Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Małomówny- dla mnie jesteś SUPERMAN. To nie żart, jesteś mądrym i dobrym człowiekiem, który ma na względzie dobro rodziny, dobro dziecka. Rozstanie rodziców dla dziecka to niewyobrażalna trauma...... Sądzę że musisz dać szanse sobie i swojej rodzinie. Tak to widać stojąc z boku, choć wiem że będąc w centrum tego huraganu niszczącego wszystko, bardzo trudno jest podjąć właściwą decyzję. Ja nie potrafię...... mam w sobie tysiące ton jadu, o którym wspominałeś. Zazdroszę Ci że potrafisz być tak silnym człowiekiem. Ja jestem słaba, za słaba, wolę wybudować ogromny mur, żeby już więcej mnie nikt nie skrzywdził. Jesteś niesamowity i trzymam kciuki żeby Ci się udało.
To, czego dopuściła się żona autora wątku, było działaniem zamierzonym i celowym, by zaspokoić własne próżne ego i chuć.
Oczywiście, ze tak. Mało tego dodam z pełna premedytacją i świadomością.
W głupocie i bezmyślności małej dziewczynki, a nie dojrzałej i odpowiedzialnej kobiety.
Słyszę od niej, że nie żałuje tego, co z nim robiła. Nigdy tego nie zaakceptuję i nigdy z tym żyć nie będę umiał. Wiem to. To jest pewne jak amen w pacierzu.
Cytat
Brutalna prawda. Wybielam ją w każdym kroku. Widzę to. Dzięki za otwarcie oczu.
Paradoksalnie rzecz ujmujac, im gorzej, tym lepiej. Masz przeklarowna sytuacje - ktora chcialoby miec wielu ludzi stad - zona nie kocha, nie pokocha, nie ma co z nia dluzej zyc, mozna pakowac manatki - chyba nawet wiadomo, czyje w tym przypadku. Gdybys byl zaslepiony miloscia, a ona karmilaby Cie klamstwami zmierzajacymi do trzymania Cie w stanie pewnosci jej milosci do Ciebie - mialbys PROBLEM. Nie wiedzialbys, co jest prawda. Nie potrafilbys podjac radykalnych, ani nawet racjonalnych... co ja gadam - nawet NAJMNIEJSZYCH dzialan przeciwko zonie.
Dlatego dobrze, ze skupiasz sie na sobie. Masz szanse odbudowac te zdrowa dawke egoizmu, ktora potrzebna jest kazdemu, w kazdym zwiazku. Jeden z malych kroczkow w kierunku Twojego "odzycia", mentalnego uwolnienia sie od niej - bluszcza, ktory oplotl Cie nieomal zastepujac Ci ubranie, ogrzewajac Cie czy ziebiac wedlug jej wlasnego widzimisie. I przy okazji widzisz, jak wyplywaja klamstwa zony - jej niezadowolenie z tego, ze robisz cos dla siebie, tylko kolejny dowod na to, co mowilismy wczesniej o niej.
Cytat
mówi mi, że dla niej to nie ma znaczenia, że mogłaby chodzić w rzeczach z handlu za 10 zł. Szokuje mnie to. Ja chcę, by czuła się doceniona, by czuła się wygodnie, komfortowo, a słyszę takie teksty, które jeszcze we mnie wzbudzają wyrzuty sumienia, że ona nie jest tego warta.
Tak, to kolejna rzecz do rozpatrzenia, rownolegle nie szeregowo Bo od tego trzeba bylo zaczac zwiazek, prawde mowiac - poznajac kobiete i jej wartosci: co JEJ odpowiada.. bo wielu facetow popelnia ten sam blad sadzac, ze obsypywanie kosztowymi podarkami uszczesliwi kobiete - nic bardziej mylnego. Kazda kobieta to indywidualna osobowosc i jedna bedzie rajcowac - rzeczywiscie - zakup majtek Triumph za 600 zl, a inna - wiatr we wlosach i granie na gitarze przy ognisku. Czy rozmowa przy winie o literaturze pieknej. Kazda ma swoj charakter i nie mozna ich traktowac tak samo, do kazdej trzeba stosowac JEJ WLASNA miare. Unikalna miare. Ja zone wlasnie tak traktowalem i choc - przyznam, ze nadal troche uwiera mnie, ze nie obsypuje ja tymi prezentami - to jednak ona sama podczas pracy nad soba po zdradzie przyznaje mi racje, ze dobrze robilem, odczytujac jej potrzeby i je wypelniajac wedlug jej schematu, a nie mojego. Coz warte bylyby te wszystkie drogie rzeczy, ktore moze i sa przyjemne na 10 minut, ale potem wychodzi ich wartosc uzytkowa, rowna w zasadzie zwyczajnemu zyciu ? Masz wiec racje, to kolejny problem do przemyslenia, przy okazji bolesny gdy zdasz sobie sprawe ze swojego zaniechania, ktore teraz odzywa sie ze zwielokrotnionym echem.
Nie zaluj nic, nie zaluj zlych decyzji, nie zaluj jednak zycia. Przezyles je i z pewnoscia byly chwile dobre, z pewnoscia byly chwile, gdy patrzyles z zauroczeniem na zone, z miloscia. Trzymaj to w sobie i pielegnuj te wspomnienia - bo to sa powody, dla ktorych usprawiedliwisz swoje zle wybory. Nie ma innej drogi, jak tylko w ten sposob je usprawiedliwic - i jednoczesnie uswiadomic sie, ze od tej pory juz nie musisz zmuszac sam siebie do takich usprawiedliwien. Od teraz masz nowe zycie, w ktorym mozesz wreszcie byc soba. Niektorzy troche sie tego boja, ale pomysl - to jak strach przed otwarciem oczu pod woda: albo bedziesz jeszcze rozbijal sie troche po omacku, albo sie przekonasz.
Zycze duzo wytrwalosci w tym, co zamierzasz robic - i wiary w to, co wlasnie zaczynasz odkrywac. To wlasciwa droga. Trzymaj sie tego, my tu jestesmy od tego, zeby pomoc.
