Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
powinni a muszą to jednak znacząca różnica, ale ok może faktycznie lepszym słowem w tym przypadku będzie "chcieliby".
Jak rozpoznać? To chyba bardzo trudne i indywidualne zależne od wielu czynników m.in tego w jakim my jesteśmy miejscu, czego oczekujemy, jak bardzo wymagający jesteśmy.
Słowem klucz wydaje się tu być słowo "świadomość" osoby zdradzającej, świadomość wyrządzonej krzywdy, świadomość naszych oczekiwań i prawa do nich, świadomość tego, że coś bezpowrotnie przepadło,świadomość, że my jesteśmy już innymi ludźmi i świadomość, że tak jak było już nie będzie nigdy co nie znaczy, że nie może być lepiej aczkolwiek to bardzo trudne. Coś bezpowrotnie zostało utracone a oni/one bardzo często nie zdają sobie z tego sprawy, być może nawet mają problem z akceptacją tego, że my już więcej dostrzegamy, że nie damy się nabrać na tanie manipulacje, pozorną uczciwość, autentyczność i szczerość.
Ja mam z tym ogromny problem. Ona się stara robi co może, na tyle na ile jej aktualne zasoby pozwalają a mnie ciągle mało. I w tym rzecz, że mam wrażenie, jakoby te zasoby były bardzo mizerne,jak daleko jest jej do tej samoświadomości co do ogromu krzywdy jaką wyrządziła, jak bardzo wpłynęło to na nasze relacje. Czasem mam wrażenie, że wręcz bagatelizuje, ignoruje te krzywdę coś na zasadzie ok zdradziłam Cię, żałuję, ale przebolej to szybko i wracaj, najlepiej taki jak byłeś, nie zmieniaj się. Helllo jak to się nie zmieniaj? Gdzie tu logika? Przecież skoro poszła w bok tzn, że jednak nie byłem taki jak powinienem być, jakby oczekiwała. A teraz moją pewność siebie, konsekwencje działania myli z upartością. Fakt jestem wymagający i to bardzo, ale albo podoła wyzwaniu, nie stchórzy, nie ucieknie a okaże się silną osobą, która wie czego chce i jak to osiągnąć albo się pożegnamy.
Ja już znam swoją wartość a maślane oczka nie robią na mnie wrażenia.
Post doklejony:
A może to coś na zasadzie, nie zmieniaj się, bo wówczas ja będę musiała też zacząć pracować nad sobą a po co? Przecież tak jest wygodniej. Jeśli zajrzałabym głębiej w siebie być może odkryłabym, że jestem w czarnej doopie i wtedy należałoby już coś z tym jednak zrobić. Lepiej żyć w nieświadomości, niewiedzy niż włożyć trochę wysiłku aby stać się po prostu lepszym człowiekiem.
Post doklejony:
Jeszcze jedno,
Wydaje mi się, że my też powinniśmy realnie patrzeć na te zmiany tzn. nie możemy w kwartał oczekiwać cudów bo to po prostu nierealne. A jeśli taki cud by się wydarzył to odczytywałbym to jako udawanie, pozory, powierzchowność.
To jest proces. Najważniejsze to bacznie się przyglądać i obserwować.
Jeśli jednak po dłuższym czasie dalej stoimy w miejscu i kręcimy się wokół własnego ogona zaczynając go podgryzać, nie posuwamy się nawet o milimetr do przodu to sprawa jest klarowna.
Niektórzy ludzie po prostu nie są zdolni do autorefleksji i autoanalizy. Koniec kropka.
Cześć Poczciwy.
Jestem ciekawy ile z tego co napisałeś tutaj w swojej wypowiedzi powiedziałeś swojej żonie.Właśnie to, jak to postrzegasz i jak się czujesz.Pytam dlatego bo sam miałem problem z wyjściem z własnej strefy komfortu.Oczekiwałem nie raz ,że przecież powinna wiedzieć a to tak nie działa.I to nie było tak ,że nie rozmawialiśmy tylko jak rozmawialiśmy.Dlatego pisałem ,że możemy mieć wpływ na świadomość drugiej osoby w związku.
heh matrix,
Nawet nie wiesz ile razu powtarzałem jej w kółko to samo i robię to ciągle, na terapii, na którą uczęszczamy raz na dwa tygodnie. Nie mam problemu z mówieniem tego co mnie boli, już nie, robię to wprost bez ogródek będąc całkowicie szczerym przede wszystkim sam ze sobą jak również z nią.
