Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
exskoobi napisał/a:
Koleżanka z pracy.
Jednym słowem banalne do bólu , klasyka gatunku.Ale do niczego nie doszło i nie dojdzie.
Mam wątpliwości czy opisywać to teraz na portalu.Żona ma tu założone konto i może sobie wszystko czytać.
To nie o to chodzi ,że mam coś do ukrycia.Nie mam.Powiedziałem żonie ,że mam problem.Moze to było głupie i naiwne , ale po tym czego sam doświadczyłem, uważam ,że ma prawo wiedzieć.
Tylko chciałbym najpierw rozwiązać problem w realu.Z żoną bezprośrednio , a nie za pośrednictwem zetki.
Coś padło w naszym związku, a to, że ja tym razem jestem zagrożony to objaw choroby a nie przyczyna.
Łatwo tym razem nie będzie.Nie można wykluczyć ,że natura problemu dotyczy fundamentów relacji.
Skoobi, pamiętam jak trzy lata temu zadałeś mi na PW pytanie. I ja odpowiedziałam. Podejrzewam że moja odpowiedź nie była satysfakcjonująca, bo nie odpisałeś ponownie. Teraz, po kilku latach, powiedziałabym inaczej.
Nie zamknąłeś starej sprawy i ciągnie się to za Tobą jak zużyta gumka z majtek. Nie przepracowaliście sprawy wtedy i już jej nie przepracujecie, za dużo czasu minęło. A Ty musisz mieć wszystko wyjaśnione do końca - taka to cecha Twojego charakteru. I tu Cię rozumiem, bo mam dokładnie tak samo. Ja musiałam przejść terapię żeby wszystko sobie wyjaśnić i poukładać. SOBIE.
Coś padło w Waszym związku już dawno temu. I się nie podniosło. To że żona dała Ci wtedy w grudniu d... raz czy dwa, nie oznacza że Cię kocha, a Ty poleciałeś na to jak... właśnie, jak Skoobi. Gdzie jest zdrada tam nie ma miłości. Teraz Ty się zastanawiasz, wymyślasz sobie zagrożenia, które są tylko usprawiedliwieniem dla siebie samego, bo męska duma, bo "Ty nie chcesz być taki jak żona". A w duszy bijesz się z myślami bo tak szczerze to masz dość swojego położenia, a boisz się ostateczniego rozwiązania.
Pomyśl tylko, jakbyś odszedł 10 lat temu to teraz mógłbyś być szczęśliwy przy boku kobiety, która by Cię kochała. A tak... nawet jak się zdarzyło to nie byłeś w stanie stworzyć związku, i to nie dlatego że nie umiesz ale dlatego że nie pozamykałeś swoich spraw z żoną. Osobiście jest mi Ciebie bardzo żal bo wiem jak niewiedza smakuje, ale też wiem że ona tak naprawdę nie jest do niczego potrzebna. Możesz siedzieć w tym szambie do śmierci, jak Ci to pasuje, a możesz się z niego wyrwać i poczuć w końcu ulgę. I uwierz mi, to poczucie jest bezcenne.
Pozdrawiam i trzymam kciuki, żebyś się w końcu zdecydował.
P.S. Rozwód w UK w Twoim przypadku to bułka z masłem.
exbarbara napisał/a:
Skoobi, pamiętam jak trzy lata temu zadałeś mi na PW pytanie. I ja odpowiedziałam. Podejrzewam że moja odpowiedź nie była satysfakcjonująca, bo nie odpisałeś ponownie.
Pozwoliła mi zrozumiec to co napisałaś poniżej.Tam gdzie jest zdrada nie ma miłości.
Ale ,żeby nie było za prosto ,to nawet nie wiem ,jak miłość zdefiniować.Zauważyłem u siebie , ale także u innych osób z tego portalu ,że definicje pojęć zostają dopasowane do bieżących potrzeb ,żeby zracjonalizować swoje wybory.
