Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Związek wielu osób na tym portalu zakończył się rozwodem. Każdy wreszcie musiał uporać się z tym problemem.
Jednym z nas przyszło to szybciej, a u innych trwało to trochę dłużej. Czas ma to do siebie, że życie biegnie nieustannie na przód. Nie ogląda się i nie czeka na nas. On prze do przodu pociągając jednych za sobą a innych wręcz stopując, aby w ferworze ciągłych zmian nie zrobili sobie krzywdy.
My nauczyliśmy się żyć będąc bez swojego partner lub partnerki. Radzimy sobie dobrze. Po tym wszystkim nie jedna osoba stwierdza, że jednak dobrze, że się rozstała z partnerem. Tak dla nas lepiej, normalniej i spokojniej. Wielu z nas zaczęło sobie układać własne życie z nowym partnerem, zadbało o siebie zamykając definitywnie poprzedni etap swojego poprzedniego życia.
Jednakże czy tak jest naprawdę, czy można zamknąć raz na zawsze poprzedni etap swojego życia, poprzedniego partnera wyrzucić z własnego życia?
Dzieci.
Nasze kochane pociechy. Małe czy też już dorosłe, kochamy je szczerze i oddanie. Przecież one cierpiały razem z nami. Przeżywały każdy przepłakany, smutny pełen goryczy dzień w którym my cierpieliśmy.
Wielu z nas po rozwodzie samemu musi je utrzymywać, pomagać rozwiązywać ich problemy. Być dla nich ojcem i matką. Staramy się o nie troszczyć, aby niczego im nie zabrakło, aby mieli co zjeść za co się uczyć. Robimy to kosztem siebie. Często ex małżonkowie nie przejmują się dalej nimi. Wykorzystują je nadal do swoich gierek. Nawet jak są to osiemnastolatkowie którzy wydawałoby się, że są już dorosłymi ludźmi i powinni odróżnić ich fałsz od prawdy a mimo tego lgną do ex.
My zapewniamy dzieciom byt, mieszkają z nami a one jakby zapomniały o tym, że ich rodzic który zostawił ich nie przejmując się ich bytem ich uczuciami. Na domiar tego wyrzekł się ich mówiąc im to prosto w oczy, a one po tym wszystkim jakby o wszystkim zapomniały.
Nie raz zastanawiam się kim dla swoich dzieci jesteśmy.
Czy tylko instytucją potrzebną do utrzymania ich statusu materialnego. Co skłania ich do takiego zachowania.
Czy one nas kochaj, czy raczej chcą wygodnie żyć.
A może nasz parasol który roztaczamy nad nimi, aby się im nic złego w życiu nie działo jest zbyt duży?
Eva napisałaś dokładnie to co od pewnego czasu zaprząta moje myśli. Zastanawiam się czy wychowałam dziecko bez uczuć, myślące tylko o dobrach materialnych? Czy swój ból chowa tak głęboko i przybiera tylko taką maskę? Nie wiem, czasami myślę, że mam cudownego syna, tak dorosłego i mądrego na swoje 15 lat, a czasami liczy się tylko to czy dam kasę na nowy komputer albo wycieczkę szkolną. Taka jest prawda.
A może przesadzam? Może to normalny wiek dorastania i buntu a że nałożył się z tragicznymi przeżyciami moimi i walką o byt ? Samotną walką? Przecież nie wiem jakby było gdyby nie rozwód, tylko wtedy miałabym oparcie w drugiej osobie a nie wroga który nastawia syna tak żeby się wybielić w jego oczach, żeby się usprawiedliwić przed synem, żeby kusić kasą i wyjazdami na narty a mama przecież nawet na wycieczkę szkolną nie ma.