Zresztą komunikuję wyraźnie, że na tym etapie nie widzę możliwości odnowienia relacji więc ma pełną świadomość tego co dzieje się w mojej głowie, co czuję, jakie mam oczekiwania.
Poczciwy,
już kiedyś wspominałam, że mam bardzo podobne podejście do Twojego. Czasem czytając Twoje wypowiedzi mam wrażenie, jakby moje myśli i odczucia zostały przełożone na słowa na ekranie. Zawsze jednak jest jakieś ale. Piszesz dużo o swojej przemianie, rzeczywiście brzmisz, jak pewien siebie, świadomy swojej wartości człowiek. Ja nie doszłam do tego etapu. Być może, jeszcze długo tak pozostanie. Nie chcę szukać wymówek, że zaniechalam pracy nad sobą, ale pewna mądra osoba z tego forum podpowiedziała mi, że jest coś takiego, jak priorytety. Każdy z nas ma inne. Według mnie nie jest możliwe, aby jednocześnie skupić się na sobie, na swoich potrzebach i zająć, tak jak w moim przypadku wychowaniem trójki małych dzieci, nawet przy dużym udziale ii pomocy ich ojca.
Kolejna kwestia to świadomość osoby zdradzającej. Nie oszukujmy się. Ile osób spośród użytkowników zetki stanowią zdrajcy, którzy przyszli tu po, żeby choć w części zrozumieć ból partnera? Może jestem niesprawiedliwa, ale większość pracy musi być wykonana przez nas. I tu nasuwa mi się pytanie odpuścić czy wymagać (przepracowania, zrozumienia, zagłębienia, analizy)?? A jeśli zdrajca, jest "prostym" człowiekiem, i tak jak napisał Poczciwy, nie ma nawet takich zasobów umysłowych (nie obrażając nikogo) do głębszego ppochylenia się nad tematem, a nasze (czyt. zdradzonych) argumenty traktuje jjak górnolotne dyrdymały? Czy to od razu skreśla drugiego człowieka?
A nawet jeśli spróbuje nas zrozumieć, pochyli się, zrozumie, to jak to przytaczajac słowa Niezapominajki jak rozpoznać, że nam dorównali i nie są już z tyłu za nami?
Po czym to poznać, że jest właśny w tym punkcie co my?
Post doklejony:
Czy to nie jest tak, że zawsze mamy delikatną przewagę i potrzeba wiele empatii, miłości i zaangażowania, z naszej strony, żeby tego po prostu nie wykorzystywać??? A jak to się ma, do całego naszego wysiłku złożonego w odbudowanie własnego ja???
powinni a muszą to jednak znacząca różnica, ale ok może faktycznie lepszym słowem w tym przypadku będzie "chcieliby".
Jak rozpoznać? To chyba bardzo trudne i indywidualne zależne od wielu czynników m.in tego w jakim my jesteśmy miejscu, czego oczekujemy, jak bardzo wymagający jesteśmy.
Słowem klucz wydaje się tu być słowo "świadomość" osoby zdradzającej, świadomość wyrządzonej krzywdy, świadomość naszych oczekiwań i prawa do nich, świadomość tego, że coś bezpowrotnie przepadło,świadomość, że my jesteśmy już innymi ludźmi i świadomość, że tak jak było już nie będzie nigdy co nie znaczy, że nie może być lepiej aczkolwiek to bardzo trudne. Coś bezpowrotnie zostało utracone a oni/one bardzo często nie zdają sobie z tego sprawy, być może nawet mają problem z akceptacją tego, że my już więcej dostrzegamy, że nie damy się nabrać na tanie manipulacje, pozorną uczciwość, autentyczność i szczerość.
