Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Zraniona378
08.03.2024 12:35:50
Bo cały wpis się nie zmieścił

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

Równowaga w dawaniu i braniu - czemu jej zabrakło?Drukuj

Zdradzony przez partnerkę/dziewczynęZnaliśmy się od lat. Mamy dobrą, ciekawą pracę (ona zajmuje się kulturą, ja historią). Jest prawniczką po aplikacji, w jednym z najciekawszych urzędów zajmujących się kulturą, filmem itp. Poznaliśmy się 10 lat temu, razem robiliśmy wspaniałe rzeczy w jednym ze stołecznych NGO-sów. Potem straciłem pracę, byłem przez jakiś czas poza miastem, w którym nadal teraz mieszkam. Byłem załamany, nie chciałem wracać z powrotem w rodzinne strony, z których przyjechałem.

Ona w tym czasie miała tzw. spokojne życie z rodzicami (teraz ma 30 lat i... nadal mieszka z nimi dla wygody), cały czas się uczyła, uczyła, uczyła... (wtedy była jeszcze na studiach). Była ambitna, tak jak ja, bardzo nam to wzajemnie imponowało. Ale wówczas, z dnia na dzień zniknęła z mojego życia.

Jak to się stało? Otóż któregoś dnia zadzwoniła do mnie jej matka (!!!!), z awanturą, wręcz wyzwiskami. Okazało się, że córeczka, niezadowolona z jakichś wydarzeń w naszej znajomości, poskarżyła się mamie jak małe dziecko... A matka zadzwoniła z agresją, znając i podając w rozmowie ze intymne szczegóły naszego życia i kończąc rozmowę: "Żegnam pana ozięble"... Osłupiałem, nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim zachowaniem czyjejś rodziny... (potem niestety, znowu tak...) Powiedziałem jej co się stało od razu roztrzęsiony przez tel.; sam nakrzyczałem potwornie nie mogąc się opanować - odpowiedzią było jej zniknięcie z dnia na dzień. Miała wtedy 21 lat...

Minęły 4 lata, miałem w tym czasie różne znajomości, ją - cały czas w tyle głowy. Ona nie szukała ze mną kontaktu. A ja myślałem, co robi, co myśli, czy "zdobywa szczyt", na którym jej zależało. Nie miałem jej aktualnego telefonu. Nagle napisała e-maila z prośbą o spotkanie. Nie pytałem zbyt wnikliwie, co było, co się z nią działo. Ale dowiedziałem się, że ukończyła w międzyczasie prawo, studiowała w szkole filmowej. Pokazała mi podczas spotkania konspekt scenariusza na jedno z zaliczeń, powiedziała, że tylko ja mogę go przeczytać - i że myślała o mnie. To był scenariusz o dziewczynie zapatrzonej w mężczyznę: mentora, interesującego, inteligentnego, będącego dla niej wzorem pracy i miłości... Myślałem wtedy, że to o mnie - poczułem, że los chciał, żebyśmy się spotkali ponownie. Okazało się, że tak naprawdę spotykała się wtedy z innym, że to był tekst o nim, o jej niespełnionym do niego uczuciu (on miał wówczas kryzys ze swoją dziewczyną, ją tylko uwiódł seksualnie, wielokrotnie to jeszcze ponawiał). Po tym spotkaniu... znowu zniknęła na jakiś czas. Ja byłem wówczas w związku, złym związku, który się rozpadł na początku 2012 r.

I wtedy, świeżo po rozstaniu, napisałem do niej. Zaczęliśmy się spotykać, bardzo szybko poszliśmy do łóżka ("byłam ciekawa" ) powie mi po latach, kilka miesięcy temu). Cóż, ja jednak myślałem o tamtym wydarzeniu trochę inaczej. A ona, tak przed laty życzliwa i oddana, teraz zaczęła być od początku obojętna, często agresywna, zazdrosna o całe moje życie, o mój stały związek z poprzednią dziewczyną (tamten facet, nie licząc mnie, "wcześniejszego", był jej pierwszym chłopakiem). A po jakimś czasie okazało się, że spotykała się dalej jednocześnie i ze mną i z tym facetem (pracował z nią w instytucji, w której ona jest do tej pory) - zdradziła mnie kilka miesięcy po naszym ponownym nawiązaniu kontaktu (po jakimś czasie się do tego przyznała, zresztą bez jakichś specjalnych wyrzutów sumienia).

A ja ... natychmiast wybaczyłem (choć nie zapomniałem, wielokrotnie pytałem, dlaczego mnie tak potraktowała - choć wiedziała, że mój poprzedni związek także zakończył się zdradą...). Wierzyłem w te 10 "naszych" lat (z przerwą), we wspólne priorytety - byliśmy tak samo ambitni, w wielkich trudach doszliśmy do czegoś: pokonywaliśmy ostracyzm środowiska, w którym się dorastało, studia, przyjazd do Warszawy, praca, ważne, ciekawe, wspólnie robione rzeczy, zainteresowania.... Książki, filmy, intelektualne rozmowy..... Wspaniały seks.

Zorientowałem się jednak, że ona mnie przyciąga i odpycha. Jestem naiwny - myślę o sobie, jak pewnie wszyscy - myślałem więc, że ma gorsze dni, zły charakter. Była zimna, znikała, wracała, znowu znikała. Jeździła do Brukseli, Paryża, Aten w delegacje z pracy ("uciekałam od Ciebie" - powie mi przed zerwaniem, miesiąc temu). Ja zostawałem... Czułem się coraz bardziej zaniedbany i niekochany.

Sam pragnąłem dawać czułość, ciepło domowego ogniska - nie tylko intelektualizm, ambitne zadania, rozmowy o książkach i filmach. Mam od 4 lat swoje mieszkanie, przygotowywałem je sam, w wielkim trudzie, do życia we dwoje.... Po tylu trudach uwierzyłem, że ona jest "nagrodą" za wszystkie cierpienia, wyrzeczenia. Że ocaleliśmy dla siebie.

Ale ona nie rozumiała wielu rzeczy - trudu samodzielnego utrzymania mieszkania na kredyt, konieczności bycia w pracy, która służy do spłaty kredytu; temu, że od lat poszukuję innej (bardzo chciałem pracować np. w miejscu gdzie ona - starania od lat nie dają rezultatu). Sama była wyjątkowo rozpieszczona - miała dom, rodziców "na miejscu" - wszystko podtykane pod nos; pensję, której nie musiała wydawać na czynsz i kredyt; diety z delegacji (które stanowiły wg mnie spore nadużycie pracodawcy), obiadki u rodziców (u mnie nawet nie umiała sprzątnąć po sobie ze stołu). Potrafiła odłożyć kilka tysięcy miesięcznie, a ja większość pensji musiałem i muszę nadal przeznaczać na życie....

I teraz akcja przyspiesza... Od roku uczyła się drugiego języka obcego - francuskiego (zna oczywiście angielski). Była to pozornie neutralna czynność. Okazało się, że planowała wyjazd do Brukseli - najpierw na staż (dwutygodniowy - odbył się w czerwcu); teraz okazuje się, że planuje się ubiegać o kolejny dłuższy staż (półroczny: marzec-lipiec 2015), a nawet (podobno) startować w konkursie o pracę (w instytucji unijnej).

Jej obowiązki służbowe sprawiły, że jeździ tak czy inaczej cyklicznie do Brukseli. Poznała tam kogoś, kto tam jest (pracuje) - niewykluczone że był inspiracją dla niej, pomagał jej od dłuższego czasu (?) w dalszym planowaniu.

I finał historii: w lipcu br. cała grupa tych czerwcowych stażystów (z różnych krajów, w tym, gdzieś tam, ON) - umówili się na tygodniowe wakacje w Portugalii. Powiedziała mi, że jedzie sama, że "już podjęła decyzję i koniec dyskusji". Za moimi plecami kupiła bilet, mnie mówiła że to tylko "projekt wyjazdu", a już w międzyczasie spakowała walizkę. Osłupiałem! - nie wiedziałem, czemu odpycha mnie znów do tego stopnia. Wyjechała mimo moich błagań, żeby się opanowała, że nie może cały czas przekraczać kolejnej granicy lekceważenia i egoizmu w naszej relacji. Wydzwaniałem do niej, gdy była tam, w Porto. Mówiła, że "jest na wakacjach i nie może rozmawiać", wyłączyła na tydzień telefon, włączała tylko czasami (wyświetlały mi się wówczas tzw. monity). Pisałem sms-y, dzwoniłem, błagałem - pytałem, czemu znów mnie odpycha.

W dniu powrotu pojechałem po nią niezapowiedziany na lotnisko - to było miesiąc temu. Przyleciała po 6 godzinach mojego czekania (nie wiedziałem nawet, którym przyleci samolotem...). Powiedziała, że "nie chce mnie tu już widzieć", że nie kazała mi przyjeżdżać. Że nie chciała wracać, że chciała tam zostać. Była umalowana, wystrojona.... Szczęśliwa na twarzy. Wściekła, krzycząca w drodze z Okęcia aż do Dworca Wschodniego w Warszawie, że tak od razu "ma mnie na głowie", czego nie planowała po miłym, bardzo miłym jak się okazało, pobycie w Portugalii.

Powiedziała, że chce być zdobyta przez kogoś, kto ma pomysł na siebie. Że ja wg niej "już go nie mam", że miałem kiedyś, 10 lat temu w NGO-sie, gdzie razem współpracowaliśmy. Po kilku dniach okazało się że wracała już z jego objęć. Zapytałem wprost czy ma kogoś, czy kogoś poznała - najpierw kilkukrotnie zaprzeczała. Ponownie zapytałem - nagle powiedziała, że... tak. "Nie chcę cię oszukiwać" - dodała (jaka dobra i wyrozumiała, prawda?...) - a tak naprawdę oszukiwała mnie co najmniej od roku i planowała wyjazd ucząc się fransuskiego (jest potrzebny w Brukseli na większości stanowisk unijnych)......

Po tej rozmowie po raz drugi i w takim samym jak kiedyś stylu - zniknęła bez wyjaśnień i jakiegokolwiek pożegnania. Nawet się nie spotkała ze mną, by przeprosić, podziękować za wspólny czas... Jeszcze kilka razy dzwoniłem, pisałem, błagałem o spotkanie. Odpisała mi: "na pewno zadzwonię". Nie zadzwoniła już. Nawet się nie pożegnała ("nie mogę się oszukiwać, że nie jestem w nim zakochana " - powiedziała w ostatniej rozmowie, gdy błagałem jeszcze ostatkiem przyzwoitości własnej, żeby się z nim nie wiązała; że to tylko wakacyjny romans, który prawie zawsze jest iluzją i kończy się rozwaleniem wszystkiego za cenę kilku chwil wakacyjnej iluzji... Pocieszyła mnie jeszcze na koniec: " O nic się nie bój. Teraz jestem sama [!], zastanawiam się, bo nie wiem co mam zrobić. Bądź spokojny". I to było kolejne, ostatnie już kłamstwo, bo zablokowała mnie na Skypie, przestała odpisywać i więcej się nie odezwała.

Do samego końca nie wiedziałem, że grała przede mną cały czas - jeszcze w Portugalii zapewniała mnie, że jestem najważniejszy, że nikogo nie zna tak wartościowego jak ja; że mnie kocha, że zamieszkamy razem, że już niedługo wraca, żebym na nią czekał (pisząc to i mówiąc, już była wtedy z nim...).

Uzmysłowiłem sobie dopiero na końcu, że nigdy mnie nie kochała. Byłem wypełniaczem jej czasu między jej delegacjami, lekcjami języka itp. Sam w tym okresie załamałem się (różnymi wydarzeniami w pracy, ale przede wszystkim jej zachowaniem: skrajnym egoizmem, olewaniem, spotkaniami, gdy chciała seksu, znikaniem, wykrętami, chwilami stabilizacji, zrywami nienaturalnego okazywania miłości, by powrócić do olewania itd., itd.). Przestałem dbać, inwestować w siebie jako partnera i człowieka, coraz bardziej skołowany jej sprzecznymi zachowaniami, uzależniłem się od jej "psychofażości"...

Teraz dopiero, gdy sprawę zacząłem badać "po fakcie", okazało się że JUŻ OD ROKU przygotowywała się do wyjazdu na dłużej do Brukseli ("chcę się rozwijać a nie siedzieć u Ciebie na balkonie" - usłyszałem na końcu). Jak powyżej pisałem, przez 3 lata wydzielała mi czas, spotykaliśmy się tylko wtedy, gdy ona chciała, między jej kolejnymi szkoleniami, wyjazdami. Wstydziła się przed kolegami-prawnikami w pracy, gdy przyszedłem do niej na stołówkę na obiad... (pracujemy niedaleko siebie, 10 min. autobusem). W łóżku musiało być tylko tak, jak ona sobie życzyła (lubiła), choć myślała, że tego nie zauważę... Godziłem się (dlaczego??? dlaczego???...).

Gdy byliśmy razem u mnie (a nie miała ochoty się wyprowadzać z wygodnego domu rodziców i darmowych obiadków, choć w maju skończyła 30 lat...) - siedziała przeważnie cały czas w fotelu, czytając gazety i oglądając TVP Kultura. Prawie nic w domu nie robiliśmy wspólnie, nigdy sama nie zaproponowała pomocy przy czymkolwiek, lubiła być obsługiwana. Ja latałem z herbatą przed jej fotel i telewizor, po jakimś czasie wkurzony wymusiłem na niej (jakiś czas nawet działało...), żebyśmy razem robili cokolwiek - posiłki itp., PO TO ŻEBY BYĆ RAZEM, ROBIĆ WSPÓLNIE COŚ RAZEM, CIESZYĆ SIĘ CODZIENNYMI CZYNNOŚCIAMI..... Godziłem się na wszystko, bo tak bardzo ją sobie wyidealizowałem. Bo była dla mnie uosobieniem wieloletniej tęsknoty, czegoś, czego nie potrafiłem odnaleźć nigdzie indziej i w nikim...

