Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Tak się zastanawiam ile u Was trwała walka o związek i z jakimi efektami.
U mnie półtora miesiąca po... Wiem, że to niewiele, ale postanowiłam, że chcę uratować swój związek. Tyle, że miałam nieco inne wyobrażenie o tym, jak to będzie teraz. Miałam nadzieję, że mąż będzie się starał udowodnić, że mnie kocha i mu zalezy na nas. Tak obiecywał na początku. A teraz mówi, że potrzebuje czasu, bo gdzieś w tym wszystkim stracił radośc z tego, że ma nas i z tego co powinno w życiu być najważniejsze. Czasem mnie przytuli, czasem pocałuje, kochamy się, ale głownie jest tak, że nawet przez dwa dni mnie nie dotknie, nie popatrzy na mnie, nie powie nic miłego, a jak koło niego usiądę i złapię za rękę to chwilę potrzyma i zaraz pilota szuka czy cokolwiek innego, byleby nie trzymać dalej.
Staram się dać mu ten czas na dojście do siebie, ale czuję się okropnie. Mam taki żal i takie doły. Cały czas myślę o jego zdradzie (romans trwał 2 lata). Byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby i on się starał, bo widziałabym, że jest jakaś nadzieja, a tak miotam się raz między myślami pozytywnymi, a raz nie widzę szans na nic.
Dlatego proszę o info, jak to z Wami było, jak dawaliście sobie radę, jak zachowywali się Wasi partnerzy. Dzięki.
U mnie chęć ratowania związku trwała około 3 tygodni. Wszelki "optymizm" poszedł w niebyt, gdy dowiedziałem się, że z tym trzecim nie zerwała kontaktów, jak obiecywała. Ostatnim gwoździem do przysłowiowej trumny był moment, gdy dowiedziałem się, że facet, który miał jej pomagać przetrwać trudne (jak sama twierdziła) i dla niej chwile, stał się jej kolejnym partnerem w łóżku.
A, że byliśmy 3 miesiące po ślubie, dla mnie rozwiązanie było tylko jedno. Zapomnieć i o niej jako żonie jak najszybciej. Miesiąc później było już po rozwodzie.
Mój przypadek- ze względu na tempo wydarzeń (156 dni małżeństwa) jest dość szczególny
moj exmaz nie dawal mi odpoczatku szans na powrot do tego co bylo miedzy nami. nie chcial rozwodu, mowil ze przeciez nic sie nie zmieni... Od pieciu lat mieszka w Anglii. Zawsze wiedzialam, ze tam faceci szybko sobie kogos znajduja, ale uwierzcie, ja naprawde myslalam, ze moj zwiazek jest wyjatkowy, ze przetrwamy. Wybieralam sie we wrzesniu tego roku do niego na rok, rozwazalam czy zostane tam na zawsze.
Jak dlugo walczylam? od kwietnia, od kiedy sie dowiedzialam. do kiedy? bo ja wiem. mysle, ze uwolnie sie od walki dopiero wtedy, gdy poznam kogos, o kogo zawalczyc bedzie warto.
czasem mysle, ze moglby chociaz sprobowac cos ratowac, sprobowac ze mna byc, w koncu nie bylo nam razem zle. ale coraz czesciej mysle, ze moze dobrze sie stalo. ciecie glebokie, niemal amputacja, ale przynajmniej sie nie paprze i nie posypuje sola od nowa wciaz tych samych ran. stalo sie. odszedl. dzis mamy nawet niezly kontakt. chociaz kiedy probuje mi powiedziec, ze w sumie niezly z niego facet, bo na dzieci lozy, bo prezenty wozi, bo traktuje mnie z pelnym szacunkiem i psow na mnie nie wiesza, szybciutko sprowadzam go na ziemie. jest dupkiem i na zawsze nim pozostanie. i tyle.
i wiecie czego mi strasznie zal? moze nie tej walki, ale tej rozpaczy, lez, proszenia go zeby mimo wszystko wrocil.... i zal mi ze kazal mi sie pozbierac, miec wiecej godnosci... trzeba bylo dac spokoj.
nie wiem, czy warto i jak dlugo warto walczyc. wydaje mi sie ze nie warto. ze szkoda energii. ale to moje doswiadczenie.
dowiedzialam sie w kwietniu, walczylam jak lew, choc mozliwosci wielu nie mialam. w listopadzie wzielismy rozwod z orzeczeniem o winie. do konca mialam nadzieje, ze cos zrobi, opamieta sie, obudzi.
ponad pol roku walki. wystarczy. szkoda zycia.
