Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Kłaniam się nisko, z rogami do samej ziemi. Zaglądam tu regularnie już od ponad pół roku. Najwyższy czas, by się przywitać.
Moje rstoryr1; w telegraficznym skrócie: trochę powyżej 30-ki na liczniku, z moją jedyną jesteśmy zaobrączkowani od 9 lat, razem ponad 13, a tak naprawdę znamy się od podstawówki. Mamy dwójkę dzieciaków. Po drugim dziecku, ona rozpoczęła pracę zawodową. Chyba wtedy zaczęła zżerać nas codzienność. Więcej obowiązków, mniej czasu dla siebie nawzajem. Na temat przyczyn i motywów mógłbym długo pisać, ale generalnie klasyka. Tak czy inaczej w 2011 zaliczyła romansik z żonatym facetem, poznanym przez kontakty biznesowe. Taka niby-przyjaźń, która zeszła szybko na wątki intymne, zdjęcia, filmiki i fantazje, które niestety kilka razy (a może na szczęście, tylko kilka razy) wprowadzili w życie. Znajomość trwała niespełna pół roku, po czym ona sama wycofała się utrzymując później pewien dystans (mam całe archiwum mailowe). Niestety mam też maile potwierdzający jej późniejszą próbę rstartur1; z rprzyjaźniąr1; do innego faceta będącego w związku. Nie połknął przynęty. Chwała mu za to. Później zaspokajała swoją potrzebę rprzyjaźnienia sięr1; przez rozmowy na czatach i komunikatorach celowo dobierając rozmówców z odległych miast.
Na ślady wtopy trafiłem robiąc porządki na dysku kompa na początku zeszłego roku. Najsmutniejsze było to, że niecały miesiąc wcześniej między nami zaczęło na nowo fajnie iskrzyć. We mnie coś się na nowo obudziło. Czułem się zakochany jak kiedyś. A tu nagle takie bagno.
Rozmowa ciężka, ale spokojna. Godzina, dwie, nie chciała się przyznać. Dopiero po ultimatum, że później nie dostanie możliwości obrony; przełamała się. Musiałem wyjść na zewnątrz; pierwszy raz w życiu zwymiotowałem ze strachu.
Kolejne dni r11;wojna w mojej głowie, ale nie między nami. Tu panowała dramatyczna potrzeba bliskości. Kradliśmy każdą sekundę dnia, po to żeby być blisko ze sobą. Tak zostało właściwie do dziś, aczkolwiek nie w takim desperackim wydaniu.
Niestety z zapanowaniem nad tym bajzlem, który powstał w mojej głowie nie było i nadal nie jest łatwo. Tu z pomocą przyszła lektura niniejszego Forum. Jakoś łatwiej było przechodzić przez te cholerne doły ze świadomością, że nie rświrujęr1;, że inni czują to podobnie. Z tego wszystkiego najbardziej boli chyba amputacja idealistycznego (naiwnego?) wyobrażenia o związku, żonie a także o miłości w ogóle. To prawie tak jakby fizycznie w ciele coś się rozrywało i kleiło w inny sposób. Taki bolesny, przyspieszony kurs dorastania.
Po roku czuję, że się to powoli wszystko wygładza. Małżonkę muszę pochwalić za wolę naprawiania tego co zepsuła, aczkolwiek szczery żal pojawił się chyba dopiero po tym gdy kompletnie rozsypałem się na jej oczach. Dostrzegam pozytywne strony całej sprawy. Największy, to koniec bylejakości w naszym związku. Jest we mnie jakaś radosna determinacja do ulepszania w tym zakresie. Jest legitymacja moralna do tego by wypracować więcej czasu spędzanego we dwoje kosztem pracy, obowiązków domowych czy nawet dzieci. Kiedyś nie do pomyślenia było, żeby wziąć wspólnie dzień urlopu w pracy po to by włóczyć się we dwoje po krakowskim Rynku. Są dni, że czuję się naprawdę szczęśliwy.
Zapytacie, po co teraz ten post, skoro ma się ku lepszemu. Piszę, bo tych trudnych momentów nadal jest sporo. Gdy pozostaję sam z myślami po pewnym czasie gotuję się wewnątrz. Najczęściej wychodzę wtedy do garażu po to by cisnąć kilka razy z kąta w kąt czymś odpowiednio ciężkim. Bywa też tak, że udaje mi się przełamać i szukam bliskości. Wiele razy zamykaliśmy się przed dziećmi w łazience. Taki szybki seks pomaga. Najgorsze jednak są delegacje. Tragedia po prostu. Po dniu pracy poza domem mam w głowie wojnę; złość, żal, niepokój. Wracam kompletnie przemielony. Generalnie staram się nie okazywać tych złych emocji. Czas na to już był i wydaje mi się, że teraz to już nie na miejscu. Pewnie wiele mógłbym jeszcze pisać co i dlaczego czuję, ale pewnie nie byłoby to nic odkrywczego w tym gronie. Podzielę się tylko obserwacją, że może faktycznie czas leczy rany, ale z drugiej strony te negatywne emocje, chociaż słabnące, pojawiające się regularnie przez długi czas powodują u mnie jakiegoś rodzaju rzmęczenie materiałur1;. Boję się, że w końcu coś pęknie. Chciałbym jakoś od tego odpocząć, ale nie wiem jak.
Liczę na to, że mój post przeczytają inni forumowicze będący na podobnym etapie odnajdywania się na nowo w związku, albo tacy, którzy przez tą fazę przechodzili. Jak radziliście sobie z tymi negatywnymi emocjami? Co Wam pomaga? Czy wrócił spokój? Może stali bywalcy polecą jakiś wątek na forum dotyczący powrotu do równowagi?
Z góry dzięki.
To jest właśnie ciężar dania szansy. Moja dziewczyna którą jestem już prawie trzy lata też flirtowała na imprezie firmowej kilka miesięcy temu z kolegą w pracy i to w mojej obecności, później w tańcu pozwoliła wsiąść się mu na ręce i go nie upomniała za to, wtedy wkroczyłem i zrobiłem awanturę, był płacz, tłumaczenie że nic takiego nie zrobiła, że on się jej nawet nie podoba, że komplementy które mu powiedziała to że nawet ich nie pamięta. Tłumaczę to sobie tym że pracuje tam od niedawna i może nie chciała wyjść na sztywniaczkę, pogodziliśmy się, ale czas od czasu przejawia się we mnie taki brak zaufania do niej, zrobię jej czasem scenę zazdrości. Ogólnie nie wiem skąd się to bierze również, ale ciężko jest wrócić czasem do normalności. Jednak nadszarpnięte zaufanie goi się długo.
Kiedy człowiek uzmysławia sobie, że bliską osobę stać na COŚ TAKIEGO, już nigdy, nic, nie jest takie samo jak było.
