Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Miriam, ja tez nie umiałam - tak mi sie wydawało- życ bez niego. Też odzszedł, mieszka z nia. Powiem tak, mozna bez nich zyc jak zrozumiesz z kim mieszkalas tyle lat. Oczy sie otworza i poczujesz wolnośc, czystość i odetchniesz z ulgą dobrze ze dzisiaj odszedł a nie wtedy kiedy będziesz stara, może potrzebujaca pomocy od tej drugiej osoby, myslisz ze przy takim kimś można spokojnie przeżyć starość i czuć się bezpiecznie? Ja też chciałam dożyć z nim do końca. Dziś wierzę w to ,że dobrze zrobiłam. Mam spokój i dziecko ma ciszę. A on? No może kiedys zrozumie co nam zrobił i oby córka chciała mu wybaczyć. Niech już się dzisiaj o to zacznie modlic!
Witam,
przyjaciółka poradziła mi, żebym zajrzała na tą stronę, bo jak poczytam, jak inni radzą sobie z problemami po zdradzie to będzie mi chociać troche lżej. No więc postanowiłam zajrzeć, poczytałam, a dzisiaj zdecydowałam się napisać. 3 tygodnie temu dowiedziałam się o zdradzie męża, zresztą juz drugiej, pierwsza była 3 lata temu, ale wtedy wybaczyłam, bo żałował, prosił, przysięgał, że już nigdy więcej. A ja oczywiście bardzo go kochałam, więc chociaż było mi potwornie cięzko postanowiłam wykonać trudną pracę nad sobą i wybaczyć, mimo, że zapomnieć nie umiałam. On też się starał, było dobrze, przynajmniej tak mi się wydawało. Zaczęliśmy starać się o dziecko, nawet z jego inicjatywy, jeszcze kilka miesięcy temu, również kilka miesięcy temu otworzyliśmy razem firmę, zaciągnęliśmy na to trochę kredytów, było ciężko to wszystko spłacać i jest nadal, ale ja wierzyłam, ze potrzeba trochę czasu i wszystko się ułoży tylko trzeba cierpliwości, wytrwałości i cięzkiej pracy. On chyba nie umiał tak mysleć, bo okazało się, że prawdopodobnie ok miesiąca potem nawiązał przez internet kontakt z jakąś koleżanką z dzieciństwa, zaczęli się spotykać. Przez 4 miesiace oszukiwał mnie, ja miałam czasami jakieś podejrzenia szczególnie nauczona poprzednimi doświadczeniami, ale cały czas oszukiwałam samą siebie, tłumaczyłam sobie, że to niemozliwe, bo przecież przysięgał, że nigdy więcej, że mnie kocha....Potem już chyba zaczęło go męczyć to oszukiwanie i jego zachowanie zaczęło być ewidentne, ja cierpiałam, zle nie miałam dowodu, aż wreszcie sam się przyznał, powiedział, że chce rozwodu, bo nie jest szczęśliwy....Siłą wyciągnęłam z niego szczątki informacji, kto to, jak długo i dlaczego, nie chciał rozmawiać, jak zwykle zresztą, tchórz....Powiedział, ze się na razie nie wyprowadzi, bo nie ma gdzie, a ja nie mam prawa wyrzucić go z naszego współnego mieszkania. Ta jego szmata też jest w związku ( zapominałam dodać, ze my jesteśmy małżeństwem 12 lat ), jesteśy po 30-tce. Ona nie ma ślubu, ale za to ma 2 małych dzieci. Jej facet tez jest załamany. Oboje cierpimy, podczas gdy oni planują swoją wspólną przyszłość nie zważając na nasze uczucia i przede wszystkim uczucia tych dzieci, którym własna matka odbiera ojca i niszczy przyszłość. To jest koszmar i tak bardzo nierealny, że nawet trudno mi sobie wyobrazić, że tak mozna postapić. Oboje z tym facetem mamy wrażenie, że coś ich opętało, nie słuchają nikogo, żadnych tłumaczeń, brną w coś, co im się wydaje teraz piękne i wyjatkowe, nie