Akurat tak się składa ,że od 3 lat mam nieustającą wojnę z administracją.Ban za banem i banem pogania, najdłuższy odpoczynek to 12 miesięcy.Więc miałem problemy z odpowiadaniem.Teraz już ,użeranie się z adminami ,nie ma większego sensu , bo portal jest zarżnięty.A to do tego usiłowałem wtedy nie dopuścić.
A teraz i tak nie postawią tego na nogi , bo najpierw trzeba stronę techniczną poprawić.
Cytat
exbarbara napisał/a:
Nie zamknąłeś starej sprawy i ciągnie się to za Tobą jak zużyta gumka z majtek. Nie przepracowaliście sprawy wtedy i już jej nie przepracujecie, za dużo czasu minęło. A Ty musisz mieć wszystko wyjaśnione do końca - taka to cecha Twojego charakteru. I tu Cię rozumiem, bo mam dokładnie tak samo. Ja musiałam przejść terapię żeby wszystko sobie wyjaśnić i poukładać. SOBIE.
A to prawda z tym przepracowaniem.Zdrada - ta ostatnia , bo nie była pierwsza- miała miejsce w 2004.
Te jednokrotne danie d... w grudniu , albo w styczniu ,bo to było w noc sylwestrową nastąpiło 2010/2011.Przez prawie półtora roku nic się nie działo.Tak jakoś wiosną 2012 miałem pierwszy dołek.I co mnie zaskoczyło , prawie równie silny jak te bezpośrednio po zdradzie.Żona uważała wtedy ,że nie ma obowiązku nic mi wyjaśniać.Że to mówiąc kolokwialnie nie mój biznes.Usiłowałem jej wytłumaczyć ,że to warunek konieczny.Nic nie dało.Zakończyłem - na poważnie , to nie był bluff -związek i dopiero ona się wtedy zreflektowała.Żeby już tego nie ciągnąć to napiszę tylko ,że zdrady nie przepracowaliśmy.Wygląda na to ,że to jeden z czynników , który teraz doszedł do głosu i może być tym czynnikiem ,który ten związek pogrzebie.
Cytat
exbarbara napisał/a:
Coś padło w Waszym związku już dawno temu. I się nie podniosło. To że żona dała Ci wtedy w grudniu d... raz czy dwa, nie oznacza że Cię kocha, a Ty poleciałeś na to jak... właśnie, jak Skoobi. Gdzie jest zdrada tam nie ma miłości. Teraz Ty się zastanawiasz, wymyślasz sobie zagrożenia, które są tylko usprawiedliwieniem dla siebie samego, bo męska duma, bo "Ty nie chcesz być taki jak żona". A w duszy bijesz się z myślami bo tak szczerze to masz dość swojego położenia, a boisz się ostateczniego rozwiązania.
Napiszę to tak.Mam problem , ale nie dotyczy to tylko żony.Przyjaciół mam tych samych od czasów ogólniaka.
Moje położenie mnie nie satysfakcjonuje.Tak odczuwam strach , przed ostatecznym rozwiązaniem.
W naszym związku coś padło i to co ciekawe na samym jego początku, przynajmniej wiedza jaką dysponuję teraz, pzowala mi na postawienie takiej tezy. Wiesz często w tych historiach zdrad ludzie piszą ,że żona czy mąż bardzo się zmienili.A tak naprawdę oni tacy byli zawsze.Tylko zdradzeni często mieli klapki na oczach , bo uczucie przesłaniało im prawdziwy obraz partnera i prawdziwy obraz związku.
Ale zdrada to wydarzenie takiego kalibru ,że ciężko jest gdzieś je bezszelestnie upchnąć w podświadomości.
Dysonans poznawczy jest tak silny ,że żaden amok( uczucie) już go nie przysłoni.Próby samoświadomego oszukiwania się niszczą tylko psychikę.To wtedy ponieważ świadomie blokujemy drogę wyjścia prawdy na powierzchnię , rolę transmitera przejmuje intuicja.
Żona mnie nie kocha .Ja jej też nie.