Teraz, przez ten miesiąc od rozstania, przeczytałem wszystko o socjopatii, przeczytałem "Dwie głowy", nawet horoskopy (ona jest, z mojego punktu widzenia, niestety - bykiem; ja - wagą). Włosy stanęły mi na głowie. Wszystko się zgadza w 100 %, także z opisem socjopaty ("psychofaga" wg książki).

Ona grała cały czas. Zaspokajała się przy mnie seksualnie i kulturowo (wreszcie, jak sama mówiła, "miała chłopaka jak jej koleżanki", po latach siedzenia u rodziców "z nosem w książkach"). Nie zwróciło mojej uwagi, że wydobywam z takiej "sytuacji społecznej" osobę prawie 30-letnią...

A poza tym jeszcze miała: seks z tamtym facetem (nic na początku nie wiedziałem), ucieczka w pracę (zawsze ważniejszą niż nasze spotkania), planowanie dalszej kariery (za moimi plecami - też nie wiedziałem) i KŁAMSTWA, nieustanne kłamstwa o naszym wspólnym życiu. ("Mówiłam ci to co chciałeś usłyszeć" - powie mi, gdy błagałem o przyjazd do mnie, tuż przed jej "wakacjami" - oczywiście nie przyjechała, już myślała o tamtym, nowym człowieku z Brukseli...).

Ja też jestem ambitny, ale nie niszczę ludzi i ich miłości z tego powodu, że chcę się "rozwijać". Nigdy bym nie wyjechał za karierą, gdybym miał do stracenia UKOCHANEGO CZŁOWIEKA. Gdybym wiedział, że to go zrani, że zniszczy zaufanie i uczucie. Zabrałbym ją ze sobą wszędzie.

A ona zawsze miała swój świat. Pomyliłem to z miłością, usprawiedliwiałem ją. Bo sam nigdy bym tak jej nie potraktował. I nigdy nie spodziewałem się, że taki będzie koniec tej znajomości, przez nią i tylko przez nią zaaranżowany...

Opis zdrady przeniesiony z innego wątku.

JW

3739
<
#1 | Deleted_User dnia 05.09.2014 15:38
Marcin1900 dnia wrzesień 05 2014 11:53:28
Bardzo dobrze że napisałeś ale jest tego tak dużo że mój umysł dopiero trawi powoli te informacje. Ze swojej strony dodam że to straszne uczucie widzieć osobę od pierwszego dnia która jest zakochana i zmienia ją upływ czasu nie do poznania. W wielu zdaniach widziałem siebie samego bo też tutaj wszystkiego jeszcze nie opisałem.

MARIUSZK dnia wrzesień 05 2014 12:14:51
Przepraszam, że tyle napisałem - to co przeczytałem, zwłaszcza to zdanie "Wydaje mi się że nauczyła się brać i chce jeszcze więcej od kogoś innego." - to było jak nagłe uderzenie, potworne uderzenie w mózg. Przeważnie nie zawalam nikogo nadmiarem informacji. Ale to jedno zdanie, które opisało wszystko, po tylu dniach koszmaru i po 3 latach samooszukiwania się... Ten rodzaj potwornego upokorzenia, że źródło egoizmu się wyczerpało i zaraz znalazło się następne. Nigdy nie spodziewałem się że akurat ona to zrobi. Ale MYŚLI SIĘ PO SOBIE, przypisując swoją szlachetność partnerce i mając "klapki na oczach", czasem po to, by "chcieć być szczęśliwym" za wszelką cenę... Jestem przerażony innymi tu opisanymi historiami, ponieważ tego typu opisy, jak Twój dotyczą przeważnie mężczyzn. Do mnie TEŻ nie dociera, że TAK potrafi zachować się nie facet, a d z i e w c z y n a....

rekonstrukcja dnia wrzesień 05 2014 12:33:47
Mężczyźni, którzy kochają za bardzo... U kobiet to się leczy. Może Wy koledzy załóżcie sobie taką małą grupę wsparcia. Przykre jest to,co Was spotkało. Z drugiej strony jednak myślę, że nie uzależnilibyście się od swoich kobiet tak bardzo, gdyby one były na równi z Wami zaangażowane w Wasze związki. Widocznie ich chłodna postawa działała jak silny magnes i motywowała Was w sposób ponadprzeciętny do dalszych starań. MARIUSZK od tylu lat byłeś lekceważony jako partner, a z tego co piszesz wynika, jakbyś się uwziął , że koniecznie musisz być akurat z tą i żadną inną. Nie brałeś pod uwagę, że zwyczajnie do siebie nie pasujecie? Że przez te wszystkie lata ona się zwyczajnie dusiła w tym związku ? Po tym, co napisałeś troszkę to wygląda tak, że na siłę próbowałeś ją do siebie przekonać i chyba niestety ciągnęła ten Wasz związek bardziej z litości do Ciebie. Ona jest byk, to ambitny i pracowity znak zodiaku. Ale nie ma w sobie ani jadu , ani chęci dążenia po trupach do celu. Jest zasadniczy, ale też mimo wszystko potrafi się liczyć z innymi i nie jest typowym egoistą.

Piszesz o niej , klasyfikując ją jako psychofaga. Myślę , że jesteś w błędzie. Psychofag to taki egocentryczny, złośliwy i zaburzony squrwielek/ka, który krzywdzi dla samej radości sprawiania komuś bólu.

Marcin1900 dnia wrzesień 05 2014 12:53:40
Trzeba to jakoś przeżyć tylko nie wiadomo jak. Bo gdy znowu wróci ta osoba i rozstawi nam nogi to myślę że długo nie będziemy się zastanawiali i mając tego całkowitą świadomość znowu zrobimy sobie nadzieję i wrócimy do punktu wyjścia.

MARIUSZK dnia wrzesień 05 2014 13:21:23
rekonstrukcja - to nie do końca tak... Nie napisałem wszystkiego, bo mi po prostu wstyd. Ona mnie zatrzymywała przez te 3 lata też, gdy mówiłem że jej zachowanie jest nie do wytrzymania... Że potrzeba równowagi w dawaniu i braniu. Raz w tym czasie przestałem się z nią spotykać z mojej inicjatywy - to ona prosiła, błagała o powrót. Mówiła że jestem najważniejszy i że mnie kocha. Wielokrotnie mówiłem jej, że człowiek, który kocha, jest jednak nieco inny w traktowaniu partnera... Przepraszam jeśli może uraziłem w kwestii oskarżania płci, czy cech znaku zodiaku. W jej przypadku to jednak było NAZBYT egoistyczne. Chodzi o konkretną sprawę, nie o cechy, których natężenie rozkłada się różnie w każdej sytuacji...

Pisałem, że ja też jestem bardzo ambitny i pracowity. Ale empatyczny, altruistyczny jednocześnie. Dlatego mnie to kręciło. to mi w niej bardzo imponowało, jej pracowitość - chodziło tylko o proporcje i zainteresowanie partnerem!!!!! O skrajny egoizm, którego nie da się wytłumaczyć pracowitością i ambicją! O nic więcej... Dlatego chciałem z nią być mimo tych trudności, bo nigdy nie spotkałem kogoś jednocześnie (!) tak podobnego do mnie, jak ona...

Marcin1900 - To, co napisałeś, nie wyczerpuje tego, co czuje człowiek, który nadal KOCHA (może rzeczywiście bardziej niż powinien), a jest manipulowany przez osobę przyciągającą i odpychającą. Tu też może przydać się słowo: "proporcje"...

rekonstrukcja - 2 tygodnie przed ostatnim wyjazdem zapytałem ją, co się w niej tak naprawdę stało: za pierwszym razem, gdy zniknęła z dnia na dzień bez słowa i co się dzieje teraz - powiedziała, że ona nie umie być kobietą "zachowującą ciepło domowego ogniska", że nikt jej nie nauczył. Że jeśli coś jest zbyt bliskie - ona robi coś podświadomie żeby to zniszczyć. Że ucieka od bliskości, bo jej nie rozumie. Że musi mieć cały czas nowe impulsy i atrakcje, że to silniejsze od niej.

Mówiłem jej wielokrotnie, że tak się nie zachowuje osoba, która twierdzi, że kocha. Że jak pozna kogoś kogo pokocha naprawdę - będzie wiedziała jak się zachowywać naprawdę. W ostatniej rozmowie, gdy już było jasne że jej romans wakacyjny (?) się wydał, powiedziała - "miałeś rację"... Tak, przepraszam, że kochałem za bardzo. Myślałem, że każdy z nas ma wady. Chciałem z nią być nie "za wszelką cenę", ale za to kim jest, mimo swojego zachowania i traktowania mnie.

rekonstrukcja dnia wrzesień 05 2014 13:40:38
MARIUSZK, nie ma za co przepraszać. Trzeba pomyśleć, czemu Ciebie ciągnie do takiej kobiety, która ewidentnie pokazuje , że zależy jej na Tobie. Przecież to nie ważne co mówiła, ważne co robiła.

MARIUSZK dnia wrzesień 05 2014 13:56:03
rekonstrukcja - Ja to już wiem, ale teraz... Nikomu wcześniej nie pozwalałem się tak traktować. Mówiłem jej że żadna z wcześniej znanych mi dziewczyn tak się nie zachowywała. Ona przepraszała ("wiem, że jestem takim parszywkiem", mówiła) i obiecywała że będzie inaczej. Po jakimś czasie okazywało się, że znowu jest tak samo, albo nic się nie okazywało... W "Dwóch głowach" i nie tylko tam, znalazłem nawet opisy tego, jak ona, w naszym związku, się tłumaczyła ze swoich czynów... Nie rozumiałem tych tłumaczeń, ale brałem je za dobrą monetę. Myślałem że skoro wraca, to znaczy, że też chce "ulepszać" związek a nie czekać na "lepszą okazję" do "rozwoju siebie samej" (oczywiście teraz wiem, że się pomyliłem...). Nie piszę więcej, bo to nie jest mój wątek. Ale słowa Marcina "Wydaje mi się że nauczyła się brać i chce jeszcze więcej od kogoś innego." wstrząsnęły mną. Zawsze wierzyłem, że mogę się chronić przed takimi ludźmi - z jej strony nie spodziewałem się ani manipulacji, ani kłamstw zagrażających całej znajomości...

W tym konkretnym przypadku pozwalałem jej zatem na więcej, niż komukolwiek, nie tylko przez uczucie, także przez ogromny mój sentyment do czasów, w których kiedyś się poznaliśmy. Do naszej wspólnej pracy, zainteresowań. Tak, chciałem JĄ bo uważałem że jesteśmy jak dwie krople wody (tylko nie w czynach, jak zauważyłaś...). Wiem, że refleksja przyszła za późno (a może jednak w porę?...)



Przeniosłam również komentarze.
Wątek umieściłam w nowym miejscu pod nickiem autora, ponieważ ze zrozumiałych względów, nie powinien znajdować się w historii innego usera.
Jeśli w opisie zdrady chciałbyś coś zmienić/dodać, służę pomocą.
3739
<
#2 | Deleted_User dnia 05.09.2014 15:43
Jakichwiele - Dziękuję...
11544
<
#3 | lenagemini dnia 05.09.2014 16:04
MARIUSZK
Chyba za bardzo kochałeś, ale przynajmniej CZUŁEŚ, a nie udawałeś i kalkulowałeś. Dla mnie to nowość, nie wiedziałam, że mężczyźni też są zdolni do małych i większych poświęceń dla dobra związku. Choć faktycznie, wygląda to na dość toksyczną/jednostronną relację...

Bardzo Ci współczuję, bo to tyle lat...U mnie było podobnie, tylko krócej. Jego doktorat/kariera były najważniejsze. Też uciekał od bliskości. Nic nie robiliśmy razem w domu, ex nie umiał się cieszyć zwykłym życiem. Potrzebna mu była adrenalina, nowe wyzwania, alkohol. Ja też jestem dość ambitna/energiczna, ale na pierwszym miejscu stawiałam nasz związek... Bardzo to wszystko boli. Dobrze, że jest to forum.
3739
<
#4 | Deleted_User dnia 05.09.2014 16:36
lenagemini - Mam nadzieję, że każdy, kto jest zdolny do poświęceń dla drugiego, zostanie za to doceniony, a nie ukarany w tak okrutny sposób. To wielka zaleta, żyć dla drugiego, dojrzale, w równowadze... Po tak niespodziewanej stracie pojawia się chęć usprawiedliwiania za wszelką cenę niegodnych czynów. Czynów, do których samemu nie byłoby się zdolnym, choć to ta druga osoba raniła naprawdę. To nie do uwierzenia, co człowiek jest w stanie obie wmówić...

Pamiętaj, jak silny jest/bywa związek ludzi dla których ważny jest UMYSŁ, nie tylko codzienne życie ("potrzebny mi jest towarzysz"
, tak pisał Schulz, prawda?...). Ale właśnie wtedy trzeba szczególnie uważać; bo tak naprawdę bez uczucia, książki, doktorat, wszystko inne - nie cieszy, wszystko staje się wcześniej czy później, pustym znaczeniem. Tylko do czasu można się cieszyć, choćby i największymi osiągnięciami, samotnie.

