Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Dzięki Mrarto zaje........ie mnie zmotywowałaś, ale do Trzeciego wyjścia.nic dodać nic ująć.Ktoś coś pisał post wyzej trochę miał racji marzy wam się trzecie DZIECKO. A jutro znów jest dzień i następny dzień bedę ją KOCHAŁ,
Bobi -pamiętam lekcji polskiego w podstawówce coś takiego co się nazywało "czytanie ze zrozumieniem". Polegało to na tym, że się czytało fragment tekstu, a potem się opowiadało o tym co się przeczytało. Czytam Twoje posty i powiem szczerze, że nie za bardzo wiem o co chodzi. Staraj się pełniej budować swoje posty, bo po raz kolejnych masz dowód na to, że nikt nie rozumie co chcesz nam powiedzieć.
Bobi mój mąż tak jak Ty prowadził życie podwójne przez około 4 lat, w domu był cudowny, nie dał dowodu na to że jest ta druga, zwiążek ich opierał się na spotkaniach i wypadach na jedną noc, sama sielanka. Niby jak mówi mieli jakies wspólne plany. W tym roku, pękł, zaczął dusić się z tym, co robi, chwyciłam na kłamstwie, może tez tego chciała, zaczął męczyć się z tym ąz w końcu wyznał że jest ta druga.
Wybaczyłam, wyciągnełam rękę, bo widze szanse odbudowy.
Mój mąż natomiast miota się między mną a nią, przywykł do całej sytuacji, i teraz staje przed wyborem czy odejść czy zostąć, jest mu trudno. Zdaje sobie sprawę ze skrzywdził dwie osoby, bo mnie zapewniał przez ały zas że kocha i ta drugą też. Teraz zadaje mu pytania, nie umie na nie znaleść odpowiedzi. Nie umie zdecydować. Najchętniej zapadłby sie po ziemie. Zdaje sobie sprawę że skrzywdził mnie, że ja cierpie, a jednak, że ja o tym wiem.
Jesteśmy jeszcze razem, dużo rozmawiamy, wyjaśniamy, mąż przyznał że kocha tą drugą, a jaki związek chciałby tworzyć z nią nie wie, bo nie zna jej oczekiwań. Rodzina nie jest mu obojętna, to co zbudowaliśmy, stworzyliśmy razem, żal mu zostawiać to wszystko i odejść. Jak powiedział, łatwo podjąć decyzje o odejściu... a zapewne jak zamknę za sobą drzwi tego domu nie będzie ponownego otwarcia. Opowiedziałam nie będzie.
Uwazam, że tak długi romans niesie za sobą skutki i to poważne, zawsze buduje się uczucie, obojętnie w jakich okolicznościach jeśli to trwa tak długo strony angażują się. I potem jest cięzko, jeszcze jak okazuje się że w domu mąz był cudowny i jest kochany, a żona wybacza.Czytam Bobi Twoje posty i nie jestem pprzekonana do tego, że kochasz żone, oże boisz się że zostaniesz sam.... Kochanka znalazła innego, i wróciłeś do żony, a gdyby dzisiaj Kochanka chciała wrócić do ciebie, zaczeła namiętnie pisac sms, dzwonić, co być zrobił, romans twój nie trwał krótko,a był długotrwały.Myślałeś że tak tez może sie stać?
Bobi, Gift napisała kawałek głębokiej prawdy. Wyrwałeś z jej kontekstu kawałek zdania i przypisałeś zupełnie inne znaczenie. Gift napisała:
Cytat
na stare lata potrzebny mi niezawodny przyjaciel ,osobowosc z ktora mozna pogadac,dobrze spedzic czas,ktora znam i darze ja uczuciem a nie marionetke ktora jest ze mna bo zrobilam z niej kolejne dziecko..ubezwlasnowolnione(po dziesiatkach naprawczych rozmow)pantofel bo tak mu wzgodniej.Obiecal nie zdradzac..obiecac nie grzech!
Przyjaciel a w opozycji do niego dziecko. Co oznacza związek partnerski, dorosły albo po drugiej stronie zaborczy, dziecinny.
