Co dalej?
Dodane przez Elimilej dnia 14.03.2016 07:11
Witam,
Jestem w wieloletnim związku po przejściach. Jesteśmy ze sobą odkąd miałam 16 lat, moja druga połowa także. W tym wieku różnie się dziecko zachowuje, były moje szczeniackie zdrady i inne równie szczeniackie zachowania. Jednak z biegiem lat związek przetrwał, a my zaczęliśmy "od nowa". Niecały rok temu moja druga połowa wyjechała do innego kraju w celach zarobkowych. Na miejscu była jej bliska rodzina i przyjaciółka, o której słyszałam same superlatywy. Zazdrosna byłam dla zasady, bez przesady i doskonale wiedziałam, że nic ich ze sobą nie połączy. Od początku wyjazdu coś się popsuło. Po trzech miesiącach zostałam porzucona. Nie pomagały telefony, wiadomości. Miałam świadomość, że to może być moja wina bo z tęsknoty zamiast pisać, że kocham robiłam wyrzuty, że tam jest choć nie musi bo finansowo stoimy całkiem w porządku. Po kolejnych trzech miesiącach płaczu i cierpienia, odrzucenia i przykrych słów dowiedziałam się o tym, że moja druga połowa nie chciała wracać, bo przez cały czas pracodawca oszukiwał i nie wypłacał pieniędzy i wracać było wstyd. Sprawy dodatkowo się tam pokomplikowały, a ja zaczęłam wspierać drugą połowę emocjonalnie. W związku, że stracono dach nad głową ulokowano się wraz z nastoletnią siostrą w mieszkaniu przyjaciółki i jej faceta. Jak tylko nadarzyła się okazja, druga połowa wróciła do domu. Wszystko w porządku. I teraz część właściwa. Pierwszy miesiąc pobytu w PL to masakra, kłótnie bez końca, wręcz awantury na cały blok. Istotnie, sytuacja tam naprawdę była tragiczna i niebezpieczna, wiedziałam, że może być w depresji itp. byłam więc pełna zrozumienia i cierpliwości. Mija dwa miesiące, sytuacja się normuje. Druga połowa utrzymuje kontakt z prawdziwą przyjaciółką przez whatsAppa, nie wydaje mi się to w zaden sposób nienormalne. Nasz związek rozkwita, czuję się cudownie. Pierwszy raz od wielu miesięcy wszystko idzie jak po maśle. Mieliśmy gości, wyjechali po tygodniu. Wiadomo, trzeba posprzątać. I wtedy znajduję coś co sprawiło, że mój świat się zawalił. Opis zdrad, tego jak druga połowa czeka i odlicza każdą sekundę do spotkania z przyjaciółką by móc czuć zapach, dotyk i usta. Kocha ją i nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Czytam i drżę. Dzwonię zrozpaczona i oszołomiona. Druga połowa rzuciła wszystko, dosłownie rzuciła pracę i wróciła do domu - próbuje się tłumaczyć. Tymczasem zamiast słuchać myślę o tym, że w domu stoi butelka przywiezionej whiskey, której zabroniono mi otwierać, a na kartach które znalazłam zapisano, że jest od przyjaciółki na za 5 lat kiedy rzucą wszystko co mają wokol by być razem. Kontakt z przyjaciółką został zerwany w dwie minuty choć o to nie prosiłam. Portale społecznościowe też, choć również nawet o tym nie wspomniałam. Usłyszałam, że to był błąd, trwał miesiąc i skończył się przed powrotem jeszcze - choć było to kłamstwem, bo pisało jak wół, że już po powrocie przyjaciółce napisano, że to ją kocha. Na tym opisy się skończyły. Wtedy zaczęło się nam układać i trwało to ok dwoch miesięcy i dopiero się dowiedziałam. Teraz czułam, że naprawdę nasz związek był dla drugiej połowy ważny i wiem, że ich kontakt był już bardziej jak znajomi niż kochankowie. Od wydarzenia minęły trzy dni, a moja głowa dosłownie paruje. Pobiłam drugą połowę, podarłam rzeczy, ale wciąż tu jest. Nie mogę leżeć obok. Gdy zasypia ja wychodzę. Snuję się po domu jak opętana. Nie umiem żyć bez tego związku i nigdy nie umiałam. Ale jak sobie z tym poradzić? Z jednej strony, wiem na pewno, że to się skończyło dużo wcześniej, z drugiej nie daje mi spokoju po co i jak bezczelnym trzeba być by nadal utrzymywać kontakt z kimś takim?! I wreszcie, jak tempym trzeba być, żeby trzymać dowody zdrady we wspólnym mieszkaniu?! Chyba wolałabym nie wiedzieć tego wszystkiego albo po prostu odejść, czego niestety nie jestem w stanie zrobić bo jestem całkowicie uzależniona psychicznie od tej miłości. Pomóżcie, jak to przetrwać? Czy da się w ogóle odbudować relacje, czy mam zacząć szukać psychologa, który powstrzyma mnie przed samobójstwem po rozstaniu?