Hagi 10
Nie wie że rozmawiałam z jego eks kochankami, nie wie że wiem że kłamie. Trzymam dowody zabezpieczone do rozwodu. Ostatnia eks będzie zeznawać, natomiast ta "swobodna" sprzed dwóch
poczciwy
11.11.2024 13:36:22
Andzia na firefox działa.
Andzia76rr
11.11.2024 03:55:19
na jakiej przeglądarce działa Wam czat?
poczciwy
02.10.2024 16:37:45
Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Moja historia zaczela sie naprawde z dziesiec lat temu - wowczas moja dziewczyna zdradzila mnie. Byl wstyd, zazenowanie, przebita duma, nie tylko ta meska. Chcialem ja wyrzucic z naszego domu i zwiazku, ale przyczepila sie na sile do nogi i nie dalo rady jej patetycznie ruszyc. Potem byla proba zycia razem, bo wiazal nas nie tylko zwiazek, ale w efekcie wszystko sie rozpadlo, bo chyba wpadlem w depresje. Balem sie wychodzic z domu, z lozka trudno wstawalem, balem sie spojrzec ludziom w oczy, nawet w sklepie. W domu zostawaly praktycznie kluski i cebula, a ja tylko to jadlem. Zaczalem miec powazna awersje do telefonow, ktora mi zostala wlasciwie do tej pory. Wydawalo mi sie, ze na kogo spojrze - ten bedzie wiedzial, jak wielkie mam rogi i znal moja historie, jakbym mial ja wytatuowana na czole.
Zwiazek rozpadl sie niedlugo potem, ja poznalem kogos innego przez internet. Z poczatku pisanie, poznawanie sie, potem przyjazd i od razu ladowanie w hoteliku, moze to ma jakies znaczenie. Potem rozwoj znajomosci i wkrotce oswiadczylem sie z przekonania, ze z rozwodka z dzieckiem nie nalezy sie bawic, tylko brac ja na powaznie. A skoro podobala mi sie i pasowala mi - to dlaczego mialbym sie z nia nie wiazac, wydawala mi sie wowczas ta jedyna, ze wzajemnoscia zreszta - rezolutna, piekna, pracowita, uczciwa, z "pazurkiem". W 2004 slub, ja pracowalem w Polsce, ona wrocila z zagranicy. Postanowilismy wyjechac razem, bo w Polsce nie bylo duzych perspektyw. Tam, gdzie wyladowalismy, nie bylo jednakze pracy dla mnie i zona pracowala, ja zajmowalem sie domem, dziecko bylo z dziadkami. Wkrotce pojawily sie pierwsze klotnie - okazalo sie, ze zona nie potrafi rozmawiac, co przyprawialo kazda klotnie o nieustajacy ciag wyrzutow w jedna strone, powielanie watkow bez konczenia poprzedniego, slowem - chaos. Szybko przekonalem sie tez, ze zona potrafi wsciec sie tak, ze leci na mnie z lapami, a jako ze nie naleze do zaslaniajacych sie, to byly bloki, ale tez i razy w tylek, czy w leb dla wyrwania z tego zacietrzewienia. Niechcacy w ferworze walki robilismy sobie tez siniaki i zadrapania, choc to zazwyczaj ja je mialem, jej przykladowo zrobilem siniaka, jak przypadkowo wpadlismy razem na kaloryfer. Bywa, niestety - i nie jestem z tego dumny. Przepraszalem ja za to, bo facet zawsze cierpi poczucie winy po czyms takim, rowniez nie rozmawialismy ze soba, a jesli juz, to potrafily pasc gorzkie slowa, czy wyzwiska. Wyrzucalem jej, ze nie umie rozmawiac, choc prosilem ja o to od dlugiego czasu, jak tylko to zauwazylem. Prosilem o koncentracje przy watkach, prosilem o zrozumienie tematyki, prosilem o dyskusje, a nie monolog. Wszystko na darmo. Oddalilismy sie od siebie, ja w pewnym momencie zauwazylem jej nadnaturalne zainteresowanie pisaniem na komputerze. Postanowilem ja przyszpiegowac i okazalo sie, ze pisuje z jednym gosciem z Polski w sposob ewidentnie erotyczny - co by mu zrobila, jakby sie spotkali itp. Choc nie zdobylem wiecej dowodow, ani nie poznalem calosci - nie mialem 100% pewnosci, ze chcialaby mnie zdradzic. Zrobilem jej wielka awanture, wymoglem na zonie obietnice, ze nigdy wiecej nie bedzie pisala z zadnym gosciem, a juz w szczegolnosci erotycznie.