Są jednak obok nas ci, którzy uważają/wybrali inaczej, nie wiem w wyniku czego; może nie dorośli, sami nie doznali tego co bezmyślnie i przykładnie czynią innym... Ty już wiesz, jak to jest, choć to nie Ty skrzywdziłaś. To właśnie jest cenne, może najważniejsze. Nie wszyscy tego wokół nas się jeszcze nauczyli, a niektórzy może nie nauczą się nigdy.. Pozdrawiam Cię najserdeczniej Uśmiech
11287
<
#5 | overandunder dnia 05.09.2014 17:58
Może nie będzie to zbyt miłe - według mnie problem leży nie w niej ale w Tobie. To Ty pozwoliłeś żeby Ciebie nie szanowała, Wybaczyłeś zdradę, ona cię olewała - wybaczałeś.

Kopnij ją w tyłek. A jak się odezwie - zezwij od szmat. Być może jest to wartościowa i pracowita osoba. Ale Ciebie to ona ma w ****. Warto sobie to uświadomić.
3739
<
#6 | Deleted_User dnia 05.09.2014 20:22

Cytat

Równowaga w dawaniu i braniu - czemu jej zabrakło?


...bo na to pozwoliłeś, MARIUSZK Z przymrużeniem oka Po prostu.
11287
<
#7 | overandunder dnia 05.09.2014 20:37
Zaniedbałeś kwestię przemocy w rodzinie Z przymrużeniem oka
3739
<
#8 | Deleted_User dnia 05.09.2014 22:52
To nie była żadna psychofażka, tylko zwykła dziewczyna, która dzięki pracy, zdolnościom itd. osiągnęła coś w życiu. To raczej typ karierowiczki, kobiety bardzo niezależnej i twardo stąpającej po ziemi. Może z czasem, gdy coraz więcej osiągała przewróciło jej się z lekka w głowie, ale tu nie chodzi o zaburzenie psychiczne albo osobowościowe. Ona po prostu chce wygodnie i dobrze żyć.
Prawdopodobnie na początku waszej znajomości byla zupełnie inną osobą, z czasem zaczęła jednak zmieniać życiowe priorytety- chyba pieniądz i wysoka pozycja zawodowa oraz społeczna mocno ją pociągnęły.
Ty zacząłeś więc jawić się tej dziewczynie, jako minimalista, jako facet, który będzie ściągał ją w dół, że wyląduje jako zmęczona życiem, garami, dziećmi i biedą kobieta. Chyba nie o taką wizję życia jej chodzi- dlatego poszukała sobie, jej zdaniem, lepszego od Ciebie.
Wcześniej jednak , zanim to nastąpiło, zwyczajnie przestała Cię kochać i poważać- przez jakiś czas byłeś wygodny, było też przyzwyczajenie, przywiązanie i może ona stała długi czas na rozdrożu. Ona od dawna była poza związkiem, podczas gdy Ty tkwiłeś w nim po uszy. W końcu przycisnąłes ją do muru i wtedy powiedziała Ci wprost, że nie jej z /Tobą po drodze.
To okrutne i bardzo dla Ciebie przykre, ale ja żadnej psychopatii, socjopatii czy czegoś równie uroczego w tej kobitce nie widzę.
Zaboli Cię to bardzo, ale ja powiem Ci bez ogródek- ta kobieta najzwyczajniej w świecie już dawno temu przestała Cię kochać, nie byłeś dla niej żadnym wyzwaniem i przez swoją służalczość, głupie oddanie straciłeś w jej oczach autorytet, jako mężczyzna. Dlatego właśnie ona Ciebie nie chce, a Ty zamiast dopisywać sobie sto ideologii na temat jej zdrady i odejścia pogódź się z przegraną i zrozum, że wszystko to masz dokładnie na własne życzenie.
wyciągnij wnioski ze swoich błędów i nigdy więcej nie bądź dla nikogo takim podnóżkiem, bo nadgorliwość, to pierwszy stopień do piekła.

Komentarz doklejony:
Nie, to inaczej leciało.
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, a ciekawość, to pierwszy stopień do piekła- sorry więc.
Tak czy siak odpuść sobie tę kobietę (a zresztą i tak nie masz innego wyjścia) i zacznij żyć swoim zyciem i niech ono będzie równie wartościowe, jak i Ty jesteś wartościowym oraz fantastycznym facetem.
3739
<
#9 | Deleted_User dnia 06.09.2014 12:54
Bardzo dziękuję za komentarze. Mam poczucie, że trochę pasują do tej sytuacji, ale "czuję", że trochę też nie. Nie staram się wypierać i zaprzeczać, chcę zrozumieć. Prawdy o sobie i o niej się nie boję, dlatego szukam. Naturalnie, pamiętam więcej zdarzeń, sytuacji, ostrzegawczych (jak je teraz oceniam) zdarzeń, niż tu opisałem - jak pewnie każdy z tu obecnych. Może nie napisałem jeszcze ściśle tego, co czułem przy tej dziewczynie. Jakiś podświadomy niepokój, poczucie zagrożenia (ale nie męczącego, permanentnego, raczej takiego trochę "z oddali"Z przymrużeniem oka, nie dającego się przy tym niczym wytłumaczyć na pierwszy rzut okaz. A jednocześnie nie czułem, że nie jestem przy niej "partnerem", że nie dorastam. Czułem się na równi. Nie czuliśmy się "gorsi" wzajemnie, pod względem intelektu, w większości spraw i dyskusji mieliśmy te same poglądy.

Co do kariery - ja też długo "szedłem do przodu", teraz to trochę przyhamowało (z różnych powodów, może się trochę "zmęczyłem"Z przymrużeniem oka. Ale nie czuję, że miałbym tylko chodzić po mieszkaniu, gotować i koniec. Nigdy czegoś takiego ani ja jej nie proponowałem ani ona mnie.
Więcej: to ona mnie pocieszała z powodu zastoju (jak uważam) moich spraw zawodowych. Mówiła o modzie na "slow", dużo o tym czytała. Sama starała się także "nie przemęczać", to nie jest agresywna karierowiczka! Nie miałem też poczucia, że moje ambicje, są krańcowo inne, bądź na antypodach jej ambicji. Tak jak pisałem wcześniej, imponowało mi to kim ona jest i do czego doszła. Ona twierdziła, że ja jej też imponuję. Że moje trudności są przejściowe.

NA PEWNO jednak czułem i potwierdzam: lekceważenie, jakąś dziwną (niezrozumiałą dla mnie wobec tego co pisałem powyżej) obojętność. Cały czas jej egoizm, zajmowanie się jej sprawami, najważniejszymi. Szliśmy do kina, gdziekolwiek, gdy ona miała czas, byliśmy u mnie, tylko gdy miała czas pomiędzy swoimi zajęciami. Tych zajęć było za dużo, naprawdę za dużo w sytuacji, gdy się chce budować bliską relację z innym człowiekiem.

Cytat

2 tygodnie przed ostatnim wyjazdem zapytałem ją, co się w niej tak naprawdę stało: za pierwszym razem, gdy zniknęła z dnia na dzień bez słowa i co się dzieje teraz - powiedziała, że ona nie umie być kobietą "zachowującą ciepło domowego ogniska", że nikt jej nie nauczył. Że jeśli coś jest zbyt bliskie - ona robi coś podświadomie żeby to zniszczyć. Że ucieka od bliskości, bo jej nie rozumie. Że musi mieć cały czas nowe impulsy i atrakcje, że to silniejsze od niej.


Mono - Jak można zinterpretować powyższe zachowanie (przekleiłem cytat z własnego komentarza)? Ja cały czas jestem ambitny, prowadzę organizację pozarządową, cały czas inwestuję w siebie (choć obecnie nie w tak spektakularny sposób jak ona). Czy to "okazja czyni złodzieja" (sprzyjające warunki w jej pracy, łatwe pieniądze, zawodowe zwyczaje dające wg mnie złudzenie jakiejś "elitarności" itp.)? Czy każdy kto nie zachowuje się tak jak ona, miałby być "minimalistą"? Czy ja jestem minimalistą, bo chciałem z nią spędzać więcej czasu niż to co mi wydzielała (myślę, że to przecież normalna i naturalna potrzeba....)?

Cytat

nie byłeś dla niej żadnym wyzwaniem i przez swoją służalczość, głupie oddanie straciłeś w jej oczach autorytet, jako mężczyzna.


Cytat

zacznij żyć swoim zyciem i niech ono będzie równie wartościowe, jak i Ty jesteś wartościowym oraz fantastycznym facetem.


Co w tej sytuacji, w zestawieniu tych dwóch opinii, oznacza "wartościowe życie"?.... Ona mówiła, że nie zna nikogo takiego jak ja, że jestem najważniejszy. Czy każdego się zostawia po zużyciu, gdy pojawia się "lepsza perspektywa"? Przecież chyba większość tu obecnych ma jednak nadzieję, że nie?

Bardzo wstrząsnęła nią ostatnio (w maju) lektura książki Zadie Smith "Londyn NW". Ja dopiero teraz dokładnie przeczytałem tę książkę. Jedna z bohaterek (prawniczka, a jakże) jest żywcem zdjęta z niej. Nawet argumenty, złe najgorsze zdania, które padły w naszej ostatniej rozmowie, w jej krzyku, gdy jechaliśmy z lotniska. były z tej książki, były słowami i myślami tej bohaterki (wiem o tym dopiero teraz po przeczytaniu). O co tu chodzi? Czy można tu cokolwiek cytować, by było to jaśniejsze?...

Komentarz doklejony:
overandunder - jaką przemoc w rodzinie miałeś/aś na myśli?... Nie wiem, do czego to odnieść.
3739
<
#10 | Deleted_User dnia 06.09.2014 13:12
Mariuszku, ja rozumiem, że Tobie wygodniej byłoby przyjąć wersję, że miałeś do czynienia z psychofażką i że dlatego ona tak z tobą postąpiła. Ty wolisz taką wersję, bo dzięki temu nie czujesz się, jak ostatni frajer i matoł. To może przydaje Ci, W Twoim odczuciu, rzecz jasna, jakiejś wyjątkowości, oryginalności itd. Ty w ten spsoób próbujesz dowartościować się w swoich oczach. Bo skoro aż tak dałeś się przerobić, to kim Ty w takim razie jesteś, prawda? Tobie o to chodzi. Dlatego właśnie upierasz się, że ta kobieta była psychofażką.
Dobrze, że szukasz, czytasz i drążysz, ale nie zapędzaj się tak w tych swoich poszukiwaniach, bo gdy Ty znowu poświęcasz coś dla niej (czas, zaangażowanie i swoje myśli), ona aw tym czasie żyje sobie wesoło swoim życiem i nie rozpamiętuje w prawo i w lewo Twojej osoby. Ty dla niej jesteś rozdziałem zamkniętym- ona dla Ciebie ciągle jest żywa.
Zamknij po prostu ten rozdział i zwyczajnie pogódź się z tym, że ktoś najpierw Cię kochał i poważał, a potem przestał, bo coś tam.
Skończyło się, bo tak widocznie miało być.
Zacznij żyć swoim życiem i nie zawracaj sobie głowy kimś, kto nie docenił Ciebie, nie zrozumiał i za Twoje nad wyraz dobre serce oraz intencje zapłacił kopem w tyłek.
W przyszłości bądź bardziej rozważny i tyle.
A nawet jeśli ona jest jakąś psychofażką, to przecież tak naprawdę dzisiaj to bez znaczenia.
Ona poszła dalej- Ty też tak zrób.
3739
<
#11 | Deleted_User dnia 06.09.2014 13:24
A dlaczego w takim razie mogłem "dać się tak przerobić"?... Dlaczego miałem nie wierzyć w słowa, których ja sam nie rzucam na wiatr?

Cytat

Skończyło się, bo tak widocznie miało być.

Z jej niespójnego zachowania wolałem wyczytać, że jednak raczej "docieramy się" w związku a nie - że "coś miało być". Zwłaszcza coś niespodziewanego i nagłego. Czy tak się rozstaje z człowiekiem, którego się kocha? Czy tak się rozstaje z jakimkolwiek człowiekiem?

Chcę przynajmniej zrozumieć, dlaczego jeszcze w czasie jej wyjazdu słyszałem że ona mnie kocha i niedługo wróci - i że zrozumiała że źle się zachowywała ("karygodnie"Z przymrużeniem oka i że wszystko "odkręcimy". Zależy mi na tym. Naprawdę mi zależy.

