Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

Ozyrys1
simonetta00:11:52
Kakua00:34:42
Tomek04018401:04:07
# poczciwy01:57:02

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

poczciwy
11.11.2024 13:36:22
Andzia na firefox działa.

Andzia76rr
11.11.2024 03:55:19
na jakiej przeglądarce działa Wam czat?

poczciwy
02.10.2024 16:37:45
Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.

Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie. Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i

Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

Aaaaaaby przetrwać...Drukuj

Zdradzony przez żonęZacznę od początku. 12 lat temu przyjąłem do pracy młodą ambitną dziewczynę. Była pracowita, lojalna, zdolna. W firmie wtedy było tylko kilka osób. Miałem ogromną frajdę ucząc jej jazdy samochodem, systemu komputerowego i patrząc jak się rozwija. Po ponad roku powoli zaczęliśmy się zbliżać. Gdy zostaliśmy parą w firmie było już kilkanaście osób i dwa tygodnie po tym jak parą zostaliśmy zebrałem pracowników i ogłosiłem że jesteśmy razem. Niech będzie uczciwie. Wtedy już nie byłem bezpośrednio jej przełożonym – samochód, komórkę (12 lat temu to było jeszcze coś) dostała zgodnie z regulaminem w firmie – tak jak jeszcze kilka innych osób. Zamieszkaliśmy razem u mnie i po jakimś czasie zaczęliśmy starać się o dziecko – ja miałem 35 lat ona 10 lat mniej. Nie udawało się. Nie mając wielkiego parcia na dziecko mimo wszystko dla kochanej kobiety starałem się uczynić wszystko – chodziłem na badania, jeździłem po różnych klinikach w tym do Białegostoku, Warszawy. Nic to nie dało. Dziewczyny z naszej firmy zostały poproszone o pomoc w wyjściu z dziećmi z domu dziecka na spacer. Wiecie – jedna pani piętnaścioro dzieci. Moja żona też tam poszła (żona, choć ślubu nigdy nie mieliśmy). Zapadła na nieuleczalną miłość do maleńkiej dziewczynki. Na początku byłem przeciwny adopcji, ale wiedząc, że to moją kobietę uszczęśliwi zgodziłem się na adopcję i pomogłem. Nie mieliśmy ślubu a ewentualny ślub byłby przeszkodą w adopcji więc dziecko zostało jej – na papierze bo przecież byliśmy razem więc cóż znaczy papier. Pokochałem dziewczynkę całym sercem – mój cały sceptycyzm zamienił się w miłość. To ja częściej wstawałem do niej w nocy, gotowałem mleko i takie tam. Kupiliśmy działkę – ze względu na różnice w stanie konta ona dała ¼ ja ¾ sumy ale w akcie notarialnym kupiliśmy po połowie – przecież ktoś kto adoptuje cudze dziecko nie może być zły, a ja wierzę że się razem zestarzejemy – a robiąc jak zrobiłem wydawało mi się że okazuję bezgraniczne zaufanie i wiarę w nas. Potem urodził nam się pierwszy syn – cud bo wcześniej tyle lat się staraliśmy o dziecko - byłem przy porodzie, przy następnych zresztą też. I wtedy pojawiły się pierwsze problemy – niezrozumiała dla mnie agresja, pretensje. Już przy dziewczynce zatrudniłem nianię/gosposię – żeby żona miała lżej. Wtedy pierwszy raz zaproponowałem terapię – byliśmy na dwóch spotkaniach – ale żona uznała że ją szkaluję i nie będzie więcej chodzić na terapię, a do tego jest w ciąży i to może zagrażać dziecku. No nie mogę być egoistą i wymagać czegoś co zagraża dziecku. W drodze był drugi syn, razem jeździliśmy na badania, USG i