nie pierwszy nie ostatni
Dodane przez makasiala dnia 28.01.2014 03:34
Byliśmy małżeństwem przez 13 lat. Dorobiliśmy się dwójki wspaniałych chłopaków. Mieliśmy idealne życie, po za sobą nie widzieliśmy świata. Problemy zaczęły się kiedy moja firma zbankrutowała. Wierzyciele, komornicy, problemy z finansami. Nie odbiło się to dobrze na nas. Zacząłem wyjeżdżać do warszawy do pracy, by znów stanąć finansowo na nogach. Do domu wracałem na weekendy jak uskrzydlony, by spędzić czas z bliskimi. Zona zaczęła pracować w międzyczasie, by łatać budżet domowy. Było ciężko, ale byłem dobrej myśli na przyszłość. Moje życie skończyło się 1 lipca 2013 roku o godz 23'55. Od 3 dni byłem w domu, bo miałem realizować zlecenie w rodzinnym mieście. Wziąłem tel żony by poczytać o czym pisze z nowo poznanym kolegą. Byłem ciekawy. Nic więcej. Pomiędzy nami zawsze była szczerość i nie przeszkadzały nam takie znajomości. nie byliśmy zazdrośni, bo byliśmy dla siebie, dla nikogo innego. Przeczytałem smsy. Zwykłe pitu pitu. Z nudów przeglądałem listę esów. Nagle zatrzymałem się. Cofnąłem. Coś drgnęło. Zobaczyłem odbiorcę M. I jakąś dziwną treść. Zaciekawiony wszedłem. Niby normalny sms o spotkaniu ale jakiś dziwny. Poszukałem innych do i od tego nadawcy. Było ich trochę. Ich treść mnie zabiła. To był jej kolega z pracy z którym również znała ze studiów które dwa lata wcześniej robiła. Obudziłem żonę, spytałem co to za smsy. Zaprzeczała, to nic, ale w końcu powiedziała że tak. Spotykali się od marca do maja. Pieprzyli się w jego samochodzie jak ja byłem w warszawie. Mój świat się zawalił! Nagle wszystko zaczęło do siebie pasować. Jej spojrzenia, wyrażające obrzydzenie jak na mnie patrzyła. Nagłe pilnowanie telefonu. Jej nagłe dbanie o siebie i nowa garderoba. Niechęć bym ją całował pod pracą. Moment kiedy uprawialiśmy sex w jej imieniny, gdy była pijana i powiedziała: nie marek nie róbmy tego, a potem tak! mocniej, tak! o tak! . Wszystko to nagle wróciło, wszystko nagle dobrze zobaczyłem. To najstraszniejsza noc w moim życiu. Powiedziała że to już dawno skończone. Ze zostawiła te esy bym je znalazł, bo nie potrafiła mi o tym powiedzieć. Że to było nic. Że tylko mnie kocha. Że miała ciężko, potrzebowała bardzo bratniej duszy, a on okazał się świnią i to wykorzystał. Wstał dzień, musiałem iść do pracy. Najgorsze było udawanie przed wszystkimi że jest super. W tydzień schudłem 10 kilo. Rozmawialiśmy że damy sobie szansę. Po dwóch dniach przyłapałem ją jak wysyłała z teścia telefonu esy o niezłej treści do niego. Powiedziała że to tylko takie świntuszenie. Wiem że już z nim nie była, ale to było niezrozumiałe dla mnie. Wróciłem do codzienności. Praca w wawie, weekendy w białymstoku. Obcość i starania na siłe że jest ok. Założyła hasło na tel. Powiedziała że ma prawo do prywatności. Wszędzie węszyłem podstęp. Wymogła na mnie bym mu nic nie zrobił i bym nie mówił że ja wiem. Męczyłem się tak do września. Sprawdzałem ukradkiem bilingi( tel jest na moją firmę i mam dostęp jako właściciel). Złamałem jej blokady i zczytywałem jej esy z tel. Nie pisała już do kochanka. Pojawił się za to jej kolega następny z pracy. powiedziałem że mi to się nie podoba. Ona że to tylko kolega, nic nie ma do niego, że ją uwięziłem w podejrzeniach, że się dusi. Odpusciłem. Było już lepiej z nami " normalniej". Czytałem smsy ukradkiem, w nocy. Niby były normalne ale wiedziałem o co mu chodzi.W końcu nie wytrzymałem. Zadzwoniłem do niego w nocy, przedstawiłem się i powiedziałem że jeśli nie przestanie to zrobię mu z kolegami spacer po lesie. Obiecał że się to nie powtórzy.Następnego dnia żona zrobiła mi karczemną awanturę że się zawiodła na mnie. Wtedy coś we mnie pękło, zamarło. Zrozumiałem że nie dam rady. Że odejdę. Obecnie co robię? Mieszkam w warszawie kątem u wspólnika z firmy. Zostawiłem w Białymstoku wszystko. Dom, dzieci, znajomych, rodzinę. Nie kontaktuję się z nikim. Odwiedzam dzieci co drugi trzeci weekend. Coraz rzadziej, bo nie dam rady tam być jak robi mi awantury lub przymila się do mnie. Żona? Pisze nadal z kolegą z pracy. Ma swój telefon obecnie, bym nie widział z kim się kontaktuje. Błaga bym wrócił. Bo mnie kocha i damy radę jeśli zechcemy. Ja wiem że to już nie będzie to samo, nie chcę półśrodków. Żal mi tych lat, planów oczekiwań i tego że nie ma mnie z chłopakami, jak dorastają i cieszą się i płaczą. Czekam na rozwód, bez orzekania o winie. Żyję, pracuję, jem- egzystuję. Poznałem dziewczynę, fajna jest, powiedziałem jak jest ze mną. Bankrut z komornikami, nie rozwiedziony jeszcze. Staramy się by było dobrze. Tylko czasami jak jadę nocą od niej przez warszawę to płaczę, albo jak nikt nie widzi, albo jak wypiję albo jak słyszę jakąś wolną piosenkę, albo nagle bez powodu, albo teraz gdy to piszę. [b]TO jest moja historia.[/b] Pozdrawiam wszystkich, będzie dobrze:)- kiedyś.