jestem rekordzistką, tylko 2 tygodnie po ślubie!
Dodane przez Deleted_User dnia 11.05.2018 08:57
Witajcie moi drodzy :) Muszę się z wami tym podzielić, otóż raptem 14.04.2018r. wzięliśmy ślub. Wszystko jak w bajce, uwierzcie mi - nigdy nie byłam z nikim tak dopasowana i on też tak twierdził. Zresztą to widać. Potrafiliśmy wspólnie spędzać czas na zupełnie nic nie robieniu, rozmowy, śmiech, udane życie seksualne. Słuchajcie, zaczęło się od totalnej głupoty. Nie wiem czy to ten kobiecy 6 zmysł, ale czułam, że coś jest nie tak z jego koleżanką z pracy. Mieszka od niego 200km, to fakt, ale codzienne rozmowy z nią to norma. Służbowo oczywiście. Nie dawało mi to jednak spokoju. Potem było zaproszenie na fejsbuku od niej. Cały czas czułam niepokój, sprawdziłam jego komputer i widziałam częste przebywanie na jej profilu. Jak dziecko, byście rzekli. Przecież to nic takiego. Oczywiście, że tak. Spytałam więc dla samej siebie czy tam bywa. Otóż NIE bywa. I tu się zaczyna jak każda inna historia. Bardzo się zdenerwował kiedy pokazałam mu, że kłamie. Usłyszałam, że on nie wie, nie pamięta i wyszłam na tą jedną noc do hotelu, oczywiście wróciłam. Poprosiłam o pokazanie mi telefonów, służbowego laptopa, bo skoro się mylę, to chcę to zobaczyć i przeproszę. Cóż, pousuwana historia w laptopie - "samo się usunęło, ja nie wiem jak!". I majówkowy mejl do niej - buziaczki pysiaczki, miłej majóweczki :* Tłumaczył to tym, że miało to trafić również do innych osób. Ok, liczba mnoga by to potwierdzała, ale skoro tak, to dlaczego trafiło tylko do niej? "Śpieszyłem się, nie wiem". Oczywiście samo się wysłało. To był dzień kiedy mieliśmy odwiedzić jego rodziców. Jak wiadomo, "mam urojenia" i z tym właśnie mejlem zostawił moją głowę i wyszedł z domu. Uwierzcie, to są tylko głupoty prawda? Ale mój kobiecy instynkt nadal wiedział, że to nie wszystko. Popadłam w stan jakiego nie miałam, sięgnęłam po piwo i wódkę, na przemian piłam, spałam, odwiedził mnie "przyjaciel" - już nim nie jest. Pilnował, abym nic nie zrobiła, bo myśli miałam naprawdę głupie. Wiecie, to uczucie, że to tylko początek tego, co tak naprawdę się dzieje. Napisał do mojego przyjaciela, że zostaje u rodziców na noc. Jak trzask w mordę. To ja wariuję z niepewności, samotności, a on zostawia mnie na jeszcze dłużej. W nocy przyjechała moja siostra, przewieźli mnie do miasta rodzinnego 250km dalej dla odpoczynku. Oczywiście spędzone tam 2 dni były dla mnie katorgą. Wiedziałam, że muszę wracać, że to przecież nie może się tak skończyć, że to przecież nic takiego, wszystko wyjaśnimy, w końcu jesteśmy parą idealną. Błąd. Owszem, wróciłam, były rozmowy raz godzące, raz zaogniające spór. Po czym po prostu mnie poinformował, że wychodzi. Majowy piątek. To nie był czas na to. Stwierdził, że nie ma zamiaru siedzieć w domu bo jego "żoneczka wróciła na białym koniu". Obwiniał mnie o ten wyjazd do domu. Dlaczego? Bo powinnam siedzieć i czekać, udawać, że nic się nie dzieje. Walnął mi gadkę o tym, że potrzebuje męskiego towarzystwa, że musi się wygadać, obiecał mi przed wyjściem, że nie spotka się z dziewczynami, że nie pójdzie odreagowywać do klubu. Znowu dobrałam się do jego komputera. Wiedziałam, że nadal jest jeszcze coś. I było. Dokładnie to samo co przed moim wyjazdem. Złość, niepohamowana. Miał wrócić koło północy. Nie wiem kiedy wrócił, o 1 w nocy padłam. Rano wzięłam jego telefon, zobaczyłam wiadomość od jego "koleżanki", że gdyby żonka się przypieprzała, to żeby dzwonił. Jego odpowiedź? "Ach, dostanie tylko zje*kę rano". I dostał. Obudziłam go pięściami. Tłukłam go jak opętana. W końcu obiecywał... Potem wyszło jeszcze więcej. Tłumaczył się, że tak, doszła ta koleżanka bo przecież dawno się z nią nie widział, a jak zamknięto już pub, zostaje plener. Tego wieczoru wyszłam ja. Do znajomych na grilla, żeby porozmawiać, ochłonąć. Cóż, dowiedziałam się, że zjadał wzrokiem moją koleżankę, oceniając ją dosłownie seksualnie. Wróciłam i wzięłam go na spytki. Okazało się,że był tego wieczoru z 3 kobietami i poszedł jednak do tego klubu. Ok, ale gdzie te obietnice, które mi składał ? Do tej pory nie wiem co tam się mogło dziać, gubi się w wyjaśnieniach. Wrócęna chwilędo tego co sięstało z moim "przyjacielem". Zawiązali razem komitywę i zgodnie stwierdzili, że potrzebuję psychologa. Bo przecież mój małżonek robi ze mnie wariatkędo ludzi, że przecież mi się wydaje i sobie to wszystko wymyśliłam. Potem dokonałam odkrycia w jego komputerze - miał tam nagie zdjęcia swojej byłej, która "nic nie znaczyła dla niego nigdy" i zdjęcia + filmy jego chorej preferencji seksualnej. Otóż lubi kobiety z hm... przyrodzeniem. Niestety ja nie jestem w stanie zaspokoić takich rzeczy. Teraz już nawet się nie kryje z tym, że jest nie fair. Chowanie laptopa, smsy, moooocno wieczorne również, dogadzanie sobie itd. Wiecie, możnaby mi zarzucić, że przecież nie wiem na pewno czy doszło z kimś do stosunku. Nie, nie wiem. Wszystko chowa, usuwa. Wiem na pewno tyle, że dobrze mieć jedno w domu, a drugie na mieście. Tyle wiem. Czytałam przechodzenie tych etapów. Myślę, że jestem na przełamaniu 3 z 4. Dlaczego? Bo jak uderzeniem w głowę była sytuacja, kiedy kazał mi "spier*alać" z domu, bo przecież można powiedzieć, że ja tu nawet nie mieszkam. Dostał wtedy ode mnie w twarz, a ja w ferworze emocji wyrzuciłam swoje rzeczy do śmieci. Następnego dnia wyławiałam resztkę z kontenerów i wtedy do mnie dotarło co ja tak naprawdę robię. To nie było warte buszowania o 4 rano w śmietniku i muszę powiedzieć wprost. To koniec. Mimo, że chciałam to budować, bo niby głupoty prawda? On obrócił sytuację tak, że on się słuchajcie ZASTANAWIA czy chce ze mną jeszcze być. Mówi się trudno. Dziś mam rozmowę o pracę. Muszę poukładać wszystko na nowo.