inne – wszystko w prywatnych klinikach. Drugi syn rodzi się dwa lata po pierwszym. W domu problemy narastają – a to teściowa (moja matka) nie dobra, a to ja jestem zły i nic mnie nie obchodzi, a to sto tysięcy innych rzeczy nie tak. Biorę to na karb obciążenia i stresu poporodowego – kobieta i trójka dzieci to duże obciążenie, nawet jeśli się ma gosposię a kobieta nie pracuje. Kupujemy duże mieszkanie i jak przy działce zdecydowaną większość wykładam ja, ale w akcie jest po połowie. Problemy się nie liczą – przecież je pokonamy. W nowym mieszkaniu mimo rzadkiego współżycia i środków antykoncepcyjnych – kolejna ciąża, trzeci syn. Ja się cieszę, chociaż między nami nie jest za dobrze. Ale dalej wierzę że wszystko się ułoży – przecież mamy wszystko – zdrowe dzieci, siebie, doskonałą sytuację materialną a ja gotów jestem jej nieba przychylić. Nie jestem zaborczy, nie piję, nie palę, wierny jak pies, pragnę jej rozwoju i staram się ją popychać delikatnie ku temu. Kolejna próba terapii przy okazji jąkania się syna i wizyty u pani psycholog nie wychodzi. Ja chcę – ona nie. Cóż, wierzę że jeśli będę się bardziej starał, to się jednak ułoży. I staram się, staram się jak potrafię. Nie oszukuję, nie robię uników - robię co uważam za właściwe pracuję, zarabiam, pomagam lub zapewniam pomoc. Organizuję wyjazdy całą rodziną za granicę – w tym opłacam też dwa wyjazdy teściom. Na wyjazdach też niezadowolenie. Kupuję kwiaty – nieraz kilka razy w tygodniu, aż do momentu gdy wykrzyczała podczas kłótni, że ciętych kwiatów nie lubi bo umierają. No to może wyjazd do SPA? Fryzjer? Niewiele pomaga – nie widzę szczęścia w jej oczach. Z mojego punktu widzenia sytuacja przypomina bajkę „O rybaku i złotej rybce”. Spełniam dobrze obowiązki ojca i głowy rodziny równocześnie próbując być partnerem a nie „Panem i władcą”. Pracuję i robię zakupy (nieraz w kilku miejscach pod rząd – Carrefour, cukiernia, sklepik osiedlowy z lepszą wędliną itd.), zajmuję się dziećmi, zmieniam pieluchy, wożę dzieci do przedszkola potem szkoły, przywożę z powrotem, zabieram je do kina, teatru, na basen, zostaję w domu z dzieckiem, gdy ona zabiera pozostałe na balet, do sklepu itd. Jestem w domu praktycznie cały czas – bo pracuję w domu – rzuciłem pracę w korporacji żeby być bliżej rodziny na rzecz swojej małej działalności i gry na giełdzie. Nie spotykam się z nikim, nie mam żadnego hobby, utraciłem zainteresowania - poza domem, a nawet nie chodzę na rehabilitację choć powinienem (dla spokoju). Nie piorę, nie sprzątam ani nie gotuję w domu, nie kąpię dzieci (choroba skórna na dłoniach) ale mamy pomoc domową, która to robi – jest u nas cały dzień i nocuje u nas – łącznie z kładzeniem dzieci spać. Każdego dnia rano po odwiezieniu dzieci wracam do domu, gdzie usiłuję pracować (w tym sam prowadzę księgowość, wypełniam CITy, PITy, sprawozdania itp.), dbam o finanse, terminowe płacenie rachunków, ubezpieczenia. Buduję dom dla nas – 400 m2 - jeżdżę prawie codziennie na budowę, użeram się z wykonawcami, naprawiam dzieciom zabawki, reperuję sprzęty w domu, zmieniam opony w samochodach, jeżdżę do serwisu itd. – a ona zachowuje się jak mała kapryśna dziewczynka – stroi fochy, ma pretensje. Bo ją zaniedbuję i nic mnie nie