Ja mam z tym ogromny problem. Ona się stara robi co może, na tyle na ile jej aktualne zasoby pozwalają a mnie ciągle mało. I w tym rzecz, że mam wrażenie, jakoby te zasoby były bardzo mizerne,jak daleko jest jej do tej samoświadomości co do ogromu krzywdy jaką wyrządziła, jak bardzo wpłynęło to na nasze relacje. Czasem mam wrażenie, że wręcz bagatelizuje, ignoruje te krzywdę coś na zasadzie ok zdradziłam Cię, żałuję, ale przebolej to szybko i wracaj, najlepiej taki jak byłeś, nie zmieniaj się. Helllo jak to się nie zmieniaj? Gdzie tu logika? Przecież skoro poszła w bok tzn, że jednak nie byłem taki jak powinienem być, jakby oczekiwała. A teraz moją pewność siebie, konsekwencje działania myli z upartością. Fakt jestem wymagający i to bardzo, ale albo podoła wyzwaniu, nie stchórzy, nie ucieknie a okaże się silną osobą, która wie czego chce i jak to osiągnąć albo się pożegnamy.
Ja już znam swoją wartość a maślane oczka nie robią na mnie wrażenia.
Post doklejony:
A może to coś na zasadzie, nie zmieniaj się, bo wówczas ja będę musiała też zacząć pracować nad sobą a po co? Przecież tak jest wygodniej. Jeśli zajrzałabym głębiej w siebie być może odkryłabym, że jestem w czarnej doopie i wtedy należałoby już coś z tym jednak zrobić. Lepiej żyć w nieświadomości, niewiedzy niż włożyć trochę wysiłku aby stać się po prostu lepszym człowiekiem.
Post doklejony:
Jeszcze jedno,
Wydaje mi się, że my też powinniśmy realnie patrzeć na te zmiany tzn. nie możemy w kwartał oczekiwać cudów bo to po prostu nierealne. A jeśli taki cud by się wydarzył to odczytywałbym to jako udawanie, pozory, powierzchowność.
To jest proces. Najważniejsze to bacznie się przyglądać i obserwować.
Jeśli jednak po dłuższym czasie dalej stoimy w miejscu i kręcimy się wokół własnego ogona zaczynając go podgryzać, nie posuwamy się nawet o milimetr do przodu to sprawa jest klarowna.
Niektórzy ludzie po prostu nie są zdolni do autorefleksji i autoanalizy. Koniec kropka.
Poczciwy...
powinien = musieć (synonim)
To nie inne, to to samo.
Dlatego tak bardzo nie lubię tego słowa i na co dzień staram się w ogóle go nie używać.
Wszystko ładnie pięknie - tylko nadal nie ma odpowiedzi, kiedy poznać, że osoba zdradzona jest świadoma tego co zrobiła? jaką krzywdę wyrządziła itd. A tego oczekujemy.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
Wszystko ładnie pięknie - tylko nadal nie ma odpowiedzi, kiedy poznać, że osoba zdradzona jest świadoma tego co zrobiła? jaką krzywdę wyrządziła itd. A tego oczekujemy.
pytanie do poczciwego, ale mnie zaintrygowało, więc strzelam :
wtedy gdy rusza tyłek, by dociec przyczyny tego czemu zdradziła?; i kiedy wdraża realną pracą nad zmianą tych swoich słabszych stron, zamiast uciekać od problemu w pompowanie swojego ego poczuciem winy i wstydu, samobiczowania się? a tym samym przestaje uciekać od odpowiedzialności za to co zrobiła? tylko bierze pełną odpowiedzialność i nie z pozorów w kwestii utrzymania status quo, ale z głębi serca płynie jej zadośćuczynienie?; wtedy gdy od nas niczego, po tym zadośćuczynieniu, nie oczekuje dla siebie?
czyli krótko: wtedy kiedy zaczyna być zdolna do miłości kogoś więcej, niż tylko siebie?
Post doklejony:
wtedy kiedy zaczyna być zdolna do kochania kogoś więcej, niż tylko siebie?
Post doklejony:
Cytat
kiedy poznać, że osoba zdradzona jest świadoma tego co zrobiła?
tak na mój gust i przekonania, mój niewierny będzie w pełni świadomy tego co zrobił, kiedy po zadośćuczynieniu da mi wolność
a wygraną będzie, gdy ten człowiek tak nauczy się kochać, by już nigdy nikogo i przede wszystkim samego siebie nie zdradzać
Amor, wtedy gdy rusza tyłek, by dociec przyczyny tego czemu zdradziła?; i kiedy wdraża realną pracą nad zmianą tych swoich słabszych stron, zamiast uciekać od problemu w pompowanie swojego ego poczuciem winy i wstydu, samobiczowania się? a tym samym przestaje uciekać od odpowiedzialności za to co zrobiła? tylko bierze pełną odpowiedzialność i nie z pozorów w kwestii utrzymania status quo, ale z głębi serca płynie jej zadośćuczynienie?; wtedy gdy od nas niczego, po tym zadośćuczynieniu, nie oczekuje dla siebie?