Evidence - ale przecież no nie żartuj. Owszem, zdaję sobie sprawę, że jestem, albo lepiej powiedziawszy każdego dnia staram się być dobrym mężem. Także i dobrym człowiekiem dla ludzi mnie otaczających. Ale zdaję sobie sprawę ze swoich wad - teraz widzę to znacznie wyraźniej, zaczynam dopuszczać do siebie swoje myśli, zaczynam siebie słuchać. Kiedyś tłumiłem to, uciekałem, włączałem głośną muzykę. Bycie sam na sam ze sobą było dla mnie czymś, czego nie rozumiałem. Ta sytuacja, mimo że straszna, pozwoliła mi tę umiejętność rozwinąć. W pewnym sensie się z tego cieszę, tylko czemu takim wielkim kosztem emocjonalno-uczuciowym?...
Masz rację - dla mojej córeczki zrobiłbym wszystko, stoczyłbym bój na śmierć i życie jakby ktoś chciał ją odebrać. Dlatego kwestia rozejścia, rozstania to taka dla mnie odległa sprawa. A jednak pojawia się na horyzoncie coraz bardziej. Zaraz po dowiedzeniu się prawdy o zdradzie zacząłem walczyć o żonę, o jej uczucie. Teraz dochodzą do mnie rzeczy, których wcześniej nawet nie brałem pod uwagę, nie widziałem ich.
Piszesz o budowaniu muru - powiedz mi w czym on ma Ci pomóc? Ja widzę, że budowanie choćby jednej cegiełki muru w związku małżeńskim czy partnerskim jest już pierwszym krokiem do zabicia go. Chyba, że budujesz mur wokół siebie po zdradzie. To co innego. Ja też powiedziałem mojej żonie, że nie pozwolę siebie więcej skrzywdzić. Pokazałem jej tutaj granicę, że limit nieodpowiedzialnych kroków został wyczerpany.
No właśnie....., to w jaki świadomy , odpowiedzialny i szczery sposób o tym piszesz sprawia że dla mnie jesteś WIELKI.......kilka miesięcy temu odkryłam że mój mąż oszukiwał mnie wiele lat (8), był perfekcyjnym oszustem, zdradzał mnie, nawet kiedy byłam w ciąży......nie potrafie zapomnieć, nie potrafie wybaczyć, nie potrafie zyć. Był dla mnie całym światem, który runął w ciągu jednej chwili. Leże nieżywa już 7 miesięcy i nie moge wstać.....dlatego buduje mur, moje serce zamienia się w głaz, bo musze trwać w tym związku ze względu na dzieci....... Jeszcze parę miesięcy temu, kiedy miałam w sobie, jeszcze z rozpędu, ogromny magazyn miłości, mogłam coś zrobić. dzisiaj magazyn jest pusty.....jest żal, rozgoryczenie, zawiedziona miłośc, tony jadu do mojego męza i jego kochanki. Jestem kimś innym.....dla samej siebie złym człowiekiem, destrukcyjnym, chcącym podeptać to co jeszcze zostało. Dlatego trzymaj sie swojej pierwszej myśli, ratuj związek........bo za kilka miesięcy, kiedy to bardziej do Ciebie dotrze, ta cała krzywda i niesprawiedliwośc, moze być trudniej, bądz nawet niemożliwe.
Post doklejony:
jeszcze jedno...napisałam tak, bo zawsze chciałam mieć u swego boku odpowiedzialnego mężczyznę, który będzie walczył o mnie. niestety nie widzę tego w moim mężu, pomimo że teraz walczy.widzę go już zupełnie w innym świetle. I chyba nie potrafie go pokochać na nowo
Co mam przez to rozumieć? Na czym ma polegać to działanie? Wywieram na niej jakąś tam presję w rozmowach. Właściwie to nasze rozmowy przypominają terapię - ja jako terapeuta
jak silna jest ta presja ...
słowa Milorda :
Cytat
Dlatego radzę byś walnął w jej najczulszy punkt. W niego. Na nic tłumaczenia "jak to ona spaprała życie wszystkim dookoła". Tu trzeba ostro. Łudzisz się, że stoisz, choć klęczysz. Ma nią owładnąć poczucie zmarnowanego życia. Inaczej nic nie zrozumie. A co sobie później postanowisz to już twoja rzecz. Głaszczesz tych, którzy mówią "ratuj to". A ja mówię > zacznij od wstrząsu. Jak rzuci mu się lizać rany > nic po twoim poświęceniu
druga rada Yorik'a :
Cytat
Pomyśl o spotkaniu swojej żony z jego córką i żoną lub sam się spotkaj i powiedz jak wam życie gnida zniszczyła, co robili itd....On teraz jest bezkarny i wciąż próbuje jak ten piesek wskoczyć na suczkę.
Przegoń go.
do tej pory bawisz się w terapeutę Twojej zony, odkrywasz jej myśli, jej odczucia... ale nie zmieniasz jej punktu widzenia sprawy. Poznajesz jej stan ale nie naprawiasz go...
Jak piszesz ona dalej żyje przyjemnymi wspomnieniami... niczego nie zrozumiała... jak będzie czuła taka potrzebę zrobi to z przyjemnośćią kolejny raz...
Terapeuta :
Cytat
Co do terapeuty - byliśmy 2 tygodnie po wykryciu zdrady u tej terapeutki, która prowadziła terapię grupową. Byliśmy na takim spotkaniu nazwijmy to kryzysowym - moja żona i ja. Wiesz - nie widziałem w tej terapeutce specjalnego przejęcia tematem - ona dobrze wie o kogo chodzi, bo moja żona powiedziała jej co się dzieje już wcześniej
... wygląda skandalicznie... teraputa wiedział o wszystkim... co zrobił żeby zapobiec dramatowi. Ale najpierw sprawdź żonę, wypytaj czy terapeuta wiedział o tej sprawie.
Masz prawo ŻĄDAĆ od niego odpowiedzi co zrobił żeby zapobiec temu romansowi. Najlepiej na piśmie poprzez jego zwierzchnika.
Czy wie jakie skutki, jakie spustoszenie może wywołać w jego podopiecznych uświadomienie sobie parszywości ich działań, Przecież chyba wie że uświadomienie sobie krzywd jakie wyrządza zdradzacz może pogłębić jego depresję... Może działaj na obniżenie ich poczucia odpowiedzialności za ich czyny.. To spekulacje, ale jeżeli terapeuta rzeczywiście wiedział .... .
Post doklejony:
same rozmowy z żoną, przy kawce niczego nie naprawią. Zdołujesz się odkrywając jej drugie "JA".
