Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
trash, Twoja zona zdradzila, bo myslala, ze to bedzie cos waznego. pewnie wydawalo jej sie, ze jest zakochana. w tym stanie wszystkie Twoje wady urosly do niebotycznych rozmiarow. romans dosc szybko sie skonczyl. zdala sobie sprawe, ze to nie bylo wcale wazne albo kochanek ja zostawil. chcialbys, zeby opowiedziala Ci wszystko ze szczegolami, a ona bedzie sie przed tym bronic. boi sie Twoich reakcji i wstydzi sie tego, co zrobila. jej szczerosc musi byc przefiltrowana przez system obronny. przeciez nie chce Cie stracic ani nie chce myslec o sobie bardzo zle. jesli tak bardzo zalezy Ci na faktach, to moze sprobuj zapisac swoje pytania na kartce. wydaje mi sie, ze latwiej bedzie jej odpowiedziec, nie patrzac Ci w oczy. i moze jeszcze warto by bylo dobrze przemyslec te pytania, co naprawde chcesz wiedziec i czy uwierzysz w odpowiedzi. miedlenie tygodniami, miesiacami, latami tego samego tematu to chyba nie jest najlepszy pomysl. zostawienie bez odpowiedzi Twoich pytan tez. musicie jakis kompromis wypracowac.
Tulia napisał/a:
trash, Twoja zona zdradzila, bo myslala, ze to bedzie cos waznego. pewnie wydawalo jej sie, ze jest zakochana. w tym stanie wszystkie Twoje wady urosly do niebotycznych rozmiarow. romans dosc szybko sie skonczyl. zdala sobie sprawe, ze to nie bylo wcale wazne albo kochanek ja zostawil. chcialbys, zeby opowiedziala Ci wszystko ze szczegolami, a ona bedzie sie przed tym bronic. boi sie Twoich reakcji i wstydzi sie tego, co zrobila. jej szczerosc musi byc przefiltrowana przez system obronny. przeciez nie chce Cie stracic ani nie chce myslec o sobie bardzo zle. jesli tak bardzo zalezy Ci na faktach, to moze sprobuj zapisac swoje pytania na kartce. wydaje mi sie, ze latwiej bedzie jej odpowiedziec, nie patrzac Ci w oczy. i moze jeszcze warto by bylo dobrze przemyslec te pytania, co naprawde chcesz wiedziec i czy uwierzysz w odpowiedzi. miedlenie tygodniami, miesiacami, latami tego samego tematu to chyba nie jest najlepszy pomysl. zostawienie bez odpowiedzi Twoich pytan tez. musicie jakis kompromis wypracowac.
O ile jest łatwo wykryć romans ,praktycznie od razu gdy ludzie są sobie bliscy, to w wypadku gdy żyją osobno, druga strona moze się nie zorientować w ogóle.Więc ciężko tak naprawdę dowiedzieć się ile trwał - czy zakończył się szybko czy też niezupełnie.
Poza tym dojrzały i trafny post.
Widzisz Tulia.Problemem jest dysonans pomiędzy faktami , które znasz i sobie uświadamiasz , odczuciami opierającymi sią na intuicji , a będącymi pochodną zachowań partnera /partnerki , a werbalną historią zdrady , która przefiltrowana dociera do uszu zdradzonego.Intuicja -cokolwiek to nie jest i jakkolwiek nie działa- wyłapuje takie rozbieżności dosyć sprawnie.
Skutek to brak stabilności emocjonalnej i wypalenie się w celach obronnych emocji.Wszystkich emocji zwiazanych z partnerką/partnerem.Także tych , mogących stać się w przyszłości fundamentem nowego związku.
tak, Skoobi, ale musisz sie zgodzic, ze nawet gdybys mogl obejrzec wszystko, co zrobila Ci niewierna z kochankiem, nadal nie mialbys calej wiedzy. nie da sie wejsc czlowiekowi do glowy i obejrzec emocji, uczuc, ktore nim kierowaly. fundamentu zwiazku nie da sie zbudowac na tym, co bylo destrukcyjne. szczegolnie, ze i uczucia i emocje sie zmieniaja. mozna nie wybaczyc i mozna wybaczyc z przekonaniem, ze tak jest w istocie, a pozniej jednak sobie z tym wszystkim zlym nie poradzic. ale na pewno nie ma sensu masochistycznie robic sobie krzywde, rozdrapujac rany w kolko przez lata.