obchodzi. Nigdy nie zadowolona. Ale nie to jest najgorsze. Jak już ma 3 biologicznych synów, to odrzuca adoptowaną córkę. Mi zarzuca że córkę faworyzuję a chłopców zaniedbuję. Rzeczywiście staję w obronie córki – jej trudno się bronić, chociaż z czasem sprzeciwia się matce coraz mocniej. Rozmowy nie dają odpowiedzi na żadne pytania. W ogóle to nie są rozmowy – tylko kłótnie. Na pytanie dlaczego córce dała zakaz telewizji odpowiedź: - Popatrz na siebie jaki z ciebie ojciec! A ty to nie… itd. Nigdy odpowiedzi – zawsze oskarżenia – często poniżej pasa. Nie pomaga że siadam obok a nie naprzeciw – żeby nie robić wrażenia konfrontacji. Szantaż jest też za każdym razem, gdy jest poważniejsza różnica zdań między nami. Mimo, że NOTARIALNIE połowa mieszkania jest jej, połowa działki z domem jest jej, ma pokaźne konto – żeby nie musiała się o nic prosić – to wybucha: To kiedy mam się wyprowadzić? Nieeee, to kiedy ty się wyprowadzisz? – Przy byle sprzeczce takie „argumenty” ?? Szantaż emocjonalny. Nie chcę, żeby uciekała od konfrontacji, ale podejmowała dialog. Nie wychodzi. W 2009 zaczynamy chodzić na terapię par – znowu z mojej inicjatywy. Ale jedna ręka nie klaszcze – kolejny raz mam zamykane usta gdy usiłuję coś powiedzieć: – Jak przeczytasz pamiętnik to wychodzę! Od 2005 zacząłem pisać pamiętnik z sytuacjami konfliktowymi: okazało się że przeczucie miałem dobre - tego jest dużo, bardzo dużo. „Słuchaj, mamy zbieżne cele, chcemy chyba tego samego, dobra dzieci – dlaczego nam nie wychodzi?” – a ona: „Ty chcesz dobra dzieci? Przecież ci na nich nie zależy. Ty myślisz tylko o sobie”. Sposób odpowiedzi kompletnie torpeduje próbę pojednania. Udowadniać że się nie jest wielbłądem? Kolejny raz dzieje się tak, że już po jednym zdaniu następuje eksplozja i wybuch agresji. Z terapii par zostajemy wyrzuceni po kilku miesiącach gdy pani psycholog pyta o czym będziemy dzisiaj rozmawiać? Ja: -Jak skleić! Ona: -Jak się rozstać! Pani: -Skoro nie potraficie w tak prostej sprawie się dogadać – nie macie co tu robić. Powinniście skorzystać z terapii indywidualnej. Wracając do dyskryminacji córki. Gdy rano ma iść do szkoły a bracia mają później wyjść, to jest zrywana z łóżka, z krzykiem. Innym razem ma schowaną sukienkę na bal karnawałowy – po dwóch tygodniach znajduje ją gosposia w szafie mamy. Awantury i krzyki gdy dziecko ssie palca – mimo 10 lat córka nadal to robi – a to ponoć oznacza deficyt miłości. Było wieloletnie zmuszanie do jedzenia – dwa razy dziewczynka zwymiotowała. Ja początkowo wychodziłem z pokoju – żeby się nie wtrącać w wychowanie matki, nie prowokować awantur – ale podle się z tym czułem zostawiałem dziecko na pastwę zmuszającej do jedzenia matki. Gdy dzieci są głośno – tylko córka dostaje reprymendę – bo niby „jest najstarsza”. Córka nie zjadła na czas. Sankcje: „Nie zjadła, nie idzie na balet!” I jakieś pokrętne tłumaczenie, że: „Jak się nauczy literek, to pójdzie znowu na balet”. Znowu dwie kary za jedno wątpliwe przewinienie. Bo czy przewinieniem jest to że się nie zje całego śniadania??? O 5-tej rano przychodzi do naszej sypialni córka – chce się z nami położyć. Ledwo weszła żona już ją przepędza. Stanowczym tonem nieznoszącym sprzeciwu każe jej wrócić do swojego pokoju. Gdy córka mówi: „A chłopcy to mogą?”