myślać, co będzie, kiedy zderzą sie z rzeczywistościa i prozą życia. A ja....? Cierpię powornie, takiego bólu nie przezyłam wtedy, pierwszym razem, teraz boli dużo bardziej, bo wtedy zaufałam, wybaczyłam i ponownie zostałam skrzywdzona. Poza tym tym razem on nie chce rozmów, tłumaczeń, powrotu, wybaczania, chce odejść i niedługo to chyba nastapi. Ja tak potwornie boję się samotności, nie umiem żyć sama, zawsze byłam z nim, dla niego. Wydawało mi się, że jestem fajnym człowiekiem, a teraz czuję sie jako zero - porzucone, upokorzone, zdeptane, nie warte tego, żeby je kochać. Wszyscy pytają tutaj, jak sobie dac radę z własnymi uczuciami, jak przestac kochać tego drania pomimo tylu krzywd i uwierzyc, że jeszcze będzie pięknie...? Ja też tego nie wiem....Mam wsparcie przyjaciół i rodziny, nawet jego rodziny, która też uważa, że popełnia wielki błąd, ale co z tego.....Mojego bólu nic nie zmieni....Naprawde nie wiem, jak teraz życ, jak spędzam samotne weekendy w czterech ścianach, za oknem listopad, to wyć mi się chce....A będzie jeszcze gorzej...
Beti witam, jakbym czytała własną historię...druga zdrada, też dałam szansę, wybaczyłam, ten sam schemat, oszukiwanie, druga kobieta, te same obawy... i dramat dwóch rodzin, dzieci...
Na początek powiem Ci to co po 8 mc zrozumiałam i co mam nadzieję Ci pomoże:
-potrafisz żyć bez niego nawet jeśli odejdzie
-jesteś więcej niż fajnym człowiekiem, jesteś wartościowa tylko on tego nie docenił bo problem jest w nim a nie w Tobie,
są różne etapy po zdradzie jakie przechodzimy, szok, złość, żal, poczucie braku sensu życia i wielki smutek to teraz przezywasz ale uwierz mi bo wiem co przeszłam i wielu Ci tu to samo powie
zaniedługo poczujesz że masz wiele siły w sobie, nawet takiej do podjęcia decyzji aby wyrzucić go z domu o ile nadal będzie trwał w romansie, potrafisz podejmować decyzje tylko jeszcze nie ten czas,
mój mąż i jego ostatnia kochanka już od dawna wielką "miłość" przerobili w silną nienawiść
i po ich planach nie został nawet ślad a ja trzymam teraz karty w ręku, nie jestem z tego powodu szczęśliwa ale tak to się często kończy...naturalne konsekwencje mąż musi ponieść, Twój tez poniesie, choćby relacje z dziecmi, które będą go winić, przyjdą na niego wyrzuty sumienia, nie ucieknie przed tym, na początku kochankom wszystko wydaje się takie piękne i proste jakby mieli po 16 lat
TY masz wsparcie rodziny, przyjaciół, masz dzieci, gdy opadną jego uniesienia hormonalne zobaczy jak niewiele mu pozostało, dlatego zdradzający tak często wracają i proszą o wybaczenie,
jeszcze trochę łez wylejesz ale każda zahartuje Twoje serce. Czy Wasze dzieci wiedza co się dzieje?
Edytowane przez finka dnia 18.11.2008 14:22:33
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Dziękuję za ciepłe słowa. Jeśli chodzi o dzieci, to niestety się ich nie doczekaliśmy, mimo prób, zabrakło czasu i cierpliwości mojemu mężowi, chociaż te starania trwały w sumie bardzo krótko. Moi przyjaciele powtarzają mi to co ty napisałaś, że to on ma problem, a nie ja, że nie jest mnie wart i nigdy nie był, że na pewno ułożę sobie życie bez niego, tylko kwestia czasu....Może się tak stanie, ale teraz tak trudno w to uwierzyć, bo za bardzo boli.