Ogarnalem sie jakos i wyjechalem do innego kraju szukac pracy. Po jej znalezieniu sciagnalem zone do siebie, ona tez zaczela pracowac, po wypracowaniu kazsy na wieksze mieszkanie sprowadzilismy syna i zamieszkalismy razem. Wkrotce potem zona zaszla w ciaze, urodzila drugie dziecko. W miedzyczasie ja trace prace i jakos tak sie uklada, ze nie znajduje nic dla siebie, a postanawiamy w zamian rozwinac wlasny biznes, ja pomagam sie zajmowac domem. Z tego mija 3,5 roku, a ja tylko otwieram biznes ze sporadycznie pojawiajacymi sie zleceniami, w wiekszosci zajmuje sie domem, zona zaczyna pracowac na pol etatu - aby oderwac sie od monotonnego wychowywania dziecka. Role w moim przekonaniu sie odwrocily, teraz to zona zaczyna zachowywac sie, jak facet utrzymujacy dom, a ja - jak baba siedzacaca przy garach i sprzatajaca dom, pilnujaca dziecka. W sumie z zasilkami starcza na biezace potrzeby, samochod. Zona sie rozwija, ja na to pozwalam - zmienia prace na coraz bardziej jej odpowiadajace, pomagam jej otworzyc jej wlasny biznes zgodny z jej zainteresowaniami. Nadchodzi sierpien, klocimy sie. Z mojego punktu widzenia klotnie sa takie same - moze za wyjatkiem, ze zona zrozumiala, ze na faceta nie rzuca sie do bicia. Jednak inwektywy rzucane pod jej adresem chyba robia swoje, mam sygnaly, ze jak sie nie zmienie, to "znajde sobie kochanka, zobaczysz". Odbieram to z przymruzeniem oka, ale jestem na tyle zmeczony klotniami i ciaglym poprawianiem i proszeniem zony o to samo (czyli nauczenie sie dyskusji, co uwazam za podstawe wszystkiego, bo tu nie tylko o klotnie chodzi, ale kazda inna rozmowe, o cokolwiek - by czlowiek nie czul sie winny, ledwo zona buzie otworzy), ze chyba po mnie to splywa. Mysle, ze zatracilem sie w swojej wielkiej niecheci do niej - nie chce pisac o milosci, bo nie wiem, czy ja kocham, czy moze przestalem ja kochac juz wtedy - bo nie wiem teraz niczego. W tym wielkim zaslepieniu, aby nie krzyczec nieraz po jej niektorych wypowiedziach, powtarzam pod nosem obelzywe teksty w jej strone. Tak, by nie slyszala. Mi to pomaga, bo rozladowuje to moja zlosc, ale chyba stres utrzymuje sie na wysokim poziomie, bo latwo mnie wyprowadzic z rownowagi, w klotni krzycze itp. Teksty chyba trafiaja mi do podswiadomosci, bo utrzymuje wysokie przekonanie o jej niskim poziomie intelektualnym. W skrocie. Tak, czuje sie fatalnie piszac to, bo przeciez ta piekna, wspaniala istota, ktora poslubilem, miala byc rowniez i madra... a tu taki dysonans. Irytuje mnie brak logiki nie tyle w kazdym przypadku, gdy cos powie, czy zrobi, ale potrafia to byc nawet najmniejsze rzeczy. Zona wyjezdza do Polski z dziecmi odpoczac, ja zostaje tu sam. Wraca, w miedzyczasie rozmawiamy przez Skype - mi wydaje sie, ze dosyc ladnie i cieplo. Pare dni po przyjezdzie nastepuje pierwsza zdrada, o czym dowiaduje sie kilka miesiecy potem, jak rowniez dowiaduje sie potem o metodzie - po prostu dopisala sobie wyjazd do innego miasta (ktorych w rzeczywistosci miala kilka) na rocie i ja w tym przekonaniu odwiozlem ja rano na dworzec, skad pojechala juz niepilnowana, gdzie chciala. Tymczasem my - zyjemy - jak dotychczas.. po przyjezdzie bylo chwile lepiej, ale zyjemy nadal "osobno", kazdy sobie. Rano odwoze ja do pracy, potem zajmuje sie dzieckim, obiad, w miedzyczasie granie (TAK, to jest powod, dla ktorego zamknalem sie w swojej "meskiej jaskini" i ktoremu poswiecalem kazda chwile czasu - pieprz*ne granie w kupiona gierke, ktora teraz przeklinam, ze w ogole sie tym zajalem - moja wina, to ja wyszedlem na