. Żona ofukuje ją: „nie ma miejsca”. A prawda jest taka że cały tydzień chłopcy przychodzili do nas do łóżka! Jak mała wtedy się poczuła? Chłopcy mogą w nocy przychodzić do rodziców do łóżka a ona nie. Natychmiast wstałem i poszedłem do niej żeby ją utulić do snu. Usnęła po kwadransie. Jaki był tego efekt? Córka kolejny raz została odrzucona. Ja poczułem się z tym źle i postanowiłem to córce skompensować kładąc się z nią. Żona pewnie też poczuła się źle, bo zostawiłem ją i poszedłem usypiać córkę. A wystarczyło wpuścić małą do łóżka, tak jak wpuszczaliśmy chłopaków. Tylko nigdy nie daje sobie nic powiedzieć. Mimo wielu lat starań dzieci nie zniknęły z małżeńskiej sypialni – a wręcz przeciwnie w tym roku prawie codziennie musiałem je roznosić do ich łóżeczek, po tym jak zasypiały w łożu małżeńskim. Po kilku miesiącach roznoszenia ich do łóżeczek w końcu zostałem wyrzucony z pokoju – moja pościel została rzucona do łóżka córki po tym jak w proteście po eliminowaniu córki z czytania dzieciom wieczorem bajek przez żonę ja kładłem się do córki, żeby czuła że chociaż tata jej nie odrzuca. Niby córka sama przestała przychodzić na czytanie bajek ale tło było takie, że gdy kładła się obok chłopców to zaraz było coś nie tak: –Nie sśij palca albo wynoś się stąd! – Nie kop chłopców! – Jesteś nieuczesana – jutro nie rozczeszesz włosów! Itd. Itd. Gdy kładłem córkę i najstarszego syna spać kiedyś usłyszałem: Xxxx (siostra) to mój najgorszy wróg! Kiedy indziej: - Lepiej by było gdyby mama nie wzięła jej z domu dziecka. Sam tego nie wymyślił – chyba wiem gdzie to usłyszał. Żona praktykuje odpowiedzialność zbiorową: „Wyłączam teraz telewizor, bo Xxxx ssie palca. Podziękujcie jej!” – i wyłącza telewizor nawet gdy oglądają go chłopcy. Jest to według mnie brutalna forma nacisku na Xxxx, która ssaniem palca daje sobie odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Uczynić ze ssania palca przewinienie – tak żeby miała poczucie winy, że to przez nią chłopcy nie oglądają telewizji to świństwo. To nastawia też chłopców przeciwko siostrze. Wyzwiska – może nie najgorsze, ale nie zawsze zasłużone, a gdy zasłużone, to przesadzone. Szarpanie, zabieranie rzeczy, wymuszanie posłuszeństwa, krzyki, nieokazywanie miłości, pretensje. To codzienność mojej córki i moja. Próbowałem ‘nie widzieć’ agresji żony sam siebie okłamując, że może córce odrobina uległości nie zaszkodzi, może i to że „regularnie je” też nie jest takie złe, ale to donikąd prowadziło. Zacząłem protestować. Znalazłem informacje w Internecie o przemocy kobiecej – wszystko pasuje. Ponoć przyczyną jest niskie poczucie własnej wartości. To samo zdiagnozowała pewna pani psycholog definiując to jako DDA (dorosłe dziecko alkoholika). Tylko że żona zrezygnowała z terapii u tej pani. Po wyrzuceniu z terapii par powracał temat rozstania się – miałem nadzieję, że się opamięta, że też jej zacznie zależeć na utrzymaniu związku. Zacząłem budować dom w 2006 roku – na początku boomu budowlanego kiedy „fachowcy” wyjeżdżali do Londynu i Irlandii, z galopującymi cenami i brakiem pracowników jako-tako wykwalifikowanych. Po licznych pretensjach przy wyjeździe na budowę – kalibru takiego