Co do decyzji o wyrzuceniu go z domu, nie będę musiała jej podejmować, bo on sam niedługo planuje wyprowadzkę, czeka tylko, aż jego kochanka ułoży swoje domowe sprawy, bo będą przeprowadzać się do jej mieszkania - on nie ma jej nic do zaproponowania od siebie, ma tylko to czego wspólnie się dorobliśmy, a ja zamierzam o to walczyć. Nie potrafię zrozumieć równiez tego, ze teraz w dużej mierze bedzie uzalezniony od jej decyzji i posunięć - wychodzi na to, że nie jest męzczyzną, żadnego honoru i ambicji.....I ja z kimś takim żyłam tyle lat i nadal kocham...koszmar...
Mam wrażenie, że oni żyją teraz w jakiejś bajce, opowiadaja sobie o swoim zyciu tylko tyle ile chca, a nie całą prawdę, a jak ta prawda dociera do nich z innych zródeł to w to nie wierzą - teraz jest chyba etap, kiedy czują się osaczeni przez cały zły swiat, który jest przeciwko nim i ich miłości i patrzą przez różowe okulary. Wszystkie problemy wydaja im sie teraz błahe, małe i do pokonania i sa przekonani, że wszystko się ułoży i bedzie piękny happy end...Za chwilę jednak przyjdzie proza życia - raty, rachunki, zmęczenie, 2 małych dzieci do opieki, dla niego obcych dzieci i ciekawe, czy romantyczne nastawienie do zycia przetrwa? Wszyscy twierdzą, że nie.....czas pokaże.....Ale ja chciałabym, żeby ta proza ich dopadła jak najszybciej, żeby oboje przekonali się, że życie to nie zabawa i bajka, ze jak jest cięzko to trzeba się starać i walczyć, a nie niszczyć życie wszystkim dookoła wierząc w jakieś bajki. Mam nadzieję, ze będą cierpieli i żałowali, tak jak teraz ja i ten porzucony męzczyzna...Bo myślę sobie, ze tylko wtedy, kiedy odczują na własnej skórze konsekwencje swojego postepowania być może czegoś się w życiu nauczą, zrozumieja - teraz zadne rozmowy, tłumaczenia do nich nie docierają, bo to przecież tylko teoria.
Teraz jest we mnie tyle sprzecznych uczuć. Kocham go i jednoczesnie nie mogę na niego patrzeć. Jestem na niego wściekła i jednoczesnie nawet mu współczuję, bo myslę, ze nie wie, co robi ze swoim zyciem. Czuję bół, żal, rozpacz i jednoczesnie chęć zemsty...A chciałam od zycia tylko miłości, spokoju i stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa.
Mysłałam, że jestem dziwna z tymi swoimi uczuciami, bo przecież szanująca się kobieta po czymś takim powinna takiego drania i nieudacznika kopnąć w d....i się nie ogladać, a ja nie bardzo potrafię...Jak czytam to forum, to widzę, ze wiekszość osób tak czuje.
Wiem, że ta kobieta ma takie wymagania od życia, których on nie będzie w stanie spełnić, ma do tego trochę problemów psychicznych niby zaleczonych, ale nigdy nie wiadomo, jest zupełnym przeciwieństwem mnie, zarówno fizycznie jak i charakterologicznie, jeszcze ta dwójka dzieci - i on rzuca dla niej wszystko - mnie, rodzinę, która tego nie akceptuje, przyjaciół, których za chwilę straci - i nieczego nie chce słuchać. Boze, tak trudno to zrozumieć, dlaczego.....co się dzieje w ich głowach...
A twój mąż jednak zrozumiał swoje błędy? Jesteście razem?
