Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Nie wiem od czego zacząć. Jesteśmy/byliśmy 9 lat razem, 7 lat po ślubie. Wielka miłość, wszyscy pokazywali nas za przykład, dogadywaliśmy się świetnie, te same poglądy na życie, wartości... Dwa tygodnie temu przez przypadek odczytałem sms na telefonie mojej żony. Sms był od jej kochanka, dalej potoczyło się lawinowo, wyszedł na jaw jej romans... Żona studiuje dokształca się, chodzi na kursy i na jednym z nich go poznała. Romans trwał 4 miesiące, 4 miesiące podwójnego życia, 4 miesiące kiedy ja w weekendy byłem sam z 2 naszych dzieci, najmłodsze 14 miesięcy a ona jeździła z nim po hotelach. Zawalił mi się cały świat, postawił bym własne życie i życie moich dzieci na to że ona tego nie mogła by mi zrobić, wszyscy tylko nie moja żona. Jak dalej żyć? Jak wszystko posklejać?
Tak, mówi że bardzo żałuje tego co się stało, że był chłodno miedzy nami a ona nie umiała mi o tym powiedzieć a jemu się mogła zwierzyć... no mogła bo sprawdziłem bilingi i ponad tysiąc minut miesięcznie i 300 sms i tak każdego miesiąca... A ze mną o naszych problemach nie mogła porozmawiać nawet przez 5 minut... Nie ogarniam tego jak można spotykać się z innym mężczyzną i za chwile wrócić do domu i pocałować mnie i udawać że jest wszystko ok? Nie wiem już z kim ja właściwie się ożeniłem...
Przypomniałam sobie, jak czekałam na pierwsze odpowiedzi po zamieszczeniu mojej historii ponad rok temu i stwierdziłam, że zasugeruję Ci przynajmniej szybciutko link do etapów po zdradzie:
Ja jestem/ MY JESTEŚMY nadal w trakcie sklejania - okazało się to bardzo trudne, ale jeśli wczytasz się w historie niektórych forumowiczów - możliwe...
Więc nie podejmuj pochopnych decyzji...
Rozmawiajcie... Rozwiązujcie problemy...
Zastanówcie się, czy oboje jesteście gotowi podjąć ten wysiłek...
Przychodzi biedny Żyd do rabina i prosi o radę:
Oj, mądry Rebe, pomóż mi. To moje życie takie ciężkie: mieszkam w niewielkiej chatce z żoną, czwórką dzieci, babcią, dziadkiem i jeszcze teściową. Już się zupełnie nie mieścimy w tej małej izdebce. Oj pomóż, mądry Rebe...
Na to Rabin powiada:
Słyszałem, że masz w obórce kozę?...
- Tak Rebe, mam jedną kozę, co daje mleko, którym karmię dzieci.
- To ją teraz sprowadź do domu - mówi rabin.
Rebe, Rebe, co ty mówisz?... Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i jeszcze koza?... To jak ja teraz będę mieszkał?...
Ale rabin był nieubłagany - musisz wprowadzić sobie kozę do domu!!
Za parę tygodni rabin spotyka tego Żyda i pyta się:
- A co tam Icek u ciebie?
Oj Rebe. Teraz to już zupełnie nie da się żyć w domu. Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa, dziadek i jeszcze teraz ta koza. To już nie jest życie.
Na to rabin powiada:
- To zabierz kozę z powrotem do obórki.
Za niedługo rabin jeszcze raz spotyka Żyda i pyta się go:
Jak tam Icek, w twoim domu?...
- Oj, Rebe. Jakiś ty mądry! Jak my teraz mamy w domu dużo miejsca. Świetnie mieścimy się w tej izdebce - ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i dziadek. Oj, jakiś ty mądry, Rebe...
Twoja żona prawdopodobnie nawaliła sobie na barki tyle, że problemy z tym związane ją przerosły. I w związku z tym pojawiła się koza.
Kozę pogonić się da, tylko jak rozwiązać potem problem jej odchodów i zorganizować od nowa przestrzeń ?
Żałuje ale czego że sie wydało czy ciebie..........zrobiło się chłodno i zaraz puszczała sie po hotelach,musisz przyjrzeć sie jej bardziej czy to nie wyrachowanie a zdrowy rozsadek
rekonstrukcja, dobre, naprawdę dobre to co napisałeś.
ona też tak mówi że te wszystkie obowiązki ją przerosły a do tego drugie dziecko... Ale mnie też było ciężko pracowałem po 12 godzin na dobę ( i nie ulżyłem sobie romansem) bo w końcu drugie dziecko, dom, samochód a teraz to wszystko mnie nie obchodzi. nawet rano nie chce się wstać...
I jak tu posprzątać po tej kozie?...
ale czego ona żałuje? tego że zdradzała, sypiała z innym czy tego że się wydało?
a jakbyś się sam nie dowiedział to co dalej by zdradzała? pytałeś się jej kiedy miała zamiar to zakończyć?
i masz pewność że ona to zakończyła? dała jakiś dowód na to że to wszystko już zakończone?
Jak dalej żyć, to Ci nie powiem, bo sam dopiero z tego wyłażę. Ale na teraz myślę że ważne, żebyś trzymał życiowe BHP - nie poddał się apatii, nie przysysał się do flaszki, próbował się wysypiać itp.
Staraj się trzymać formę ze względu na dzieci, dla nich cały czas jesteś opoką i tak ma być.
Emocje prędzej czy później przerobisz i ukołyszesz, choć parę podgrzewających je rozmów jeszcze pewnie przed Tobą.
Ralfi, ja wiem że Ty dobry mąż jesteś, ale bez przesady... to nie jest Twoja koza. To żonę trzeba zaprząc do myślenia. Kozę , a właściwie kozła musi wyprowadzić tym samym otworem, którego użyła do wprowadzenia. Sprzątać też nie musisz, sama niech to robi. Jest szansa, że jak ją zemdli przy tym parę razy, to kiedyś się tysiąc razy zastanowi , zanim pomyśli o kolejnym rozwiązywaniu Waszych spraw obcym kozłem.
Jak mnie moj zdradzl(10 lat temu),to bylam sama ty masz dzieci.Musisz byc silny dla nich.To okropne co teraz przezywasz i szybko to nie minie i musisz przez to przjsc.Juz nigdy nie bedzeiesz spostrzegal swojej zony taksamo,ale coz da sie z tym zyc.Teraz staraj sie myslec(choc to jest prawie niemozliwe) jak najmniej o tym wszystkim.Najlepiej zajmi sie czymsziecmi,praca,cyms co wypelni twoj caly dzen,zebys byl zmeczony i mial jak najmniej wolnego czasu.W takiej sytuacji jest bardzo ciezko sie zmobilizowac i w ogol zrobic cokolwiek,ale probuj.Nie win siebie,nie wmawiaj sobie ,ze jestes tym gorszym,bo to wcale nieprawda.Bardzo mozliwe ,ze jeszcze wszystko sie ulozy.Kiedys ten koszmar sie sonczy.Zycze wiary w siebie.Trzymaj sie.
postawił bym własne życie i życie moich dzieci na to że ona tego nie mogła by mi zrobić, wszyscy tylko nie moja żona
Jak sam widzisz- nie żyłbyś zarówno Ty, jak i Twoje dzieci.
Piękny prezent dostałeś od niej w obliczu zbliżających się świąt, tych najbardziej rodzinnych ze wszystkich świąt
Rafli
Pierwsza i podstawowa rzecz.
Z to co się stało nie ponosisz żadnej winy.
Przecież to nie Ty wepchnąłeś swoją qrewnę do wyra tego ****opląta.
Sam mu wlazła z własnej, nieprzymuszonej woli.
Druga- nie szukaj odpowiedzi na pytanie; Dlaczego?
Odpowiedź na nie jest banalnie prosta.
Bo tego chciała, bo tego chciała, bo tego chciała. r30;r30;r30;r30;r30;r30;r30;r30;..
Można tak w nieskończoność .
Jedną rzecz musisz sobie uświadomić.
Ona Ciebie już nie kocha.
Nie kocha bo:
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, to nigdy nie zdradzimy.
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, to nie pozwolimy zniszczyć zaufania do siebie.
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, to nie potrafimy zadawać bólu mojej zonie, mojemu mężowi czy też partnerowi
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, wiemy, jakiej granicy nie wolno nam przekroczyć.
- Skoro kochamy, to nie pozwolimy, aby nasze dzieci zostały skrzywdzone.
One są owocem naszej miłości i są bezbronne wobec nieodpowiedzialności jednego z rodziców.
Ich dobro to szczęśliwi, szanujący się nawzajem i kochający się wzajemnie rodzice.
Bo to zapewnia im poczucie bezpieczeństwa, daje niezbędne ciepło rodzinne.
Skoro ktoś nas zdradził- to wszystkie wyżej wymienione przeze mnie punkty ma głęboko w czterech literach.
I nigdy nas naprawdę nie kochał!
Rafli
Nie walcz, nie proś i nie błagaj. Bo o miłość się nie błaga!
Zdejmij tę księżniczkę z tego piedestału, na którym do tej pory stała.
Miłość wymaga od nas stanowczość, a mądra miłość nie pozwala na wszystko tym, których tak bardzo kochamy.
Zdejmij z palca obrączkę- ona zakończyła jednostronnie Wasze małżeństwo. Zakomunikuj jej jasno i zdecydowanie, że małżeństwo zostało zakończone
Obrączka na palcu- symbol miłości i oddania dla niej nie stanowiła żadnej wartości, a słowa przysięgi małżeńskiej dla nie okazały się nic nie znaczącym frazesem.
Rafli
Nie wierz w nic co teraz mówi, co robi. Bo ona wyłącznie ratuję swoją doopę.
Nie dopuść do tego, aby ona grała na Twoich uczuciach,.
Ona ma potężną przewagę nad Tobą. Wie, że ją i dzieci ogromnie kochasz.
Nie pozwól jej aby to wykorzystywała.
Wiesz tyle ile, sam się dowiedziałeś. Plus to co na Tobie łaskawie raczyła powiedzieć.
Czy trwało to cztery, czy też więcej miesięcy- nie jest to ważne.
Nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia.
Jest ważne to co poniżej zacytuję:
Cytat
r30;r30;. ona nie umiała mi o tym powiedzieć a jemu się mogła zwierzyć... no mogła bo sprawdziłem bilingi i ponad tysiąc minut miesięcznie i 300 sms i tak każdego miesiąca...
A ze mną o naszych problemach nie mogła porozmawiać nawet przez 5 minut.
W związku dwojga kochających się ludzi to partner jest najbliższym przyjacielem i powiernikiem naszych codziennych trosk, problemów.
To nim się dzielimy naszymi sukcesami ale również mówimy o naszych problemach i oczekujemy wsparcia.
Jak było u Ciebie?
Nie znalazła nawet pięciu minut dla Ciebie, aby powiedzieć, co jej w małżeństwie nie pasuje, co trzeba naprawić i co ją przygniata.
Za to szybciutko znalazła ****opląta i zamiast rozmawiać z Tobą, wybrała jego na swojego partnera. Na swojego przyjaciela.
To jemu a nie Tobie wysyłała trzysta sms-ów miesięcznie, to nie z Toba a z nim rozmawiała 1000 minut miesięcznie.
To nie do Ciebie mówiła szczerze czułe słówka, to nie Tobie szczerze mówiła rKocham Cięr1;
Te słowa są przeznaczone wyłącznie dla niego.
To z nim seks był szczery i bez żadnych zahamowań.
Ty zajmowałeś się dziećmi, pracowałeś po 12 godzin aby zapewnić rodzinie przyzwoity standard życia, a ona w tym czasie mówiąc wprost się qrwiła z ****oplątem.
Jesteś dla niej już nie mężem a wyłącznie jej bankomatem.
Brzmi dla Ciebie zbyt brutalnie?
To sobie to uświadom i przyjmij do wiadomości wobec faktu z jakim masz do czynienia
Piszesz, że ona żałuje tego co się stało?
Ona żałuje wyłącznie jednego. Że TY się o tym dowiedziałeś. Niczego więcej nie żałuje.
Nie żałuje czasu spędzonego z ****oplątem, rozmów z nim, miłości i pełnego oddania seksu z nim.
Żałuje, że bankomat zapewniający jej wygodne i beztroskie życie powie twardo: wypad z mojego życia.
Czy nie napawa Ciebie teraz wstrętem gdy się do Ciebie mizdrzy, całuje.
Nie masz obrzydzenia do niej, mając w świadomości, co w tych ustach trzymała?
Rafli
Piszę ostro ale takie są fakty.
Masz zebrane dowody, to dobrze je zabezpiecz. Skontaktuj się z prawnikem. Nie miej dla niej litości. Ona wobec Ciebie jej nie miała.
Stań się wobec niej zimny i całkowicie obojętny. Dla niej masz być całkowicie przezroczysty.
Jakąkolwiek decyzję masz zamiar podjąc- ona ma być ostatnią osobą, która o niej się dowie
Póki co skup się na dalszym zbieraniu dowodów.
Chociaż za szybko moim zdaniem odpaliłeś bombę, bo zejdą do podziemia.
Nie wierz w żadne jej bajki, że ona to skończyła. Będzie kłamać w żywe oczy!
Ustal kim jest gach, abyś mógł powołać go na świadka
Zabezpiecz swoje finanse, oszczędności.
Odetnij jej ryjek od bankomatu. Jeżeli macie wspólne konto- środki na nim przelej na rachunek, do którego dostęp będziesz miał wyłącznie Ty.
Najpierw przelej wszystko, a później zlikwiduj wspólne konto. Ona ma mieć swój osobny rachunek, na który będziesz przelewał środki na zaspokojenie niezbędnych środków na utrzymanie rodziny.
Jeżeli nawet zdecydujesz się na budowę związku od nowa- to Ty dyktujesz warunki.
Podstawowym jest jej szczerość. Ale zanim to nastąpi musisz sam wiele poustalać aby zweryfikować jej prawdomówność.
Jedna to ma być wyłącznie Twoja autonomiczna decyzja podjęta nie pod jej wpływem, pod wpływem uczuć jakie masz do niej lecz ma wynikać wyłącznie z wiedzy jaką posiadasz i jej zachowania.
Nie jest już ważne czego ona chce. Bo ona ma z pokorą oczekiwać na wyrok.
Ważne jest wyłącznie tego czego Ty chcesz i czy dasz radę z nią dalej żyć.
Bo tego co się stało już nigdy nie zapomnisz. To będzie do Ciebie wracało niczym bumerang
Jednego ona może być jednak pewna.
Ty w pewnym momencie możesz mieć jej dość i zechcesz ją wykopać ze swojego życia
Rafli[b]
Jesteś młodym facetem , masz całe życie przed sobą.
Zastanów się mocno, czy warto je marnować na bycie z kimś, kto pokazał już na początku, że jesteś wyłącznie opcją i bankomatem.
[b]Najlepszą zemstą na facecie, który kradnie Tobie żonę jest mu jej zostawienie.
Ty jesteś wspaniałym, wartościowym mężczyzną, cudownym ojcem.
I nie daj sobie wmówić czegoś innego.
A ona?
Okazała się nie lepsza od panienki lekkich obyczajów.
3maj się i działaj twardo i zdecydowanie
Komentarz doklejony:
Ralfi,
póki co spakuj ją i wyekspediuj albo pod drzwi kochanka.Nie zapomnij o flaszce dla niego w podziękowaniu za to, że otworzył Tobie szeroko oczy, kim byłeś dla żony i jak Ciebie kochała.
Lub do jej rodziców. Ciekaw jestem czy będzie potrafiła im powiedzieć, dlaczego wyleciała z hukiem z domu.
Odetnij się od niej, nie odbieraj telefonów ani od niej ani od jej rodziców.
Musisz wszystko przemyśleć.
Wyciszyć emocje na tyle, ile to jest możliwe.
Nikt, powtórzę nikt nie może na Twoja decyzję mieć wpływu.
To jest Twoje życie i To Ty w przypadku dania jej szansy na odbudowę tego co roz****rzył, będziesz się musiał z nią męczyć.
Czy jednak warto? Nie wiem i nikt tego nie może Tobie zagwarantowywać, że znów nie będziesz miał powtórki lub że dalej będzie kontynuować znajomość z ****oplatem.
Jeżeli zdecydujesz się na budowę związku od nowa, to wchodzisz na nieoznakowane pole minowe. Nigdy nie masz pewności, gdzie jest mina i możesz wylecieć w powietrze.
Na razie nie słuchaj tego co ona do Ciebie mówi lecz wyłącznie obserwuj. Gdy z nią rozmawiasz - mów cicho i spokojnie. Patrz uważnie prosto w jej oczy. One nigdy nie kłamią.
Dbaj o siebie, o swoje zdrowie- masz dzieci i masz dla kogo zyć.
Ed65, pięknie i dosadnie to wszystko ująłeś. Po prostu tym wpisem nie pozostawiasz złudzeń Rafliemu. Mądre podejście do tematu. Tylko, gdyby sam Rafli zechciał z tych rad skorzystać byłoby super.
Ale on jest teraz w szoku. I wierzy żonie w każdy głodny kawałek, który mu wciska. Ale chłopina szybko otrząśnie się z tego, kiedy sam zobaczy czy to bicie się w piersi przez żonę jest spowodowane jej "prawdziwą" skruchą czy też nadchodzącą perspektywą utraty rodziny i, jak to ująłeś Edzie, bankomatu., wygodnego i dostatniego życia. Fajnie się fika kiedy jest cieplutko i bezpiecznie, ale kiedy doopa przymarza szybciutko zakłada się ciepłe gacie (nawet kilka warstw bez względu na estetykę) w oczekiwaniu na powrót lata
Powodzenia Rafli. Bądź tutaj z ludźmi, którzy pomogą i wesprą Cię. Pozdrawiam
Teraz już wiesz, prawda.
Tylko nie chcesz tego powiedzieć wprost. Nie dopuszczasz do swojej głowy takich określeń
To jest zbyt bolesne dla Ciebie.
Jedno jest pewne- Twoją żona bym jej nie nazwał.
Żona to brzmi zbyt dumnie aby ją tak nazywać.
Bo żona to:
- kobieta, która mnie szanuje i sama zasługuje na mój szacunek.
- kobieta, która odwzajemnia moje uczucie.
