Historia jakich w życiu wiele...
Dodane przez Deleted_User dnia 08.01.2014 19:47
Opowiem Wam historię, która nigdy nie powinna wydarzyć się w normalnym, poukładanym, szczęśliwym, kochającym się związku małżeńskim. Nie powinna się wydarzyć a jednak zdarzyła się. Mam 38 lat, moja żona ma 37 lat. Znamy się od 16 lat, od prawie 14 lat jesteśmy ze sobą w związku małżeńskim. Nasze uczucie nazwałbym klasyczną miłością od pierwszego wejrzenia. Mamy dwoje dzieci 12 letnich chłopców (bliźniaki), którzy są najważniejszymi osobami w naszej rodzinie, bez nich nie wyobrażamy sobie życia. Do tej pory wśród rodziny i znajomych uchodziliśmy z żoną za szczęśliwe i wyjątkowo zgodne małżeństwo. Oboje z żoną jesteśmy atrakcyjni. Wizualnie od czasów studenckich niewiele się zmieniliśmy. Podczas rodzinnych uroczystości i na wspólnych imprezach potrafimy się doskonale bawić w swoim towarzystwie. Mamy bardzo odpowiedzialną pracę (oboje jesteśmy lekarzami), która zapewnia naszej rodzinie środki finansowe znacznie przekraczające średnią krajową ale, która wymaga zaangażowania z naszej strony przez większą część dni tygodnia (czasami także w weekendy). Nie mamy limitowanych godzin zatrudnienia . Pracujemy na kontraktach, sami wyznaczamy sobie liczbę godzin do przepracowania. Plusem takiej formy zatrudnienia jest elastyczny czas pracy, sami wcześniej ustalamy sobie dni wolne i czas wakacji. Minusem jest to, że kiedy nie pracujemy nie zarabiamy i nie możemy sobie pozwolić na dłuższe wakacje niż 2 tygodnie. Ponieważ przyzwyczailiśmy się do życia na pewnym poziomie oboje z żoną pracujemy na przysłowiowych 2,5 etatu. Oboje dorabiamy dodatkowymi dyżurami nocnymi (w pogotowiu) co wiąże się z koniecznością przebywania w nocy poza domem. Żona ma 2 takie dyżury w miesiącu, ja 6 razy w miesiącu. Jak łatwo policzyć z tego tytułu 25% nocy w miesiącu spędzamy bez siebie. Ale przyzwyczailiśmy się do takiego trybu życia (tak żyje 90% małżeństw lekarskich). Dlatego osobiście przykładam dużą wagę do tego aby maksymalnie wykorzystać pozostały wolny czas na podtrzymanie więzi rodzinnych i pielęgnowanie mojego uczucia do żony i dzieci. Obowiązkami domowymi oraz opieką nad dziećmi podczas pracy dzielimy się z żoną wymiennie. Ani ja ani żona nie uciekamy przed obowiązkami domowymi do pracy. Sami ustaliliśmy między sobą taki podział obowiązków i czasu pracy zawodowej. To wymaga zaangażowania, poświęcenia ale ma wymierne korzyści materialne. Stać nas na wygodne życie na poziomie klasy średniej. Praktycznie co roku wyjeżdżamy na wakacje za granicę. Do wszystkiego co posiadamy dochodziliśmy z żoną sami, naszą ciężką i uczciwą pracą, związaną z licznymi wyrzeczeniami (często kosztem naszej rodziny). Gdy chłopcy byli mali główny ciężar utrzymania rodziny spoczywał na mnie a od czasu, kiedy chłopcy poszli do przedszkola pracujemy z żoną razem równie intensywnie. Mamy przepiękny dom z dużym ogrodem, który jest naszym oczkiem w głowie. Dom jest naszą dumą i naszym marzeniem, naszym miejscem na Ziemi, do którego chce się wracać po ciężkim dniu pracy. Niestety dom jest w kredycie, którego koniec spłaty przypada za jakieś 27 lat. Dom został wybudowany i urządzony w bardzo nowoczesnym stylu wg pomysłów mojej żony. To dzięki kreatywności i poczuciu smaku mojej żony zawdzięcza swój rodzinny klimat. Obowiązkami domowymi dzielimy się z żoną praktycznie po równo ale w części obowiązków żona jest niezastąpiona (gotowanie, prasowanie). Prace porządkowe wykonujemy razem (kiedyś zatrudnialiśmy panią do sprzątania ale doszliśmy do wniosku, że nikt tak nie posprząta domu jak my sami). Nie wstydzę się tego, że pomagam żonie w pracach porządkowych. Do moich obowiązków należy mycie łazienek, mycie okien, odkurzanie i mycie podłóg. Wykonuję także większość prac pielęgnacyjnych w naszym ogrodzie. Doceniam trud i wysiłek jaki moja żona wkłada w to aby nasze ognisko domowe było ciepłe i przyjemne. Do niedawna wydawało mi się, że spełniam wszystkie oczekiwania i fantazje erotyczne mojej żony. Zawsze byłem i jestem otwarty na nowe propozycje i pomysły, które w jakikolwiek sposób miałyby uatrakcyjnić naszą namiętność w sypialni. Moja żona doskonale wie o tym, że można ze mną porozmawiać w tej kwestii na każdy temat. Wielokrotnie powtarzałem żonie lub dawałem jej do zrozumienia, że jestem w stanie zaakceptować prawie każdy pomysł, propozycję, której celem jest urozmaicenie naszego współżycia o ile pomysł ten akceptujemy oboje i o ile nam obojgu przynosi on przyjemność. Staram się dbać o aby nuda i monotonia nie zaglądała do naszej sypialni. Wiem, że to jaki jest nasz sex (gorący i namiętny) zależy od nas obojga ale obie strony muszą wykazywać chęci do jego urozmaicenia. Do tej pory 2 czasami 3 razy w roku kupowałem żonie seksowną bieliznę, zawsze uważałem i uważam nadal, że piękna i dobrze dopasowana bielizna podkreśla kobiecość i atrakcyjność kobiety. Do tego dochodzą uwodzicielskie i zmysłowe perfumy. Czasami korzystamy z żoną z gadżetów (żele, wibratory, filmy), które pomagają nam lepiej poznać swoje oczekiwania. Pomimo bardzo absorbującej pracy i licznych obowiązków kochamy się z żoną zdecydowanie powyżej średniej krajowej (kilka razy w tygodniu, czasami nawet dwa razy dziennie). Ale nie o ilość tu chodzi ale o jakość i namiętność. Często zdarza nam się kochać w różnych miejscach naszego domu (łazienka, prysznic, salon, kuchnia, siłownia), w nietypowych sytuacjach co dodatkowo podnosi poziom satysfakcji i wpływa na siłę doznań. W łóżku nie mamy jednej ulubionej pozycji. Kochamy się tak jak zmienia się sytuacja i potrzeby. Raz jest szybki numerek, innym razem długo delektujemy się grą wstępną i celebrujemy nasze doznania. Zawsze jednak staramy się kochać z namiętnością i zaangażowaniem. Bardzo dbam o to, aby żona zawsze była właściwie zaspokojona w pierwszej kolejności. Po tylu latach małżeństwa wiem co lubi i jak lubi najbardziej. Żona uwielbia jak zabawiam się paluszkiem jej łechtaczką. Ponieważ raz dochodzi szybciej a innym razem dłużej, wiem co trzeba robić i jak robić aby cały czas była odpowiednio mokra a intensywność bodźców dostarczanych jej łechtaczce była zmienna. I nie ma dla mnie znaczenia, czy gra wstępna ma trwać 15 czy 45 minut. Będę bawił się łechtaczką żony tak długo aż usłyszę jej jęki rozkoszy i poczuję spazm jej orgazmu. Mogę z prawdziwą przyjemnością powiedzieć, że jak mało który mężczyzna znam się na zabawie paluszkiem. Posiadam specjalistyczne kursy masażu klasycznego, wiem jak i gdzie masować mięśnie kręgosłupa aby relaks był maksymalny. Tak więc zmysł dotyku ręką czy palcem mam opanowany w takim stopniu, że żona nie musi narzekać na moje umiejętności manualne. Z tego co wielokrotnie mi powtarzała umiem TO robić perfekcyjnie. Wiem, że sam rodzaj seksu (oralny, waginalny, inny), długość trwania stosunku, intensywność doznań zależą nie tylko od miejsca, nastroju, okoliczności ale w dużej mierze od fazy cyklu miesiączkowego żony. W zdecydowanej większości przypadków inicjatywa chęci kochania się leży po mojej stronie ale bywają takie dni w miesiącu, kiedy to żona bardziej ma ochotę na miłosne igraszki. Tak jak w każdym normalnym małżeństwie z podobnym stażem do naszego bywają też te gorsze dni. Wiadomo praca, obowiązki domowe, stres powodują, że bywają też miedzy nami te ciche dni, kiedy mamy odmienne zdanie na temat tego co chcielibyśmy zrobić i jak to zrobić w danym momencie. Wiem z doświadczenia naszych znajomych oraz z opowieści kobiet przytaczanych w internecie, że te gorsze dni mogą mieć bardzo różny charakter (od burzliwych kłótni z rękoczynami i wyzwiskami po okresy zupełnej ciszy i wzajemnej ignorancji ze strony partnerów). W naszym przypadku są to raczej krótkotrwałe sprzeczki z okresami wyciszenia, trwające raczej