Tak, Beti jesteśmy na razie niekiedy razem, częściej obok siebie.. trudno być blisko jak kiedyś, trudno o spontaniczność, nawet o śmiech, zwykłą rozmowę, planowanie czegokolwiek.
Cień tego co nas rozdzieliło jest wciąż między nami, mimo że byliśmy kiedyś nierozłączni, bliscy sobie i to sprawia że teraz trudno się rozstać i trudno nadal żyć razem ale są dzieci i one są teraz najważniejsze, swoje odczucia, swój żal, on wstyd musieliśmy odłożyć na bok.
Na szczęście na tyle odpowiedzialności za nie mężowi pozostało.
Mój mąż rozumie że to były błędy ale ... to nie rozwiązuje sytuacji, skoro pociąga go inne zycie i nowe przygody jak planować cokolwiek razem?
O to że proza życia dopadnie Twojego męża i tamta kobietę się nie martw, prędzej niż myślą,
skoro w dobrych małżeństwach to się zdarza to co dopiero w takim związku "zbudowanym" jak domek z kart na nieszczęściu innych...
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Nie buduje się szczęścia nie nieszczęściu innych z znanych mi sytuacji zdradzający zawsze płacą za swoje czyny po kilku dniach, miesiącach, latach czy dekadach ale chyba tak to już jest zrobione. Czekam na dzień który to potwierdzi w przypadku mojej EX. Pozdrawiam.
Kocham (...) to słowo, najwięcej kłamliwe i kłamane.
Beti! A puść gada luzem, pobłogosław na drogę i życz szczęścia bo na rozum już za późno!
A tak poważnie... To jest identycznie jak z osobami uzależnionymi: musi sięgnąć dna, żeby się odbić albo całkowicie pogrążyć. Ty nie jesteś jego terapeutką tylko żoną, zdradzoną i poranioną żoną. Ty nie musisz go rozumieć, bo on dokonał wyboru i pewnie sam go nie rozumie. Ale to nie jest Twój problem. Dzieci tej pani z pewnością ucierpią, ale Twojej winy w tym nie ma. Odrębny temat, że partner tej pani zawsze może być dla nich ojcem, bez względu na to z kim będzie żyła. Ale najważniejsza teraz jesteś TY. Widzisz, czas po zdradzie jest bardzo podobny do okresu żałoby po śmierci bliskiej osoby. Najpierw jest zaprzeczenie (masz za sobą), potem sprzeciw (jesteś w trakcie), następnie smutek i rozpacz a w końcu pogodzenie się z faktem. Nie zapomina się nigdy, ale można normalnie żyć bez obsesji. Życzę Ci, żebyś jak najszybciej doszła do ostatniego etapu i pożegnała pana. Życie przed Tobą! Pozdrawiam!
Pisze bo strasznie sie czuje nie moge sobie poradzic i najgorsze sa wyzuty sumienia. rok tem spotykalam sie z Dawidem ale nam sie nie ukladalo ciagle klotnie nie trwalo to dlugo rozstalismy sie. Dwa miesiace temu zaczelam sie spotykac z Michalem kolega Dawida bylo fajnie az do soboty poszlam z Michalem na impreze on strasznie sie upil bylam zla ale normalnie z nim rozmawialam za chwile gdzies poszedl zostawil mnie sama . Dawid mnie pocalowal i widzialo to kilka osob powiedzieli o tym Michalowi on nie chce ze mna rozmawiac tlumaczylam ze to pomylaka ze bylam zla na niego i ze zrobilam to pod wplywem alkoholu zalezy mi na Michale i chce z nim byc ale on nie chce ze mna rozmawiac
Kasiu, część mnie, ta rozsądna podpowiada mi, że muszę szanować siebie, że ten gad nie będzie mnie krzywdził, że załuguję na kogoś, kto mnie pokocha itd itp Ale wiesz co, ja rzeczywiście czasami zachowuję się wobec niego jak terapeutka, bo on zawsze był taki biedny i wielu rzeczy w życiu nie rozumiał, podejmował błędne decyzje a ja ciągle czułam się za niego odpowiedzialna, zawsze go tłumaczyłam i próbowałam zrozumieć. I teraz też mi go szkoda, chociaż to ja jestem skrzywdzona, a on być może kiedyś będzie, jeżeli istnieje jakaś sprawiedliwość.