Nazwanie jej żoną jest wręcz obraźliwe dla tych wszystkich wspaniałych pań, które są pełne miłości, szacunku i oddania dla swoich mężów.
Z częścią powyższych wypowiedzi się zgodzę, a z częścią nie...
Twoja żona może w tej chwili rzeczywiście nie być sobą, bujać w obłokach, żyć w innym świecie i podejmować głupie, nieracjonalne, raniące, okrutne decyzje, oszukiwać i kłamać.
Zasada ograniczonego zaufania jest jak najbardziej słuszna...
Niestety...
Ale moim zdaniem to nie znaczy, że jest z gruntu zła, nigdy Cię nie kochała i nie rokuje żadnych nadziei na przyszłość.
ŚWIAT NIE JEST CZARNO-BIAŁY!!!
Zgodzę się, że nie powinieneś błagać Jej o nic...
Tylko postawić twarde, stanowcze warunki.
Ty powinieneś kontrolować od tej chwili sytuację.
Zgodzę się, że jeśli:
Masz zebrane dowody, to dobrze je zabezpiecz.
Zdarzają się niestety sytuacje, kiedy zdradzacz niszczy dowody...
Ona powinna rzeczywiście poczuć realną groźbę...
Powinna widzieć Twoją stanowczość i siłę...
Nie wierz w żadne jej bajki, że ona to skończyła. Będzie kłamać w żywe oczy!
Ustal kim jest gach, abyś mógł powołać go na świadka
Zabezpiecz swoje finanse, oszczędności.
Jeżeli nawet zdecydujesz się na budowę związku od nowa- to Ty dyktujesz warunki.
Podstawowym jest jej szczerość. Ale zanim to nastąpi musisz sam wiele poustalać aby zweryfikować jej prawdomówność.
To brzmi moim zdaniem rozsądnie - Ona może Cię oszukiwać...
Ważne jest wyłącznie tego czego Ty chcesz i czy dasz radę z nią dalej żyć.
Bo tego co się stało już nigdy nie zapomnisz. To będzie do Ciebie wracało niczym bumerang
To jest cholernie trudne... I rzeczywiście wraca...
Ale my przetrzymaliśmy te paskudne, ekstremalne emocje po huraganie i Ty też dasz radę!!!
Jednego ona może być jednak pewna.
Ty w pewnym momencie możesz mieć jej dość i zechcesz ją wykopać ze swojego życia
Powinna być tego świadoma...
I Ty powinieneś być pewny, że jeśli Ona nie będzie się bardzo starała, to nie dasz Jej szansy. Nie pozwolisz siebie traktować bez szacunku.
póki co spakuj ją i wyekspediuj albo pod drzwi kochanka. Lub do jej rodziców.
To mógłby być dobry pomysł...
Ale nie wiem, jak byłoby z dziećmi...
Dbaj o siebie, o swoje zdrowie- masz dzieci i masz dla kogo zyć.
Dokładnie, Ralfi!!!
Trzymamy kciuki!!!!
PS. Podchodź z dystansem do wszystkiego, również do wypowiedzi na forum.
Nikt nie jest nieomylny...
Najpierw sobie wszystko przeanalizuj, dopiero potem działaj...
Witaj Marta
Zdrady mają zawsze takie samo oblicze.
Są do obrzydzenia wyłącznie czarno-białe.
Tylko zdradzacz widzi je kolorowo. Jest na haju i ma w czterech literach wszystko i wszystkich.
Pojęcie empatii dla niego jest tak abstrakcyjne jak dla laika teoria względności Einsteina.
Zgoda, życie dorosłego człowieka nie jest wyłącznie czarno-białe.
Tylko że dorosłość to również odpowiedzialność.
Za swoje czyny również.
Skoro jż dokonała takiego wyboru, to musi ponieść konsekwencje swojego czynu.
Pamiętaj.
Ona wykonała podstępną egzekucję strzałem z przełożenia na niczego się nie spodziewającym się partnerze.
To była również egzekucja wykonana na małżeństwie, rodzinie i dzieciach.
Nie potrafiła poświęcić choćby 5 minut mężowi by mu powiedzieć co jej leży na sercu, co w małżeństwie trzeba zmienić.
Za to miała go wystarczająco dużo dla jej bzykacza.
Tysiac minut miesięcznie, setki SMS-ów między kochankami.
A było jej żal 5 minut by je poświęcić na ratowanie swojego małżeństwa.!
Kochankowi oddała nie tylko ciało, ale również obdarzyła go uczuciem. On stał się dla niej najbliższą osobą, której powierzyła swoje sekrety, zwierzała się nie tylko ze swoich problemów ale również ujawniła sekrety małżeństwa.
On wie więcej o jej życiu, o jej małżeństwie niż jej prawowity mąż!
Panika w oczach pojawila się w jej oczach dopiero w momencie wykrycia zdrady.
Gdy powstała realna groźba wyautowania jej z życia Rafliego.
Co zrobi Rafli, nie wiem. To jego życie a nie moje. Jest młody, ma cale życie przed sobą. Czy warto go zmarnować tylko dla tego, że są dzieci. Wejść na nieoznakowane pole minowe bez gwarancji, że się przeżyje?
Szczęśliwe małżeństwo to:
-Wzajemna miłość,
-Wzajemny szacunek,
-Zaufanie
Tutaj została wyłącznie jednokierunkowa miłość Rafliego.
A to, że ona go kocha to można między bajki włożyć.
Zaufanie albo jest, albo go nie ma.
Nie istnieje pojęcie 50,90% poprzedniego.
Bo albo ufamy, albo nie.
Oczywista oczywistość.
A witam w klubie u mnie na odwrót maz ze znajoma a ja w ciazy . Tego sie chyba nie da poskejac tydzien dobrze potem wraca ze zdwojona siłą jedno wielkie bagno ale trzymam kciuki
Dziękuję Wam wszystkim za rady i słowa otuchy...
Chciałbym się do wszystkich odnieść ale mam mętlik w głowie...
Prawda jest taka że połowa mnie ją kocha i chce z nią być a druga połowa ją nienawidzi i chce od niej uciec jak najdalej.... Do tej pory myślałem że to bzdura że można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie, ale teraz widzę że tak może być... Kocham ją i nienawidzę jednocześnie. Najgorzej że nawet jak jest dobry dzień to następnego wraca, myśli dręczą potwornie, wszystko mi o tym przypomina, boję się patrzeć na telefon żeby przypadkiem jeszcze czegoś nie odkryć, jak widzę hotel albo pensjonat czuję realny ból w sercu... Czy to minie?..... Ona z całych sił prosi o drugą szansę, mówi zę z nim zerwała tego samego dnia jak odkryłem zdradę, że to nie była miłość tylko zauroczenie, że on mówił że ją kocha prawił komplementy, mówił że zostawi dla niej żonę...
A na marginesie on mieszka niedaleko w sąsiedniej miejscowości, ma żonę i niepełnosprawną kilkuletnia córkę... muszę przyznać że zrobiłem głupią rzecz, dziś zobaczyłem jego samochód pod marketem, zaczekałem aż wyjdzie, poniosły mnie emocję jak go zobaczyłem jak wyobraziłem sobie ich w łóżku i .... sprałem gościa, dość mocno... chyba narobiłem sobie kłopotów ale mam to wszystko gdzieś...
Komentarz doklejony:
Taka myśl, pytanie mi się nasuwa, pytałem ją o to ale nie potrafi odpowiedzieć. Jak można dla chwili uniesienia, kilku banalnych komplementów, chwili zabawy zaryzykować nasze całe życie, 7lat małżeństwa, szczęście i przyszłość dwójki wspaniałych mądrych dzieci, wszystkie wartości, naszą miłość, nasze plany całą naszą przyszłość???
Zna ktoś odpowiedz?
Ralfi, pomijam kwestię łomotu który spuściłęś gościowi
sam wiesz, ze narobiłes sobie kłopotu, moze nawet żona zacznie go teraz żąłować...
Ważniejszy temat to Wasza przyszłość, sytacja skłania się do powrotu niewiernej na łono rodziny.
Być może, prawdą jest to co mówi.
Dowiesz się o tym z czasem, na podstawie tego co zrobi, nie na podstawie tego co teraz mówi, obiecuje.
Jednak, jeżeli zamierzasz, zgodniez wewnętrzną, naturalną potrzebą, szybko wrócić do normalności, bez przepracowania zdrady to robisz największy błąd jaki mozesz teraz zrobić.
Odbije Ci się to czkawką na wszystkie pozostałe miesiące lub lata Waszego małżeństwa.
Powtórka z rozrywki, niemal gwarantowana, a jeżeli nie to jakość Waszej wzajemnej relacji spadnie do poziomu nadającego się na rozstanie tak czy tak.
Nie poddawaj się łatwej ułudzie, że skoro kochasz to wybaczasz.
Własnie dlatego, powinniscie obydwoje przepracować temati budować nowy związek. Stary zniknął razem ze zdradą żony. NIe zostało po nim nic, same zgliszcza.
To, żona powinna wziąźć na siebie większy ciężar budowy nowego związku.
Co do samej deklaracji żony... pożyjemy zobaczymy.
Gdybyś nie odkrył zdrady, dalej by Ciebie oszukiwała, łechtała słowami że facet zostawi swoją żonę z niepełnosprawną córką i odpłynie sobie z nią. Chciała odejśc z takim facetem, chciała stworzyć z nim związek ?:szoook
Przeyśl to na spokojnie i nie popadał w euforię z powodu tego co mówi :cacy
Z czystej ciekawości poinformowałeś żone gacha że dymał twoją qurewne? Wiesz moim zdaniem oprócz łomotu powinno się jeszcze uderzyć mocno w drugą stronę - emocjonalną jego związku ;] Jeżeli uważasz że to co twoja qurewna mówi jest prawdą - zostawie bez komentarza
Kobieta żeby odczuła co zrobiła zarządaj separacji i nakaż - nakaż nie proś błagaj żeby chodziła na terapie jeżeli chce ratowac małżeństwo w co wątpie;] Druga jestes w fazie emocji i to cię gubi.
Z drugiej strony ktoś z kim sie spotyka 4MIESIACE tak łatwo nie przepada w czeluść wiec sam wiesz że kłamie - najprostsze rozwiązanie jest u Ciebie najtrudniejsze - rozwód i jeżeli faktycznie Cię kocha to przyjmie go bez burkniecia i bd mógł jej wówczas zaproponować związek ale nowy wówczas nie bd miał już takich problemów jak rozwód no chyba że się ponownie zdeklarujecie w co wątpie - trzymaj sie mam nadzieje ze Cię to wiecej nie spotka:tak_trzymaj:cacy
Romans żony trwał 4 miesiące. Kochanek deklarował miłość i odejście od żony. Z tego wnioskuję że w czasie spotkań planowali wspólną przyszłość.
Teraz pytanie mogące rozwiać twoje dylematy? Jak wyglądało zerwanie z kochankiem? Czy żona po wyjściu na jaw romansu spotkała się z nim i powiedziała, że to koniec? A może wyglądało to tak, że poinformowała go o tym, że ty wiesz i zapytała co dalej? Kochanek stwierdził,że nie opuści żony. Po takiej deklaracji kochanka obudziło się na nowo uczucie do Ciebie. Odpowiedź na te pytania pokaże Ci intencje żony.
Poczytaj moją akcję, bo taką możesz mieć jak dasz 2 szansę. Nie szkoda ci kolejnych lat z kobietą psychicznie wypatrzoną? One to mają w genach i jak nie ten to będzie kolejny za pół roku rok, dwa.Możesz spróbować ale szczerze nie polecam.
Gdyby twoja zona była wartościowym człowiekiem, przyzwoitą i dobrą osobą, to niegdy w życiu nie zainteresowałaby się facetem, który jest ojcem niepełnosprawnego dziecka- sumienie by jej na to nie pozwoliło, żebym nie wiem jak swędziała ją picz na widok tego chłopa, to ona miałaby w sobie na tyle mocne moralne hamulce, że nigdy nie pozwoliłaby na coś takiegp.
Kim więc jest ta twoja żona?
jakim jest ona człowiekiem?
jakie szanse z rozhulałą jej piczą miała ta chora dziewczynka, jego córka?
ja zapewniam cię ze to dziecko nie miało i nie ma żadnych szans z żadną kochanicą która rozłoży się przed tym ruchaczem
wiej od podłej kobiety bo zrobi ci w życiu jeszcze więcej krzywd
gdy zachorujesz albo skończysz się jako bankomat(np. stracisz pracę, róznie bywa pod tym względem, nic nikomu nie jest dane na wieczność), to ta kobieta kopnie cię bez wahania i pójdzie do pełnego źródła, by się ochlać i nażresz
ty zawsze będziesz sam w tym zwiąku
dalej- ona zasadziła się na chłopa, który dla wygłodniałej piczy gotów był zostawić swoją rodzinę, chore dziecko
jej nie obrzydzał taki człowiek tylko lepiła się do niego jak do miodu
pytam się więc
kim jest ta kobieta, która pechowym zrządzeniem losu została twoją żoną
czy uważasz, że to mądra kobieta?
gdyby była mądra, to potrafiłaby sobie wyrobić odpowiednie zdanie na temat tego ruchacza
ona gardziłaby takim chłopem a nie planowała z nim przyszłe życie
pozbądź się raz na zawsze złudzeń i zakończ tą farsę jaką jest twoje małżeństwo
nie dotykaj kobiety która innemu wyznawała miłość, okłamywała cię i innemu robiła loda, dotykała innego wacka
jesli teraz po czymś takim zostaniesz z nią to ona będzie miała cię za frajera( notabene bardzo słusznie będzie rozumowała) i dalej będzie zrżnęła się z tym chłopkiem albo znajdzie sobie jakiegoś innego
ożeniłeś się z głupią, pustą i złą osobą
nie wiezr w nic co ona do ciebie mówi
ona kłamie
gach ją wykopał więc teraz czepiła się ciebie
gdyby on dalej ją chciał i faktycznie zostawiłby swoje dziecko dla zwykłej [edycja], to badź przekonany o tym że dzisiaj ona leżałaby u jego stóp, lizała mu wacka a tobą nie zawracałaby sobie głowy
tylko dlatego że tamten jej nie chce, bo coś mu tam przeszkodziło( może on miewa po prostu od czasu do czasu takie doopy na boku, taki styl życia) to ona deklaruje chęć bycia z tobą
ona boi się o własną doopę
tu tylko i wyłącznie o to chodzi
ty nie rob z siebie ratownika jej doopy
niech gach zajmie się ta puszczalską mężatką i niech on łudzi się że jemu to ona będzie wierna
czy w tym czasie gdy łajdaczyła się z tym drugim sypiała również z tobą? założę się że tak
sam więc dośpiewaj sobie resztę na temat tego kogo trzymasz w domu, kto urodził ci dzieci i kogo nazywasz żoną
ja na zakończenie ci powiem że to porządna kobieta na pewno nie jest
siły i męskiej stanowczości ci życzę
Mono, zalecam wyhamowywanie z epitetami (patrz regulamin). Po raz drugi zwracam Ci uwagę i to jest oficjalne ostrzeżenie. JW
Mono chyba powinien udzielać się na forach dla erotomanów. W przypadku osób chcących odbudować więź, niezależnie z jakiego powodu, obrazowe przedstawianie zagadnienia jest moim zdaniem kontraproduktywne.
Tak czytając powyższe wpisy i z własnego doświadczenia czasem się zastanawiam nad życiowością co poniektórych wpisów.
Cytat
Nie potrafiła poświęcić choćby 5 minut mężowi, by mu powiedzieć co jej leży na sercu, co w małżeństwie trzeba zmienić.
Ed65
Podejrzewam, że to nie tak. One mówią co im leży na sercu, lecz nie zawsze rozumieją odpowiedzi, albo ich po prostu nie słuchają. Być może też odpowiedzi giną w natłoku codziennych spraw.
Cytat
Panika w oczach pojawiła się w jej oczach dopiero w momencie wykrycia zdrady.
Gdy powstała realna groźba wyautowania jej z życia Rafliego.
Również ed65
No tutaj dochodzimy do sedna. Pytanie, które należy sobie zadać, to czym był ten romans dla niewiernej partnerki. Z moich obserwacji zarówno z domu, jak i tego forum powiedziałbym, że to taka bajka dla dorosłych. Czasem rzeczywiście chodzi o wyrwanie się z mniej lub bardziej udanego małżeństwa, ale częściej jedynie o chwilę ucieczki od rzeczywistości w świat bajek. Z takim księciem z bajki nie trzeba rozwiązywać życiowych problemów i można się wygadać bez obawy, że powie, że on to inaczej widzi. Tak jak małe dzieci bawiące się w dorosłe życie; coś tam plotą same nie biorąc siebie poważnie i cieszą się chwilą.
Cytat
Taka myśl, pytanie mi się nasuwa, pytałem ją o to ale nie potrafi odpowiedzieć. Jak można dla chwili uniesienia, kilku banalnych komplementów, chwili zabawy zaryzykować nasze całe życie, 7lat małżeństwa, szczęście i przyszłość dwójki wspaniałych mądrych dzieci, wszystkie wartości, naszą miłość, nasze plany całą naszą przyszłość???
Zna ktoś odpowiedz?
Ralfie
Na to jeszcze nie usłyszałem odpowiedzi. Nie wiem, czy taka odpowiedź jest możliwa. Ale myślę, że ta druga strona jest Tobie winna przynajmniej próbę odpowiedzi. Zbywani jesteśmy banałami typu zauroczenie, sama nie wiem, jestem głupia r11; beznadziejna itd. Jak Nick napisał, główny ciężar budowy na tych zgliszczach powinna wziąć na siebie strona zdradzająca. I do tego należy poważne zastanowienie się nad powyższym pytaniem i bardzo na nie szczera odpowiedź.
