| [173] |
JelonekV | ![]() |
RebornAngel | 00:13:42 |
Julianaempat... | 00:17:06 |
NieOddycham | 01:28:17 |
Aga104 | 01:54:53 |
Witam wszystkich. Długo zastanawiałem się czy napisać. Przeglądam forum i znajduję za każdym razem pokrzepiające słowa, ale każda historia jest inna. Minęły równe 3 lata od mojego ślubu. Za tydzień mam sprawę rozwodową, którą sam założyłem. Zostałem zdradzony przez żonę o czym dowiedziałem się na początku marca tego roku. Pożycie układało nam się dobrze, jak to w młodym małżeństwie. Mieszkaliśmyprzez ten czas początkowo w domu moich rodziców, a od lutego 2013 roku wynajeliśmy mieszkanie w bloku w pobliskim mieście. No i się zaczęło...
Pracowaliśmy razem w fundacji, sporo obowiązków, ja oprócz tego miałem swój klub sportowy, byłem radnym, każdy z nas miał hobby, były wspólne wyjazdy do Chorwacji, a na początku tego roku wzięliśmy kredyt na budowę domu, który w obecnym stanie stoi w stanie surowym (kredyt wzięliśmy, kiedy żona już dawno mnie zdradzała). W lecie 2013 po powrocie z Chorwacji było jeszcze ok, planowalismy nawet dzieci (uff, dobrze, że ich nie ma). Od września zauważyłem niestety zmiany u mojej małżonki, przestawała ze mną rozmawiać, nie rozmawiała już o dzieciach, w październiku zaczęła juz nawet osobno spać tłumacząc to tym, że nie wszystkie małżeństwa śpią razem. Nie wiedziałem kompletnie o co chodzi, próbowałem rozmawiać, pytać co się stało, to wszystko nie dawało mi spokoju, nie mogłem spać, przestałem normalnie funkcjonować. Jedynym wyrazem jaki słyszałem od żony na początku było "nie wiem". Moje godzinne monologi były zbędne. Gadałem jak do ściany. Pod koniec roku zaczęła coś mi wypominać, że za dużo czasu spędzamy razem, że ona potrzebuje czasu, więc zaoferowałem zmiane pracy, odpowiedziała, że nie chce tego (pracę też jej załatwiłem przed ślubem). Nie rozmawiałem o tym z nikim, bo doszedłem do wniosku, że to są moje sprawy rodzinne i moje małżeństwo - poradzę sobie. Taaa, jasne... Dodatkowo od września zaczęła sama wychodzić na spacery, coraz częściej jeździła "do koleżanek" beze mnie, wracała czasem lekko podchmielona. Z pracy się często urywała i "siedziała sama w domu" bo chora, bo jej się nie chce itd itp.
Nie wytrzymałem w święta i opowiedziałem wszystko teściom, może ja coś robię nie tak. Nie powiem, zareagowali momentalnie - sprawdzili jej bilingi telefoniczne, szok - ilość wykonywanych telefonów i pisanych smsów nie mieściła się wgłowie. Z jednym numerem (nie moim, żeby nie było). Wzieli ją raz na rozmowę, było lepiej, ale później i tak wszystko wróciło do normy. Styczeń - wyjazd na 3 dni do Olsztyna do brata i koleżanki, w lutym już nie wiedziała co wymyślać, bo pomysłów już chyba brakowało. To zaczęła perfidnie kłamać. Głupi byłem ja, bo ufałem bezgranicznie. Wiem, wiem... teraz też to wiem, że tak nie można. Wiedziałem, że jest kryzys, starałem się walczyć, prosiłem ją o zapisanie na terapię małżeńską, do psychologa, nawet do księdza. Uznała, że nam to nie jest potrzebne. Ok. "Potrzebujesz jeszcze czasu" - "tak" - "na co?" - "nie wiem". To mnie już doprowadzało do szału, choć jestem spokojnym człowiekiem, czasem pytałem już ze złością, bo nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Przed