Ja mam jeszcze jeden problem - potrafię bardzo dużo wybaczyć ( jeżeli komuś na tym zależy ), nie potrafię i nie lubię się kłócić, nie rozpamiętuję i zawsze bardziej martwię się o kogoś a nie o siebie.....
Cholera, chyba muszę się wziąć za siebie, może skorzystam z pomocy jakiegoś specjalisty, bo inaczej sama sobie zniszczę życie jeszcze bardziej niż on to robi.....
Tylko tego strasznego bółu w calym ciele, kiedy się budzę rano i kiedy próbuję zasnąć nikt ode mnie nie zabierze
Dzięki Kasiu za słowa otuchy, chyba jesteś silną babką, co?
Jak wygladała twoja historia? Puściłaś gada wolno?
Magdalenka! Daj ochłonąć emocjom. Spokojnie wytłumacz swoje, nie do końca przemyślane, zachowanie. I czekaj. Niestety innego wyjścia nie ma. A na wszelki wypadek, póki co unikaj kontaktów z Dawidem. Pozdrawiam!
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
Beti! Moja historia jest opisana w temacie "ta trzecia". Podobna do innych... W moich postach też dużo znajdziesz na ten temat. Ja się jakoś pozbierałam. Czy jestem silna? Chyba na tyle już dostałam w tyłek od życia, że wiem co jest dobre a co złe. Poza tym zauważam wiele odcieni szarości pomiędzy białym i czarnym. Życzę Ci siły w wyborze, trudnym wyborze. I odzywaj się oczywiście co u Ciebie nowego.
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
czekam bo innego wyjscia nie mam ale to tak boli nie umiem sie cieszyc moze zapozno zrozumialam kto tak naprawde jest dla mnie wazny i na kim mi zalezy boje sie ze on nigdy nie wroci to straszne
betikk.Dopiero dziś przeczytałam twoja historię.Jakże one podobne wszystki bez wyjątku.Ten sam schemat te same oszustwa.I wiesz co jest najśmieszniejsze że kiedy ty dajesz kredyt zaufania on to depcze.Ja wytrzsymałam trzy dni od dnia kiedy dowiedziałam się że jest zakochany i wyrzuciłam z domu .nie było sensu ratować bo on tego nie chciał.Wiedziałam że albo ja albo on .jeszcze jeden dzień i zwarjuje.Za parenaście dni mija rok odkąd nie ma go w moim zyciu.On mieszka z nią jej dzieckiem w wieku naszej córki.Czy jestem szczęśliwa?Nie wiem bo chyba trudno być szczęśliwym po takiej traumie jaką przeszłam.Ale jestem spokojniejsza wyciszona pełna wiary że jutro będzie lepiej.Pierwsze miesiące były koszmarem łacznie z parogodzinnym pobytem w psychiatryku.nie pamiętam co się działo przez dwa miesiące ale potem zaczęlam walczyć.Ostra była walka o siebie o własne życie.Zmieniłam wszystko co mogłam zmienić mieszkanie sama własnymi rękoma remontuję do dziś załatwiam męskie sprawy biegam załatwiam łatam dziury w budżecie,I wiem że jestem tyle warta ile sama sibie cenię.Ja z tej ofiary przeobrażam się w mocną osobę kogoś na kogo warto popatrzeć w lustrze.Mam twarz odzyskałam ją i zaczynam powoli żyć.Ból na początku jest ogromny bo to tak jakby wyrwano ci serce ale potem mija.Na początku czekasz nasłuchujesz masz tyle nadziei że to tylko zly sen.Ale przychodzi moment że juz nie patrzysz w okno z nadzieją że ujrzysz go nagle jak wraca.Patrzysz w to okno