Z tego co piszesz zaryzykowałbym twierdzenie, że bez tej odpowiedzi jeszcze lata będzie Ciebie to gryzło niwecząc szanse na szczęście w tym, czy innym związku.
przyłączam się do pytań, w jaki sposób to ona niby zakończyła? co nagle Ty wiesz i ona nagle chwyta za telefon i mówi tamtemu że to koniec?
ja bym w takie cudowne zakończenie związku bo jej na Tobie zależy nie wierzył, pewnie zeszła do podziemia.
pobiłeś gościa i źle zrobiłeś że w takim miejscu, mogłeś wybrać lepsze miejsce ja bym dał mu znać że jak poleci na policję to Ty pójdziesz do jego żony, taki mały szantaż aby przypadkiem nie mieć problemów prawnych. żona ma numer, jak kocha i żałuje to ten numer poda.
a wracając do żony, to skoro mówił że dla niej zostawi swoją żonę, to nie mówił tego od tak, możliwe że ona rzuciła sama tym hasłem pierwsza i on to podchwycił aby ją utrzymać na dłuższy romans.
a co z tego że on komplementy chwalił? czy Ty chcesz być dalej z osobą która dla kilku miłych słów pójdzie z gościem do hotelu? ja bym wiał od takiej jak najdalej, bo widać że jest niedojrzała i raczej już nie dojrzeje.
mam nadzieję że posłuchałeś rad i zdjąłeś obrączkę, przestałeś latać za nią i zacząłeś ją traktować jak powietrze? i poinformowałeś rodzinę? jeśli jeszcze nie, to zrób to czym prędzej, wtedy dopiero zobaczysz jak jej na Tobie zależy, a na ile są to tylko jej puste słowa.
aha i masz pewność że to trwało tylko 4 miesiące? no i bym zapomniał, poproś ją o wyniki badań czy przypadkiem niczego do domu nie przyniosła, zawsze warto dmuchać na zimne.
życie po zdradzie jest beznadziejne ale w końcu wszystko mija tak chociaż na 50% bo nawet jak cie 2 raz nie zdradzi w rzeczywistości to bedzie to robić codziennie w twojej głowie a często danie komuś drugiej szansy jest jak danie komuś drugiej kuli bo nie trafił cie za pierwszym razem wiem ze swojego przykładu weż sobie Ralfie to do głowy i trzymaj sie ciepło:cacy
Ralfi
Nie tego sie spodziewałeś co? Ty pytasz jak to posklejać, a tu dostajesz odpowiedź, zebyś sie zawijał z tego małżęństwa, bo ona to taka i taka, a jesli zostaniesz to totalna masakra, jeśli nie w realu to przynajmniej w Twojej głowie. Nie koniecznie tak musi być, ale droga do tego wiedzie przez zakceptowanie, ze na ten moment Twoja zona taka właśnie jest. Karmi Cie kłamstawami, a jej relacje z kochankiem, jej uczucia do niego i do Ciebie sa dalekie od tego jak Ci to przedstawia. Nie licz na jej pozorna skruchę, bo to tylko słowa, łatwo powiedzieć, ale nie zastopuje sie emocji, które sa w srodku. Żeby ja odzyskać musisz zaakceptować to że możesz ja stracić na zawsze, jesli tego nie zrobisz bedziesz zył ochłapami, które Ci żuci. Nie walcz o nią, daj jej zawalczyc o Ciebie...jesli jeszcze chce.
Kolego Ralfi, przeczytaj sobie watek "zagubiona w zdradzie" - nic dodać nic ująć. Piękna retrospektywa stanu umysłu kobiety zamroczonej...
Dopóki ona się nie odkocha to nawet zakładając że będziecie "razem" to oboje będziecie usychać ona z tęsknoty za tym co przeżyła, a Ty ze świadomości że tak jest.
Niestety ale jak nie złapiesz jej za rękę i się nie sparzy sama to przejrzenie na oczy jest raczej nie możliwe...
I teraz z mojego podwórka - chciała skończyć sama - nie wychodziło, umierała z tęsknoty, on nie miał nic do stracenia więc na każdą chwilę jej słabości czekał....
Rozwiązałem temat w pewien sposób siłowo i co?
Zeszła na ziemie, w 15 minut okazało się ile ona znaczyła dla gacha, zawinął się i z tych pięknych wyznań i obietnic nic nie zostało....
Po zdradzie da się żyć razem ale to ona musi udowodnić że jej zależy i chce naprawiać. Nawet nie naprawiać ale budować od nowa bo to już zupełnie inny związek, na zupełnie nowych fundamentach i niestety ale bardzo zdewaluowanych wartościach....
Musisz mieć tego świadomość jeśli chcesz dalej trwać, jeśli uznasz że warto...
Tylko jedna fundamentalna zasada i powtarzaj to sobie - Ty musisz wiedzieć co masz wybaczyć, ona musi wiedzieć co schrzaniła.
A z perspektywy czasu napiszę jeszcze coś do czego dojrzała moja żona - uświadomiła sobie że szopka jaką odstawiłem była moją walką o nią i rodzinę i myślę że nic więcej już nie muszę pisać.
Tak, ale jakim kosztem!
Bez zaufania.
Z sennymi koszmarami, ze zrujnowanym zdrowiem.
Aby to w pierwszym etapie wytrzymać, w miarę normalnie funkcjonować-faszerujemy się jakimś chemicznymi świństwami. I często jeszcze jakiś czas aby nie zwariować, trzeba je brać
Naprawdę tak chcemy żyć?
Dla mnie odzyskanie kogoś szantażem nie ma najmniejszego sensu.
Bo gdy stawiamy sprawę na ostrzu noża:
Wybieraj rozwód albo kończysz z tamtą/tamtym.- to przecież w czystej postaci szantaż.
Oznacza to nie mniej nie więcej:.
- Nie mamy szacunku do siebie, nie mamy poczucia swojej wartości.
- Nie wierzymy kompletnie w siebie.
- Nie wierzymy w to, że jesteśmy w stanie ułożyć sobie życie na nowo.
Na życie z kimś, kto na nasze uczucie i szacunek zasługuje.
Ktoś, kto kochał już kogoś innego, był gotowy do odejścia, a został dopiero wtedy, jak mu przystawiono nabity pistolet do głowy jest osobą godną do tego aby w naszym życiu pozostała?
A niby dlaczego?
To tak naprawdę dla kogo jest to nasze poświęcenie?
Nikt tego głośno nie powie, ale ewidentnie dajemy z siebie zrobić koło ratunkowe.
Naszym wspaniałomyślnym gestem ratujemy tyłek zdrajcy, który często w przypadku rozwodu zostałby na lodzie.
A w dodatku z gołym tyłkiem.
Mając taką perspektywę zrobi wszystko, aby nie stracić wygodnego życia.
Nikt przecież nie jest na tyle głupi, aby dać się odciąć przecież od bankomatu.
Pal licho więc uczucia do kochanka/ki- wybieram wygodę.
ed65
Wszystko co piszesz jest logiczne, i trudno sie z Toba nie zgodzić, lecz czasem w zyciu wyglada to troche inaczej.
Uważasz,że "miłość" do kochanki/kochanka to prawdziwe uczucie a nie iluzja? A jak wytłumaczysz przypadek zatraconego, zreszta nie odsobniony. Jak dobrze pamiętam to juz chyba dwa lata jak odszedł od zony po jej zdradzie, niedawno rozwód, a ona nawet po rozwodzie chciała zeby wrócił. Myslisz, ze to tylko koło ratunkowe? Myslisz, że ludzie jak juz zgupieją, to juz są skazani na głupotę do końca życia? Masz racje często jest tak jak mówisz, ale nie musi być tak zawsze.
ed - "Ktoś, kto kochał już kogoś innego, był gotowy do odejścia, a został dopiero wtedy, jak mu przystawiono nabity pistolet do głowy jest osobą godną do tego aby w naszym życiu pozostała?"
Czy osoba która ma godność, przystawia komuś pistolet do głowy?
Oczywiście, można polemizować, bo się wiele sloganów tutaj na forum naczytałam, Myślę że należy rozróżnić szantaż od bezsilności, a przecież często działania nasze wynikają z bezsilności. Chcemy nasze małżeństwo ratować za wszelką cenę, bo kochamy tę druga osobę, bo uświadamiamy sobie że bez niej życie będzie gorsze niż z nią. Ale jednocześnie, nie da się ratować związku dwojga osób bez udziału tej drugiej osoby. Jeżeli żona ralfiego naprawdę żałuje, jeżeli wie że zrobiła krzywdę wszystkim dokoła, a on jej chce dać szansę na pokazanie że jej żal jest prawdziwy i szczery, to dlaczego ma tej szansy nie dawać?
Jak powiedział lagos, ktoś kto zrobi głupotę nie koniecznie jest głupkiem (czy jakoś tak )
Wiesz, jakoś nie za bardzo mnie przekonuje argument o iluzji.
To jest uczucie i to bardzo silne.
To nie jest tylko zauroczenie, jak się często zdrajcy tłumaczą.
To jest coś, co da się łatwo wymazać z pamięci.
Przecież to znajduje potwierdzenie tutaj na forum.
Bo co zdrajca ma powiedzieć w obliczu niemiłej perspektywy?
Że się zakochał, że nie żałuje tych wspaniałych chwil spędzonych kochankiem/ą?
Przecież to byłby strzał samobójczy.
I będę się jednak upierał przy tym co w poprzednim poście napisałem.
A że zdarzają się wyjątki. r30;..
Komentarz doklejony:
Barabara,
Pozwolisz, że jednak pozostanę przy swoim zdaniu.
To nie jest oznaka bezsilności.
To jest bardziej suma strachu przed samotnością, braku wiary w siebie, w swoje poczucie wartości.
To jest sytuacja, gdy nie mamy alternatywy.
Bo dla niego zaniedbało się własnych przyjaciół, własne hobby i własne życie,
Ten ktoś potraktował Ciebie w końcu jak śmiecia r30;..
A Ty nagle zostaniesz sam/a ze swoim bólem, cierpieniem.
Masz dookoła siebie całkowitą pustkę.
Nawet jeśli jest uczucie, to jest to uczucie jednokierunkowe.
Zbładzić to można w lesie na grzybach lub w nieznanym mieście.
Zdrady, paromiesięcznego romansu nie nazwałbym zbłądzeniem lub błędem.
To jest egoistyczne, w pełni świadome i robione z wyrachowaniem działanie.
Nie będę się rozpisywał na temat samej zdrady, bo to schemat aż boli. Dostałem pewne sygnały od życzliwych, które nie dawały mi spokoju i musiałem to sprawdzić.
Gdy odkryłem zdradę mojej żony, przez pierwszy miesiąc nie zrobiłem nic. Czułem się oczywiście okropnie, ale to w tej chwili mało istotne. Nie robiłem nic, oprócz zbierania dowodów. Zatrudniłem czlowieka, który się w tym specjalizuje. Dostałem wszystko na tacy. Sam nie mogłem nic zrobić, by nie wzbudzać podejrzeń i zwyczajnie nie miałem czasu. Musiałem pracować, by utrzymać dom i dziecko.
Otóż, gdy już miałem wystarczająco dużo materiałów (oglądanie zdjęć etc. było gehenną) zrobiłem kopie chyba 2. I urządziłem romantyczną kolację. Żona grała wybornie. W domu była zawsze fantastyczna, kochająca, opiekuńcza etc. Przy kolacji rozmowa o wszystkim, o dziecko, domu, wakacjach zimowych etc. Jednym słowem milutko. Pod sam koniec naszego ćwierkania dałem mojej pani kopertę, dość grubą zresztą i poprosiłem, aby zapoznała się z jej zawartością. Po 5 minutach leżała na ziemi w konwulsjach, płacząc, szlochając, błagając o wybaczenie. Ja stałem tak nad nią nie czując nic. Spodziewałem się, że emocje mnie rozsadzą, a tu nic. Obojętność. Dałem jej jeszcze jedną kopertę, w ktorej był list. A w nim punkt po punkcie:
1. Masz jeden dzień na opuszczenie domu, który w tej chwili nie jest już twoim domem (rozumianym jako ognisko domowe oczywiście)
2. Masz przebadać się na wszystkie możliwe chorby weneryczne. Do tego czasu nie zblizasz się do mnie i naszego dziecka.
3. Masz sama poinformować swoich rodziców, co zrobiłaś (to i tak musiała zrobić, bo nie miała gdzie pójść, gach oczywiście żonaty...)
4. Kontaktujesz się ze mną tylko w sprawach dziecka.
5.Zrywasz wszelkie kontakty z wymienionym gachem.
6. Czekasz na papiery rozwodowe.
7. Czekasz na ewentualny kontakt z mojej strony, co dalej. Nie wiem kiedy to będzie i czy w ogóle będzie, ale jesli ci zależy, to będziesz czekała.
8. Pokorne spełnienie powyzszych punktów daje ci cień szansy, że poskładamy ruinę, ale przygotuj się, że większość prac budowlanych będziesz wykonywała ty. Ja koncetruję się na dziecku i sobie. Ty znajdujesz się w tej chwili na marginesie mojej listy priorytetów.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, ale żona zastosowała się do WSZYSTKICH powyższych. Rozwód się odbył, po ok 6 mcy pozwoliłem jej wrócić i budujemy od nowa. Przewlokłem ją po tzw. glebie i czułem się w tej roli strasznie źle, ale widziałem w jej oczach prawdziwy strach. To było potworne doświadczenie. Z biegiem czasu nauczyłem się widzieć w żonie jej poświęcenie i miłość do mnie. Jak jest teraz? Żyjemy razem. Walczę ze sobą. Nie powiedziałem jeszcze Wybaczam ci, ale w głębi duszy już wybaczyłem, głównie dla siebie. Żona mówi, że warunki, jakie jej postawiłem, były dla niej takim katharsis. Świat zmienił swoje barwy, smaki ulubionych potraw też są inne, odrobinę gorzkie. Muzyka wywołuje inne emocje. Jest inaczej.
Wnioski wyciągniesz sobie sam Ralfi. Niczego ci nie sugeruję, do niczego nie namawiam...
ed65 Bo co zdrajca ma powiedzieć w obliczu niemiłej perspektywy?
Że się zakochał, że nie żałuje tych wspaniałych chwil spędzonych kochankiem/ą?
No właśnie. Trafiasz w temat, który mnie gnębił przez długi czas. Ile tak naprawdę, już nawet po opadnięciu bitewnego pyłu, jest prawdy w tym co słyszymy od zdrajczyń na temat ich prawdziwych uczuć do tego trzecie ? (JA dalej jestem z żoną) To jest jeden z tych demonów, które długo potem nie dają spokoju. Niestety to kolejny koszt pozostania w związku. Pełne pogodzenie się z tym, że przez pewien czas byliśmy kimś prawdopodobnie zupełnie nieważnym w życiu partnerki. W sensie emocjonalnym. To boli. Ten aspekt i brak możliwości ponownie pełnego zaufania mnie doskwiera najbardziej. Sry za lekki offtop.
Ed po trosze czuję się wywołany do tablicy więc postaram się opisać swoje motywy.
Nie czuję się bezsilny. Bezsilność dopadała mnie gdy szukałem winy w sobie i nie wiedziałem jak się poruszać w tym bałaganie.
Nie przystawiłem jej pistoletu do głowy!
Dałem jej wybór i uświadomiłem tylko z kim się zadaje (ona nie była jedyną), wcześniej (właśnie w bezsilności) rozważałem jej odejście do niego skoro to taka fajna partia....
A w pewnym momencie wiedziałem o nim więcej niż ona.
Nie uciekałem od konsekwencji - byłem gotowy na każde rozwiązanie.
Myślę że nie miałbym problemu ze znalezieniem nowej partnerki, tylko powiedz mi czy po takich jazdach jakie przeżyliśmy to z zaufaniem do nowej osoby też będzie tak łatwo? Mało tego, czy naszą bądź co bądź skrzywioną lekko psychiką nie będziemy niepotrzebnie obdarowywać (i zarażać) Bogu ducha winną osobę?
Świetnie ujął sedno sprawy Ambient, a co do dawania szansy to jest to tylko i wyłącznie indywidualna decyzja każdego z osobna.
Jest to rachunek zysków i strat i świadomości czy będziemy to w stanie udźwignąć.
Zaufanie, uczucie odbudowuje się każdego dnia, wszystkimi małymi gestami, obecnością, troską, rozmową itp....
A że schizy powracają - przynajmniej trawimy je we dwoje, i zdarza się że przegryzamy temat kolejny raz. Po takiej rozmowie, choć trudnej przychodzi cholerne ukojenie, a i te rozmowy są coraz rzadsze...
Jak długo będzie trudno? Tego nie wiem ale w stosunku do tego co ja kładłem na szalę to uważam że było warto.
I nikomu nie napisze jednoznacznie daj szansę lub wywal z życia - to każdy musi sam przetrawić.
ed65
quote]"da się żyć razem
Tak, ale jakim kosztem!"[[/quote]
Zgadzam się, koszty są ogromne i to jest paskudnie trudne (dużo trudniejsze niż mi się wcześniej wydawało... ), ale może w niektórych przypadkach warto to przetrzymać, albo warto przynajmniej podjąć próbę...?
Czy konieczne są leki, czy męczą nas koszmary i ta trauma odbija się znacząco na naszym zdrowiu fizycznym, to zależy chyba od konkretnego przypadku i... niekoniecznie unikniemy takich skutków decydując się na rozstanie.
Czy od tych wszystkich, którzy się rozstali i nadal pojawiają się na forum, Twoim zdaniem zawsze bije szczęście i radość życia...?
Ja mam wrażenie, że niestety idealnego wyjścia z tej sytuacji po prostu nie ma...
I pozostając w związku, i rozstając się będziemy niestety cierpieć, musimy przejść przez piekło i przewartościować sobie życie, przerobić te emocje, które nami targają...
Co nie znaczy, że uważam, że ratować związek można i trzeba w każdej sytuacji... Czasami się nie da, czasami się chyba (?) nie powinno...
Ale na forum mamy zawsze ograniczony dostęp do informacji, zazwyczaj znamy tylko skąpy i bardzo emocjonalny przekaz. Dlatego lepiej by było chyba nie dawać "nowym" bardzo kategorycznych rad...
Takie decyzje są bardzo trudne, na szczęście zazwyczaj nie trzeba ich podejmować w jednej chwili, można sobie dać na zastanowienie pół roku, rok, a nawet kilka lat...
Jeśli chodzi o zrujnowanie zdrowia, to usłyszałam od pewnego psychologa, że prawdopodobnie ja nie zareagowałam dolegliwościami psychosomatycznymi, bo jestem ekstrawertywna i wyrażam swoje emocje na zewnątrz. Nie duszę ich w sobie.