Przekroczona granica sprawia, że choć fizycznie związek trwa, to nie oszukujmy się, jest zbrukany, nie ma powiewu świeżości ani dawnej jakości a my wciąż przekonujemy siebie samych, że jest ok, zadając sobie pewien rodzaj gwałtu.....stąd cała paleta pojawiających się emocji.
Na mój gust zabrakło jednego, Twoja slubna nie dostała kopa w doope, a to najskuteczniejsze narzedzie skłaniające do refleksji. Jedyne co zadziałało to Twój stan rozsypki, czyzby litość? Miejmy nadzieje, ze jednak nie, bo kobiety nie lubia słabych facetów. Co do recepty na lepsze samopoczucie. Upadł mit idealnego związku, to dobrze, bo to pozwala realnie oceniać i poprawiać to co nie działa właściwie, niektórzy nawet mimo zdrady nie potrafia sie z takiej wizji otrząsnąc. Ale mimo to boisz sie, nie masz pewnosci czy czegoś nie wywinie i to Cie rozwala. Mimo wszystko nadal jesteś od niej uzależniony i nie wyobrażasz sobie ze miałbys ja kiedyś stracic. A własnie świadomość, ze możesz zyć z nią, lub bez niej jest tym co pozwal osiąnać spokój. Jesli zakceptujesz w sobie to, ze jesli wydarzy się z jej strony coś jeszcze, to po prostu sie rozstaniecie, bo bedzie to swiadczyć o tym ze to nie bład, a poszukiwanie czegos innego, wtedy przestaniesz za nia gonić, i zadręczac sie myslami co robi kiedy Cie nie ma. Jesli bedzie chciała cos zrobic i tak zrobi, a Ty jej przed tym nie uchronisz, ani tez nie staniesz jej na drodze.
W skrócie : jest to aż rok i dopiero rok po zdradzie.
W tym czasie też jeszcze targały mną skrajne emocje. Przeciwnie do Ciebie, pomagał mi fakt, że powód mojego wnerwienia był poza domem. Miałam to gdzieś co robi na wyjeździe, bo to on musial udowodnić, że chce dalej funkcjonować w naszej rodzinie. Jedna skucha i byłoby po nim i naszym dalszym ewentualnym wspólnym życiu.
Gdy go nie było, łatwiej przychodziło ogarnięcie myśli i rozważenie wszystkich za i przeciw decyzji czy da się jeszcze coś ogarnąć z tego bałaganu.
Podsumowując : takie huśtawki nastrojów będą Ci jeszcze towarzyszyć, jednak im dalej tym lepiej. Też nie raz myślałam, że coś we mnie pęknie bezpowrotnie. Dzisiaj patrzę na wszystko z dystansu i złe emocje ucichły. Jakieś nawroty czasem wystąpią, ale to już chyba tylko złość na to, że był taki tępy.
Niestety zdradzacz mózgiem się nie posługuje w takich okolicznościach, daje o sobie znać czysta natura.
Od Ciebie zależy do jakiego stopnia będziesz odporny psychicznie, próbując się z tym uporać.
Margaret, faktycznie, jest to wrażenie jakby szlag trafił pewien rodzajr30;niewinności. Chyba widziałem nas ciągle jako tą dwójkę gówniarzy sprzed lat. Co do owej świeżości, to wręcz przeciwnie. Z jednej strony jest niepokój spowodowany uczuciem, że ona może być kimś innym niż osobą, którą przede mną udawała. A może to tylko ja sobie taki obraz zbudowałem? Z drugiej strony jest ciekawość i dreszczyk emocji. Opadły zasłony pruderii. Przyszedł czas by mówić otwarcie o własnych potrzebach bez fałszywego wstydu. Świeżość jest i to jaka. Szkoda tylko, że mogliśmy to mieć za znacznie niższą cenę.
Lagos, masz rację. Kopa nie było. Być może pod tym względem jestem kamikaze. Jak pewnie każdy, miałem jakieśtam wyobrażenie o tym jak zareagowałbym na zdradę- awantura, pakowanie walizek itp. Wydawało mi się, że trzymam w ręku wszystkie karty. Byłem też jednym z tych wielu żyjący w błogim przeświadczeniu, że taki problem nas nie dotyczy. Przecież inni kłócą się, wyzywają, obrażają. W nas cisza i spokój. Gdy stanąłem twarzą w twarz z rzeczywistością sprawa potoczyła się zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałem. Rozsypałem się. Stałem się trzecim dzieckiem w domu. Po prostu bez niej nie pozbierałbym się. Był jeszcze jeden powód dla którego nie wyleciała za drzwi. Głód wiedzy. Chciałem odkryć kim ona właściwie jest; jak się zmieniła; co zostało z tej kobiety z którą się związałem. Padły setki pytań. Odpowiedzi trochę mniej. Oddałbym wtedy duszę diabłu za dar czytania w jej myślach.
Myślę że do niej na początku nie dotarło co zrobiła. Była zwieszona głowa, mokre oczy, słowa przeprosin, zapewnienia itd. Wydaje mi się jednak, że prawdziwa refleksja przyszła pół roku później. Po jednym z moich dołów, przyznała, że zachowała się wtedy jak ludzie, którymi sama pogardza i okazała się zwykłą suką (to jej słowa).
Z uzależnieniem masz rację. Zdałem sobie sprawę, że gdyby w przyszłości sprawy potoczyły się źle, to każde rozwiązanie będzie cholernie dużo kosztować.
Myślę że po zdradzie ratuje się związek wyłącznie z powodu strachu.
Boimy się zmian w życiu, dodatkowych obowiązków, dodatkowych kosztów, boimy się czy dzieci będą bezpieczne z partnerką gdy ta zajmie się kochankami i na koniec czy poznamy jeszcze kogoś komu zaufamy.
Bo przecież gdyby to był biznes, wspinaczka czy nurkowanie i nasz partner świadomie by nas oszukał i naraził na ryzyko nie byłby więcej naszym partnerem.
Chyba jest to zastanawiające ?
Nie zabraniam nikomu dawać II szanse, ale jeśli się na to decydujemy to na litość .. nie ze strachu.
Jeśli istnieje powód a zwykle są to chwile z przeszłości to należy WSPÓLNIE do nich wrócić, omówić czy dla obojga mają tą samą wartość i na ich podstawie odbudowywać relacje i to bez strachu i nieufności.
Naturalna nieufność po zdradzie jest UŁUDĄ.
Ufanie lub nieufanie nie ma wpływu na zdradę jako taką a więc szkoda sobie tym zawracać głowę.
Nie ufasz więc zamiast czytać książkę wieczorem na delegacji pijesz nervosol lub odpowiednik % i dostajesz szału.