Cytat
exbarbara napisał/a:
Pomyśl tylko, jakbyś odszedł 10 lat temu to teraz mógłbyś być szczęśliwy przy boku kobiety, która by Cię kochała. A tak... nawet jak się zdarzyło to nie byłeś w stanie stworzyć związku, i to nie dlatego że nie umiesz ale dlatego że nie pozamykałeś swoich spraw z żoną. Osobiście jest mi Ciebie bardzo żal bo wiem jak niewiedza smakuje, ale też wiem że ona tak naprawdę nie jest do niczego potrzebna. Możesz siedzieć w tym szambie do śmierci, jak Ci to pasuje, a możesz się z niego wyrwać i poczuć w końcu ulgę. I uwierz mi, to poczucie jest bezcenne.
Pozdrawiam i trzymam kciuki, żebyś się w końcu zdecydował.
Nie wiem jak to nazwać , co zdarzyło się 12 lat temu.Żona związała się z facetem, oczywiście nie dzieląc się swoim szczęściem z nikim.Ja się domyśliłem.Trudno nie było zresztą.Ona sie specjalnie przede mna nie kryła i tak de facto to mnie wtedy rzuciła.Ja pogodziłem się wtedy z moją sytuacją ,z miejscem w jakim znalazłem się w życiu.Zaakeptowałem to gdzie byłem.Natomiast jak pokazuje dalszy przebieg wypadków nie pozamykałem swoich spraw z żoną wtedy.
Byłem bliski złożenia wniosku rozwodowego.Mój kumpel , był prawnikiem.No i podczas pobytu w Polsce , spotkaliśmy się na ulicy.Od słowa do słowa-już przy secie i śledziku- okazało się ,że podejmie się przeprowadzenia tego rozwodu.Byłem z nim umówiony wieczorem u niego na chacie.Gdyby wtedy przyszedł już dawno byłbym po rozwodzie.Ale go nie było w domu.Ja nastepnego dnia rano musiałem do UK wracać.
Do dziś nie wiem co się stało.A on zmarł na raka ,zanim zdążyłem do Polski kolejny raz przyjechać.
Potem miałem inne priorytety.
Cytat
exbarbara napisał/a:
P.S. Rozwód w UK w Twoim przypadku to bułka z masłem.
Jeżeli do tego dojdzie ,rozwód będzie w Polsce.Nie przewiduję problemów.Zresztą Anglia i Walia też może się ze Szkocją i Irlandią Północną rozwieść.A mi pora do Polski wracać.Nie zostanę w Anglii.
Ten kraj jest stracony.UE mam nadzieję ,że się rozpadnie.Opóźni to ,albo uniemożliwi zmiany , które niestety czają się złowieszczo na horyzoncie.Świat ,który znamy odchodzi w przeszłość.
A my z dystopii Huxley'a wejdziemy w świat Orwella . I nie skończy się to tym razem wesołym oberkiem - tylko tak jak w filmie "Soylent Green".Moje pokolenie tego nie dożyje mam nadzieję , ale niestety naszym dzieciom będzie dane żyć w świecie rodem z koszmaru.To wszystko co dzieje się na naszych oczach to nie przypadek.
Niszczenie tradycjnych wartości.Zalew "imigrantami" , za którym stoi zbrojne ramię lichwiarskiej międzynarodówki czyli USA .Wszystko to część układanki.Wycieka coraz wiecej dokumentów.Te z ONZ są jawne. Ale to co się wydostało z Pentagonu ostatnio , nie pozostawia złudzeń.
Koniec bo piep...ę jak chora owca.
Niewiele jest tak pragmatycznych i logicznych owiec exskooby. Nie wiem jak to u owiec, ale ludziska miewają również uczucia, emocje, potrzeby. Gdzieś Ty je zakopał chłopie? Logika ich nie zastąpi. :niemoc
Po kolei
jak potoczyły się nasze losy - powrót do przeszłości
Jestem ze swoim mężem od 16 lat, a 7 lat po jego wybrykach :_jezyk Po drodze zahaczając dwie terapie, z czego druga niesamowicie mi pomogła. Było ciężko poukładać to jakoś sensownie. No ale udało się i chyba jednak będziemy karmić te gołębie razem na starość w parku.