najwiekszego debila w swiecie, ktory przez gre stracil zone), potem obiad, po obiedzie zamykam sie w pokoju, gram, wychodze robic kolacje, zona usypia malego, potem slysze, ze ona tez klika na swoim komputerze, przychodze do niej o 23:00 albo ona do mnie pytajac, czy obejrzymy serial - czasem ogladamy, czasem ktores sie obraza, ze drugie przyszlo tak pozno, wiec mu nie zalezy na jego osobie - TAK DO CHOLERY WYGLADALO NASZE ZYCIE. Czasem spimy w osobnych pokojach, czasem z mojego pomyslu, czasem z jej. Nigdy nie pytalem o jej powody, ale patrzac na moja owczesna zlosc chyba przyjmowalem, ze z nia dzieje sie podobnie - czyli ze musi przejsc zlosc, aby moc sie odzywac spokojnie i bez nerwow. Wowczas nic mnie jeszcze nie tknelo. Mijaja 2 miesiace, zona zdradza mnie drugi raz, tym razem nie dopisuje wyjazdu, ale zwyczajnie odwoze ja do pracy, a ona udaje sie na dworzec, bo ma przeciez dzien wolny. Ja nadal w swoim letargu, nie zauwazam nic, a przeciez symptomy zdrady znam - podczas gdy ona zadnej super bielizny nie zakladala, standardowy makijaz jak do pracy, zadna extra bizuteria, zaden extra ubior, zapach...
Do czasu, gdy snia mi sie 2 koszmary jednej nocy. O tym jeszcze nie slyszalem, wiec zaraz po odwiezieniu zony do pracy zaczynam szpiegowanie wszystkich mediow elektronicznych. Snow juz nie pamietam, ale to musialo byc cos z nia zwiazanego, bo inaczej nie wskoczylbym od razu na jej komputer. Najpierw odkrywam tajne konto, wchodze, widze pisanie z gosciem. Zaczynam sie robic niespokojny, pikawa bije szybciej. Drugiego dnia odkrywam juz historie wiadomosci i widze, ze to internetowy romans. Mam podstawy, by domyslac sie wiecej, ale wszystko jest wciaz dwuznaczne, moze znaczyc zdrade, ale moze znaczyc i tylko pisanie. Nie mam 100% pewnosci, rece trzesa mi sie, kiedy sprawdzam jej komputer. Wkrotce odkrywam i drugie konto oraz drugiego goscia, teraz jestem zalamany. Kompletnie nie wiem, co o tym sadzic. Probuje sie uspokoic, wymyslic jakis plan. Pije 3-4l wody dziennie, mam wstret do jedzenia, ktorego do ust przez tydzien nie biore, tracac 3 kg na wadze - cos, co chcialem wczesniej osiagnac bezskutecznie, LOL. Swiat wali mi sie na glowe widzac DWOCH (!) gosci, z ktorymi ona swawolnie rozmawia piszac takie teksty, co do ktorych tylko ja - sadzilem - moglem miec prawo. Goscie z okolicy, wiec zdrada fizyczna mozliwa. Ten stan niepewnosci utrzymuje sie 6 dni, najwiekszy koszmar mojego zycia, choc to wcale nie koniec. Chce przyszpilic ja na goracym uczynku, mam juz daty wstepnego spotkania - to zona (!) proponuje drugiemu gosciowi niezobowiazujacy seks za 2 tygodnie - jak pisze - bez rozmow o problemach malzenskich, za to z przytulaniem. Chyba cudem jakims dochodze do przekonania, ze musze sie zmienic dla zony - na wypadek zdrady, aby przypomniala sobie, co traci. Aby przypomniala sobie, jaki jestem, kim bylem, za kogo wychodzila. Jestem dla niej wieczorami dobry, w nocy satysfakcjonujacy seks.. ale przy namietnych pocalunkach w twarz ona mowi, ze czuje sie jakos dziwnie - widze, ze nie za bardzo tego chce.. a za dnia rycze i zaciskam mocno piesci, by dusza nie bolala tak bardzo. Wiem, ze nie wytrzymam tak dlugo - chce przyspieszyc czas. W koncu w niedziele nadchodzi wiadomosc od drugiego kochasia, ze chcialby spotkac sie RAZ JESZCZE, by poczuc bla bla. Dla mnie to dowod ostateczny, chyba Bog sie zlitowal i nie kazal mi czekac tak dlugo, bo bym chyba osiwial. Jeszcze zdaze tylko po kryjomu przeczytac odpowiedz zony do niego (pisana z telefonu pare minut wczesniej), ze ona