Ona dalej jest w amoku. Jeżeli teraz wstrząsowy nie wyprowadzisz jej z tego stanu, w przyszłości będziesz miał powtórkę.
Czy zamierzasz wprowadzić w życie plany Milorda, Yorika ... ?
Post doklejony:
teraz wspomina jego dotyk, głaskanie włosów jak dotyk samego Boga....
Zniszcz jego wizerunek w niej, pokaż jej rzeczywistość.
Nieszczęśliwy polonista w związku z niedobrą kobietą ....
może słowa jego żony, córki, może uczennic zrzucą go z piedestału na którym go umieściła.
Wtedy dopiero wspomnienie jego dotyku zacznie ją parzyć
Ty widzisz walczącego męża i nie wiesz czy go pokochasz. Ja kocham moją żonę i nie widzę za bardzo by walczyła... Co za ironia losu.
Wiesz - nie wiem czy trwanie w związku dla dzieci jest dobre. Mam przykład rodziców mojej żony. Krzywdy, jakiej sobie w życiu wyrządzili nie da się opisać. i też właśnie żyli razem dla dzieci. Możesz sobie teraz wyobrazić tylko jak wygląda ich związek po latach, gdy dzieci już opuściły dom... Jeśli zostać, to tylko i wyłącznie dla związku, by go ratować, by było w tym związku dobrze obu stronom. Jeśli ma być inaczej, że ktoś czuje się w związku źle, to ja sensu w takim czymś nie widzę. Odnoszę to też do mojej osoby - gdybym nie chciał tego związku, mojej żony mimo trudów tej sytuacji, nie zostałbym z nią tylko i wyłącznie ze względu na dziecko. Bo zafunduję sobie piekło, jej i dziecku przy okazji.
Post doklejony:
Nick - w jakiś sposób też już w niego uderzałem. W sensie w rozmowwach z żoną, burzyłem jego wizerunek w jej oczach. Wydawało się, że wiele do niej dociera, że zaczyna wiele widzieć, rozumieć. Tyle, że widzisz - potem po miesiącu przychodzi rozmowa i okazuje się, że słyszę słowa; "żałuję samego faktu, że cię zdradziłam, ale nie żałuję chwil z nim spędzonych, rozmów, smsów, współżycia, dotyków". Dla mnie to paranoja - przecież jedno wyklucza drugie. Przecież te dotyki, smsy były właśnie zdradą. To było właśnie kłamstwem, nic innego. Te potajemne spotkania. Jak można to mieć w sobie za coś budującego, jak to żona określa? To jakiś dramat. Mówię jej, że nie odczuwa prawdziwego żalu za ten romans, że nie żałuje. Ona twierdzi, że ma te dwie postawy właśnie. Może jakaś kobieta tu jest, która rozumie jej punkt widzenia/ Wy - kobiety - jesteście niesamowicie złożonymi istotami...
Post doklejony:
Nick - pytasz jak silna jest ta presja. Tak silna, że moja żona już ma dosyć rozmów. Rozmawiamy codziennie, czasem zdarza się, że i 10 godzin w ciagu dnia. Zaczynam mieć na tym punkcie obsesję i czuję, że ją zamęczam. Ze właściwie sam to rozpierdzielam dręczeniem jej.
Do córki już napisałem, do żony pozostaje mi list, bo nie mam jej numeru komóry. To też spowalnia całą sprawę, a przecież minęło ponad miesiąc od odkrycia romansu. Chyba w tym temacie za wolno działam... Przyczyna leży w tym, że myślę o nas, o naszym związku, a nie o jego życiu, które mam głęboko gdzieś. Ale też widze, że typ jest nieustępliwy i że jeśli tego nie utnę, to może to tak trwać i trwać, aż w końcu się powtórzy, bo przecież moja żona daje sobie furtkę w postaci dobrych wspomnień z czasów zdrady. Więc jesli uważa, że dotyk, seks, smsy, spędzony czas były czymś pozytywnym i jej dużo wnoszącym do życia, to nie mam złudzeń, że przy następnej okazji, gdy będzie u nas jakiś kryzys (a będzie na pewno, jak w każdym związku), będzie wracała myślami do tego, co ostatnio ją z takiego kryzysu wyrwało. Nie było walki o nas, tylko była ucieczka i przyjemność zdrady. Czy dobrze to sobie układam?
Edytowane przez Plemplem81 dnia 11.07.2012 15:38:34
Więc jesli uważa, że dotyk, seks, smsy, spędzony czas były czymś pozytywnym i jej dużo wnoszącym do życia, to nie mam złudzeń, że przy następnej okazji, gdy będzie u nas jakiś kryzys (a będzie na pewno, jak w każdym związku), będzie wracała myślami do tego, co ostatnio ją z takiego kryzysu wyrwało. Nie było walki o nas, tylko była ucieczka i przyjemność zdrady.
Czy dobrze to sobie układam?
Dokładnie jest tak jak piszesz. Niestety.
Jeżeli teraz, poprzez terapię szokową, huśtawkę emocji nie wyprowadzisz jest ze stanu amoku w którym akceptuje dualizm moralny ( to było złe ale nie żałuję tego), w przyszłości spodziewaj się powtórki z rozrywki...
Plemplem,racja,wybielasz ja,patrzysz na nia i niewiele jeszcze widzisz,albo widzisz to,co chcesz.Spróbuj usiąść sobie wieczorkiem,wez lampke wina,spojrzyj na zone i pomysl ,czy to ta sama kobieta,w której się zakochałeś.Na bank wyjdzie Ci,że nie ta sama.
Milord ma rację,uderzenie w gada,to jej najczulszy punkt,zachować sie może dwojako;albo wpadnie w furię,bedzie krzyczeć i obwiniać Cie o wszystko,dowiesz się ,że nawet trzęsienia ziemi są dzieki Tobie,labo bedzie próbowała wszystko sklejać.To sytuacja,która z reguły nastepuje po wkroczeniu zony gada,faceci rzadko zostawiają zony,kochanki sa odskocznią,a przy tak sporej róznicy wieku,to raczej zabawka dla dojrzałego ,wyrachowanego faceta,niż wielkie uczucie.Jego córka jest prawniczką,na pewno zadba o zabezpieczenie mamy,tu może się okazać,że miłośc kochanka skonczy sie wraz problemami prawnymi.
Nie ma co się litować,wal w jej czuły punkt.
Tylko ,czy Ty już wiesz po co?Bo powody moga być różne....