dowiedzeniem sie o zdradzie mówiła jeszcze, że nie wie, czy nie za wcześnie się ożeniliśmy, mogliśmy poczekać bla bla bla. W lutym zauważyłem, że chyba sama coś chciała zmienić, ale nie wiedziała do końca jak. 2 marca o wszystkim się dowiedziałem - przyszła do mnie wieczorem (podczas, gdy żona była u niego w samochodzie) żona alfonsa (przepraszam, że go tak nazywam, ale moje małżeństwo jest 6, które rozbił) i oznajmiła, że moja żona spotyka się z jej mężem. Kolana mi poszły, nie wierzyłem, szok... dalej już każdy wie co przechodziłem. I tak mógłbym opisywać co było dalej, próbowałem ratować związek, ona nie chciała itd. Dziś jesteśmy na tydzień przed rozwodem, ona zamieszkała u kochanka w lipcu, który dla niej zostawił żonę i 2 małych dzieci. Byłem świadkiem na jego rozprawie, załatwiłem go na cacy i wina jest po jego stronie. Z domem poradziłem sobie jakoś, teściowie (którzy nie chcą oglądać córki) wzięli od nas dom z działką (wcześniej dali nam pieniądze na działkę) wraz z kredytem. Z żoną nie mam kontaktu od czerwca, nie ma telefonu, na maile nie odpowiada, czasem teściowie się z nią spotkają, żeby załatwić kilka spraw. Nie chciała nawet pomóc rozwiązać naszych problemów z domem, uciekła nie mówiąc nawet nic o rozwodzie. A wydawała się dobrą, cichą, spokojną kobietą.
Doradźcie, co ja mam powiedzieć przed sądem? Kochałem ją bardzo. Robiłem dla niej wszystko. Może nie byłem idealnym mężem, jak zarzucała spędzałem za dużo czasu przed komputerem, ale na Boga, wykonywałem na nim dalej swoją pracę, bo takową miałem, dom wybierałem sam sposód ofert internetowych, a przez cały czas prosiła mnie, żebym ja jej dał czas, no to co miałem robić - treningi, praca itp. Kurde, sama się już gubi w relacjach. A mnie perfidnie oszukiwała do samego końca, nawet jak sie dowiedziałem, że mieszka z alfonsem, dowiedziałem sie o tym od osób trzecich, bo mnie zapewniała, że chce mieszkać sama. HELP!
1. Wyszło szybko, jesteś młody i same fajne rzeczy przed Tobą.
2. Masz dowody, mocnego świadka i rozwód po drugiej stronie z orzekaniem.
3. Jasna postawa qurewny.
4. Nawet teściów po swojej stronie!
5. Jeżeli jesteś katolikiem, tp nawet dostaniesz unieważnienie.
Żyj, baw się i bądź szczęśliwy!
Na minusie to jest ona, a nie Ty! Mieszka z alimenciarzem, który zdradzał żonę. Zaj... nobilitacja!
Odstaw prochy i zrób sobie dobrze - wyjedź na wycieczkę, zacznij uprawiać jakiś sport, o którym zawsze marzyłeś, zapisz się. na kurs. Zrób coś dla siebie!
Wiem, co mówię!
Komentarz doklejony:
Grunt to zawalczyć o samego siebie. Nie daj sobie wmówić, że to twoja wina! NIGDY!!! Jeśli Ci bardzo ciężko, polecam psychoterapeutę, pomaga, uwierz mi. Ja wczoraj po pierwszej sesji jestem i czuję lekką ulgę. Nie mogę spać, nie mogę jeść, ale dla DZIECI muszę walczyć. Ich dobro jest dla mnie najważniejsze. Ona urobiła całą swoją rodzinę. Jestem dręczycielem, tyranem, despotą. Małżeństwo to gehenna była dla niej. Cudnie prawda? **** IT! Dzięki ludziom z tego portalu jest mi lżej, plus dzieci i wsparcie rodziny i wierzę, że serce się zagoi i jeszcze będzie szczęśliwe. Nie wiem kiedy, ale wierzę, że tak będzie, czego i Tobie z całego serca życzę. Nie warta była Ciebie i tyle...