Wracając tu do starych czasów i tego forum. Nie zmieniło się tak strasznie. Wtedy też były zadymy i nie przypominam sobie by admini tak bardzo wspierali, by ogólnie wspierali. Raczej pilnowali porządku. Przynajmniej ja tak to pamiętam. Pamiętam, że od razu poznałam fantastycznych ludzi, z którymi przez długi okres przesiedzieliśmy na czacie, na skype czy w końcu zrobiliśmy 3-dniowy zjazd w górach. Do dziś z niektórymi osobami mam stały kontakt tel, a z niektórymi widujemy się parę razy w roku, oczywiście w miarę możliwości czasowych Tu otrzymałam wsparcie, którego cholernie potrzebowałam. Później pomoc swą "oddawałam" na tym forum. Głównie na czacie. Tam gdzie ktoś wchodził i potrzebował pomocy już, natychmiast. Pamiętam, jak będąc kiedyś na czacie już miałam się wylogować gdy weszła dziewczyna w ciąży, która dnia poprzedniego dowiedziała się o zdradzie swojego męża. Miałam wtedy dwie drogi: wylogować się i iść na zebranie do dziecka lub zostać z nią, bo nie było wtedy nikogo innego. Zostałam i siedziałam jeszcze długo. Takie życie. Wiele było sytuacji na czacie, gdy potrzeba było szybkiej interwencji, gdy na ogólnym była zabawa, a my zakładaliśmy oddzielne pokoje i siedzieliśmy z nowymi kawał w noc, bo nie mieli żadnej motywacji by dalej żyć. Szukaliśmy więc ich razem. Czat był też miejscem, w którym można było odreagować śmiechem, pisząc o głupotach, wyłączyć się z bieżących problemów, zapomnieć o nich na chwilę. Było miło i bywało nie miło. Czasami zdarzało się że wchodziły jakieś szuje, by szczuć, podpuszczać i działać na nerwy. To jednak miało miejsce niezmiernie rzadko.
Sporo osób tutaj ciska się, że admini powinni to, że admini powinni tamto. Nie kumam, bo wtedy tego nie było wg mnie a teraz macie jakieś wieczne roszczenia. Wg mnie to użytkownicy tworzą atmosferę tego miejsca. Admini pilnują, moderują i czasami, ale to czasami wesprą dobrym zdaniem. A że czasem ktoś się na tego admina nie nadaje to już inna inszość Jakby mnie strasznie irytował któryś z nich to napisałam do naszego bossa, założyciela tego forum ze skargą
Wg. mnie nie ma co porównywać tego miejsca obecnie z tym co było kiedyś, bo kiedyś to było kiedyś, byli inni ludzie, którzy w większości poszli dalej, odeszli stąd. Teraz inni ludzie dbają o specyfikę tego miejsca. To od Was tu obecnych wiele zależy. A jak ma być fajnie i miło, jak wiecznie czegoś chcecie ??? To chyba jest ta zmiana - wtedy może mniej się brało, a więcej dawało, a teraz jest na odwrót ??????
Cytat
Nox napisał/a:
aż się zaczytałam 'światło fleszy,szkło....
Hurricane ja sama pisałam w innym wątku że mało jest wsparcia admin.
I że trochę rozumiem bo jest inne życie ale jednak braki są wyczuwalne.
Ci najgroźniejsi grożą ,Apologises jest chyba najczęściej i po ludzku coś napisze,Ciebie jest mało/w komentarzach /a pewnie na ugłaskanie,, grożących" nie ma co liczyć.
Mam dość ubogi zakres słów by to kulturalnie skomentować, więc pominę :cacy
Skoobi odkąd pamiętam czeka i napomina o zmianach technicznych. Możliwych, niemożliwych nie wiem. Wiem, że od tego jest boss nie zwykły admin. Ale może się mylę.
ok, To na tą chwilę to wszystko
Ale ,żeby nie było za prosto ,to nawet nie wiem ,jak miłość zdefiniować.Zauważyłem u siebie , ale także u innych osób z tego portalu ,że definicje pojęć zostają dopasowane do bieżących potrzeb ,żeby zracjonalizować swoje wybory.