A jeśli pracuje nad zmianą słabych stron, bo zostały mu wytkniete, ale nie zagłębia się nad przyczynami zzdrady, bo nie widzi potrzeby, żeby ich szukać, i uważa odcięcie się od tematu, za jedyne skuteczne działanie? A jednocześnie nie oczekuje nic w zamian, zgadza się na wszystko oprócz "rozdrapywania ran"? Jak skłonić lub zachęcić drugiego człowieka do zastanowienia się nad sobą, skoro sam nie czuje takiej potrzeby, albo nawet jeśli tyko robi, tyko nie widzi konieczności, żeby o tym rozmawiać???
A jeśli pracuje nad zmianą słabych stron, bo zostały mu wytkniete, ale nie zagłębia się nad przyczynami zzdrady, bo nie widzi potrzeby, żeby ich szukać, i uważa odcięcie się od tematu, za jedyne skuteczne działanie?
to przecież cięgle tkwi ciągle w karmieniu swego ego poczuciem winy i wstydu/ samobiczowania się; to takie działania dla spokojności własnej duszy, a nie ukojenia zdradzonego;
ja osobiście takie działania postrzegam, jako działanie w celu utrzymania status quo; bo są powierzchowne, pozorne i niewiele wymagające;
Cytat
A jednocześnie nie oczekuje nic w zamian, zgadza się na wszystko oprócz "rozdrapywania ran"?
to takie samobiczowanie się, mające na celu ucieczkę do rzeczywistego zmierzenia się z problemem i wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje czyny; bo wzięcie pełnej odpowiedzialności zmusiłoby do podjęcia zadośćuczynienia;
Cytat
Jak skłonić lub zachęcić drugiego człowieka do zastanowienia się nad sobą, skoro sam nie czuje takiej potrzeby, albo nawet jeśli tyko robi, tyko nie widzi konieczności, żeby o tym rozmawiać???
mi kiedyś niezapominajka dała dobrą radę; "nie wymuszaj rozmowy, czekaj aż sam do Ciebie z nią sam przyjdzie"; i to w jakimś stopniu jest skuteczne;
na pewno zdecydowanie bardziej skuteczne, niż wiercenie dziury w brzuchu;
ale to nie jest żadna gwarancja tego, że druga strona się ocknie, bo może przecież nie wyjść z tego letargu i trwania w roli ofiary nigdy;
Ja nie wiem jak wygrać, ale wiem, że nie zamierzam przegrać.
Amor,
W punkt, nic ponadto więcej nie napiszę. Nic dodać nic ująć.
Ta praca, realna praca już wlewa naprawdę wiele optymizmu. Najgorszy jet pierwszy krok. Myślę, że po przekroczeniu pewnej granicy przez zdradzonych, granicy, która ich blokuje, której nie są w stanie przekroczyć tzn wziąć pełnej odpowiedzialności za swoje czyny a tym samym swoje życie, dalej już jest z górki.
Kwestia jak do tego doprowadzić? Niestety dla niektórych jedynym sposobem jest aby pierdolnęli porządnie o podłogę, choć i to nie daje gwarancji. Prawie każdy jest zdolny do refleksji tylko każdy ma inną granicę.
Dla jednych motywacją do zmiany będą częste kłótnie z partnerem, dla innych rozstanie z partnerem a jeszcze inni będą musieli znaleźć się w noclegowni żeby zmotywować ich do myślenia i działania. Nie ma złotego środka.
Rozalia,
Dlatego ja przyjąłem taktykę głównie zadawania pytań i słuchania, nic nie wymuszam na nic nie naprowadzam, nie żalę się itd tylko gdy zostanie mi zadane pytanie odpowiadam zgodnie z prawdą.
Odcięcie się od tematu jest zwyczajną ucieczką i droga na skróty.