Tymczasem nic się nie dzieje, a z drugiej strony jak udowodniła niejaka DODA wystarczy zamknąć się z facetem w kibelku a to trwa ile trwa i jest możliwe dosłownie na każdym kroku.
Ufać więc czy nie ufać, odpowiem .. żyć swoim życiem i oceniać po czynach drugą stronę, nie podejrzenia a czyny.
No i jeśli ocena jest zła to życie mamy tylko jedno
Tez mysle ze wtopi po raz kolejny, zauwaz,ze poszla dalej, nie skonczyla na jednym romansie, zaczela szukac dalej, kombinowac-to moze oznaczac tylko jedno-spodobalo jej sie, i jakkolwiek na poczatku moze byc wstrzasnieta Twoja reakcja, bolem itp-to moim zdaniem jest bardziej wstrzasnieta faktem ,ze sie wydalo, i lekiem przed utrata stabilnosci.
Proces odnowy zaczyna sie od siebie-w tym przypadku ona powina zaczac od weryfikacji swoich zasad.Czy to zrobila?Czy jest to tylko pokazowka?
Poświęciłem przez ostatni rok mnóstwo czasu i wysiłku na próby odkrycia na czym tej mojej kobiecie naprawdę zależy. W kółko powtarza, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Ale ma przecież tyle innych powodów. Prawdę mówiąc, beze mnie musiałaby zaczynać od zera. Pensja kilkakrotnie niższa niż moja. Dom jest formalnie własnością moich rodziców. Otwarłem jej możliwość rozstania się w zgodzie i przyjaźni, tak by możliwie niewiele na tym traciła. Ona nie chce o tym słyszeć. Myślę, że nawet sam ewentualny wstyd przed rodziną może ją powstrzymywać. A może faktycznie po tym bagnie zdała sobie sprawę, że kocham ją bardziej niż sądziła.
Odnośnie weryfikacji zasad, to też sprawa była wałkowana. Próbowałem sondować czy poszczególne szczebelki na naszych drabinkach hierarchii wartości się zgadzają. Myślę, że jestem człowiekiem tolerancyjnym. Mógłbym zaakceptować rozluźnienie pewnych norm, pod warunkiem, że zasady gry będą z góry określone i równe dla obojga. Ona nawet nie chce słyszeć o luźniejszej formy związku. Zadałem wprost pytanie, co ona byłaby skłonna poświęcić za to, żebym ja pozostał jej wierny. Wiem, że nie handel wymienny, ale nie miałem lepszego pomysłu. Zgodziłaby się między innymi zrezygnować z pracy zawodowej. Wiem ile praca dla niej znaczy, bo było to przedmiotem jednej z dwóch poważnych rozmów w trakcie trwania naszego związku, gdzie mijaliśmy się stanowiskami. Niby fajnie, że byłaby w stanie tak się poświęcić, tylko jak zestawię to z fragmentem jednego z jej maili, gdzie pisze rr30;przecież z ciekawości to nie grzechr30;r1; to po prostu krew mnie zalewa. Powinni to umieścić jako przykład w definicji słowa hipokryzja. Mam wrażenie, że ona ma inny zestaw norm dla siebie i dla innych, a w szczególności mnie.
Najchętniej podpiąłbym to moje cudo do wariografu i dopiero wtedy zadawał pytania. Czy ktoś może już tego próbował?
Komentarz doklejony:
Napiszę jeszcze, że jest sporo ironii w historii w wyskoku mojej małżonki.
Po pierwsze, dorywczo od czasu do czasu pomagam w administrowaniu sieci w firemce w której ona pracuję. W każdej chwili mogłem to wykorzystać by ją sprawdzać. Nigdy tego nie zrobiłem. Ufałem bezgranicznie. Wpadła przez przypadek. Pewnie lepiej, że stało się jak się stało. Przynajmniej wiem do czego jest zdolna.
Po drugie, okazało się, że obiekt jej zainteresowania pracuje w firmie znajdującej się po drugiej stronie ulicy niż ta w której ja pracuję. W zeszłym roku mój dział zmienił lokalizację. Teraz pracuję kilkaset metrów od domu w którym on mieszka :szoook. Najwyraźniej Kraków to małe miasto.
Po trzecie, zawsze sądziłem, że to ja jestem bardziej narażony na pokusy. Delegacje, praca po godzinach itd. Ona ma pracę za biurkiem, w określonych godzinach. Zazwyczaj odstawiam ją do pracy po drodze i zabieram. Gdy zdecydowali sięto zrobić, po prostu napisała, żebym przyjechał godzinę później, bo ma spotkanie z klientem. Grzecznie więc poczekałem zadowolony, że nadrobię trochę zaległości w pracy. Nie czułem, żadnego swędzenia, czy ukłucia, gdy rogi wyrastały.
Spięty
Wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze,co daje duże poczucie satysfakcji(przynajmniej dla mnie)
To jest to że,Ty,Ja i inni wcale nie musimy dawać żadnej szansy naszym zdradzaczom.Nic nie jesteśmy im winni.Jeśli już dajemy szansę to tylko sobie.Taki egoizm w czystej postaci.
Jeśli jeszcze tego nie czujesz to uwierz że,napewno z czasem będziesz miał to poczucie.
Komentarz doklejony:
W przeciwieństwie do sytuacji ze zdradą dając lub nie dając szansę mamy wolny wybór którego wcześniej nam odmuwiono.
Nikt i nic nie ma prawa do zmuszania Nas w jedną lua w drugą stronę.To Nasz indywidualny i świadomy wybór drogi życiowej jaką teraz chcemy iść.
Nie biegaj tak za nią. Szkoda, że nie mieliście oczyszczenia, walki, że tak łagodnie to oddałeś. Teraz już się nie dowiesz czy to jesteś bezpieczną przystanią dla niej czy jednak gdzieś się pogubiła. Tak jak piszesz, po roku się już wygładza. Nie było katharsis, więc się bijesz z myślami czy nadal wciska Ci kit czy jest już szczera.
Chcesz z nią być, to bądź. Teraz wiesz na co zwracać uwagę, ale nie wpadaj w paranoje. Nie sprawdzaj na każdym kroku. Przestań odnosić wszystko do zdrady. Spokój wróci, gdy sam się pogodzisz z tym, że nie dostałeś nic na całe życie. Jeśli się nie pogodzisz, to odejdź, szkoda zdrowia i czasu. Na teraz żyj tym co jest, nie analizuj hipotez, zajmij się tym co lubisz.
Myślisz, że zrobiła to w niecałą godzinę? Gdzie? Wyszła wcześniej z pracy, ale nie zdążyła na czas wrócić. Zawsze się wyrabiała w godzinach pracy, a raz się nie udało. Wierzysz dalej w te historyjki?
Dalsze losy oparłeś na jej litości wobec Ciebie i strachu przed utraceniem paru rzeczy. Złe to nie jest, ale czy wystarczy ?