I najważniejsze,kryzysu w związku nie leczy się romansem,nie dowartościowuje się swojego JA,poprzez ściąganie majtek przed pierwszym lepszym,podstwrzałąym facetem( a tak na marginesie,to miło mi,że chociaz ktoś jeszcze ma antycznego tego trzeciego-sorry)
,nie sypia się z męzem i kochankiem,nie finduje się swojemu partnerowi trójkąta,nie pytając go o zgodę,po prostu się tak nie robi.
A jak sie juz zdradzy....-to reguje się inaczej niż Twoja żona.Zupełnie inaczej.Puśc laskę na szerokie wody,daj co miesiąc przelewem alimenty na dziecko,rozdziel konta,zablokuj dostep do forsy,zmuś ja do podjęcia pracy,jak trzeba będzie wynajmij nianię do dziecka,ale pokaż dziewczęciu,że życie to także ciężka praca,nie tylko wydawanie i miauczenie na kolanach podstarzełego lowelasa,w czasie ,kiedy mąz zasuwa,na utrzymanie Rodziny.Po prostu pogoń dziewczę do realnego życia,z całymi konsekwencjami dorosłości,bo ja odnoszę wrażenie,że do dorosłości to jej chyba troszkę brakuje.
I pomysl sobie,chociaz może jeszcze nie czas na to,czy masz zamiar nadal zasuwać dla Rodziny ubrany wpiekne poroże.
Każde rogi kiedyś odpadaja,wielu z Nas już odpadły,Ty tez je zgubisz.
Jak przestaniesz kochać.Pomimo całego Twojego nieszczęścia widać,że resztką sił starasz się myśleć rozsądnie.Weż kartke,pomyśl i zapisz co dajesz w związku,wszystko co Ci na myśl przyjdzie ,a z drugiej strony co zyskujesz.Ta druga strona bywa zaskakująca,mocno zaskakująca....
Jeżeli masz nadzieję i jesteś przekonany ,że chcesz ratować swoje małżenstwo,to raczej chyba potrzebowałabyś jakiejś terapii w spólnie z żoną,wielogodzinne gadanie chyba nie ma sensu.Mnie,jako kobietę ,wkurzyłoby tylko,albo przytakiwałabym dla świętego spokoju...
Spróbuj pomyśleć jak kobieta....To wcale nie jest trudne.
Tak się zastanawiam czy przypadkiem ja nie jestem zbyt natarczywy, że chcę o tym wszystkim rozmawiać, że chcę wszystko wiedzieć. Moja żona mówi, że ją to dobija ciągłe rozmawianie o tym, gdy tymczasem mi to pomaga zrozumieć ją i w ogóle cały mechanizm jej motywów, działania. Tym bardziej, że nie wałkujemy jednego i tego samego, ale co jakiś czas wychodzą nowe rzeczy - a to jakieś 3 tygodnie temu, że nadal chciałaby z nim mieć kontakt, a to z 2 tygodnie temu, że nie wie kogo kocha, a to że nie umie odnaleźć uczucia miłości do mnie w sobie, a to że (tak jak powiedziała wczoraj) nie żałuje tych spędzonych z nim chwil, smsów itp.
Staram się spojrzeć na to na chłodno i gdyby nie uczucia, jakie mam do mojej żony, gdyby nie to, że ją bardzo kocham i gdybym spoglądał na te wpisy osobami osób trzecich raczej wyciągnąłbym wniosek, że jestem nabijany w butelkę, że moja żona kogoś okłamuje - albo siebie albo mnie...
Jeszcze do słów anuli123 i Bacello - tak, moja żona jest chora emocjonalnie. Sama mi to otwarcie mówi, że tak jest. Nie kryje się z tym, mówi wręcz, że ja też przecież o tym wiem, że to żadna nowość. Tym samym wnioskuję jakby sama siebie rozgrzeszała i dawała sobie pozwolenie na robienie różnych dziwnych rzeczy, których nie da się wytłumaczyć, bo jak sama mówi - ona sama siebie nie zna, a co dopiero ja mam ją poznać... Ale bagno .
Tak sobie myślę, czy miałby sens pokazanie jej tego forum, ba nawet zachęcenie do założenia swojego konta - czyli zaproszenie jej - nawet choćby tylko do tego tematu?
Chciałem, by przeczytała posty Gratiska i wszystkie odpowiedzi ludzi w jej temacie, bo są bardzo, bardzo pouczające i dające do myślenia. Jednak, gdy zacząłem o tym forum mówić wyczułem, że tak jakby traktowała nas wszystkich jako towarzystwo wzajemnej adoracji, że taplamy się w swoim sosie... Obawiam się, że moja żona boi się zobaczyć, co można na ten temat przeczytać, dowiedzieć się, że może zostać wywrócony jej świat, który teraz sobie jakoś powoli układa w głowie (typu właśnie, że nie żałuje zdrady, ale jej...żałuje... Pomieszanie z poplątaniem).
Post doklejony:
Cytat
Bacello napisał/a:
Tylko ,czy Ty już wiesz po co?Bo powody moga być różne....
Po to, żeby odciąć ja od alergenu, jak tu juz ktoś napisał? Gorzej jak się okaże, że kochanek jednak mówił prawdę i jest gotów zostawić swoją żonę, w mailach i smsach jej pisał, że już szuka nowej pracy dla siebie (ciężko mi uwierzyć, że 58-letni facet na emeryturze nagle zachce zasuwać dalej w robocie, ale tak może być...), że ona jest jego światełkiem, pokazała mu miłość, jakiej nigdy nie zaznał. Wiem, że tak było, bo ja z żoną mieliśmy cudowną miłość i ona wypisz-wymaluj przeniosła wszystkie schematy naszej miłości w ich romans.
Cytat
Bacello napisał/a:A jak sie juz zdradzy....-to reguje się inaczej niż Twoja żona.Zupełnie inaczej.
Ano właśnie - ona twierdzi, że wypaliła się jej miłośc do mnie przez te pół roku, że musi ją w sobie odnaleźć i nie daje mi tego, co zawsze sobie wyobrażałem, że daje osoba zdradzająca - ciepło, ciągłe zapewnianie, pocieszanie, uczucie, dotyk. Tego w ogóle nie ma. Nic, zero. Było przez 10 dni może, a od tygodnia jest echo, bo znów poruszamy trudne tematy, w których wychodzi prawda, jak choćby o tym braku żalu.