Owszem, Ty zachowujesz się tak, jakby dla Ciebie ten układ "pantoflowy" był wygodniejszy. Zrobiłeś źle, to przychodzisz z płaczem do żony jak do rodzica uważając, że to wystarczy, że jesteś skrzywdzony, popłaczesz i będzie dobrze.
Bobi, dorośnij. Naprawdę nie wolałbyś innych relacji z kobietą? Gdzie ona jest Twoim partnerem, przyjacielem? Jak przyjaciel przychodzi do drugiego, któremu wyciął niezłe świństwo, okłamywał przez parę lat, to też odbudowa tej przyjaźni ma polegać na łzach i zapewnieniach? Czy nie należą mu się PRAWDZIWE SŁOWA, dlaczego?
Bobi, w wierze chrześcijańskiej jest taki uniwersalny schemat przebaczania. Wymaga on SPOWIEDZI, ŻALU i POKUTY. I jest w tym coś bardzo prawdziwego. Bo my ludzie, kiedy zrobimy źle, potrzebujemy oczyścić siebie, żebyśmy poczuli się czyści. I pomimo, że nie jestem katolikiem, to uważam, że ten mechanizm jest uniwersalną receptą, bo wynika z nas, ludzi, ze sposobu, w jakim działa nasze myślenie.
Bobi, bez SPOWIEDZI, żal i pokuta, a tym bardziej przebaczenie, nie będzie prawdziwe. I nie będzie działać. Ani Ty nie poczujesz się w środku czysty, owszem, być może Ci nie zależy na takiej czystości. Ani Twoja żona nie będzie szczęśliwa, bo pytanie dlaczego będzie stale obecne w jej głowie. Nie będzie też pełnego wybaczenia z jej strony, bo nie można wybaczyć czegoś o czym się nie wie. Ty teraz pracujesz na to, jak będzie za jakiś czas między wami, za rok, za 2 lata, za 5 lat.
Bobi wg mnie powinieneś być szczery aż do bólu (SPOWIEDŹ), dokładnie wytłumaczyć dlaczego zdradziłeś, co jest w Twojej mrocznej części, co to spowodowało. Potem dopiero powiedzieć, jak jest Ci przykro i być w tym szczery, nie musisz lać łez (ŻAL). Ona wtedy pewnie wsiądzie na Ciebie i rozjedzie walcem (POKUTA), ale na koniec, od razu albo po paru dniach PRZEBACZY. Wtedy to będzie pełne i autentyczne. Bobi, każde z nas jest słabe, więc nie ma po co się tego wstydzić. Siła polega na umiejętności przyznania się do tego, nie na tworzeniu wizerunku.
Bob - gratuluję Tobie w tym poście dwóch rzeczy. Po pierwsze, że udało się Tobie wyciągnąć jakąś w miarę myśl z postów Bobiego, po drugie, że doskonale opisałeś mechanizmy jakie powinny funkcjonować po zdradzie.
Czytają te liczne posty na forum wyraźnie widać, że większość zdradzających kończy tylko na spowiedzi, nieliczni dochodzą do żalu, a już naprawdę wyjątkowi do pokuty. Co ciekawe z kolei większość zdradzanych decyduje się na przebaczenie już po pierwszym etapie.
Bobi - zacznij choć od tego pierwszego etapu - spowiedzi, zrób dokładnie tak jak mówi Bob.
Witaj Oleńko może nie jest jeszcze tak żle może zadzwoń do niej i delikatnie wybadaj sytuacje
Wymyśl coś jakiś pretekst by z nią porozmawiać że się o niego martwisz i wtedy może się zorjentujesz o co chodzi i to uspokoi twoje sumienie
Czytają te liczne posty na forum wyraźnie widać, że większość zdradzających kończy tylko na spowiedzi, nieliczni dochodzą do żalu, a już naprawdę wyjątkowi do pokuty.