teraz jest zdezorientowana, ze sie zmienilem, ze wczesniej nie byla pewna, czy mnie kocha, ale postanowila dac nam szanse i dac malzenstwu trwac, bo widzi, ze mi zalezy. Co za ironia losu - ona decyduje sie na "tak", a ja wlasnie wybieram "nie" - nic, zemsta bedzie slodsza - mysle. Biore walizke, pakuje rzeczy, starszy syn zauwaza, tlumacze mu wiec, zaczyna ryczec. Jest mi cholernie ciezko, jak mam mu to powiedziec, tez placze. Przepraszam go za wszystko. Ustalamy plan - musze jeszcze przywiezc zone, a nie chce, by robila mi jakies awantury, czy biegala za mna po ulicy, syn musi mi pomoc w malym szwindlu. Na biurku zostawiam wydrukowany pozew o rozwod, obraczke i stos wydrukow z jej obu kont jako dowod, wszystko delikatnie przykryte ksiazka - tak, by minal jakis czas, zanim zauwazy, a ja zdaze odejsc. Przywoze zone, w drzwiach mowie, ze musze jeszcze w sklepie cos dla niej kupic i ze zaraz wroce. OK. Odchodze powoli, by za rogiem odetchnac z mala ulga - uciekam do kolegi, ktory zgadza sie mnie bokiem przenocowac kilka dni. Nie odbieram telefonow z poczatku, w koncu zaczynam odsluchiwac nagrana skrzynke. Wiadomosci nabieraja emocji z kazda chwila, zaczyna sie placz, prosby, przeproszenia i swiadomosc tego, ze zle zrobila i ze to niewiele pomoze teraz. Dzwoni, odbieram.. pierwsza rozmowa to wzajemne wyrzucanie zali i pretensji, nalecialych emocji. Po ktorym razie proponuje, by spotkac sie i porozmawiac sensownie. Ustalam pojutrze, w miedzyczasie przygotowuje sie do rozmowy. Ciezko pisac mi te wszystkie pytania - o ktorych wiem, ze nieodpowiedziane beda mnozyc dziesiatki sprzecznych odpowiedzi w mojej glowie przez reszte zycia. Znam siebie, tak to musi dzialac.
Nadchodzi dzien spotkania, wtorek. Budze sie 3:30, nie moge spac. W glowie mam metlik. Zona wysla do mnie caly czas SMSy - pisze, ze bedzie starala sie jak najlepiej rozmawiac, ze chce wszystko naprawic. Pytam logicznie, by sprawdzic kilka rzeczy, ale odpowiedz mnie zupelnie nie satysfakcjonuje. Uprzedzam, ze z takimi odpowiedziami to nawet lepiej bedzie nie rozmawiac i oszczedzic sobie nerwow, przygotowuje ja na rozstanie. Planuje wziac starszego syna do siebie, mlodszy zostanie z zona - z dwojka sobie nie poradzi. Im blizej do spotkania, tym wiekszy czuje niepokoj, niewiedze i pustke. Po prostu - BOJE SIE. Kilkanascie minut przed wyjsciem biore krzyzowki i probuje sie odmulic, poukladac mysli, bo kompletnie nie mam pojecia, co zrobic. Zwykle panoramiczne, nic szczegolnego. Jedna dalem rade, a przy drugiej tknelo mnie jedno haslo - "zwalczaj nim zło", piec liter na "D".. akurat w takim momencie, tuz przed wyjsciem. Szybko sprawdzam wiec rozwiazanie koncowe w nadziei, ze tam moze znajde podpowiedz - bingo ! Haslo ewidentnie sugerujace, by dac zonie szanse, by byc dobrym i do niej wrocic. No ale kretynem nie jestem, zeby byle przypadkowi dac rzadzic swoim losem - podejrzliwie postanowilem sprawdzic nierozwiazane haslo koncowe poprzedniej krzyzowki - a tam znajduje tylko potwierdzenie (!). Zeby nie dac sie zwariowac sprawdzam, czy krzyzowki nie byly jedna po drugiej w serii - nie. Sprawdzam inne, rozwiazane juz hasla koncowe z poprzednich dni - i nic, tam sa tylko jakies bzdety ("wiosna bedzie kura jajka niosla" - przyklad teraz spisuje). Krzyzowki wzialem 2, kazda losowo wybrana.. nie jestem przesadny, ale to mi wyglada na jakies pchanie sie drzwiami i oknami w moje zycie skads z gory, wiec chyba nie ma sensu dyskutowac z sila wyzsza. Zreszta i tak nie mam lepszego pomyslu - ba, nie mam ZADNEGO pomyslu !