Cytat
Bacello napisał/a:Spróbuj pomyśleć jak kobieta....To wcale nie jest trudne.
To cholernie trudne. Jesteście istotami, których chyba nie da się zrozumieć... Przynajmniej nam, mężczyznom.
Edytowane przez Plemplem81 dnia 11.07.2012 18:42:35
Bo widzisz Plemplem,Kobiety nie sa logiczne,logiczna to jest matematyka,KOBIETY sa nieobliczalne,ale zrozumiec je mozna.Czasem trzeba tylko chcieć ,chociaż spróbuj pomyśleć jak ona.Znasz ją,żyjesz z nią od lat,znasz jej reakcje,spróbuj wyprzedzić jej ruch.
Chcesz pokazać jej to forum?No nie wiem,wiem ,z własnego doświadczenia,że obecność zdrajcy,który loguje się po zdradzonym,nie jest dobra.No,chyba,że szuka pomocy.Chcesz zrobić sobie internetowa terapię?????
Ha,ha,tu ośmiele się napisac,że opuszczają Cię resztki zdrowego rozsądku,spróbuj pomyśleć ,że to tylko Twoje miejsce,Twoja odskocznia,Twoja oaza na odkrywanie myśli.Przynajmniej raz nie dziel się z nią czymś,co jest tylko Twoje.Nie musisz.Czas,żebyś zrozumiał,że kochac kogoś,to nie znaczy oddać mu cały swój świat(ja chyba to pojęłam,ale bolało jak cholera),kawałek świata należy sobie zostawić,z uczciwością wobec drugiego człowieka,ale należy zostawić.
Wypaliła się jej miłośc?????No cóż,to chyba jest lepsze stwierdzenie,niz ;
-Kocham Cię,ale nie tak samo jak dawniej.Jesteś zbyt doskonała,
Przemyśl to,co Ci powiedziała,jestes w o wiele lepszej sytuacji niz byłam ja,trafiłęś tu szybko i zachowujesz jeszcze odrobinę logocznego myślenia.
A może choć raz pomyslisz JA????Nie ONA,nie MY,ale JA??????
Nie zyje się tylko dla kogoś,nie da się,żyje się dla siebie i dla kogoś.
Masz korki z życia gratis.Mnie przyjęcie tego do wiadomości kosztowałąo póltora roku,Masz na początku swojej żałoby.A teraz zacznij myśleć jak Kobieta,wczuj się w jej myśli,nie pytaj,postępuj tak jak ona by postapiła,znasz ją talk dobrze,że potrafisz.
To nie jest trudne,ale wymaga myślenia na zimno.Inaczej sobie nie poradzisz ,albo stracisz z życia wiele miesięcy.
Boli Cię?Bołało wszystkich,brutalnie,nie Ty piewrszy i nie ostani.Korzystaj z Naszych doświadczen ,ale rób tak,żeby Tobie było dobrze.Tylko dlaczego odnoszę wrażenie,że TY boisz się życia bez niej?Boisz się zmian???
Przeczytałem zaległości i mnie zemdliło. I to nie przez twoją żonę, tylko przez ciebie. Flaki z olejem. Przegrywasz życie człowieku. Efekt uderzenia, jak się wydało już straciłeś bezpowrotnie. Swoją wyrozumiałością pomogłeś jej okopać się w swoim świecie. Dałeś jej wspaniałomyślnie czas na poukładanie sobie miłości do fagasa.
Plemplem81, ty wciąż kręcisz się wokół własnego ogona. Chyba ci z tym dobrze, albo zupełnie ci poszło w filozofię albo temat jest dla ciebie najwyraźniej za trudny.
Na dokładne analizy i dostąpienie światłości to bedziesz miał czas. Marnujesz ten, który powinieneś wykorzystać na konkrety.
Czy ktoś ci musi dać w dziób, żebyś się obudził ?
Co ty myślisz, że naprawiasz małżeństwo ? Jakie małżeństwo ?
Człowieku, żony nie ma. Nic nie zrobiłeś, żeby wróciła. Pogawędki sobie urządzasz 10 godzinne. Po jaką cholerę ?????, żeby chodzić po ścianach ??? Zrób sobie okłady z lodu, bo widzę że cię przegrzało.
Zrozum w końcu, masz tu wcześniej parę rad, cofnij się.
1. Odcięcie od alergenu, zero stymulacji. Najlepiej jakby alergen wyszedł na gnoja. Pomyśl jak uwydatnić jego prawdziwe oblicze. Masz łatwo, bo już się boi. Niech wszyscy zobaczą, że to straszny tchórz i gnida. Uderz w niego, jego rodzinę i znajomych. Wszędzie tam, gdzie się pojawia. Może ludzie się od niego odwrócą ?
2. Pokaż panience, co to jest prawdziwe życie i jak miała do tej pory dobrze. Niech wydorośleje w ciągu sekundy. Konkrety sam ustal. Im więcej tym lepiej. Wywal z domu, odwieź do kochanka. Słabo mi, ty czekasz aż mieszkanie wynajmie i będzie miał ją gdzie przyjąć, czekaj dalej !!! Może już przegapiłes swoje 5 min, bo zdąrzyli się z sytuacją oswoić i może nawet układać jakieś plany. Odetnij od kasy itd...itd....To ma być III wojna światowa dla niej. Całe oparcie, bezpieczeństwo, spokojny kąt ma przestać dla niej istnieć.
Całe życie, które teraz jest dla niej nie ciekawe, na wspomnienie ma być utraconym rajem na ziemi.
Przestała cię kochać, do widzenia. Czemu ?
Bo ty już nie masz żony, ty masz na utrzymaniu kochankę jakiegoś fagasa z którą się męczysz, aż w końcu cię zostawi, jak tamten wszystko poukłada. Nie widzisz tego ? Ona zasypiając wspomina te wspaniałe chwile i te pieszczoty.
Przed wywaleniem papiery rozwodowe !
Do niej musi dotrzeć, że dotychczasowe życie się skończyło !!!
Musi zobaczyć kim się stała dla samej siebie i w oczach wszystkoch dookoła. Jak nisko upadła.
Niestety, to tylko możesz zrobić i zobaczyć czy ją puści czy nie.
Musisz przebić emocje, nie ważne jak, muszą być ogromne, aby te do gościa wydały się malutkie.