Komentarz doklejony:
Czy mógłbym po prostu poprosić o konkretne "żołnierskie" opinie:

1) jakie błędy ona popełniła w tym związku?
2) jakie błędy ja popełniłem w tym związku?
3) czy to był związek mający perspektywy, niezależnie od ocen jednej lub drugiej strony, które bywają subiektywne?
4) czy warto ratować taki związek, tak jak próbowałem to robić?
5) kiedy wiadomo na pewno, że jest granica tolerancji na krzywdzące zachowanie drugiego? Przecież każdy związek może być inny i granice trzeba będzie ustawiać inaczej?
5808
<
#12 | Nox dnia 06.09.2014 14:16
.I. odpowiedzią było jej zniknięcie z dnia na dzień. Miała wtedy 21 lat...II x....,, Potem znowu zniknęła." ..,,Zorientowałem się jednak, że mnie przyciąga i odpycha. Była zimna, znikała, wracała.."Czy tak się zachowuje człowiek który kocha?????????NIE ...Przez 3 lata wydzielała mi czas, spotykaliśmy się tylko wtedy, gdy ona chciała. Wstydziła się przed kolegami-prawnikami z pracy, gdy przychodziłem do niej na stołówkę.."-a może to jest miłość???Była .bo tego chciałeś ale swoim zachowaniem okazywała że to nie to.Nie sądzę by miała problemy psychiczne.Wygląda na to że z braku laku....była z tobą.Słowa ,słowami /widocznie kłamstwo przychodzi jej łatwo/a czyny to co innego.Jej życie rodzinne nie interesuje,łączył was udany seks-ok,wspólne wyjścia.Reszta to nie WY ale ty i ona.Niestety człowiek zakochany zamiast patrzeć,słuchać i wyciągać wnioski bagatelizuje problemy i usprawiedliwia byle tylko wyidealizowany obraz nie roztrzaskał się.Czy gdybyś teraz przeczytał swoją historię jako opis innego zranionego człowieka mógłbyś powiedzieć ,,oni się kochali?"...... Czy tak się rozstaje z człowiekiem, którego się kocha? Czy tak się rozstaje z jakimkolwiek człowiekiem?-ona mogła się z tobą rozstawać na swoich zasadach od lat więc dlaczego nie???Tolerowałeś to,pozwalałeś się tak traktować wcześniej więc wiedziała że wszystko zaakceptujesz.

Komentarz doklejony:
1. nie powiedziała ci że nie jest zainteresowana zabawą w dom.że ważna jest dla niej samorealizacja i egoistyczne podejście do życia. 2. jej zachowanie tłumaczyłeś zawsze na swoją korzyść . 3. myślę że nie gdyż każde z was miało inne potrzeby i mimo tego że ,,bywaliście ze sobą"to ona miała swój świat.I to nie było hobby to było jej życie. 4.Nie można żyć dla kogoś. 5.ona krzywdziła ciebie bo na to pozwalałeś/i nie mam na myśli zdrady/
3739
<
#13 | Deleted_User dnia 06.09.2014 15:08
kiedy wiadomo na pewno, że jest granica tolerancji na krzywdzące zachowanie drugiego? Przecież każdy związek może być inny i granice trzeba będzie ustawiać inaczej?
Nie zgadzam się z Tobą- to nie tak, że każdy związek jest inny. Cóż to niby mają znaczyć takie słowa?
Granica tolerancji na krzywdzące zachowania drugiego człowieka jest w Tobie, a dokładniej mówiąc, w Twoim poczuciu własnej wartości.
Jeden człowiek odejdzie od kogoś tylko za złośliwe uwagi pod swoim adresem, inny odejdzie dopiero wtedy, gdy druga osoba go, chociaż raz okłamie, zdradzi, ponizy albo uderzy, ale są przeciez ludzie, którzy pozwalają jeździć po sobie, jak po burej suce, bez umiaru i bez końca. Taki człowiek może być zdradzany całymi latami, pomiatany przez kogoś, lekcewazony, bity, a przecież i tak nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłby zaakceptować. Ktoś taki będzie cierpiał skrycie, będzie obwiniał się za całe zło świata, a przecież dalej będzie trzymał się kurczowo swojego krzywdziciela.
To sa bardzo indywidualne sprawy i wszystko zależy od danego człowieka.
Nie ma więc naukowej definicji, na którą Ty mógłbyś trafić w fachowej literaturze, która jasno określiłaby Tobie, że tolerowanie tego jest w normie, ale tego, to już absolutnie nie.
Ta pani pluła Ci w buzię, a Ty udawałeś, że deszcz pada. Z czasem rozzuchwalała się ta panna coraz bardziej, aż w końcu szła na bezczela. Ty tolerowałeś to, bo myślałeś, że tak trzeba w imię miłości i tak zwanego docierania się.
Nic bardziej mylnego.
Nie na tym polega docieranie się że jedna strona wykorzystuje, poniża, lekceważy drugą stronę i rani czyjeś poczucie godności. Gdy docieranie się dotyka takich ważnych i osobistych sfer naszej psychiki, to sorry, ale coś takiego na pewno nie jest docieraniem się. Od czegoś takiego zaczyna się już patologia. Zawsze należy wycofać się ze znajomości, która uwłacza Twojej godności- zawsze i bez wyjątku, choćbyś miał stracić i szejka i wizję złotego życia, to olał to. Skoro ktoś obraża Cię swoim zachowaniem, to trzeba wycofać się z takiej znajomości.
Ty zbierasz owoce swojej naiwności, żeby nie powiedzieć dosadniej. Ona pojawiała się i znikała, a Ty zawsze na nia czekałeś i zadowalałeś się ochłapami, które rzucała Ci w przelocie. Byłeś nie do zdarcia. Ona do niczego Cię przecież nie zmuszała, bo wszystko, co robiłeś wypływało z Ciebie. Słuchałeś jej słów i zapewnień, chociaż jej czyny rozmijały się ze słowami. Przecież nie powiesz mi teraz, że nie widziałeś tego wszystkiego. Owszem widziałeś i to bardzo dobrze widziałeś, a mimo to dalej trzymałeś się tej kobiety. To był Twój wybór i dzisiaj tylko Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Ta kobieta dbała o swoje interesy, a nie o Twoje- ona dawała Ci milion sygnałów po drodze, że nie traktuje Cię poważnie ani z należytym szacunkiem, była po prostu sobą. Ty zbudowałeś w swojej głowie mit wielkiej ale trochę trudnej miłości i daltego, chociaż patrzyłeś, to i nie widziałeś.
Uczucia wygrały z rozumem oraz pobożne Twoje życzenia.
A ona?
A niech ona żyje sobie, jak najdłużej i jak najlepiej, a Ciebie nie powinno to obchodzić.
Ty żyj swoim życiem i tyle.
Ciebie lekceważyła, bo jej na to pozwalałeś.
Pozna takiego, który zna swoją wartość i w następnym swoim związku, to ona, być może, będzie tą zabiegającą.
Nieważne jednak, jak ona będzie traktowała innego faceta i na ile ten drugi pozwoli jej albo nie pozwoli- jej życie i jej sprawa.
Dla Ciebie powinno liczyć się tylko to, że Ciebie ona źle traktowała, a na koniec, jak ostatnia buraczana kopnęła w zadek i to w zamian za Twoje dobre serce i oddanie.
Pytasz czy warto było walczyć o taki związek?
To ja Ciebie też zapytam- ile jest wart związek, o który trzeba aż walczyć?
Związek ma poprawić jakość Twojego życia, ma Ciebie uszczęśliwiać i uskrzydlać, a nie powodować, że Ty będziesz kopał się z koniem.
Po co walczyć o kogoś, kto ma Ciebie za kogoś od siebie gorszego?
11544
<
#14 | lenagemini dnia 06.09.2014 15:11
MARIUSZK
Ja zadaję sobie takie same jak Ty pytania. Też interpretowałam zachowanie ex na swoją korzyść, on też zapewniał do końca, że mnie kocha i że problemy są przejściowe.

Po miesiącu wiem, że już mu nie zaufam i że nie ma czego ratować.
Jak teraz sobie przypominam, sytuacje, gdy on uciekał w pracę, alkohol, kolegów były częste, tylko ja interpretowałam je jako chwilowe.

My też intelektualnie się stymulowaliśmy, byliśmy "pokrewnymi duszami", ja czułam się prawie do końca dowartościowana i kochana, ale coraz mniej ważna...
Potem dowiedziałam się dlaczegoZ przymrużeniem oka

Teraz myślę, że pierwszym symptomem oddalania się i rozpadu związku jest nieumiejętność wykrojenia wspólnego czasu, brak chęci do takiego zarządzania swoim czasem, aby go starczyło nie tylko na pracę i inne bardzo pilne sprawy.

Granica tolerancji- ten temat też mnie interesuje, bo ja niestety mam tak, że nawet kosztem siebie i swoich potrzeb staram się dać maximum wolności. Może dlatego, że sama nie lubię być ograniczana i chcę dać to, czego sama potrzebuję?

Wybacz, że piszę o swojej zdradzie w Twoim temacie, ale jak zauważyłeś, to są dość podobne przypadki, a pytania i wątpliwości mamy podobne.

Ktoś tu na forum napisał, żeby przestać myśleć i poświęcać czas tej osobie. Nie zgadzam się z tym. Oczywiście rozpamiętywanie sprawy rok nie ma absolutnie sensu, ale kilkunastotygodniowy okres żałoby i zadawania pytań uważam za absolutnie potrzebny do pełnego wyleczenia. Tylko chyba trzeba odrzucić myśli o "ratowaniu związku" i skupić się na żegnaniu się z tym, co było.

Mi jest też bardzo ciężko, ale widzę że zaczynam przeżywać złość na ex za to co zrobił, już nie tylko płaczę z żalu.
3739
<
#15 | Deleted_User dnia 06.09.2014 15:28
czy to był związek mający perspektywy, niezależnie od ocen jednej lub drugiej strony, które bywają subiektywne?

Tak, ten związek miał przyszłość, ale nie przy takim Twoim zachowaniu. Byłeś po prostu za dobry dla niej, aż w pewnym momencie przekroczyłeś granicę mądrej dobroci i stałeś się nawiedzonym na punkcie lekceważącej Cię piczy głupcem. Ona to zauważyła i w swojej próżności bardzo dokładnie zaszufladkowała Cię, jako takiego, którego da się robić w konia. Od tej pory przestała Cie szanować, co często i naocznie Ci okazywała. Powinieneś więc odejść od niej natychmiast, bo wiadomo już wtedy było, że nic z tego nie będzie.
Bo dobroć musi byc też mądra.
Ona okłamywała Cię, zbywała byle czym, a Ty to tolerowałeś. Ona widziała to przecież, więc, jak sądzisz, co mogła o Tobie myśleć.
Gdybyś od samego początku jasno wyznaczył swoje nieprzekraczalne granice, to związek ten dawno temu już by się rozpadł (do dzisiaj nawet nie pamiętałbyś imienia tej pani, czyli byłoby to wielką dla Ciebie korzyścią, bo nie cierpiałbyś teraz, tylko, byc może, żyłbyś z fajną i kochającą Cię kobietą) albo nauczyłbyś tę kobietę szacunku do Ciebie i dzisiaj bylibyście razem.
W związku rządzi ten, któremu zalezy mniej.
Tak więc przez własną naiwność wylałeś dziecko wraz z kąpielą.
3739
<
#16 | Deleted_User dnia 06.09.2014 15:48
[quoteuwierzyłem, że ona jest "nagrodą" za wszystkie cierpienia, wyrzeczenia.quote]

Cytat

była dla mnie uosobieniem wieloletniej tęsknoty, czegoś, czego nie potrafiłem odnaleźć nigdzie indziej i w nikim....


Cały problem tkwi w Tobie. W Twoim zaburzonym poczuciu wartości- określasz go poprzez innych, tu akurat poprzez ta kobietą.
Nikt nie jest nagrodą za cierpienia- z czymś takim musisz sobie radzić sam nie ma nagród za to że sie było bitym że kto sie znęcał, że się miało trudno. To tak nie działa że ktoś albo coś jest nagrodą.
Poczucie wartości mimo trudnych przeżyć należy znaleźć w sobie mimo że jest to strasznie trudna praca.
Szukasz czegoś, jakiejś tęsknoty - poszukaj w sobie tej wartości.
Ona zdawała Ci się kolorowym, pięknym, wolnym ptakiem, a w rzeczywistości kim była naprawdę w stosunku do Ciebie? Czymś brzydkim w ładnym , pozłacanym papierku.
Twoje uczucie o niej było niezdrowe, pasożytnicze, wplotłeś się w nią, chciałeś w nią wrosnąć. Ta kobieta jest i była egoistką Ty mężczyzna bluszczem.
Naucz się żyć sam , nie uzależniaj swojego bytu szczęścia od innej osoby. A jej daj odlecieć jak najdalej.
11544
<
#17 | lenagemini dnia 06.09.2014 15:59

Cytat

W związku rządzi ten, któremu zalezy mniej.


Odechciewa mi się myśleć o jakimkolwiek związku, jeśli tak faktycznie jest. Czy naprawdę w relacji dwojga dojrzałych i empatycznych ludzi ktoś musi rządzić?

Jestem zdolna do prowadzenia gry pt. mniej mi zależy i +/- wiem jakich chwytów użyć, żeby tak to wyglądało, ale czy ja chcę być w takim związku, w którym udaję?

A gdy faktycznie mniej mi zależy lub nie zależy mi wcale na nikim, to po co ja mam z kimś być? Żeby się odegrać za swoje niepowodzenia?
3739
<
#18 | Deleted_User dnia 06.09.2014 16:04
Bardzo Wam dziękuję za tak rzeczowe opinie i poświęcony czas...

Mono - czytam cały czas wszystkie Twe opinie. Nie umiem na razie ocenić, czy emocje w mojej głowie pozwalają mi je dokładnie zrozumieć. Wiem, że to był zły związek ale nadal mam kłopot z interpretacją, czemu TAKI TYP człowieka postępował/postępuje w tak niezrozumiały dla mnie sposób.

Czytając słowa -lenagemini- czuję się tak jakbym to ja mówił i pisał.