Ide na rozmowe - przygotowuje alkohol, by to jakos zniesc. Rozmawiamy dlugo, jest bolesnie. W kwestii jej dzialania przekonuje sie o jej glupocie i naiwnosci, a w kwestii przyczyny - o moim wizerunku w jej oczach, czyli jak zaciekly bylem podczas klotni, jakie zle mialem oczy, jak zle i brzydko do niej mowilem raniac ja itd. Zgadzamy sie mimo wszystko, ze moje podle zachowanie nie usprawiedliwia jej. Placze, duzo placze, wstydzi sie, przyznaje sie do zacmienia umyslowego - ze jak moglo sie to zdarzyc, teraz widzi, co narobila, pomimo ze paradoksalnie razem szydzilismy z takich przypadkow wczesniej. Napisze jej potem na kartce A4, ile razy mnie zdradzila - pomimo, ze byly to "tylko" 2 zdrady fizyczne, to dla mnie zdrada obejmuje znacznie wiecej szczegolowych dzialan.. a zapisze cala kartke, to uswiadamia jej ogrom problematyki. Mowi, ze szukala w tych gosciach mnie (a nie tego, co bylo ze mna, ale moze byc z innym), oraz ze chciala znalezc przyjaciela, ktory pocieszylby ja, ale dodatkowe prawienie komplementow + alkohol zagluszyl poczucie winy, zagluszyl kompleksy, zagluszyl wszystko. Z sytuacji kontrolowanego tropiciela zamienil ja w zwierzyne. Zamiast obiecanej pomocy uzyskala czesc pomocy plus klasycznie wpadla w pulapke, ktorej zastawione sidla wypunktowalem jej nawet ja sam. Dziwne to, co powiem, ale w pewnym sensie nawet zrobilo mi sie zal tych gosci (nie powiem, czemu, bo to juz za duzo). Znamienne jest nawet to, ze sam do nich napisalem i w odpowiedzi usyskalem odpowiedzi od obu, ze miedzy innymi ona szuka wlasnie mnie. Niewazne. Wyczerpujemy 3/4 listy moich pytan, wracam na noc do kolegi, przychodze nastepnego dnia. W miedzyczasie odmawiam robienia swoich codziennych obowiazkow, by zdala sobie sprawe, ze moja niedoceniana dotychczas praca w domu byla jednak duza pomoca, bez ktorej nie da sobie rady. I nie daje. Widzi, ze beze mnie moze stracic prace, a z nia zasilki. Dom sie powoli zapuszcza. Przychodze jeszcze do soboty, duzo rozmawiamy. Teraz jakos - moze w sytuacji podbramkowej - umie rozmawiac, widze, ze sie stara. Postanawiam w niemocy sprawdzic, czy i seks cos pomoze - bo dla mnie sytuacja beznadziejna i ciezka - seks jest wspanialy, jak dawno nie bylo: z namietnosci, pasja, pocalunki juz nie powoduja dziwnego uczucia, dotyk juz nie powoduje laskotek. Co prawda troche w tym i mojej winy,bo podczas seksu nieraz sobie zartowalem i przyzwyczailem tym zone - teraz koniec z zartami. W trakcie rozmow wychodzi, ze zawsze byla jednego pewna i zawsze to kazdej przyjaciolce powtarzala - ze kochankiem bylem dobrym i wystarczajacym - tak, ze nie potrzebowala miec seksu z innym. Ale zaznacza, ze seks dzieje sie w glowie, a u kobiet musi byc jeszcze kwestia bezpieczenstwa, zaufania, milosci. To wszystko gdzies sie ulotnilo podczas mojego letargu - zreszta sam jej w tym pomoglem swoimi durnymi tekstami o tym, ze "moglaby zdechnac". Wstyd mi, przeprosilem za to takze, jak tez wytlumaczylem kontekst - ze raczej chodzilo mi o to, ze musialaby umrzec, zanim przekonalaby sie, jak trzeba dbac o zdrowie - bo tego tyczyla nasza awantura, z mojej strony bylo to oburzenie, ze niedostatecznie przejmuje sie swoim zdrowiem, a