by zobaczyć słońce by zobaczyć życie.Bo ono toczy się ale teraz obok ciebie.Umieramy wraz z odejściem ukochan ej osoby ale czas działa cuda.Pewnego dnia zaczynasz czuć że oddychasz że czujesz wiatr we włosach słońce na swojej twarzy.I myslisz kurcze zmarnowałam tyle czasu czekając pogrążając się w żalobie.Ale teraz jest trudny czas i by wygrać musisz walczyć o siebie w każdy możliwy sposób jaki przyjdzie ci do głowy.Nawet jeśli komuś może wydawac się głupi a dla ciebie będzie dobry to realizuj to.Nie zatrzynasz go na siłe to nie ma sensu.Puść go jak zechce wróci to wróci a jeśli nie pomyśl co był wart i masz czego żałować.Ja wiem że takie historie nie trwają długo kiedyś się opamięta zrozumie i oby nie było za pózno na powrót.Ja założyłam że to koniec a jeśli kiedyś wróci ja go będę jeszcze chciała tym milsze zaskoczenie.To co dziś wydaje ci się tragedią nie do przeżycia za jakiś czas zrozumiesz że wszystko nie jest takie czarne.Masz wsparcie i to jest naprawdę ważne.krzycz płacz ale walcz bo bez walki nie mozna się poddać.A masz o kogo walczyć.O SIEBIE bo ty jesteś najważniejsza i ty jesteś warta wszystkiego co w zyciu najlepsze.
Berto psychoterapeutko zranionych i zasmuconych kobiet. Sama powinnam sobie twoje słowa wbic do głowy na stałe
Cytat
To co dziś wydaje ci się tragedią nie do przeżycia za jakiś czas zrozumiesz że wszystko nie jest takie czarne.Masz wsparcie i to jest naprawdę ważne.krzycz płacz ale walcz bo bez walki nie mozna się poddać.A masz o kogo walczyć.O SIEBIE bo ty jesteś najważniejsza i ty jesteś warta wszystkiego co w zyciu najlepsze.
Wiara i czas czyni cuda.
Dziś uśmiechnął się do mnie przystojny mężczyzna jak robiłam mu zastrzyk. Krótko zamieniliśmy parę słów i było cudownie. Czułam się znów kobietą.Kobietą atrakcyjną. Odchodząc życzył mi spokojnej pracy uśmiechnął się poszedł.
Berto! Bardzo współczuję ci twoich przeżyc, jak zresztą wszystkim którzy tu piszą. Takie słowa jak twoje każdy z nas powinien sobie wytatuować na czole i codziennie uczyć się tego na pamięć patrząc w lustro.
Mam nadzieję, że szybko przyjdzie taki dzień, kiedy zacznę w ten sposób myśleć.
To, że on się jeszcze nie wyprowadził jest straszne, bo czuję się przez to zawieszona między dwoma swiatmi - tym niedawnym z nim i tym, który mnie niedługo czeka bez niego - i to jest bardzo męczące. Jednoczesnie nie wyobrazam sobie tego dnia, kiedy faktycznie odejdzie. Moja przyjaciółka twierdzi nawet, że przez to ja podświadomie mam jeszcze nadzieję, ze jednak nie odejdzie i się łudzę, ze wróci moje poprzednie życie, mimo, ze twierdzę, ze to już raczej nie będzie możliwe. To jest takie dodatkowe wbijanie głebiej noża, który siedzi w sercu. A najgorsze jest, ze on często zachowuje sie tak, jakby nic wielkiego się nie stało - próbuje rozmawiać ze mną o pierdołach i różnych codziennych sprawach, nawet żartować, ale tego tematu oczywiście nie porusza, jak ja zacznę, to dostaje furii. Nie rozumiem tego człowieka i chyba wcale go nie znam.....