ile czasu..?ja cięgle mimo, iż pozew złożony i mąż nie chce absolutnie wracać, mam nadzieję...Nie umiem tego wytłumaczyć... Mam momentami sprzeczne uczucia ;raz złość i agresja a raz głęboką miłość..Niestety stanowisko męża od początku było-definitywne zakończenie związku(20 lat).Boli najbardziej fakt, że mimo , iż sam jest psychologiem, nie zrobił nic, absolutnie nic....nie prosił o wybaczenie, nie przeprosił...odszedł...Moja walka trwa i nie wiem czy o nas, czy o mnie...Pewnie jak powiedziała Tulia, gdy poznam kogoś...aczkolwiek na samą myśl , nie widzę szans...być może potrzeba na to więcej czasu...nie wiem.
Wczoraj doszliśmy do wniosku, że chyba lepiej będzie jak na razie mój mąż się wyprowadzi. Będzie przychodził do dzieci, kiedy będzie chciał, jest dla nich super tatą, ale jednak lepiej będzie jak zamieszka osobno. Było tak, że dwa dni były lepsze, a kolejne dwa gorsze, on miał dół, ja miałam dól. Patrzyliśmy na siebie z żalem i smutkiem, ja pełna rozgorycznia i czasem złości, on pełnen innych sprzeczności. Więc tak chyba będzie najlepiej. I wiecie co? Od wczoraj poczułam jakąś ulgę, jest mi lżej, nawet rozmowa między nami była inna, lżejsza, bez negatywnych emocji. Przeczytałam gdzieś to na formu, że ktoś nie naprawiał starego związku, tylko budował nowy od początku, patrząc na partnera, jak na nową osobę. Mam nadzieję, że to u mnie zda egzamin, bo odnowa starego nie przynosi skutków. Oboje się dołujemy nawzajem i nie potrafimy wyjśc z matni.
Tak się tylko zastanawiam jak to będzie? Nie znam innego życia niż bycie z moim mężem. Miałam 17 lat, kiedy się poznaliśmy, był moim jedynym facetem i mimo tego co się stało kocham go całym sercem. Wiem też, że gdybysmy na siłę zostali teraz razem najprawdopodobniej zniszczylibyśmy siebie i nie zostałoby nic do uratowania. A tak, może jest szansa. Oby.
Moja walka o związek trwała osiem miesięcy.Była to trudna walka,ale wyszłam z niej zwycięsko.Może zacznę od początku.
Romans mojego męża zaczął się w grudniu2007.Osobiście dowiedziałam się w styczniu2008 i od tego czasu zaczęła się walka o małżeństwo,rodzinę. Na początku była to samotna walka.Dawałam się poniżać,żebrałam o miłość i o każdy czuły gest,miałam myśli samobójcze,nie mogłam spać,schudłam 15kg(w najgorszym momencie ważyłam 45kg),zaczęły się problemy kardiologiczne. Mąż specjalnie ranił mnie słowami abym przestała walczyć,pozwoliła mu odejść.Nie poddawałam się i po trzech miesiącach zobaczyłam światło w tunelu. Zauważyłam,że mąż zaczyna się wahać,że ich spotkania są rzadsze. Po następnym miesiącu mąż zaczął ze mną rozmawiać o odbudowie naszego małżeństwa i o tym co go do tego skłoniło.Później z każdym miesiącem,tygodniem,dniem było coraz lepiej.Była to już nasza WSPÓLNA walka o odbudowę naszego małżeństwa.Pomimo ,że na początku miałam wątpliwości czy warto czy to ma sens,to teraz z perspektywy czasu wiem,że było warto.Wiem też,że gdyby mąż nie chciałby być zemną moja walka nie miała by sensu.Do odbudowy związku potrzebne są dwie osoby,obydwie muszą tego chcieć. Moje małżeństwo w tej chwili przechodzi drugi miesiąc miodowy,który trwa prawie półtora roku. Mąż na każdym kroku udowadnia mi,że mnie kocha(nie tylko słowami),że mu na mnie zależy i robi wszystko aby wynagrodzić mi tamto.Zdrada męża wiele nas nauczyła:rozmowy,poszanowania,szacunku...Znaleźliśmy wspólne zainteresowania i lubimy z sobą przebywać.Szkoda,że do tego musieliśmy dojść dopiero po tym wszystkim. Mimo,że było ciężko i tak naprawdę jeszcze czasami dopada mnie gorszy dzień(gdzie wspomnienia wracają) wiem,że było warto.W tym roku, podczas składnia mi życzeń noworocznych,mąż jeszcze raz mnie przeprosił i podziękował,że mu wybaczyłam,że walczyłam o nasze małżeństwo.To były najpiękniejsze życzenia noworoczne
Jakie to budujące czytać takie posty. Naprawdę człowiek inaczej patrzy wiedząc, że niektórym się udaje, tylko często jakim kosztem. Najtrudniejsze jest to, żeby wytrwać w postanowieniu walki mimo tych trudnych chwil, kiedy przychodzi zwątpienie i mega dół.