Miłego dnia
Cześć Bartman83, witamy w klubie
A czy ktoś Tobie obiecywał w momencie przyjścia na świat, że zawsze będzie się nam żyło łatwo, lekko i przyjemnie?
Chłopaku, nie rozkminiaj.
Tracisz tylko przez to swój cenny czas, zamiast skupić się wyłącznie na sobie.
Jesteś młodym, fajnym chłopakiem.
Masz poukładane w głowie
Masz swój świat wartości, swoje priorytety i tego się trzymaj.
Nie zmieniaj się tylko dlatego, że trafiła się Tobie qrewka
Miej w **** to, czy ona jest szczęśliwa, czy też nie.
Czy będzie żałować, czy nie.
To już nie Twój problem. Nie Twoje zmartwienie
Ona stała się problemem tego, z którym Ciebie zdradziła
Wiesz, tutaj wielokrotnie już pisałem.
Najlepszą zemstą na kimś, kto kradnie Tobie żonę jest ją mu zostawić
Bartman83
Wszystko jest jeszcze przed Tobą.
Tylko nie wracaj do tego co było.
Na to już kompletnie nie masz wpływu,
Więc po jaką cholerę sobie tym zaprzatątać głowę.
Sam przyznasz mi rację, że to jest kompletnie pozbawione sensu, prawda?
Najważniejsze natomiast jest to co jest przed Tobą.
Bo tutaj już na to wpływ masz.
Żyj, korzystaj z prezentu, jaki otrzymałeś od losu.
Tak, tak mój drogi to jest naprawdę prezent.
Wyobraź sobie, przez co byś przechodził, gdyby były dzieci kredyt i kilkanaście lat po ślubie.
Jak to mówią miej na nią wy****, a będzie Tobie dane
Powtórzę za Desoaradosem
**** ją, baw się, ciesz się życiem i po prostu żyj.
Korzystając jednak z niego mądrze. A że tak będzie, to nie mam najmniejszych wątpliwości.
Jaki kuzwa minus?
Gdzie Ty go widzisz?
Toż to Twój bilans wychodzi na ogromnym plusie.
Wykorzystaj szansę jaką dostałeś od losu, abyś nie s****l swojego młodego życia.
Masz je bowiem tylko jedno
Uśmiech na twarzy, głowa do góry
Śmiało przyj do przodu
Nie wracaj do tego co było, nie zadawaj sobie pytań na które i tak nie otrzymasz odpowiedzi.
Skup się na sobie, na odbudowaniu swojego poczucia wartości
Żyj tak jakby każdy dzień tmiałby być ostatnim.
Ciesz się po prostu życiem.
Rozejrzyj się dookoła siebie,
Ludzie jak chodzili, tak chodzą,
Słońce jak wychodziło, dalej wschodzi.
Znaczy, że żyjesz
A skoro tak, wszystko jest możliwe.
Również to, że spotkasz swoją drugą połowę.
Spotkasz nową miłość.
Że będzie inna?
Ale przecież równie piękna.
Pozdrawiam
Rozmawialiście może z qurewnami, czy nie bały się syfa rżnąc się z boczniakami? Przecież to najczęściej kolesie mający za sobą wiele ryzykownych zachowań, a kobiety statystycznie (i medycznie), w Europie zarażają się częściej i łatwiej.
Czy ich poziom świadpmości jest tak niski, czy są takimi kretynkami, że motylki są ważniejsze?
złamać .Generalnie zajmij się czym mi np sport dużo pomógł i mimo że wciąz tkwię w syfie to już myślę normalnie ty tez dojdziesz do tego tylko czas...
Cytat
no chyba nie bedziesz publicznie prał brudów.
Tylko i wyłacznie prawda.
zresztą sam sobie odpowiedziałes :
Cytat
niby dlaczego miałbyś mówic co innego na rozprawie kochanka a co innego na swojej ?
Komentarz doklejony:
Zresztą, Ty nie wiele musisz mówić przed sądem, wystarczy, że ex- boczniaka żony odwdzięczy Ci się i wystąpi jako świadek na Twojej rozprawie tak skutecznie jak Ty to zrobiłeś dla niej.