Cytat
Wiesz często w tych historiach zdrad ludzie piszą ,że żona czy mąż bardzo się zmienili.A tak naprawdę oni tacy byli zawsze.Tylko zdradzeni często mieli klapki na oczach , bo uczucie przesłaniało im prawdziwy obraz partnera i prawdziwy obraz związku.
Kiedy żona mnie zdradziła 5 lat zastanawiałem czy ona mnie kocha ( mimo, że mnie o tym zapewniała, mówiąc, że popełniła błąd ) i jak to się stało, że osoba której tak ufałem, zmieniła się i stała sie tak odległa i obca.
Nie mogłem tego zrozumieć, zaakceptować, nie potrafiłem jej uwierzyć. Przez rok uciekałem od niej, od uczuć jakim wciąż ja darzyłem. Były inne kobiety, myslałem , że nowe uczucie przyćmi to stare, ale to niestety tak nie działa, a może stety...
Emocje opadły, potrafiłem juz sobie wyobrazić życie bez niej, ale to nowe zycie wcale nie napawało mnie optymizmem. Przede wszystkim rozbita rodzina, relacje z dziećmi ( nie chciałem być niedzielnym ojcem). Stworzenie nowego związku tez nie okazało się łatwe. Jasne, powinno sie zaczekać, ochłonąć i dopiero decydować na nowy związek, ale każdy z nas wie jak bardzo człowiek czuje się samotny właśnie wtedy zaraz po zdradzie, jak potrzebuje czyjejś bliskości. Byłem tym wszystkim zmęczony. Wprowadziłem się do domu, chciałem być z dziećmi a z nią myslałem, ze jakoś sie dogadam do czasu rozwodu (pozew był w sądzie). Ale stało się tak, że dogadaliśmy się nawet bardziej. I to nie była kwestia wybuchu na nowo miłości, a raczej racjonalnego wyboru tak z mojej, jak i z jej strony. Jej romeo nie chciał zrezygnować ze swojej rodziny ( żona by mu nie wybaczyła i odcieła od dzieci, chciał żeby moja zona zaczekała parę lat , a on wpadałby czasami ), ja chciałem się trochę wyciszyć, zająć rodziną. Zaczęliśmy zyć normalnie (pozew wycofany). Rozmawialiśmy o tym co się stało, ale juz bez takich emocji, bez wyrzutów, tak aby zrozumieć. Chyba szczerze, bo nie łatwo słyszeć od swojej zony, ze ktoś był dla niej wyjątkowy, że nie potrafi źle o nim mysleć, mimo że nie potraktowł ją poważnie. Mówiliśmy o tym co było nie tak między nami, ale też o tych pozytwach, o chwilach które zawsze niezależnie od sytuacji będą tylko nasze np. kiedy rodziły się nasze dzieci a ja trzymałem ją za rękę i rozśmieszałem. Lubię swoją żonę i wiem, że ona mnie też ( oczywiście poza momentami kiedy drażnimy się nawzajem na maxa ). Czasem wieczorami płakała, mówiła, że juz nigdy nie spojrzę na nią jak kiedyś, że zawsze będzie tą gorszą, tą, która zdradziła. Nic na to nie mówiłem, tylko ją przytulałem. Sam nie wiedziałem wtedy co o tym mysleć. No przecież wiadomo, że tego nie zapomnę, ale czy to ma dla mnie jeszcze, aż takie znaczenie?
Teraz juz wiem, że nie. Może nie patrzę na nia jak kiedyś ( bo to był zamglony wzrok faceta, który idealizuje swoja kobietę), ale patrzę jak na kobietę, którą akceptuje z wadami i zaletami, ze świadomością, że nie znam jej na wylot i nie mogę być pewny tego co będzie między nami za 10, 20 lat, ale wiem, że jest dobrze tu i teraz i wart o to dbać.
I nie potrzebuję zastanawiać się nad uczuciami miedzy nami, bo wiem, ze te które są, są dobre, bez określania. I wiem, że ona się nie zmieniała, to jaka była kiedy ją poznałem, to kiedy mnie zdradzała, i to jaka jest teraz, to wszytko jest częścią niej, jej zycia, jej doświadczenia i ja to akceptuje.