U nas jakby lepiej, rozmawiamy inaczej, inaczej na siebie patrzymy, jest więcej zrozumienia. Moim błędem było to, że ja chciałam od razu, żeby było jak dawniej. A to niestety tak się nie da.
Niunia1601 masz w sobie wiele siły, której tylko pozazdrościć. Tak trzymaj, postaram się, żeby Twój przykład dał mi siłę i nadzieję w gorszych chwilach.
jutka masz rację,że błędem jest od razu chcieć żeby było jak dawniej. Tak niestety nigdy nie będzie.Nie mówię,że w tej chwili jest źle,po prostu jest inaczej.Na wiele spraw patrzę z przymrużeniem oka,już nie szaleję tak jak kiedyś.Stałam się bardziej wyrozumiała i z pomocą psychologa wszystkiego tak nie przeżywam.Dzięki temu moje relację z mężem są lepsze niż przed zdradą.Staramy się również z mężem aby ,,żar"jaki jest między nami nigdy nie zgasł,żeby nie wkroczyła w nasze życie monotonia,która po części była przyczyną zdrady.Miałam to szczęście,że mąż opamiętał się i chciał ratować nasze małżeństwo.
jutka życzę Ci z całego serca abyś i Ty z tej walki wyszła zwycięsko
Zawsze kiedy mój mąż był przygnębiony i miał doła ja myślałam od razu tylko w jednym kiedunku: Boże, on ją kocha i za nią tęskni! Ale teraz widzę, że to nie tak. On strasznie przeżywa to co zrobił, zamyka się w sobie i dołuje, bo czuje się jak "ostatnie dno". Dziękuje mi za szansę jaką dostał, bo nie chce nas stracić, jesteśmy dla niego wszystkim. Więc jak na początku wydawało mi się wiele rzeczy niemożliwych, tak teraz jestem pełna nadziei. Wierzę, że nam się uda. Mimo wszystko to wspaniały człowiek. Nie można oceniać na podstawie jednego czynu (mimo tego, że był traumą), trzeba patrzeć na całe życie. Tylko potrzeba czasu, żeby spojrzeć na to wszystko z dystansem, ocenić nie tylko jego, ale i siebie, nas razem. Wiem, że jemu też na nas zależy i dlatego mam siłę, aby starać się patrzeć codziennie w przyszłość. Wspólną.
witam
ja mało na tym forum sie wypowiadam ale chce napisac kilka słów
u mnie mineło już ponad rok i nadal jestesmy razem
ja uważam ze po zdradzie nie ma wybaczenia wybaczyc to znaczy zapomniec
czyli to jest samo zaprzeczenie w sobie bo niektórzy piszą że wybaczyli
ale to jest nie możliwe bo nieda sie zapomniec to tak naprawde nie wybaczyli.
ja to zrozumiałem troche za pózno
ja dzis uważam ze po zdradzie najlepiej sie roztać jak najszybciej
zaoszczęścimy sobie bólu i walki z wiatrakami
po zdradzie kobieta traci u faceta wszystko to co ma najcenniejsze
ja dzis mysle tylko o rozwodzie bo niechce patrzec na żone i cirpiec
ja i ona to są juz inne swiaty .
ja napoczatku myslałem ze bedzie ok
ale w tym wszystkim było zaduzo kłamstw oszustw itd itp.
nie wiem jak jest u facetów ale kobieta po zdradzie staje sie bardzo bez względna traci te wartosci które my faceci kochamy.
jeszcze jedno musze napisac
kobiecie ciezko jest naprawic zdrade bo to ona chce byc zdobywana kokietowana i w roli "naprawiacza" związku sie nie sprawdzi !!!!!
ja walczyłem ponad rok mam dosć !!!!!!!!!!
sa oczywiscie wyjatki ale u mnie nie było.