jakbym jechał do baru go-go a nie budowę NASZEGO domu – przestało mi zależeć. Jeśli to miało być kością niezgody, to zaczekam aż jej zacznie zależeć na polepszeniu warunków (mimo że nie było źle – 120m2, 5 pokoi) . Ostatnie dwa lata kontynuowałem budowę tak, by nie kolidowała z obowiązkami w domu. No to były pretensje że nic się nie dzieje, ale mi już nie zależało i zaczęła świtać myśl, że może nie warto wprowadzać się do nowego domu jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie. To już tyle lat. Kwiecień 2011. Żona wraca z imprezy firmowej o 4 rano. Nie pije, nie pali – co robiła? Rozmawiała z koleżanką, która się upiła bo ma 40 lat i jest samotna… Potem ponoć odwiozła ją do domu. Chyba chciałem uwierzyć. Innym razem wraca o 2 w nocy. Też jakaś bajka. To o pierwszej w nocy – od koleżanki, która daje jej alibi ale ‘dziurawe’. Zaczyna wracać później z pracy – ja lub gosposia odbieramy za nią dzieci z przedszkola. (12.05.2011) Od dawna żyję w stresie – źle sypiam. Prawie nie rozmawiamy ze sobą. Kładę się spać o 22-giej, ale budzę się o 23:30. W łóżku nie ma żony, w mieszkaniu ciemno. Dziwię się – wychodzę z pokoju. Może jest w łazience? Ale spod drzwi nie sączy się światło. Zaglądam do pokoju córki i syna – może tu usnęła? Ale nie – tu jej też nie ma. Stoję w holu i się zastanawiam gdzie poszła o tej porze – a tu nagle słyszę drobny hałas i widzę jej cień w salonie i słyszę kończenie rozmowy przez telefon. Wstaje i idzie do zlewu, zapala światło. Podchodzę i pytam: -Z kim rozmawiałaś? – A co to cię obchodzi? Z kimś kto mnie chce wysłuchać! –Z mężczyzną czy kobietą? – A jakie to ma znaczenie? Z mężczyzną. -Zdradzasz mnie? –Ty chyba głupi jesteś. Usiedliśmy do rozmowy, gdzie zgodziliśmy się, że ja się wyprowadzę do domu i zabiorę córkę a ona zostanie z chłopcami – tak szybko jak mi się uda go wykończyć, tak żeby nadawał się do zamieszkania. Właściwie w środku brakowało tylko szaf, mebli i wyposażenia, więc nie powinno zająć to dużo czasu. Przeciągałem to mając nadzieję na opamiętanie z jej strony, ale docierało do mnie, że często pytała się gosposi, kiedy się wyprowadzę. Wcześniej mówiła też, że nie może na mnie patrzeć jak się kładzie spać. Mimo to miałem nadzieję, że to nie cała prawda – że jeszcze jakieś uczucie do mnie się w niej tli. Następnego dnia, jak położyła dzieci spać sama przysnęła. Wtedy wziąłem z szafki nocnej jej telefon. Poszedłem do kuchni żeby go przejrzeć. Chwilę później wstała i zaczęła domagać się zwrotu telefonu. Odmówiłem i wyszedłem z jej telefonem z domu. Usiadłem w samochodzie i zacząłem przeglądać historię połączeń. Z poprzedniego dnia znalazłem połączenie z 23:15 i jeszcze wcześniejszego dnia z 23:25. Kontakt był ten sam Yyyy. Historia zatoczyła koło: gachem okazał się jeden ze wspólników w pracy żony. Tak jak mnie – szefa, samotnego gościa 35 lat, tak jego teraz, też 35 lat, kawalera, też współwłaściciela firmy ‘upolowała’. Chciałem sprawdzić, jak gach ją przywita, więc wykręciłem z jej telefonu jego numer. Było zajęte. Po 10 minutach i po kolejnych 10 znowu było dalej zajęte. Wróciłem do domu, ona rozmawiała z nim z drugiego telefonu. Rzuciłem tylko: -Pozdrów gacha. Po minucie zakończyła połączenie. Nie robiłem