Cytat

Granica tolerancji- ten temat też mnie interesuje, bo ja niestety mam tak, że nawet kosztem siebie i swoich potrzeb staram się dać maximum wolności. Może dlatego, że sama nie lubię być ograniczana i chcę dać to, czego sama potrzebuję?
(podkreślenie moje - MARIUSZK)


To dokładnie obrazuje to, jak ja chciałem traktować moją partnerkę. Zwłaszcza ostatnie zdanie cytatu z leny - tak zawsze myślałem o moich własnych relacjach!!! Wydaje mi się jednak, że w tym związku o którym piszę tutaj, obróciło się to przeciwko mnie. Ale uważam że my właśnie mieliśmy także taki typ związku. Co więc nie zagrało? Gdzie byliśmy naiwni, czego nie przewidzieliśmy? Czy kłamstwa partnera/ki pomogły nam w uśpieniu czujności? Czy pomyliliśmy "związek dusz" z miłością? Kto bardziej uważał to za związek dusz, a kto bardziej chciał miłości? Czy to naprawdę dwie różne rzeczy?

PS. lena - pamiętasz niedawno komentowaną w mediach "hipsterskich" informację o Sierakowskim i jego partnerce, jego "eksploatacji", egocentryzmie, tego, co z tej historii zrobiły niektóre kręgi, np. feministyczne? Czy nie należałoby tego odnieść w pewnych kwestiach do "naszych" problemów?... Co to znaczy: stymulacja intelektualna w związku, w którym szwankuje szacunek dla partnera? Co to może oznaczać, do jakich doprowadzić pułapek?... Propozycja do omówienia.

Komentarz doklejony:
-lisbet- Uwierz mi albo nie, ja naprawdę nie czuję się "bluszczem" ani nie lubię "bluszczy". Po prostu mieliśmy tak podobne poglądy na samorealizację (nie mylę tego z efektem tychże), ja nigdy nie poznałem kogoś, kogo uważałem za tak podobnego do siebie w swych dążeniach. Ale traktuję to jako silne wzruszenie, poruszenie, a nie próbę "oplecenia kogokolwiek". Naprawdę, nie czuję się takim człowiekiem! Nie potrzebuję tego! Na mojej drodze spotykałem wcześniej osoby, które mógłbym tak określić - ja się takim nie czuję!

Komentarz doklejony:

Cytat

Odechciewa mi się myśleć o jakimkolwiek związku, jeśli tak faktycznie jest. Czy naprawdę w relacji dwojga dojrzałych i empatycznych ludzi ktoś musi rządzić?

Jestem zdolna do prowadzenia gry pt. mniej mi zależy i +/- wiem jakich chwytów użyć, żeby tak to wyglądało, ale czy ja chcę być w takim związku, w którym udaję?

A gdy faktycznie mniej mi zależy lub nie zależy mi wcale na nikim, to po co ja mam z kimś być? Żeby się odegrać za swoje niepowodzenia?


-lenagemini- czuję dokładnie to co Ty! Przecież nie może być tak, że albo gra/kochanie mniej, albo murowana katastrofa wcześniej czy później! Czy nie liczy się czasem zwykły wzajemny spokój i zaufanie??? Czy to możliwe, że się jednak mylimy? Jak to zrozumieć??.....
5808
<
#19 | Nox dnia 06.09.2014 16:13
...bo ja niestety mam tak, że nawet kosztem siebie i swoich potrzeb staram się dać maximum wolności Może dlatego, że sama nie lubię być ograniczana..."-tym sposobem nikt już nie musi cię ograniczać sama to robisz dla kogoś.
3739
<
#20 | Deleted_User dnia 06.09.2014 16:19
-mono-

Cytat

Ciebie lekceważyła, bo jej na to pozwalałeś.
Pozna takiego, który zna swoją wartość i w następnym swoim związku, to ona, być może, będzie tą zabiegającą.


Czy nie może istnieć jednak coś pośrodku? Nie może być inny układ niż tylko taki, że ktoś się czuje lepszy/gorszy? Zawsze ktoś musi być "cwańszy" i trzymać na postronku słabszego partnera? Przecież w wielu znanych każdemu nas związkach jest po prostu NORMALNIE, nikt nie stara się uzyskiwać przewagi nad drugim. Bo niby po co? Jaka to satysfakcja? Po co tracić na to czas???

Co ma wspólnego z rywalizacyjnym zabieganiem o kogoś NORMALNA I NATURALNA wg mnie potrzeba:
1) dawania siebie w miłości (jakie wtedy ma znaczenie, czy się licytujemy na dawanie/branie? Dajemy i dostajemy, i nawet nie czujemy potrzeby wystawiania rachunku)
2) spędzanie razem czasu, robienie razem wielu rzeczy - czy to ograniczanie drugiego, uniemożliwianie samorealizacji kogokolwiek? Przecież to cieszy a nie jest kłodą rzucaną pod nogi????

NIEGODZIWOŚCIĄ jest to - że moja partnerka nie była w stanie się przyznać - że może z kimś innym BĘDZIE KIMŚ ZUPEŁNIE INNYM, a może nawet KIMŚ TAKIM JAK JA byłem w stosunku do niej. Że w tym związku po prostu "to nie działa". W tym sensie - zgoda z powyższym cytatem z -mono-.

Komentarz doklejony:

Cytat

Ty zbierasz owoce swojej naiwności, żeby nie powiedzieć dosadniej. Ona pojawiała się i znikała, a Ty zawsze na nia czekałeś i zadowalałeś się ochłapami, które rzucała Ci w przelocie. Byłeś nie do zdarcia. Ona do niczego Cię przecież nie zmuszała, bo wszystko, co robiłeś wypływało z Ciebie. Słuchałeś jej słów i zapewnień, chociaż jej czyny rozmijały się ze słowami. Przecież nie powiesz mi teraz, że nie widziałeś tego wszystkiego. Owszem widziałeś i to bardzo dobrze widziałeś, a mimo to dalej trzymałeś się tej kobiety. To był Twój wybór i dzisiaj tylko Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Ta kobieta dbała o swoje interesy, a nie o Twoje- ona dawała Ci milion sygnałów po drodze, że nie traktuje Cię poważnie ani z należytym szacunkiem, była po prostu sobą. Ty zbudowałeś w swojej głowie mit wielkiej ale trochę trudnej miłości i daltego, chociaż patrzyłeś, to i nie widziałeś.
Uczucia wygrały z rozumem oraz pobożne Twoje życzenia.


-mono- tak, zgadzam się z tym w 100 procentach. Czy uczucia zawsze podpowiadają coś więcej, niż rozum. Przecież cały czas uważam, że NIKOMU INNEMU nie pozwoliłbym na analogiczne zachowanie. Jej pozwoliłem, bo uważałem, że jest dla mnie, moich potrzeb, moich przeżyć, wyjątkowa.

Czy to oznacza, że mam podatność na taki typ relacji, czy popełniłem JEDNORAZOWY błąd, tylko ze względu na rangę, jaką nadałem TEJ KONKRETNEJ osobie?...
11544
<
#21 | lenagemini dnia 06.09.2014 16:28
O granicach i wolności w związku:

Cytat

Co więc nie zagrało? Gdzie byliśmy naiwni, czego nie przewidzieliśmy?


Może ja jestem bardzo naiwna, ale nawet jeśli gdzieś nie ma drutu kolczastego, ale wiadomo, że tam się nie chodzi, to ja nie chodzę. Może podejdę zaciekawiona raz czy dwa, albo zapytam, czy mogę tam pójść/ albo czy nie poszlibyśmy tam razem, ale nie przekroczę granicy bez zgody właściciela.
Dlatego tak sobie myślę, że to jednak nie jest tak, że gdy granice są wyraźne i mocno zaznaczone, to wszystko gra. Mój ex jest człowiekiem wybitnie inteligentnym i spokojnie poradził sobie z ciągłym, nieznacznym przekraczaniem ustalonych granic (zachowując wszelkie proporcje, robił coś podobnego co Putin na Ukrainie). Uważam, że to jego problem - nieumiejętność uszanowania reguł.


Cytat

Co to znaczy: stymulacja intelektualna w związku, w którym szwankuje szacunek dla partnera?

Ja nie czuję się tutaj pokrzywdzona jak może się czuć/być partnerka wspomnianego Sierakowskiego, a może i Ty sam, MARIUSZK.
My zajmowaliśmy się różnymi dziedzinami i u nas stymulacja polegała na kreowaniu sytuacji interdyscyplinarnych, łączących kilka dziedzin/zagadnień. Do tego byliśmy potrzebni oboje. Tak więc ja nie czuję się użyta intelektualnie, wręcz przeciwnie, dostałam wiele "twardej" wiedzy, ja użyczyłam kreatywności.

Jako partnerka do dyskusji miałam szacunek, ale jako kobieta/ partnerka życiowa - coraz mniej i mniej.
3739
<
#22 | Deleted_User dnia 06.09.2014 16:33

Cytat

Czułem się coraz bardziej zaniedbany i niekochany. Sam pragnąłem dawać czułość, ciepło domowego ogniska, nie tylko intelektualizm, ambitne zadania, rozmowy o książkach i filmach. Mam od 4 lat swoje mieszkanie, przygotowywałem je sam, w wielkim trudzie, do życia we dwoje.... Po tylu trudach uwierzyłem, że ona jest "nagrodą" za wszystkie cierpienia, wyrzeczenia. Że ocaleliśmy dka siebie.


Cytat

Po prostu mieliśmy tak podobne poglądy na samorealizację (nie mylę tego z efektem tychże), ja nigdy nie poznałem kogoś, kogo uważałem za tak podobnego do siebie w swych dążeniach.



Sam sobie zaprzeczasz- byliście tak różni w dążeniach jak niebo i piekło.
Wmówiłeś sobie coś tak mocno , uwierzyłeś że Ty to ona , a ona to Ty. To tak nie działa.
Ona była egoistką, Ty oczekiwałeś czegoś innego. Nie nauczysz rekina jeść jabłek...
3739
<
#23 | Deleted_User dnia 06.09.2014 16:47
Trudno powiedzieć czy jesteś podatny na tego typu relacje, gdy ktoś jawnie i bezczelnie grabi Cię, czy też faktycznie tylko ta jedna znajomość była aż tak bardzo specyficzną.
Ja myślę, że raczej chyba tylko ta znajomość taka dla Ciebie była. Jakoś nie postrzegam Cię, jako urodzonego naiwniaka, który nie potrafiłby nalezycie ocenić drugiego człowieka. Ty przecież i tę kobietę widziałeś we właściwym świetle, ale w stosunku do niej i na swoje nieszczęście byłeś, jak bezwolna kukiełka. Miałes do niej chorą słabość i nie było innej mozliwości, jak tylko to, że w końcu rozpadł Ci sie ten mit. To co było między wami, tak naprawdę istniałow Twojej głowie i nie miałożadnego albo prawie żadnego odniesienia do rzeczywistości. Czyny świadczą o jakości związku, a nie słowne deklaracje. Ty miałeś mnóstwo ewidentnych sygnałów na to, że związek ten jest gofno warty.
Nie sądzę, żebyś w przyszłości powtórzył swoje błędy. Na paewno popełnisz nowe, ale tych starych, Ty raczej już nie powtórzysz.
Może prze całe Twoje życie w żadnej innej znajomości aż tak nie dałeś wejść sobie na głowę- ja nawet w to wierzę.
Niestety w tym jednym przypadku dałeś plamę po calości.
Będzie dobrze.
Cały czas nurtuje Cię, to że jak można tak się zachować, do czego to podobne, w głowie się nie mieści. Takie rozmyślania spędzają ci sen z powiek.
Bez sensu.
musisz zrozumieć, że ludzie bywają różni i to, czego Ty na 100% byś nie zrobił, inny zrobi to baz wahania i jeszcze obliże się ze smakiem. Nawet, gdybyś głowił się nad tym dlaczego tak jest od rana do wieczora, od poniedziałku do niedzieli i od stycznia do końca grudnia i każdą wolną chwilę poświęcałbyś na znalezienie odpowiedzi na to pytanie, to ja zapewniam Cię, że i tak nie pojąłbyś i niczego nie zrozumiał.
Ty nie zachowałbyś,się, jak burak, a ona się zachowała- czy z tego powodu świat zaczął się albo skończył? Przyjmij po prostu do wiadomości, że zabrakło tej kobiecie kindersztuby i dlatego tak się zachowała. Słoma z butów jej wyszła- ot, wielka filozofia i całe wytłumaczenie.
Przekuj po prostu tę smutną znajomość na własną korzysć i więcej nie daj się nikomu poniżać i pomiatać.
Albo ktoś Cię szanuje i wtedy Ty dopuszczasz taką osobę do siebie, albo nie szanuje Cię, więc kończysz taką znajomość.
Nie ma niczego po środku.
3739
<
#24 | Deleted_User dnia 06.09.2014 16:51

Cytat

byliście tak różni w dążeniach jak niebo i piekło.


-lisbet- dziękuję... Czy byliśmy różni we wszystkim, czy tylko w tym, co uniemożliwiło działanie tego związku? Kiedy wiadomo NA PEWNO, że ktoś jest dla nas takim rekinem? A przecież dla innego egoisty ona nie będzie musiała być rekinem - czy się mylę?...

Czy zatem taka osoba, tak się zachowująca, z takimi cechami, może być dla kogoś/kogokolwiek optymalnym, dobrym partnerem w związku?? Czy też jej cechy uniemożliwiają stworzenie związku z kimkolwiek?

Czy są zachowania, które nie mieszczą się w żadnej skali, czy też wszystko jest względne i ona może rzeczywiście znalazła w tej Portugalii/Brukseli kogoś, komu w ogóle takie zachowanie nie będzie przeszkadzacć? Może on jest taki sam/zachowuje się podobnie/albo jeszcze gorzej?????