Dlatego wszystkim, z którymi mam kontakt na tym forum sugeruję, żeby opowiadali o tym, co czują, żeby pisali, bluzgali, jeśli im to potrzebne, a najlepiej jeszcze poszli gdzieś pobiegać, poćwiczyć i dzięki temu fizycznie też się jakoś wyżyli.
Zmartwiło mnie, że Ralfi spuścił bęcki kochankowi swojej żony - może mieć przez to dodatkowe kłopoty...
Szkoda, że nie zwymyślał palanta w rozmowie z kimś zaufanym, albo na forum (mógł też zwymyślać na przykład dyżurną zdradzaczkę BarbaręF - do tego też się Barbaro chyba możesz przydać, jeśli to wytrzymujesz ), szkoda, że nie poszedł zmasakrować jakiegoś worka treningowego...
Stało się... Mam nadzieję, że się teraz powoli zbiera...
A jeśli chodzi o uczucie zdradzaczy do kochanków, to ja przyjęłam, że jednak w związku z poligamicznością naszych instynktów jest taka możliwość, że "ciągnie" człowieka (czy też kobietę ) do więcej niż jednego osobnika płci przeciwnej (no dobrze.. nie zawsze przeciwnej ) i... najczęściej pozostaje to w sferze fantazji, rzadziej flirtu, czasem przygody, fascynacji, a w niektórych sytuacjach może się z tego rozwinąć uczucie...
W pewnych kulturach poligamiczne związki funkcjonują i przyjmuje się chyba, że taki mąż (rzadziej żona) kocha na swój sposób wszystkich swoich partnerów/ki. Bywa, że jakaś żona jest ulubiona (jak na przykład ta, dla której zbudowano Taj Mahal) i wyobrażam sobie, że średnio komfortowa może być sytuacja "nieulubionej" żony...
Niemniej w naszym kręgu kulturowym większość z nas chce być tym jedynym/jedyną i wymaga od partnera/partnerki walki z pozamałżeńskimi fascynacjami...
Jestem przekonana, że to jest możliwe.
Spotkałam się tu kilkakrotnie ze stwierdzeniami, że zdradzacze (a może to były zawsze zdradzaczki?) mówili "to było silniejsze ode mnie", a zdradzony absolutnie nie mógł tych emocji zrozumieć...
Zastanawiam się, czy nie można by powiedzieć, że te emocje, które my poczuliśmy po zdradzie też są niestety "silniejsze od nas"...?
Też w większości przypadków nie jesteśmy w stanie ich racjonalnie opanować, funkcjonować w absolutnie normalny, zrównoważony sposób, podejmować wyłącznie rozsądne decyzje...
A jeśli próbujemy wszystko w sobie tłumić, to odbija się to na naszym zdrowiu...
Tyle tylko że emocje te są generalnie na odwrotnym biegunie w stosunku do zauroczenia, fascynacji i miłości...
Pojawia się wściekłość, rozżalenie, smutek, chęć zemsty, obojętność...
Może coś jeszcze dopiszecie...
Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale ja śmiem twierdzić, że same emocje są w tym momencie również "silniejsze od nas", nie do opanowania - co z nimi zrobimy i w jakim stopniu impulsywnie zadziałamy, to już zależy od nas...
ambient
Podoba mi się Twój scenariusz.
Trochę podobny do historii Lagosa.
Trzymam za Was kciuki!!!
Witam ponownie,
Widzę, że swoim offtopem w wątku Ralfiego wywołałem chyba pożyteczną dyskusję.
Ambient przyłożył do skroni niewiernej już nie naładowany pistolet, ale lufę działa potężnego kalibru
On dociągnął temat do końca. Rozwód z uznaniem jej winy.
Uwolnił się od niej na jakiś czas, stał się wolnym człowiekiem.
Stworzył dla siebie komfortową wręcz sytuację, on już naprawdę nic nie musiał.
Pozwolił jej wrócić po czasie, bo sam tego chciał.
Jednocześnie będąc po rozwodzie nie zamknął sobie drogi do nowego związku.
Powiedział: spróbuję. Ale bez żadnej gwarancji z mojej strony.
Jak jednak nie da rady, to bez żadnych korowodów prawnych, może jej zakomunikować: sorry, ale odchodzę.
Rzadko kto( przynajmniej na tym forum) tak postąpił.
W większości czyta się: postanowiłem wybaczyć i dać szansę.
Numlock.
Wbrew temu co napisałeś, zastosowałeś też tą metodę .
Albo, albo r11; wybieraj.
Czyż nie tak?
Uważasz, że to nie był pistolet przyłożony do głowy?
To zawsze będę pisał.
W małżeństwie, podobnie jak w każdym związku zaufanie jest albo jest albo go nie ma.
Gdy go nie ma to co to za związek, co to za miłość?
W pełni się natomiast zgodzę z Tobą, że danie szansy to indywidualna decyzja każdego z nas.
Każdy musi ją podjąć sam. To co tutaj się pisze, to wyłącznie nasze prywatne zdanie, opinia.
Ale co dalej- musi decyzję podjąć sam, sama.
Bo to jest jej- jego i wyłącznie jej- jego życie. Bo to nie ja, nie Ty ale oni poniosą tej decyzji skutki, a w przypadku powtórki podnieść się już będzie bardzo ciężko.
To co napisałem- to jest jak wejście na nie oznakowane pole minowe.
Co ze swoim życiem zrobi, czy otworzy sobie szeroko wrota do nowego czy też zatrzaśnie je i wybierze to co ma- to jej/go wybór.
Ja piszę na podstawie swoich doświadczenia i mogę jednoznacznie stwierdzić.
Warto dać sobie szansę na nowe życie.
Bo można kochać i być kochanym z wzajemnością. Ale jednocześnie bez obaw i lęku: kiedy znowu?
Bo jest zaufanie.
Nie 70,80 czy 99, 9999999% .
Po prostu jest.
Można być znów szczęśliwym i cieszyć się każdą chwilą.
To zdanie tutaj parę razy przytaczałem:
Nie wolno zamykać drzwi dla miłości. Gdy zostawisz je otwarte- znajdzie Ciebie sama.
Gdy pokochasz naprawdę i poczujesz, że jesteś kochany- zapomnisz o tym co było, pozbędziesz się lęków.
Uwolnisz się od demona przeszłości.
Komentarz doklejony:
Cytat
Czy od tych wszystkich, którzy się rozstali i nadal pojawiają się na forum, Twoim zdaniem zawsze bije szczęście i radość życia...?
Pewnie, że nie zawsze.
Chociaż akurat ja zaliczam się do tej grupy "rogacizny" , która cieszy się szczęśliwym nowym życiem, mając u boku nową partnerkę.
Marta
Czy od tych, którzy szansę dali, w tym i od Ciebie bije radość życia?
Bo gdy czytam ich., to jakoś nie mogę się tej radości doszukać.
A wręcz odnoszę(może mylne) wrażenie, że gdyby tylko było można się cofnąć w czasie, to wykopaliby zdrajcę ze swojego życia z największą radością.
Mam rację?
Komentarz doklejony: Barbara
Cytat
Czy osoba która ma godność, przystawia komuś pistolet do głowy?
Oczywiście, że nie. Ona odchodzi .....
Właśnie dlatego, że ma godność i poczucie własnej wartości.
Ed, rozwaliłem to wszystko bo miałem uzasadnione podejrzenia o zdrowie (a może i nawet w dalszej perspektywie życie) mojej niewiernej....
I tak jak również Ty, dzielę się moimi doświadczeniami i odczuciami które są bardzo subiektywne nie narzucając żadnego rozwiązania, jedynie wnosząc być może jakiś inny aspekt do zagadnienia.
W moim przypadku mieliśmy już wyznaczony termin rozprawy, i chcąc skorzystać z szansy również ona musiała wyrazić zgodę na wycofanie pozwu przeze mnie. Ja miałem to co chciałem już pozamiatane.
Co do tego co dalej zemną.... generalnie wychodziłem z założenia że jak co to rozwieść mogę się zawsze, a co mi szkodzi spróbować... (biorąc pod uwagę to wszystko co budowaliśmy wcześniej, to jacy byliśmy itp...).
Masz racje zaufanie szlak trafił, lecz tak jak pisałem powyżej cały czas ona pracuje nad tym by go było coraz więcej.
Wbrew pozorom ja się cieszę swoim życiem i żeby nie było to prochy odstawiłem w czerwcu nawet razem z fajkami, pić nie piję i stosuję razem z żoną "autorską" terapie by żyło się lepiej
Wiem że nie jest i nie będzie jeszcze lekko, zwłaszcza że właśnie zaczyna stukać rok od momentu gdy zacząłem obczajać temat i byłem już po kolana w gównie, po nowym roku byłem już po szyję i tak aż do końca marca....
Wiesz swój temat przetrawiłem poznałem prawdę (bardzo obszerną prawdę) o rozkminianiu jej każdego dnia, dziesiątki godzin poświęconych na obietnicach bez pokrycia i odłączaniu od rodziny (faktem jest że była podatna) i dla tego z zainteresowaniem czytam tutaj wypowiedzi kobiet z drugiej strony barykady i jakoś mi się to wszystko potwierdza.
Z poznaną prawdą sobie już poradziłem (straszy bardzo rzadko), nie wracam do niej, jeszcze trzeba tylko zamknąć ten rok....
Co by nie zrobić to czas działa na naszą korzyść...
Czy od tych, którzy szansę dali, w tym i od Ciebie bije radość życia?
Bo gdy czytam ich., to jakoś nie mogę się tej radości doszukać.
Ja nie kłamię, że jestem w tej chwili najszczęśliwszą kobietą pod słońcem...
Chociaż zdziwiłbyś się być może, bo takie wrażenie odnoszą chyba niektórzy, którzy mnie spotykają w realu. Są chwile lepsze i gorsze i... często wtedy, kiedy czuję się gorzej ląduję na forum, lub piszę smutne maile...
Na forum nie staram się ukrywać uczuć i nie twierdzę, że pozostanie w związku po zdradzie jest łatwe. Ta trauma była dla mnie najtrudniejszym przeżyciem w moim dotychczasowym doświadczeniu, dużo trudniejszym niż pogrzeby w rodzinie, z nagłą śmiercią ojca włącznie.
Jestem bardzo niemile zaskoczona, że po roku jeszcze nie dałam rady kryzysu ostatecznie zakończyć... Być może fakt, że zostałam z mężem, żadne z nas się nie wyprowadziło, powoduje niestety, że jest mi trudniej, bo jestem ciągle bombardowana widokiem zdradzacza i przykrymi wspomnieniami. Jednak mam nadal nadzieję... bo minął dopiero (?) rok i wygląda, że mój mąż żałuje i jest bardzo zaangażowany w odbudowę...
Są tacy, którzy po 2, 3, 5 latach wyglądają na szczęśliwych, a odejść mogę zawsze...
Nie mam wrażenia, że rozstanie rozwiązałoby wszystkie problemy i automatycznie uszczęśliwiłoby nas wszystkich.
Wiązałoby się niewątpliwie ze stresem dla dzieci, a tego próbuję uniknąć...
Dlatego wcześniej napisałam ze smutkiem, że nie ma moim zdaniem idealnego wyjścia z tej sytuacji...
Myślę po prostu, że nie należy kategorycznie narzucać decyzji o rozstaniu osobom, które chcą odbudowywać i nie należy też wzbudzać wyrzutów sumienia w osobach, które na rozstanie się zdecydowały.
Jeśli się wahają, to warto im może przedstawić wady i zalety każdej z opcji i utwierdzać w przekonaniu, że dadzą radę, na co by się nie zdecydowali...
Życie nie jest idealne, ale podobno
"Człowiek nie sznurek, wszystko wytrzyma"
jak mawia S. Tym...
A ja też mam do Ciebie pytanie, Ed:
Czy naprawdę uważasz, że można mieć do kogokolwiek 100 % zaufania?
Witaj Ed
Przede wszystkim gratuluje udanego związku
Cytat
Wiesz, jakoś nie za bardzo mnie przekonuje argument o iluzji.
To jest uczucie i to bardzo silne.
Bardzo silne na pewno, skoro prowadzi do takich głupot, ale nie prawdziwe. Bo gdyby było prawdziwe to dlaczego większośc takich zwiazków prędzej czy później sie rozpada, dlaczego w obliczu wykrycia zdrady kochankowie olewaja kochanki, a niewierne zony błagaja o wybaczenie mężów (zreszta niewierni męzowie też). Skoro to takie prawdziwe to niewarto dla tego zaryzykować? Przecież prawdziwa miłośc góry przenosi, a co dopiero takie drobne niedogodności. Otóż nie jest to, z reguły, zadna miłość, a egoistyczny układ oparty na braniu, a w miłości trzeba jeszce coś dać od siebie. Owszem faceci obdarzają swoje kochanki komplementami, zainteresowaniem, a kobiety, no cóz, daja doopy, ale na tym to dawanie się kończy, stąd moja konkluzja. Byc może czasami zdaza sie że jest to coś więcej, ale śa to raczej rzadkie wypadki. Oczywiście zdradzacze, a szczególnie kobiety, w chwili wykrycia zdrady nie mają pełnej tego świadomości, karmią sie tymi iluzjami lub po prostu nie chcą tego przyznac nawet przed soba samymi, bo czym byłoby to co zrobili, jesli wyeliminować największe usprawiedliwienie - miłość? Nie znaczy to ze ta prawdziwa miłośc jest w małżeństwie, bo tu juz wiele nie zostało, ale czesto jest na czym zbudowac to uczucie na nowo. Jest wiele, czesto dobrych, lat i zwiazanych z tym wspomnień, jest rodzina, są dzieci, a uczucia do dzieci jest tym co silnie łączy. Jesli przy tym jest swiadomość i wola zmiany, czasem warto zaryzykować. Ale zeby ta świadomość była z reguły potrzeba radykalnych rozwiązan. rozwodu jak u ambienta, ostrego ulitymatum jak u numlocka lub nawet czasowego rozstania jak u mnie. Nie można sie kurczowo trzymać związku i z tego powodu dawać szanse, bo to najgorsze rozwiazanie. Z pełna swiadomościa tego co sie stało i tego że wcale nie musi sie udać, bez idealistycznej wiary w zapewnienia zdradzającego, mozna dac szanse i wcale nie musi to byc droga przez mękę. Choć oczywiście super jesli ktoś odnajdzie sie w nowym związku, jak Ty Ed i znajdzie tam szczęście, bo choć sam dałem szanse, to uważam, że punktem wyjścia przy zdradzie jest rozstanie i trzeba miec silne przesłanki, że warto, zeby spróbować.
uważam, że punktem wyjścia przy zdradzie jest rozstanie i trzeba miec silne przesłanki, że warto, zeby spróbować.
To chyba jest dobry punkt zaczepienia.U mnie też było rozstanie.
Myślę ,że rozstanie powinno być opcją domyślną.I jeżeli będzie wiele przesłanek przekraczających masę krytyczną , można próbować dawać szansę.Jeżeli różnica między domyślnymi typowymi wartościami i danym przypadkiem będzie zbyt mała to nie wystarczy prędkości na ucieczkę z pola przyciągania rozstania prędzej czy później rozpocznie się jazda w dół , a różnica sprowadzi się do szybkości osiągania kolejnych dołków.
A ja czytam posty Barbry z dużym zaciekawieniem bo widzę identyczne zachowania jakie miała moja niewierna zaraz po godzinie zero. Ten sam tok myślenia. Pełna koncentracja na sobie a nie na bałaganie jaki zrobiła i sprzątaniu go. Pewnie to mechanizm obronny, który pozwala jakoś odepchnąć od siebie poczucie winy i patrzeć na siebie trochę przychylniej. Jest to dla mnie o tyle pożyteczne, że naświetla mi pewne zachowania zdrajczyni, których wtedy nie rozumiałem i robiły mi w głowie straszny bałagan a dzisiaj mogę prześledzić trochę chłodniejszym okiem dzięki Barbarze.
A poziom niechęci, czy nawet agresji ze strony innych użytkowników to kwestia tego jak długo, w sensie czasu i emocji i uporządkowania spraw jesteśmy PO. Osoby, które są na świeżo zwyczajnie nie mogą spokojnie znieść arogancji, buty i braku empatii ze strony kogoś, kto z premedytacją zdradzał i próbuje im doradzać w czasie gdy boli najbardziej i wszystko jest jeszcze świeże. A że to niezgodne z regulaminem, i niegrzeczne czasem....Co zrobić.. Ja to rozumiem i do pewnego stopnia usprawiedliwiam. Osoby, które już zmagają się z tematem lub go zamknęły mają większy dystans. Ot i wszystko...
Barbaro nie obrażaj się ale tak to wygląda gdy się jest po drugiej stronie.
Podkreślasz ciągle swoją wojowniczość (jeśli to nie poza), która w aktualnej sytuacji nic nie rozwiązuje, wręcz zaognia. Pokora i wojowniczość mogą iść ze sobą w parze.
I żeby nie było....Ponawiam moje życzenie, żebyś Barbaro jak najszybciej i najlepiej poukładała sobie życie.
Ja jestem już dość długo PO ale jak czytam :
Scoobi :I nie przeszkadzałoby mi ,gdyby kochanek mojej żony komentował na tym forum nawet moje wpisy
Binka:Też byłabym ciekawa jakie rady daje była kochanka mojego męża.
To nie rozumiem i ciśnienie skacze mi lekko. Dochodzę do wniosku, że jeszcze nie jestem wystarczająco długo PO, żeby mieć aż taki dystans. Mogę spokojnie czytać takie rady nieznanych mi postaci. Gdybym zaczął dostawać porady od rmojegor1; gnoja to chyba bym wrócił do pomysłu, którego niestety a może na szczęście nie zrealizowałem. Solidne obicie ryja.
A odczepicie się wy w końcu ode mnie czy nie? To jest wątek ralfiego więc doradzajcie mu jak potraficie, a jak chcecie znowu komentować moją osobe to idźcie na moje wątki, jest ich kilka.
Czy naprawdę uważasz, że można mieć do kogokolwiek 100 % zaufania?
Do kogokolwiek nie.
Natomiast do osoby którą kocham i wiem, czuję że jestem kochany- tak.
Tak jest w moim przypadku.
Jest wzajemna miłość, wzajemny szacunek- jest i zaufanie.
Dlatego mówię, że jestem szczęśliwy Marta
Przecież nie napisałem, że kłamiesz. Źle to zrozumiałaś.
