fatalnie pt. 2
Dodane przez jacekz74 dnia 31.03.2014 18:43
Witajcie.... Strasznie ten czas leci, od wydarzeń które opisałem w sierpniu 2012 minęło już tyle czasu i zdarzyło się tak wiele że nadszedł czas i na chłodną refleksje i podziękowania dla społeczności portalu... Ale po kolei.. W sierpniu 2012 swój opis zakończyłem pełnym zwątpienia pytaniem czy jestem jeszcze normalny??? Byłem, to tylko serce nie pozwalało uwierzyć że ukochana osoba jest tylko człowiekiem... Prosiłem wówczas żonę o zaniechanie aktywności na portalach randkowych i zerwanie wszystkich znajomości tam zawartych, chcieliśmy ratować rodzinę i nasze małżeństwo, zgodziła się i zlikwidowała profil na sympatia pl. Niestety kilka dni puzniej odkryłem że tak naprawdę to tylko zmieniła konto i nick, mało tego okazało się że miała konta na wielu portalach randkowych... Kiedy to odkryłem i powiedziałem jej o tym że wiem, usłyszałem że mnie nie kocha... Chciałem się wyprowadzić i znów obietnice że nigdy więcej... Trwało to jakiś czas, pamiętam że byłem już wówczas na skraju załamania nerwowego... Nastąpił kilka spokojnych dni i przypadek... Sms z potwierdzeniem przelewu na abonament na sympatia pl na kolejny miesiąc, wpadłem w szał i niestety doszło do pobicia... Nie wiedziałem że jestem do tego zdolny, nigdy wcześniej nikogo nie uderzyłem. A tu proszę pobiłem własną żonę... Wiem kretyn ze mnie... Gabrielka w reakcji wniosła oczywiście pozew o rozwód, a ja usłyszałem że tak naprawdę to ja jestem wszystkiemu winien, i że tu cytuję, jestem beznadziejnym frajerem i każdy będzie odemnie lepszy... Ja wtedy nie wierzyłem że to się dzieje naprawdę, ale niestety... Mineło kilka miesięcy podczas których nie było dnia bym nie próbował ratować tego związku, tej rodziny... Mieszkaliśmy jeszcze razem, był to czas między sprawami rozwodowymi, i w pewnym momencie to się udało... Wrociliśmy do siebie i wydawało się że może nam się udać... Zona prosiła tylko by ze względu na to że ją uderzyłem przeprowadzić ten rozwód do końca... Wówczas myślałem że to ma jakiś sens... Ze chce się zabezpieczyć... Nastąpiły dwa cudowne miesiące podczas których wydawało się że naprawdę to ma sens... Ale niestety coś mi nie dawało spokoju... sprawdziłem jej tel... ktoś dziękował jej za spotkanie i liczył na następne... A przecież wyszła tylko do biblioteki... Dosłownie godzina jej wystarczyła... Sprawdziłem jej pocztę i niestety tam były twarde dowody fizycznej zdrady... Przepraszała, płakała przy mnie pisała do gacha maila że zrywa... Wybaczyłem, kilka tyg póżniej dałem jej ten rozwód, byliśmy razem, nic się miało nie zmienić... kilka dni puzniej telefon, dzwonił nasz wspólny znajomy z firmy... Widział ją jak wsiadała pod centrum handlowym w samochód z jakimś gościem... sprawdziłem pocztę, spotykała śię z nim od czterech miesięcy... i to był koniec... Wyprowadziłem się, jestem związany ze wspaniałą kobietą i okazało się że jest po co żyć... Chciałbym tylko by moja historia była drogowskazem dla tych którzy mają, lub będą mieli podobne problemy CZEGO NIE ROBIĆ, by ratować związek... Nie WOLNO brać winy za zdrady małżonka czy partnera na siebie!!! Nie wolno PROSIĆ!!! Ja przegrałem walkę z własnymi emocjami... Za bardzo chciałem to ratować... Pisaliście mi wówczas że to wojna... Tak to była wojna, tylko ja nie chciałem walczyć... Moja ex uwierzyła że cokolwiek zrobi i tak jej wybaczę... I tak było... Do czasu...