Bardzo się cieszę, ze tu trafiłam. Rozmowy z moimi przyjaciółmi i bliskimi sa teraz bezcenne, ale jednak prawdziwe zrozumienie i pomoc można znależć u ludzi, którzy przeżyli tą samą tragedię i wiedzą, a nie tylko wyobrazają sobie, jak to jest.
Betik, faktycznie jest tak, że dopóki "te drzwi" finalnie się za nim nie zamkną, gdzieś pozostaje nadzieja, że może jednak...
Myślę, że ta nadzieja wynika przede wszystkim z tego, że w początkowej fazie myślimy tylko tym, co pięknego pamiętamy z naszego związku. Wówczas wzmaga się poczucie straty.
Z czasem, zaczniesz myśleć wyrządzonymi krzywdami, potem krzywdy i piękne chwile się zrównoważą i zaczniesz myśleć przyszłością. Później już idzie łatwiej. Przynajmniej u mnie tak było .
Myślę, że dobrze może robić zaglądanie na nasz chat. Tam już się potrafimy śmiać z tego, co nas spotkało. Uważam, że to dobry objaw . Uprzedzam tylko, że na pierwszy rzut oka w chat możesz się przerazić
Ale chyba lepsze łzy ze śmiechu, niż te wywołane żalem
Zawieszenie w próżni jest straszne niszczące i niczego dobrego nie przynosi.Nie wiem jak poradziła bym sobie gdyby był ze mną w domu a wiedziała bym że kocha kogoś innego że nasz małżeństwo na chwilę obecną to fikcja.By się pozbierać trzeba unikać tego co boli liczy jego bo jak mówią co z oczu to i z serca.Widzisz przed oczami piękne wspomnienia czasem idealizujesz go a tak naprawdę on nie jest taki wspaniały taki piekny taki dobry.I wydaje ci się że choćby jeden dzień bez niego jes niemożliwy do przeżycia.Bo on był twoim Bogiem bóstwem patrzyłaś na świat jego oczami .A przecież masz własne oczy wlasny świat własne mysli pragnienie.Przez tyle czasu on był cały swiatem kładłaś się i budziałaś obok,I tu nagle tago zabrakło.To tak jakby ktoś odciął ci wszystkie kończyny.I pytanie jak żyć jak oddychać każdego dnia budzić się samej.I pytanie kim jestem że nie umiem go zatrzymać.I odpowiedzieć nikim.Jestem nikim do niczego się nie nadaję.Ale to nieprawda.Bez niego można się budzić można oddychać.Można uwierzyć w siebie.A on okazuje się że to zwykły człowiek nie żaden ideał nie bóstwo do którego modliłyśmy się tyle lat.A jeszcze jak się okaże że zaczyna być podły to miłość przechodzi.Zaczynasz być zła na niego na siebie że tak cierpisz.A potem przychodzi moment pogodzenia się z tym potem zaczyna być tak pogoń za własnym życiem a potem obojętność.Z tego co mówią mi inni na końcu jest ci tak obojętny że zaczynasz mu życzyć jak najlepiej byle z dala od ciebie.Ja jeszcze do tego etapu nie doszłam choc często się modlę by był z nia jak najdłużej bo my mamy wtedy spokój nie muszę waloczyć o mieszkanie.Więc widzisz że wszytko mija że wszystko jest do przeżycia choc boli choc dziś tak strasznie cierpisz.Ale to naturalne bo gdybyś nie cierpiała to znaczyłoby że go nie kochałaś.Wszystko ma swój kres i zobaczysz że zaczniesz się śmiać pełną piersią.Ja zaczęłam po paru może 4 miesiącach jak to nazywam uśmiechać.Dziś zaczynam się śmiać pełną piersią choć zdarza się że jeszcze zapłaczę.Ale to inny płacz.Jeśli nie daje się tego ratować jeśli on tak bardzo chce być z nią to jak najszybcviej uwolnij się od niego.powiedz wprost że chcesz aby odszedł dlatego że go kochasz że chcesz mu dać czas na zastanaowienie się czego chce w życiu.Oczywiście jego czas jest ogrniczony ale ty jesteś wspanaiłomyslna i niech wie że na drodze do jego szczęścia nie staniesz.