Odniosłem się tylko do Tego co napisałaś o Tych, co odeszli.
Lagos
Nie dziękuję by nie zapeszyć r30;.... tfu, tfu.
Cytat
dlaczego w obliczu wykrycia zdrady kochankowie olewają kochanki, a niewierne zony błagają o wybaczenie mężów (zresztą niewierni mężowie też).
Lagos,
ano dlatego że tylko jedna strona kocha naprawdę.
Łyknęła i uwierzyła w bajki, jakie opowiada kochanka, kochanek.
W tym w to, że dla niej/go zostawi żonę/męża.
I się na zabój zakochała.
Owszem, zdarzają się i tacy faceci ale to chyba jest mniejszość.
Bo w tej grupie zakochanych na zabój jest jednak większość kobiet.
Bo sorki ale facetom jednak chodzi głównie o dobry seks.
A błaganie o wybaczenie?
No cóż, kochanek/ka nie traktowali tego związku poważnie i wypieli cztery litery w stronę osoby, którą wcześniej zapewniali o swojej miłości.
Zdrada się wydała, zaistniała realna groźba otrzymania kopa w **** i zostania na lodzie; no to co pozostało takiej osobie?
Ano pada na kolana, błaga o wybaczenie i zaczyna się jazda na uczuciach strony zdradzonej.
Pisałem to już parę razy.
Zdradzacz ma olbrzymią przewagę.
Bo doskonale wie, że my naprawdę go kochamy.
Bo dla nas liczą się dzieci i rodzina.
Musiałby być skończonym głupkiem, aby tego nie wykorzystać.
A ofiara zdrady poturbowana, wyniszczona jest zbyt słaba, aby być zdolną do obrony.
I ulega r30;..
Dlatego, tak jak w Twoim przypadku czy też Ambienta trzeba zakończyć to, co i tak druga strona zdradą zakończyła.
Dalsze postępowanie zależy wyłącznie od tego czego my chcemy i oczekujemy od życia.
I albo wchodzimy ponownie do tej samej rzeki (wiemy, że to wróg ale jednak jest to swój )
Albo tak jak w moim przypadku, zaczynamy nowe życie z nową partnerką lub partnerem.
Ja też nie napisałam, że Ty napisałeś, że ja kłamię...
Może powinnam bardziej precyzyjnie odpowiedzieć na Twoje pytanie...
Cytat
Czy od tych, którzy szansę dali, w tym i od Ciebie bije radość życia?
Wygląda, że od niektórych tak...
Ode mnie chwilami chyba też , chociaż nie mam poczucia, że nasz kryzys już się zakończył i... nie jestem pewna, co się jeszcze wydarzy...
Patrząc na historie innych ludzi nie uważam po prostu, że rozstanie jest warunkiem niezbędnym powrotu do równowagi i pogody ducha, ani tym bardziej, że jest warunkiem wystarczającym...
Pozostanie w związku po zdradzie i zbudowanie na nowo dobrej relacji jest trudne - wymaga olbrzymiego wysiłku, być może jest trudniejsze niż odcięcie się od zdradzacza (choć nie mam bezpośredniego porównania i w tym momencie teoretyzuję), ale wierzę, że to jest możliwe.
U Ciebie
Cytat
Jest wzajemna miłość, wzajemny szacunek- jest i zaufanie.
Dlatego mówię, że jestem szczęśliwy smiley
To świetnie!!!
Cieszę się, że Ci się udało!
I że Twoja wybranka nie jest godna zaufania.
Chociaż absolutne 100 % zaufania wydaje mi się nie do końca realistyczne... Wydaje mi się, że można być szczęśliwym w związku osiągając w tej skali 99 %, czy też 90 %...
Ale naturalnie masz prawo mieć na ten temat inne zdanie...
Skoobi,Lagos,
Zgodzę się, że czasowe rozstanie może być świetnym punktem wyjścia do budowy związku na nowo i chyba polecałabym to każdemu, u kogo taka decyzja nie pogorszyłaby funkcjonowania dzieci.
Ja próbuję im oszczędzić destabilizacji i cierpienia...
Zobaczymy, czy mi się uda...
Miłego weekendu!!!
PS. A Ralifiego jak nie było... tak nie ma...
:niemoc
Przypomniałam sobie, jak czekałam na pierwsze odpowiedzi po zamieszczeniu mojej historii ponad rok temu i stwierdziłam, że zasugeruję Ci przynajmniej szybciutko link do etapów po zdradzie:
http://www.zdradzeni.info/forum/viewthread.php?forum_id=51&thread_id=350
Ja jestem/ MY JESTEŚMY nadal w trakcie sklejania - okazało się to bardzo trudne, ale jeśli wczytasz się w historie niektórych forumowiczów - możliwe...
Więc nie podejmuj pochopnych decyzji...
Rozmawiajcie... Rozwiązujcie problemy...
Zastanówcie się, czy oboje jesteście gotowi podjąć ten wysiłek...
Trzymam za Was kciuki!!!!!
Marta
Cytat
Oj, mądry Rebe, pomóż mi. To moje życie takie ciężkie: mieszkam w niewielkiej chatce z żoną, czwórką dzieci, babcią, dziadkiem i jeszcze teściową. Już się zupełnie nie mieścimy w tej małej izdebce. Oj pomóż, mądry Rebe...
Na to Rabin powiada:
Słyszałem, że masz w obórce kozę?...
- Tak Rebe, mam jedną kozę, co daje mleko, którym karmię dzieci.
- To ją teraz sprowadź do domu - mówi rabin.
Rebe, Rebe, co ty mówisz?... Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i jeszcze koza?... To jak ja teraz będę mieszkał?...
Ale rabin był nieubłagany - musisz wprowadzić sobie kozę do domu!!
Za parę tygodni rabin spotyka tego Żyda i pyta się:
- A co tam Icek u ciebie?
Oj Rebe. Teraz to już zupełnie nie da się żyć w domu. Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa, dziadek i jeszcze teraz ta koza. To już nie jest życie.
Na to rabin powiada:
- To zabierz kozę z powrotem do obórki.
Za niedługo rabin jeszcze raz spotyka Żyda i pyta się go:
Jak tam Icek, w twoim domu?...
- Oj, Rebe. Jakiś ty mądry! Jak my teraz mamy w domu dużo miejsca. Świetnie mieścimy się w tej izdebce - ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i dziadek. Oj, jakiś ty mądry, Rebe...
Twoja żona prawdopodobnie nawaliła sobie na barki tyle, że problemy z tym związane ją przerosły. I w związku z tym pojawiła się koza.
Kozę pogonić się da, tylko jak rozwiązać potem problem jej odchodów i zorganizować od nowa przestrzeń ?
ona też tak mówi że te wszystkie obowiązki ją przerosły a do tego drugie dziecko... Ale mnie też było ciężko pracowałem po 12 godzin na dobę ( i nie ulżyłem sobie romansem) bo w końcu drugie dziecko, dom, samochód a teraz to wszystko mnie nie obchodzi. nawet rano nie chce się wstać...
I jak tu posprzątać po tej kozie?...
a jakbyś się sam nie dowiedział to co dalej by zdradzała? pytałeś się jej kiedy miała zamiar to zakończyć?
i masz pewność że ona to zakończyła? dała jakiś dowód na to że to wszystko już zakończone?
Staraj się trzymać formę ze względu na dzieci, dla nich cały czas jesteś opoką i tak ma być.
Emocje prędzej czy później przerobisz i ukołyszesz, choć parę podgrzewających je rozmów jeszcze pewnie przed Tobą.
Trzymam kciuki.
Cytat
Ralfi, ja wiem że Ty dobry mąż jesteś, ale bez przesady... to nie jest Twoja koza. To żonę trzeba zaprząc do myślenia. Kozę , a właściwie kozła musi wyprowadzić tym samym otworem, którego użyła do wprowadzenia. Sprzątać też nie musisz, sama niech to robi. Jest szansa, że jak ją zemdli przy tym parę razy, to kiedyś się tysiąc razy zastanowi , zanim pomyśli o kolejnym rozwiązywaniu Waszych spraw obcym kozłem.
Witaj Rafli
Cytat
Jak sam widzisz- nie żyłbyś zarówno Ty, jak i Twoje dzieci.
Piękny prezent dostałeś od niej w obliczu zbliżających się świąt, tych najbardziej rodzinnych ze wszystkich świąt
Rafli
Pierwsza i podstawowa rzecz.
Z to co się stało nie ponosisz żadnej winy.
Przecież to nie Ty wepchnąłeś swoją qrewnę do wyra tego ****opląta.
Sam mu wlazła z własnej, nieprzymuszonej woli.
Druga- nie szukaj odpowiedzi na pytanie; Dlaczego?
Odpowiedź na nie jest banalnie prosta.
Bo tego chciała, bo tego chciała, bo tego chciała. r30;r30;r30;r30;r30;r30;r30;r30;..
Można tak w nieskończoność .
Jedną rzecz musisz sobie uświadomić.
Ona Ciebie już nie kocha.
Nie kocha bo:
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, to nigdy nie zdradzimy.
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, to nie pozwolimy zniszczyć zaufania do siebie.
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, to nie potrafimy zadawać bólu mojej zonie, mojemu mężowi czy też partnerowi
- Skoro kogoś naprawdę kochamy, wiemy, jakiej granicy nie wolno nam przekroczyć.
- Skoro kochamy, to nie pozwolimy, aby nasze dzieci zostały skrzywdzone.
One są owocem naszej miłości i są bezbronne wobec nieodpowiedzialności jednego z rodziców.
Ich dobro to szczęśliwi, szanujący się nawzajem i kochający się wzajemnie rodzice.
Bo to zapewnia im poczucie bezpieczeństwa, daje niezbędne ciepło rodzinne.
Skoro ktoś nas zdradził- to wszystkie wyżej wymienione przeze mnie punkty ma głęboko w czterech literach.
I nigdy nas naprawdę nie kochał!
Rafli
Nie walcz, nie proś i nie błagaj. Bo o miłość się nie błaga!
Zdejmij tę księżniczkę z tego piedestału, na którym do tej pory stała.
Miłość wymaga od nas stanowczość, a mądra miłość nie pozwala na wszystko tym, których tak bardzo kochamy.
Zdejmij z palca obrączkę- ona zakończyła jednostronnie Wasze małżeństwo. Zakomunikuj jej jasno i zdecydowanie, że małżeństwo zostało zakończone
Obrączka na palcu- symbol miłości i oddania dla niej nie stanowiła żadnej wartości, a słowa przysięgi małżeńskiej dla nie okazały się nic nie znaczącym frazesem.
Rafli
Nie wierz w nic co teraz mówi, co robi. Bo ona wyłącznie ratuję swoją doopę.
Nie dopuść do tego, aby ona grała na Twoich uczuciach,.
Ona ma potężną przewagę nad Tobą. Wie, że ją i dzieci ogromnie kochasz.
Nie pozwól jej aby to wykorzystywała.
Wiesz tyle ile, sam się dowiedziałeś. Plus to co na Tobie łaskawie raczyła powiedzieć.
Czy trwało to cztery, czy też więcej miesięcy- nie jest to ważne.
Nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia.
Jest ważne to co poniżej zacytuję:
Cytat
A ze mną o naszych problemach nie mogła porozmawiać nawet przez 5 minut.
W związku dwojga kochających się ludzi to partner jest najbliższym przyjacielem i powiernikiem naszych codziennych trosk, problemów.
To nim się dzielimy naszymi sukcesami ale również mówimy o naszych problemach i oczekujemy wsparcia.
Jak było u Ciebie?
Nie znalazła nawet pięciu minut dla Ciebie, aby powiedzieć, co jej w małżeństwie nie pasuje, co trzeba naprawić i co ją przygniata.
Za to szybciutko znalazła ****opląta i zamiast rozmawiać z Tobą, wybrała jego na swojego partnera. Na swojego przyjaciela.
To jemu a nie Tobie wysyłała trzysta sms-ów miesięcznie, to nie z Toba a z nim rozmawiała 1000 minut miesięcznie.
To nie do Ciebie mówiła szczerze czułe słówka, to nie Tobie szczerze mówiła rKocham Cięr1;
Te słowa są przeznaczone wyłącznie dla niego.
To z nim seks był szczery i bez żadnych zahamowań.
Ty zajmowałeś się dziećmi, pracowałeś po 12 godzin aby zapewnić rodzinie przyzwoity standard życia, a ona w tym czasie mówiąc wprost się qrwiła z ****oplątem.
Jesteś dla niej już nie mężem a wyłącznie jej bankomatem.
Brzmi dla Ciebie zbyt brutalnie?
To sobie to uświadom i przyjmij do wiadomości wobec faktu z jakim masz do czynienia
Piszesz, że ona żałuje tego co się stało?
Ona żałuje wyłącznie jednego. Że TY się o tym dowiedziałeś. Niczego więcej nie żałuje.
Nie żałuje czasu spędzonego z ****oplątem, rozmów z nim, miłości i pełnego oddania seksu z nim.
Żałuje, że bankomat zapewniający jej wygodne i beztroskie życie powie twardo: wypad z mojego życia.
Czy nie napawa Ciebie teraz wstrętem gdy się do Ciebie mizdrzy, całuje.
Nie masz obrzydzenia do niej, mając w świadomości, co w tych ustach trzymała?
Rafli
Piszę ostro ale takie są fakty.
Masz zebrane dowody, to dobrze je zabezpiecz. Skontaktuj się z prawnikem. Nie miej dla niej litości. Ona wobec Ciebie jej nie miała.
Stań się wobec niej zimny i całkowicie obojętny. Dla niej masz być całkowicie przezroczysty.
Jakąkolwiek decyzję masz zamiar podjąc- ona ma być ostatnią osobą, która o niej się dowie
Póki co skup się na dalszym zbieraniu dowodów.
Chociaż za szybko moim zdaniem odpaliłeś bombę, bo zejdą do podziemia.
Nie wierz w żadne jej bajki, że ona to skończyła. Będzie kłamać w żywe oczy!
Ustal kim jest gach, abyś mógł powołać go na świadka
Zabezpiecz swoje finanse, oszczędności.
Odetnij jej ryjek od bankomatu. Jeżeli macie wspólne konto- środki na nim przelej na rachunek, do którego dostęp będziesz miał wyłącznie Ty.
Najpierw przelej wszystko, a później zlikwiduj wspólne konto. Ona ma mieć swój osobny rachunek, na który będziesz przelewał środki na zaspokojenie niezbędnych środków na utrzymanie rodziny.
Jeżeli nawet zdecydujesz się na budowę związku od nowa- to Ty dyktujesz warunki.
Podstawowym jest jej szczerość. Ale zanim to nastąpi musisz sam wiele poustalać aby zweryfikować jej prawdomówność.
Jedna to ma być wyłącznie Twoja autonomiczna decyzja podjęta nie pod jej wpływem, pod wpływem uczuć jakie masz do niej lecz ma wynikać wyłącznie z wiedzy jaką posiadasz i jej zachowania.
Nie jest już ważne czego ona chce. Bo ona ma z pokorą oczekiwać na wyrok.
Ważne jest wyłącznie tego czego Ty chcesz i czy dasz radę z nią dalej żyć.
Bo tego co się stało już nigdy nie zapomnisz. To będzie do Ciebie wracało niczym bumerang
Jednego ona może być jednak pewna.
Ty w pewnym momencie możesz mieć jej dość i zechcesz ją wykopać ze swojego życia
Rafli[b]
Jesteś młodym facetem , masz całe życie przed sobą.
Zastanów się mocno, czy warto je marnować na bycie z kimś, kto pokazał już na początku, że jesteś wyłącznie opcją i bankomatem.
[b]Najlepszą zemstą na facecie, który kradnie Tobie żonę jest mu jej zostawienie.
Ty jesteś wspaniałym, wartościowym mężczyzną, cudownym ojcem.
I nie daj sobie wmówić czegoś innego.
A ona?
Okazała się nie lepsza od panienki lekkich obyczajów.
3maj się i działaj twardo i zdecydowanie
Komentarz doklejony:
Ralfi,
póki co spakuj ją i wyekspediuj albo pod drzwi kochanka.Nie zapomnij o flaszce dla niego w podziękowaniu za to, że otworzył Tobie szeroko oczy, kim byłeś dla żony i jak Ciebie kochała.
Lub do jej rodziców. Ciekaw jestem czy będzie potrafiła im powiedzieć, dlaczego wyleciała z hukiem z domu.
Odetnij się od niej, nie odbieraj telefonów ani od niej ani od jej rodziców.
Musisz wszystko przemyśleć.
Wyciszyć emocje na tyle, ile to jest możliwe.
Nikt, powtórzę nikt nie może na Twoja decyzję mieć wpływu.
To jest Twoje życie i To Ty w przypadku dania jej szansy na odbudowę tego co roz****rzył, będziesz się musiał z nią męczyć.
Czy jednak warto? Nie wiem i nikt tego nie może Tobie zagwarantowywać, że znów nie będziesz miał powtórki lub że dalej będzie kontynuować znajomość z ****oplatem.
Jeżeli zdecydujesz się na budowę związku od nowa, to wchodzisz na nieoznakowane pole minowe. Nigdy nie masz pewności, gdzie jest mina i możesz wylecieć w powietrze.
Na razie nie słuchaj tego co ona do Ciebie mówi lecz wyłącznie obserwuj. Gdy z nią rozmawiasz - mów cicho i spokojnie. Patrz uważnie prosto w jej oczy. One nigdy nie kłamią.
Dbaj o siebie, o swoje zdrowie- masz dzieci i masz dla kogo zyć.
Ale on jest teraz w szoku. I wierzy żonie w każdy głodny kawałek, który mu wciska. Ale chłopina szybko otrząśnie się z tego, kiedy sam zobaczy czy to bicie się w piersi przez żonę jest spowodowane jej "prawdziwą" skruchą czy też nadchodzącą perspektywą utraty rodziny i, jak to ująłeś Edzie, bankomatu., wygodnego i dostatniego życia. Fajnie się fika kiedy jest cieplutko i bezpiecznie, ale kiedy doopa przymarza szybciutko zakłada się ciepłe gacie (nawet kilka warstw bez względu na estetykę) w oczekiwaniu na powrót lata
Powodzenia Rafli. Bądź tutaj z ludźmi, którzy pomogą i wesprą Cię. Pozdrawiam
Cytat
Teraz już wiesz, prawda.