godziny niż dni. Bardzo cenię sobie u siebie i u żony to, że potrafimy razem przemyśleć trudne tematy oraz powiedzieć do siebie nawzajem słowa przepraszam, nie miałem/łam racji, wybacz mi. Nigdy nie ubliżyłem mojej żonie. Nigdy nie podniosłem ręki na moją żonę (uważam to za akt poniżej wszelkiej godności), ale czasami zdarzało się, że żona płakała po tym jak jej w emocjach coś niemiłego powiedziałem. Na szczęście takie sytuacje do tej pory zdarzały się zupełnie wyjątkowo. W opinii naszej rodziny i znajomych uchodzimy za małżeństwo wyjątkowo zgodne i dopasowane do siebie pod względem wyglądu zewnętrznego oraz temperamentu. Wielokrotnie łapiemy się na tym, że myślimy o tej samej rzeczy, czynności w danym momencie. Wielokrotnie zdarza się mi dzwonić do żony (lub odwrotnie) w tym samym momencie, albo kupuję w sklepie produkty, które żona chciałaby abym kupił ale zapomniała mi napisać na liście zakupów. Bardzo dużo rozmawiamy ze sobą, bardzo lubimy razem przebywać w swoim towarzystwie. Oboje przeżywamy bardzo każde, nawet krótkotrwałe chwile rozstania, tęsknimy za sobą. Bardzo dbamy o to aby nasz związek nie był nudny i monotonny. Dbamy o to aby chemia i namiętność, która wraz z trwaniem stażu małżeńskiego gdzieś powoli się ulatnia, u nas rozpalała ogień miłości i namiętności w naszych sercach i ciałach. Regularnie mówimy sobie słowa kocham Cię, tęsknię, podobasz mi się, pragnę Cię itp. Piszemy do siebie karteczki, liściki, które zostawiamy w nietypowych miejscach. Raz w miesiącu wychodzimy razem na kolację do restauracji lub do kina. Przynajmniej raz (czasami częściej) w miesiącu kupuję żonie kwiatki, tak bez okazji. Wstęp do mojej historii może był zbyt długi ale konieczny aby zrozumieć sytuację w jakiej się znalazłem. Nadmieniam, że do chwili obecnej miałem pełne zaufanie do mojej żony i nigdy jej w żaden sposób nie kontrolowałem. Cała korespondencja adresowana na żonę była dla mnie święta i nigdy jej nie otwierałem. Podobnie telefon komórkowy żony był dla mnie nietykalny. Nigdy wcześniej nie ośmieliłem się sprawdzać jej połączeń telefonicznych, smsów, czegokolwiek co mogło w jakikolwiek sposób naruszać prawo do prywatności mojej żony. Jeżeli żona miała życzenie opowiedzieć mi o jakimś spotkaniu, rozmowie, fakcie czy zdarzeniu to sama z własnej woli mi to opowiadała. Mam świadomość, że zarówno żona jak i ja mamy codziennie kontakt z naszymi pacjentami, z różnymi ludźmi bo jest to element naszej pracy zawodowej. W poprzednich latach zarówno żona jak i ja wyjeżdżaliśmy (raczej osobno i w innych terminach bo mamy odmienne specjalizacje) na różne kursy, szkolenia, konferencje specjalistyczne kilka razy w roku (zwykle 2 lub 3 dniowe wyjazdy). To także element naszej pracy zawodowej wynikający z ustawowego obowiązku podnoszenia kwalifikacji zawodowych. W czasie wyjazdu jednego z nas druga osoba pozostawała w domu z dziećmi i zajmowała się wszystkimi sprawami związanymi z prowadzeniem domu. Zwykle jest tak, że podczas takiego szkolenia w ciągu dnia trwają wykłady i kursy praktyczne a w godzinach wieczornych organizatorzy przewidują atrakcje dodatkowe, które mają różną formę (kolacje koleżeńskie, koncerty, bankiety, wieczorki integracyjne itp.). Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami jest to jedyna szansa w roku, kiedy można się jednocześnie podszkolić, zdobyć niezbędne punkty edukacyjne a przy okazji się kulturalnie zabawić. Większość lekarzy wyjeżdża zwykle 2 lub 3 razy w roku na takie szkolenia i traktuje te wyjazdy głównie jako formę podnoszenia własnych kwalifikacji zawodowych. Ale znam też takie osoby z mojego środowiska czy z otoczenia mojej żony, które szukają intensywnie okazji do wyjazdu na jakiekolwiek szkolenia i traktują te wyjazdy głównie w celach towarzyskich. Program szkoleń ma znaczenie drugorzędne. Najważniejsze jest to aby konferencja czy kurs był jak najdalej od rodzinnego domu, w jak najlepszym hotelu (najlepiej z własnym basenem, spa i klubem nocnym lub dyskoteką) a zasięg komórki był ograniczony. Uważam, że wszystko jest dla ludzi. Trzeba tylko umieć postawić sobie granicę, której się po prostu nie przekracza. Trzeba pamiętać o swoim mężu, o żonie, którzy w tym samym czasie zajmują się dziećmi i domem, którzy tęsknią i kochają. Trzeba potem umieć spojrzeć przede wszystkim sobie w oczy przed lustrem a potem spojrzeć w oczy z czystym sumieniem swojemu mężowi, żonie. Moje sumienie w tym miejscu jest zupełnie czyste. Może zabrzmi to głupio i komicznie ale nigdy nie zdradziłem swojej żony i nie zrobiłem niczego takiego czego musiałbym się wstydzić przed samym sobą, przed moją żoną i moimi dziećmi. Jestem dumny z tego, że mogę mojej żonie spojrzeć w oczy i powiedzieć kocham Cię, tylko Ty mi się podobasz, tylko Ciebie pragnę, tylko z Tobą jestem szczęśliwy. W poprzednich latach żona wielokrotnie wyjeżdżała na takie szkolenia, konferencje zwykle razem z swoimi koleżankami. Z koleżankami bo w specjalizacji lekarskiej mojej żony dominują głównie panie. Podczas szkoleń, konferencji żona najczęściej zatrzymywała się w zarezerwowanym specjalnie przez organizatorów szkolenia hotelu, zwykle w pokoju z 1 lub 2 koleżankami. Zazwyczaj dzień szkoleniowy rozpoczynał się serią wykładów od godzin porannych do późnych godzin popołudniowych z przerwą na obiad. Wieczorem organizatorzy zapewniali uczestnikom kolacje integracyjne, aktywny wypoczynek w spa, koncert muzyczny lub dyskotekę. Podczas każdego dnia pobytu żona zwykle dzwoniła 2 lub 3 razy do mnie z zapytaniem co słychać w domu, jak radzimy sobie bez niej, czy tęsknimy. Zazwyczaj starałem się nie dzwonić wieczorami do żony, ale nie dlatego, że nie tęskniłem tylko, że rozumiałem, że to jedyny moment, kiedy w tych wszystkich obowiązkach w pracy i w domu to jedyny czas, kiedy żona może choć na chwilę od nas odpocząć, podszkolić się zawodowo a przy okazji trochę się rozerwać. Wiedziałem i godziłem się na to, że wieczorem po całym dniu szkolenia żona z koleżankami wychodziła do pubu na drinka i przepraszam za określenie babskie pogaduchy. Nie martwiłem się o to i nie byłem zazdrosny. Większość koleżanek żony znam osobiście lub znałem z opowiadań żony. Zdecydowana większość to panie w podobnym wieku do mojej żony, pracujące zawodowo, pozostające w stałych związkach, posiadające własne rodziny i dzieci, posiadające stałych partnerów (mężów). Miałem pełne i bezgraniczne zaufanie do mojej żony. Wierzyłem głęboko w to, że mając takiego męża jak ja, kochającego i szanującego żonę; męża, który traktował ją jak przyjaciela, partnera, kochankę, mając tak cudowne dzieci jak nasze, mając swój wymarzony, ciężko zapracowany piękny dom z ogrodem, nie spodziewałem się, że moja żona zdecyduje się na taki bezmyślny krok. Na zdradę. Do tej pory byłem bardzo tolerancyjny dla mojej żony. Wydawało mi się, znamy się i rozumiemy bardzo dobrze. Moja wiara w żonę i zaufanie do niej była utwierdzona przez te wszystkie lata naszego wspólnego małżeństwa, kiedy rok w rok, miesiąc w miesiąc, dzień w dzień wiedziałem, że mogę zawsze liczyć na moją żonę, że nigdy mnie nie zawiedzie. Wielokrotnie, żona powtarzała mi, że jesteśmy do siebie idealnie dopasowani, że jesteśmy stworzeni dla siebie, że rozumiemy się telepatycznie, i że bardzo się kochamy. Rozumieliśmy się wszędzie: w domu, w pracy, w łóżku, po prostu wszędzie. Razem uwielbialiśmy się wzajemnie (pozytywnie) zaskakiwać, ponieważ uważaliśmy, że to korzystnie wpływa na nasze uczucie. Nasze życie do tej pory było dość poukładane, raczej większość rzeczy mieliśmy zaplanowane do przodu. Jedynym nieprzewidywalnym miejscem dla nas miała być nasza sypialnia (tu zawsze liczyła się spontaniczność, namiętność i pożądanie). W najgorszych z najgorszych snów nie przypuszczałem, że zostanę tak zaskoczony