On ma kryzys, a żona o tym nie wie. Wyimaginowany rozpad małżeństwa dla dobra romansu?
- 12.04.2015
- Inne artykuły o zdradzie
- 7476 czytań
- 0 komentarzy
Znacie to? "Mam kryzys". "Moje małżeństwo to fikcja". "Nie śpimy ze sobą od dawna!". "Rozstajemy się". Bo ja tak. Wymyśliłam kiedyś osobną kategorię "Pan od Kryzysu". Pan może być też Panią, ale tu nie mam doświadczenia, więc skupię się na męskiej odmianie tego zjawiska.
Najpierw była historia Pani Z., znajomej z pewnego babskiego wyjazdu. "Miałam kiedyś romans. Facet był żonaty, gdy go poznałam. Od początku budował historię swojego małżeństwa w ten sposób, że jest na chwilę przed rozstaniem. Żona zła, niedobra. Dwoje dzieci, przez które był opieszały w swojej decyzji o wyprowadzce. Teraz nie może, bo Hanka zaczęła przedszkole. Michał ma złe wyniki w szkole. Urodziny. Komunie. I tak dalej. Wciąż utrzymując, że kryzys się pogłębia. Zapewniał mnie, że ze sobą nie śpią od wielu miesięcy, a już na pewno nie odkąd mnie poznał. W sypialni należał tylko do mnie. Wierzyłam, bo chciałam wierzyć.
Prawda wyszła na jaw, gdy na dzień przed sylwestrem (zapewniał, że to ostatni sylwester osobno) spotkałam ich pewnego wieczoru w supermarkecie na Placu Wilsona. Najpierw zza półek wyłonił się On, pchając wózek z córką. Ale to było nic (bo przecież wiedziałam, że ma córkę), w porównaniu z tym, co zobaczyłam dalej. Za wózkiem szła żona (którą rozpoznałam ze zdjęcia), która....była w ciąży. Tak oto wyglądał kryzys małżeński mojego ukochanego, o którym żona zapewne nie wiedziała. A już na pewno nie była świadoma tego, że od miesięcy nie śpi ze swoim mężem!"
Potem poznałam historię Pani M. i jej romansu z Panem K., który miał żonę i syna. "Napisał do mnie na Facebooku, szukając rady a propos mieszkania. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Wszyscy byli przekonani, że małżeństwo Pana M. jest idealne. Ja zostałam pierwszą wtajemniczoną, że tak nie jest. Mówił o tym, że żyje na skraju depresji. Że żona ma kochanków. Że to małżeństwo z rozsądku. Że rozmawiają o rozstaniu. I że się zakochał (we mnie). Romans trwał 3 lata, w trakcie których snuliśmy plany na przyszłość.
Do momentu, gdy na jednej z imprez zawodowych nie poznałam żony. Nic o mnie nie wiedziała, ale dobrze nam się rozmawiało. Umówiłyśmy się na kawę. Potem drugą. Rozmawiałyśmy o interesach, ale też o życiu prywatnym. Mówiła o Panu K. z miłością i spokojem. Gdy zapytałam wprost, czy mieli kiedyś kryzys, powiedziała, że nie. Że jest miłością jej życia. Nie planowała rozstania. Mogłam jej nie wierzyć, ale uwierzyłam. Było w niej coś, co nie pozwalało mi myśleć inaczej. Gdy zapytałam go wprost, kręcił coś, ale gdy poprosiłam o konkretną datę - zgodził się na termin moich urodzin, które były za trzy miesiące. W ciągu tego czasu zadzwonił kilka razy. Odszedł mówiąc, że jednak nie może zostawić syna. Nigdy jej o nas nie powiedziałam".
całość artykułu:
Link