Tylko nie chcesz tego powiedzieć wprost. Nie dopuszczasz do swojej głowy takich określeń
To jest zbyt bolesne dla Ciebie.
Jedno jest pewne- Twoją żona bym jej nie nazwał.
Żona to brzmi zbyt dumnie aby ją tak nazywać.
Bo żona to:
- kobieta, która mnie szanuje i sama zasługuje na mój szacunek.
- kobieta, która odwzajemnia moje uczucie.
Nazwanie jej żoną jest wręcz obraźliwe dla tych wszystkich wspaniałych pań, które są pełne miłości, szacunku i oddania dla swoich mężów.
A ona ........ ?
Z częścią powyższych wypowiedzi się zgodzę, a z częścią nie...
Twoja żona może w tej chwili rzeczywiście nie być sobą, bujać w obłokach, żyć w innym świecie i podejmować głupie, nieracjonalne, raniące, okrutne decyzje, oszukiwać i kłamać.
Zasada ograniczonego zaufania jest jak najbardziej słuszna...
Niestety...
Ale moim zdaniem to nie znaczy, że jest z gruntu zła, nigdy Cię nie kochała i nie rokuje żadnych nadziei na przyszłość.
ŚWIAT NIE JEST CZARNO-BIAŁY!!!
Zgodzę się, że nie powinieneś błagać Jej o nic...
Tylko postawić twarde, stanowcze warunki.
Ty powinieneś kontrolować od tej chwili sytuację.
Zgodzę się, że jeśli:
Masz zebrane dowody, to dobrze je zabezpiecz.
Zdarzają się niestety sytuacje, kiedy zdradzacz niszczy dowody...
Ona powinna rzeczywiście poczuć realną groźbę...
Powinna widzieć Twoją stanowczość i siłę...
Nie wierz w żadne jej bajki, że ona to skończyła. Będzie kłamać w żywe oczy!
Ustal kim jest gach, abyś mógł powołać go na świadka
Zabezpiecz swoje finanse, oszczędności.
Jeżeli nawet zdecydujesz się na budowę związku od nowa- to Ty dyktujesz warunki.
Podstawowym jest jej szczerość. Ale zanim to nastąpi musisz sam wiele poustalać aby zweryfikować jej prawdomówność.
To brzmi moim zdaniem rozsądnie - Ona może Cię oszukiwać...
Ważne jest wyłącznie tego czego Ty chcesz i czy dasz radę z nią dalej żyć.
Bo tego co się stało już nigdy nie zapomnisz. To będzie do Ciebie wracało niczym bumerang
To jest cholernie trudne... I rzeczywiście wraca...
Ale my przetrzymaliśmy te paskudne, ekstremalne emocje po huraganie i Ty też dasz radę!!!
Jednego ona może być jednak pewna.
Ty w pewnym momencie możesz mieć jej dość i zechcesz ją wykopać ze swojego życia
Powinna być tego świadoma...
I Ty powinieneś być pewny, że jeśli Ona nie będzie się bardzo starała, to nie dasz Jej szansy. Nie pozwolisz siebie traktować bez szacunku.
póki co spakuj ją i wyekspediuj albo pod drzwi kochanka. Lub do jej rodziców.
To mógłby być dobry pomysł...
Ale nie wiem, jak byłoby z dziećmi...
Dbaj o siebie, o swoje zdrowie- masz dzieci i masz dla kogo zyć.
Dokładnie, Ralfi!!!
Trzymamy kciuki!!!!
PS. Podchodź z dystansem do wszystkiego, również do wypowiedzi na forum.
Nikt nie jest nieomylny...
Najpierw sobie wszystko przeanalizuj, dopiero potem działaj...
Zdrady mają zawsze takie samo oblicze.
Są do obrzydzenia wyłącznie czarno-białe.
Tylko zdradzacz widzi je kolorowo. Jest na haju i ma w czterech literach wszystko i wszystkich.
Pojęcie empatii dla niego jest tak abstrakcyjne jak dla laika teoria względności Einsteina.
Zgoda, życie dorosłego człowieka nie jest wyłącznie czarno-białe.
Tylko że dorosłość to również odpowiedzialność.
Za swoje czyny również.
Skoro jż dokonała takiego wyboru, to musi ponieść konsekwencje swojego czynu.
Pamiętaj.
Ona wykonała podstępną egzekucję strzałem z przełożenia na niczego się nie spodziewającym się partnerze.
To była również egzekucja wykonana na małżeństwie, rodzinie i dzieciach.
Nie potrafiła poświęcić choćby 5 minut mężowi by mu powiedzieć co jej leży na sercu, co w małżeństwie trzeba zmienić.
Za to miała go wystarczająco dużo dla jej bzykacza.
Tysiac minut miesięcznie, setki SMS-ów między kochankami.
A było jej żal 5 minut by je poświęcić na ratowanie swojego małżeństwa.!
Kochankowi oddała nie tylko ciało, ale również obdarzyła go uczuciem. On stał się dla niej najbliższą osobą, której powierzyła swoje sekrety, zwierzała się nie tylko ze swoich problemów ale również ujawniła sekrety małżeństwa.
On wie więcej o jej życiu, o jej małżeństwie niż jej prawowity mąż!
Panika w oczach pojawila się w jej oczach dopiero w momencie wykrycia zdrady.
Gdy powstała realna groźba wyautowania jej z życia Rafliego.
Co zrobi Rafli, nie wiem. To jego życie a nie moje. Jest młody, ma cale życie przed sobą. Czy warto go zmarnować tylko dla tego, że są dzieci. Wejść na nieoznakowane pole minowe bez gwarancji, że się przeżyje?
Szczęśliwe małżeństwo to:
-Wzajemna miłość,
-Wzajemny szacunek,
-Zaufanie
Tutaj została wyłącznie jednokierunkowa miłość Rafliego.
A to, że ona go kocha to można między bajki włożyć.
Zaufanie albo jest, albo go nie ma.
Nie istnieje pojęcie 50,90% poprzedniego.
Bo albo ufamy, albo nie.
Oczywista oczywistość.
Chciałbym się do wszystkich odnieść ale mam mętlik w głowie...
Prawda jest taka że połowa mnie ją kocha i chce z nią być a druga połowa ją nienawidzi i chce od niej uciec jak najdalej.... Do tej pory myślałem że to bzdura że można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie, ale teraz widzę że tak może być... Kocham ją i nienawidzę jednocześnie. Najgorzej że nawet jak jest dobry dzień to następnego wraca, myśli dręczą potwornie, wszystko mi o tym przypomina, boję się patrzeć na telefon żeby przypadkiem jeszcze czegoś nie odkryć, jak widzę hotel albo pensjonat czuję realny ból w sercu... Czy to minie?.....
Ona z całych sił prosi o drugą szansę, mówi zę z nim zerwała tego samego dnia jak odkryłem zdradę, że to nie była miłość tylko zauroczenie, że on mówił że ją kocha prawił komplementy, mówił że zostawi dla niej żonę...
A na marginesie on mieszka niedaleko w sąsiedniej miejscowości, ma żonę i niepełnosprawną kilkuletnia córkę... muszę przyznać że zrobiłem głupią rzecz, dziś zobaczyłem jego samochód pod marketem, zaczekałem aż wyjdzie, poniosły mnie emocję jak go zobaczyłem jak wyobraziłem sobie ich w łóżku i .... sprałem gościa, dość mocno... chyba narobiłem sobie kłopotów ale mam to wszystko gdzieś...
Komentarz doklejony:
Taka myśl, pytanie mi się nasuwa, pytałem ją o to ale nie potrafi odpowiedzieć. Jak można dla chwili uniesienia, kilku banalnych komplementów, chwili zabawy zaryzykować nasze całe życie, 7lat małżeństwa, szczęście i przyszłość dwójki wspaniałych mądrych dzieci, wszystkie wartości, naszą miłość, nasze plany całą naszą przyszłość???
Zna ktoś odpowiedz?
sam wiesz, ze narobiłes sobie kłopotu, moze nawet żona zacznie go teraz żąłować...
Ważniejszy temat to Wasza przyszłość, sytacja skłania się do powrotu niewiernej na łono rodziny.
Być może, prawdą jest to co mówi.
Dowiesz się o tym z czasem, na podstawie tego co zrobi, nie na podstawie tego co teraz mówi, obiecuje.
Jednak, jeżeli zamierzasz, zgodniez wewnętrzną, naturalną potrzebą, szybko wrócić do normalności, bez przepracowania zdrady to robisz największy błąd jaki mozesz teraz zrobić.
Odbije Ci się to czkawką na wszystkie pozostałe miesiące lub lata Waszego małżeństwa.
Powtórka z rozrywki, niemal gwarantowana, a jeżeli nie to jakość Waszej wzajemnej relacji spadnie do poziomu nadającego się na rozstanie tak czy tak.
Nie poddawaj się łatwej ułudzie, że skoro kochasz to wybaczasz.
Własnie dlatego, powinniscie obydwoje przepracować temati budować nowy związek. Stary zniknął razem ze zdradą żony. NIe zostało po nim nic, same zgliszcza.
To, żona powinna wziąźć na siebie większy ciężar budowy nowego związku.
Co do samej deklaracji żony... pożyjemy zobaczymy.
Gdybyś nie odkrył zdrady, dalej by Ciebie oszukiwała, łechtała słowami że facet zostawi swoją żonę z niepełnosprawną córką i odpłynie sobie z nią. Chciała odejśc z takim facetem, chciała stworzyć z nim związek ?:szoook
Przeyśl to na spokojnie i nie popadał w euforię z powodu tego co mówi :cacy
Z czystej ciekawości poinformowałeś żone gacha że dymał twoją qurewne? Wiesz moim zdaniem oprócz łomotu powinno się jeszcze uderzyć mocno w drugą stronę - emocjonalną jego związku ;] Jeżeli uważasz że to co twoja qurewna mówi jest prawdą - zostawie bez komentarza
Kobieta żeby odczuła co zrobiła zarządaj separacji i nakaż - nakaż nie proś błagaj żeby chodziła na terapie jeżeli chce ratowac małżeństwo w co wątpie;] Druga jestes w fazie emocji i to cię gubi.
Z drugiej strony ktoś z kim sie spotyka 4MIESIACE tak łatwo nie przepada w czeluść wiec sam wiesz że kłamie - najprostsze rozwiązanie jest u Ciebie najtrudniejsze - rozwód i jeżeli faktycznie Cię kocha to przyjmie go bez burkniecia i bd mógł jej wówczas zaproponować związek ale nowy wówczas nie bd miał już takich problemów jak rozwód no chyba że się ponownie zdeklarujecie w co wątpie - trzymaj sie mam nadzieje ze Cię to wiecej nie spotka:tak_trzymaj:cacy
Teraz pytanie mogące rozwiać twoje dylematy? Jak wyglądało zerwanie z kochankiem? Czy żona po wyjściu na jaw romansu spotkała się z nim i powiedziała, że to koniec? A może wyglądało to tak, że poinformowała go o tym, że ty wiesz i zapytała co dalej? Kochanek stwierdził,że nie opuści żony. Po takiej deklaracji kochanka obudziło się na nowo uczucie do Ciebie. Odpowiedź na te pytania pokaże Ci intencje żony.
Kim więc jest ta twoja żona?
jakim jest ona człowiekiem?
jakie szanse z rozhulałą jej piczą miała ta chora dziewczynka, jego córka?
ja zapewniam cię ze to dziecko nie miało i nie ma żadnych szans z żadną kochanicą która rozłoży się przed tym ruchaczem
wiej od podłej kobiety bo zrobi ci w życiu jeszcze więcej krzywd
gdy zachorujesz albo skończysz się jako bankomat(np. stracisz pracę, róznie bywa pod tym względem, nic nikomu nie jest dane na wieczność), to ta kobieta kopnie cię bez wahania i pójdzie do pełnego źródła, by się ochlać i nażresz
ty zawsze będziesz sam w tym zwiąku
dalej- ona zasadziła się na chłopa, który dla wygłodniałej piczy gotów był zostawić swoją rodzinę, chore dziecko
jej nie obrzydzał taki człowiek tylko lepiła się do niego jak do miodu
pytam się więc
kim jest ta kobieta, która pechowym zrządzeniem losu została twoją żoną
czy uważasz, że to mądra kobieta?
gdyby była mądra, to potrafiłaby sobie wyrobić odpowiednie zdanie na temat tego ruchacza
ona gardziłaby takim chłopem a nie planowała z nim przyszłe życie
pozbądź się raz na zawsze złudzeń i zakończ tą farsę jaką jest twoje małżeństwo
nie dotykaj kobiety która innemu wyznawała miłość, okłamywała cię i innemu robiła loda, dotykała innego wacka
jesli teraz po czymś takim zostaniesz z nią to ona będzie miała cię za frajera( notabene bardzo słusznie będzie rozumowała) i dalej będzie zrżnęła się z tym chłopkiem albo znajdzie sobie jakiegoś innego
ożeniłeś się z głupią, pustą i złą osobą
nie wiezr w nic co ona do ciebie mówi
ona kłamie
gach ją wykopał więc teraz czepiła się ciebie
gdyby on dalej ją chciał i faktycznie zostawiłby swoje dziecko dla zwykłej [edycja], to badź przekonany o tym że dzisiaj ona leżałaby u jego stóp, lizała mu wacka a tobą nie zawracałaby sobie głowy
tylko dlatego że tamten jej nie chce, bo coś mu tam przeszkodziło( może on miewa po prostu od czasu do czasu takie doopy na boku, taki styl życia) to ona deklaruje chęć bycia z tobą
ona boi się o własną doopę
tu tylko i wyłącznie o to chodzi
ty nie rob z siebie ratownika jej doopy
niech gach zajmie się ta puszczalską mężatką i niech on łudzi się że jemu to ona będzie wierna
czy w tym czasie gdy łajdaczyła się z tym drugim sypiała również z tobą? założę się że tak
sam więc dośpiewaj sobie resztę na temat tego kogo trzymasz w domu, kto urodził ci dzieci i kogo nazywasz żoną
ja na zakończenie ci powiem że to porządna kobieta na pewno nie jest
siły i męskiej stanowczości ci życzę
Mono, zalecam wyhamowywanie z epitetami (patrz regulamin). Po raz drugi zwracam Ci uwagę i to jest oficjalne ostrzeżenie.
JW
Tak czytając powyższe wpisy i z własnego doświadczenia czasem się zastanawiam nad życiowością co poniektórych wpisów.
Cytat
Ed65
Podejrzewam, że to nie tak. One mówią co im leży na sercu, lecz nie zawsze rozumieją odpowiedzi, albo ich po prostu nie słuchają. Być może też odpowiedzi giną w natłoku codziennych spraw.
Cytat
Gdy powstała realna groźba wyautowania jej z życia Rafliego.
Również ed65
No tutaj dochodzimy do sedna. Pytanie, które należy sobie zadać, to czym był ten romans dla niewiernej partnerki. Z moich obserwacji zarówno z domu, jak i tego forum powiedziałbym, że to taka bajka dla dorosłych. Czasem rzeczywiście chodzi o wyrwanie się z mniej lub bardziej udanego małżeństwa, ale częściej jedynie o chwilę ucieczki od rzeczywistości w świat bajek. Z takim księciem z bajki nie trzeba rozwiązywać życiowych problemów i można się wygadać bez obawy, że powie, że on to inaczej widzi. Tak jak małe dzieci bawiące się w dorosłe życie; coś tam plotą same nie biorąc siebie poważnie i cieszą się chwilą.
Cytat
Zna ktoś odpowiedz?
Ralfie
Na to jeszcze nie usłyszałem odpowiedzi. Nie wiem, czy taka odpowiedź jest możliwa. Ale myślę, że ta druga strona jest Tobie winna przynajmniej próbę odpowiedzi. Zbywani jesteśmy banałami typu zauroczenie, sama nie wiem, jestem głupia r11; beznadziejna itd. Jak Nick napisał, główny ciężar budowy na tych zgliszczach powinna wziąć na siebie strona zdradzająca. I do tego należy poważne zastanowienie się nad powyższym pytaniem i bardzo na nie szczera odpowiedź.
Z tego co piszesz zaryzykowałbym twierdzenie, że bez tej odpowiedzi jeszcze lata będzie Ciebie to gryzło niwecząc szanse na szczęście w tym, czy innym związku.
ja bym w takie cudowne zakończenie związku bo jej na Tobie zależy nie wierzył, pewnie zeszła do podziemia.
pobiłeś gościa i źle zrobiłeś że w takim miejscu, mogłeś wybrać lepsze miejsce ja bym dał mu znać że jak poleci na policję to Ty pójdziesz do jego żony, taki mały szantaż aby przypadkiem nie mieć problemów prawnych. żona ma numer, jak kocha i żałuje to ten numer poda.
a wracając do żony, to skoro mówił że dla niej zostawi swoją żonę, to nie mówił tego od tak, możliwe że ona rzuciła sama tym hasłem pierwsza i on to podchwycił aby ją utrzymać na dłuższy romans.
a co z tego że on komplementy chwalił? czy Ty chcesz być dalej z osobą która dla kilku miłych słów pójdzie z gościem do hotelu? ja bym wiał od takiej jak najdalej, bo widać że jest niedojrzała i raczej już nie dojrzeje.
mam nadzieję że posłuchałeś rad i zdjąłeś obrączkę, przestałeś latać za nią i zacząłeś ją traktować jak powietrze? i poinformowałeś rodzinę? jeśli jeszcze nie, to zrób to czym prędzej, wtedy dopiero zobaczysz jak jej na Tobie zależy, a na ile są to tylko jej puste słowa.
aha i masz pewność że to trwało tylko 4 miesiące? no i bym zapomniał, poproś ją o wyniki badań czy przypadkiem niczego do domu nie przyniosła, zawsze warto dmuchać na zimne.