Jeśli nie puści, to trudno. Po co ci ktoś, kto kocha innego.
Możesz mieć tylko nadzieję. Jeśli puści, to wtedy będziesz mógł ucinać pogawędki przy kawce, bo tylko wtedy przyniosą jakiś skutek. Teraz się dziwisz, że jak grochem o ścianę? Nie osłabiaj mnie. Myślisz jak dzieciak. Pierdoła jesteś. Tylko jęczysz i wciąż widzisz w niej partnera. Jej dla ciebie w tej chwili nie ma !! Ty jesteś najgorszą osobą do jej resocjalizacji słowem, bo ty jesteś problemem. Gdyby cię nie było, to wiedziała by co ma robić.
Obudź się człowieku.
Wiesz co ? Przeczytaj moją historię. Ja czasu nie zmarnowałem. Może da ci do myślenia. Ty grzebiesz się żywcem.
Daje słowo, że na twoje filozoficzne pytania ci odpowiem, ale załatw najpierw sprawę i stwórz dla siebie sytuację początku nowego życia lub łatania tego co uda ci się uratować.
W wielu miejscach tam gdzie widzisz problemy ich jeszcze nie masz, a już je rozwiązujesz. To chore.
Potem powiesz, że starałeś się naprawiać małżeństwo, ale nie dałeś rady ? Śmieszne. Jakie małżeństwo ?
Małżeństwo jest wtedy, gdy dwie osoby przejawiają jakiś ciąg do siebie, wtedy można go modulować, ale nie jak jedna ucieka w zadużeniu.
Masz kobietę w świecie wytworzonej przez nią fantazji. Sama sobie to wytworzyła przy pomocy tego gościa. To nie jego dotyk miał nadludzkie właściwości, to tylko jej odbiór i stan w jaki się wprowadziła.
Dobrze jej z tym. Sama jej pryśnie max do 2 lat jak gościa będzie miała na codzień lub będzie się kręcił. Chcesz tego?
Gość polonista dobrze wiedział jakie słówka szeptać, żeby wzbudzić emocje i stan uduchowienia. Trafił na dobry i spragniony tego odbiornik. Na żonie już nie robił wrażenia, bo to frazesy, ale przed naiwną kobietką mógł sie popisać.
To wszystko co roztrząsasz jest ciężkie do prełknięcia, ale przy odpowiednim dystansie maleje. Skup się na konkretach, a nie jak twoja żona na bzdurach. Wybij ją z tego, dopiero zastanów się nad tym co ona będzie mówić. Ty chyba nigdy z narkomanem nie gadałeś, wszystko bierzesz na serio, tak jak ona tego fadgasa.
Rusz tyłek.
Post doklejony:
A z tym terapeutą to jakieś jaja jak arbuzy. Raczej się przez to cofnąłeś niż poszedłeś do przodu.
Terapia tak, ale jak byście szli w jedną stronę.
Na takie akcje to prędzej łebski psychiatra.
Post doklejony:
On cię obserwował, a ty nie możesz parę razy znacząco mu się poprzyglądać z daleka, tak żeby cię widział. W najmniej przewidywalnych dla niego momentach. Musi czuć twój oddech na karku. uwierz, że jako polonista, to wyobraźnię ma wyrobioną. To akurat zadziała na jego niekorzyść. Dotąd to on był górą, miał wszystkie asy w rękawie.
Mógłbyś podejść i powiedzieć, że zniszczył ci rodzinę. Już nie masz żony i życie dla ciebie nie istnieje, bo się skonczyło. Że wsadził ci nóż w plecy podstępnie. Jeszcze nie wiesz co zrobisz, ale w tej sytuacji stać cię na wszystko.
Yorik... nie jednemu z nas przydałoby się żeby ktoś dał nam w pysk, żeby się obudzić i pozbierać... żeby zobaczyć fakty jakimi są....
Chyba sama żałuję, że mnie nikt tak nie obudził...tyle miesięcy spisane na straty...a w sumie to nie wiem czy już się obudziłam, czy ciągle się babrze w przeszłości....
Plemplem81, piszesz że " w jakiś sposób" uderzałeś w gada - rozmawiałeś z żoną, burzyłeś jego wizerunek - ale Twoimi słowami. Żona nie brała tego powaznie, wieże starasz się jej go obrzycdzić. Oswaja się z sytuacją ze Ty już wiesz, i powoli wraca doi punktu wyjścia. Sam to stwierdzasz. W miarę upływu czasu coraz wiecej w niej sentymentu do gada.
NIE TEDY DROGA.
Uderz w niego, w jego rodzinę.
Przesłałeś ...list...
Polecony ? doszedł ?
ktoś go czytał ? a może gad odebrał i spalił...
Jedx, rozmawiaj z żoną. Puść nagrania żony. Niech córka posłucha,
Przywieź żonę i córkę do domu.
Niech żona spojrzy w oczy tej której przyprawiała rogi. NIech jej powie że nie żałuje, że jej brak dotyku jej męża... Powodzenia jej życzę
Niech posłucha co ma do powiedzenia żona gada o nim, o niej.
Niech powie skąd wzięło się ta jego "nieszczęśliwość w małżeństwie". Niech córka powie co czuje do ojca.
Niech żona powie jak czuje się po tym jak ją zdradził.
Zaraz po tej rozmowie spakuj walizki żonie i zaproponuj wywiezienie do gada.
Przygotuj papiery rozwodowe z jej winy. Zaproponuj sumę alimentów na córkę. Niech widzi co traci i dokąd zmierza.
Stosujesz delikatne, mięciutkie powrotne lądowanie żonie w ramionach kochanka. Twoje rozmowy z nią nie przynoszą skutku.
Jeszcze zastanawiasz się czy aby nie jesteś zbyt natarczywy ciągle z nią rozmawiajac...)
Męczysz jakimiś "głupimi" rozmowami niby żonę, która zaczyna już ziewać w ich trakcie. Jedyny ich skutek to powrót emocji do gada, na Twoich oczach..
Przestań być taki delikatniutki. Nie bój się być facetem.
Ona nie czuje negatywnych emocji z związanych z jej zdradą.
Zrób jej hustawkę emocji.
Yorik przedstawił Ci dokładnie Twoją sytuację.
Yorik i Milord dają Ci dobre wskazówki.
Tracisz czas. Za chwilę będzie już popapane.
Za chwię znowu zacznie Cię zdradzać może z tym gadem a może z inną "wielką miłością".