przez moją żonę. Dokładnie 07 marca (czwartek) ubiegłego roku żona wyjechała razem z kilkoma koleżankami na 3 dniową konferencję do luksusowego hotelu na południu Polski. Organizatorzy szkolenia zapewnili zakwaterowanie uczestnikom konferencji w super hotelu, gdzie do dyspozycji gości były obok sal konferencyjnych także sale kinowe, basen, spa oraz klub nocny. Przez cały dzień starałem się nie zakłócać spokoju żonie wiedząc, że uczestniczy w wykładach. Żona sama zadzwoniła do mnie wieczorem tego dnia. Zapytała się co słychać w domu i jak dajemy sobie radę. Powiedziała mi, że jak to spędziła prawie cały dzień na interesujących wykładach a po południu wybrała się z koleżanką na basen. Mówiła, że spotykają się tego wieczoru w jednym z pokoi, gdzie w kobiecym towarzystwie przy butelce czegoś mocniejszego będą sobie plotkować. Na koniec rozmowy powiedziała mi, że bardzo nas kocha (mnie i chłopców) oraz, że bardzo za nami tęskni. Domyślałem się, że panie wcześniej czy później przejdą do tematów damsko-męskich, podobno to normalne, kiedy po kilku drinkach języki nieco się wydłużają. Wiedziałem, że koleżanki żony to mężatki pozostające w stałych związkach. Nie martwiłem się o to, że panie wpadną na jakieś dziwne pomysły. Przecież w domach zostawiły swoich mężów, swoje dzieci, swoje rodziny. Liczyłem się z tym, że nawet jak sobie wypiją i pójdą sobie potańczyć do klubu to przecież nic się nie stanie. Wierzyłem w to, że nawet jak potańczą sobie w klubie/dyskotece to zmysł samokontroli, szacunek do siebie i pamięć o bliskich pozwoli im bezpiecznie wrócić do swoich pokoi hotelowych. Nie wierzyłem, że może wydarzyć się coś złego. Liczyłem na mądrość i zaufanie mojej żony. Myślałem, że jako osoba kochana, doceniana, komplementowana, pożądana i zaspokajana nigdy nie przekroczy pewnej nieprzekraczalnej granicy, granicy zaufania. Specjalnie nie wydzwaniałem do żony tego wieczoru. Wiedziałem, że będzie chciała odpocząć od pracy, od obowiązków domowych, od dzieci i ode mnie. Tym bardziej, że takie wyjazdy zdarzały się żonie 2 lub 3 razy w roku a i miejsce i hotel był absolutnie luksusowy. Następnego dnia był piątek 8 marca (Dzień Kobiet). Zawiozłem rano dzieci do szkoły i pojechałem do pracy. Po południu kupiłem żonie piękny bukiet tulipanów, kupiłem także kwiatki dla pozostałych pań z rodziny żony, odebrałem chłopców ze szkoły i zawiozłem kwiatki z najlepszymi życzeniami ode mnie i chłopców. Ponieważ panie z mojej rodziny mieszkają daleko ode mnie więc powysyłałem wszystkim mms-owe kwiatki z życzeniami. Tego dnia po południu odwiedził mnie brat, który jako student nocował czasami u nas w weekend. Chłopcy bawili się razem u siebie w pokojach a my z bratem sprzątaliśmy razem cały dom. Chcieliśmy zrobić żonie niespodziankę i posprzątać wszystko tak aby po powrocie z konferencji w sobotę nie musiała już nic więcej robić. Po południu zrobiłem zdjęcie telefonem zakupionego żonie bukietu tulipanów i wysłałem jej z najlepszymi życzeniami od nas wszystkich. Wieczorem żona zadzwoniła do mnie, podziękowała za życzenia i mms-owe kwiatki. Powiedziała mi, że mnie i dzieci bardzo kocha, że tęskni za nami. Powiedziała mi również, że nie będzie już tego wieczoru kontaktować się z nami bo wybiera się razem z koleżankami na imprezę do klubu. Pożyczyłem żonie udanej zabawy i nie kontaktowaliśmy się ze sobą więcej tego wieczoru. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (08.03.) wynika: kontaktuje się sms-em z tym facetem po raz pierwszy o godz. 11:46 (a więc podczas wykładów). Wymiana sms-ów trwa do godz. 22:32 (łącznie 13 sms-ów). Dzwoni do gościa o godz. 20:05. W całym tym dniu dzwoniła do mnie 1 raz o godz. 14:55 i wysłała do mnie 1 sms-a o godz. 19:03. Ostatni sms do gościa wysyła o godz. 22:32 a zaraz potem o godz. 22:35 dzwoni do swojej koleżanki z pokoju (jej koleżanka to niezbyt urodziwa ale bardzo sympatyczna i wierna żona; o tej godzinie już odpoczywała sama w pokoju). Po co żona dzwoniła do niej? Tego mogę się tylko domyślać, a kolejne wydarzenia opisane poniżej będą tego najlepszym potwierdzeniem. Kolejnym dniem była sobota 9 marca. Z samego rana żona zadzwoniła do mnie. Na moje pytanie jak udała się jej impreza odpowiedziała, że zabawa była bardzo udana, że jest kompletnie niewyspana bo wróciła do pokoju o 4.30 rano (!), że niewiele spała bo od rana zaczynały się kolejne wykłady. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt długo, żona spieszyła się na wykłady. Sądząc po tonie jej głosu wiem, że była podekscytowana i bardzo zadowolona. Pożyczyłem jej bezpiecznego powrotu i powiedziałem żonie, że czekamy na nią z utęsknieniem w domu. W głębi serca poczułem się zazdrosny i byłem trochę zły na żonę. Pomyślałem sobie o co tutaj naprawdę chodzi. Czy o wyjazd na konferencje, podnoszenie własnych kwalifikacji zawodowych czy o zabawę bez ograniczeń, bez zahamowań z dala od domu i swoich bliskich? Do tej pory wydawało mi się, że na konferencję wyjeżdża się głównie po to by dowiedzieć się czegoś nowego a spotkania integracyjne wieczorem są tylko dodatkiem do wyjazdu służbowego, nigdy odwrotnie. Po całonocnej imprezie (zakrapianej do tego alkoholem) trudno następnego dnia zebrać się i aktywnie uczestniczyć w wykładach. To chyba wie każdy kto coś takiego doświadczył. Tego dnia żona wróciła po południu do domu. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to było to, że pomimo dużego zmęczenia zachowywała się co najmniej dziwnie. Była uśmiechnięta, zadowolona, wręcz podekscytowana. Przywitała się ze mną, z dziećmi, z moim bratem, powiedziała, że konferencja była bardzo fajnie zorganizowana, że musi teraz częściej wyjeżdżać na szkolenia (!). Teraz przypominam sobie jak przez przypadek zobaczyłem otwartą walizkę żony z wyjazdu na konferencję. A w niej szpileczki, bardzo seksowną, spódniczkę. Zapamiętałem ten szczegół bo moja żona raczej rzadko coś takiego zakłada na siebie (raczej na sylwestra lub wesela) a ja jestem strasznie uczulony na taki styl ubierania (uważam, że żona w takim ubraniu wygląda niezwykle zmysłowo i uwodzicielsko). Charakter naszej pracy raczej nie pozwala na noszenie takich ubrań na co dzień. Ale widać bardzo, chciała się komuś podobać. Wieczorem, kiedy leżeliśmy razem w naszej sypialni moja żona zrobiła dwie rzeczy, które mnie kompletnie zaskoczyły i dały do myślenia. Po raz pierwszy od wielu lat (akurat tego wieczoru) żona zapytała się mnie podczas seksu oralnego w jaki sposób chciałbym być pieszczony (!). Powiedziała mi abym opisał jej co sprawia mi przyjemność a ona postara się dokładnie to zrobić. Wydarzyło się coś o czym marzy chyba każdy facet. Zdziwiło mnie to bardzo, bo do tej pory żona nie pytała mnie nigdy o to. Robiła po prostu to wydawało się jej, że jest przyjemne dla mnie i tyle (choć nie zawsze takim było). Myślę, że nie będę w tym momencie specjalnie odkrywczy jeżeli powiem coś co wszyscy wiedzą doskonale. Przepraszam za kolokwializm ale ujmuje on dokładnie temat. Laska, LASCE nie równa tak jak mineta, MINECIE. I muszę przyznać, że tego wieczoru moja żona postarała się i bardzo miło mnie zaskoczyła. Niestety to był ostatni miły akcent tego wieczoru. Po seksie rozmawialiśmy z żoną na temat jej wyjazdu. Żona opowiedziała mi, że wieczorem w czwartek spotkały się z koleżankami w jednym z pokoi na pogaduchach damsko-damskich przy butelce Johnny Walkera. Ponieważ jak już wcześniej pisałem większość koleżanek mojej żony jest w stałych związkach partnerskich więc temat zszedł na rozmowy o mężach,chłopakach aż w końcu na temat seksu małżeńskiego. Okazało się, że moja żona na tle pozostałych koleżanek wypadła na tym tle chyba najlepiej (kochamy się ze sobą kilka razy w tygodniu, dbam o to aby czuła się pożądana i zaspokojona za każdym razem, urozmaicamy