Nie tego sie spodziewałeś co? Ty pytasz jak to posklejać, a tu dostajesz odpowiedź, zebyś sie zawijał z tego małżęństwa, bo ona to taka i taka, a jesli zostaniesz to totalna masakra, jeśli nie w realu to przynajmniej w Twojej głowie. Nie koniecznie tak musi być, ale droga do tego wiedzie przez zakceptowanie, ze na ten moment Twoja zona taka właśnie jest. Karmi Cie kłamstawami, a jej relacje z kochankiem, jej uczucia do niego i do Ciebie sa dalekie od tego jak Ci to przedstawia. Nie licz na jej pozorna skruchę, bo to tylko słowa, łatwo powiedzieć, ale nie zastopuje sie emocji, które sa w srodku. Żeby ja odzyskać musisz zaakceptować to że możesz ja stracić na zawsze, jesli tego nie zrobisz bedziesz zył ochłapami, które Ci żuci. Nie walcz o nią, daj jej zawalczyc o Ciebie...jesli jeszcze chce.
Dopóki ona się nie odkocha to nawet zakładając że będziecie "razem" to oboje będziecie usychać ona z tęsknoty za tym co przeżyła, a Ty ze świadomości że tak jest.
Niestety ale jak nie złapiesz jej za rękę i się nie sparzy sama to przejrzenie na oczy jest raczej nie możliwe...
I teraz z mojego podwórka - chciała skończyć sama - nie wychodziło, umierała z tęsknoty, on nie miał nic do stracenia więc na każdą chwilę jej słabości czekał....
Rozwiązałem temat w pewien sposób siłowo i co?
Zeszła na ziemie, w 15 minut okazało się ile ona znaczyła dla gacha, zawinął się i z tych pięknych wyznań i obietnic nic nie zostało....
Po zdradzie da się żyć razem ale to ona musi udowodnić że jej zależy i chce naprawiać. Nawet nie naprawiać ale budować od nowa bo to już zupełnie inny związek, na zupełnie nowych fundamentach i niestety ale bardzo zdewaluowanych wartościach....
Musisz mieć tego świadomość jeśli chcesz dalej trwać, jeśli uznasz że warto...
Tylko jedna fundamentalna zasada i powtarzaj to sobie - Ty musisz wiedzieć co masz wybaczyć, ona musi wiedzieć co schrzaniła.
A z perspektywy czasu napiszę jeszcze coś do czego dojrzała moja żona - uświadomiła sobie że szopka jaką odstawiłem była moją walką o nią i rodzinę i myślę że nic więcej już nie muszę pisać.
Cytat
Tak, ale jakim kosztem!
Bez zaufania.
Z sennymi koszmarami, ze zrujnowanym zdrowiem.
Aby to w pierwszym etapie wytrzymać, w miarę normalnie funkcjonować-faszerujemy się jakimś chemicznymi świństwami. I często jeszcze jakiś czas aby nie zwariować, trzeba je brać
Naprawdę tak chcemy żyć?
Dla mnie odzyskanie kogoś szantażem nie ma najmniejszego sensu.
Bo gdy stawiamy sprawę na ostrzu noża:
Wybieraj rozwód albo kończysz z tamtą/tamtym.- to przecież w czystej postaci szantaż.
Oznacza to nie mniej nie więcej:.
- Nie mamy szacunku do siebie, nie mamy poczucia swojej wartości.
- Nie wierzymy kompletnie w siebie.
- Nie wierzymy w to, że jesteśmy w stanie ułożyć sobie życie na nowo.
Na życie z kimś, kto na nasze uczucie i szacunek zasługuje.
Ktoś, kto kochał już kogoś innego, był gotowy do odejścia, a został dopiero wtedy, jak mu przystawiono nabity pistolet do głowy jest osobą godną do tego aby w naszym życiu pozostała?
A niby dlaczego?
To tak naprawdę dla kogo jest to nasze poświęcenie?
Nikt tego głośno nie powie, ale ewidentnie dajemy z siebie zrobić koło ratunkowe.
Naszym wspaniałomyślnym gestem ratujemy tyłek zdrajcy, który często w przypadku rozwodu zostałby na lodzie.
A w dodatku z gołym tyłkiem.
Mając taką perspektywę zrobi wszystko, aby nie stracić wygodnego życia.
Nikt przecież nie jest na tyle głupi, aby dać się odciąć przecież od bankomatu.
Pal licho więc uczucia do kochanka/ki- wybieram wygodę.
Pozdrawiam
Wszystko co piszesz jest logiczne, i trudno sie z Toba nie zgodzić, lecz czasem w zyciu wyglada to troche inaczej.
Uważasz,że "miłość" do kochanki/kochanka to prawdziwe uczucie a nie iluzja? A jak wytłumaczysz przypadek zatraconego, zreszta nie odsobniony. Jak dobrze pamiętam to juz chyba dwa lata jak odszedł od zony po jej zdradzie, niedawno rozwód, a ona nawet po rozwodzie chciała zeby wrócił. Myslisz, ze to tylko koło ratunkowe? Myslisz, że ludzie jak juz zgupieją, to juz są skazani na głupotę do końca życia? Masz racje często jest tak jak mówisz, ale nie musi być tak zawsze.
Czy osoba która ma godność, przystawia komuś pistolet do głowy?
Oczywiście, można polemizować, bo się wiele sloganów tutaj na forum naczytałam, Myślę że należy rozróżnić szantaż od bezsilności, a przecież często działania nasze wynikają z bezsilności. Chcemy nasze małżeństwo ratować za wszelką cenę, bo kochamy tę druga osobę, bo uświadamiamy sobie że bez niej życie będzie gorsze niż z nią. Ale jednocześnie, nie da się ratować związku dwojga osób bez udziału tej drugiej osoby. Jeżeli żona ralfiego naprawdę żałuje, jeżeli wie że zrobiła krzywdę wszystkim dokoła, a on jej chce dać szansę na pokazanie że jej żal jest prawdziwy i szczery, to dlaczego ma tej szansy nie dawać?
Jak powiedział lagos, ktoś kto zrobi głupotę nie koniecznie jest głupkiem (czy jakoś tak )
Wiesz, jakoś nie za bardzo mnie przekonuje argument o iluzji.
To jest uczucie i to bardzo silne.
To nie jest tylko zauroczenie, jak się często zdrajcy tłumaczą.
To jest coś, co da się łatwo wymazać z pamięci.
Przecież to znajduje potwierdzenie tutaj na forum.
Bo co zdrajca ma powiedzieć w obliczu niemiłej perspektywy?
Że się zakochał, że nie żałuje tych wspaniałych chwil spędzonych kochankiem/ą?
Przecież to byłby strzał samobójczy.
I będę się jednak upierał przy tym co w poprzednim poście napisałem.
A że zdarzają się wyjątki. r30;..
Komentarz doklejony:
Barabara,
Pozwolisz, że jednak pozostanę przy swoim zdaniu.
To nie jest oznaka bezsilności.
To jest bardziej suma strachu przed samotnością, braku wiary w siebie, w swoje poczucie wartości.
To jest sytuacja, gdy nie mamy alternatywy.
Bo dla niego zaniedbało się własnych przyjaciół, własne hobby i własne życie,
Ten ktoś potraktował Ciebie w końcu jak śmiecia r30;..
A Ty nagle zostaniesz sam/a ze swoim bólem, cierpieniem.
Masz dookoła siebie całkowitą pustkę.
Nawet jeśli jest uczucie, to jest to uczucie jednokierunkowe.
Zbładzić to można w lesie na grzybach lub w nieznanym mieście.
Zdrady, paromiesięcznego romansu nie nazwałbym zbłądzeniem lub błędem.
To jest egoistyczne, w pełni świadome i robione z wyrachowaniem działanie.
Ale Tobie chyba tego tłumaczyć nie trzeba.
Komentarz doklejony:
Barbara, sorki za literówkę.
Szkoda, że dopiero teraz znalazłem ten portal...
Być może moja historia trochę ci pomoże.
Nie będę się rozpisywał na temat samej zdrady, bo to schemat aż boli. Dostałem pewne sygnały od życzliwych, które nie dawały mi spokoju i musiałem to sprawdzić.
Gdy odkryłem zdradę mojej żony, przez pierwszy miesiąc nie zrobiłem nic. Czułem się oczywiście okropnie, ale to w tej chwili mało istotne. Nie robiłem nic, oprócz zbierania dowodów. Zatrudniłem czlowieka, który się w tym specjalizuje. Dostałem wszystko na tacy. Sam nie mogłem nic zrobić, by nie wzbudzać podejrzeń i zwyczajnie nie miałem czasu. Musiałem pracować, by utrzymać dom i dziecko.
Otóż, gdy już miałem wystarczająco dużo materiałów (oglądanie zdjęć etc. było gehenną) zrobiłem kopie chyba 2. I urządziłem romantyczną kolację. Żona grała wybornie. W domu była zawsze fantastyczna, kochająca, opiekuńcza etc. Przy kolacji rozmowa o wszystkim, o dziecko, domu, wakacjach zimowych etc. Jednym słowem milutko. Pod sam koniec naszego ćwierkania dałem mojej pani kopertę, dość grubą zresztą i poprosiłem, aby zapoznała się z jej zawartością. Po 5 minutach leżała na ziemi w konwulsjach, płacząc, szlochając, błagając o wybaczenie. Ja stałem tak nad nią nie czując nic. Spodziewałem się, że emocje mnie rozsadzą, a tu nic. Obojętność. Dałem jej jeszcze jedną kopertę, w ktorej był list. A w nim punkt po punkcie:
1. Masz jeden dzień na opuszczenie domu, który w tej chwili nie jest już twoim domem (rozumianym jako ognisko domowe oczywiście)
2. Masz przebadać się na wszystkie możliwe chorby weneryczne. Do tego czasu nie zblizasz się do mnie i naszego dziecka.
3. Masz sama poinformować swoich rodziców, co zrobiłaś (to i tak musiała zrobić, bo nie miała gdzie pójść, gach oczywiście żonaty...)
4. Kontaktujesz się ze mną tylko w sprawach dziecka.
5.Zrywasz wszelkie kontakty z wymienionym gachem.
6. Czekasz na papiery rozwodowe.
7. Czekasz na ewentualny kontakt z mojej strony, co dalej. Nie wiem kiedy to będzie i czy w ogóle będzie, ale jesli ci zależy, to będziesz czekała.
8. Pokorne spełnienie powyzszych punktów daje ci cień szansy, że poskładamy ruinę, ale przygotuj się, że większość prac budowlanych będziesz wykonywała ty. Ja koncetruję się na dziecku i sobie. Ty znajdujesz się w tej chwili na marginesie mojej listy priorytetów.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, ale żona zastosowała się do WSZYSTKICH powyższych. Rozwód się odbył, po ok 6 mcy pozwoliłem jej wrócić i budujemy od nowa. Przewlokłem ją po tzw. glebie i czułem się w tej roli strasznie źle, ale widziałem w jej oczach prawdziwy strach. To było potworne doświadczenie. Z biegiem czasu nauczyłem się widzieć w żonie jej poświęcenie i miłość do mnie. Jak jest teraz? Żyjemy razem. Walczę ze sobą. Nie powiedziałem jeszcze Wybaczam ci, ale w głębi duszy już wybaczyłem, głównie dla siebie. Żona mówi, że warunki, jakie jej postawiłem, były dla niej takim katharsis. Świat zmienił swoje barwy, smaki ulubionych potraw też są inne, odrobinę gorzkie. Muzyka wywołuje inne emocje. Jest inaczej.
Wnioski wyciągniesz sobie sam Ralfi. Niczego ci nie sugeruję, do niczego nie namawiam...
pozdrawiam
Odezwij się czy wszystko u Ciebie OK.
ed65
Bo co zdrajca ma powiedzieć w obliczu niemiłej perspektywy?
Że się zakochał, że nie żałuje tych wspaniałych chwil spędzonych kochankiem/ą?
No właśnie. Trafiasz w temat, który mnie gnębił przez długi czas. Ile tak naprawdę, już nawet po opadnięciu bitewnego pyłu, jest prawdy w tym co słyszymy od zdrajczyń na temat ich prawdziwych uczuć do tego trzecie ? (JA dalej jestem z żoną) To jest jeden z tych demonów, które długo potem nie dają spokoju. Niestety to kolejny koszt pozostania w związku. Pełne pogodzenie się z tym, że przez pewien czas byliśmy kimś prawdopodobnie zupełnie nieważnym w życiu partnerki. W sensie emocjonalnym. To boli. Ten aspekt i brak możliwości ponownie pełnego zaufania mnie doskwiera najbardziej. Sry za lekki offtop.
Nie czuję się bezsilny. Bezsilność dopadała mnie gdy szukałem winy w sobie i nie wiedziałem jak się poruszać w tym bałaganie.
Nie przystawiłem jej pistoletu do głowy!
Dałem jej wybór i uświadomiłem tylko z kim się zadaje (ona nie była jedyną), wcześniej (właśnie w bezsilności) rozważałem jej odejście do niego skoro to taka fajna partia....
A w pewnym momencie wiedziałem o nim więcej niż ona.
Nie uciekałem od konsekwencji - byłem gotowy na każde rozwiązanie.
Myślę że nie miałbym problemu ze znalezieniem nowej partnerki, tylko powiedz mi czy po takich jazdach jakie przeżyliśmy to z zaufaniem do nowej osoby też będzie tak łatwo? Mało tego, czy naszą bądź co bądź skrzywioną lekko psychiką nie będziemy niepotrzebnie obdarowywać (i zarażać) Bogu ducha winną osobę?
Świetnie ujął sedno sprawy Ambient, a co do dawania szansy to jest to tylko i wyłącznie indywidualna decyzja każdego z osobna.
Jest to rachunek zysków i strat i świadomości czy będziemy to w stanie udźwignąć.
Zaufanie, uczucie odbudowuje się każdego dnia, wszystkimi małymi gestami, obecnością, troską, rozmową itp....
A że schizy powracają - przynajmniej trawimy je we dwoje, i zdarza się że przegryzamy temat kolejny raz. Po takiej rozmowie, choć trudnej przychodzi cholerne ukojenie, a i te rozmowy są coraz rzadsze...
Jak długo będzie trudno? Tego nie wiem ale w stosunku do tego co ja kładłem na szalę to uważam że było warto.
I nikomu nie napisze jednoznacznie daj szansę lub wywal z życia - to każdy musi sam przetrawić.
quote]"da się żyć razem
Tak, ale jakim kosztem!"[[/quote]
Zgadzam się, koszty są ogromne i to jest paskudnie trudne (dużo trudniejsze niż mi się wcześniej wydawało... ), ale może w niektórych przypadkach warto to przetrzymać, albo warto przynajmniej podjąć próbę...?
Czy konieczne są leki, czy męczą nas koszmary i ta trauma odbija się znacząco na naszym zdrowiu fizycznym, to zależy chyba od konkretnego przypadku i... niekoniecznie unikniemy takich skutków decydując się na rozstanie.
Czy od tych wszystkich, którzy się rozstali i nadal pojawiają się na forum, Twoim zdaniem zawsze bije szczęście i radość życia...?
Ja mam wrażenie, że niestety idealnego wyjścia z tej sytuacji po prostu nie ma...
I pozostając w związku, i rozstając się będziemy niestety cierpieć, musimy przejść przez piekło i przewartościować sobie życie, przerobić te emocje, które nami targają...
Co nie znaczy, że uważam, że ratować związek można i trzeba w każdej sytuacji... Czasami się nie da, czasami się chyba (?) nie powinno...
Ale na forum mamy zawsze ograniczony dostęp do informacji, zazwyczaj znamy tylko skąpy i bardzo emocjonalny przekaz. Dlatego lepiej by było chyba nie dawać "nowym" bardzo kategorycznych rad...
Takie decyzje są bardzo trudne, na szczęście zazwyczaj nie trzeba ich podejmować w jednej chwili, można sobie dać na zastanowienie pół roku, rok, a nawet kilka lat...
Jeśli chodzi o zrujnowanie zdrowia, to usłyszałam od pewnego psychologa, że prawdopodobnie ja nie zareagowałam dolegliwościami psychosomatycznymi, bo jestem ekstrawertywna i wyrażam swoje emocje na zewnątrz. Nie duszę ich w sobie.
Dlatego wszystkim, z którymi mam kontakt na tym forum sugeruję, żeby opowiadali o tym, co czują, żeby pisali, bluzgali, jeśli im to potrzebne, a najlepiej jeszcze poszli gdzieś pobiegać, poćwiczyć i dzięki temu fizycznie też się jakoś wyżyli.
Zmartwiło mnie, że Ralfi spuścił bęcki kochankowi swojej żony - może mieć przez to dodatkowe kłopoty...
Szkoda, że nie zwymyślał palanta w rozmowie z kimś zaufanym, albo na forum (mógł też zwymyślać na przykład dyżurną zdradzaczkę BarbaręF - do tego też się Barbaro chyba możesz przydać, jeśli to wytrzymujesz ), szkoda, że nie poszedł zmasakrować jakiegoś worka treningowego...
Stało się... Mam nadzieję, że się teraz powoli zbiera...
A jeśli chodzi o uczucie zdradzaczy do kochanków, to ja przyjęłam, że jednak w związku z poligamicznością naszych instynktów jest taka możliwość, że "ciągnie" człowieka (czy też kobietę ) do więcej niż jednego osobnika płci przeciwnej (no dobrze.. nie zawsze przeciwnej ) i... najczęściej pozostaje to w sferze fantazji, rzadziej flirtu, czasem przygody, fascynacji, a w niektórych sytuacjach może się z tego rozwinąć uczucie...
W pewnych kulturach poligamiczne związki funkcjonują i przyjmuje się chyba, że taki mąż (rzadziej żona) kocha na swój sposób wszystkich swoich partnerów/ki. Bywa, że jakaś żona jest ulubiona (jak na przykład ta, dla której zbudowano Taj Mahal) i wyobrażam sobie, że średnio komfortowa może być sytuacja "nieulubionej" żony...
Niemniej w naszym kręgu kulturowym większość z nas chce być tym jedynym/jedyną i wymaga od partnera/partnerki walki z pozamałżeńskimi fascynacjami...
Jestem przekonana, że to jest możliwe.
Spotkałam się tu kilkakrotnie ze stwierdzeniami, że zdradzacze (a może to były zawsze zdradzaczki?) mówili "to było silniejsze ode mnie", a zdradzony absolutnie nie mógł tych emocji zrozumieć...
Zastanawiam się, czy nie można by powiedzieć, że te emocje, które my poczuliśmy po zdradzie też są niestety "silniejsze od nas"...?
Też w większości przypadków nie jesteśmy w stanie ich racjonalnie opanować, funkcjonować w absolutnie normalny, zrównoważony sposób, podejmować wyłącznie rozsądne decyzje...