Nie myślałem, że tak będzie. Stwierdzenie, że związki po zdradzie często są nawet silniejsze uważałem za totalną bzdurę, ale teraz tak właśnie czuję. Niczego nie chciałbym cofnąć i niczego nie chciałbym zmienić. Jeśli to co się stało było potrzebne do tego, żeby było między nami tak jak jest teraz to ok., ja się na to zgadzam.
Post doklejony:
Zdradziła mnie 5 lat temu, nie przez 5 lat
Teraz juz wiem, że nie. Może nie patrzę na nia jak kiedyś ( bo to był zamglony wzrok faceta, który idealizuje swoja kobietę), ale patrzę jak na kobietę, którą akceptuje z wadami i zaletami, ze świadomością, że nie znam jej na wylot i nie mogę być pewny tego co będzie między nami za 10, 20 lat, ale wiem, że jest dobrze tu i teraz i wart o to dbać.
I nie potrzebuję zastanawiać się nad uczuciami miedzy nami, bo wiem, ze te które są, są dobre, bez określania. I wiem, że ona się nie zmieniała, to jaka była kiedy ją poznałem, to kiedy mnie zdradzała, i to jaka jest teraz, to wszytko jest częścią niej, jej zycia, jej doświadczenia i ja to akceptuje.
Nie myślałem, że tak będzie. Stwierdzenie, że związki po zdradzie często są nawet silniejsze uważałem za totalną bzdurę, ale teraz tak właśnie czuję. Niczego nie chciałbym cofnąć i niczego nie chciałbym zmienić. Jeśli to co się stało było potrzebne do tego, żeby było między nami tak jak jest teraz to ok., ja się na to zgadzam.
Andzia76 napisał/a:
Było ciężko poukładać to jakoś sensownie. No ale udało się i chyba jednak będziemy karmić te gołębie razem na starość w parku.
Ostatnio żona podczas rozmowy opowiadała mi , o widzianej w parku parze spacerujących staruszków ,trzymających się za ręce.Jej zdaniem było to hamonijne , kochające się małżeństwo.
A mi ta scena skojarzyła się z parą zdradzaczy , cieszących się swoim towarzystwem z dala od prawowitych połówek.
Ot taka zmiana optyki
Tak jak w anegdocie , gdy w sądzie detektyw relacjonujący zachowanie śledzonej na zlecenie klientki pary powiedział:
-Wynajęli pokój na pierwszym piętrze , a gdy do niego weszli , po chwili słychać było odgłosy seksu pozamałżeńskiego
Przeczytałam historię exscoobiego i ... otworzył się worek moich własnych złych wspomnień. Bo 2004 był również dla mnie bardzo znaczący. Również już nie mój mąż wyjechał wtedy do UK, żeby zarabiać, a, jak się z czasem okazało, już nigdy nie wrócić. Były bardzo poważne problemy finansowe, była jego depresja, moja walka o przetrwanie, znalezienie mu pracy, podtrzymanie na duchu, a w tym wszystkim nasze dwie małe dziewczynki, coraz większa wrogość ze strony teściowej i obojętność moich bogatych rodziców. Była sprzedaż obrączek, moje chodzenie po śniegu w półbutach, chleb z musztardą i ziemniaki z parówką, dla dzieci !, na obiad. I oczywiście coraz większe długi i stres. A potem samotne wychowywanie dzieci, spłacanie zaciągniętych pożyczek i próby odbudowania związku, ktory w międzyczasie z mojej winy przestał istnieć. Nie, nie za sprawą zdrady.
Ale piszę, bo chciałam zapytać o te ojcowskie uczucia, które podobno wciąż mimo rozłąki z dziećmi w was są. Jak to właściwie jest kochać kogoś, kogo się samemu, z wlasnej woli pozostawiło, kogo widuje się raz na jakiś czas, w czyim życiu się nie uczestniczyło, nie wspierało, nie przytulało, a dalej twierdzi, że się KOCHA. To żart?