Zgadzam sie z amor i jak zwykle trafia w punkt. Problem jez z goła skomplikowany, szczególnie, że dla rnasr1; którzy zostają w związkach po zdradzie praca jest dwa razy trudniejsza. Z jednej strony rozkładanie na czynniki pierwsze repacji i z drugiej strony ogromna praca nad sobą, nad swoimi słabościami. W momencie kiedy druga strona jedyne rozwiązanie widzi odcięciem się od tematu, od przeszłości, dla nas to za mało, za mało bo praca nad sobą kosztuje wiele. Nie jest łatwa, często bolesna. Wznosimy się na wyższy rlevelr1; świadomości. Siebie, mechanizmów i jednocześnie zaczynamy wymagać więcej. A prawda jest taka, że nikt tego co czujemy i czulośmy za nas nie doświadczy. I z tym trzeba sie pogodzić. Największy problem chyba w tym, że po zdradzie nasze światy się totalnie rozjeżdżają, my mamy świadomość że nic nie będzie już takoe samo, druga strona często desperacko chce wrócić do tego co było. Odpuścić w pierwszej kolejności trzeba chyba sobie. A co będzie dalej życie pokaże. Amor fajnaie napisala, że zwrócona zostanie jej wolność. Problem w tym, że niejednokrotnie druga strona tak się rprzyczepir1; że tej wolności zwrócić nie chce, i wbijając się w rolę ofiary ma jeszcze ciągłe pretensje ;-)
Czasem zdradzeni znajdują w sobie takie pokłady energii, że chcieliby zawalczyć, ale nie jest im to dane. Czasem jest im to dane, ale po jakimś czasie, po prostu, po ludzku nie potrafią.
Dużo mówimy o pracy nad sobą, nas swoimi słabościami, wadami, pójściem do przodu. Taka mi się nasuwa myśl, jeśli już dajemy sygnał, że poza pracą nad sobą, która i tak nas czeka, chcemy jeszcze podjąć trud naprawy czy budowy nowego/starego związku, to czy jednak nie powinniśmy tej całej naszej przemiany wykorzystać do tej naprawy??? Czy właśnie ta nasza "wyższość" tj. podniesiona samoocena, świadomość siebie, popełnionych błędów i zwykła duma, że dałam/dałem radę nie powinna łączyć się także z głębszą empatią i chęcią zrozumienia i pomocy tej drugiej osobie???
A zamiast stać już na podium ze złotym medalem, w pewnym momencie wyścigu, po prostu się odwrócic lub nawet przystanąć i pomóc mu/jej nas dogonić??
Post doklejony:
Nawet kosztem tego, że będzie srebro lub brąz, ale razem?
Post doklejony:
Amor,
kiedyś w jednym z wątków napisałaś pewne słowa, które sobie skopiowalam, mam nadzieję że nie masz nic przeciwko, że tu przytoczę, ale to jedna z ciekawszych refleksji jakie ostatnio poczytałam:
Jeśli odejść, to w momencie kiedy jest się pewnym, że zrobiło się wszystko co można było zrobić, dla uratowania tego co najcenniejsze. A rodzina jest taką wartością. Tak by nigdy nie mieć wątpliwości, że to był ten właściwy krok. Aby był to krok pełnej świadomości, a nie podszeptów emocji.
By w kolejnej relacji nigdy do przeszłości nie wracać.
By odejść zwycięzcą, a nie ofiarą. /Amor/
Rozalia pełna zgoda, z tym, że jeśli ktoś nie chce sobie sam pomóc bo tak mu wygodniej to jak chciałabyś pomóc takiej osobie? Przecież dobrze tu wszyscy wiemy, że na nikogo poza sobą nie masz wpływu.
A nawet jeśli to czy chciałabyś aby ta naprawa siebie, praca nad sobą osób zdradzających wypływała u tej osoby z Twojej nachalności, inicjatywy, przymusu?
Przecież to nie ma sensu a efekt jeśli w ogóle uzyskany to połowiczny i na krótką metę. Dopóki oni sami do tego nie dojdą to jest to rzucanie grochem o ścianę.
Pytanie ważniejsze jak doprowadzić do tego aby ich postrzeganie się zmieniło? Na pewno nie siłą, wymuszaniem itd to wiemy. Więc jak? I jak długo można na to czekać? Czy jest jakaś granica?
