To nie miało prawa sie zdarzyć!!!
Dodane przez Anek dnia 24.07.2013 11:45
Mój koszmar rozpoczął się od majowego weekendu kiedy pokłóciliśmy się z mężem o jakąś drobnostkę. Po tej kłótni mąż zaczął się dziwnie zachowywać był wobec mnie bardzo zimny i oschły. Po tygodniu widząc co się dzieje zaczęłam pytać o co chodzi, przecież ludzie się kłócą czasami potem godzą i nic takiego się nie dzieje. Mąż powiedział, że to zachowanie to przez długi (jest taksówkarzem i ciężko zarobić na zus i życie i na koncie ma debet). Trudno było mi w to uwierzyć gdyż debet nie był jakiś duży i poradzilibyśmy sobie. Mąż zaczął mówić, że nie wie co się z nim dzieje (rzeczywiście był innym człowiekiem), że to nie on, że zmieniła mu się filozofia życia, chciałby podróżować, zrobić sobie tatuaż (wcześniej nie podobały mu się, ma 42 lata). Zauważyłam także, że "buja w obłokach" np. wstawiał garnek z zupą do lodówki, a rano dzwonił i pytał co na obiad. Wszystko to wzbudziło moje podejrzenie, że on się zakochał, chociaż wydawało mi się to nieprawdopodobne z różnych względów. Byliśmy dobraną parą, taką na całe życie, mąż miał z seksem kłopoty (ja przywykłam) więc chociażby z tego powodu nie mogłam w to uwierzyć, ze ktoś jest. Kiedyś nawet żartowaliśmy sobie, że on nie ma z czym startować do innej kobiety.Obserwowałam go, widziałam, że nie interesuje się mną w ogóle, nie dzwonił (kiedyś często to robił) nie pytał co u mnie, nie rozmawiał, i dalej oschły i zimny jak lód, ja przychodziłam z pracy, a on wychodził do swojej. Zaczęłam przeglądać jego telefon bo oczywiście zaprzeczał wszystkiemu zwalając, ze to przez pracę i długi. Z połączeń wynikało ,ze dużo dzwoni do swojej korporacji taxi no ale nie zwróciło to na początku mojej uwagi dopóki nie zobaczyłam ile te połączenia trwają. Było też nocne połączenie do dyspozytorki taxi na telefon prywatny i tak moje podejrzenia zaczęły przybierać jednak realne kształty. 20 czerwca przyparty do muru przyznał się, że ktoś jest i, że od dwóch lat niewiele nas łączy. Doznałam szoku, trudno to opisać nawet. Wyprowadziłam się z synkiem do mamy, nie wzruszyło go to zbytnio ale mówił, żebyśmy wrócili bo tam jest nasz dom. Byłam pewna, że to koniec małżeństwa ale po kilku dniach pomyślałam, że nie oddam go jej tak łatwo, ona będzie szczęśliwa, a ja będę chodziła i płakała. Zadzwoniłam do niego i zapytałam czy chce jeszcze ze mną być (zrobiłam głupotę) odpowiedział, że tak i umówiliśmy się na rozmowę. Mąż po dwóch dniach od przyznania się, że jest ktoś zaczął zaprzeczać wszystkiemu, że tylko tak powiedział (oczywiście nie wierzyłam w to). Wróciliśmy do domu ale oczywiście to się nie udało bo on dalej wobec mnie z rezerwą, a ja wiedziałam, że ktoś jest, ryczałam, próbowałam rozmawiać, a on jeszcze bardziej anty do mnie. Nadarzyła mi się okazja żeby przejrzeć samochód i znalazłam prezerwatywy, jednej brakowało i takie tabletki- suplement diety dla facetów. Jakieś durne tłumaczenie, powiedziałam, żeby się wyprowadził bo jemu jednemu jest łatwiej niż mnie z synem (formalnie mieszkanie jest jego), a on ,że nic nie zrobił. W niedzielę poszliśmy z dzieckiem na spacer, potem my do domu, a on do pracy. Sprawdziłam w internecie połączenia telefoniczne i zobaczyłam, ze jak był w domu to wysyłał smsa, jak był z nami ale gdzieś trochę dalej to dzwonił kilka razy do tej dyspozytorki taxi, a potem gdy ona była już w pracy to dzwonił do pracy. Wiedziałam już, że to 24 letnia dziewczyna, dyspozytorka korporacji. Przejrzałam bilingi od początku roku pod kątem jej numeru i korporacji i jest tego cała masa, trwa od początku roku. Powiedziałam o tym mężowi co znalazłam, a on dalej zaprzecza patrząc w oczy. W szablonach sms znalazłam "bardzo cię lubię". Wyprowadził się do matki, a ja znalazłam jeszcze email "kocham cie" i zamówienie z apteki na tabletki typu viagra. Gdy zadzwoniłam i powiedziałam to odłożył słuchawkę, że nie będzie rozmawiał w ten sposób. Gdy przyszłam do domu (był z dzieckiem) ja nie odezwałam się ani słowem, a on też zero komentarza, że jeszcze wczoraj zaprzeczał, a dzisiaj takie znalezisko. Po dwóch dniach ja nie wytrzymałam i zapytałam jak mógł mi tak w oczy kłamać przez miesiąc, a on ,że chciał "dawkować" cokolwiek to znaczy. Proponował mi, ze będziemy wspólnie mieszkać bo tak będzie łatwiej (taniej), że chce mi pomagać (bo u matki nie ma warunków do mieszkania), JAK MOŻE TAK NIE LICZYĆ SIĘ Z MOIMI UCZUCIAMI?? Był najważniejszym człowiekiem w moim życiu, oddaliliśmy się od siebie przez jego pracę, jeździł wieczorami i pół nocy ale to nie był powód, wiele razy mówilam, żeby zostawał w domu czasami chociaż bo to nie służy naszemu związkowi ale mówił, że przesadzam, a teraz mówi, ze od lat niewiele nas łączyło. Dawałam mu też pieniądze żeby się nie martwił tymi długami. Jak bardzo boli nie muszę chyba pisać. Na razie mój świat się zawalił...