Mam nadzieję, że kiedyś, za parę lat, mój syn zrozumie, może jak będzie miał własną rodzinę a może wtedy gdy po raz kolejny będąc w szpitalu zobaczy kto czuwa przy jego łóżku a kto zapomniał.
ja mysle inaczej, czy to aby my nie za duzo wymagamy? ja zaluje bardzo, ze dzieci widzialy moja rozpacz. dla nich musimy byc silni. powinny wiedziec, ze maja w nas oparcie. nie mam zalu, ze czasem mnie syn strofuje kiedy sobie nadmiernie pojade po jego tacie. widze, ze stara sie byc sprawiedliwy. moj bol, to nie jego bol. jego nikt nie porzucil, wrecz przeciwnie, musze podkreslac, ze dla dzieci nic sie nie zmienia. sa kochane przez nas oboje, choc mnie jest ciezej, bo wychowuje je sama. nie bede wzorcem do nasladowania dla synow. nie naucza sie przez moje cierpienie jak zle jest zostawiac rodzine i szukac szczescia gdzie indziej. musza miec normalny dom, tylko ze sami musimy im taki dom stworzyc. musimy byc silni i sprawiedliwi. to jest nasze zadanie, a nie liczenie ze kiedys to zobacza, docenia i odpowiednio potraktuja zlego zdradzajacego rodzica.
Tulia zawsze Ciebie podziwiałam za poprawne kontakty z eks, , mi się to nie udaje, niestety. I nie chodzi o to żeby dziecko zrozumiało kto jest dobry z kto zły bo zdradził( choć z drugiej strony czemu nie ? to przecież też przykład żeby się nauczyło, że nie łamie się danego słowa, nie porzuca się bliskiej osoby- dzieci, o tak sobie, bo się miało chwilę słabości). Chodzi o wymagania wobec mnie, mnie matki, która jest przy nim cały czas, która ma być bo tak, a idealizowanie ojca, który wpada z wizytą raz na tydzień, nie ma wymagań, zapewnia rozrywkę, a od wychowywania i obowiązków, karcenia jest matka . Jak kiedyś, zapytałam syna czemu na mnie krzyczy, że popsuł mu się komputer, czemu złość na mnie wyładowuje i pretensje,że inni mają a on nie? Czy na tatę tak krzyczysz? czy do niego zadzwoniłeś ? Usłyszałam, nie, przecież taty tu nie ma, przecież to już nie jego problem. Czyli to tylko mój problem? Oj chyba nie, a przynajmniej ja sądzę, że nie powinien to być tyko mój problem, skoro ojciec nie porzucił syna, porzucił matkę syna. Oj taki temat paskudny, ale prawdziwy to ja jestem winna,że musimy zmienić mieszkanie na inne i to na mnie dziecko jest obrażone, a ja oczekuję tylko zrozumienia i chociaż nie wywalania złości na mnie za to co się stało, tylko tyle, a może aż tyle?
nie, nie rybka, mylisz moje poprawne kontakty z czyms zupelnie innym. moje poprawne kontakty to zreszta zupelnie inna sprawa, duzo latwiej o nich mowic, niz je miec. chodzi mi o cos innego. dom, jaki stworzymy dzieciom po rozwodzie, po porzuceniu - nazwijmy rzecz po imieniu - bedzie jedynym, ktory moze stanowic dla nich wzor, jaki powiela w swoim zyciu. nam, matkom synow, jest szczegolnie trudno, bo nie mozemy im pokazac jak byc dobrym ojcem i mezem. chodzi mi o to, ze jesli pokazemy na zalaczonym obrazku jak byc nie powinno, jaki zly to facet zgotowal ten los Nam (mnie i wam, dzieciom) wcale ich nie nauczymy odpowiedzialnosci. nikt sie nie uczy na cudzych bledach. przewrotnie - stwarzajac im jak najlepszy dom, olewajac poki co te ich teksty o dobrych ojcach i matkach ganiajacych do nauki i wymagajacych, mamy szanse na to, zeby nasz syn, nasi synowie, naprawde zobaczyli jaki ma byc dom. chcieli do niego wracac, nie uciekali w chore zwiazki, byle dalej od domu. nasze dzieci musza wiedziec, ze choc kulawy to ten nasz dom i tak jest lepszy niz niejeden z ojcem i matka, bo to zreszta prawda, rybka. na pewno wiele takich znasz, gdzie pelna rodzina nie zapewnia wcale szczescia. a naszym synom, niestety, jak woda rybkom , potrzeba meskiego wzorca. nie wybielajmy naszych zdrajcow, ale pozwolmy zeby zachowali cokolwiek, co nasi synowie moga nasladowac, znalezc w sobie cechy swojego ojca i nie rzygac z obrzydzenia (mam to w postaci najstarszego syna). to jest jedna rzecz, a druga przyziemna calkiem, ale chyba niezwykle istotna. kazda z nas ma nadzieje, ze zycie sie jej ulozy, znajdziemy fajnych facetow, odpowiedzialnych i kochanych. nie wyobrazam sobie przyprowadzenia takiego faceta do domu, kiedy moja nienawisc do bylego meza i jego kochanki wylewa sie przy sniadaniu, obiedzie i kolacji z dziecmi. nie ma szans, rybka, zeby syn zaakceptowal nowego faceta wtedy. rozegrane madrze i spokojnie zdecydowanie daje wieksze szanse. nie powie: tak gadalas na ojca, a sobie kogo przyprowadzilas?