Dobrze. Racja. Nic na siłę.
Pisaliśmy już o tym. Nie mówię o sytuacji, że ta druga osoba stoi i patrzy. Mówię o tym, że stara się bardzo na tyle, na ile potrafi, a nam ciągle mało...
Jak to nie masz wpływu na drugiego człowieka? Oczywiście że masz. Ba! Nawet ten drugi człowiek miał wpływ na Ciebie. Fakt pracę wykonałeś Sam, ale gdyby nie zdrada, nie byłbyś tu, gdzie jesteś teraz
Jeszcze jedno, powiedz szczerze, kto ma te postępy zmian oceniać? My? A jakim prawem? Czy nie pozostajemy wtedy na tym wyższym levelu machajac im przed nosem karteczką, catch me if you can???
Czy właśnie ta nasza "wyższość" tj. podniesiona samoocena, świadomość siebie, popełnionych błędów i zwykła duma, że dałam/dałem radę nie powinna łączyć się także z głębszą empatią i chęcią zrozumienia i pomocy tej drugiej osobie???
to co podałaś za przykład, to nie wyższość, a próżność;
nie jesteś w żaden sposób więcej warta od drugiego człowieka, tylko dlatego, że masz np lepsze wykształcenie w jakimś kierunku , czy lepsze zdolności intelektualne (bo równie dobrze, za chwilę jakaś cięższa choroba lub wypadek może Ci to odebrać);
ze swoich osiągnięć można i warto być dumnym (bo to nas buduje), ale wchodzenie w próżność z tego powodu, jest nieporozumieniem;
chcesz stawiać przed drugą osobą wysokie stopnie, zamiast zwracania uwagi na kierunek w jakim idzie ?
czym innym jest wytykanie komuś braków, katowanie drugiej osoby tym, a czym innym danie się tej osobie skonfrontowania się z nimi;
robienie czegoś za kogoś, jest nieporozumieniem, bo to nie wychodzi wtedy z tej osoby; to nie jest jej;
możesz jedynie dać czas i postawić swoje granice, które zmuszą zdradzającą osobę do skonfrontowania się z jej niedostatkami; których Ty w nadgorliwości nie będziesz za nią uzupełniać; bo tylko to ją może zmusić do pracy nad dopełnieniem ich; jeśli ich nie uzupełnia, albo uzupełnia na boku, sprawę masz jasną;
Cytat
Mówię o tym, że stara się bardzo na tyle, na ile potrafi, a nam ciągle mało...
mało jest wtedy, kiedy wchodzimy i trwamy w roli katów;
kiedy stawiamy wysokie stopnie i nie doceniamy tego, że idzie w dobrym kierunku;
Cytat
Fakt pracę wykonałeś Sam, ale gdyby nie zdrada, nie byłbyś tu, gdzie jesteś teraz smiley
ludzie po zdradzie są w bardzo różnych miejscach;
niektórzy wychodzą na prostą, inni do końca życia pozostaną w czarnej D;
są i osoby, które po 10 latach od rozstania ciągle obwiniają swoich partnerów za swoje nieudane życie;
Cytat
Jeszcze jedno, powiedz szczerze, kto ma te postępy zmian oceniać? My? A jakim prawem?
ja mam wrażenie, że mówisz cały czas o wymaganiach kata, któremu ciągle mało, który stara się drugą osobę podporządkować, uzależnić i szantażuje ją poczuciem winy;
wówczas drugiej osobie odbiera, zamiast dawać;
całkowicie przeciwstawnym jest wymaganie z pozycji osoby wolnej; kiedy wyraźnie stawiasz własne granice, nie oszukujesz sama siebie; kiedy nie handlujesz, czymś za coś;
Post doklejony:
sorry źle pierwszy cytat mi się wkleił
miał być w całości taki:
Cytat
Czy właśnie ta nasza "wyższość" tj. podniesiona samoocena, świadomość siebie, popełnionych błędów i zwykła duma, że dałam/dałem radę nie powinna łączyć się także z głębszą empatią i chęcią zrozumienia i pomocy tej drugiej osobie???
A zamiast stać już na podium ze złotym medalem, w pewnym momencie wyścigu, po prostu się odwrócic lub nawet przystanąć i pomóc mu/jej nas dogonić??