sobie nasz seks tak jak to jest tylko możliwe). Niestety jedna z koleżanek żony (która sama pozostaje w związku małżeńskim w podobnym stażu do naszego) wyraziła swoje zdziwienie i wmówiła mojej żonie, że po kilku latach małżeństwa namiętność i pożądanie wypalają się, że prawdziwe podniecenie i ekscytację zapewnia numerek z kimś innym, z kimś nowym(!). Nie wydaje mi się, że wprost ale być może zasugerowała mojej żonie, że ona sama jeździ od lat w tym celu na konferencje aby poznawać tam nowych ludzi i bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia realizować swoje fantazje. Opowiedziała mojej żonie, że z powodu nawracających epizodów depresji ona i jej mąż (oboje też są lekarzami) regularnie łykają tabletki antydepresyjne i kochają się bardzo rzadko (1 lub 2 razy na miesiąc). Najdziwniejsze jest to, że znam osobiście to małżeństwo (spędziliśmy razem 2 razy udanego Sylwestra) i nigdy bym nie pomyślał, że wypalili się razem jako małżonkowie, kochankowie. Myślę, że był to przełomowy moment tego wieczoru, bo moja żona zaczęła patrzeć bardziej krytycznie na nasze małżeństwo. Z niezrozumiałych dla mnie względów narodził się w jej głowie paranoiczny pomysł spróbowania czegoś, kogoś nowego, innego. Jestem przekonany, że stało się to po tamtym wieczorze, kiedy niezaspokajana, niedowartościowana przez własnego męża pseudokoleżanka, podsunęła pomysł zabawy w klubie bez jakichkolwiek zahamowań. Tak więc młode, piękne, atrakcyjne i samotne Panie Doktor stały się dosyć łatwym łupem dla wszystkich wyposzczonych przedstawicieli handlowych. Przepraszam ale pewnie w tym miejscu powinienem użyć formy pojedynczej (lub napisać dotyczy mojej żony) bo nie sądzę, że jakakolwiek inna koleżanka mojej żony (oprócz wspomnianej pseudokoleżanki) zdecydowała się pójść na całość. Nie wierzę w to, że moja żona sama wymyśliła coś takiego. Nikt przy zdrowych zmysłach kto jest kochany przez swojego partnera, doceniany, adorowany, dowartościowywany i pożądany nie wymyśliłby (na trzeźwo) takiej głupoty. Myślę, że alkohol i nieodpowiedzialne towarzystwo sprawiły, że żona poddała się pokusie bliższej zabawy z nieznajomym sobie facetem. Bardzo żałuję, że nie potrafiła włączyć sobie hamulca bezpieczeństwa w odpowiednim momencie i po tym fakcie uruchomiła kaskadę wydarzeń, której efektem była niezwykle wyrafinowana i perfidna zdrada z jej strony. Niestety jeszcze tego samego wieczoru posprzeczaliśmy się ze sobą. Powodem nieporozumienia stał się odmienny pogląd na dalsze wyjazdy mojej żony na kursy szkoleniowe. Nie wytrzymałem nerwowo, kiedy żona zupełnie niespodziewanie powiedziała mi zdanie, że sex małżeński jest nudny (!), że nie musimy kochać się ze sobą tak często jak do tej pory. Z wrażenia zatkało mnie kompletnie. Wtedy także po raz pierwszy zacząłem kojarzyć pewne fakty ze sobą. Powiedziałem żonie, że czuję wewnętrznie, że coś nie jest w porządku, że odnoszę wrażenie, że nie jest ze mną ko końca szczera, że coś ukrywa przede mną. Posunąłem się nawet do tego, że zasugerowałem żonie, że dowiedziałem się czegoś od naszych wspólnych znajomych na temat tego wyjazdu ale, że wolałbym dowiedzieć się tych informacji od niej samej. Chciałem sprawdzić jak żona zareaguje na taką wiadomość. Ponieważ znam (tak mi się wydawało) moją żonę bardzo dobrze wiem kiedy coś kręci. Reakcja żony tylko uświadomiła mi, że rzeczywiście wydarzyło się coś niedobrego, ponieważ w pierwszej chwili poczuła się zakłopotana i zmieszana. Powiedziałem żonie, że nie podoba mi się sytuacja, w której główny cel szkolenia (czyli wykłady) są na drugim planie wyjazdu bo na pierwszy plan wysuwają się imprezy towarzyszące do godzin porannych. Powiedziałem także żonie, że nie zgadzam się na takie wyjazdy w przyszłości. Uważam, że takie sytuacje, w których żona bawi się do rana z nieznajomymi facetami w klubie nocnym, kiedy ja zajmuję się sprzątaniem w domu i opieką nad dziećmi są nieuczciwe i mogą być powodem nieporozumień w naszym związku. Zasugerowałem żonie aby rozważyła w przyszłości możliwość wyjazdu na takie szkolenie nas obojga. Powiedziałem żonie, że możemy w ten sposób spędzić miło wieczory razem a dzieci możemy zostawić na te 2 czy 3 dni u rodziców. Uświadomiłem żonie, że przecież tak właśnie robi spora część lekarzy wyjeżdżających na szkolenia. Podczas gdy jeden z partnerów bierze udział w wykładach szkoleniowych, drugi w tym czasie korzysta z atrakcji dodatkowych hotelu (basen, spa itp.) a wieczorem spędzają razem miło czas na imprezach towarzyszących takim szkoleniom. Nadmieniam, że już raz mieliśmy z żoną okazję wyjechać na taką konferencję do Aten i oboje wspominamy ten wyjazd niezwykle przyjemnie. Nadmieniam, że sam jako lekarz korzystałem wielokrotnie z takich szkoleń ale nigdy nie rozpatrywałem tego typu wyjazdów w kategoriach rozrywkowych. Ponieważ na początku naszego małżeństwa to na moich barkach spoczywał obowiązek zapewnienia rodzinie środków finansowych oprócz normalnych godzin etatowych dorabiałem dodatkowo w godzinach pozasłużbowych (np. w pogotowiu). Poza domem spędzałem 2 popołudnia z nocami w tygodniu. Nie korzystałem z takiej ilości wyjazdów jak żona. Jeżeli już wyjeżdżałem na szkolenia to po zakończonych wykładach czas wykorzystywałem na naukę do specjalizacji albo najnormalniej w świecie odsypiałem zaległości z całego tygodnia. Poza tym co żona musi mi przyznać za swoje wyjazdy zawsze płaciłem sam więc komfort noclegu podczas moich szkoleń był dużo niższy niż komfort jaki zapewniały żonie i jej koleżankom firmy farmaceutyczne (niestety to powszechne praktyki wśród lekarzy). Tak więc podkreślam, że moje sumienie jest czyste i mogę mojej żonie zawsze spojrzeć w oczy, bo z moich wyjazdów szkoleniowych zawsze wracałem z przyjemnością do domu, do osoby mi bliskiej, do osoby mi wytęsknionej. Niestety na moje argumenty żona zarzuciła mi, że ją szpieguję, że nie będę jej niczego zabraniał, że jak będzie chciała dalej jeździć na szkolenia to będzie to robiła i nic mi do tego. Ponieważ reakcja żony była bardzo wybuchowa i gwałtowna a ja cały czas czułem ucisk w żołądku, coraz bardziej uświadamiałem sobie, że naprawdę wydarzyło się coś niedobrego, coś co zagraża realnie bezpieczeństwu naszego związku, bezpieczeństwu naszej rodziny. Starałem się bardzo zapanować nad swoimi emocjami i coraz większymi wątpliwościami ale serce nie chciało mnie kompletnie słuchać i waliło mi coraz szybciej i szybciej a podświadomość podsuwała mi coraz to bardziej dziwne wizje tego wyjazdu. W końcu nie wytrzymałem. Po raz pierwszy od wielu lat najnormalniej w świecie po prostu się rozpłakałem. Powiedziałem żonie, że wybaczam jej cokolwiek zrobiła niewłaściwego ale też poprosiłem ją aby nie robiła tego więcej. Żona powiedziała mi wtedy, że jestem chory, że jestem zazdrosny, że robię jej sceny chociaż nie ma o co. Ponieważ rozmowa przeciągnęła się do bardzo późnych godzin nocnych, żona była zmęczona całonocnymi wrażeniami z wyjazdu na szkolenie a i ja byłem totalnie zmęczony tą ilością emocji, która mi się udzieliła a następnego dnia rano jechałem na całodobowy dyżur do pogotowia zakończyliśmy naszą dyskusję i zasnęliśmy tego wieczoru osobno na swoich połówkach łóżka. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (09.03.) wynika: kontaktuje się sms-em z tym facetem o godz. 04:34 rano (!) a następnie 04:37 (!). Mogę z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że żona wcale nie nocowała tej nocy w swoim pokoju hotelowym. Zadzwoniła do swojej koleżanki po to aby uprzedzić ją, że wróci z imprezy późno. Wróciła do siebie do pokoju faktycznie około 04:30 i w dwóch kolejnych sms-ach podziękowała gościowi za miły i udany wieczór a potem poszła spać na 3 godziny. W ciągu dnia wysyła do gościa 11 sms-ów w tym 5 sms-ów pomiędzy godz. 16:19 a godz. 19:50 (a więc w czasie kiedy już była w domu po powrocie z konferencji (!). Do mnie dzwoni tylko 1 x o godz. 09:43, sms-ów nie otrzymałem. Nie potrafię tego uczucia nikomu racjonalnie wytłumaczyć. Od powrotu żony do domu z szkolenia (tj. od 09 marca) moje dotychczasowe poukładane życie zmieniło się diametralnie. Od tej pory czułem dziwny niepokój w sercu, uczucie niezwykle dziwne. Nawet nie wiem jak to opisać. Czułem lęk i strach, uczucie ciągłego, stałego zagrożenia, że coś się wydarzyło albo dzieje się coś niedobrego. Że dotyczy to osoby, która była i jest mi bardzo bliska. COŚ na co nie mam wpływu ale wiem, że jest to niebezpieczne dla mojej rodziny, dla mnie. Temu uczuciu towarzyszył dziwny ścisk nadbrzusza, gdzieś w okolicy żołądka. Czułem się tak jakbym połknął jakiś ciężki kamień. Nie mogłem wieczorem zasnąć, budziłem się w nocy o godz. 4 lub 5 nad ranem, serce waliło mi jak oszalałe, myśli goniły po całej głowie, podświadomość snuła coraz bardziej dziwaczne i nieprawdopodobne scenariusze. Nie miałem zupełnie apetytu, potrafiłem spędzić cały dzień na jogurcie, kanapce i małym talerzyku sałatki. Doskonale pamiętam, że to uczucie pojawiło się u mnie właśnie tego dnia i okazało się, że trwa we mnie do dnia dzisiejszego z mniejszym lub większym natężeniem bo od tego dnia poznałem zupełnie inne oblicze mojej żony. Pomimo kilkunastu lat szczęśliwego małżeństwa oblicze kompletnie mi nieznane. Następnego dnia była niedziela 10 marca. Od godziny 8.00 rano byłem na dyżurze w pogotowiu i cały dzień miałem wyrzuty sumienia, że może niepotrzebnie robiłem sceny zazdrości żonie, że być może to efekt skumulowania stresu, emocji, że być może niepotrzebnie się jej czepiam. Czułem się bardzo źle, czułem się winny choć niczego złego ani nie zrobiłem ani jej nie powiedziałem. Powiedziałem po prostu to co leżało mi na sercu. Żona zawsze mi powtarzała, że powinniśmy zawsze mówić sobie prawdę i niczego nie kumulować w sobie, bo to niekorzystnie wpływa na nasz związek. Tego dnia żona spotkała się ze swoimi rodzicami na obiedzie. Opowiedziała mojej teściowej o naszej wieczornej sprzeczce, o tym, że zrobiłem jej niepotrzebnie scenę zazdrości a przecież nie było o co bo ona tylko pojechała na zaplanowane szkolenie a ja zrobiłem z tego jakąś dziwną aferę (jestem natomiast przekonany, że nie wspomniała nic na temat swojego zachowania z tym facetem bo jak teściowa się później dowiedziała prawdy ode mnie była kompletnie zaskoczona). Nie wiem dokładnie co żona powiedziała swojej mamie na mój temat ale musiała przedstawić mnie w niekorzystnym świetle. Na pewno rozmawiały na temat moich pasji sportowych (startuję w zawodach lekarskich z sukcesami). Teściowa miała powiedzieć słowa, że jestem egoistą realizującym swoje pasje. Zrobiło mi się ogromnie przykro bo nigdy wcześniej żonie ani nie zabraniałem ani nie uniemożliwiałem realizowanie własnych jakichkolwiek zainteresowań zawodowych lub pozazawodowych. Mało tego wielokrotnie namawiałem żonę aby zapisała się na basen, do klubu fitness lub gdziekolwiek, gdzie będzie mogła odpocząć sobie od domu, od pracy, od nas. Zrobiło mi się podwójnie przykro ponieważ o tej rozmowie żony z swoją mamą dowiedziałem się od naszych synów, którzy byli jej świadkami i opowiedzieli mi o niej następnego dnia. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (10.03.) wynika: żona kontaktuje się sms-em z gościem już o godz. 07:28 (!) a więc zaraz po moim wyjściu z domu na dyżur (!). To niespotykane, bo moją żonę obudzić rano w niedzielę jest naprawdę trudno. W ciągu całego dnia wysyła do niego 29 sms-ów (ostatni o godz. 21:48)! A więc wtedy, kiedy ja zadręczam się myślami i wyrzutami sumienia sam na dyżurze moja żona wysyła dziesiątki sms-ów do obcego faceta (!). O godz. 17:37 dzwoni do gościa i rozmawia z nim 23,2 min (!). To pozostawiam bez komentarza. Nie pamiętam, kiedy żona rozmawiała ze mną tak długo przez telefon. Poniższy akapit dobrze to wyjaśnia. Do mnie wysyła 2 sms-y i dzwoni 2 x (rozmowa trwa niecałe 2 minuty). Zauważyłem także zmianę zachowania się mojej żony. Zmianę, która tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś nie jest w porządku. Żona zaczęła robić rzeczy, których normalnie wcześniej nie robiła. Przede wszystkim nosiła cały czas telefon komórkowy przy sobie. Cały czas miała go w zasięgu wzroku. Nawet wtedy, kiedy chodziła korzystać z prysznica telefon kładła na umywalce obok. Dzwonek sms-a był wyłączony. Co chwilę sprawdzała coś w telefonie w ciągu dnia i czuła się zakłopotana, zmieszana, kiedy pojawiałem się niespodziewanie w jej polu widzenia. W ciągu dnia pracy dzwoniła do mnie 1 lub 2 razy tylko po to aby zamienić kilka zdań na temat spraw bieżących związanych z pracą lub domem. Na moje czułe sms-y odpisywała, krótko 1 zdaniem. A tak cały dzień cisza. Cisza, niepewność i ten ciągły skurcz żołądka. W łóżku zachowywała się też jakoś dziwnie. Odnosiłem wrażenie, że była tam obecna tylko ciałem bo myślami na pewno nie była przy mnie. Na moje pytanie o co chodzi żona odpowiadała, że wszystko jest w porządku, że ona nie wie o co mi chodzi oraz mówiła mi abym nie był taki podejrzliwy bo to wpływa na nią niekorzystnie. Kolejne dni wyglądały bardzo podobnie. Przez cały ten czas, przez te wszystkie dni liczyłem na jakikolwiek kontakt z żoną tłumiąc w sobie uczucie wewnętrznego niepokoju oraz wspomniany wielokrotnie w tym liście ścisk żołądka. Cały czas dręczyły mnie dziwne myśli, że być może to ja przesadzam, że być może jestem niepotrzebnie zbyt podejrzliwy. Zachowanie żony doprowadzało mnie do przekonania, że to ja jestem winny tej całej nerwowej sytuacji. Starałem się więc bardzo, za wszelką cenę zwrócić uwagę żony na siebie. Pisałem jej więcej niż zwykle miłych i czułych sms-ów, dzwoniłem kilkakrotnie w ciągu dnia tylko po to powiedzieć jej, że miło mi jest usłyszeć jej głos, życzyłem żonie miłego dnia, sympatycznych pacjentów, zostawiałem jej kwiatki za wycieraczką auta, zostawiałem jej liściki miłosne na karteczkach; wielokrotnie powtarzałem żonie, że bardzo ją kocham; że kocham naszych chłopców i zależy mi najbardziej na świecie na tym abyśmy byli razem szczęśliwi. W ciągu tych najtrudniejszych dla mnie 2 tygodni życia od czasu powrotu żony z szkolenia wysłałem jej dziesiątki jak nie setki bardzo wyraźnych sygnałów z jasnym i klarownym przekazem, że bardzo mi zależy na tym abyśmy byli znowu razem szczęśliwą rodziną. Pomimo moich starań i zabiegów odzew ze strony żony był powściągliwy a nawet chłodny. Na pewno niewspółmierny do moich starań. Na przykład na moje rozbudowane sms-y miłosne żona odpisywała ja też k.c lub mi też było miło i tyle. Zachowanie żony doprowadzało mnie do obłędu. Narastało we mnie przekonanie, że jestem beznadziejny, że nie potrafię właściwie zabiegać o względy żony, że moje paranoiczne ubzduranie czegoś tam rozwala nasz związek. W poniedziałek 11 marca prosto z nocnego dyżuru w pogotowiu pojechałem do pracy w poradni, po południu odebrałem dzieci ze szkoły a z żoną zobaczyłem się dopiero późnym popołudniem. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (11.03.) wynika: kontaktowała się z gościem sms-em już od godz. 07:52 (a więc zaraz po odwiezieniu chłopców do szkoły). Dzwoniła do mnie 1 raz o godz. 13:12 (rozmowa trwała 50 sek.). We wtorek 12 marca od rana byłem w jednej poradni a po południu w drugiej poradni. Żona od rana też pracowała w poradni. Do domu wróciłem wieczorem. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (12.03.) wynika: w trakcie pracy kontaktowała się z gościem sms-ami (w sumie 8 sms-ów). Do mnie przysłała tylko 1 sms-a z treścią (nie mogę teraz odebrać, oddzwonię później) (jak się okazało w tym czasie pisała z gościem) a po kilku minutach zadzwoniła do mnie 1 raz (rozmowa trwała 1,5 min). O godz. 11:46 żona zadzwoniła do jednego z hoteli na południu Polski z prośbą o rezerwacje pokoju (!) (w tym terminie planowane było szkolenie w branży żony). W środę 13 marca pracowałem od rana w poradni a po południu dyżurowałem w pogotowiu (od godz. 16.00 do 8 rano). Żona od rana pracowała w szpitalu, po południu w poradni. Wieczorem, kiedy ja pracowałem w pogotowiu żona spędzała ten czas w domu z dziećmi. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (13.03.) wynika: przysłała do mnie 1 sms-a rano, 2 razy dzwoniła do mnie (ostatni raz o godz. 19:23).W ciągu pracy wysłała do gościa 5 sms-ów. O godz. 11:12 dzwoniła do innego hotelu na południu Polski z prośbą o rezerwację pokoju (!) na kolejną konferencję. Od godz. 20:11 kontaktuje się sms-ami wyłącznie z gościem (dla mnie nie ma niestety czasu) do godz. 22:06 (w sumie 16 sms-ów). W czwartek 14 marca po nocnym dyżurze w pogotowiu pracowałem od rana w jednej poradni a po południu w drugiej poradni. Żona rano zawiozła dzieci do szkoły, potem pracowała w swojej poradni od południa. Razem zobaczyliśmy się krótko na obiedzie pomiędzy moimi poradniami. Pamiętam, że żona przyjechała po obiad dla chłopców w tym samym czasie, kiedy ja tam byłem na obiedzie. Wyglądała super. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (14.03.) wynika: żona wysłała do mnie 3 sms-y (podziękowania za komplementy, którymi ją adorowałem w swoich sms-ach). Z gościem korespondowała sms-owo 6 razy od godz. 18:13 do godz. 19:00 (a więc w czasie, kiedy ja pracowałem w poradni). W piątek 15 marca od rana pracowałem w poradni, po południu zrobiłem zakupy, odebrałem dzieci od teściowej i wróciłem do domu. Żona od rana pracowała w swojej poradni. Po południu żona była u kosmetyczki. Wieczorem pojechała na dyżur do pogotowia (od godz. 20:00 do 6:00 rano). Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (15.03.) wynika: do mnie zadzwoniła 2 razy o godz. 13:36 i potem 21:44 (pierwsza rozmowa trwała 30 sek. , druga rozmowa trwała 2 minuty). Otrzymałem od żony 1 sms-a z podziękowaniem za kwiatka, którego zostawiłem za wycieraczką szyby jej samochodu w czasie, kiedy była u kosmetyczki. Od godz. 16:00 do 23:27 żona kontaktowała się sms-ami tylko z tym facetem (w sumie 17 sms-ów) a więc wtedy, kiedy ja cierpiałem w domu fizyczne i psychiczne katusze nie rozumiejąc co złego dzieje się w naszym małżeństwie, żona bawiła się doskonale korespondując z obcym facetem sms-ami i snując wizje kolejnych spotkań. W sobotę 16 marca żona wróciła rano z nocnego dyżuru w pogotowiu i położyła się jeszcze do łóżka celem odespania dyżuru. Ale do odpoczynku nie doszło, ponieważ ja nękany cały poprzedni wieczór i całą noc dziwnymi myślami i przeczuciami poprosiłem żonę o rozmowę na temat tego co między nami się dzieje. Żona po raz kolejny odpowiedziała mi, że wszystko jest z nią w porządku a jestem niepotrzebnie przesadnie podejrzliwy. Pamiętam, że tego ranka po raz kolejny poprosiłem żonę aby się opamiętała i zakończyła to coś co wydarzyło się podczas jej szkolenia ponieważ to wykańcza mnie fizycznie i psychicznie. Powtórzyłem jeszcze raz żonie, że wybaczam jej to co się stało ale pod warunkiem, że sytuacja między nami wróci do normalności. Pamiętam, że żona powtórzyła mi prosto w oczy, że z jej strony wszystko jest w porządku, powiedziała mi, że sobie coś ubzdurałem, że ona kocha mnie i chłopców i tylko z nami chce być szczęśliwa. Po takich słowach nieco się uspokoiłem. Zrobiłem rano chłopcom śniadanie a potem pojechałem z nimi do fryzjera. Po naszym powrocie pojechaliśmy razem do uzdrowiska pokąpać się w wodach termalnych i nieco się zrelaksować. Podczas całego tego pobytu, żona tuliła się do mnie, podpływała do mnie, obejmowała mnie ramionami, całowała mnie, powtarzała mi jak bardzo jestem ważny w jej życiu, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, że bardzo mnie i chłopców kocha (!). Po takiej dawce deklaracji poczułem , że znowu jesteśmy szczęśliwą rodziną. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w karczmie na obiad. Ustaliliśmy z żoną, że ten wieczór spędzimy miło razem. Zadzwoniliśmy do teściów z prośbą aby dzieci nocowały u nich a my z żoną chcieliśmy się sobą nacieszyć. Tego wieczoru zostaliśmy sami. Wieczór miły jednak nie był ponieważ żona po pierwsze była zmęczona dyżurem, atrakcjami w uzdrowisku a poza tym przesadziła z ilością martini i nie nadawała się do miłosnych igraszek. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (16.03.) wynika: kontaktowała się z gościem 1 raz sms-em o godz. 04:48 rano (!) będąc jeszcze na nocnym dyżurze w pogotowiu. W niedzielę 17 marca pojechaliśmy do teściów na obiad. Odebraliśmy chłopców i wróciliśmy do domu. Tego dnia żona nie kontaktowała się z tym facetem. W poniedziałek 18 marca od rana pracowałem w poradni. Żona rano zawiozła dzieci do szkoły i pojechała do siebie do poradni. Po południu żona pracowała w innej poradni a ja odebrałem chłopców ze szkoły i wróciliśmy razem do domu. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (18.03.) wynika: żona o godz. 09:40 zadzwoniła do jednego z przydrożnych hoteli, znajdującego się w połowie drogi pomiędzy miejscowością w której mieszkamy a miejscowością, w której mieszka ten facet z prośbą o dokonanie rezerwacji pokoju na środę 20 marca (!). Następnie wysłała sms-a do gościa o godz. 10:10. 14 minut później tj. o godz. 10:24 wysłała sms-a do mnie z informacją (jak mija Ci praca? Szkoda, że weekend nie trwa dłużej, było miło). O godz. 14:05 jeszcze raz kontaktuje się sms-em z gościem. To wszystko dzieje się pomimo płomiennych deklaracji mojej żony i po jej zapewnieniach o gorącym uczuciu do mnie i chęci bycia szczęśliwą rodziną (!). We wtorek 19 marca pracowałem od rana w jednej poradni a po południu w drugiej poradni. Żona po odwiezieniu rano chłopców do szkoły pojechała do pracy do swojej poradni. Po południu odebrała dzieci ze szkoły i pojechała do domu. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (19.03.) wynika: kontaktowała się sms-ami z gościem od godz. 09:28 do godz. 20:57 (łącznie 20 sms-ów) a więc cały czas koresponduje z gościem zarówno podczas swojej pracy jak i podczas pobytu w domu. Ze mną kontaktowała się tylko 1 raz sms-em o godz. 16:55; napisała mi (zrobisz mi paluszkiem?). Po takim sms-e do mnie wysyła potem do faceta w sumie 20 sms-ów (!). W środę 20 marca od rana pracowałem w poradni a po południu byłem na dyżurze w pogotowiu (od godz. 16:00 do 8:00). Na ten dzień żona miała zaplanowane spotkanie z gościem i zarezerwowany pokój w hotelu. Do spotkania nie doszło, dlaczego? Nie wiem mogę się tylko domyślać. Tego dnia żona pojechała normalnie do pracy do szpitala a po południu była z dziećmi w domu. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (20.03.) wynika: kontaktowała się z gościem od godz. 11:02 do godz. 18:53 (łącznie 5 sms-ów). Żona kontaktowała się również tego dnia sms-ami ze mną. Ponieważ wieczór ten poprzedzał spotkanie z gościem następnego dnia pozwalam sobie zacytować dosłownie całość tej korespondencji. Wynika z niej, że zdrada mojej żony była zaplanowana i bardzo dokładnie przemyślana. O godz. 12:20 zadzwoniłem do żony i powiedziałem jej, że ją kocham i tęsknię za nią, że czuję się źle bo dziś nie zobaczymy się razem (z uwagi na dyżur w pogotowiu). O godz. 13:03 żona odpisała mi (przecież wiesz co do Ciebie czuję, kocham Cię). O godz. 13:12 napisałem do żony (Skarbie potrzebuję bardzo Twojego wsparcia. Znowu czuję ścisk żołądka i uczucie dziwnej niepewności. W weekend poczułem się szczęśliwy i czułem, że się rozumiemy. Kocham Cię). O godz. 13:25 żona odpisała mi (ja tak samo jak Ty miewam raz gorsze raz lepsze dni, zrozum to). O godz. 14:15 żona napisała do mnie (przecież wiesz, że jest mi z Tobą dobrze, musimy pielęgnować nasz związek. W weekend było fajnie. Nie bądź tylko taki podejrzliwy, bo to działa na mnie niekorzystnie. K.c). O godz. 21:31 napisałem do żony (nie piszę Ci, że Cię kocham, bo powiesz mi, że to wiesz, że już to słyszałaś. Piszę Ci, że uwielbiam przebywać z Tobą i cieszyć się każdą chwilą).O godz. 21:33 żona odpisała do mnie (to miłe, że po tylu latach razem czujemy podobnie. K.c). O godz. 22:14 napisałem do żony (czasem szukamy daleko czegoś co jest zupełnie blisko i nie doceniamy znaczenia tego o czym inni mogą tylko pomarzyć. Miłych snów skarbie). Na tego sms-a już żona mi nie odpisała. Myślę, że decyzję na temat spotkania z tym gościem podjęła już kilka dni wcześniej. Choć nie miałem żadnych dowodów niewierności żony poza moją intuicją i zbiegiem okoliczności kilku wydarzeń walczyłem całym ciałem i całą moją duszą o nasz związek, walczyłem o naszą przyszłość o nasze szczęście. Myślę, że żona była na tyle zdecydowana co do spotkania z tym facetem, że żadne argumenty do niej nie docierały. Dziś patrząc z perspektywy czasu na co się wydarzyło bardzo żałuję, że nie udało mi się przekonać żony do siebie, że nie udało mi się uratować naszego dawnego związku, związku opartego na miłości, przyjaźni, prawdzie i zaufaniu. Przegrałem tę walkę, choć sami mi przyznacie, że walczyłem do końca. Do dziś mam wyrzuty sumienia, że nie sprawdziłem tego telefonu żony kilka dni wcześniej. W czwartek 21 marca rano nie było mnie tego dnia w domu. Miałem nocny dyżur w pogotowiu z środy na czwartek i prosto z dyżuru pojechałem od rana do poradni. Myślę, że to był główny powód dla którego do spotkania między nimi nie doszło w środę. W czwartek rano żona mogła bez obawy przygotować się do spotkania pod każdym względem. Wiem, że żona zawiozła dzieci do szkoły na godz. 8:00. Normalnie w każdy czwartek rozpoczyna pracę w swojej poradni od godz. 11:00 ale tego dnia żona odwołała wszystkich pacjentów dzień wcześniej. Od samego rana jak tylko zostawiła dzieci w szkole zaczęła kontaktować się z tym facetem. Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (21.03.) wynika: pomiędzy 08:19 a 08:25 wysłała mu 3 sms-y. O godz. 08:48 (prawdopodobnie z trasy) wysłała do mnie sms-a o treści (Miłej pracy, kocham Cię). O godz. 09:11 kolejny sms do gościa. O godz. 09:36 krótka rozmowa (20 sek.) z gościem (prawdopodobnie jestem na miejscu, gdzie mam wejść?). Kolejny sms do gościa o godz. 15:24 (prawdopodobnie z podziękowaniem za miłe spotkanie). Z bilingu telefonu żony wynika, że spotkanie trwało od 09:36 do 15:24 (ponad 5 godz. seksu i nie chcę wiedzieć czego jeszcze). O godz. 15:59 żona zadzwoniła do mnie i powiedziała mi, że tęskni za mną (!) (rozmowa trwała 43 sek.). Ja w tym czasie byłem w pracy. O godz. 16:10 kolejny sms do faceta. O godz. 18:53 żona mi przysłała sms-a (kup czerwone wino, czekam na Ciebie Skarbie). O godz. 19:02 tuż przed moim powrotem do domu żona dzwoniła do jednego z bardziej luksusowych hoteli na południu Polski i rezerwowała w nim pokój (!). Kilka tygodni później w tej miejscowości miała odbyć się kolejna konferencja szkoleniowa żony. Tego wieczoru żona kochała się ze mną jak gdyby nic się nie stało. Czy to dlatego, że czuła się niewystarczająco zaspokojona, czy też dlatego aby dalej usypiać moją czujność? Tego nie wiem. Ale takie są suche fakty z najgorszego dnia mojego życia (!). Podsumowując, w czasie gdy ja pracowałem i zarabiałem pieniążki na potrzeby naszej rodziny; w czasie gdy nasze nieświadome niczego dzieci uczyły się w szkole ich kochana mama a moja wspaniała żona realizowała swoje erotyczne fantazje z obcym facetem gdzieś w przydrożnym hotelu. Następnego dnia był piątek 22 marca żona zawiozła dzieci do szkoły i pojechała do pracy. Wysłałem jej rano sms-a z życzeniami (miłego dnia) i podobnego sms-a odebrałem chwilę później od żony. Od rana siedziałem w swojej poradni. Cały dzień czekałem na jakikolwiek kontakt ze strony żony. Niestety ani nie dzwoniła do mnie ani nie pisała sms-ów. Po południu zrobiłem zakupy, odebrałem dzieci od teściowej i wróciłem do domu. Tego dnia ogarnięty dziwnymi przeczuciami postanowiłem sprawdzić telefon żony. Po raz pierwszy w życiu przekroczyłem barierę zaufania osobistego, którą sobie zawsze bardzo ceniłem i sprawdziłem biling telefoniczny żony. Wieczorem żona pojechała na nocny dyżur do pogotowia (od godz. 20:00 do godz. 6:00). Ja sprzątnąłem dom, zrobiłem chłopcom kolację, wziąłem prysznic, wydrukowałem na drukarce biling szczegółowy telefonu żony, zabrałem się za jego analizę i po kilku minutach poczułem jak krew uderza mi w tętnice z siłą najsilniejszego huraganu a serce zaczyna przyspieszać w tempie 120 uderzeń na minutę. To był dla mnie SZOK!. Szok i niedowierzanie. Tego wieczoru kilka godzin analizowałem numery połączeń telefonicznych, sms-ów wszystkich znanych mi numerów telefonów z okresu od 05.03 do 22.03. Gdy moja analiza dotarła do 08.03 oczy otworzyły mi się szeroko, bardzo szeroko. Z ustaleniem właściciela numeru telefonu nie było najmniejszego problemu. Ponieważ numer należy do mojej sieci wystarczyło zadzwonić na infolinię i miła pani podała mi właściciela telefonu (firma). Potem wystarczyło wpisać numer telefonu i nazwisko do google i poznałem wybranka żony z imienia, nazwiska i z wyglądu. Zawsze uważałem, że moja żona ma dobry gust, poczucie estetyki i smaku. Jak zobaczyłem zdjęcia gościa na facebooku to byłem w kolejnym szoku. Nic nadzwyczajnego, zwykły facet, lekko łysiejący przedstawiciel handlowy w wieku około 38 lat, pracujący w firmie produkującej sprzęt medyczny w branży specjalizacji mojej żony. Kompletnie nie rozumiem czym sugerowała się moja żona decydując się na romans i co najgorsze na pójście do łóżka z takim facetem. Tego nie zrozumiem NIGDY! Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (22.03.) wynika: O godz. 07:46 napisałem do żony: (Kocham Cię skarbie! Miłego dnia.). O godz. 07:53 żona mi odpisała: (Wiem. Miłego dnia i miłych i młodych pacjentów. Kocham Cię). Od godz. 13:00 do godz. 21:18 żona kontaktowała się sms-ami tylko z tym gościem (łącznie 5 sms-ów) a więc podczas gdy ja analizowałem wieczorem biling żony ona w najlepsze snuła kolejne plany wspólnych spotkań. Wtedy zrozumiałem, że moja intuicja mnie nie zawiodła, że moje obawy były słuszne, że moje pretensje do żony były absolutnie uzasadnione, że to nie ja jestem w tej całej sprawie sprawcą napięć, niepokoju i zamieszania. Zrozumiałem, że żona zrobiła mi coś strasznego, że nie była ze mną szczera od samego początku, że oszukała mnie, że wmawiała mi przez ten cały czas, że robię jej scenki nie wiadomo o co, że czepiam się jej zupełnie bez powodu, że jestem w stosunku do niej podejrzliwy, że moje zachowanie niekorzystnie wpływa na nasz związek. Usiłowała wmówić mi, że tak naprawdę ta cała sytuacja niepewności, napięcia i niepewności to moja wina bo jestem chorobliwie zazdrosny i podejrzliwy. Najlepsze jest to, że ja naprawdę w to uwierzyłem. Do tego dnia zanim nie sprawdziłem bilingu telefonu żony żyłem w przekonaniu, że to ja jestem winien tej całej sytuacji bo nie starałem się wystarczająco dbać o moją żonę. Miałem moralnego kaca, że zrobiłem żonie tą scenkę zazdrości po jej powrocie z konferencji. Po analizie bilingu telefonu żony zrozumiałem, że nie myliłem się. Nie znałem mojej żony tak naprawdę jak mi się wydawało. Nie wierzyłem, że może być zdolna do czegoś takiego. Do dziś nie rozumiem DLACZEGO żona tak bardzo mnie skrzywdziła, tak bardzo mnie oszukała, tak bardzo mnie poniżyła, tak bardzo mnie zhańbiła, tak bardzo mnie upokorzyła? Czym sobie na to zasłużyłem? Pamiętam, że tego wieczoru bardzo długo nie mogłem zasnąć. Różne myśli krążyły po mojej głowie. Setki razy zadawałem sobie