cokolwiek nasze dzieci mowia i mysla dzis, wierzcie, dla nich ojciec zawsze bedzie bardzo waznym czlowiekiem. i niech tak zostanie, dla naszego wlasnego dobra. nie mowie tym razem z doswiadczenia wspartego iloscia dzieci czy lat mowie z przetrawionej i przemyslanej sesji z pania psycholog.i nie zawsze stosuje w zyciu, staram sie tylko. to tak samo przereklamowane jak te moje dobre kontakty staram sie!
rybka :*
Kiedy powiedziałam swojej psycholog że mała na mnie krzyczy że często reaguje zlością ta stwierdzila że to normalne że znalazla sobie kogos do bicia.Bo ja jestem najbliżej bo jestem dostepna bo w końcu swoją zlość może na kims wyladować.To wolanie o pomoc to krzyk dziecka że dzieje mu się coś zlego to w końcu odreagowanie całej sytuacji.Oczywiście to jest lepsze od zamknięcia sie bo to grozi izolacja samotnością i nieumiejętnoscią radzenia sobie w dalszym zyciu.Piszecie że ważne są kontakty z ojcem i tu się zgadzam że dla dobra dziecka trzeba chować urazy w kieszeń i robić wszystko by dziecko po rozstaniu miało choc namiastke domu rodziny.Tylko jak to cholera zrobić by ten ojciec chcial takich prawdziwych kontaktów by nie krzywdzil dziecka by nie robil dziecku wody z mozgu?Bo w tej potyczce nie ma zwycięzców i przegranych.Jak patrzę na to co się dzieje z dziećmi po rozwodach rodziców jak kalekie to są dzieci to mam ochote krzyczeć żebyśmy my tak pięknie się nazywając ludzmi przestali krzywdzić tych ktorych podobno kochamy.Kiedyś matka ojciec byli wzorem dla swoich dzieci dzis przestała liczyć sie rodzina .My dorośli sobie poradzimy wyjdziemy może lekko poobijani ale dzieci zawsze będą kalekami.I potem stworza swoim dzieciom taki sam los jakim im stworzono bo nie ma wzorca prawdziwej rodziny.I tak jak moj mąż zostawiony przez matke w wieku 5 lat powiedzą JA SOBIE PORADZILEM TO I WY MOJE DZIECI SOBIE PORADZICIE NA TYM ŚWIAT SIE NIE KOŃCZY.I pojdzie wychowywać obce dziecko zamiast swojego.I pytam jak dokonac rzeczy niemożliwej żeby ojciec czy matka byla rodzicem pomimo rozwodu ?Bo często rozwod z żoną czy mężem jest rownież rozwodem z dziećmi.Moge dziecku mówic że tata kocha że teraz ma zły okres ale przekonać dziecko jest trudno.Ono widzi czuje ono wie ze kiedy placze ma tylko jednego rodzica że ten drugi zapomnial o nim a przypomina sobie w chwilach nudy czy dlatego że to dobrze bedzie wyglądać w sadzie.To biedni ludzie ci pseudo tatusiowie i mamusie ktorzy zostawiaja swoje dzieci.Tk duzo ich omija nie widzą jak te dzieci rosną jak przęzywaja pierwszą dyskotekę pierwszego chlopaka to wszystko co sklada sie na dziecka zycie.Każdy dzień jest dla nich stracony bo ja pomimo klopotow kiedy oplataja mnie ręce corki kiedy czuje oddech na swojej twarzy jestem szczęśliwa że dane jest mi codzienne patrzenie na nia że mogę