Że miłość polego na tym iż pozwala się tej drugiej osobie iść swoją drogą jeśli tego pragnie.Przypuszczam że zbaranieje.A przecież chodzi o to by się chwile zastanowił i w przypadku gdy jednak tamta jest ważniejsza zniknął z twojego życia na jakiś czas dla twojego dobra.Nie pozbierasz się mając go na karku.To moja rada ale to ty musisz podjąć decyzję bo to twoje życie.Właśnie twoje życie więc walcz o nie.Nie dla niego ale dla siebie samej.I codziennie patrz w lustro i mów sobie że jesteś wspaniała a on głupi że tego nie docenia.Rozpieszczaj się traktuj siebie jak królową co zresztą wyjdzie ci na dobre i pokażesz się nie jak ofiara.Im lepiej będziesz wyglądać tym bardziej będzie szlag go trafiał,Już tyle razy pisałam na tym forum że ofiarę się kopie więc nie pozwól by dokopał ci bardziej.Bąz piękna na przekór jemu wbrew temu jaki jest ból w tobie.Jak się zaniedbasz to pomysli że rzeczywiście nie ma czego żałować.A nich właśnie żałuje.Dlaczego kochanki śa takie atrakcyjne?Bo zawsze śa zadbane usmiechnięte nie zrzędzą.I wydaje im się że to raj.Pokaż się z tej najlepszej strony jaką masz.Nie pomoże odzyskać go ale ty zyskasz w swoich oczach.Nic tak nie poprawia humoru jak dobry wygląd.uwierz że to działa jak również że dni trudne i bolesne kiedyś miną.Trzymaj się cieplutko i pisz bo to pomaga.Tylu ludzi dzięki temu forum stanęło na nogi
Berto! To zawieszenie jeszcze chwilę potrwa, dopóki jego nowa pani nie poukłada pewnych spraw, a ja nic z tym nie zrobię, choćbym chciała....niestety, ale to już długo nie potrwa...
Teraz, oprócz całej tej sytuacji , mam tyle spraw do ogarniecia, głównie zawodowo-finansowych, że nie myślę zupełnie o sobie, o swoim wygladzie ( chociaż mimo to podobno jest nie najgorzej )zresztą zawsze o sobie myslałam na samym końcu. Ironia polega również na tym, ze ONA podobno jest duuuuużo mniej atrakcyjna ode mnie, nie jest też wartościowym człowiekiem, skoro potrafi tak w zyciu postepować - więc co go urzekło, pojęcia nie mam...ale w sumie to jest jakieś pocieszenie, że moze jak przejrzy na oczy, to bardzo mu się nie spodoba to co zobaczy...
Na razie, jako poczatek małej terapii, postanowiłam przygarnąć zwierzatko, żeby jakiekolwiek życie zagościło w moim domu, jak jego już nie będzie. Przy okazji będzie to malutka złośliwość w jego strone, bo zawsze był przeciwny zwierzętom w domu, teraz na szczęście już ma niewiele do powiedzenia
A tak w ogóle to dzisiaj złapałam potwornego doła, ta pogoda za oknem jest dodatkowo dobijajaca.
Nie mógł mi tego zrobić na wiosnę, tylko w listopadzie...?
Pewnie byłoby wtedy łatwiej spojrzeć na wszystko bardziej optymistycznie, a tak......
Dziękuję ci po raz kolejny za miłe słowa, życzę ci coraz więcej tego spontanicznego śmiechu, przede mną jeszcze długa droga do tego etapu.
Pozdrawiam serdecznie!