sytuacja byla naprawde powazna. Zawiodla komunikacja. Niemniej jednak widze, ze przyswaja moje wszystkie tezy w swoj specyficzny sposob - po dniu przyznaje sie do tego swoimi slowami, jakby to ona na to wpadla. Zgadzamy sie we wszystkich rzeczach, ale glownie w tym, ze przejdziemy przez caly proces razem, nie osobno. Ze pomozemy najpierw mnie, a potem ja pomoge jej z jej problemami. W miedzyczasie stare nalecialosci bedziemy pokonywac razem. Mam nadzieje, ze "w trybie ekspresowym" zalapie kurs rozmowy, bo od tego zalezy cale przyszle zycie jej, moje i dzieci. Tak, jak zalapuje powoli cala reszte. Pomimo, ze logicznie wydaje sie, ze dziewczyna ma predyspozycje do skoku w bok pod pewnymi warunkami i zadnych mechanizmow obronnych, to zdecydowalem sie wskoczyc na nieswoj tor i dac jej kolejna szanse. Ostatnia szanse. Zrobilem to wiec i od niedzieli (w tydzien po wyprowadzce) zdecydowalem sie wrocic ostatecznie i powiadomic o tym wszystkich. Rodzine tez - w koncu brudy piore w swoim domku, ale ogolnie wszyscy musza wiedziec o wynikach prania. Nawiasem mowiac reakcja rodziny tez ja przygniotla - chyba nie zdawala sobie do konca sprawy, ile osob zawiodla.
Nie wiem, czy wytrzymam. Nie wiem, czy podolam. Nie wiem, czym jest milosc. Wiem, ze nie jestem wspanialy, ani tym bardziej idealny i nigdy taki nie bede. Nie wiem, czy odbuduje zaufanie. Nie wiem, co sie do konca dzieje. Nie jestem pewien wielu rzeczy. Ale wiem, ze w cos wierzyc musze - wierze wiec, ze przejdziemy przez to razem. A co potem ? Potem bedzie punkt nastepny, pomoge jej. Moze wczesniej, jak bede gotowy. A co w miedzyczasie ? W miedzyczasie bede ja obserwowal, bo danie szansy to jedno, ale bycie jeleniem to drugie - i nie dosc, ze zgodzilismy sie na budowanie jej reakcji ochronnych na wypadek, gdyby stanela kiedys w przyszlosci znowu w sytuacji rozjazdu, to jeszcze wiem jedno: ze drugiej szansy nie bedzie. Ale tym razem chce sie napracowac tak, zeby byc absolutnie pewnym, ze z tej kobiety nic juz nie bedzie, kiedy odejde. Teraz takiej pewnosci nie mam, wrecz wprost przeciwnie i nie dflatego, ze chce, tylko ze widze to obiektywnie na maksa. Widze, ze dorosla, zrozumiala, jest swiadoma.. po tym calym swoim marnym zyciu, w ktorym nikt niczego jej nie nauczyl.
Mam nadzieje, ze to pomoze komus, kto ma podobne rozterki albo podobna sytuacje. Zło zwalczaj dobrem i nie patrz sie, co mowia ludzie. Wazny jestes ty sam i to, co budujesz. I odrobina nadziei, ktora pcha Cie do przodu.
P.S.
Pisze to, bo wlasnie kilka minut temu stalo sie znowu cos niewytlumaczalnego. Coz, witajcie w moim zyciu. Otoz tutejszy urzad skarbowy wlasnie postanowil mi otrzymanym wlasnie czekiem zwrocic czesc kasy - na polskie to bedzie ponad 2.000 zl, co jest o tyle dziwne, ze przeciez ja podatku nie place od dobrych trzech lat. I co.. akurat w momencie, gdy jestem rozbity i zastanawiam sie nad sensem calej historii ? Przeciez ja dopiero co zdazylem powiedziec, ze kara zdrady za moje zachowanie jest chyba za wysoka. To tyle odnosnie tych wszystkich dziwnych znakow, ktorych ostatnio mam az nadto. Przesadny nie jestem, ale zignorowac to - mogloby byc glupota kosztujaca mnie reszte zycia.