Czuję się z tym źle
Dodane przez 4april dnia 25.09.2013 13:21
Zacznę może od początku. Pobraliśmy się jeszcze w czasie studiów. Było dobrze, choć biednie. Urodziła się nam córeczka, poszedłem do pracy, żona nadal się kształciła. Pierwsza praca nie była zbyt dochodowa, zmieniłem na wyjazdową, znacznie lepiej płatną. Zaczęły się pretensje, że nie ma mnie w domu. Że jest sama z dzieckiem i w ogóle, nadmieniam, ze wyjazdy były dość częste, ale krótkie i sezonowe. Lata mijały, o pracę nie było lekko, jak tylko się pojawiła okoliczność po 2 latach wyjazdów, zmieniłem pracę na taką na miejscu. Niestety nie pomogło to specjalnie, gdyż pretensje przybierały na sile. Właściwie o wszystko. O przeszłość, o szkołę, o rodziców, o dzieci. Wybudowaliśmy dom, przeprowadziliśmy się. Dalej było źle. Z roku na rok coraz gorzej. Wydawało mi się, jakoś się w końcu dogadamy, ale nie szło. Wszystkiemu byłem winien ja. Doszło do tego, że pojawiły się awantury z przemocą fizyczną ze strony żony i zaczęła wyrzucać mnie z domu. Moja samoocena spadła wtedy wyjątkowo nisko. Czułem, że właściwie nie chcę już wracać do tego domu, bo czeka mnie w nim piekło, ale są dzieci, bo w międzyczasie urodził się nam synek, może ułoży się miedzy nami w końcu.
Wtedy to czyli jakieś 7 lat temu poznałem inną kobietę. Poznaliśmy się przez internet. Znajomość trwała kilkanaście miesięcy, w tym czasie spotkaliśmy się kilka razy w realu. Doszło do zdrady. Jednakże po tych kilku miesiącach znajomości doszedłem do wniosku, ze wcale nie odpowiada mi ani ta kobieta, ani ten ukrywany związek. Znajomość się zakończyła.
Niestety po 2 latach po mojej zdradzie żona dowiedziała się o tym. Właściwie przemocą to ze mnie wydusiła. A stało się tak, gdyż przy badaniach dowiedziała się iż zarażona jest HPV, no i oczywiście mogła to dostać tylko ode mnie. Przyznałem się i zdecydowany byłem odejść. Ale wtedy dopiero miałem się przekonać jak naprawdę źle może być. Żona nie tylko nie pozwoliła mi odejść, gdyż "jak ty to sobie wyobrażasz", ale zaczęły się od tego czasu codzienne awantury, 2-3 razy w ciągu dnia, większe w weekendy łącznie z naruszaniem nietykalności fizycznej, masakra. Dzieci niestety były często świadkami tych awantur. Po kilku razach zrobiłem sobie obdukcje, gdyż stwierdziłem, że prędzej czy później tego nie wytrzymam i po prostu ucieknę i zostawię to wszystko. Jednakże zaciskałem zęby i chyba traktowałem to jako karę za to że dopuściłem się tej niepotrzebnej zdrady.
A teraz kiedy minęło już 5 lat od kiedy żona wie o mojej zdradzie, okazało się, że przez ostatnie 4 lata, notorycznie zdradza mnie ze znajomym, również z internetu. Dowiedziałem się zupełnie przypadkiem, nie wierzyłem, potem, kiedy podejrzewałem, że ona może się z tym kimś spotkać, poszedłem za nią no i oczywiście, że się spotkała. Wyszło, że kiedy ja pracowałem, ona spędzała miło czas w jego mieszkaniu, po motelach lub kotłowała się w jego samochodzie, a po moim powrocie nadal traktowała mnie jak psa. Mało tego, on bywał jak się później okazało, również naszym domu. Kiedy zapytałem jej o to, dlaczego - usłyszałem że to miała być zemsta na mnie i że gdybym ja tego nie zrobił, ona nigdy by tego nie zrobiła. Jak można się w ten sposób mścić na kimś, nie rozumiem. Jak można tak długi romans utrzymywać? Nie rozumiem. Powiedziałem jej o wszystkim, że wiem, i że ze skutkiem natychmiastowym kończymy nasz związek. Błagała, przepraszała, podobno zerwała z nim.
Od tego czasu minęło już kilka tygodni. Poszliśmy na terapie dla małżeństw, ale ja nadal nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie ufam, wydaje mi się, że wystarczy mój dwudniowy wyjazd dokądkolwiek, a nadal będzie się działo. A do tego te wszystkie myśli, ze ona, ze z nim, że tak długo, itd. Fatalnie się z tym czuję.