awantur, ale pozwoliłem sobie wiele razy na kąśliwości i przytyczki, co ją złościło, ale była harda i twarda. Zero wstydu czy skruchy. Z soboty na niedzielę (z 02 na 03 lipca 2011) wyprowadzam się z córką do domu – części przewidzianej dla gosposi, to było najłatwiej skończyć. W niedzielę dzwoni żona mówiąc że najmłodszy syn miał temperaturę w nocy i czy mogę się zająć nim w poniedziałek, bo gosposia przyjedzie dopiero we wtorek. -Ja jestem u klienta, ale moja mama może się zająć małym. – A zgodzi się? – Zgodzi. –To kiedy będziesz? – W poniedziałek między za piętnaście ósma a dziesięć po. W poniedziałek jestem pięć po ósmej. W drzwiach już czeka ubrany syn i ona. Instruuje mnie że gdy młody znowu będzie miał temperaturę, to moja mama powinna mu dać Nurofen. Wtem słyszę szurnięcie krzesła odsuwanego od stołu. Pytam się: - Jest gosposia? –Nie. – To kto? – Yyyyy (gach). Zdecydowanie idę w kierunku salonu a naprzeciw mnie wychodzi mężczyzna zwalniając kroku jakby w obawie o to że mógłbym rzucić się do bicia. Ona mówi: - Nie rób scen! Nie wygłupiaj się! Ja rzucam do gościa: -To już nie mogłeś sobie znaleźć własnej rodziny? Na co on tłumacząc się – chyba zmieszany: - Ja nie wiedziałem. Myślałem że ona jest sama… Ja do żony: Jeszcze moja pościel dobrze nie wystygła a ty już znalazłaś nowego tatusia dzieciom? – Tatusia to one mają jednego – ciebie! Ja do gościa: -Spałeś tu dziś? Ten odkiwnął potakująco głową. – Od kiedy to ma miejsce? – Od 15-tego kwietnia. Wściekły wybiegam z mieszkania. Z mojego/naszego mieszkania. Ja wybiegam – gach zostaje. Potem uświadamiam sobie, że powinienem był ich wyprosić z mieszkania – żeby zaznaczyć teren. Ale to i tak nie miałoby znaczenia. Przekaz dla mnie był jasny: patrz mogę mieć każdego i każdy się nadaje lepiej od ciebie! To było niepotrzebne. Ludzie się zdradzają – to wie każdy. Nie ma zdrady „w dobrym stylu” – ktoś zaspokaja swoje potrzeby gdzie indziej, których druga strona nie może lub nie potrafi zaspokoić – raz potrzeby emocjonalne, raz fizyczne – (to można zrozumieć – nie mylić z usprawiedliwić!) – ale sprowadzanie kochanka do domu następnego dnia po wyprowadzce partnera to dla mnie strasznie wrogi gest. Najmłodszy syn (3,5 roku) opowiedział mojej mamie że w domu był Yyyy. I czytał mu bajki razem z mamą. Starsi synowie byli wtedy u babci. Cały poniedziałek miałem zrujnowany – u klienta popełniłem kilka błędów, nie mogłem się skupić – totalna klęska. Zadzwoniłem do niej i w bezsilności zacząłem się domagać zwrotu połowy domu – bo na niego nie zasłużyła. Odmówiła. Była wroga, nieustępliwa, spokojna i zimna. Umówiłem się na 18-tą na rozmowę. Wieczorem poszliśmy do parku, gdzie zapytałem się po co było to przedstawienie. Odpowiedziała, że zawsze się spóźniam i to był wypadek – gość nie zdążył wyjść. Nagle dociera do mnie że ma spuchnięte oczy i czerwony nos. –Rzucił cię? – Tak. – Nie, naprawdę rzucił cię? –Taak. Odczułem pewną satysfakcję. Pytam się czy odda mi synów - żeby dalej mogła ‘kosztować życia’. Odmawia. Płacze i wyrzuca z siebie „No dalej, czym jeszcze mnie zranisz?”