Czy możliwe jest, że ktoś może być szczęśliwy z takim jak ona człowiekiem - skrajnym egoistą, realizującym swoje hedonistyczne zachcianki i potrzeby kosztem innych (niech będzie - kosztem "słabszych" w danym związku)?? Bardzo Was proszę o opinie.

Komentarz doklejony:

Cytat

raczej chyba tylko ta znajomość taka dla Ciebie była. Jakoś nie postrzegam Cię, jako urodzonego naiwniaka, który nie potrafiłby nalezycie ocenić drugiego człowieka. Ty przecież i tę kobietę widziałeś we właściwym świetle, ale w stosunku do niej i na swoje nieszczęście byłeś, jak bezwolna kukiełka.


-mono-tak, właśnie tak to oceniam, jak napisałaś!!!

Komentarz doklejony:

Cytat

Może prze całe Twoje życie w żadnej innej znajomości aż tak nie dałeś wejść sobie na głowę- ja nawet w to wierzę.
Niestety w tym jednym przypadku dałeś plamę po calości.


-mono - tak to właśnie odczuwam i interpretuję, jak napisałaś!!!
3739
<
#25 | Deleted_User dnia 06.09.2014 16:58
Mariusz- Ty dużo jej dałeś od siebie , zbyt dużo. Myślę że trop rekonstrukcji nt. mężczyzn kochających za bardzo jest dobry. Musisz popracować nad sobą, osiągnąć równowagę w braniu i dawaniu.

Nie ulega wątpliwości , że kobieta postąpiła z Tobą paskudnie.
A czy ona z kimś ułoży życie, kto to wie? Może trafi na jeszcze lepszego zawodnika rekina , np. haremowego, który ją tak przeczołga, że zapamięta do końca życia.
Ale tym głowy sobie nie zaprzątaj, jakie to ma znaczenie.
Ważny jesteś Ty i żeby tobie w przyszłości było dobrze. O niej zapomnij.
3739
<
#26 | Deleted_User dnia 06.09.2014 17:31

Cytat

Ja też jestem ambitny, ale nie niszczę ludzi i ich miłości z tego powodu. Ja nigdy bym nie wyjechał za karierą, gdybym miał do stracenia UKOCHANEGO CZŁOWIEKA. Zabrałbym ją ze sobą wszędzie. A ona zawsze miała swój świat. Pomyliłem to z miłością, usprawiedliwiałem ją.


To jest cytat z mojego opisu głównego.
Czy na jego podstawie uważacie, że jest opinią człowieka, który też się samoogranicza (użyto tego określenia nieco wyżej wobec -lenagemini)?

Czy skoro ja sam bym nie wyjechał bez partnera za granicę, by go nie ranić/nie stracić - czy to oznacza, że nie działam w zgodzie z własnymi pragnieniami?
Czy jest jakaś granica w planowaniu swojej samorealizacji? Czy też wolno wszystko, wolno spełniać swoje zachcianki w imię takiej czy innej "wolności", a jak partner obok przeszkadza to się go usuwa i znajduje nowego który np. robi to samo, w tym samym miejscu?
Moim zdaniem jednak nie należy zapędzać się za daleko w swojej samorealizacji? Dlatego oceniam zachowanie mojej partnerki NIE TYLKO jako skrajny egoizm, ale też coś innego, głębszego jeszcze, przekroczenie jakiejś granicy przyzwoitości uniwersalnej (mam nadzieję, że coś takiego istnieje).
Który pogląd/zachowanie jest Wam bliższe? Czy egoizm wpleciony w samorealizację oznacza zawsze kłopoty dla partnerów takich osób, które "nie potrafią się zatrzymać" (choć same pewnie nazwą to inaczej, usprawiedliwiając swoje czyny?)?

Komentarz doklejony:
-lisbet-

Cytat

Mariusz- Ty dużo jej dałeś od siebie , zbyt dużo.


Czy uważasz, że takie osoby jak ona w ogóle potrafią kiedykolwiek docenić takich ludzi jak ja? Czy też bardziej byłem dla niej "wyrzutem sumienia", nie stanowiłem zwierciadła, w którym chciała potwierdzać swój egoizm i inne rzeczy - i stąd te uniki i finał?

Czy uważasz/uważacie, że "uciekła ode mnie" w nową sytuację (człowiek za granicą, nie zna jej , nawet nic o niej nie wie, poza tym, co mu pokazała) - uciekła, bo ja za dużo WIDZIAŁEM, za dużo wiedziałem kim jest naprawdę? I jeszcze "miałem czelność" o tym mówić, przypominać jej, upominać się o rzeczy dla niej niewygodne? Których tak naprawdę nie widziała potrzeby zmieniać i pewnie moje uwagi ją tylko denerwowały? Bo jako "osoba doskonała" (w jej mniemaniu) uważała się w tej relacji za niedoskonałą? Za bardzo jej uświadamiałem niewygodną dla niej prawdę o jej zachowaniu? CZY TO MOGŁO BYĆ PRZYCZYNĄ JEJ WYGODNEJ UCIECZKI w ręce kogoś, komu ona pokaże tylko to co dla niej wygodne??.... Czy dlatego też musiałem "przegrać" z tamtym człowiekiem (cokolwiek to znaczy)?...
3739
<
#27 | Deleted_User dnia 06.09.2014 17:47
Mariuszku, ależ oczywiście, że ona może w związku z innym facetem być tą stroną zabiegającą. Jej, zdaje się, imponują macza, więc wiadomo, że prędzej czy później ta kobieta trafi na swojego.
Widzisz, to jest tak. Kobietom, wydaje się, że facet, który jest dominantem,w związku, który trzyma kobietę krótko za ryj, jest machem- no wiesz o jaki typ faceta mi chodzi- no w każdym razie głupiutkie i niedoświadczone kobiety sądzą, że ktoś taki da im poczucie bezpieczeństwa, bo ojej, jaki on odważny, jaki silny, przy takim chłopie, to pobędę sobie 100- procentową kobietą. Pakują się więc takie zielone gąski w relacje osobiste z machami (z maczami), a potem dostają taki wpier..dol, że mózg im puchnie od nadmiaru wrażeń.
Dominant nigdy nie da kobiecie wymarzonego poczucia bezpieczeństwa, ponieważ ani nie jest to celem takiego, ani nie jest on zdolny do dawania czegokolwiek z siebie. On sam nie ma poczucia bezpieczeństwa (dlatego właśnie jest dominantem), więc jakim cudem miałby dac komuś coś, czego on nie w sobie nie ma.
Prawdziwy facet jest partnerski, opiekuńczy i czuły. Tylko taki może zapewnić kobiecie komfort życia w normalnym i zdrowym związku.
Niestety, są kobiety, które tego nie rozumieją i na skutek życiowej głupoty oraz braku doświadczenia lądują z furą, skórą i komórą.
Ona do partnerskiego związku się nie nadaje, bo dobroć faceta dla niej oznacza, że jest on słaby i jako takiego, ona zawsze będzie chciała zdominować, a gdy to jej się uda, wtedy natychmiast przestanie szanować takiego faceta.
To błędne koło.
Normalnie myśląca i dojrzała kobieta chciałaby mieć dbającego o nią i szanującego ją partnera, umiałaby go docenić i uszanować.
Ta Twoja na razie nie dorosła do zdrowego związku. Będzie szanowała tylko takiego, który ją zdominuje. Miną lata, zanim ona cokolwiek zrozumie.
I od razu uprzedzę Twoje kolejne pytanie- czy ona będzie żałowała, że Cię straciła?
Ja uważam, że bez względu na to, jak potoczą się jej dalsze losy, ona znajomości z Tobą, straty Ciebie na pewno nie będzie żałowała.
Dlaczego?
Ponieważ jej na Tobie nie zależało. Gdyby ona ceniła sobie znajomośc z Tobą, to by o nią dbała i zabiegała- tak, jak robiłeś to Ty. Jej na Tobie nie zależało. Jakim więc cudem miałaby żałować czegoś, co dla niej nie stanowiło żadnej większej wartości?
Zapomnij o tej kobiecie- nic więcej Ci i tak nie pozostało.
3739
<
#28 | Deleted_User dnia 06.09.2014 18:04
-mono- Wszystkie moje problemy wzięły się stąd, że mówiła dokładnie co innego:

- że jej zależy, że jestem najważniejszy (może byłem aż do Brukseli/Portugalii). Że to co robię jest dla niej ważne. Czy gdyby nie poznała NOWEGO obiektu egoizmu/wyzysku (on jej pewnie pomoże w zainstalowaniu się w tej Brukseli), to nadal by mnie uważała za "wystarczającego"? Abstra****ę od tego, czy to jest miłość czy nie jest (oczywiście że nie jest), ale czy gdyby nie NOWOŚCI, nowe pobudzenia w jej życiu, sprzyjające jej planom, to nadal ten związek by trwał - bo i ja bym się oszukiwał, że jest dobrze - i ona by się oszukiwała, że na tym etapie jest dobrze, a na razie nic lepszego się nie pojawiło?...

Czy możliwe jest, że osoby takie jak ona, w ten sposób jak ona niedojrzałe (mogę tak ją określić bez pudła, prawda?...), mogą nieustannie zmieniać sobie poprzeczkę "tego co uważają najatrakcyjniejsze w wyborze partnera", w zależności od tego, co zobaczy w KOLEJNYM i KOLEJNYM człowieku? Czy gdyby każdy tak gonił za maksymalizacją satysfakcji z partnera (w tym każdy rozumiał by pod tym pewnie coś innego, indywidualnego) - czy nie rozpadł by się KAŻDY związek?? (bo zawsze ktoś może być "lepszy", zawsze można sobie to wmówić)

Co to za cecha, osób, które zawsze muszą mieć WIĘCEJ, LEPIEJ (także w ten sposób są nienasyceni w maksymalizacji zysku z relacjami z ludźmi)?? Przecież ja tak nie postąpiłbym wobec niej, gdybym dajmy na to, odczuwał potrzebę związania się z córką prezydenta Obamy i nagle miał taką możliwość?? Czy to oznacza, że tacy ludzie ciągle próbują się dowartościować, mając chore coraz wyższe wymagania, wobec partnerów, wobec siebie, wobec wszystkiego? "CIĄGLE MI MAŁO", mówiła. Jak nazwać takie zachowanie, takie chore nienasycenie, potrzebę bodźców, ciągle nowych wydarzeń? NIE MAM NIC PRZECIWKO temu, jak tu wielokrotnie pisałem, ale uważam, że NIGDY nie należy się tak zachowywać kosztem człowieka, który jest obok, którego się kocha.

Powtórzysz: "ale ona cię naprawdę nie kochała". Czy gdyby kochała, nie uciekała by w kolejne zajęcia, nowe wyzwania. Przypomniało mi się teraz, że raz powiedziała (przyparta przeze mnie, więc mogło być to stwierdzenie "na odczep się"Z przymrużeniem oka, że to co robiła w ostatnich latach to były "CZYNNOŚCI ZASTĘPCZE". Bo nie miała chłopaka na poważnie (rozumiem teraz że i mnie w ten sposób nie traktowała, skoro nie chciała/nie mogła zmienić swych przyzwyczajeń). Czy możliwe że zmieni je dla kogoś innego, czy egoizmu i takich cech, które ona ma - NIE ZMIENIA SIĘ DLA NIKOGO?....

Komentarz doklejony:
Przecież ja tak nie postąpiłbym wobec niej, gdybym dajmy na to, odczuwał potrzebę związania się z córką prezydenta Obamy i nagle miał taką możliwość??


Nieściśle tu chyba napisałem. Chciałem powiedzieć, że ja bym nie uciekł od kogoś nagle, znienacka, tylko dlatego, że pojawił się ktoś lepszy - i nagle uznałbym że ten "nowy" jest lepszy, choć wcześniej nie miałem w ogóle o tym pojęcia, że istnieje.
3739
<
#29 | Deleted_User dnia 06.09.2014 18:19
Mariuszku, a jakie to ma znaczenie, że Ty bys tak nie postąpił. Ty byś tego nie zrobił, a inna osoba zrobi- o czym tu deliberować.
A poza tym pojęcie, że ten jest lepszy,a tamten gorszy jest bardzo względne, bo wszystko zależy od tego, jakie dany człowiek ma priorytety życiowe, jakie wymagania i przede wszystkim za kogo uważa samego siebie. Pewnie, że potrzebne są nam lustra. Ja też nie związałabym się z np. z bezdomnym nieszczęśliwym i zagubionym pijakiem, choćby on miała nawet złote serce. Bez przesady. Wiadomo, że dążymy do tego, by siedzieć na coraz wyższej grzędzie, a nie na coraz niższej. Tu nie o to chodzi. Ta kobieta nie nadaje się po prostu do partnerskiego i normalnego związku, bo bycie z nią oznaczać będzie dla każdego faceta pokonywanie coraz wyższych poprzeczek, nie wolno pozwolić sobie przy niej na bycie sobą, bo ona wszystko to wykorzysta, by usiąść komuś na głowę.
Ja będąc na Twoim miejscu zmobilizowałabym się i ze wszystkich sił pokazała samej sobie, że potrafię bardzo wiele osiągnąć- nie dałabym się sprowadzić do parteru, tylko właśnie, na przekór osiagnęłabym sukces. Pokazałabym sobie i całemu światu, że ktoś, kkto oceniał mnie, jako życiową niedojdę i ciepłe kluchy, bardzo się pomylił, co do mnie.
Uwolnij się mentalnie od tej kobiety, bo uwierz mi- ona o Tobie nie myśli, tylko zyje sobie dalej swoim życiem i nie analizuje ani swojego postępowania, ani Twojego.
11544
<
#30 | lenagemini dnia 06.09.2014 18:26
MARIUSZK
Myślę, że trop z ciągłym dowartościowywaniem się jest sensowny. Czy przypadkiem nie było tak, że Twoja była wartościowała siebie i innych poprzez swoje osiągnięcia? Te ciągłe bodźce/nowe wyzwania były potrzebne do karmienia swego ego, udowadniania sobie, że jest się lepszym/mądrzejszym.
No niestety, dopóki ona sama nie przerobi tego np. na psychoterapii i/lub okoliczności jej nie zmuszą, to będzie tak postępowała cały czas. To dziura i pustka gdzieś wewnątrz niej, jakiś deficyt do uzupełnienia w chory sposób.