Cytat
PawelSzczecin tylko współczuć. Czytałem i Twoją historię. Faktycznie... nie mam najgorzej. Dlatego nie mam też zamiaru aż tak bardzo biadolić. W sumie najgorsze mam za sobą, nieprzespane noce, "a co to jedzenie", praca na bok. Pozostaje tylko ten ogromny BÓL. Jak można?
ED65 takie komentarze dają kopa! Bo faktycznie przejmuję się tym co ona robi, jak z nim to robi i w ogóle... a mnie to ***o powinno obchodzić.
batou - fakt, czasem się o to obwiniam, bo nie byłem może idealny, ale chyba nikt nie jest. Nie szlajałem się pod barem, nie chlałem na umór, nie biłem nie znęcałem się. A to, że nie zawsze postawiłem talerze do obiadu?... tak usłyszałem i niby mówiła, że to takie pierdoły, ale wszystko złożyło się na to co zrobiła, tym bardziej, że zrobiła to, co chciała (tak rzekła) F**K!! Poprawka-moje rozbite małżeństwo jest 6 przez alfonsa, kolejne będzie 7;-) Taki typ człowieka.
Desperados: rozmawiałem z moją qrewną dokładnie o tym, jak próbowałem ratować małżeństwo. Zapytałem, czy Ty nie bałaś się, że załapiesz od tego ****ka jakiegoś syfa? Przecież on pukał tyle kobitek, że w mieście brakuje. Ona nic, zgłupiała i za moją namową zrobiła sobie badanka. Na szczęście dla niej (bo mnie to już nie obchodzi) nic nie wyszło. Ale zdziwko było. Dukke: masz rację, jadę zaraz na basen!
EwaAnna po prostu ścięłaś mnie z nóg :-) Produkowałem się jak tu dobrze napisać, w tym samym czasie układając sobie mowę przed sądem. Generalnie nie ma to jak obserwator z boku. Chyba jeszcze cały czas odczuwam chemiczne skutki zdrady... Dzięki :-)
Komentarz doklejony:
A tak na marginesie... Dlaczego osoby, które zdradziły nie widzą w sobie winy? Czy nie uważacie, że pocieszamy sie tutaj nawzajem a tak naprawdę oni mają to gdzieś, co czujemy? Jak u Was moi drodzy wyglądała sprawa ... po rozwodzie? Czy w kontekście czasu wracają, odzywają się, żałują itp? Czy w większości przypadków rozpoczynają nowe szczęśliwe życia? Szukamy usprawiedliwień, a tak na serio oni ich raczej tutaj nie szukają, cieszą się codziennością i nie rozpamiętują tego, co złego dla Nas zrobili... To takie moje przemyślenia przedrozwodowe. Pytania. Nie myśleliście podobnie?
Cytat
Nawet nie wiesz, jak trzeba sobie wyprać mózg, żeby znaleźć mocny argument, do zdradzenia kogoś, kto jest w porządku. Zdradzacz nie chce się czuć winny , więc dokona karkołomnych kombinacji myślowych , z których mu wyjdzie, że on musiał zdradzić, bo :
1) Nie wynosiłeś śmieci, albo wynosiłeś za często.
2) Nie uśmiechałeś się, albo śmiałeś za dużo.
3) Nie pisałeś wierszy, albo byłeś lekkoduchem poetą.
4) Nie kochałeś się, albo byłeś erotomanem.
5) Byłeś skąpcem, albo trwoniłeś pieniądze.
Etc, etc, etc.
No bartman83, nie wygłupiaj się, gdzie tu widzisz winę zdradzacza ? Nie ma. To jak on ma ją widzieć ?