Wydaje mi się, że to właśnie powinno być miernikiem autentyczności. Jeśli spowiedź jest byle jaka, typu "Zdradziłem bo jestem słaby, zdradziłem bo nie myślałem co robię", to ... nie jest prawdziwa. Ciężko wtedy o kolejne etapy kiedy na początku nie ma autentyczności tylko jakieś "zasmarowanie" winy.
Cytat
Co ciekawe z kolei większość zdradzanych decyduje się na przebaczenie już po pierwszym etapie.
Być może dlatego, że oni wiedzą, że nie mają czego oczekiwać po swoich drugich połówkach. Wiesz Rise, ciekawa sprawa, ale ja myślę, że po paru latach bycia z kimś tak naprawdę wiemy, do czego ta osoba jest zdolna, a do czego nie. Bo jeśli jest wcześniej szczera wobec nas w związku to tak, możemy i będziemy oczekiwać szczerości. Ale jeśli od zawsze traktowała nas jako dodatek do swojego życia, to ... przebaczamy od razu, bo nadal jesteśmy dodatkiem.
bob-bob napisał/a:
Wiesz Rise, ciekawa sprawa, ale ja myślę, że po paru latach bycia z kimś tak naprawdę wiemy, do czego ta osoba jest zdolna, a do czego nie. Bo jeśli jest wcześniej szczera wobec nas w związku to tak, możemy i będziemy oczekiwać szczerości. Ale jeśli od zawsze traktowała nas jako dodatek do swojego życia, to ... przebaczamy od razu, bo nadal jesteśmy dodatkiem.
Niestaty Bobiku, też tak myślałam.Byłam pewna,że Go znam jak wlasną osobę.Jakiż byl mój szok, gdy po 20 latach po poznaniu, 18-tu prawie(w grudniu bylo by 18) Latach wspólnych , okazuje się że żyłam z człowiekiem który terz przy mamusi pokazł mi swoje nowe oblicze.Nic, ale to nic nie pasowalo mi do wizerunku osoby za którą wyszłam za mąż..Jak sie okazalo kłamał matkę caly czas ,że u nas się nei układa, że źle się dzieje, co nie było prawdą. Jego oszustwa, kłamstwa, wyrachowanie i egoizm przesłoniły całą naszą rodzinę.Tego nei możn anawet opisać, jaki to smutek i bół gdy dowiadujemy się ,że człowiek którego się kochala, broniło,nie jest tym człowiekim.Z kim ja żyłam 18 lat???Ciągle szukam odpowiedzi..
weekend prawie się kończy a ja bez Was nie wytrzymam dłużej
Bob, bardzo mi się podoba te nazwanie etapów, jakie powinien przejść zdradzający po ujawnieniu jego występku na podstawie pojęć chrześcijańskich,
spowiedź męża w moim związku nastąpiła, teraz jest na etapie żalu ale odkrywam że ten żal jest możliwy dopiero teraz gdy doświadczył dotkliwej straty czegoś bardzo emocjonalnie dla niego ważnego z powodu jego zdrady...
dopiero gdy poczuł "na własnej skórze" stratę(nie chcę mówić o co chodzi konkretnie) rzeczy na której bardzo mu zależało, której poświęcił wiele emocji i połowę życia, była to naturalna konsekwencja, żadna czyjaś kara ze złośliwości.
Efekt jest taki że pretensje może mieć...tylko do siebie i przyznał że dopiero teraz rozumie jak mówiłam że nie panuję nad emocjami, chciałby to odzyskać ale to prawie niemożliwe, jest tym zdruzgotany i zaczyna utożsamiać się jakby z moimi uczuciami.
Jego buntownicza reakcja na tą stratę pokazuje mi że to jeszcze nie jest pokuta,
to co stracił może zacząć gdzie indziej, z innymi ludzmi ale byłaby to praca od podstaw, zaprzepaszczenie całego wieloletniego trudu...zdradzeni znają to uczucie..
