z jakiego powodu twoja żonka miała by teraz zmądrzeć? Co takiego się wydarzyło? Twoje złe samopoczucie tak ją ruszyło ?

Bardzo ładnie, że widzisz sprawę z dwóch stron, to naprawdę rzadkie, ale zauważ, Ty masz obowiązek znać wszystkie mechanizmy i dbać o jej dobre samopoczucie, a ona ?
Czy ona zdała sobie sprawę ze swoich słabości, z tego co się stało, czemu uległa czy tłumaczy to tylko Twoimi zaniedbaniami? Zastanów się dobrze, bo nie chodzi tu o szybkie przytakiwanie z jej strony dla świętego spokoju.

Czy faktycznie jedynym problemem jesteś teraz Ty sam?
Jeśli tak, to standardzik, jak już pokazałeś jak bardzo cierpisz, pokazałeś, że możesz być stanowczy do bólu (tego nie widać), pokazałeś, że w swoim życiu też musi Cię uwzględniać, bo inaczej nie będziesz miał skrupułów, żeby poszła w swoją stronę, pokazałeś, jak niewiele brakowało i co mogła stracić (tego nie widać), to teraz dotrzymaj tego, czego się zobowiązałeś;
Wiadomo było, że lekko nie będzie, inaczej tyle osób by się nie rozstawało z powodu urażonej dumy i jakiejś tam godności;

Jeśli podstawowe warunki zostały spełnione, nie pozostaje nic innego, jak tylko to, żebyś teraz Ty nie rozwalał związku swoimi niezaleczonymi demonami;
Widzisz, nie każdy facet potrafi ,,wybaczyć", do tego trzeba być twardym. Gdy będziesz jęczał i użalał się nad sobą, jak przysłowiowa ,,baba" to kiepsko będzie;

Ocenę sytuacji masz powiedzmy dobrą, choć jest parę niejasności, reszta to Twoje emocje, nad którymi musisz zapanować;

Wybaczyć, to starać pogodzić się z tym co się stało, nie wracać przy kimś i go nie obwiniać, bo sprawa zamknięta; W pewnym momencie trzeba to zrobić, bo dręczenie siebie i kogoś, to działanie pod prąd;
Niekiedy osoby, które zdradziły, wiedzą, że do końca życia będą dręczone lub będą patrzeć jak ktoś się męczy, więc odchodzą;
12014
<
#7 | Htred dnia 29.01.2015 17:19
Yorik, ależ napisałem: "Doszło do skoku w bok pewnej nocy, kiedy się pokłóciliśmy. A może tak naprawdę to nie była kłótnia tylko moja rejterada z imprezy, na której czułem się balastem. Wróciłem wcześniej, ona została do rana. Cóż, nie poszli na całość (...)". Wiem, że gość próbował coś proponować, ale koniec końców nic nie wskórał. W związku z tym dla wielu to być może nie jest zdrada... Dla mnie jest, dla mojej żony też, tj. ona też tak czuje.
11548
<
#8 | Desperados dnia 29.01.2015 18:43
Napisze prosto z mostu - masz ogląd na czubek góry lodowej, a podczas seksu dekady poprawiłeś po tamtym.
Twoja królewna z nim jeszcze bardziej poszła na całość, a zabawa z Tobą była na wypadek, gdyby z tamtej zabawy coś wyszło.
Tak ja to widzę.
3739
<
#9 | Deleted_User dnia 29.01.2015 19:12
Htred, witaj w klubie!
Powiedz proszę na jakiej podstawie opierasz swoje wyliczenia do czego doszło i ile razy? Pytam bo zdaję się że stąd bierze się Twoja niepewność... Sam nie wiesz czy możesz jej wierzyć w to co mówiła czy nie....
Z doświadczenia wiemy tu że osoba zdradzająca sama przyznaje się tylko do tego czemu nie może zaprzeczyć. Problem pojawia się gdy nie możemy zweryfikować tych informacji. Niestety (i tu mam nadzieję że się mylę ale czasem lepie widzieć sprawy mniej różowo) ale to czego dowiadujemy się od drugiej strony jest czubkiem góry lodowej... Że w sumie to coś było, ale tak bez składu i ładu itp. itd....
Twoim problemem który Cię teraz uwiera jest chyba właśnie to że wiesz tyle ile wiesz i wyobraźnia ciągle płata Ci figle...
Fakt że wiedza obiektywna może być i najczęściej jest porażająca wobec wersji zdradzającego, bardzo trudno się z tym uporać ale paradoksalnie wtedy można poznać rzeczywisty problem z którym mamy się zmierzyć. Wtedy po ochłonięciu można zacząć podejmować decyzje czy próbujemy robić coś z tym razem (jeśli oczywiście jest chęć drugiej strony, skrucha, żal itp), lub się rozchodzimy.
Problem jeszcze polega na tym o czym wspomniał Yorik. Z Twojego opisu wnioskuję że Twoja żona w pewnym okresie waszego związku cierpiała na powiedzmy pewien deficyt uczuć wyrażanych względem niej - rozjechaliście się gdzieś po drodze. Uświadom sobie że mimo wszystko ale ona bardzo musiała się zaangażować mentalnie w to wszystko aby przejść na ciemną stronę mocy. I punkty do tej równoważni w jej oczach dostarczałeś Ty.
Piszę to bo nic nie opisałeś co się wydarzyło kiedy sprawa się rypła. Odkochać żonę można bardzo szybko ale do tego potrzebna jest właśnie wiedza o której wspomniałem powyżej, bardzo mocny wstrząs i wytyczenie jasnych warunków na których nie ratuje się związku, ale buduje nowy.
To że Ty czujesz że żyjesz w dwóch światach nie koniecznie oznacza że ona nie żyje również na dwóch płaszczyznach lepiej się kamuflując lub będąc w "uśpieniu"....