A jeśli próbujemy wszystko w sobie tłumić, to odbija się to na naszym zdrowiu...
Tyle tylko że emocje te są generalnie na odwrotnym biegunie w stosunku do zauroczenia, fascynacji i miłości...
Pojawia się wściekłość, rozżalenie, smutek, chęć zemsty, obojętność...
Może coś jeszcze dopiszecie...
Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale ja śmiem twierdzić, że same emocje są w tym momencie również "silniejsze od nas", nie do opanowania - co z nimi zrobimy i w jakim stopniu impulsywnie zadziałamy, to już zależy od nas...
ambient
Podoba mi się Twój scenariusz.
Trochę podobny do historii Lagosa.
Trzymam za Was kciuki!!!
Ralfi
Daj znać, co u Ciebie?
Widzę, że swoim offtopem w wątku Ralfiego wywołałem chyba pożyteczną dyskusję.
Ambient przyłożył do skroni niewiernej już nie naładowany pistolet, ale lufę działa potężnego kalibru
On dociągnął temat do końca. Rozwód z uznaniem jej winy.
Uwolnił się od niej na jakiś czas, stał się wolnym człowiekiem.
Stworzył dla siebie komfortową wręcz sytuację, on już naprawdę nic nie musiał.
Pozwolił jej wrócić po czasie, bo sam tego chciał.
Jednocześnie będąc po rozwodzie nie zamknął sobie drogi do nowego związku.
Powiedział: spróbuję. Ale bez żadnej gwarancji z mojej strony.
Jak jednak nie da rady, to bez żadnych korowodów prawnych, może jej zakomunikować: sorry, ale odchodzę.
Rzadko kto( przynajmniej na tym forum) tak postąpił.
W większości czyta się: postanowiłem wybaczyć i dać szansę.
Numlock.
Wbrew temu co napisałeś, zastosowałeś też tą metodę .
Albo, albo r11; wybieraj.
Czyż nie tak?
Uważasz, że to nie był pistolet przyłożony do głowy?
To zawsze będę pisał.
W małżeństwie, podobnie jak w każdym związku zaufanie jest albo jest albo go nie ma.
Gdy go nie ma to co to za związek, co to za miłość?
W pełni się natomiast zgodzę z Tobą, że danie szansy to indywidualna decyzja każdego z nas.
Każdy musi ją podjąć sam. To co tutaj się pisze, to wyłącznie nasze prywatne zdanie, opinia.
Ale co dalej- musi decyzję podjąć sam, sama.
Bo to jest jej- jego i wyłącznie jej- jego życie. Bo to nie ja, nie Ty ale oni poniosą tej decyzji skutki, a w przypadku powtórki podnieść się już będzie bardzo ciężko.
To co napisałem- to jest jak wejście na nie oznakowane pole minowe.
Co ze swoim życiem zrobi, czy otworzy sobie szeroko wrota do nowego czy też zatrzaśnie je i wybierze to co ma- to jej/go wybór.
Ja piszę na podstawie swoich doświadczenia i mogę jednoznacznie stwierdzić.
Warto dać sobie szansę na nowe życie.
Bo można kochać i być kochanym z wzajemnością. Ale jednocześnie bez obaw i lęku: kiedy znowu?
Bo jest zaufanie.
Nie 70,80 czy 99, 9999999% .
Po prostu jest.
Można być znów szczęśliwym i cieszyć się każdą chwilą.
To zdanie tutaj parę razy przytaczałem:
Nie wolno zamykać drzwi dla miłości. Gdy zostawisz je otwarte- znajdzie Ciebie sama.
Gdy pokochasz naprawdę i poczujesz, że jesteś kochany- zapomnisz o tym co było, pozbędziesz się lęków.
Uwolnisz się od demona przeszłości.
Komentarz doklejony:
Cytat
Pewnie, że nie zawsze.
Chociaż akurat ja zaliczam się do tej grupy "rogacizny" , która cieszy się szczęśliwym nowym życiem, mając u boku nową partnerkę.
Marta
Czy od tych, którzy szansę dali, w tym i od Ciebie bije radość życia?
Bo gdy czytam ich., to jakoś nie mogę się tej radości doszukać.
A wręcz odnoszę(może mylne) wrażenie, że gdyby tylko było można się cofnąć w czasie, to wykopaliby zdrajcę ze swojego życia z największą radością.
Mam rację?
Komentarz doklejony:
Barbara
Cytat
Oczywiście, że nie. Ona odchodzi .....
Właśnie dlatego, że ma godność i poczucie własnej wartości.
I tak jak również Ty, dzielę się moimi doświadczeniami i odczuciami które są bardzo subiektywne nie narzucając żadnego rozwiązania, jedynie wnosząc być może jakiś inny aspekt do zagadnienia.
W moim przypadku mieliśmy już wyznaczony termin rozprawy, i chcąc skorzystać z szansy również ona musiała wyrazić zgodę na wycofanie pozwu przeze mnie. Ja miałem to co chciałem już pozamiatane.
Co do tego co dalej zemną.... generalnie wychodziłem z założenia że jak co to rozwieść mogę się zawsze, a co mi szkodzi spróbować... (biorąc pod uwagę to wszystko co budowaliśmy wcześniej, to jacy byliśmy itp...).
Masz racje zaufanie szlak trafił, lecz tak jak pisałem powyżej cały czas ona pracuje nad tym by go było coraz więcej.
Wbrew pozorom ja się cieszę swoim życiem i żeby nie było to prochy odstawiłem w czerwcu nawet razem z fajkami, pić nie piję i stosuję razem z żoną "autorską" terapie by żyło się lepiej
Wiem że nie jest i nie będzie jeszcze lekko, zwłaszcza że właśnie zaczyna stukać rok od momentu gdy zacząłem obczajać temat i byłem już po kolana w gównie, po nowym roku byłem już po szyję i tak aż do końca marca....
Wiesz swój temat przetrawiłem poznałem prawdę (bardzo obszerną prawdę) o rozkminianiu jej każdego dnia, dziesiątki godzin poświęconych na obietnicach bez pokrycia i odłączaniu od rodziny (faktem jest że była podatna) i dla tego z zainteresowaniem czytam tutaj wypowiedzi kobiet z drugiej strony barykady i jakoś mi się to wszystko potwierdza.
Z poznaną prawdą sobie już poradziłem (straszy bardzo rzadko), nie wracam do niej, jeszcze trzeba tylko zamknąć ten rok....
Co by nie zrobić to czas działa na naszą korzyść...
Cytat
Czy od tych, którzy szansę dali, w tym i od Ciebie bije radość życia?
Bo gdy czytam ich., to jakoś nie mogę się tej radości doszukać.
Ja nie kłamię, że jestem w tej chwili najszczęśliwszą kobietą pod słońcem...
Chociaż zdziwiłbyś się być może, bo takie wrażenie odnoszą chyba niektórzy, którzy mnie spotykają w realu. Są chwile lepsze i gorsze i... często wtedy, kiedy czuję się gorzej ląduję na forum, lub piszę smutne maile...
Na forum nie staram się ukrywać uczuć i nie twierdzę, że pozostanie w związku po zdradzie jest łatwe. Ta trauma była dla mnie najtrudniejszym przeżyciem w moim dotychczasowym doświadczeniu, dużo trudniejszym niż pogrzeby w rodzinie, z nagłą śmiercią ojca włącznie.
Jestem bardzo niemile zaskoczona, że po roku jeszcze nie dałam rady kryzysu ostatecznie zakończyć... Być może fakt, że zostałam z mężem, żadne z nas się nie wyprowadziło, powoduje niestety, że jest mi trudniej, bo jestem ciągle bombardowana widokiem zdradzacza i przykrymi wspomnieniami. Jednak mam nadal nadzieję... bo minął dopiero (?) rok i wygląda, że mój mąż żałuje i jest bardzo zaangażowany w odbudowę...
Są tacy, którzy po 2, 3, 5 latach wyglądają na szczęśliwych, a odejść mogę zawsze...
Nie mam wrażenia, że rozstanie rozwiązałoby wszystkie problemy i automatycznie uszczęśliwiłoby nas wszystkich.
Wiązałoby się niewątpliwie ze stresem dla dzieci, a tego próbuję uniknąć...
Dlatego wcześniej napisałam ze smutkiem, że nie ma moim zdaniem idealnego wyjścia z tej sytuacji...
Myślę po prostu, że nie należy kategorycznie narzucać decyzji o rozstaniu osobom, które chcą odbudowywać i nie należy też wzbudzać wyrzutów sumienia w osobach, które na rozstanie się zdecydowały.
Jeśli się wahają, to warto im może przedstawić wady i zalety każdej z opcji i utwierdzać w przekonaniu, że dadzą radę, na co by się nie zdecydowali...
Życie nie jest idealne, ale podobno
"Człowiek nie sznurek, wszystko wytrzyma"
jak mawia S. Tym...
A ja też mam do Ciebie pytanie, Ed:
Czy naprawdę uważasz, że można mieć do kogokolwiek 100 % zaufania?
Ralfi
Gdzie Ty się podziewasz???
Przede wszystkim gratuluje udanego związku
Cytat
To jest uczucie i to bardzo silne.
Bardzo silne na pewno, skoro prowadzi do takich głupot, ale nie prawdziwe. Bo gdyby było prawdziwe to dlaczego większośc takich zwiazków prędzej czy później sie rozpada, dlaczego w obliczu wykrycia zdrady kochankowie olewaja kochanki, a niewierne zony błagaja o wybaczenie mężów (zreszta niewierni męzowie też). Skoro to takie prawdziwe to niewarto dla tego zaryzykować? Przecież prawdziwa miłośc góry przenosi, a co dopiero takie drobne niedogodności. Otóż nie jest to, z reguły, zadna miłość, a egoistyczny układ oparty na braniu, a w miłości trzeba jeszce coś dać od siebie. Owszem faceci obdarzają swoje kochanki komplementami, zainteresowaniem, a kobiety, no cóz, daja doopy, ale na tym to dawanie się kończy, stąd moja konkluzja. Byc może czasami zdaza sie że jest to coś więcej, ale śa to raczej rzadkie wypadki. Oczywiście zdradzacze, a szczególnie kobiety, w chwili wykrycia zdrady nie mają pełnej tego świadomości, karmią sie tymi iluzjami lub po prostu nie chcą tego przyznac nawet przed soba samymi, bo czym byłoby to co zrobili, jesli wyeliminować największe usprawiedliwienie - miłość? Nie znaczy to ze ta prawdziwa miłośc jest w małżeństwie, bo tu juz wiele nie zostało, ale czesto jest na czym zbudowac to uczucie na nowo. Jest wiele, czesto dobrych, lat i zwiazanych z tym wspomnień, jest rodzina, są dzieci, a uczucia do dzieci jest tym co silnie łączy. Jesli przy tym jest swiadomość i wola zmiany, czasem warto zaryzykować. Ale zeby ta świadomość była z reguły potrzeba radykalnych rozwiązan. rozwodu jak u ambienta, ostrego ulitymatum jak u numlocka lub nawet czasowego rozstania jak u mnie. Nie można sie kurczowo trzymać związku i z tego powodu dawać szanse, bo to najgorsze rozwiazanie. Z pełna swiadomościa tego co sie stało i tego że wcale nie musi sie udać, bez idealistycznej wiary w zapewnienia zdradzającego, mozna dac szanse i wcale nie musi to byc droga przez mękę. Choć oczywiście super jesli ktoś odnajdzie sie w nowym związku, jak Ty Ed i znajdzie tam szczęście, bo choć sam dałem szanse, to uważam, że punktem wyjścia przy zdradzie jest rozstanie i trzeba miec silne przesłanki, że warto, zeby spróbować.
Cytat
To chyba jest dobry punkt zaczepienia.U mnie też było rozstanie.
Myślę ,że rozstanie powinno być opcją domyślną.I jeżeli będzie wiele przesłanek przekraczających masę krytyczną , można próbować dawać szansę.Jeżeli różnica między domyślnymi typowymi wartościami i danym przypadkiem będzie zbyt mała to nie wystarczy prędkości na ucieczkę z pola przyciągania rozstania prędzej czy później rozpocznie się jazda w dół , a różnica sprowadzi się do szybkości osiągania kolejnych dołków.
A poziom niechęci, czy nawet agresji ze strony innych użytkowników to kwestia tego jak długo, w sensie czasu i emocji i uporządkowania spraw jesteśmy PO. Osoby, które są na świeżo zwyczajnie nie mogą spokojnie znieść arogancji, buty i braku empatii ze strony kogoś, kto z premedytacją zdradzał i próbuje im doradzać w czasie gdy boli najbardziej i wszystko jest jeszcze świeże. A że to niezgodne z regulaminem, i niegrzeczne czasem....Co zrobić.. Ja to rozumiem i do pewnego stopnia usprawiedliwiam. Osoby, które już zmagają się z tematem lub go zamknęły mają większy dystans. Ot i wszystko...
Barbaro nie obrażaj się ale tak to wygląda gdy się jest po drugiej stronie.
Podkreślasz ciągle swoją wojowniczość (jeśli to nie poza), która w aktualnej sytuacji nic nie rozwiązuje, wręcz zaognia. Pokora i wojowniczość mogą iść ze sobą w parze.
I żeby nie było....Ponawiam moje życzenie, żebyś Barbaro jak najszybciej i najlepiej poukładała sobie życie.
Ja jestem już dość długo PO ale jak czytam :
Scoobi :I nie przeszkadzałoby mi ,gdyby kochanek mojej żony komentował na tym forum nawet moje wpisy
Binka:Też byłabym ciekawa jakie rady daje była kochanka mojego męża.
To nie rozumiem i ciśnienie skacze mi lekko. Dochodzę do wniosku, że jeszcze nie jestem wystarczająco długo PO, żeby mieć aż taki dystans. Mogę spokojnie czytać takie rady nieznanych mi postaci. Gdybym zaczął dostawać porady od rmojegor1; gnoja to chyba bym wrócił do pomysłu, którego niestety a może na szczęście nie zrealizowałem. Solidne obicie ryja.
A propos, Ralfi odezwij się
Marta
Cytat
Do kogokolwiek nie.
Natomiast do osoby którą kocham i wiem, czuję że jestem kochany- tak.
Tak jest w moim przypadku.
Jest wzajemna miłość, wzajemny szacunek- jest i zaufanie.
Dlatego mówię, że jestem szczęśliwy
Marta
Przecież nie napisałem, że kłamiesz. Źle to zrozumiałaś.
Odniosłem się tylko do Tego co napisałaś o Tych, co odeszli.
Lagos
Nie dziękuję by nie zapeszyć r30;.... tfu, tfu.
Cytat
Lagos,
ano dlatego że tylko jedna strona kocha naprawdę.
Łyknęła i uwierzyła w bajki, jakie opowiada kochanka, kochanek.
W tym w to, że dla niej/go zostawi żonę/męża.
I się na zabój zakochała.
Owszem, zdarzają się i tacy faceci ale to chyba jest mniejszość.
Bo w tej grupie zakochanych na zabój jest jednak większość kobiet.
Bo sorki ale facetom jednak chodzi głównie o dobry seks.
A błaganie o wybaczenie?
No cóż, kochanek/ka nie traktowali tego związku poważnie i wypieli cztery litery w stronę osoby, którą wcześniej zapewniali o swojej miłości.
Zdrada się wydała, zaistniała realna groźba otrzymania kopa w **** i zostania na lodzie; no to co pozostało takiej osobie?
Ano pada na kolana, błaga o wybaczenie i zaczyna się jazda na uczuciach strony zdradzonej.
Pisałem to już parę razy.
Zdradzacz ma olbrzymią przewagę.
Bo doskonale wie, że my naprawdę go kochamy.
Bo dla nas liczą się dzieci i rodzina.
Musiałby być skończonym głupkiem, aby tego nie wykorzystać.
A ofiara zdrady poturbowana, wyniszczona jest zbyt słaba, aby być zdolną do obrony.
I ulega r30;..
Dlatego, tak jak w Twoim przypadku czy też Ambienta trzeba zakończyć to, co i tak druga strona zdradą zakończyła.
Dalsze postępowanie zależy wyłącznie od tego czego my chcemy i oczekujemy od życia.
I albo wchodzimy ponownie do tej samej rzeki (wiemy, że to wróg ale jednak jest to swój )
Albo tak jak w moim przypadku, zaczynamy nowe życie z nową partnerką lub partnerem.
Pozdrawiam
Ja też nie napisałam, że Ty napisałeś, że ja kłamię...
Może powinnam bardziej precyzyjnie odpowiedzieć na Twoje pytanie...
Cytat
Czy od tych, którzy szansę dali, w tym i od Ciebie bije radość życia?
Wygląda, że od niektórych tak...
Ode mnie chwilami chyba też , chociaż nie mam poczucia, że nasz kryzys już się zakończył i... nie jestem pewna, co się jeszcze wydarzy...
Patrząc na historie innych ludzi nie uważam po prostu, że rozstanie jest warunkiem niezbędnym powrotu do równowagi i pogody ducha, ani tym bardziej, że jest warunkiem wystarczającym...
Pozostanie w związku po zdradzie i zbudowanie na nowo dobrej relacji jest trudne - wymaga olbrzymiego wysiłku, być może jest trudniejsze niż odcięcie się od zdradzacza (choć nie mam bezpośredniego porównania i w tym momencie teoretyzuję), ale wierzę, że to jest możliwe.
U Ciebie
Cytat
Dlatego mówię, że jestem szczęśliwy smiley
To świetnie!!!
Cieszę się, że Ci się udało!
I że Twoja wybranka nie jest godna zaufania.
Chociaż absolutne 100 % zaufania wydaje mi się nie do końca realistyczne... Wydaje mi się, że można być szczęśliwym w związku osiągając w tej skali 99 %, czy też 90 %...
Ale naturalnie masz prawo mieć na ten temat inne zdanie...
Skoobi,Lagos,
Zgodzę się, że czasowe rozstanie może być świetnym punktem wyjścia do budowy związku na nowo i chyba polecałabym to każdemu, u kogo taka decyzja nie pogorszyłaby funkcjonowania dzieci.
Ja próbuję im oszczędzić destabilizacji i cierpienia...
Zobaczymy, czy mi się uda...
Miłego weekendu!!!
PS. A Ralifiego jak nie było... tak nie ma...
:niemoc