Jenka to co napisałaś i to co napisał exscoobi, jest bardzo szczere i bardzo przejmujące. W moim najbliższym otoczeniu miałam okazję obserwować takie historie. I mi osobiście kraje się serducho. Sama borykałam się z problemami, które wynikały w naszym kraju z przemian gospodarczych.Szczególnie właśnie lata 90, ich końcówka i początek 2 tys. Wiem jak było ciężko. Wielu moich znajomych popłynęło. Mój kumpel powiesił się, aby odciążyć własną rodzinę, kiedy komornik zapukał do jego domu. Chociaż nie dotyczyła mnie bezpośrednio, bardzo ciężko przeżyłam tą śmierć i tragedię tej rodziny. Bólu, który widziałam na pogrzebie na twarzy jego matki, nigdy w życiu nie zapomnę
Bardzo, bardzo współczuję i podziwiam te osoby które starały się zrobić cokolwiek, na tyle ile w danym momencie potrafiły i na tyle ile w danym momencie miały sił, rozeznania i możliwości.
Dla mnie takie historie nie mieszczą się w kategoriach zwykłej zdrady.
I z całego serca życzę Ci i Twoim najbliższym, aby los wynagrodził Wam poniesione trudy i cierpienia.
Ale piszę, bo chciałam zapytać o te ojcowskie uczucia, które podobno wciąż mimo rozłąki z dziećmi w was są. Jak to właściwie jest kochać kogoś, kogo się samemu, z wlasnej woli pozostawiło, kogo widuje się raz na jakiś czas, w czyim życiu się nie uczestniczyło, nie wspierało, nie przytulało, a dalej twierdzi, że się KOCHA. To żart?
Bardzo dziękuję za to pytanie.Jakoś nie było wcześniej okazji, choć to dla mnie , tak patrząc z perspektywy najbardziej bolesny aspekt.Mam dwie córki.Starsza mieszka w tym samym mieście co ja od prawie 10 lat.
Od skończenia studiów do teraz.
To jest coś czego sobie do dziś nie mogę wybaczyć.Właśnie tego o czym piszesz.Tej codziennej troski.
Uczestniczyłem w życiu młodszej córki zdalnie.I to dla mnie największa porażka.Owszem gdy miała egzaminy w LO , gimnazjum , czy na politechnice to uczyłem ją matematyki , fizyki czy pomagałem w progamowaniu.
Nie mogła przez długi czas dogadać się z matką.Pełniłem rolę negocjatora.Jesteśmy do siebie podobni , więc ją dobrze rozumiem . Trzy lata temu gdy byłem w Polsce największą radość sprawiło mi pojechanie z nią do lekarza , jak była chora.W ostatnie wakacje poszedłem z nią na pobranie krwi , bo się panicznie boi.I razem z nią siedzałem w gabinecie.W takich momentach boleśnie dociera do mnie to czego jej nie byłem w stanie dać.
Z własnej winy.Najbardziej boli krzywda wyrządzona najbliższym , tak jak w moim wypadku głównie przez głupotę.Świadomość tego ,czego ode mnie nie dostała ,boli do teraz.
Nie wiem co mogę Ci jeszcze napisać
Exscoobi, pytam, bo próbuję zrozumieć męski punkt widzenia z kilku powodów:
-z jednej strony z powodu tłumaczeń już nie mojego męża, że przecież kocha dzieci,a ja tego nie widzę,
-z drugiej strony natomiast, z powodu mojego wlasnego bólu spowodowanego sporadyczną obecnością ojca w moim życiu - też jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców.
Dla mnie ten, kto kocha nie zostawia. Nie da się troszczyć o kogoś przez telefon, czy skypa. Choremu nie wystarczy mail albo sms, zwłaszcza choremu dziecku. Ponadto pozostawienie całej opieki nad potomstwem na barkach jednego z rodziców na tak długi okres czasu jest kolejnym kamyczkiem, który zwiększa pulę wzajemnego żalu wszystkich członków rodziny. Mam nadzieję, że widujesz swoją młodszą częściej niż co trzy lata:szoook.