Jeśli jesteś pewny że ona jest teraz wobec Ciebie fair to fakt że cały czas kolebie Ci się to wszystko po głowie jest normalny w Twojej sytuacji. Z czasem to będzie blaknąć aż w końcu nabierze wymiaru czegoś w rodzaju przeżytego wypadku drogowego lub choroby po której trzeba się po prostu pozbierać.
12014
<
#10 | Htred dnia 29.01.2015 21:44
Yorik - "Z jakiego powodu twoja żonka miała by teraz zmądrzeć? Co takiego się wydarzyło? Twoje złe samopoczucie tak ją ruszyło ?" - Moje złe samopoczucie - na pewno nie. W pewnym momencie już byłem przekonany, że z nami koniec (nie znając prawdy o tamtej "przygodzie"Z przymrużeniem oka i uspokoiłem się, tj. zacząłem się zachowywać jak kumpel po prostu, zżywać z myślą, że zaczynam nowy rozdział - bez niej. Może zobaczyła, że już przestałem występować z pozycji petenta? Mnie powiedziała, że nastąpiło otrzeźwienie, tj. po tym jak znalazła się przez chwilę "po drugiej stronie" zrozumiała, że był to błąd, ślepa uliczka (jej słowa) i że nie chce w to brnąć. Kocham kobietę, więc przyjąłem to wyjaśnienie. Może jestem frajerem, ale podejmę to ryzyko, a właściwie podjąłem - tryb dokonany. Nie jestem (teraz) zazdrosny, nie śledzę jej, nie czytam korespondencji. W przeciwnym razie cały ten powrót nie miałby sensu. Nie napomknąłem o ważnym detalu - ona ma zdiagnozowaną tzw. "osobowość pograniczną" (poguglować, jak enigmatycznie to brzmi), na szczęście jej nieco przyjaźniejszą dla użytkownika odmianę. Jest to, powiedzmy, taki defekt osobowości, który stwarza ryzyko (między innymi rodzajami ryzyka) bardzo gwałtownych zmian jeśli chodzi o zachowanie. Przez całe lata nie było problemów, ale potem - wiadomo. Teraz jest na terapii.
11986
<
#11 | mononabis dnia 29.01.2015 21:59
Nie czytałam komentarzy, ale przeczytałam to, co Ty napisałeś.Nie napomknąłem o ważnym detalu - ona ma zdiagnozowaną tzw. "osobowość pograniczną" (poguglować, jak enigmatycznie to brzmi), na szczęście jej nieco przyjaźniejszą dla użytkownika odmianę. Jest to, powiedzmy, taki defekt osobowości, który stwarza ryzyko (między innymi rodzajami ryzyka) bardzo gwałtownych zmian jeśli chodzi o zachowanie. Przez całe lata nie było problemów, ale potem - wiadomo. Teraz jest na terapii.