Bacello - czy boję się bez niej żyć? Wiesz - moje postrzeganie siebie zostało bardzo zaniżone. Zostałem obdarty z pewności siebie. Nie utożsamiaj tego z bojaźnią życia bez żony, ale czuję się po prostu niepewnie. Wkraczam na grunt, jakiego nie znam z dojrzałego życia, bo całe dojrzałe życie od 18. roku mojego życia mam związane z tą kobietą właśnie... W pewnym sensie będę dojrzewał na nowo w razie naszego rozstania.
Czy boję się zmian? Generalnie jestem tradycjonalistą, jestem wierny jak pies wartościom, które wyznaję czy choćby hobby, piosenkom, które lubię itp. Po prostu lubię być w tym, co znam. Może to takie trochę tchórzliwe, tym bardziej, że widzę, że moja żona nie bała się nowości, nie bała się zmian, a tak bardzo uważa się za nieporadną życiowo osobę...
Yorik - podobają mi się Twoje posty. Dajesz kopa w ****. Uwierz mi, że przydaje się to. Czytam te Wasze wpisy po 5 razy każdy i każdego dnia z osobna. Dużo mi dają. Jesteście jakby takim moim sumieniem, tyle, że z drugiej strony medalu - bez zaślepienia miłością, która przecież tak naprawdę jest jednostronna w moim przypadku. Ale coraz bardziej blaknie.
Co do tego forum i Waszych porad - zauważam tendencję, że głównie znajdują się tu osoby, których związki się rozpadły. A przecież takich, których się utrzymały też jest dużo, tyle że tu ich jakby mniej... Może dlatego, że im się po prostu udało i nie chcą wracać do tych złych chwil radząc innym? Henry jest tu jakimś wyjątkiem, dlatego bardzo cenne są dla mnie jego rady, jakie daje, także i w innych tematach. Jednocześnie przychylam się do części wypowiedzi użytkowniczki Gratiska z innego tematu - w pewnym sensie kotłujemy się tu, jacy to my biedni itp. W zasadzie co nam innego zostaje? Żalów nie można wylać? Jednak coś w tej jej wypowiedzi jest - coś do zdrad ludzi posuwa (o Boże, co za niefortunne słowo). My - jako drugi składnik związku też tym jesteśmy, niestety. Trzeba mieć tego świadomość. Owszem, nie my ściagamy majtki przed kochankami, jak to Bacello pięknie ujmuje, ale swoją postawą powodujemy też, że ten związek nie jest taki jak był, że partner czuł się źle. A to, że nasi partnerzy to tchórze, którzy nie chcą sprawie stawić czoła, to osobna brocha. Tchórze to i tak bardzo delikatnie powiedziane, bo na usta cisną się znacznie gorsze stwierdzenia.
Na sam koniec krótko tylko napiszę, że dzięki, że jesteście tutaj. Wszyscy po kolei. Jesteśmy wszyscy po podobnych przejściach, więc o tyle łatwiej, mimo że cholernie trudno. Dajecie otuchę swoimi wpisami. Chociażby takie debilne pocieszenie, że nie tylko mnie takie gówniane życie spotkało, daje człowiekowi jakąś nadzieję. Może nie na lepsze jutro, bo to już nigdy nie będzie lepsze. Życie zostało zniszczone. skaza zostanie na zawsze. Ale może daje nadzieję na to, że da się z tym żyć bez zadręczania siebie.
A przecież takich, których się utrzymały też jest dużo, tyle że tu ich jakby mniej... Może dlatego, że im się po prostu udało i nie chcą wracać do tych złych chwil radząc innym?
Stosujesz czas dokonany. Na dzień dzisiejszy, to mnie też się udało, tylko pozazdrościc. Ale tak naprawdę to udaje się lub nie każdego dnia. I wyobraź sobie, ża mamy na to wpływ. W ten czy inny sposób, ale mamy.
Jestem właśnie świeżo po lekturze twojego przypadku Yorik...
Z tą różnicą, że kochanek Twojej żony nie chciał z nią nic budować dalej po wpadce z romansem, a kochanek mojej żony cały czas dawał (zmieniła numer telefonu i pocztę mailową) jej odczuć, że chce z nią kontaktu, chce z nią żyć itp. Moja żona stwierdziła, że wybiera mnie.
Jednak po lekturze całego Twojego wątku nie widzę właśnie tego, o czym tam mowa. Chęci jej przemiany, rozmowy o tym, odkrywania samej siebie. Ona chce przejść nad tym do porządku dziennego, czyli tak jak było wcześniej u nas. To mi podcina skrzydła.
Jednocześnie stwierdzam, że Twoja i moja żona mogłyby sobie podać ręce. Ten sam materiał, ten sam niski system wartości wobec siebie samej, te same schematy. i Ty też w tym związku od zawsze jesteś tym silniejszym, prącym do przodu, wychodzącym z inicjatywą. U mnie też zawsze tak było i w pewnym momencie zaczęło mi to mocno przeszkadzać, a teraz to już na pewno, kiedy ona wychodziła z inicjatywą romansu i zdrad. Więc wiem, że jak chce, to umie doskonale organizować i działać.
Jak to teraz wygląda u Ciebie Yorik? Czytałem post z Twojej historii jednego użytkownika, który był "po" 1,5 roku - czuję się, jakby po przeczytaniu tego postu ktoś trzymał przyciśniętą moją głowę do ziemi, a ja mimo, że chcę się ruszyć, nic z tym nie mogę zrobić.
...jakąś nadzieję. Może nie na lepsze jutro, bo to już nigdy nie będzie lepsze. Życie zostało zniszczone. skaza zostanie na zawsze. Ale może daje nadzieję na to, że da się z tym żyć bez zadręczania siebie.
Wiem, że chce się wyć i czołgać po podłodze, dookoła ciemno i szaro.
Nie straszny jest skok z mostu, czy chodzenie po dachach. Nic nie jest straszne. Starchu nie ma.
Obraz świata tak bardzo się zmienił. Wielkich rzeczy już nie ma, a przede wszystkim własnego dobrego samopoczucia. Zupełnie nie ma się z czego cieszyć. Jest się nikim.