pozdrawiam wszystkich którym sie udało
witam wszystkich
moja walka o15 - letnie malzenstwo trwala 2 lata i nie przyniosla rezultatow odsuwalismy sie od siebie jeszcze bardziej doszlo do tego ze spalismy w odzielnych pokojach maz nie byl dla mnie mily czuly traktowal mnie jak obca mu osobe ta sytuacje mnie niszczyla jako czlowieka nie mialam poczucia wlasnej wartosci czulam sie gorsza dzieki pomocy wyjechalam do innego miasta dostalam prace i jakos zyje nie jest mi lekko ale daje sobie rade
przestalam walczyc bo nic sie nie da juz zrobic on jest zakochany w swojej kochance i do konca mnie oklamywal robil ze mnie wariatke przez 5 miesiecy mieszkal w wynajetym mieszkaniu w swieta dowiedzialam sie ze to mieszkanie wynajmuje nadal chociaz wrocil do domu po moim odejsciu
cala ta sytuacja otworzyla mi oczy z jakim czlowiekiem zylam przez te lata okazal sie egoista ktory mysli tylko o wlasnym szczesciu rozwalil kuzynowi malzenstwo i nie okazal nawet najmniejszej skruchy zreszta nigdy mnie nie przeprosil za to co zrobil
walka ma sens gdy jest chodzby najmnieszy cien szansy na powodzenie i gdy dwoje ludzi tego chce inaczej to nie ma sensu
wydaje mi sie ze najwieksza walke stoczylam sama ze soba
gdybym zostala z nim to bylaby meka dla mnie i dla moich dzieci
nie potrafie z nim rozmawiac a sama mysl ze ona jest dla niego najwazniesza napawala mnie gniewem rozpacza to jest bariera ktorej nie potrafie przejsc
czy kiedys kogos pokocham? byc moze ale nie stanie sie to szybko
teraz sie wyciszylam uspokoilam i po malutku buduje swoje zycie na nowo w ktorym na razie nie ma miejsca dla faceta
walka ma sens gdy jest chodzby najmnieszy cien szansy na powodzenie i gdy dwoje ludzi tego chce inaczej to nie ma sensu
Wyznawane przez nas wartości kreują nasze życie, wyznaczają azymut naszych zachowań, wyznaczanych celów. Mówią nam o tym co w naszym życiu jest najważniejsze, kim jesteśmy, kim są dla nas otaczający nas ludzie.
Postępujemy i żyjemy zgodnie z wyznaczonymi przez nas zasadami które są ściśle powiązane z naszymi wartościami.
Mirko walczymy o związek nie dla partnera, nie dla wszystkich naszych znajomych którzy nas znają i znali, nie dla jego czy swoich rodziców.
Walczymy dla nas samych !
Walczymy bo my żyjemy zgodnie z wartościami moralnymi jakie wyznajemy i są ogólnie przyjęte jako prawidłowość tego świata ( uczciwe uczucie do partnera, dzieci, rodziny)
Robimy to po to, aby móc albo dalej się cieszyć swoją rodziną i wspólnym szczęściem z okrzykiem na ustach Victoria ! udało się pokonaliśmy ten traumatyczny okres naszego wspólnego życia.
Robimy to po to, aby móc sobie spojrzeć w oczy. Tak spojrzeć sobie samemu w oczy i z czystym sumieniem móc powiedzieć.
Zrobiłam wszystko co mogłam tak jak umiałam najlepiej. Nie udało się, odchodzę na zawsze.
Jest nam to potrzebne w zakończeniu naszego etapu pożegnania się z byłym partnerem. Potrzebne, aby zacząć nowy etap naszego życia, który będziemy kreować w nowej rzeczywistości. Naszej rzeczywistości, bez kłamstwa, oszustwa i zdrady. Gdzie nasze morale, nasza godność będą nas dalej wspierać i wyznaczać azymut naszej dalszej życiowej drogi.
Cytat
wydaje mi sie ze najwieksza walke stoczylam sama ze soba
Tak Mirko, najbardziej walczymy z samą sobą. Z podeptaną godnością, obdartą z człowieczeństwa z brakiem szacunku do samej siebie, z brakiem zaufania do swoich decyzji. Walczymy z naszymi niepewnymi już uczuciami do partnera. Ciągle zarzucając sobie, że widocznie za mało kochałam partnera, te kłamstwa i manipulacje jakimi nas karmili aby osiągnąć swój cel.
Walczymy o to, aby trzymać się podjętych przez nas dalszych decyzji, aby nie poddać się dalszej manipulacji. Walczymy o nasze dalsze życie, choć dla wielu już samotne, ale za to uczciwe i przepełnione naszymi wartościami.
Nikt nam nie obiecał, że życie będzie łatwe i tylko przyjemne. Ono nas ciągle doświadcza, ono nas ciągle uczy. Jesteśmy przez to bogatsi w wiedzę, bogatsi w wiedzę życiową. Czy przez to jesteśmy innymi ludźmi - NIE!!!, ale za to jesteśmy wartościowsi.