Znam to "ciągle mi mało", o którym piszesz i choć sama też się rozwijam, to nigdy kosztem kogoś, kogo kocham.
3739
<
#31 | Deleted_User dnia 06.09.2014 18:31
Mariusz ta kobieta to taki narcyz uważa się za kogoś wyjątkowego i nie wygląda na głupią gaskę. I jako ktoś taki wejdzie w relację z macho ale wiesz z takim w jej mniemaniu z "lepszej półki" takiego kto dorówna jej osiągnięciom i pozycji życiowej. I tej niby ekskluzywny partner będzie jej lustrzanym odbiciem narcyzmu . I tak kobieta dostanie w...ierdol tylko taki bardziej "ekskluzywny" Z przymrużeniem oka Szeroki uśmiech
Tak że się nie martw, zajmij sie sobą. Maz duzy potencjał tylko tą dobroć i miłość którą w nadmiarze kierujesz do partnera, skieruj na siebie i będzie dobrze Uśmiech
3739
<
#32 | Deleted_User dnia 06.09.2014 19:23
-lenagemini-

Cytat

Czy przypadkiem nie było tak, że Twoja była wartościowała siebie i innych poprzez swoje osiągnięcia? Te ciągłe bodźce/nowe wyzwania były potrzebne do karmienia swego ego, udowadniania sobie, że jest się lepszym/mądrzejszym.
No niestety, dopóki ona sama nie przerobi tego np. na psychoterapii i/lub okoliczności jej nie zmuszą, to będzie tak postępowała cały czas. To dziura i pustka gdzieś wewnątrz niej, jakiś deficyt do uzupełnienia w chory sposób.


Lena - jestem stuprocentowo pewny że tak właśnie ona postępuje, ja sam jej to mówiłem!!!! Jestem pewien, że ja też byłem jej "tłem" wizerunkowym, ale tylko do momentu, gdy uważała mnie za "reprezentacyjnego". Dopóki nie znalazł się inny bardziej reprezentacyjny. O tym jest mowa w książce "Dwie głowy" i dlatego m.in. upierałem/upieram się przy określeniu jej "psychofagiem"

Jej koledzy w pracy/prawnicy są dla niej oczkiem w głowie. Ona ich naśladuje w każdym zachowaniu, małpuje. Ja to wychwyciłem, każda rozmowa z nią o tym kończyła się jej wybuchem, atakiem agresji. Jakbym dotknął najczulszego punktu, którego nigdy nie miałem zauważyć (przy okazji: jak można takie rzeczy ukrywać, maskować przed chłopakiem)??!!

Opowiadała mi, że nawet nauczyła się od nich myć zęby po posiłkach w czasie pracy (żeby było jasne - nie mam nic przeciwko tej czynności Z przymrużeniem oka , chodzi właśnie o motywację takiej jak ona osoby, o taką argumentację - ona tego nie robiła dla siebie, tylko przez naśladowanie zwyczajów jej "mentorów"Z przymrużeniem oka.

Dlatego naśladuje ich też w chorych i dla mnie nie do przyjęcia sytuacjach "zawodowych". Te ich delegacje, rozbijanie się po Europie dla funu, tanim kosztem, to jeżdżenie na konferencje (zawsze o tym samym, na ten sam temat) na koszt podatnika - to tylko PRETEKST do lansu ("jesteśmy sprytniejsi, bawimy się waszym kosztem, zwykłe szaraczki"Z przymrużeniem oka, wzięcia diet do pensji i tak niemałej, poobijania się w hotelach po kilkaset euro. to NOBILITUJE, pozwala odgrodzić się od szarzyzny ("boję się zgnuśnienia", "potrzebuję coraz to nowszych wyzwań" - mówiła...)

Muszę dodać, że raz jeden widziałem takie jej zachowanie w towarzystwie ludzi jeżdżącymi na tego typu konferencje (z wielu instytucji, urzędów w tym mieście... Coś w rodzaju "klanu podróżników z zadartym nosem"Z przymrużeniem oka . Otóż byliśmy przez tydzień w Londynie, prywatnie, i jednocześnie tam była taka konferencja, gdzie służbowo przyjechali ludzie z jej działu, z innych instytucji itd. itd.
Ona była w ich towarzystwie KIMŚ ZUPEŁNIE INNYM niż w prywatnych sytuacjach ze mną i z kimkolwiek poza pracą. Widać było, że to był dla niej fun, podbicie własnej wartości, tani efekt. Bardzo była czujna, patrzyła czy obserwuję jej zachowanie przy tych ludziach, odczuwałem, że jest skrępowana sytuacją... Że widzę ją w okolicznościach, których tak naprawdę nie miałem jej widzieć.

A jednocześnie, wtedy, w tym samym Londynie płakała pół godziny, hiosterycznie, gdy sprzedawca przepędził ją na moich oczach z salonu prasowego, gdzie chciała "za darmo" poprzeglądać prasę. Wpadła w histerię. Była anonimowa, nagle była "nikim". Obraz z lustra został zniszczony przez "niewiadomo kogo".

MÓJ WNIOSEK: Ona żyje lansem, złudzeniami, podbija się tym "wielkim światem", który np. dla mnie jest tylko śmieszny. ALE PEWNIE właśnie dlatego musiałem "odpaść" - bo ona wiedziała, że ją "rozpracowałem", że to był dla mnie jej lans, a dla niej COŚ ZNACZNIE WIĘCEJ - kręgosłup, cała ideologia, konstrukcja całego życia i dowartościowanie swoich skrzętnie ukrywanych , baaaardzo dużych kompleksów . Mówiła że w dzieciństwie jej otoczenie (pochodzi z małej miejscowości) nazwało ją "gofnem z M.... [nazwa miejscowości]" Robiła wrażenie jakby cały czas próbowała po trupach udowodnić, że nie jest tym g.... Ale nie pomyślałem, że nawet ja będę tego ofiarą, gdy tylko przejrzę, jaka jest motywacja jej chorego zachowania.....

Uważam że NOWY CHŁOPAK w Brukseli ("chciałam poznać na stażu ludzi podobnych do mnie"Z przymrużeniem oka odroczy to, z czym ona nie chce/nie ma ochoty się jeszcze zmierzyć. Z tym, jak pusta jest naprawdę jej motywacja, cała konstrukcja, na której oparła chorą ambicję, egoizm, pomiatanie ludźmi w jej mniemaniu "stojącymi jej na drodze" itp. Zmierzyć się z refleksją, że to co jej imponuje, tak naprawdę, obiektywnie jest niczym i służy leczeniu jej chorych kompleksów, które BARDZO DOBRZE maskuje. Że jest po prostu śmieszna, że to czym żyje, to wydmuszka.

Ja jej to powiedziałem po naszym pobycie w Londynie - i myślę, że to bardzo przyspieszyło koniec naszego związku.
3739
<
#33 | Deleted_User dnia 06.09.2014 19:36
Wiesz Marcin, teraz gdy tak napisałeś i doszło aż tyle nowych informacji, to ja doszłam do wniosku, że Ty masz rację z tym, że baba ta zgłupiała i stała się narcyzką, a juz na pewno złapała wiele cech narcystycznych, na zasadzie naśladownictwa. Jakież to żałosne i banalne.
To rzeczywiście psychofażka- szedłeś więc dobrym tropem.
Dobrze, że ta kobieta zniknęła z Twojego życia. Niech idzie ona dalej w ten swój cudowny świat ułudy- kiedyś stanie w bezruchu i będzie przerażona tym, kim się stała, a może właśnie będzie bardzo szcześliwa? Nie wiadomo- cokolwiek się stało jest już faktem i należy zamknąć ten smutny rozdział.
Zapomnij o niej, wybacz jej, niech ona ściga się z innymi szczurami, a Ty zyj swoim, a nie jej życiem.
3739
<
#34 | Deleted_User dnia 06.09.2014 19:42
Mariusz to tym bardziej na co Ci taka "elyta" . Znajdź sobie ciepłą , miłą kobietę która doceni Twoje wnętrze i nie będzie mierzyła Cię wartością pieniądza. O tamtej pani zapomnij , popracuj nad sobą żebyś miał stan fajnej równowagi. Powodzenia Uśmiech
11544
<
#35 | lenagemini dnia 06.09.2014 19:58

Cytat

Te ich delegacje, rozbijanie się po Europie dla funu, tanim kosztem, to jeżdżenie na konferencje (zawsze o tym samym, na ten sam temat) na koszt podatnika - to tylko PRETEKST do lansu


Czy Ty sam nie czułeś trochę obrzydzenia do tego, co ona robi? Bo tak to trochę brzmi, jakbyś Ty nią odrobinę pogardzał. Nie karmiłeś jej ego, niestety, tylko sprowadzałeś ją na ziemię (swoją ziemię?).

Piszę tak, bo sama zaczęłam czuć obrzydzenie do mojego ex, gdy wracał pijany z kolejnej "ważnej rozmowy naukowo-biznesowej" i tłumaczył mi, że inaczej nie da się nic załatwić w tym środowisku.
A ja patrzyłam na niego i zastanawiałam się, jak taki inteligentny, bystry człowiek może się tak sponiewierać. Kompleksy, chyba tylko tak to mogę wytłumaczyć.
3739
<
#36 | Deleted_User dnia 06.09.2014 20:08
lenagemini, kompleksy i bezdenna życiowa głupota.
Szkoda, że za głupotę takich ludzi płacą mądrzy i wartościowi ludzie.
Po jakims czasie, gdy miną już emocje i te pozytywne, i te negatywne, patrzy się na takie pustaki z politowaniem, może nawet i z pogardą- no naprawdę, słów brakuje.
Szkoda, że nie można tak od razu, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki umieć od razu i natychmiast wycofać się z uczuciowej relacji z takimi ludźmi. Wszystko zawsze musi trwać i trwać w czasie.
Oboje z Mariuszkiem wyjdziecie z tego. Powodzenia.
3739
<
#37 | Deleted_User dnia 06.09.2014 20:17
Dziękuję Wam za wszystko!!! - co tu do tej pory powiedzieliśmy. Nie marzyłem, że można w ten sposób zdiagnozować coś tak obrzydliwego...

Chcę jeszcze ujawnić, że to jej "naśladowanie" zaczęło się właśnie 10 lat temu - od naśladowania mnie. Ona sama mi to powiedziała. Wcześniej tego tu nie mówiłem, żebyście nie pomyśleli, że mi odbija i że jestem egocentryczny.

Ona sama mi to powiedziała, że od tego czasu jest takim "drugim mną". Ambicja, czytanie, aktywność itp. Ale potem przyszło INNE środowisko, rywalizacja na studiach prawniczych, w środowisku prawnicznym, tzw. "wynaturzenie korporacyjne", zachowania "grupy" na granicy etyki, kolejni "mentorzy" - także jej poprzedni "chłopak", pewnie także jej "nowy chłopak". CAŁY CZAS TEN SAM SCHEMAT. Tylko ludzie-pionki się zmieniają...

Tak, zawsze był w niej TEN SAM mechanizm zachowania, instrumentalnego traktowania ludzi - tzn. drugi człowiek jako "lustro" dla jej własnej "doskonałości idealnej" (której nikt - włącznie ze mną - nie mógł jakoś dostrzec....), wyssanie z drugiego człowieka, co się dało - dla własnej nauki, satysfakcji i korzyści i natychmiastowe przeskoczenie na innego, gdy tamten się "zużył" (nie tylko jeden człowiek, także jakaś grupa ludzi). Jeśli okazywało się że w ogóle nie jest lustrem albo że nim przestał być.

Ja się łudziłem, że na mnie to się zatrzyma, że ona nie pójdzie dalej w tym "wampiryzmie".
Dlatego jej definicję z takim przerażeniem odkryłem już po wszystkim, w "Dwóch głowach". A to tylko jedna z jej mrocznych tajemnic, co do których wydawało się jej, że nikt ich nie odkryje. Nie zdążyłem tu napisać o wielu innych rzeczach, rzeby nie zamulać i tak przydługawego opisu. Ja odkrywałem w niej bardzo mroczne rzeczy stopniowo, ale skutecznie - i musiałem za to zapłacić bo otwarcie próbowałem z nią o tym rozmawiać. Jestem pewien, że to dlatego, jak sama mi pod koniec powiedziała, "uciekała ode mnie"...

