

| [173] |
RebornAngel | ![]() |
NieOddycham | 00:33:20 |
JelonekV | 00:49:16 |
Aga104 | 00:59:56 |
mrdear | 01:00:23 |
Witajcie! Moja historia jest jak w tytule- banalna aż do bólu. Ale nie zmienia to faktu, że dla mnie jest końcem świata.
Jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat. Ja mam 41 lat, żona 35. Ona była (jest?) dla mnie wszystkim, gwiazdką z nieba, uśmiechem losu, moją jedyną prawdziwą miłością. Przy tym bardzo atrakcyjna, a mi trochę brakuje do Bradra Pitta. W tydzień po ślubie żona zaszła w ciążę, mamy sześcioletniego, wspaniałego syna. Chcieliśmy mieć jeszcze co najmniej jedno dziecko, ale pomimo starań i leczenia, nie jest to już możliwe. Zdecydowaliśmy się na adopcję. Niestety i tutaj kłody pod nogi zamknięto ośrodek adopcyjny w naszym mieście.
Byliśmy zgodnym małżeństwem. Nie kłóciliśmy się prawie wcale, to zresztą nie w moim charakterze. Jestem raczej zamknięty w sobie i problemy raczej tłumie w sobie niż rozładowuję w konflikcie. To teraz się mści, bo spalam się wewnętrznie.
Podsumowując, w moim mniemaniu, chyba błędnym małżeństwo idealne. Ale tak nas postrzegano. Byłem naprawdę szczęśliwym człowiekiem, pomimo trudów życia codziennego, dopiero co zakończonej budowy, ogromnego kredytu, itp.
Żona miała problemy w pracy. Przeniesienia, degradacje, fatalna atmosfera Po zmianie pracy na początku roku żona odżyła.
I tak sobie szczęśliwie żyliśmy aż do feralnej nocy 7-go marca, kiedy przypadkowo odczytałem smsa od jak się później okazało kochanka żony, jej kierownika. Potem były kolejne smsy od niego, od niej. Z mojej strony oczywiście sprawdzanie telefonów, bilingu, później poczty internetowej. Wyszło z tego jakieś wzajemne zauroczenie, zakochanie, może coś więcej. W międzyczasie oczywiście rozmowy z żoną, obietnice zakończenia tego związku. Niestety obietnice niespełnione, chociaż przez chwilę chyba próbowała.
Trwało to 1,5 miesiąca. Aż nadszedł feralny weekend 21/22 kwietnia, kiedy żona pojechała na zjazd studiów podyplomowych. On pochodził z tego samego miasta. 2 dni później dowiedziałem się, z ich korespondencji mailowej, niestety po fakcie, że spotkali się, być może nawet 2 razy i moja ukochana żona oddała mu się. Postanowiłem odejść, ale dałem się przekonać. Nie mogę sobie darować, że nie odszedłem te kilka dni wcześniej, w weekend, jak planowałem, wtedy być może żona by otrzeźwiała i nie doszłoby do najgorszego. Ale, jak wielu rogaczy chciałem dać jej kolejną ostatnią szansę I to cała moja historia.
Nie piszę co przeżywałem i przeżywam, bo to chyba dość typowe: rozpacz, strach, złość nienawiść, miłość, chęć zemsty, depresja, brak snu, brak apetytu, utrata wagi, kłopoty w pracy. Typowe objawy u osoby zdradzonej.
Nie jest lekko. Nie potrafimy, głównie ja nie potrafię rozmawiać z żoną. Wciąż mam przed oczami ich oboje. Wyniszczam siebie, ją i nasze małżeństwo, syn też na tym cierpi. Nie wiem czy bardziej ją kocham czy nienawidzę za to co zrobiła.
Jest jednak światełko w tunelu. Żona co prawda przez ostatnie 2 miesiące okłamywała mnie wciąż, częściowo dalej to robi wypierając się zdrady fizycznej, ale tym razem chyba naprawdę obydwoje skończyli romans. Ja z żoną w sobotę wybieramy się na spotkanie z psychologami, zaczynamy terapię małżeńską. Oboje chcemy odbudować ruiny, w jakie obróciło się nasze życie. Trzymajcie kciuki.
P.
Co Ty tak odświeżasz wszystko po roku ?
Harlequiny już wszystkie przeczytałeś i się nudzisz?