. Dalej żądam zwrotu domu, ona dalej odmawia. Zostawiam ją we łzach. Przez kolejne dni gosposia mówi że chodzi przygnębiona i wcześnie wraca z pracy. W rozmowach telefonicznych nie jest już taka harda. Ja mam córkę, ona synów. Pozwala mi ich zabierać do domu. Zaczynam urządzać powoli ich pokoje. Najstarsze dzieci jadą na obóz, młodsze z nią nad morze. Ze skrzynki wyjmuję pocztówkę od gacha. Na końcu „buziaki”. Ona znowu jest harda. Pewnie ostatnie tygodnie się nie widzieli – ona nad morzem, on za granicą, ale pewnie znowu się zwąchali. Potem córka jedzie na drugi obóz - sportowy, a ja zmieniam żonę nad morzem i zostaję z trójką chłopaków. W niedzielę nie odbiera telefonów: ani od dzieci na żadną z dwóch komórek, ani ode mnie na stacjonarny – stąd myślę, że nie ma jej w domu. W poniedziałek już jest w domu, we wtorek nie ma jej w domu, jest u koleżanki i to demonstruje. Po co to piszę? Przecież jest ‘pozamiatane’. Czuję się fatalnie – i nie wiem dlaczego. Podjąłem słuszną decyzję o wyprowadzeniu się z córką. Czuję bezsilność jeśli chodzi o chłopców. Przy takim prowadzeniu się byłej żony mogą mieć kilku ‘tatusiów’ – i nic za bardzo nie będę mógł z tym zrobić. To chyba obawa o przyszłość. Razem wydawała się bezpieczniejsza. Zastanawiam się nad próbą zniszczenia ich związku – przynajmniej chłopcy nie będą mieli nowego tatusia, a ona dostanie kubeł zimnej wody. Może zanim pojawi się ktoś nowy upłynie parę lat? Zastanawiam się nad tym jaki facet interesuje się kobietą z czwórką dzieci, która zostawia mężowi córkę? Czy to może być ktoś porządny? Głodna docenienia czy nie wpadnie w łapska jakiegoś łowcy majątków? Najstarszego syna przepisała do nowej szkoły mimo że protestował, a ja deklarowałem że go będę zabierał ze szkoły i odwoził do niej. Chodzą mi po głowie nienawistne myśli za rozbicie takiej fajnej rodziny – gdyby wyrzucono ją z pracy może mógłbym starać się o opiekę nad chłopcami bo nie miałaby środków do życia poza tym co ‘odłożyła’ z pieniędzy które jej dawałem na życie gdy nie pracowała (a jest to 3-letnia jej obecna pensja)? Masakra… Mógłbym pisać jeszcze długo. Tysiące myśli, poczucie beznadziei mimo że teraz jestem z chłopcami sam na urlopie. Teraz płacę jej dobrowolnie alimenty, chociaż jej majątek jest praktycznie większy niż mój – tylko że ja mam trochę większe przychody. Może spróbować żeby sąd ustalił alimenty – pewnie byłoby to mniej niż dostaje dzisiaj. Ale wtedy może zechcieć po złości odebrać mi córkę – ja nie mam na nią ‘papierów’. Czuję się jak dureń – sam zabezpieczyłem ją materialnie dając tym samym władzę do robienia co jej się podoba, dlatego chcę połowy domu z powrotem – jej jest niepotrzebna, a mi pozwoliłoby odczuć sprawiedliwość, gdzie zło zostaje ukarane. Do tego dziś inwestując w dom czynię jej prezent w postaci zwiększenia wartości jej aktywów plus to że mogłaby sądownie żądać podziału nieruchomości i próbować się tam wprowadzić. Powyższe to tylko część historii. Kilkadziesiąt stron pamiętnika będę chciał umieścić w sieci – tylko jeszcze nie wiem gdzie. Żałuję, że żaden z psychologów (za wyjątkiem jednego) nie chciał zadać sobie trudu przeczytania mojego pamiętnika – ale chyba i tak by nie pomogło. Po prostu mam wrażenie, że to przez cały czas był kurs na rafy. Czy ona mnie kiedykolwiek naprawdę kochała? Napiszcie coś…
4991
<
#1 | bruk55 dnia 30.06.2013 09:29
witaj michael