uczestniczyc w jej dorastaniu.I staram sie byc ojcem i matka jednoczesnie choć ojca nigdy nie zastąpię ale wyjścia nie ma dopoki rodzice nie zrozumieja że dziecko to nie rzecz to nie lalka ktorą się wyrzuca kiedy sie zepsuje.My zostajacy z dziećmi możemy tylko z calych sil starać sie dać tym dzieciom z siebie wszystko to co najlepsze.Może kiedys kiedy juz ten drugi rodzic sie wyszaleje przyjdzie po rozum do głowy i zechce byc prawdziwym rodzicem.Bo na skruche na niesienie dobra nigdy nie jest za pózno.I daj Boże by to dziecko przyjęło tego zbłakanego rodzica by umialo podać reke na zgodę.Idealny swiat to reklama w telewizji gdzie przed pieknym domem na zielonej trawie rodzice i dzieci sie przytulaja ale idealny świat nie istnieje .Mam żal do swojego mężą że odszedł że tak traktuje dzieci ale zawsze bedzie ich ojcem i czekam dnia kiedy powie naszym dzieciom wybaczcie pozwolcie że odrobie choć po części to czego wam nie dawałem.Cz y marzenie sie kiedyś ziści?Czas pokaże .
Dziewczyny poruszyłyście ciekawy i wiele wnoszący temat.Dzięki Ewo za otwarcie i wstep.Rzeczywiście jak to sie wszystko ma do sensu i logiki??Mój przykład ,dość zaskakujacy dla mnie.Moi synowie obecnie 15 letnie bliźniaki.Jeden z nich od małego był przez tatę faworyzowany, zresztą to kopia męża.drugi przez ojca odrzucany,besztany ....Przechodzili traumę dwa lata temu, trwałam przy nich,wspierałam,później oni mnie.W sumie dzięki nim odeszłam od męża,byłam skupiona na moim męzu egoiście, ratowałam związek który w sumie od dawna nie istniał a nie zwracałamuwagi jak oni też cierpią.Dzięki psycholog,ktora otworzyła mi oczy,zabrałam chłopców i zaczeliśmy od zera.Tatuś w zeszłym roku od czasu do czasu spotykał się z nimi, był to spacer pól godzinny z psem i nawet podejrzewam że tatuś bardziej stęskniony psa niż dzieci.
Na jesieni,gdy wracałam z pracy,mój prawie ex, mocno pijany czekał na mnie, rzucał się do bicia.W obronie stanąłten syn przez ojca od małego chołubiony, nagle mój syn wydoroślał,Stanął za mną murem i nie pozwoliłmnie skrzywdzic......ale w czym rzecz.....Po 3 miesiacach od zajścia tatuś odezwał się na tel drugiego syna,tego którego odrzucał cały czas,chciał sie spotkać..Ten odrzucany chętnie a pupil taty..NIE PÓJDĘ BO JA JUŻ NIE MAM OJCA!!Ma swoje zdanie na ten temat,nie chce ojca znać,widywać i nie ma siły by go do tego zmusiła...a ten odrzucany?lgnie jak ćma do światła......Mimo iż tatuś go robi w konia, umawia sie i nie dzwoni nawet by przeprosić ,milczy tygodniami,ale......jak tylko zadzwoni ten leci..
Same widzicie jak cięzko zrozumieć potrzebę posiadania ojca.Psycholog mówi że chłopcy sa w wieku że byle jaki ojciec aby był.tzn już jeden chłopiec, bo temu drugiemu nie przekona nikt do ojca..
Poplątane to bardzo,ale siła uczuć nie zależna od nas..