Nie pociesza mnie, że nowy chłopak w Brukseli coś odkryje w jej zachowaniu tak jak ja (albo nie odkryje) - myślę raczej, że ona, pomna doświadczeń ze mną i mojej spostrzegawczości którą teraz przypłacam załamaniem nerwowym - ZAKAMUFLUJE SIĘ już do perfekcji, bo nie będzie chciała stracić celu głównego czyli BRUKSELI, czyli pensyjki europejskiej, czyli blichtru tanim kosztem, "lepszego i dobrego życia". A ten człowiek będzie jej potrzebny ZA WSZELKĄ CENĘ, żeby nie spadła na niższą grzędę, w dół...

Więc to już może być mistrzostwo udawania i mistrzowski układ - jeśli nowy chłopak, wg jej własnych słów, "jest tak podobny do niej" (no jasne, skoro ja nie byłem i piętnowałem bardzo celnie jej cwaniactwo i manipulacje, nie tylko w stosunku do mnie ale i innych osób w jej otoczeniu, które nawet mogą nie zdawać sobie z tego sprawy).

Ona walczy teraz "o wszystko', bo wie, że zdemaskowałem jej socjopatyczne zachowanie - jej manipulacja może sięgnąć wyżyn. Kolejna ofiara, kolejny "wyższy pułap maksymalizacji zysku z wykorzystywania kolejnych ludzi i środowisk", kolejne zwierciadło dla jeszcze wyższego narcyzmu...

A ja jestem w rozpaczy, bo nie tak miało być - bo ona nie miała być taką osobą....... Bo myślałem, że odnaleźliśmy się jak w korcu maku. I dlatego wierzyłem jej do samego końca.

Komentarz doklejony:
-lenagemini- -mono-

OCZYWIŚCIE ŻE CZUŁEM DO TEGO OBRZYDZENIE. Byłem przerażony, gdy odkrywałem coraz to nowe patologiczne zachowania, dla osiągnięcia jakiejś chorej satysfakcji z bycia "lepszą niż inni"!!
Ona mi nawet powiedziała, że jej konto na Facebooku jest zamaskowane i nie można go wyszukać - bo są tam ludzie "jej warci" i nikt więcej. Ja byłem tam przez dwa dni - i sam ją zablokowałem. Wstyd to powiedzieć, ale nie czułem się częścią jakiejś "elitki" z jej nadania.

Ale oczywiście i ten sygnał puściłem płazem (było to dwa lata temu)..... Nie potrafię uwierzyć, jak można z takiej "biografii" czerpać nowe, chore sygnały....

Alex DeLarge z "Mechanicznej pomarańczy" Kubricka fascynował ją (tak, tak, ten co gwałcił i mordował...). Serial "Girls" Leny Dunham, cały o socjopatii i "łatwym życiu" i zabawie zawsze i wszędzie - fascynował ją. Serial "MadMen" o lansie korporacyjnym prawników i traktowaniu innych z góry jak śmieci - fascynował ją.

Wszystkie te wątki połączyłem dopiero teraz w całość!!! Uważam że inteligentnie i bardzo trafnie. I mimo wszystko jeszcze w porę!!! Na ratunek dla mnie!

I naprawdę opadły mi ręce, co ona mogła jeszcze ze mną zrobić "w białych rękawiczkach", zanim się nie znajdzie "lepsza ofiara"...... Czyli nowy chłopak do wyssania i wykorzystania w Brukseli, co ona nazwała "miłością"....
3739
<
#38 | Deleted_User dnia 06.09.2014 20:27

Cytat

Bo myślałem, że odnaleźliśmy się jak w korcu maku. I dlatego wierzyłem jej do samego końca.


Mariusz nie wyrzucaj sobie. Wiele osób stąd tak myślało, wielu płaci ogromną cenę również finansową za bycie z własnej woli z kimś takim i za własne błędy.
Ale Ty się ciesz, że ona sobie poszła, i że nie mieliście dzieci, wspólnych zobowiązań finansowych.
Ty wyciągnij wnioski na przyszłość, okrzepnij i nie daj się Uśmiech
3739
<
#39 | Deleted_User dnia 06.09.2014 20:54
-lisbet-

Cytat

wielu płaci ogromną cenę również finansową za bycie z własnej woli z kimś takim i za własne błędy.
Ale Ty się ciesz, że ona sobie poszła, i że nie mieliście dzieci, wspólnych zobowiązań finansowych.


Wiem, wiem to.... Najgorsze jest to, że KAŻDY Z NAS może wejść w sytuację, która na zawsze może zniszczyć życie, opalić skrzydła..... I że nikt z nas tak naprawdę tego nie jest w stanie przewidzieć... A sam nie jest niczemu winien, że został wciągnięty przez socjopatę/chorą osobę w JEJ CHORY UKŁAD.

Komentarz doklejony:
Ten doklejony komentarz kieruję do MAI FRIEDRICH.

Myślę, przeczuwam, że może Pani zaglądać na ten portal. Albo ktoś, ktokolwiek Pani znany, kto to odczyta. Tą drogą pragnę podziękować za to, kim Pani jest, za wszystko co Pani zrobiła dla uświadomienia innych - byłoby moim marzeniem móc Panią kiedyś, kiedykolwiek, poznać.
11544
<
#40 | lenagemini dnia 06.09.2014 20:59
No niestety, inteligencja to nie to samo co inteligencja emocjonalna.
To, że ktoś jest oczytany i "opatrzony" nie znaczy, że ma kręgosłup moralny. Mój ex, tak jak twoja była, to bystry człowiek, z dużą wiedzą w tematach zawodowych, ale też z umiejętnością i skłonnością do manipulacji - przecież tak daleko by nie zaszedł gdyby nie to.

Złapałam się na tym, że przypisuję dobre cechy/intencje ludziom w jakiś sposób podobnym do mnie. A to taki prosty mechanizm psychologiczny prowadzący skrótem na manowce.

Na takich manowcach wylądowaliśmy, MARIUSZK, bo spodziewaliśmy się, tego co sami dawaliśmy - uczciwości i szczerości, od osób, którym te wartości były obce i do niczego nieprzydatne.
3739
<
#41 | Deleted_User dnia 06.09.2014 21:57
Ona, jeśli bedzie widziała dla siebie korzyść, to będzie potrafiła złożyć się, jak scyzoryk, jednak pamiętaj- tacy ludzie są bardzo słabi, bo czasem wystarczy byle wietrzyk, byle podmuch, a oni lecą na pysk z tej swojej wysokiej półki i potem nie potrafią poradzić sobie z bólem doopska. To lizusy, papugi i tchórze. Własną matkę gotowi są sprzedać, wyprzeć się swoich korzeni, szczególnie gdy wywodza się z bidy albo z przeciętnej prostej rodziny, tylko po to, by zabłysnąć wśród pustych kolorowych ptaków. Fałszywych przyjaciół wywyższają, jeśli widzą w nich godnych siebie, a prawdziwych przyjaciół lekceważą i mają za frajerów.
Mariuszek, jesteś bardzo dobrym psychologiem i znasz się na ludziach.
Teraz pozostało Ci tylko wybaczyć sobie swoją naiwność i jakoś powolutku otworzyć się na inną kobietę.
Wszystkiego dobrego.
3739
<
#42 | Deleted_User dnia 06.09.2014 22:37
-lenagemini-

Cytat

Złapałam się na tym, że przypisuję dobre cechy/intencje ludziom w jakiś sposób podobnym do mnie. A to taki prosty mechanizm psychologiczny prowadzący skrótem na manowce.


Pamiętaj, nade wszystko pamiętaj - to nie my mieliśmy wylądować na manowcach.... To tacy ludzie jak my zasługują (przepraszam za to nie-neutralne słowo) na to "najlepsze", co sami dają, a może i na wiele, wiele więcej (a jesteśmy eleganccy i nigdy nie oczekujemy tego typu gratyfikacji, choć w skrajnych przypadkach ktoś może nas "zmusić", że zaczynamy o nie "żebrać" jak zwierzęta...)

Ale jeszcze gorsze jest dla mnie to, że emocjonalne cwaniaczki, o jakich tu piszemy - Ci, którzy teraz wygodnie spadli w nowe znajomości, bez żadnych konsekwencji, żadnej kary, żadnej autoświadomości tego, jakimi naprawdę są emocjonalnymi szujami - zawsze spadną na cztery łapy, w przeciwieństwie do kolejnych, zniszczonych przez nich osób...

Komentarz doklejony:
-mono-

Cytat

tacy ludzie są bardzo słabi, bo czasem wystarczy byle wietrzyk, byle podmuch, a oni lecą na pysk z tej swojej wysokiej półki i potem nie potrafią poradzić sobie z bólem doopska. To lizusy, papugi i tchórze. Własną matkę gotowi są sprzedać, wyprzeć się swoich korzeni, szczególnie gdy wywodza się z bidy albo z przeciętnej prostej rodziny, tylko po to, by zabłysnąć wśród pustych kolorowych ptaków. Fałszywych przyjaciół wywyższają, jeśli widzą w nich godnych siebie, a prawdziwych przyjaciół lekceważą i mają za frajerów.


Nagle teraz, pomyślałem, przez chwilę wyobraziłem sobie, że ona jakimś cudem znajduje tę całą dyskusję, i czyta to....

I jestem pewien, że i tak jest pewna że dobrze zrobiła, że spełniła swoją kolejną zachciankę... Uciekła od zdemaskowania, szczęściara.... A że nie wie, co to znaczy powiedzieć komuś "kocham cię" - cóż to w tych pięknych okolicznościach znaczy?.....
11544
<
#43 | lenagemini dnia 06.09.2014 23:15

Cytat

Ja byłem wówczas w związku, złym związku, który się rozpadł na początku 2012 r.

MARIUSZK
Czytając po raz kolejny Twoją historię, zastanowiło mnie to zdanie- może dlatego, że sama rozliczam się ze swoimi związkami, szukam wspólnych mianowników (piszę o tym w swoim wątku).

Czy wiesz, co było takiego złego w tamtym związku? Czy był on w jakiś sposób podobny do ostatniego?
3739
<
#44 | Deleted_User dnia 06.09.2014 23:36
- lenagemini -

Cytat

Czy wiesz, co było takiego złego w tamtym związku? Czy był on w jakiś sposób podobny do ostatniego?


Przedostatni mój związek, nie był wcale podobny, w niczym nie przypominał tego piekła, o którym piszemy. W porównaniu z tym ostatnim - był prawie idealny. Tam była, wyobraź sobie... jej zazdrość o moją tym razem aktywność, bycie osobą "publiczną" itp. Poczucie nieprzystawania, czyli jakby odwrócenie ról.

Ale właśnie dzięki tamtemu, przedostatniemu związkowi, zrozumiałem natychmiast, że ten - w porównaniu z tamtym - jest o wiele groźniejszy, że jest po prostu sk.......twem. Ale i tak w to brnąłem, jakby pokutnie...

Tamta, poprzednia zdrada mojej partnerki, była zdradą dokonaną przez nią "ze strachu", z nieprzystawalności, pewnie jakiejś rozpaczy. Ona też była/jest z niewielkiej miejscowości, też na wschód od Warszawy.

A zdrada ostatniej dziewczyny, o której tyle tu piszemy - była zdradą "dla zabawy".

Wiele razy zastanawiałem się, czemu tej ostatniej tak łatwo wybaczyłem coś, czego nigdy konsekwentnie nie wybaczyłem poprzedniej (z tamtą konsekwentnie odmawiam kontaktu, a nie jest to proste, bo od lat... pracujemy razem).

Być może tolerując zachowanie mojej ostatniej dziewczyny - jakoś "karałem się" że rozpadł się też mój przedostatni, o niebo lepszy, choć też zły w ostatecznym rachunku, związek.

Dodam, jako dow****, że oczywiście ta ostatnia, ta egoistka-prawniczka, była niesłychanie zazdrosna o tą przedostatnią. Znalazła ją sama na Facebooku.... Nawet podczas naszego ostatniego spotkania w drodze z Okęcia, użyła tej wiedzy, żeby powiedzieć mi coś bardzo. bardzo obrzydliwego.... Była zazdrosna do samego końca, czuła się gorsza.... Czuła się gorsza pośród wielu ludzi i spraw - dlatego musi grać LEPSZĄ, do wyniszczenia, do samego końca.

Tyle na ten temat Uśmiech

Komentarz doklejony:
PS. Nie wiem, czemu ten system cenzury wulgaryzmów, gwiazdkuje piękne słowo d o w c i p - w akapicie powyżej... Z przymrużeniem oka
11544
<
#45 | lenagemini dnia 06.09.2014 23:51
Czyli jednak są wspólne mianowniki - kompleksy, niskie poczucie własnej wartości, podobny background, zdrada (inny powód, ale jednak).
Jestem daleka od szukania winy w sobie, ale może jakoś sam wybierasz tego typu kobiety?

Tak, ciekawy jest ten system cenzury wulgaryzmów, cenzurujący z automatu bardzo zwyczajne słowa.
3739
<
#46 | Deleted_User dnia 07.09.2014 00:07
-lenagemini-

W Twoim wątku odpisałem Ci na to. To może być zbieg okoliczności, ale NIE MUSI BYĆ.

Przecież nie zakładałem z góry, że obie będą miały kompleksy (tylko na innym ufundowane podłożu), niskie poczucie własności.

Upieram się, że tego na początku się nie wie. Że my, ofiary takich osób, nie wiemy o tym. A jeśli okazuje się po czasie, ze nagle są to "znowu podobne historie" - to wierzymy, że jest w tym jakiś niezwykły przypadek i że ma to NA PEWNO coś z naszymi wyborami wspólnego.

Ja jednak uważałbym, że nie należy takich spraw porównywać.

Komentarz doklejony:
niskie poczucie WARTOŚCI, naturalnie.

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?