Pitolisz, jak stara baba pod kościołem. Czemu jutro ma nie być lepsze ? Życie zostało zniszczone ? Co ty mówisz ? Napewno nie twoje. Ty jesteś czysty. Mniej byś pewnie cierpiał, ale pewnie nie chciał byś być po tej drugiej stronie, jak ten idiota, któremu wydaje się, że właściwie to wszystko w porządku i o co tyle szumu.
A zadręczasz się tak naprawdę na własne życzenie pozwalając zwyciężać emocjom nad logiką i pełną świadomością. Chyba wciąż jesteś w fazie niedowierzania, niewiele zrobiłeś i dlatego tobą tak telepie. Głowa w piasek, to nie najlepsza metoda, bo d(u)pę mogą obrobić.
Stało się. Nad rozlanym mlekiem nie ma co płakać. Trzeba posprzątać, bo jeszcze przyschnie. I nie tracić czasu na życie w niepewności, bo to jest to co nas wszystkich najbardziej rozkłada na łopatki, czasami paraliżuje lub jest złym doradcą. Prowadzi do skrajnego wyczerpania. Nie wiesz ?
Spróbuj chociaż przez dzień funkcjonować jakbyś w tym wszystkim nie uczestniczył, tylko patrzył zupełnie z boku jako przyjaciel rodziny.
Co byś temu bezradnemu człowiekowi tak szczerze poradził ?
Nick - do jej córki dobijam się od wczoraj. Nie odpisuje (mail, facebook). Kochanek twierdził, że i córka i jego żona już wiedzą (tak mówiła na początku czerwca). Nie dowierzałem, bo z opowiadań wiem, że kłamał mówiąc, że ktoś szantażuje jego żonę, jak ja kurna nawet jej numeru telefonu nie mam. Cisza ze strony jego córki jednak daje do myślenia, że ona i jej mama o niczym nie wiedzą. Poprosiłem o bezpośredni kontakt ze mną, a nie z ojcem, ale wątpię czy to coś da, bo córka żyje z ojcem czyli kochankiem mojej żony, w bardzo dobrych relacjach.
Do żony napisałem list i jutro będzie wysłany z możliwością odbioru tylko i wyłącznie osobistego na poczcie za okazaniem dowodu. Taka opcja istnieje na poczcie. Więc ją wykorzystam.
Jak sobie wyobrażasz podjechać pod ich mieszkanie i żonę zabrać - a jak on otworzy? Mam się spytać - "czy jest żona" ? Hehehe.
Piszesz - "Stosujesz delikatne, mięciutkie powrotne lądowanie żonie w ramionach kochanka. Twoje rozmowy z nią nie przynoszą skutku.
Jeszcze zastanawiasz się czy aby nie jesteś zbyt natarczywy ciągle z nią rozmawiajac...smiley) Męczysz jakimiś "głupimi" rozmowami niby żonę, która zaczyna już ziewać w ich trakcie. Jedyny ich skutek to powrót emocji do gada, na Twoich oczach.."
Też to tak zacząłem odbierać od jakiegoś czasu. Ona to właściwie ma ****iste życie - wpierw kochanek, super uniesienia, przeżycia jakich ze mną już nigdy nie zazna, bo ja przecież taki powszedni, jeszcze jest dziecko. Zdrada wyszła na jaw i co się okazuje? Że mąż się stara, że się zmienia, że mówi "kocham cię", a ona dalej śpi do godziny 11 rano, bo twierdzi, że ją to wszystko dobija. No wychodzę jak jakaś ciota przed samym sobą.
O huśtawce emocji piszesz mając na myśli wyrzucenie z domu, papiery rozwodowe? Już 3 razy ją wyrzucałem z domu i kończyło się w przedpokoju, bo oboje dochodziliśmy do wniosku, że nie tędy droga. A może jednak tędy? Problem polega jednak na tym, że moja żona ma skłonności samobójcze. W przeszłości już raz uratowałem ją w stanie powiedzmy już odjazdu... I tak czuję, że tym razem to już zrobi to skutecznie. W pewnym sensie stosuje na mnie szantaż emocjonalny mówiąc, że pójdzie spać pod most, albo że nie zabierze ze sobą żadnych rzeczy, bo jej nie będą potrzebne (w domyśle mamy tu oczywiście popełnienie samobójstwa). Mam coraz bardziej nieodparte wrażenie, że ta osoba nadaje się na poważne leczenie zamknięte.
Yorik - a Twoje życie jest lepsze? Jak je dziś oceniasz z perspektywy czasu? Też nie upłynęło go jakoś super dużo.
Piszesz - "Trzeba posprzątać, bo jeszcze przyschnie. I nie tracić czasu na życie w niepewności, bo to jest to co nas wszystkich najbardziej rozkłada na łopatki, czasami paraliżuje lub jest złym doradcą. Prowadzi do skrajnego wyczerpania. Nie wiesz ?"
Jak mam to rozumieć? To tracenie czasu na życie w niepewności. Przecież to uczucie już zawsze będę miał, zwłaszcza jak ze sobą zostaniemy. Chyba, że mówisz tu o jakiejś innej niepewności.
Co bym takiemu człowiekowi poradził? Przede wszystkim nie znałbym meandrów całej sytuacji, nie znałbym człowieka. To też w jakiś tam sposób powoduje, że obraz miałbym jednostronny. Tak jak i wy tutaj przecież - znacie tylko moją wersję. Choć akurat co tu wniosłaby wersja zdradzacza??? Jej jest cały czas dobrze. Był romans, jest mąż, który cały czas ładuje kasę w dom. Ale do rzeczy - poradziłbym mu, żeby wziął się w garść i odpowiedział sobie na zasadnicze pytanie - czy chce być z tą kobietą, skoro ona deklaruje, że chce z nim być. I jeśliby powiedział, że chce z nią być - to co dalej? Przecież są setki pytań, zagadek, ja to mam teraz takie stresy, że mimo, że żona zmieniła numer telefonu, to jak przychodzi sms, to mam wrażenie, że to od niego. Psychę mi rozpierdziela.
Post doklejony:
Kurna już robię literówki z tego wszystko - początek miał być, że dobijam się do jego córki
oraz
tak mówiła na początku czerwca - oczywiście tak mówił , bo to on przekazywał informacje mojej żonie (ich rozmowy w dużej mierze polegały na mówieniu o sobie, co u każdego w rodzinie słychać - myślałem zawsze, że kochankowie to tylko o sobie rozmawiają).
Edytowane przez Plemplem81 dnia 12.07.2012 13:02:36