Dziewczyny piszcie bo temat naprawdę ciekawy.
Pozdrawiam Was "komandoski"hihi
Damy radę!!!!!!!
u mnie te kontakty z ojcem wygladaja roznie. tak naprawde ojciec byl na ich poziomie jak byli mali, czytal bajki, bawil sie... jak mowi moja pani psycholog, on na tym poziomie zostal, dzieci wyrosly hehe. dzisiaj najstarszy syn ma zal, mowi swinia nie ojciec, mlodszy z dystansem, tata to tata, to wy sie rozwiedliscie, nie my, maluchy (nie takie znow, pierwsza gimnazjum) nie widza roznicy. tata wyjechal jak mialy 8 lat, zdazyly sie przyzwyczaic. tata dba o kontakt na miare swoich mozliwosci, przyjechal na swieta, zabral chlopcow na ferie (najstarszy uciekl z domu, zeby tylko nie jechac). ja sie staram, jak pisalam wyzej. ewentualnie wylewam zale przed ex, nie przed chlopakami. smutne, ze praktycznie temat ojca od dawna nie istnieje w naszym domu. 5 lat to dlugo, zawsze bylam ja. pare miesiecy od rozwodu niczego nie zmienia. jedyne co deklaruja to fakt, ze nowej pani taty poznac nie chca, choc sredni, siedemnastolatek zaklada, ze w koncu ten moment moze nastapic i trzeba jakos to przezyc. osobiscie sugerowalam, nie mylic z prosba czy zadaniem, zeby sie tatus wstrzymal z prezentowaniem pani, no i sie wstrzymal. mowi, ze pani tez raczej wolalaby sie im przed oczy nie pchac. madra nie jest, ale jak widac calkiem glupia tez nie. pozostaje mi liczyc na szczatkowa inteligencje ex i zwyczajny proces przemijania. w koncu oni moze poznaja ja czy jakas nowa juz zupelnie, i mam nadzieje nei sprawi im to juz wielkiej krzywdy.
tak naprawde to w kwestii uczuc oni licza sie najwiecej, jak napisalas berta, my im ojca nie zastapimy. a posiadanie taty nie jest do przecenienia, jak mowi ilonesia. kazdy potrzebuje taty, jaki by on nie byl. moich synow choc czytal im bajki i umial sie bawic to tez cos.
My zostajacy z dziećmi możemy tylko z calych sil starać sie dać tym dzieciom z siebie wszystko to co najlepsze.Może kiedys kiedy juz ten drugi rodzic sie wyszaleje przyjdzie po rozum do głowy i zechce byc prawdziwym rodzicem.Bo na skruche na niesienie dobra nigdy nie jest za pózno.I daj Boże by to dziecko przyjęło tego zbłakanego rodzica by umialo podać reke na zgodę.Idealny swiat to reklama w telewizji gdzie przed pieknym domem na zielonej trawie rodzice i dzieci sie przytulaja ale idealny świat nie istnieje .
to sedno nurtującego nas problemu, a mianowicie.
To co teraz przechodzimy to sprawdzian naszego dotychczasowego przygotowania do dorosłości. Tę dorosłość weryfikuje nasze otoczenie i dzieci.
Zmierzyliśmy się z porzuceniem przez partnera z wynikającymi problemami po rozstaniu. Daliśmy radę i dajemy nadal. Było nam bardzo ciężko. Czasem brakowało pomysłów na to jak rozwiązać swoje problemy jak nim zaradzić. Korzystaliśmy nie raz z pomocy przyjaciół, rodziny, psychologa którzy nas wspierali i pomagali zrozumieć co się wokół nas dzieje. My mieliśmy wsparcie.
Rozstanie przebiegało etapami. Zapewne wielu z nas czytało na forum etapy rozstawania się z partnerem. Każdy z nas to przechodził i wielu jeszcze przechodzi.