Dla mnie wszystko jest jasne i wiem dlaczego pozwoliłeś jej wrócić.
Powiem więcej- bedziesz robił to jeszcze wiele razy, tak jak wiele razy będziesz doświadczał syfu, jaki ona Tobie będzie fundowała. Tyle tylko, że za każdym kolejnym razem ona będzie trzymała Ciebie na coraz krótszej smyczy.
Jesteś na dobrej drodze do tego, by zmarnować sobie życie, no chyba że Ty masz inne priorytety i nie lubisz żyć w spokoju, lecz wolisz tego typu jazdy.
Moja rada- jesli nie chcesz dostać szmyrgla na przestrzeni najbliższej dekady, to zachowuj się tak, jak napisałeś: " Nie jestem (teraz) zazdrosny, nie śledzę jej, nie czytam korespondencji. W przeciwnym razie cały ten powrót nie miałby sensu.
Dość pokrętne? Nie sądzę- to jedyne wyjście, byś nie oszalał.
Uciekaj chłopie i wybij sobie z głowy, że ona ma bardziej ogrodową postać dwubiegunówki. Nie ma czegoś takiego. Zejdź na ziemię, jesli nie chcesz skończyć, jako wrak człowieka za jakies 10, 15 lat.
12014
<
#12 | Htred dnia 29.01.2015 22:01
Desperados - odpada ta teoria: jestem świetnie zorientowany w tym, kiedy moja żona ma dni płodne i tego rodzaju kobiecych sprawach. Pozwól, że podejmę ryzyko bycia frajerem, jeleniem, ufając jej teraz - w końcu nie mam nic do stracenia, bo byłem już na dnie. Pamiętajmy też o tym, że przyznała się sama - to mogło zostać tajemnicą na zawsze. A jednak świadomie zdecydowała się na dyskomfort całonocnej rozmowy o jej wyskoku, moich wybuchów, bluzgów i ryzyko zakończenia związku (w sumie to była moja pierwsza reakcja - powiedziałem, że spadam - ok 6 nad ranem dałem się przekonać, że wstrzymam się z decyzją). Mogła całe zajście trzymać w tajemnicy - nigdy bym się nie dowiedział, po części dla tego, że gość jest spoza wspólnego grona znajomych, z odległego miasta. Nie było raczej takie ewentualności, że sam dojdę do tego, co działo się 2 miesiące wcześniej. Oczywiście mogę się mylić = mydlić (sobie oczy). Pozdrawiam.

Komentarz doklejony:
mononabis - borderline to nie dwubiegunówka.
11986
<
#13 | mononabis dnia 29.01.2015 22:41
mononabis - borderline to nie dwubiegunówka.