Post doklejony:
Cytat
Mówię o tym, że stara się bardzo na tyle, na ile potrafi, a nam ciągle mało...
ważnym jest też chyba to, o co się stara;
bo może np bardzo się starać o utrzymanie status quo, czy uspokojenie własnego sumienia, a niekoniecznie jest to związane z tym, że nas kocha i stara się o odbudowanie relacji;
Rozalio ja się z Tobą w przypadku wpływu na drugą osobę nie zgodzę.
Masz rację, że dzięki zdradzie jestem w tym miejscu, którym jestem, widzę zdecydowanie szerzej, dostrzegam więcej. Gdyby się to nie wydarzyło dalej pewnie tkwiłbym w nieświadomości to jasne, ale jaki ona miała wpływ na moją pracę?
Ona tylko sprawiła, że zostałem postawiony w takiej sytuacji a nie innej,musiałem dokonać wyboru; albo zatrzymuje się w roli ofiary, która obwinia wszystko i wszystkich wokół za swoje niepowodzenia nie dostrzegając własnych niedoskonałości, albo wstaje z podłogi i próbuję coś zmienić w swoim życiu. ja zdecydowanie wybrałem te drugą drogę, ciężką drogę, bolesną i niełatwą z wieloma zakrętami. I to, że jestem w tym miejscu zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie, swojej konsekwencji, ciężkiej pracy. Ona nie miała na to żadnego wpływu. Tak samo jak ja nie miałem wpływu na jej wybory, których dokonała.
Kto ma oceniać te postępy? W moim przypadku postawiłem na dwóch sędziów;
jednym z nich będę ja, ale jako, że mogę nie być obiektywny postanowiłem zatrudnić drugiego sędziego, niezależnego w postaci psychologa, który z boku będzie mógł to ocenić.
Jeśli jednak nie zdecydowałbym się na terapię, która mam nadzieję pokaże czy jest jeszcze co ratować wówczas dałbym sobie prawo do własnej oceny.Byłbym sędzią we własnej sprawie. W obecnej sytuacji po prostu mam takie prawo.
Mam prawo do oceny i do dokonania decyzji.
Czy właśnie ta nasza "wyższość" tj. podniesiona samoocena, świadomość siebie, popełnionych błędów i zwykła duma, że dałam/dałem radę nie powinna łączyć się także z głębszą empatią i chęcią zrozumienia i pomocy tej drugiej osobie??
?
Myślisz może, że więcej coś znaczysz
Bo masz rozum, dwie ręce i chęć
Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy
Zaliczona matura na pięć
Są tacy - to nie żart,
dla których jesteś wart.....[...:_jezyk]
Neutralność i nie narzucanie niczego, to już jest osiągnięcie. Empatia, chęć zrozumienia i pomocy bardzo łatwo zamienia się w wyręczanie czy prowadzenie pieska na sznurku. A nie ma nic gorszego niż pozbawiać kogoś w ten sposób możliwości rozwoju. Nie można wymagać potem odpowiedzialności od kogoś za coś co nie jest jego i mieć pretensje, że tego nie szanuje bo nie do końca rozumie.
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Myślę ,że łatwiej mimo wszystko łatwiej odbudować będąc dalej w w związku niż w separacji wiele niby prostych spraw łączy jednocześnie wskazując zaangażowanie drugiej strony.Ile można też oczekiwać przepraszania? Czy nie lepiej potraktować zdrady jako to ,że nie jesteśmy doskonali i łatwo zboczyć z tej właściwej ścieżki . Qwszem idealizm zabity i nigdy nie będzie tak samo ale jeśli dajemy nam jako związkowi szansę to ją dajmy nie tylko oczekując ale też dając coś z siebie i nie chodzi mi o to aby kogoś wyręczać .Sam po sobie widzę jak się zapętliłem w pewnym momencie ,Dirty dzięki.
