zdrada czy nie zdrada?...
Dodane przez alicja2207 dnia 27.12.2020 14:54
Znamy się od 8 lat.
Ja wiecznie uśmiechnięta, głośna, i on ciągle poważny stonowany...
Jesteśmy małżeństwem od ponad roku i rodzicami 5 miesięcznego cuda.
Zaczęło się wszystko pieprzyć jak zaszłam w ciążę. W między czasie budowaliśmy dom.
Myślałam, że jest przemęczony, że nowa sytuacja go stresuję.
Praca budowa ciążą i moje humorki przecież idealna nie byłam nie jestem i nie będę.
Z dnia na dzień było coraz gorzej. Ciche rozmowy przez telefon, jakieś tajemnice, drugi numer. Po przeprowadzce do domu myślałam, że wszystko wróci do normy, będziemy mieć więcej czasu dla siebie itp.. Było gorzej, późne powroty do domu czasem nie wracał do domu na noc.
Pytałam chciałam rozmawiać ale zawsze to ja szukam dziury w całym, ja mam jakiś problem a on potrzebuje wolności.
Latem pojawiło sie dziecko, niestety w nim nie zmieniło się nic. Nie interesuję się, nie pomaga przy małej w sumie rzadko kiedy jest w domu żeby się nią zająć a jak już jest.. no właśnie jak już jest to mamy meksyk istne tornado emocjonalno słowne.
Kłócimy się o wszystko. Mam wrażenie,że mu przeszkadzamy. Zaczęłam szczerze z nim rozmawiać co mnie boli z czym sobie nie radzę i jakie mam obawy.
Zostałam wyśmiana jak powiedziałam, że miło będzie jak się nami zainteresuje, że chciałabym wiedzieć gdzie jestw nocy jak nie ma go w domu i wprost zapytałam czy kogoś ma.
Po tym pytaniu od kilku dni mój mąż robi mi jazdy o wszystko. W święta był to już jasny sygnał, że jednak kogoś ma. Cały dzień w Wigilie go nie było zjawił się wieczorem gdyby nigdy nic pojechaliśmy do rodziny, jednej i drugiej. Przy mojej rodzinie zachowywał się jak anioł sama go nie poznawałam, pomyślałam że może cos przemyślał, że te święta będą przełomowe. W drugi dzień świąt u jego rodziny polał się alkohol i się zaczęły wyzwiska w moją stronę. Pierwszy raz usłyszałam, że jestem suką, nie potrafię zająć się dzieckiem i ogolnie jestem jego pomyłką życiowa. Spakowałam siebie i mała bez słowa wróciłam do swojego domu.
Dziś on też wrócił powiedział, że go ograniczam i że ma tydzień urlopu i on musi odpocząć.
Powiedziałam, że jeśli dalej tak będzie to chcę rozwodu. Takie życie to nie życie i oboje się męczymy a dziecko cierpi. Chciałam z nim porozmawiać niestety tylko ja chciałam. Usłyszałam że jak będę chciała rozwodu to on mnie zniszczy i zabierze mi dziecko.
Sama nie wiem czy to zdrada. Czuję że kogoś ma bo po co byłby mu potrzebny inny numer.
Stałam się dla niego problem, dziecko w sumie też.
Sama nie wiem co mam robić boję się, że moje dziecko będzie miało do mnie żal o to że nie walczyłam o pełną rodzinę dla niej.
W pojedynkę ciężko budować normalną rodzinę..
Rozmawiać z nim? próbować o to walczyć?
Jakie on ma szanse na zabranie mi dziecka.
Pogubiłam się i sama już nie wiem co o tym myśleć.
Pomocy