przeczytalam twoja historie i wiem ze mozna wyc z bezsilnosci w takim wypadku ale nic nie mozna zrobic...jestes mlody i masz dzieci ktore cie potrzebuja - jestes operatywnym facetem i masz serceXX
ja wszlam na ten site w tym samym czasie co ty borykajac sie z problemami swojego meza od 35 lat - bezskutecznie...

sa ludzie co wierza ze posiadaja prwo do karania i ranienia innych bo na to zasluguja, ktorzy nie wiedza jak zaspokoic swoje potrzeby bez szkody dla innych - tak dzialaja nasze polowy wiec niech wezma za to odpowiedzialnosc

mam i lubie miec uporzadkowane zycie - mysle ze nie moglam zyc w farsie jaka zgotowal mi moj maz

ja tez b chcialam ocalic, przeczekac te zle lata majac nadzieje ze moze on cos w koncu zrozumie, bylo mi tak ciezko ze moj organizm buntowal sie fizycznie -widzac meza mialam ochote sie zabic , jak go slyszalam to wymiotowalam ale trwalam az przyszedl kolejny moment , kiedy on postanowil mnie zranic dobitne, gdyz to sprawialo mu przyjemnosc i wiesz co sie stalo ??

wstalam od biurka , wrocilam do domu, spakowalam mu walizke , pojechakam do niego do pracy mowiac ze nigdy do nas nie wroci, rozdzielilam konta i zostalam sama, bo inaczej bym umarla -

w jednym momencie przestalam myslec o przeszlosci i przyszlosci, wszystko stracilo wage - wiedzialam ze musze sie ratowac i tak zrobilam

zylam z nim 35 lat i rozstalam sie w 2 godziny

zrozumialam ze zylam z psychopata/narcyzem - jest to szczegolny przypadek przemocy emocjonalnej
osoby takie sa ciagle sfrustowane, puste od srodka nie ma w nich uczuc - zywia sie naszymi - to ich przewaga , bo nie cierpia , gdyz nie czuja.
sa prozni i szukaja koejnych partnerow aby zobaczyc w nich swoje wspaniale odbicie, wykorzystac ich do czasu, jak wiecej adoracji nie beda mogli uzyskac
ich przemoc polega na manipulowaniu uczuciami partnerow na swoja korzysc - sa zimni i bezwzgledni i znajduja przyjemnosc, patrzac jak inni cierpia, ranienie uczuc innych to to co im daje satysfakcje i pozwala egzystowac.
ja sie uwolnilam i wiem ze narcyzm posuwa sie z wiekiem, nie ma szans na poprawe - trzeba uciekac

nie mysl ze moj maz taki byl jak sie w nim zakochalam - on sie taki stal z wiekiem co powinnam wczesniej zauwazyc ale ja tez bylam zmanipulowana jego dobrymi, optymistycznymi slowami, podczas gdy na codzien czulam nieme 'nie kocham cie' a glosne wszystko jest dobrze o co ci chodzi!!!

uciekaj i pamietaj ze tego rodzaju ludzie nie zabijaja - ale doprowadzaja patnerow do tego , spokojnie i skutecznie - oni zameczaja i pastwia sie powoli nad ofiara , bo to jest smak ich zycia...
ciekawa jestem dalszego ciagu twojej histori

uwazam ze wlasna dobra energie mozna skutecznie i pozytywniej wykorzystac niz na zmaganoia z ludzmi ktorzy niszcza tych co kochaja swoich najblizszych - to sa zabojcy w rodzinie...
ich manipulacja dotyczy tez dzieci - wszyscy w ich otoczeniu musza byc zranieni i usunieci , bo to przedluza ich proces zycia

trzymaj sie
bruk
Gość: gosia zet
<
#2 | Gość: gosia zet dnia 30.06.2013 11:53
to historia z 2011 roku, poruszająca, brakuje informacji jak to się skończyło/trwa. Kobieta wydaje się ogromnie zaburzona.

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?