Zapewniam Cię, że jestem dobrze zorientowana w temacie.
Idziesz chłopie na zatracenie, chyba że nauczysz się funkcjonować w takim związku.
A może już potrafisz?
wątpię
Tego nie mozna się nauczyć.
12014
<
#14 | Htred dnia 29.01.2015 22:47
mononabis - "nauczysz się funkcjonować w takim związku" mogłoby sugerować, że nie jestem z moją żoną tak długo jak jestem (9 lat). Jednak większość tego to był/jest dobry czas. Jeśli sprawa się spi*rdoli, to nie omieszkam poinformować. Pozdro
11986
<
#15 | mononabis dnia 29.01.2015 22:54
Pozdro.
12014
<
#16 | Htred dnia 29.01.2015 23:24
CTRL -"Powiedz proszę na jakiej podstawie opierasz swoje wyliczenia do czego doszło i ile razy?" - moje małe prywatne śledztwo poparte nowoczesną technologią Uśmiech + zeznania winowajczyni. Ale przyjmijmy najgorszy wariant, tj. że w tym (pozornym?) przyznaniu się do winy 80% informacji to były kłamstwa. Gość ma taki zawód, że łatwo jest namierzyć kiedy wykonywał pewne obowiązki zawodowe, poza tym wziąłem go na spytki (bez tortur się obyło), poza tym żyjemy w epoce takich ciekawych technologicznych myków jak messenger na FB, który pobiera dane GPS. Zadałem sobie sporo trudu, żeby ustalić taki timeline wydarzeń - już po "spowiedzi" mojej żony. Teraz już nie mam potrzeby bycia drugim Scherlockiem...

Komentarz doklejony:
Taka historia: kiedyś miałem koleżankę, nazwijmy ja kobietą-przyjacielem, ex, która została zgwałcona. Nie poszła z tym na policję, nie było żadnej sprawy. Chciałem zapytać jak sobie z tym radzi, ale nie miałem śmiałości. W końcu sama powiedziała, że ma taka metodę, która polega na tym, że myśli, że cały ten brud jest po stronie sprawcy - tj. że ofiara jest "czysta", nawet jeżeli ma wszelkie powody, by czuć, że jest inaczej. Chciejstwo? Może, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o zdradę i problem z ego, samooceną, powtórnym ulokowaniem siebie w rzeczywistości, to można podejść do sprawy podobnie. Może to tylko iluzje, ale może też jest to sposób na poradzenie sobie z upokorzeniem. Może to "zdradzacz" się ubrudził? Taka myśl. Dobranoc.
3739
<
#17 | Deleted_User dnia 30.01.2015 09:23
Htred, to się dużo wyjaśniło, łebski gość z Ciebie i wygląda na to że mądrze to rozegrałeś i wiesz na czym stoisz.
Ja w pierwszym etapie po przyznaniu się łykałem wszystko jak karp...a okazało się że prawda była jednak nieco inna.
W tej chwili najsłabszym ogniwem całego przedsięwzięcia jesteś Ty - targany emocjami, ale to już wiesz sam.
Pozostaje zatem działać na obranym kursie i zdać się na upływający czas który zagłuszy złe wspomnienia nowymi.....
7063
<
#18 | ed65 dnia 30.01.2015 15:37
Dzień dobry
Witaj Htred
Widzę, że jesteś z tego gatunku facetów, którzy wychodzą założenia, że ****a to nie mydło i się nie wymydli...
Analizujesz, rozkminiasz
Ukladasz chronologię wydarzeń
Mało Tobie dekla nie odstrzeli...
Postawię proste pytanie: Po uj ci to?
Tak upłynie Tobie życie na analizowaniu, rozkminianiu
Dojdziesz do momentu, gdy patrząc na siebie w lustrze zaklniesz po uj ja się tak męczyłem i dla kogo to moje poświęcenie
Tylko, że życie już upłynęło, swoje najlepsze lata masz za sobą...
Podczas gdy jej w pamięci zostaną same piękne wspomnienia tych upojnych chwil z kochankiem, kochankami ,
Tobie....?
No właśnie, co?
Żal., rozgoryczenie... Że można było chociaż spróbować życia bez lafiryndy u boku

Masz swój świat wartości?
To się go konsekwentnie trzymaj. Masz się czuć konffortowo.
A sam na własne życzenie wpasowałeś się w sytuację, w której o komforcie możesz tylko pomarzyć...
No i...
Analizujesz, rozkminiasz, szukasz odpowiedzi na pytania bez odpowiedzi...