Myślę ,że łatwiej mimo wszystko łatwiej odbudować będąc dalej w w związku niż w separacji wiele niby prostych spraw łączy jednocześnie wskazując zaangażowanie drugiej strony.
niekoniecznie, to może przecież zależeć od potrzeb i temperamentów;
przykładowo:
dwie porywcze osoby mogą mieć momenty w których lepiej dla nich, aby się rozstały na jakiś czas; tak samo w sytuacjach w których ktoś drugą stronę mocno rani, bo nie daje sobie rady z emocjami i te zranienia budować miałyby potem mury nie do przejścia; lub jakaś ze stron potrzebuje głębokiego wsłuchania się w siebie, a obecność drugiej i towarzyszące temu emocje przeszkadzają itp
Cytat
Ile można też oczekiwać przepraszania?
samym słowem przepraszam, to po zdradzie można sobie tyłek podetrzeć, najczęściej tyle ono znaczy; przecież nie przepraszania po zdradzie oczekujemy od zdradzających;
Cytat
Czy nie lepiej potraktować zdrady jako to ,że nie jesteśmy doskonali i łatwo zboczyć z tej właściwej ścieżki .
Tak ją wręcz potraktować należy, bo ona dokładnie tym jest.
Tylko pytanie, co dla której osoby jest właściwą ścieżką?
Bo niekoniecznie dwie osoby będące w relacji, po zdradzie muszą iść tą samą i niekoniecznie szły tą samą przed zdradą, nawet jeśli kawałek było im po drodze.
Cytat
Qwszem idealizm zabity i nigdy nie będzie tak samo ale jeśli dajemy nam jako związkowi szansę to ją dajmy nie tylko oczekując ale też dając coś z siebie i nie chodzi mi o to aby kogoś wyręczać
raczej nikt z tych którzy doświadczyli bólu odrzucenia po zdradzie, nie daje związkowi szansy dla jaj;
gdyby zdradzenie nie dawali z siebie po zdradzie tego co najcenniejsze i wiele, te związki nie przetrwały by tygodnia, czy miesiąca;
i to jest oczywiste, że te związki mogą w tym układzie bardzo dobrze funkcjonować; wręcz dla wielu osób z boku, które tkwią np w patologiach, czy relacjach zdrowo zaburzonych, do pozazdroszczenia;
tylko niestety do tanga trzeba dwojga;
możesz cały czas coś inicjować i świecić to będzie światłem odbitym,
ale to nie jest tej osoby i o tym mowa;
na zasadzie zagłaskania kotka na śmierć;
to jest w sumie pytanie o to, czy obie strony chcą budować nowy związek;
Post doklejony:
przy czym deklaracje obu stron, szczególnie strony zdradzającej, która np. została z osobą zdradzoną, bo w relacji z kochankiem/kochanką im nie wyszło, czy mają silny nacisk rodziny, bądź uwiązani są kredytami,nie mają lepszych perspektyw, itd., itp., wcale nie są tożsame z ich świadomym wsłuchaniem się w samych siebie i podjęciem na ten moment przez nich świadomej decyzji;
i to warto odróżnić, aby się nie naciąć i nie obudzić zdziwionym z ręką w nocniku, po tym, jak oni okrzepną i nagle na ich drodze lepsze perspektywy się pojawią; albo i te same braki braki odezwą w chwilach większego kryzysu (a takie pojawiać się będą w życiu zawsze) i odrodzą się w nich te same potrzeby, które towarzyszyły zdradzie, a nie zostały przepracowane w relacji, bo jedna ze stron zagłaskując przysypała przy okazji tą kupę delikatnie piaskiem;
Myślę ,że łatwiej mimo wszystko łatwiej odbudować będąc dalej w w związku niż w separacji wiele niby prostych spraw łączy jednocześnie wskazując zaangażowanie drugiej strony.
Zaraz myśliwym zostaniesz
Najpierw może określ, jakie są Twoje wyobrażania odnośnie "separacji", bo to jednak bardzo różnie może wyglądać i takie stwierdzenie nic nie znaczy;
Cytat
Qwszem idealizm zabity i nigdy nie będzie tak samo ale jeśli dajemy nam jako związkowi szansę to ją dajmy nie tylko oczekując ale też dając coś z siebie i nie chodzi mi o to aby kogoś wyręczać .
Przecież wszystko zależy od układu jaki był wcześniej i jaki jest.
Edytowane przez Yorik dnia 10.12.2018 12:21:05
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Yorik z Tym myśliwym to wstrzeliłeś się.Trochę za dużo chyba ostatnio rozmyślałem nad układami i nad tym swoim oczywiście też.Znów trochę zmian , eksperyment trwa