Nie skorzystałeś z kubła zimnej wody, więc teraz będzie Ci ciężej.
Wykorzystując jej mentalność Kalego, musisz dołożyć do tego jeszcze świadomość, że przesuwając swoje granice, automatycznie i realnie przesuwa je dla was obojga, co dla niej już takie miłe nie będzie; Niech to ona pobiega teraz trochę za Tobą, nie Ty za nią, bo kopiesz sobie dołek.
To ona musi uświadomić sobie swoje potrzeby, pragnienia. Zobaczyć, że stoją ze sobą w sprzeczności i że oszustwem nie utrzyma wszystkiego. Musi wiedzieć, że jeśli ona sobie na coś pozwala, cokolwiek, automatycznie Tobie daje nieodwracalne przyzwolenie i tym samym wybiera związek otwarty. Musi się na coś zdecydować zero jedynkowo, a nie ustawiać się tak jak jej w danym momencie pasuje, bo Ty i tak dalej będziesz przy niej skakał.
Uświadom ją czym technicznie jest miłość, bliskość, jak to działa, jak się pogłebia. Uświadom, że to do czego ją ciągnie jest krótkie i chyba nie warte każdej ceny. Jeśli nie może nad tym zapanować, musicie to jakoś inaczej rozwiązać.
Jak zwykle, masz amatorkę bliskości, emocji. Wtedy czuje, że żyje. To można zrozumieć i to jest piękne, ale braku szacunku i zakłamania samej siebie nie usprawiedliwia.
Spięty, masz dobre obserwacje. Zrób technicznie co można, a potem zupełnie się rozluźnij.
Alkohol - twój wróg! Sądziłem, że mogę sobie już pozwolić na więcej niż jedno piwo do majowego grilla. Niestety nie. Zbiegło się kilka niekorzystnych okoliczności i po alkoholu ostro w dół. Kompletnie niepotrzebnie zgnębiłem żonkę rozmowami o rozstaniu, mimo że do tej pory tego tak nie przedstawiałem . Namieszałem sobie niepotrzebnie w głowie. Znowu mi się rozsypały te mozolnie układane puzzelki.
Aklohol idzie w odstawkę ostatecznie. Wyjdzie mi na zdrowie.
Wystartowałem po alkoholu z propozycją rozstania. Faktycznie, ostatnio dostaliśmy zadyszki w naszych staraniach, by było w małżeństwie fajnie, ciekawie i inspirująco. Znowu zaczęło szarzeć. Dopadły mnie wątpliwości, czy wkrótce nie będzie tak, że poza pracą i wychowywaniem dzieci nie będziemy mieć sobie nawzajem czego zaoferować. Wyskoczyłem ni w pięć ni w dziewięć z propozycją rozstania. Po alkoholu pomysł wydawał się taki prosty r11; rozejść się w zgodzie, zanim ktoś zostanie skrzywdzony w przyszłości.
Kompletnie zaskoczyłem żonkę. Oczywiście mówiła, że ona tego tak nie widzi, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Wybiegła z domu. Wróciła po godzinie. Położyła się spać na podłodze. Ogólnie rzecz biorąc odstawiliśmy dziecinadę. Dzień po wycofałem się oczywiście z mojego r16;genialnegor17; pomysłu. Z kolei żonka w odpowiedzi wysłała mi z pracy jeszcze głupsze hasło, które w części pozwolę sobie przytoczyć:
r16;taka propozycja - może chciałbyś trochę wolności... może chciałbyś przez chwilę z wierzchu udawać dla dzieci i rodziców ale odwiesić małżeństwo na haczyk. Popróbować i wrócić. Ryzykuję taką propozycją, bo może się okazać że nie będziesz chciał wrócić, ale żyć patrząc jak się męczysz i jak Cię duszę i tłamszę - nie chcę. Nie odpowiadaj. Przemyśl. Będziesz twierdził, że jesteś cykorem, ale to nie jest prawdą. Masz więcej odwagi ode mnie. Ja wiem, że chcę być z Tobą, ale żeby to podziałało w drugą stronę to może potrzebujesz czegoś mocnego i nie chodzi o alkohol, bo po nim jesteś pewny że nie chcesz. Rok. Masz ochotę wracać na noc do domu wracasz, nie masz ochoty nie wracasz. Będę twierdzić do wszystkich, że xxxxx. Przez ten rok dzielimy dom i łóżko ale bez seksu, żebyś sobie nim oczu nie zamydlił przypadkiem. Przerwę sobie zrobię w użytkowaniu spirali dla zdrowia w tym czasie. Po roku sprawdzenie co chciałbyś dalej w z życiem swoim zrobić. Powiedziałabym, że niczego nie będę oczekiwać w czasie przerwy od małżeństwa, ale wsparcie w różnych drobnych sprawach będzie mi pewnie potrzebne, choćby przy xxxx... Nie chcę o tym rozmawiać. Przemyśl sprawę czy nie potrzebujesz czegoś takiego.
Generalnie, zamiast trzymać się obranego kursu, zrobiłem niepotrzebne zamieszanie.
Alkohol ani nie jest twoim wrogiem ani przyjacielem. Przez swoje działanie wyzwolił tylko emocje które w Tobie buzowały a które trzymałeś na wodzy. To by wypaliło prędzej lub później a tak katalizator i sie potoczyło Widocznie to co przedstawiałeś w poprzednich wypowiedziach to było bardziej chciejstwo niż rzeczywistość
Co do wypowiedzi twojej żony można ja interpretować bardzo różnie i chyba tylko ty znając ja możesz sie o to pokusić.
Spięty ja wypowiem sie z pozycji osoby wiele lat manipulowanej przez męża
Otóż Twoja zona użyła wysokiej klasy manipulacji
Ona się poświęci dla Ciebie , będzie Cię wspierać w podjęciu decyzji
Ty w tym czasie pokaż się z jak najgorszej strony jako mąż i ojciec
ona nazbiera dowodów do sądu Ty zostaniesz z ręką w niezłym gównie
Zagrała pięknie na Twoim ego , jaki Ty to cykor nie jesteś , jaki macho i inne cuda
Ona pokornie będzie czekać , aż Ty sprawdzisz czego chcesz
jak dla mnie babka dobrze kombinuje
Ty nacudujesz i rozwód nieunikniony , jeszcze zamiast za porozumieniem (bo odnosze takie wrażenie że takiego chciałes rozwodu) będzie rozwód z Twojej winy
ona już wprowadziła w wasze małżeństwo trzecią osobe , zawsze Ty
możesz wprowadzić czwartą
Tylko wtedy to będzie związek swengersów nie małżeństwo
Zgred ma rację i popieram jego słowa tutaj , alkohol tylko pomógł wyplynąć prawdziwym uczuciom
i zadziwia mnie Twoje poczucie winy , że niepotrzebnie ją poczochrałes tego 7 maja
Wskakując innemu do gaci powinna się z tym liczyc że będzie przeorana jak się wyda
A Ty masz prawo orać , bo cierpisz
I twoja maska twardziela tutaj dla mnie nie jest wiarygodna
W duszy bardzo cierpisz i boisz się zmian , które moga nastąpić po podjęciu decyzji o rozwodzie
Jak dla mnie jest to normalne , każdy z nas się boi kto wstaje w obliczu odkrycia zdrady
Nie da się już nic udawać i niczego nie widzieć , trzeba zmierzyć się z bólem i cierpieniem
Jak postapisz nie wiem , ale rozważ co napisałam
Spiety, odnosnie wczorajszej rozmowy, jak ustalilismy, pisze tu.Trochę "spiety" wczyraj byleś ale przeczytalam watek.