Witam
tak sobie pomyslalam ze to wszystko przez co przechodze ze moje malzenstwo zakonczylo sie porazka (za tydzien mam pierwsza sprawe rozwodowa) dalo mi sile aby na zycie spojrzec inaczej i byc moze jest to poczatek czegos nowego innego lepszego
przeciez po burzy zawsze wyglada slonce tego sie uparcie trzymam
jest mi latwiej bo nie mieszkam tam gdzie on mam swoje zycie w ktorym nie ma miejsca dla niego sam sobie na to zapracowal
moze przemawia przezemnie zlosc ale wydaje mu sie ze bedzie mial z nia wspaniale zycie - moze tak bedzie ale wszystko jest dobrze dopoki oni spotykaja sie na neutralnym gruncie nie lacza ich wspolne sprawy (oprocz seksu oczywiscie) dzieci dom gdy jest sie ze soba iles lat to zycie sie troche zmienia - fascynacja druga osoba slabnie - bardzo czesto przeradza sie to w naprawde silne uczucie albo wszystko sie wali bo nie jest tak jak na poczatku
przeciez kazda lub kazdy z nas chcialby aby to bylo tak piekne jak wczesniej pelne romatyzmu uniesien
odbieralam pirwsze oznaki jego fascynacji inna kobieta moja intuicja mowila mi ze jest cos nie tak ale wydawalo mi sie ze czlowiek tak odpowiedzialny jak moj maz (za takiego uchodzil w rodzinie i otoczeniu) nigdy czegos takiego nie zrobi ze pomysli choc przez chwile o dzieciach ze najbardziej skrzywdzi wlasnie je jednak zycie okazalo sie inne
Nigdy nie blagalam go aby wrocil wiedzialam ze jezeli sam tego nie bedzie chcial moje lamenty nic nie pomoga
mam silny charakter i dlatego radze sobie z ta sytuacja chociaz mam tez dni ze siedze i placze bo jest mi zle
tak na prawde to on nie dorosl do malzenstwa - bo gdy w naszym zyciu pojawily sie gorsze dni wybral najlatwiesza forme - zdrade - ucieczke od problemow
nie jestem idealna bo przeciez takich ludzi nie ma ale nigdy gdy bylo mi zle nie szukalam odskoczni od problemow w postaci zdrady
Od zaledwie dwumiesięcznego romansu mojego męża minęło 2 lata i 10 miesiecy. I wydawać by sie mogło, że to już odległa przeszłość. A jednak tak nie jest. Wciąż o tym pamiętam i ciągnie się to za nami jak niewidzialny smród. Niby nie rozmawiamy już o tym ale jednak tracę humor, jestem smutna lub złośliwa gdy ogladamy film a w nim analogiczną sytuację. Jeszcze nie mogę bez emocji patrzeć na namiętne sceny. Wracają obrazy gdy on i ona... O u czucia męża aż tak długo nie musiałam walczyć, chociaż gdy był w trakcie romansu, poniżałam się strasznie, dosłownie żebrząc o szansę. Czuję wobec siebie teraz niesmak, że tak nisko wtedy upadłam. On dosyć szybko o niej zapomniał, chociaż romans był bardzo gorący, z namiętnymi wyznaniami i dekalracjami wspólnego życia. Ba, nawet już próbą wynajecia wspólnego lokum. Mąż się stara, chyba tak jak potrafi najlepiej ale zmieniałam się ja. Coś się wypaliło i postrzegam go inaczej. Jego wady, kiedyś przeze mnie akceptowane, teraz zmieniły swój wymiar. Drażnią mnie. Widzę go w innym świetle i czasami wydaje mi się, że dla takiego człowieka nie warto było przechodzić przez to wszystko. Nie wiem dlaczego tak sie dzieje ale nie potrafię być teraz tolerancyjna wobec niekórych jego zachowań. Zdaję sobie sprawę z tego, że niejako inicjuję kłótnie, ponieważ reaguję na każde słowo i gest, który mi się nie podoba. Nie umiem już przemilczeć niczego bo tak myslę sobie, że skoro tyle bólu mi sprawił, zafundował taki koszmar i utratę zdrowia( wówczas byłam w trakcie rehabilitacji po operacji neurochirurgicznej i bezwzględnie nie wolno mi sie było denerwować a jego romans pośrednio przyczynił się, że nigdy już nie miną pewne skutki choroby), to chciałabym żeby był takim mężem o jakim zawsze marzyłam. A może w końcu raz jedyny Bóg postanowił, że spełni moje życzenie i sprawia, że to ja przestaje męża kochać. Nie wiem, bo wtedy modliłam się, by przestać cokolwiek do niego czuć, sądząc, że będzie bilało mniej.