Sami musieliśmy umieć odnaleźć się w naszym nowym życiu, pomału zaplanować dalsze życie, wytyczyć cele i pomału je realizować. Poradziliśmy sobie i radzimy nadal. Wspieramy siebie nawzajem chociażby przez ten portal. My dorośli którzy można by rzec, że przecież powinniśmy już wszystko wiedzieć i rozumieć. Sami zauważamy, że jednak tak nie jest. Jest jeszcze wiele niewiadomych których uczymy się z każdym kolejnym dniem.
Jeszcze tylu rzeczy nie rozumiem, nie wiemy. Mamy prawo nie wiedzieć i nie rozumieć. Przecież nikt z nas nie posiadł panaceum na życie, na wiedzę. Nikt nie jest idealny ( i bardzo dobrze, bo to by było straszne), ale za to umiemy się wzajemnie wpierać choć jesteśmy dorosłymi ludźmi. Szukamy wsparcia i je otrzymujemy.
Czy zauważyliście to, że wiele osób tu czuje się bezpiecznie, czuje się jakby było w rodzinie. Jesteśmy otwarci, szczerzy. Powierzamy swoje problemy i otrzymujemy pomoc.
Cytat
A dzieci?
Do kogo mają zwrócić się ze swoimi problemami, smutkami i radościami ?
My dorośli potrafimy na tyle wyartykułować nasze potrzeby, że można nas zrozumieć czego oczekujemy.
Cytat
A one?
One robią to na miarę swojego wieku, tak jak potrafią najlepiej w zależności jak w danym momencie się czują. One również przechodzą na swój sposób etapy rozstania. Tak etapy rozstania, ale z dotychczasowym życiem. Z tym, że rodzice, że rodzina mimo wszystko była spójna w której czuli się bezpiecznie, a tera już jej nie ma. To znali, w tym żyli. Na swój własny sposób czuli się dobrze.
A teraz. Ich świat również się rozsypał jak klocki lego które również nie jest łatwo poskładać na nowo. One mają prawo się czuć rozżalone, zakłopotane. Mają prawo bać się o swoją przyszłość.
Przez to zaczynają się zachowywać jak takie psie szczeniaki na które jeśli krzykniesz to gryzą i atakują na oślep, nie wiedząc czy to wróg czy przyjaciel. Na domiar tego widząc mamę czy tatę którzy zaczynają żyć i częściowo własnym życiem zaczynają być przerażone.
Co z nimi będzie, co się z nimi stanie czy sobie same dadzą radę. Bo skoro jedno z rodziców ich odrzuciło, a drugie układa sobie życie z nową osobą to cię teraz z nimi stanie, czy też ich odtrącimy?
Po prostu boją się. Dla nich to również nowe i nie znane. One też się uczą żyć na nowo. Mają prawo się bać i być może i dziwnie na to wszystko reagować. One chcą czuć się bezpiecznie wiedząc, że nikt ich nie opuści w potrzebie, nie odtrąci. Żadna nowa kobieta taty, czy też żaden nowy mężczyzna mamy nie zabierze ich, nie wpłynie na dalsze relacje jakie były do tej pory miedzy nimi, a rodzicem.
Myślę sobie, że to nie my mamy się zastanawiać o co chodzi naszym dzieciom tylko powinniśmy je wspierać z całych sił i na miarę naszych możliwości. One są tylko dziećmi, to nie partnerzy w rozmowie, to nie powiernicy naszych trosk i smutków. My powinniśmy wsparcia szukać wśród nas dorosłych.
To my mamy być ich wsparciem. Bo oni byli gdy tego potrzebowaliśmy. To nasza rola wspierać, uczyć i pomagać. To my mamy być tą ostoją i opoką do której zawsze można przyjść po pomoc i po to aby podzielić się radościami. To nasze zadanie i nasza rola jako rodzica. Rodzica przyjaciela i nauczyciela. Taka jest kolej rzeczy. Potem nasze dzieci tą wiedzę którą zdobędą od nas przekażą ją swoim dzieciom. To my jesteśmy dorośli i to nasze dzieci uczą się od nas tej dorosłości.
Nauczajmy je, wspierajmy, szanujmy i kochajmy takimi jakimi są bo to nasze dzieci.
I jak to mówi mój Przyjaciel ... a historia wszystko oceni ...