To o czym rozmawialismy wczoraj o kolegach to odłuż na półke, Twoja historia to całkiem inna bajka. Moim zdanie ponowina propozycj Twojej zony ma drugie dno. Ona nie chce tego dla Twojego dobra, ona koniecznie chce bys to zrobił. Dlaczego? może z powodów o jakich napisała Fenix a moze chce wolny zwiazek. I raczej nie chodzi o jednego stałego partnera, bo lowelasa szybko odpusciła i zaczela szukac innego.Dlaczego sie zmineiła nie wiem. dam Ci przykład. Był tu taki forumowicz ktory podejrzewał zone o zdradę. Mieli pelna rodzinę, po 30stce. Szukal amanta ktory ja zbalamucił, okazało sie ze amantem jest kobieta. Moze w Twojej zonie juz dawno takie ciagoty siedziały ale teraz dopiero wyszły. Nie wierz w to ze ona chce Cię pchnac w ramona innych dla Twojego dobra. No prosze, nie badź naiwny..Gdyby pukniecie na boku znaczyło tyle co zjedzenie cukierka to Ciebie ani innych ponad 9000 uzytkowników by tu nie było. Ona ma jakis cel. I nie wierz w to ze Ty sobie bedziesz tak uzywał przez rok ktory Ci zaproponowała a ona w tym czasie bedzie Ci wierna. Ona czeka tylko na Twój ruch.
I teraz zastanów się czy wolny zwiazek tobie odpowiada. Owszem ludzie zyją w takich zwiazak i funkcjonują ale do tego tzreba mieć predyspozycje. Zastanow sie czy pogodzisz się z tym że ona nigdy nie bedzie tylko Twoja. Czy zniesiesz to że bedzie sypiac takze z innymi mezczyznami. Czy Tobie odpowiada rotacja partnerek w twoim zyciu, czy tez oczekujesz stabilizacji, rozpieszczania, dbałosci o ta jedna jedyną. W takim zwiazku tzreba dbać uwaznie o zdrowie. Taki zwiazek wymaga nie lada odpowiedzialnosci, bo macie dzieci i musi tak funkcjonowac by one nie ponosiły tego konsekwencji. By np ktoregos dnia kolezanka w szkole nie powiedziała córce że jaj mama/tata to k.. bo ją widziała/ czy jej todzice jak sie prowadza z innymi.
Twoja zona raczej odpowiedzialnoscia nie błysnęła. Piszesz ze jest wspaniała matką. Może i dobrze opiekuje się dziecmi, kocha je ale wspaniala matka jest w stanie poswięcic własne dobro dla dzieci. A ona co zrobiła? dla własnego dobra zaryzykowała ze byc może jej dzieci będa sie wychowywac bez ojca.
Moim zdaniem, po tym co pisałes wczoraj Ty się do czegos takiego nie nadajesz bo jesteś za bardzo poukłdany, troskliwy, wrazliwy, masz twarde zasady. I niech Ci nie przychodzi do głowy ulec jej wpływom wbrew swojej woli bo mozesz zniszczyc samego siebie. możesz tego nie wytrzymac psychicznie, zaczniesz pić , cpac albo cholera wie co jeszcze. Zastanów się czy nie czas sie ewkułować i znależć sobie kobietę która będzie odpowiadać Twoim preferencją.
Spiety ,Ty za bardzo ja gloryfikujesz, doszukujesz się winy w sobie. Bierzesz czesć winy na siebie np. ta sytuacja z maja. to nie Ty zrobiłes szopkę. Ty po tym co ona Ci zrobiła masz prawo powiedziec odchodzę. To ona zrobiła szopkę wybiegajac zdomu, spiąc na podlodze. zagrała na twoich uczuciach i z "jej szopki" zrobiła sie "nasza". Traktujesz ja jak boginię a Ty jak mały latlerek biegasz naokoło niej i cos tam szczekasz by Cię zauwazyla, a ona niestety ma to gdzieś, bo ma wszystko i nawet nie musi sie o to starać. Nie jest dobrze, bo gdyby było dobrze to byś tu nie siedział i szukał rad dla siebie. Bagatelizujesz i nie chcesz widziec prawdy bo chyba boisz się że zobaczysz w niej demona. Jestes miły, kochany, troskliwy i od 2 lat ratujesz zwiazek, popłażasz jej fanaberie bo obsesyjnie boisz się ja stracic. Może czas walnac piescia w stół? i powiedziec dosc i dac rozpasanej pani nauczkę. Chyba że masz w palnach przez resztę zycia sie zadreczac i myslec kiedy znów pójdzie w bok. naprawdę nie brakuje Ci tego beztroskiego zycia "sprzed"
A jak zonka bez adrenaliny życ nie może to przegoń ją nago po osiedlu. Będzie miała taka adrenalinę ze Ty z rok spokoju
Widzisz, juz zostało tu napisane że bedziesz miał powtórkę bo odpusciles i wszystko wskazuje na to, ze ona do tej powtórki zmierza. A Ty przemysl czy jesteś w stanie te powtórke łyknac.
Tyle z mojej strony. Może ktos jeszcze Ci cos poradzi.
soory za błedy, nie mam czasu poprawiać.
Przekroczona granica sprawia, że choć fizycznie związek trwa, to nie oszukujmy się, jest zbrukany, nie ma powiewu świeżości ani dawnej jakości a my wciąż przekonujemy siebie samych, że jest ok, zadając sobie pewien rodzaj gwałtu.....stąd cała paleta pojawiających się emocji.
W tym czasie też jeszcze targały mną skrajne emocje. Przeciwnie do Ciebie, pomagał mi fakt, że powód mojego wnerwienia był poza domem. Miałam to gdzieś co robi na wyjeździe, bo to on musial udowodnić, że chce dalej funkcjonować w naszej rodzinie. Jedna skucha i byłoby po nim i naszym dalszym ewentualnym wspólnym życiu.