Cytat
Bob-bob napisał:
po paru latach bycia z kimś tak naprawdę wiemy, do czego ta osoba jest zdolna, a do czego nie. Bo jeśli jest wcześniej szczera wobec nas w związku to tak, możemy i będziemy oczekiwać szczerości. Ale jeśli od zawsze traktowała nas jako dodatek do swojego życia, to ... przebaczamy od razu, bo nadal jesteśmy dodatkiem.
i w tym jest dużo prawdy, wiem na ile dobrego go stać, wymagam teraz od niego maximum jego możliwości, myśl że: fajnie że jest na noc i czyszczenie jego butów nie wchodzi w grę
ale granic złego już mu nie zamierzam ustalać bo wtedy prędzej je przekroczy, on mi ich ustalać nie musi, sama się pilnuję więc ja tez policjantką nie będę, ufam że już rozumie jakie granice ustawiłam domyslnie, niech sie sam pilnuje bo ja już mu pampersa zakładać nie zamierzam.
ps. nieraz się zastanawiam nad tym że po takich przejściach i dzieki rozwijającym dyskusjom na tym wspaniałym forum, gdyby nie udało się i mąż dostał by czerwoną kartkę, moje wymagania będą za wysokie na zwykłego śmiertelnika gdybym chciała znów z kimś być
Edytowane przez finka dnia 03.08.2008 17:28:28
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finka Fajny obrazek. Czy wiąże się ze zmianą nastawienia do męża? Moja żona niestety niewie czemu to zrobiła, nie umnie tego wytłumaczyć. Przedwczoraj usiedliśmy w mocy na ławeczce i zapytałem czy jest gotowa na szczerą rozmowę, tak na spokojnie. Rozmowa zakończyła się równie szybko jak się zaczęła, a właściwie wcale się nie zaczęła. Mam wrażenie że Ona rozumie co się stało, ale nie chce o tym rozmawiać. A mi za bardzo zależy żeby naciskać, szczególnie po tym jak Jej wypomniałem parę rzeczy gdy byłem wstawiony po imprezie. Uważasz Bob że po kilku latach znamy nasze połówki. Więc czemu jesteśmy zaskoczeni zdradą, czemu to taki szok? Sądzę że nigdy nie zdołamy poznać ani dowiedzieć się do czego jest zdolna osoba z którą spędziliśmy nawet kilka lat. Tym bardziej że ludzie się zmieniają. Poznanie nowego człowieka może zmienić życie, stresowa sytuacja również.
Czasami jak mi nie przychodzi nic do głowy to warto posłużyć się tym co już wcześniej ktoś napisał, szczególnie jak jest to coś mądrego, więc pozwolę sobie po raz kolejny coś wkleić (to o tym dlaczego kogoś znamy wiele lat, a potem i tak następuje zaskoczenie):
Bo chodzi o to by od siebie
nie upaść za daleko
Jak te dwa łyse kamienie nad rzeką
Chodzi o to
By pierwsze chciało słuchać
Co mu to drugie
powiedzieć chce do ucha:
Że po mej głowie ?
czasem się ich boje -
Chodzą słowa nie do powiedzenia...
Nie-do-powiedzenia
Dzień dobry
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb
Dzień dobry
Kocham cię
Nie chce cię z oczu stracić więc
Jeszcze więcej dzień dobry
Kocham cię
Podzielimy dziś ten ogień na dwoje
Dzień dobry
Kocham cię
To zapyziałe miasto niech o tym wie
Tu chodzi o to by od siebie
nie upaść za daleko
Kiedy długo drugie
nie widzi pierwszego
Bo gdy siedzi człek samemu
z czarnymi myślami
Człowiek rzuca słuchawkami
Rzuca słuchawkami
Bo chodzi o to by od siebie
nie upaść za daleko
Nawet jeśli czasem między nami wykipi mleko
Choćbyś nawet i wieczorem zasypiała zdołowana
Chciałbym ci zaśpiewać z rana
Móc ci zaśpiewać z rana
Kochana...