Do tego dołożę więc tylko- nie żałuj jej szczęścia w objęciach alfonsa, który lubuje się w mężatkach. Niech ona idzie do niego i niech cieszy się ze swojej zdobyczy, jakby koń do kieszeni jej nasrał. Za jakis czas łajdus namierzy kolejną ****encję i wtedy ta ŋłupia gęś przekona się, co najlepszego sobie zrobiła. Nie ma bowiem takiej możliwości, by alfons szanował tę kobietę i nosił ją, jak księżniczkę na rękach i aż do usranej śmierci. Bedzie ją zdradzał albo ona jego, jednak ja uważam, że z tym boczniakiem ta baba będzie się jednak liczyć i jemu będzie wierna. On natomiast będzie walił ją w rogi na prawo i na lewo.
nie odpuszczaj i walcz o orzeczenie o winie
honor godność, tego Ci nikt widać nigdy nie odbierze. tak trzymaj
czekam na relację z rozprawy
bartman83 powodzenia, mało spraw, szybkiego zakończenia życzę,
trzeźwego podejścia, spokoju
Czasy mamy takie a nie inne, pracować na rodzinę trzeba.
W innym wątku pisałem że to zdrady nic nie usprawiedliwia.
Chodziło mi Szanowny Panie o to że jest czas aby emocje w sobie wygaszać, bo człowiek staje się z czasem jak żmija - jadowity.
Widzi to Wysoki Sąd i ławnicy oraz strasznie żyć takim życiem na co dzień
Cytat
2) Nie uśmiechałeś się, albo śmiałeś za dużo.
3) Nie pisałeś wierszy, albo byłeś lekkoduchem poetą.
4) Nie kochałeś się, albo byłeś erotomanem.
5) Byłeś skąpcem, albo trwoniłeś pieniądze.
Ale zaraz zaraz, przecież ja:
1) wynosiłem tylko połowę śmieci;
2) uśmiechałem się półgębkiem;
3) pisałem niedokończone wiersze;
4) kochałem się nie do końca;
5) z portfela wyciągałem nie więcej niż połowę kasy.
To chyba znaczy że jestem IDEALNY
Ale to chyba też ŹLE bo nie ma się do czego doczepić :niemoc
Komentarz doklejony:
No dobra, jakby ktoś nie łapał : nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej. Albo , nigdy nie jest tak dobrze , żeby nie mogło być lepiej.
Cała prawda. Poza wyjątkami, w zdradzie osoba zdradzanego nie była nawet na trzecim planie.
Komentarz doklejony:
No , chyba że u perwersów.
Relacja:
21 października (dzień przed rozprawą) - po 4 miesiącach nieobecności odzywa się wielebna "małżonka", ze swojego nowego telefonu, prosi o rozmowę, spotykam się, żeby dopiąć szczegóły rozwodu i przynajmniej ustalić, czy weźmie bez wojny winę na siebie. Ona siedzi, płacze, przeprasza (acha, 20 października wysłała maila, że też przeprasza, że też jej źle, że zrobiła największą głupotę w życiu), nie wiedziała co robi, zrobiło się wokół tego wszystkiego za głośno, zbyt wiele kłótni w trakcie naprawy małżeństwa, wszyscy ingerowali, szpiegowali i nie mogła sobie z tym poradzić i dlatego zamieszkała z kochankiem. Pytała, czy kogoś mam, czy nie za późno itp. Ze stoickim spokojem nawet nie potrafiąc jej spojrzeć w oczy zapytałem czy to wszystko i odjechałem, mówiąc, abyśmy chociaż przed sądem nie prali brudów.
22 października, wyjazd na rozprawę i?... jak na złość: alarm bombowy w naszym sądzie, telefon od jakiegoś gościa na godzinę przed rozprawą (ciekawe co pomyślicie ;-) ). Wszystkie rozprawy z danego dnia odwołane. Nie mam kolejnego terminu. Czekam. Ale zdążyłem przed sądem spotkać się z "wielebną". Tylko ze łzami stwierdziła, że "może to dobry znak, że nie warto brać rozwodu". Nawet nie próbowałem się uśmiechnąć. Wróciłem do domu mówiąc "do następnej rozprawy".
Od tamtej pory znów się nie odzywa, a jej kochanek (jak wiem z kilku źródeł) ugania się za inną, mojej nie umie wykopać z mieszkania, a ona biega za nim i wszędzie go szuka :-) Taka farsa na rozluźnienie naszej dyskusji.