Gdy go nie było, łatwiej przychodziło ogarnięcie myśli i rozważenie wszystkich za i przeciw decyzji czy da się jeszcze coś ogarnąć z tego bałaganu.
Podsumowując : takie huśtawki nastrojów będą Ci jeszcze towarzyszyć, jednak im dalej tym lepiej. Też nie raz myślałam, że coś we mnie pęknie bezpowrotnie. Dzisiaj patrzę na wszystko z dystansu i złe emocje ucichły. Jakieś nawroty czasem wystąpią, ale to już chyba tylko złość na to, że był taki tępy.
Niestety zdradzacz mózgiem się nie posługuje w takich okolicznościach, daje o sobie znać czysta natura.
Od Ciebie zależy do jakiego stopnia będziesz odporny psychicznie, próbując się z tym uporać.
Cytat
Lagos, masz rację. Kopa nie było. Być może pod tym względem jestem kamikaze. Jak pewnie każdy, miałem jakieśtam wyobrażenie o tym jak zareagowałbym na zdradę- awantura, pakowanie walizek itp. Wydawało mi się, że trzymam w ręku wszystkie karty. Byłem też jednym z tych wielu żyjący w błogim przeświadczeniu, że taki problem nas nie dotyczy. Przecież inni kłócą się, wyzywają, obrażają. W nas cisza i spokój. Gdy stanąłem twarzą w twarz z rzeczywistością sprawa potoczyła się zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałem. Rozsypałem się. Stałem się trzecim dzieckiem w domu. Po prostu bez niej nie pozbierałbym się. Był jeszcze jeden powód dla którego nie wyleciała za drzwi. Głód wiedzy. Chciałem odkryć kim ona właściwie jest; jak się zmieniła; co zostało z tej kobiety z którą się związałem. Padły setki pytań. Odpowiedzi trochę mniej. Oddałbym wtedy duszę diabłu za dar czytania w jej myślach.
Myślę że do niej na początku nie dotarło co zrobiła. Była zwieszona głowa, mokre oczy, słowa przeprosin, zapewnienia itd. Wydaje mi się jednak, że prawdziwa refleksja przyszła pół roku później. Po jednym z moich dołów, przyznała, że zachowała się wtedy jak ludzie, którymi sama pogardza i okazała się zwykłą suką (to jej słowa).
Z uzależnieniem masz rację. Zdałem sobie sprawę, że gdyby w przyszłości sprawy potoczyły się źle, to każde rozwiązanie będzie cholernie dużo kosztować.
Forever, dzięki. To budujące.
Boimy się zmian w życiu, dodatkowych obowiązków, dodatkowych kosztów, boimy się czy dzieci będą bezpieczne z partnerką gdy ta zajmie się kochankami i na koniec czy poznamy jeszcze kogoś komu zaufamy.
Bo przecież gdyby to był biznes, wspinaczka czy nurkowanie i nasz partner świadomie by nas oszukał i naraził na ryzyko nie byłby więcej naszym partnerem.
Chyba jest to zastanawiające ?
Nie zabraniam nikomu dawać II szanse, ale jeśli się na to decydujemy to na litość .. nie ze strachu.
Jeśli istnieje powód a zwykle są to chwile z przeszłości to należy WSPÓLNIE do nich wrócić, omówić czy dla obojga mają tą samą wartość i na ich podstawie odbudowywać relacje i to bez strachu i nieufności.
Naturalna nieufność po zdradzie jest UŁUDĄ.
Ufanie lub nieufanie nie ma wpływu na zdradę jako taką a więc szkoda sobie tym zawracać głowę.
Nie ufasz więc zamiast czytać książkę wieczorem na delegacji pijesz nervosol lub odpowiednik % i dostajesz szału.
Tymczasem nic się nie dzieje, a z drugiej strony jak udowodniła niejaka DODA wystarczy zamknąć się z facetem w kibelku a to trwa ile trwa i jest możliwe dosłownie na każdym kroku.
Ufać więc czy nie ufać, odpowiem .. żyć swoim życiem i oceniać po czynach drugą stronę, nie podejrzenia a czyny.
No i jeśli ocena jest zła to życie mamy tylko jedno
Proces odnowy zaczyna sie od siebie-w tym przypadku ona powina zaczac od weryfikacji swoich zasad.Czy to zrobila?Czy jest to tylko pokazowka?
Poświęciłem przez ostatni rok mnóstwo czasu i wysiłku na próby odkrycia na czym tej mojej kobiecie naprawdę zależy. W kółko powtarza, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Ale ma przecież tyle innych powodów. Prawdę mówiąc, beze mnie musiałaby zaczynać od zera. Pensja kilkakrotnie niższa niż moja. Dom jest formalnie własnością moich rodziców. Otwarłem jej możliwość rozstania się w zgodzie i przyjaźni, tak by możliwie niewiele na tym traciła. Ona nie chce o tym słyszeć. Myślę, że nawet sam ewentualny wstyd przed rodziną może ją powstrzymywać. A może faktycznie po tym bagnie zdała sobie sprawę, że kocham ją bardziej niż sądziła.
Odnośnie weryfikacji zasad, to też sprawa była wałkowana. Próbowałem sondować czy poszczególne szczebelki na naszych drabinkach hierarchii wartości się zgadzają. Myślę, że jestem człowiekiem tolerancyjnym. Mógłbym zaakceptować rozluźnienie pewnych norm, pod warunkiem, że zasady gry będą z góry określone i równe dla obojga. Ona nawet nie chce słyszeć o luźniejszej formy związku. Zadałem wprost pytanie, co ona byłaby skłonna poświęcić za to, żebym ja pozostał jej wierny. Wiem, że nie handel wymienny, ale nie miałem lepszego pomysłu. Zgodziłaby się między innymi zrezygnować z pracy zawodowej. Wiem ile praca dla niej znaczy, bo było to przedmiotem jednej z dwóch poważnych rozmów w trakcie trwania naszego związku, gdzie mijaliśmy się stanowiskami. Niby fajnie, że byłaby w stanie tak się poświęcić, tylko jak zestawię to z fragmentem jednego z jej maili, gdzie pisze rr30;przecież z ciekawości to nie grzechr30;r1; to po prostu krew mnie zalewa. Powinni to umieścić jako przykład w definicji słowa hipokryzja. Mam wrażenie, że ona ma inny zestaw norm dla siebie i dla innych, a w szczególności mnie.
Najchętniej podpiąłbym to moje cudo do wariografu i dopiero wtedy zadawał pytania. Czy ktoś może już tego próbował?
Komentarz doklejony:
Napiszę jeszcze, że jest sporo ironii w historii w wyskoku mojej małżonki.