Dzień dobry
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb
Dzień dobry
Kocham cię
Nie chce cię z oczu stracić więc
Jeszcze więcej dzień dobry
Kocham cię
Podzielimy dziś ten ogień na dwoje
Dzień dobry
Kocham cię
To zapyziałe miasto niech o tym wie
Dzień dobry
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb
Dzień dobry
Kocham cię
Nie chce cię z oczu stracić więc
Jeszcze więcej Jeszcze więcej Jeszcze więcej
DZIEŃ DOBRY
Kocham cię
Podzielimy dziś ten ogień na dwoje
Para-twoje
para-moje
Onomatopeiczne
Paranormalne
Paranoje
Dwoje
Tak Finko, zdecydowanie Bobi pomieszał miłości. Zapewne zresztą zweryfikował to na własnym przykładzie.
Bobi, jako zdradzający nie jesteś wiarygodny przytaczając te słowa. Szkoda że o nich nie pamiętałeś PRZED, to by nadało im faktycznie mocy sprawczej.
Mnichu, chodzi o znajomość człowieka na plus. Wiemy jakie są jego loty i chyba sami przez lata obniżamy wymagania, żeby nam samym było fajnie w myśleniu z jakim to "cudem natury" jesteśmy. Sam tak przynajmniej robiłem. Taki rodzaj patrzenia przez różowe okulary.
Cytat
nieraz się zastanawiam nad tym że po takich przejściach i dzieki rozwijającym dyskusjom na tym wspaniałym forum, gdyby nie udało się i mąż dostał by czerwoną kartkę, moje wymagania będą za wysokie na zwykłego śmiertelnika gdybym chciała znów z kimś być
Finko, na swoim przykładzie przekonałem się, że w końcu można znaleźć, więc nie jest źle pod tym względem. Trzeba istotnie wcześniej przebrać trochę plewów, ale jak sama widzisz po tym forum, trochę wartościowych ludzi jest na świecie.
Bo jeśli jest wcześniej szczera wobec nas w związku to tak, możemy i będziemy oczekiwać szczerości. Ale jeśli od zawsze traktowała nas jako dodatek do swojego życia, to ... przebaczamy od razu, bo nadal jesteśmy dodatkiem.
Jestem już trzecią osobą, która analizuje tą myśl. Wprowadził bym natomiast małą korektę. Dlaczego od zawsze? Czy raczej może przyjąć założenie, że od pewnego momentu. Niby efekt końcowy taki sam, ale jednak początek inny. Wydaje mi się, ze u mnie na początku była ta szczerość... Raczej dopiero po czasie wkradł się jakiś marazm, stagnacja... Oddaliliśmy się od siebie, nie rozmawialiśmy na ważne tematy. Teraz wręcz zachłannie staramy się nadrobić stracony czas... i plujemy sobie w brodę.
Natomiast Bob, podobnie jak Ty ciągle wierzę, że są na tym świecie wartościowi ludzie. Tego się nie boję, tylko żebym w razie czego na nich trafił...
Bob, dobrze zauważyłeś, na tym forum wielu wartościowych, ale wszyscy zajęci, więc jakoś głupio by to było...
rise napisał/a: Wydaje mi się, ze u mnie na początku była ta szczerość... Raczej dopiero po czasie wkradł się jakiś marazm, stagnacja... Oddaliliśmy się od siebie, nie rozmawialiśmy na ważne tematy. Teraz wręcz zachłannie staramy się nadrobić stracony czas... i plujemy sobie w brodę.
ja też sie nad tym zastanawiałam, znam męża dość długo, może dlatego sądziłam że mnie już nic nie zaskoczy?może brak szczerych rozmów był efektem złudnego poczucia że wiemy już o sobie wszystko...
jak długo u Was trwała ta stagnacja?
Cytat
Natomiast Bob, podobnie jak Ty ciągle wierzę, że są na tym świecie wartościowi ludzie. Tego się nie boję, tylko żebym w razie czego na nich trafił...
Ty wiesz Rise że "w razie czego" jesteś w czołówce na liście wielu dziewczyn z forum
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finko, Rise, nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale rozwijając temat dodatku, to ja, patrząc w przeszłość, mam wrażenie, że kolejność jest następująca:
1. początek związku - to ten etap, gdzie jesteśmy najbardziej podatni na zmiany i budowanie związku
2. stagnacja, i tu jest pozioma albo opadająca pochyła linia - niestety spada się z maksymalnego miejsca osiągniętego w punkcie 1
Innymi słowy, jeśli czegoś nie wprowadzimy wspólnie w etapie 1, to potem już do tego nie dojdziemy.