Ona zdecydowała(to mnie już całkowicie rozwalililo) ,
Danie szansy to ma być Twoja decyzja i wyłącznie Twój KAPRYS !
Jej zdanie i jej decyzja nie ma dla Ciebie Mężczyzno żadnego znaczenia
Widzę, że Ty cały w skowronkach...
No bo ona zdecydowała....
Amen...

Skoro niektórym niewiele do szczęścia potrzeba...
Więc ciesz się i upajaj tą chwilą, bo nie znasz dnia ani godziny...
Jak to leciało?
W życiu piękne są tylko chwile....
Pozdro...


Cześć Mono Uśmiech
11613
<
#19 | js48 dnia 30.01.2015 15:54
Tutaj ona ma najmniej do powiedzenia, oprócz błagania o przebaczenie. Ona już prowadzi Cię na smyczy i może kiedyś jeszcze ją będziesz podwoził do kochanka, gdyż uznasz że ją to zmęczy takie dojście na piechotę?
11986
<
#20 | mononabis dnia 30.01.2015 17:26
Cześć Ed.
Jak zwykle zgadzam się z Tobą, bo też ciężko jest mi pojąć, że ktoś na własne zyczenie pragnie urządzać sobie z zycia piekło.
Ja rozumiem, że rodzic jest skazany na swoje dziecko i że, choćby i ono było, nie wiem, jak zaburzone i trudne w obsłudze na co dzień, to jednak rodzic kocha swoje dziecko i przyjmuje je takim, jakim ono jest.
Natomiast kompletna abstrakcją jest dla mnie, gdy będąc osobą obcą dla kogoś (np. będąc mężem takiej kobiety) i mając wiedzę na temat tego, że z zoną jest mocno nie halo pod względem jej przystosowania do normalnego życia (tu bagatela mamy do czynienia z borderką czy tam z dwubiegunówką, ale w tej, niby bardziej, ogrodowej postaci- śmiech na sali, ona dopiero się rozwinie w całej okazałości), to on, zamiast uciekać, gdzie pieprz rośnie, woli bawić się w ratownika jakiejś zaburzonej kobiety. Może liczy na medal za swoje staranie?
Zamiast dążyć do tego, by mieć w życiu święty spokój (już samo zycie jest zaje...biście cieżkie, bo ciągle mamy jakies problemy) i jasną sytuację pod każdym względem, to ktoś sam i na własne życzenie ładuje się w toksyk i jeszcze cieszy się z tego, bo potrafi do dziadostwa dopisać sobie, nie wiadomo to, jaką zaszczytną ideologię.
A potem za jakąś dekadę albo dwie, taki facet będzie pluł sobie w brodę albo skończy u czubków.
W związku rządzi ten, któremu zależy mniej, a jeśli stery rządów trafią w ręce osoby zaburzonej, to jest koniec lotu i nikt nie wmówi we mnie, że istnieją od tej prostej prawdy jakies wyjątki.
Jedank ja wiem, że takie zaburzone potrafią być bardzo pociągające dla niektórych facetów, bo wyzwalają w nich instynkt łowcy i ratownika górskiego. Dlatego właśnie niektórzy mężczyźni, skoro już wpadną w łapy zaburzonej, mają potem wielkie problemy z ucieczką z takiej relacji.
Kobiety zresztą też średnio sobie radzą w wychodzeniem z toksyków.