Po pierwsze, dorywczo od czasu do czasu pomagam w administrowaniu sieci w firemce w której ona pracuję. W każdej chwili mogłem to wykorzystać by ją sprawdzać. Nigdy tego nie zrobiłem. Ufałem bezgranicznie. Wpadła przez przypadek. Pewnie lepiej, że stało się jak się stało. Przynajmniej wiem do czego jest zdolna.
Po drugie, okazało się, że obiekt jej zainteresowania pracuje w firmie znajdującej się po drugiej stronie ulicy niż ta w której ja pracuję. W zeszłym roku mój dział zmienił lokalizację. Teraz pracuję kilkaset metrów od domu w którym on mieszka :szoook. Najwyraźniej Kraków to małe miasto.
Po trzecie, zawsze sądziłem, że to ja jestem bardziej narażony na pokusy. Delegacje, praca po godzinach itd. Ona ma pracę za biurkiem, w określonych godzinach. Zazwyczaj odstawiam ją do pracy po drodze i zabieram. Gdy zdecydowali sięto zrobić, po prostu napisała, żebym przyjechał godzinę później, bo ma spotkanie z klientem. Grzecznie więc poczekałem zadowolony, że nadrobię trochę zaległości w pracy. Nie czułem, żadnego swędzenia, czy ukłucia, gdy rogi wyrastały.
Wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze,co daje duże poczucie satysfakcji(przynajmniej dla mnie)
To jest to że,Ty,Ja i inni wcale nie musimy dawać żadnej szansy naszym zdradzaczom.Nic nie jesteśmy im winni.Jeśli już dajemy szansę to tylko sobie.Taki egoizm w czystej postaci.
Jeśli jeszcze tego nie czujesz to uwierz że,napewno z czasem będziesz miał to poczucie.
Komentarz doklejony:
W przeciwieństwie do sytuacji ze zdradą dając lub nie dając szansę mamy wolny wybór którego wcześniej nam odmuwiono.
Nikt i nic nie ma prawa do zmuszania Nas w jedną lua w drugą stronę.To Nasz indywidualny i świadomy wybór drogi życiowej jaką teraz chcemy iść.
Chcesz z nią być, to bądź. Teraz wiesz na co zwracać uwagę, ale nie wpadaj w paranoje. Nie sprawdzaj na każdym kroku. Przestań odnosić wszystko do zdrady. Spokój wróci, gdy sam się pogodzisz z tym, że nie dostałeś nic na całe życie. Jeśli się nie pogodzisz, to odejdź, szkoda zdrowia i czasu. Na teraz żyj tym co jest, nie analizuj hipotez, zajmij się tym co lubisz.
Nie skorzystałeś z kubła zimnej wody, więc teraz będzie Ci ciężej.
Wykorzystując jej mentalność Kalego, musisz dołożyć do tego jeszcze świadomość, że przesuwając swoje granice, automatycznie i realnie przesuwa je dla was obojga, co dla niej już takie miłe nie będzie; Niech to ona pobiega teraz trochę za Tobą, nie Ty za nią, bo kopiesz sobie dołek.
To ona musi uświadomić sobie swoje potrzeby, pragnienia. Zobaczyć, że stoją ze sobą w sprzeczności i że oszustwem nie utrzyma wszystkiego. Musi wiedzieć, że jeśli ona sobie na coś pozwala, cokolwiek, automatycznie Tobie daje nieodwracalne przyzwolenie i tym samym wybiera związek otwarty. Musi się na coś zdecydować zero jedynkowo, a nie ustawiać się tak jak jej w danym momencie pasuje, bo Ty i tak dalej będziesz przy niej skakał.
Uświadom ją czym technicznie jest miłość, bliskość, jak to działa, jak się pogłebia. Uświadom, że to do czego ją ciągnie jest krótkie i chyba nie warte każdej ceny. Jeśli nie może nad tym zapanować, musicie to jakoś inaczej rozwiązać.
Jak zwykle, masz amatorkę bliskości, emocji. Wtedy czuje, że żyje. To można zrozumieć i to jest piękne, ale braku szacunku i zakłamania samej siebie nie usprawiedliwia.
Spięty, masz dobre obserwacje. Zrób technicznie co można, a potem zupełnie się rozluźnij.
Aklohol idzie w odstawkę ostatecznie. Wyjdzie mi na zdrowie.
Kompletnie zaskoczyłem żonkę. Oczywiście mówiła, że ona tego tak nie widzi, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Wybiegła z domu. Wróciła po godzinie. Położyła się spać na podłodze. Ogólnie rzecz biorąc odstawiliśmy dziecinadę. Dzień po wycofałem się oczywiście z mojego r16;genialnegor17; pomysłu. Z kolei żonka w odpowiedzi wysłała mi z pracy jeszcze głupsze hasło, które w części pozwolę sobie przytoczyć:
r16;taka propozycja - może chciałbyś trochę wolności... może chciałbyś przez chwilę z wierzchu udawać dla dzieci i rodziców ale odwiesić małżeństwo na haczyk. Popróbować i wrócić. Ryzykuję taką propozycją, bo może się okazać że nie będziesz chciał wrócić, ale żyć patrząc jak się męczysz i jak Cię duszę i tłamszę - nie chcę. Nie odpowiadaj. Przemyśl. Będziesz twierdził, że jesteś cykorem, ale to nie jest prawdą. Masz więcej odwagi ode mnie. Ja wiem, że chcę być z Tobą, ale żeby to podziałało w drugą stronę to może potrzebujesz czegoś mocnego i nie chodzi o alkohol, bo po nim jesteś pewny że nie chcesz. Rok. Masz ochotę wracać na noc do domu wracasz, nie masz ochoty nie wracasz. Będę twierdzić do wszystkich, że xxxxx. Przez ten rok dzielimy dom i łóżko ale bez seksu, żebyś sobie nim oczu nie zamydlił przypadkiem. Przerwę sobie zrobię w użytkowaniu spirali dla zdrowia w tym czasie. Po roku sprawdzenie co chciałbyś dalej w z życiem swoim zrobić. Powiedziałabym, że niczego nie będę oczekiwać w czasie przerwy od małżeństwa, ale wsparcie w różnych drobnych sprawach będzie mi pewnie potrzebne, choćby przy xxxx... Nie chcę o tym rozmawiać. Przemyśl sprawę czy nie potrzebujesz czegoś takiego.
Generalnie, zamiast trzymać się obranego kursu, zrobiłem niepotrzebne zamieszanie.
Co do wypowiedzi twojej żony można ja interpretować bardzo różnie i chyba tylko ty znając ja możesz sie o to pokusić.