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa - warto w tych wymogach w punkcie jeden stawiać wysokie cele do osiągnięcia (czasem to będzie oznaczało walkę z partnerem, ale jeśli to początek, to wydaje mi się, że on też będzie miał dość energii do tego) - wtedy ten etap 1 potrafi długo trwać.
Poza tym wydaje mi się, że etap 1 kończy się wtedy, kiedy nie ma już celów, czyli poprzeczka była nisko ustawiona - ot, po prostu być razem, bez żadnych warunków.
Finko, jestem ciekawy Twojej opinii, z tego co piszesz, to teraz Ty wymagasz konkretnych rzeczy. Czy zauważasz wypływający z tego budujący klimat dla związku?
1.początek związku- klarowanie się obopólnych oczekiwań wobec siebie w związku,
2.a. realizowanie się naszych oczekiwań - pozytywny dalszy rozwój związku
2.b. brak realizacji naszych oczekiwań - negatywna stagnacja, rozczarowanie związkiem
Cytat
Finko, jestem ciekawy Twojej opinii, z tego co piszesz, to teraz Ty wymagasz konkretnych rzeczy. Czy zauważasz wypływający z tego budujący klimat dla związku?
jesli chodzi o moje wymogi w związku po zdradzie,
jasno precyzuję mężowi moje oczekiwania:
-szczerość,
-dokończenie wszystkich zaległych spraw z okresu zdrady(nie interesował się wtedy domem),
-poświęcanie czasu rodzinie,
-nastawienie na odbudowę związku przede wszystkim z jego strony,
-oczywiście pierwszym wymogiem było zerwanie przez niego definitywnie związku z tamtą kobietą,
klimat teraz jest budujący ale dla mnie znaczące i przekonywujące jest to że przestał udawać że nic się nie stało, mówienie iż wiele małżeństw ma taki problem i pewnie co drudzy nasi znajomi przeżyli lub borykają się ze zdrada w związku, tylko nic po nich nie widać to była zasłona dymna aż piekło w oczy,
klimat naszego związku oczyszcza się, nie boję sie już konfrontacji, normują sie moje emocje,
np.gdyby nawet zajmował się remontem w domu, dziećmi, wynosił śmieci i karmił kota a ja widziałabym jego "poświęcenie w męczarniach", robienie czegoś bo nie mam wyjścia(typu:gdzieś trzeba mieszkać)
podziękowałabym za usługi, dziś już do tego dojrzałam.
na dziś dzień mamy z mężem punkt 2.a.
problem do rozwiązania jest jeszcze taki że on nie ma wymagań wobec mnie,
uważa że "nie jest godny"
co mnie wcale nie zadowala i udało mi się dopiero wyciągnąć tyle że mam hmm częściej chodzić w sukienkach co czynię
Edytowane przez finka dnia 04.08.2008 09:03:44
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
2. stagnacja, i tu jest pozioma albo opadająca pochyła linia - niestety spada się z maksymalnego miejsca osiągniętego w punkcie 1
Bob - tu się zgadzam - nawet trzymanie tego samego poziomu prowadzi do katastrofy, bo jest takie powiedzenie, że kto się nie rozwija, ten się cofa.
Natomiast muszę zgodzić się z Finką, że stagnacja wcale nie musi być kolejnym etapem. Tak się stało w moim związku, ale właśnie to był ten nasz największy błąd. I na ten temat teraz najczęściej rozmawiam z moją połówką. Zastanawiamy się teraz w którym momencie przestało iskrzyć, w którym momencie coś przegapiliśmy i dlaczego trzeba było aż tak mocnego wstrząsu, żeby dostrzec to co mogliśmy stracić. Tak więc Bob Twoja kolejność jest dobra, ale tylko w przypadkach, kiedy związek dąży do katastrofy.
My teraz oboje pracujemy nad schematem Finki - wersja 2.a.