Komentarz doklejony:
Bo ktoś może powie "moment, żona to nie obcy człowiek"- zgadzam się z tym, ale wszystko zależy do tego, jak ktos sobie interpretuje pewne rzeczy, bo ja np. zadałabym pytanie naszemu autorowi tego wątku "czy wiedziałeś o tym, że poślubisz aż tak zaburzoną kobietę?""czy zdawałes sobie sprawę w co się pakujesz?", czy "oświecono Cię łaskawie, że poślubiasz osobę, no już dobrze, będę delikatna, czy oświecono Cię, że posłubiasz myślącą inaczej?"
Pozostanie w takim związku, to świadome wpraszanie się o baty.
12014
<
#21 | Htred dnia 30.01.2015 22:07
ed65 -"Analizujesz, rozkminiasz
Ukladasz chronologię wydarzeń
Mało Tobie dekla nie odstrzeli... "

A kto nie analizuje i nie rozkminia? Żeby wykonać krok naprzód trzeba zrozumieć sytuację. Ja zrozumiałem, jak myślę. Zajęło mi to 2-3 miesiące rozmów z żoną i wewnętrznych dialogów.

Komentarz doklejony:
mononabis - zaspokoję Twoją ciekawość: wiedziałem. Wbrew pozorom można żyć przez 9 lat z borderline'm (nie dwubiegunowcem, bo - powtarzam - to jest inna choroba) i nie zwariować samemu. Kwestia motywacji. Może Cię zaskoczę, ale mamy za sobą wiele pięknych przeżyć i długi czas dobrego związku, z którego obie strony miały dużo satysfakcji. Ale przyznaję, że skok w bok jest potężnym kopem w krocze i dobrym powodem do rozstania. Powtarzam - zostałem poproszony o szansę i po rozważeniu sytuacji zgodziłem się. Drugiej nie będzie. Nie widzę w tym niczego niemęskiego, BTW. Czasami trzaśnięcie drzwiami jest aktem histerii, a zostanie - próba charakteru (dla mnie to było wyzwanie polegające na okiełznanie agresji również w stosunku do tamtego gościa - zwalczyłem w sobie plan rozniesienia delikwenta na kopytach). Tyle w temacie.

Komentarz doklejony:
js48 - "Ona już prowadzi Cię na smyczy i może kiedyś jeszcze ją będziesz podwoził do kochanka, gdyż uznasz że ją to zmęczy takie dojście na piechotę?" - złośliwostki nie są konstruktywne, ale jeśli Ci to poprawia samopoczucie, utwierdza w jakiejś Twojej prawdzie, która jest dla Ciebie dobra, to mogę to przełknąć.
10444
<
#22 | zawiedzionyfac dnia 31.01.2015 19:40
Htred a mnie zastanawia czy Ty byłes gotowy przyjać ja spowrotem? Bo jesli zrobiłes to bez takiej pewności to raczej marne widoki na stabilizacje masz, rozmyslasz? dla mnie to oznacza ze nie przemyslałes sprawy do końca, jesli pierwsza prosiła o powrót to Ty miałeś być gotów, ale najwyraźniej z Twojego opisu wynika ze nie byłes gotowy by "pogonic demony przeszłosci", nikt ci niczego nie doradzi bo to Ty sam musisz ten problem rozwiazac, moim zdaniem jesli pierwsza wyszła z inicjatywa to miałes poczekać aż sam bedziesz gotów, i nie nazwałbym tego "kaprysem" lecz gotowościa by zaczać wszystko od nowa. Tyle w temacie
12014
<
#23 | Htred dnia 31.01.2015 21:21
zawiedzionyfac - nie wiem nawet, czy użyłbym tu słowa "przyjąć z powrotem", bo oficjalnie nigdy się nie rozstaliśmy, a jej przyznanie się nastąpiło dosłownie ni stąd ni zowąd jakieś 4 tygodnie po początku tego, co w naszej historii rozumiem jako "odwilż". Chwila prawdy miała miejsce w trakcie istnej sielanki i była szokiem, więc na pewno nie byłem przygotowany. W związku z tym jak duże było to zaskoczenie nie miałem "wypracowanej" reakcji. Nie wiem, może trzeba było odczekać, otrzeźwieć, dać sobie parę dni. Teraz już nie czuję potrzeby spekulowania co by było gdyby...

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?