Otóż Twoja zona użyła wysokiej klasy manipulacji
Ona się poświęci dla Ciebie , będzie Cię wspierać w podjęciu decyzji
Ty w tym czasie pokaż się z jak najgorszej strony jako mąż i ojciec
ona nazbiera dowodów do sądu Ty zostaniesz z ręką w niezłym gównie
Zagrała pięknie na Twoim ego , jaki Ty to cykor nie jesteś , jaki macho i inne cuda
Ona pokornie będzie czekać , aż Ty sprawdzisz czego chcesz
jak dla mnie babka dobrze kombinuje
Ty nacudujesz i rozwód nieunikniony , jeszcze zamiast za porozumieniem (bo odnosze takie wrażenie że takiego chciałes rozwodu) będzie rozwód z Twojej winy
ona już wprowadziła w wasze małżeństwo trzecią osobe , zawsze Ty
możesz wprowadzić czwartą
Tylko wtedy to będzie związek swengersów nie małżeństwo
Zgred ma rację i popieram jego słowa tutaj , alkohol tylko pomógł wyplynąć prawdziwym uczuciom
i zadziwia mnie Twoje poczucie winy , że niepotrzebnie ją poczochrałes tego 7 maja
Wskakując innemu do gaci powinna się z tym liczyc że będzie przeorana jak się wyda
A Ty masz prawo orać , bo cierpisz
I twoja maska twardziela tutaj dla mnie nie jest wiarygodna
W duszy bardzo cierpisz i boisz się zmian , które moga nastąpić po podjęciu decyzji o rozwodzie
Jak dla mnie jest to normalne , każdy z nas się boi kto wstaje w obliczu odkrycia zdrady
Nie da się już nic udawać i niczego nie widzieć , trzeba zmierzyć się z bólem i cierpieniem
Jak postapisz nie wiem , ale rozważ co napisałam
To o czym rozmawialismy wczoraj o kolegach to odłuż na półke, Twoja historia to całkiem inna bajka. Moim zdanie ponowina propozycj Twojej zony ma drugie dno. Ona nie chce tego dla Twojego dobra, ona koniecznie chce bys to zrobił. Dlaczego? może z powodów o jakich napisała Fenix a moze chce wolny zwiazek. I raczej nie chodzi o jednego stałego partnera, bo lowelasa szybko odpusciła i zaczela szukac innego.Dlaczego sie zmineiła nie wiem. dam Ci przykład. Był tu taki forumowicz ktory podejrzewał zone o zdradę. Mieli pelna rodzinę, po 30stce. Szukal amanta ktory ja zbalamucił, okazało sie ze amantem jest kobieta. Moze w Twojej zonie juz dawno takie ciagoty siedziały ale teraz dopiero wyszły. Nie wierz w to ze ona chce Cię pchnac w ramona innych dla Twojego dobra. No prosze, nie badź naiwny..Gdyby pukniecie na boku znaczyło tyle co zjedzenie cukierka to Ciebie ani innych ponad 9000 uzytkowników by tu nie było. Ona ma jakis cel. I nie wierz w to ze Ty sobie bedziesz tak uzywał przez rok ktory Ci zaproponowała a ona w tym czasie bedzie Ci wierna. Ona czeka tylko na Twój ruch.
I teraz zastanów się czy wolny zwiazek tobie odpowiada. Owszem ludzie zyją w takich zwiazak i funkcjonują ale do tego tzreba mieć predyspozycje. Zastanow sie czy pogodzisz się z tym że ona nigdy nie bedzie tylko Twoja. Czy zniesiesz to że bedzie sypiac takze z innymi mezczyznami. Czy Tobie odpowiada rotacja partnerek w twoim zyciu, czy tez oczekujesz stabilizacji, rozpieszczania, dbałosci o ta jedna jedyną. W takim zwiazku tzreba dbać uwaznie o zdrowie. Taki zwiazek wymaga nie lada odpowiedzialnosci, bo macie dzieci i musi tak funkcjonowac by one nie ponosiły tego konsekwencji. By np ktoregos dnia kolezanka w szkole nie powiedziała córce że jaj mama/tata to k.. bo ją widziała/ czy jej todzice jak sie prowadza z innymi.
Twoja zona raczej odpowiedzialnoscia nie błysnęła. Piszesz ze jest wspaniała matką. Może i dobrze opiekuje się dziecmi, kocha je ale wspaniala matka jest w stanie poswięcic własne dobro dla dzieci. A ona co zrobiła? dla własnego dobra zaryzykowała ze byc może jej dzieci będa sie wychowywac bez ojca.
Moim zdaniem, po tym co pisałes wczoraj Ty się do czegos takiego nie nadajesz bo jesteś za bardzo poukłdany, troskliwy, wrazliwy, masz twarde zasady. I niech Ci nie przychodzi do głowy ulec jej wpływom wbrew swojej woli bo mozesz zniszczyc samego siebie. możesz tego nie wytrzymac psychicznie, zaczniesz pić , cpac albo cholera wie co jeszcze. Zastanów się czy nie czas sie ewkułować i znależć sobie kobietę która będzie odpowiadać Twoim preferencją.
Spiety ,Ty za bardzo ja gloryfikujesz, doszukujesz się winy w sobie. Bierzesz czesć winy na siebie np. ta sytuacja z maja. to nie Ty zrobiłes szopkę. Ty po tym co ona Ci zrobiła masz prawo powiedziec odchodzę. To ona zrobiła szopkę wybiegajac zdomu, spiąc na podlodze. zagrała na twoich uczuciach i z "jej szopki" zrobiła sie "nasza". Traktujesz ja jak boginię a Ty jak mały latlerek biegasz naokoło niej i cos tam szczekasz by Cię zauwazyla, a ona niestety ma to gdzieś, bo ma wszystko i nawet nie musi sie o to starać. Nie jest dobrze, bo gdyby było dobrze to byś tu nie siedział i szukał rad dla siebie. Bagatelizujesz i nie chcesz widziec prawdy bo chyba boisz się że zobaczysz w niej demona. Jestes miły, kochany, troskliwy i od 2 lat ratujesz zwiazek, popłażasz jej fanaberie bo obsesyjnie boisz się ja stracic. Może czas walnac piescia w stół? i powiedziec dosc i dac rozpasanej pani nauczkę. Chyba że masz w palnach przez resztę zycia sie zadreczac i myslec kiedy znów pójdzie w bok. naprawdę nie brakuje Ci tego beztroskiego zycia "sprzed"
A jak zonka bez adrenaliny życ nie może to przegoń ją nago po osiedlu. Będzie miała taka adrenalinę ze Ty z rok spokoju
Widzisz, juz zostało tu napisane że bedziesz miał powtórkę bo odpusciles i wszystko wskazuje na to, ze ona do tej powtórki zmierza. A Ty przemysl czy jesteś w stanie te powtórke łyknac.
Tyle z mojej strony. Może ktos jeszcze Ci cos poradzi.
soory za błedy, nie mam czasu poprawiać.