pytanie DLACZEGO we wszystkich możliwych konfiguracjach. Zrozumiałem dlaczego żona tego dnia, tego wieczoru i przez wszystkie pozostałe, wcześniejsze dni nie miała dla mnie czasu. Ponieważ każdą wolną chwilę przeznaczała na kontakt z tym facetem. Nawet w ten piątkowy wieczór, kiedy była na dyżurze pisała sms-y z tym facetem do godz. 21:18 włącznie. Tego wieczoru nie dzwoniłem do żony, ponieważ nie chciałem aby pod wpływem silnych emocji schodziła z dyżuru i narażała siebie na nieprzyjemności w pracy. Poczekałem na powrót żony do rana. W sobotę 23 marca żona wróciła rano z dyżuru. Po wejściu żony do domu zapytałem się jej prosto z mostu kim jest dla niej ten facet i co ją z nim łączy. Nie zapomnę nigdy miny mojej żony. Z wrażenia zaniemówiła, była w szoku, oczy miała jak 5 złotych. Nagle zaczęła mnie przepraszać, przytulać się do mnie, prosiła mnie o wybaczenie i wyrozumiałość. Wciąż powtarzała mi, że tamten facet nic dla niej nie znaczy, że kocha tylko mnie i naszych chłopców. Powiedziała mi, że z tamtym facetem wszystko skończone, żebym zapomniał o wszystkim. Zachowanie żony zmieniło się NAGLE o 180 stopni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pamiętam, że tego dnia pojechaliśmy z naszymi chłopcami na zawody w biegach przełajowych na orientację. Podczas udziału dzieci w konkursie rozmawialiśmy ze sobą bardzo długo. Żona cały czas mnie przepraszała i prosiła mnie o wybaczenie ale nie chciała mi powiedzieć co tak naprawdę wydarzyło się pomiędzy nią a tym facetem. Wtedy kiedy rozmawialiśmy ze sobą w sobotę (23.03.) nie wiedziałem jeszcze, że spotkała się z nim w hotelu (!). Wiedziałem tylko, że wysyłała do niego sms-y z telefonu, że dzwoniła do niego ale domyślałem się, że do czegoś pomiędzy nimi doszło w drugim dniu konferencji. Pamiętam, że powiedziałem żonie, że postaram się dotrzeć do tych sms-ów odebranych od tego faceta i wysyłanych do niego. Był to blef z mojej strony ale chciałem po prostu sprawdzić reakcję żony na te informacje. Pamiętam, że żona błagała mnie abym tego nie robił, ponieważ treść tych sms-ów będzie dla mnie bardzo przykra (!). Prosiła mnie abyśmy zakończyli ten temat i nigdy więcej do niego nie wracali i postarali się o wszystkim zapomnieć. Łatwo powiedzieć. Jak mam zapomnieć o tym co mnie spotkało skoro wciąż nawet nie wiem DLACZEGO do tego doszło (!). Z raportu bilingu telefonicznego żony za ten dzień (23.03.) wynika: O godz. 12:36 żona przysłała mi sms-a: (Skarbie tylko Ciebie kocham i tylko na Tobie mi zależy). O godz. 21:55 wysłała ostatniego sms-a do gościa (chyba z informacją o zakończeniu tego związku) i już więcej się z nim nie kontaktowała. Pamiętam, że tego wieczoru żona starała się być dla mnie wyjątkowo miła. Starała się jakoś wyjść z twarzą z tej całej sytuacji. Nie bardzo chciała rozmawiać o tym co się wydarzyło. Przypominam, że tego wieczoru ja nadal nic nie wiedziałem o ich wspólnym spotkaniu. Atmosfera była na tyle napięta, że postanowiliśmy ją nieco rozluźnić alkoholem. Ale to niewiele dało. Żona jeszcze raz mnie przeprosiła za swoje zachowanie. Powiedziała, że gdyby mogła cofnąć czas z chęcią by to zrobiła i naprawiłaby wszystko to co zepsuła swoim zachowaniem. Powiedziała mi abyśmy nie rozmawiali więcej na ten temat, że czas leczy rany i im wcześniej o tym zapomnimy tym lepiej. Pamiętam, że tego wieczoru miałem już dość wszystkiego. Żona zrzuciła sobie kamień z serca a we mnie dopiero odezwały się emocje i ruszyła wyobraźnia. Zacząłem się domyślać, że w tym całym zdarzeniu nie chodziło tylko i wyłącznie o jakiś przelotny sms-owy flirt żony z przypadkowym przedstawicielem handlowym. Intuicja podpowiadała mi, że pomiędzy tymi dwojga doszło do czegoś więcej niż do wirtualnego romansu. Włączyło mi się na dobre myślenie i kojarzenie faktów. Żona nie dotrzymała mi dłużej towarzystwa tego wieczoru. Emocje z niej opadły, kilka drinków zrobiło swoje i żona poszła spać. Ja zostałem sam w salonie na dole. Była sobota wieczór, pierwszy luźniejszy weekend od jakiegoś czasu. Oglądałem jednym okiem TV ale tak naprawdę myślami wyobrażałem sobie co moja żona robiła z tym gościem w sobotę 2 tygodnie wcześniej w klubie nocnym i potem. W TV ludzie w całej Polsce bawili się na imprezach, tańczyli, cieszyli się a ja siedziałem sam i upijałem się na smutno. Biłem się z własnymi myślami. Jedne z nich mówiły mi to NIEMOŻLIWE, moja żona by mi nigdy TEGO nie zrobiła, przecież miała wszystko o czym zawsze marzyła. Miała mnie, miała chłopców, miała dom, pracę. Stworzyliśmy razem ciepłą, kochającą się i wspierającą się rodzinę. Po co żona miałaby ryzykować swoje i nasze wspólne szczęście dla jakiegoś przypadkowego faceta? Po co miałaby narażać nasz związek ale przede wszystkim własną reputację w moich oczach, w oczach swoich synów oraz wśród własnej rodziny na pogardę i ośmieszenie. No właśnie PO CO? Pamiętam, że tego wieczoru mój zdrowy i chłodny rozsądek, który podsuwał mi te wątpliwe pytania przegrał walkę z suchymi faktami, które odczytywałem z bilingu telefonicznego żony. Im dłużej nad tym myślałem tym bardziej zaczynałem wierzyć niestety w najczarniejszy scenariusz wydarzeń. Emocje gotowały się we mnie. Byłem coraz bardziej wściekły na siebie, że dopuściłem w ogóle do takiej sytuacji, że byłem takim łatwowiernym ****kiem, że byłem tak ślepo zapatrzony w moją żonę. Pamiętam, że tego wieczoru bardzo potrzebowałem kogoś, kto mnie wysłucha, kogoś kto zdejmie chociaż trochę tego ciężaru, który leżał na moich plecach. Nie pamiętam, która była wtedy godzina ale na pewno było grubo po północy. Zadzwoniłem do jedynej osoby z mojej licznej rodziny, do której mogę zawsze zadzwonić o każdej porze i wszystko opowiedzieć bez narażania siebie i mojej żony na nieprzyjemności. Zadzwoniłem do mojego młodszego brata, który mieszka od nas ponad 400 km, który też jest lekarzem (jego żona też), który akurat był na dyżurze w szpitalu i mógł mnie spokojnie wysłuchać. Rozmawialiśmy w sumie prawie godzinę. W zasadzie był to wyłącznie mój monolog, monolog przerywany spazmami płaczu, który momentami przerywał nasz kontakt na dłuższe chwile. Opowiedziałem bratu a w zasadzie wyszlochałem mu wszystko to co mi leżało na sercu. Brat wysłuchał mnie spokojnie, zadawał konkretne i rzeczowe pytania. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Zawsze miał bardzo dobre zdanie na temat mojej żony. Wiem, że byliśmy dla niego i jego żony niemal wzorem tego jak może wyglądać kochające się i wspierające się małżeństwo. Jestem do dziś bardzo wdzięczny bratu za ten bardzo trudny dla mnie wieczór. Cenne uwagi brata pozwoliły mi zapanować nad emocjami, które wtedy kompletnie mi podcięły skrzydła. Poprosiłem brata o dyskrecję wśród pozostałych członków naszej rodziny. Nie chciałem aby ktokolwiek inny z mojej rodziny dowiedział się o karygodnym błędzie mojej żony. Moja żona zawsze miała i ma bardzo wysoką pozycję i szacunek w oczach moich rodziców i oczach mojego pozostałego rodzeństwa. W przeciwieństwie do rodziny mojej żony, moja rodzina zawsze była przeze mnie utwierdzana w przekonaniu, że moja żona jest wyjątkowa, jest prawie doskonała pod każdym względem. Jako bardzo dobra żona, jako bardzo dobry przyjaciel, jako bardzo dobra kochanka. Podczas wspólnych spotkań wszyscy słuchali tego co ma do powiedzenia moja żona, wszyscy liczyli się z jej zdaniem, była doceniana przez moją rodzinę bardziej niż ja sam. Rodzice traktowali i nadal traktują moją żonę jak swoją własną córkę, moje rodzeństwo uwielbia spędzać wspólne rodzinne święta z moją żoną. Wielokrotnie słyszałem (w obecności mojej żony) z ust moich rodziców i rodzeństwa słowa, że muszę być dobrym mężem dla swojej żony, kochać ją całym sercem, szanować ją, wspierać ją w trudnych chwilach, że gdybym kiedykolwiek spróbowa