Żeby tego było mało po nocach wysyła smsy do swojej byłej żony, z którą mam dobry kontakt koleżeński i wszystko mi opowiada. Nawet nie wiecie, jak dziewczyna się pozbierała (mają 2 dzieci) i w jaki sposób potrafi olewać alfonsa (przed nimi kolejna rozprawa o dzieci). To jest rozmowa typu: "Jakby wrócił do mnie nawet na kolanach ze sznurkiem w ręku i mówił, że jak do niego nie wrócę to się powiesi, pomogę mu go tylko zarzucić i zawiązać na szyi" :-) Jest świetna! Słowem: można? - można!
Czekam na kolejny termin rozprawy i kończę te piekiełko.
P.S. Dziękuję wszystkim za kolejne komentarze i słowa otuchy! Pomagacie jak żaden psycholog!
I zeby Ci na mysl nie przyszlo zeby wracac do niej. Powodzenia.
Dziś mam już przygotowane papiery do unieważnienia ślubu kościelnego. Czekam jeszcze tylko na uprawomocnienie rozwodu.
Dla zdradzonych, cierpiących i wymęczonych ogromną traumą, jaką jest zdrada, a w wyniku jej nierzadko rozwód: walczyłem o małżeństwo 4 miesiące, robiłem wszystko, co mógł zrobić mąż dla żony, zniżyłem się do poziomu zapłakanego chłopczyka ze wsi (nie obrażając i nie generalizując), myśli wariowały jak szalone, szukałem pomocy, zrozumienia, wysłuchania, często porady i psychicznego wsparcia wszędzie, gdzie mogłem (ksiądz, psycholog, przyjaciele, rodzina), bo szczerze KOCHAŁEM, chciałem rozmawiać, a zarazem słuchać żony, rozwiązywać problemy które były, starając się, by nie powstały nowe - uwierzcie mi, szczerze, dziś - 15.12.2014 r. startuję z nowym życiem po straconym prawie roku (ponad, jeśli wezmę pod uwagę początek kryzysu). Nigdy nie żebrajcie o miłość, nie błagajcie o powrót i nie róbcie nic na siłę. Wnioskuję z doświadczenia, aczkolwiek wiem, że każdy z NAS miał inną historię. Odpowiedzi same przychodzą, czas jest najlepszym lekarstwem i metodą na udane wyjście z pozycji zdradzonego. Czuję ulgę, choć jeszcze kilkanaście dni temu płynęły łzy, że to koniec, że nie ma już żadnego wyjścia, czuję ulgę i ogromny głaz spada z serca, gdy uświadamiam sobie, że zrobiłem WSZYSTKO, co mogłem jako mąż. Nie jestem zwolennikiem rozwodów - ale tak jak czytałem w jednym temacie tutaj, czasami NIE MA po prostu wyjścia. To droga ostateczna. Mimo uczucia, jakim darzyłem żonę, życzę jej jak najlepiej, jako człowiekowi. Z drugiej strony współczuję, jak patrzę na piekło, do którego się dostała. Ważne, że zaczynam nowy etap, w zdrowych relacjach z otoczeniem, z odbudowywanym bardzo powoli własnym JA.
Pozdrawiam wszystkich i służę pomocą tym, którzy tego potrzebują. Nie jest łatwo, ale da się wyjść z tego wszystkiego cało i z nową energią, nowym życiem, nowym SOBĄ.
Niestety czasami , tak jak napisałeś, nie ma innego wyjścia poza rozwodem, nie ma czego ratować.
Przed Tobą jeszcze sprawa o zaprzeczenie ojcostwa. (mimo rozwodu z automatu zostajesz prawnie ojcem dziecka ) ale pewnie to wiesz.
Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia !
Gratuluję Ci i zyczę wszystkiego dobrego. Wprawdzie jeszcze długa droga przed Tobą nim na dobre powycierasz się z tego gofna (chodzi o zaciążenie tej baby z lowelasem), ale i tak masz już z górki. Dobrze, że nie wymiękłeś i zawalczyłeś o orzeczenie o jej winie, bo przynajmniej w papierach masz czystko i w przyszłości żadna kobieta nie będzie patrzyła na Ciebie przez zmrużone oko. Super.
Pozdrawiam wszystkich i życzę ... miłego życia!