Nie Wiem co ze sobą zrobić
Dodane przez Deleted_User dnia 03.05.2014 18:30
Witajcie Postaram się opowiedzieć Swoją historię. Mam 38lat Ona 37. Znamy się i jesteśmy razem od podstawówki. Mamy córkę która ma teraz 20 lat. Nigdy nie byliśmy wzorowym małżeństwem, ale potrafiliśmy się przepraszać i nadal kochać. Podczas Naszych kłótni czasami dochodziło do rękoczynów po obu stronach (czego obydwoje później żałowaliśmy). Ja pracowałem i zarabiałem Ona się uczyła, i tak aż zakończyła Swoje różne studia normalne i podyplomowe (ciężko w tamtych latach było o pracę więc starała się przekwalifikować). Mając dwadzieścia parę lat Ja zachorowałem na raka ale po długich latach leczenia udało mi się z Tego wyjść. I tak lata leciały a my się kochaliśmy. Chodziliśmy na spacery, na imprezy mieliśmy dużo znajomych którzy Nas podziwiali. Gdy Nasza córka kończyła podstawówkę i miała iść do Gimnazjum dostaliśmy propozycję żeby córka (która miała bardzo duże osiągnięcia w sporcie) zaczęła się uczyć w Gimnazjum w mieście wojewódzkim. I tak się stało, moja żona i Nasza córka przeprowadziły się a ja zostałem w miasteczku w którym pracowałem. Starałem się zawsze sprostać oczekiwaniom finansowym moich Pań, wydaje mi sie że miały wszystko co chiały. Po paru następnych miesiącach stwierdziłem że praca w której jestem nie daje mi już satysfakcji i założyłem własna działalność. W międzyczasie postanowiliśmy że będę brał zlecenia pracy najlepiej w tym samym mieście lub nieopodal niego tak żebyśmy byli blisko siebie. Po paru latach takiej pracy stwierdziliśmy, iż po co wynajmować mieszkanie jak można samemu kupić na kredyt. Dodam że firma się rozwijała, miałem już zatrudnionych pracowników, Więc myślałem że stać mnie na kredyt mieszkaniowy. Niestety przyszedł krach gospodarczy, a ja nie byłem na to przygotowany. Oczywiście miałem jeszcze zlecenia ale był problem z płatnościami lub odzyskaniem pieniążków w ogóle. I tutaj wtedy zaczęły się problemy. Nasiliły się Nasze kłótnie, Ja zacząłem popadać w alkohol. Praktycznie każda większa kłótnia powodowała że uciekałem z domu i musiałem sie napić żeby o Tym nie myśleć. Firma splajtowała, z pracą krucho a długi wobec hurtowni w których się zaopatrywałem zostały i dochodziły jeszcze inne zobowiązania. Ale staraliśmy się jakoś przetrwać. Raz lepiej raz gorzej. W pewnym momencie moja zona nie wytrzymała tego psychicznie i próbowała targnąć się na Swoje życie. Próba ta jednak Jej się nie udała. I wtedy zaczęliśmy ponownie wszystko budować od początku (aczkolwiek nie było to samo bo zastały długi). I jak się można domyśleć kłótnie powróciły i mój alkohol. Ja nie mogłem znaleźć odpowiedniej pracy żeby sprostać Naszym wszystkim zobowiązaniom finansowym (żona pracowała lecz miała komornika na swojej Pensji). i wtedy znalazłem dobra posadę, dobrze płatną i stwierdziliśmy że weźmiemy rozwód bez orzekania o winie i od razu założymy alimenty żeby komornik nie dobrał się do Mojej pensji. (zapomniałem dodać iż obydwoje uzgodniliśmy że rozwód to będzie tylko formalność, a my nadal będziemy ze sobą razem). Prawie cały rok było wszystko dobrze gdyby znowu nie kłótnia i moja ucieczka. Tym razem skończyło się to źle dla mnie gdyż z własnej głupoty wsiadłem za kółko w stanie po spożyciu alkoholu. Złapano mnie, straciłem pracę i kłopoty ponownie powróciły. Raz miałem pracę raz nie. W końcu postanowiłem wyjechać za granicę gdyż w Polsce nie mogłem utrzymać mieszkania na kredyt i spłacać zobowiązania. wyjechałem w styczniu w tamtym roku, żona się do mnie nie odzywała przez dwa tygodnie. ale z chwilą gdy przesłałem jej pierwszą wypłatę zaczęliśmy znowu ze sobą rozmawiać. To skype to telefon to sms. Na święta wielkanocne byłem w domy i było fantastycznie. Drugi raz w Polsce byłem w sierpniu, zrobiłem moim kobietom niespodziankę nie informując ich o tym. Widziałem jak była szczęśliwa gdy mnie zobaczyła po przyjeździe. Byłem tylko tydzień czasu ale przez ten czas było cudownie (wypowiadam się za siebie). Po tygodniu wyjechałem ponownie i wtedy zaczęło się to wszystko po mału psuć. Niższa pensja a co sie z tym wiąże niższe wpłaty do domu. Czasami się pokłóciliśmy przez telefon ale później się przepraszaliśmy. Grudzień był fatalny. Przyjechałem bez pieniążków na święta, skacowany po podróży z kolegami z pracy. Miałem parę groszy przy sobie które pozwoliły Nam na przygotowanie świąt. Po przyjeździe od razu Ja przeprosiłem i wytłumaczyłem że moją wypłatę grudniową dostanę 10 stycznia( faktycznie miałem płacone 10 każdego miesiąca) i wtedy jej przekażę. Usłyszałem wtedy że gdyby nie córka to ona tych świąt by ze mną nie spędziła i żebym pamiętał że robi to dla córki. Nic jeszcze wtedy nie zauważyłem. Spędziliśmy razem święta i sylwestra. Po nowym roku wyjechałem i wtedy się zaczęło. Przede wszystkim zarabiałem mniej bo miałem mniejszą ilość przepracowanych godzin. Zaczęły sie telefony i maile że jestem niepoważny na co to ma starczać. Ze się wcale nie odzywam, a jak już to robię to tylko przez chwilę. Coś w tym wszystkim mnie tknęło. Pod koniec marca przyjechałem do domu bez zapowiedzi. Na mój widok żona wcale się nie ucieszyła tylko od razu zapytała się na ile przyjechałem i czy mam pieniądze. Po paru dniach skąpego odzywania się do Siebie (spałem osobno) Podjęła rozmowę że ona juz nie chce być ze mną, że nie potrafi juz tak dłużej mieć huśtawki emocjonalnej i finansowej. Przyznałem jej rację że powinniśmy od siebie odpocząć i czy ewentualnie będziemy mogli spróbować za jakiś czas ponownie. Odpowiedziała że tak jak najbardziej, a na moje pytanie jak jej zadałem czy ma kogoś to odpowiedziała że nie, bo kty by chciał osobę niepełnosprawną po przejściach (osoba niepełnosprawną stała się po nieudanej próbie samobójczej) Ja je uwierzyłem. Ale tedy zaobserwowałem że coraz częściej zamyka się w pokoju wieczorami i rozmawia bardzo długo przez telefon. Pytana odpowiadała że rozmawia z koleżankami. Tydzień przed świętami wielkanocnymi a po Naszej rozmowie zapytała sie mnie czy możemy sie pocałowć. ja się zgodziłem. Następnego dnia ro 5 rano przyszła do mnie żeby się przytulić. Leżeliśmy tak 2 godziny (oczywiście bez sexu). Na świeta wielkanocne wyjechała do swojej rodziny a ja zostałem w domu. I wtedy coś mnie tknęło. sprawdziłem jej bilingi telefoniczne. I zauważyłem że tylko jeden numer się za cżęsto powtarza i że na niego i od niego są wysyłane smsy o 6 rano, następnie po 12 - 15 dziennie a wieczorami po 2 3 godziny rozmowy. Po jej powrocie ze świąt zadałem jej pytanie czy ma kogoś odpowiedziała że nie, wtedy ja wziąłem ten numer i zadzwoniłem przy niej. Odebrał chłopak a ja się rozłączyłem.I wtedy zaczęła się jazda. Zaczęła mnie oskarżać że sie wpie..... w jej życie, że próbuje zniszczyć to co ona zaczęła po mału budować, że jesteśmy od paru lat po rozwodzie. A ja stałem i baraniałem coraz bardziej. o czym Ona w ogóle mówi. Załamałem się. Trwało to wszystko tak samo przez parę dni oczywiście doszła do tego sprawa że powinienem się wyprowadzić. Po tych paru dniach usiedliśmy przed soba i spróbowaliśmy poważnie porozmawiać. powiedziała mi że zna go już od maja tamtego rok, że od tamtego roku zaczęła z nim sypiać i że z Nim chce ułożyć sobie nowe życie. Załamałem się jeszcze bardziej (chodź nie wiem czy jest to w ogóle możliwe). Po tej naszej rozmowie upłynęło już prawie dwa tygodnie a ja się miotam jak w klatce. Na razie nie wyjeżdżam tylko siedzę i czekam na telefon, a ona przestała już się z nim ukrywać. Oficjalnie mi mówi że po pracy idzie sie z nim spotkać, albo gdy jest w domu i siedzi w pokoju to przychodzi do mnie i mówi żebym do niej nie przychodził gdyż będzie z nim rozmawiać. Powiedzcie mi co mam robić. Strasznie JĄ KOCHAM, nie wyobrażam sobie bez niej życia. Zrobiłbym dla Niej wszystko aby tylko być razem. Wiem i zdaję sobie sprawę że Nasz związek można nazwać toksycznym i że z Niej jest materialistka ale ja JĄ KOCHAM. Pomóżcie mi PROSZĘ.