I to jest właśnie to -intuicja. Prostym, by było wybaczyć niewiernej tak z miejsca i na jej życzenie. Ale coś nie daje spokoju. Brak zaufania, który trzeba zmienić na zaufanie. Jakkolwiek to zabrzmi-wybaczenie w pięć minut i z udziwnionymi oporami zdradzacza jest dobre dla jeleni. Na wybaczenie trzeba zasłużyć, nie puszczenien paru łezek ,paroma sloganami, a wytrwałością, poświęceniem, nawet kosztem dotychczasowych przywilejów. Nie chodzi o wykrwawienie zdradzadzacza. Chodzi o potwierdzenie tych jakże często wypowiadanych słów "zrobię dla Ciebie wszystko , tylko daj mi szansę" . Jeśli jest cena za zdradę, to należy ją zapłacić. Może za ostro?
Mi wystarczyłoby tylko wejście do głowy.Reszta mi do niczego niepotrzebna
Tylko ,że jest jeden problem.Pomimo mechanizmu wspólnego dla wszystkich zdrad to radzenie sobie z nią to sprawa indywidualna.Jedni potrzebują więcej a inni mniej czasu.I ciężko jest podjąć decyzję , kiedy należy się rozstać bo po prostu się nie udało , a kiedy uda się pojawiające się trudności pokonać.
Nie ma uniwersalnego kryterium.
Ano nie ma jednej drogi, bo każdy jest inny. Dlatego twierdzę jak ważna jest gotowość zdradzacza do poświęcenia, zrozumienie jakiego syfu narobił/narobiła. A szczegóły? Jest mnóstwo historii gdy te szczegóły najzwyczajniej zabiły. Zwłaszcza zdradzonych mężczyzn. I trwało to nieraz latami. Jeśli zdradzony tego nie wie, a niby skąd ma taką wiedzę posiadać, niegłupia byłaby kontrola przez psychologa, księdza czy kto tam kogo woli. Spojrzenie z zewnątrz. Ja swoje szczegóły drogo opłaciłem, o dziwo pomogło. Ale nie byłem z tym sam.
Powiedzmy, że szczegóły są jak te kamienie, które dość mocno będą nas obciążały.
Istnieją dwie opcje - te kamienie ładujemy do plecaka, i uginając się pod nimi, musimy jakoś z nimi żyć. Z czasem, kolejno stają się nieważne, odrzucamy je, może zapominamy, więc plecak robi się coraz lżejszy i lżejszy - a po latach można w końcu złapać oddech i powiedzieć: poradziłem z tym sobie. Wreszcie upragniony spokój i ulga.
A można równie dobrze, machnąć na to ręką, nie zakładać tego plecaka, te kamienie, które tkwią może już w kieszeniach, porzucić i poczuć się wolnym od wszelkiego zbytecznego ciężaru.
W momencie jak wyprowadzałem się z domu, po tych jej wszystkich słowach - że mnie już nie kocha, że od 2 lat się męczy ze mną i umiera od środka, że chce zrobić coś dla siebie, chce być wolna etc., na swój sposób ją podziwiałem. Była naprawdę przekonująca w tym co mówi, była silna, zdecydowana, nieugięta. To ja zawsze kontrolowałem ten związek, nie byłem tyranem, ale muszę stwierdzić, że faktycznie tego oddechu jej nie dawałem, traktowałem ją trochę jak małą dziewczynkę, zawsze było po mojemu, na swój sposób zawłaszczyłem sobie ją, przykleiłem ją do siebie i moment, w którym powiedziała "nie" był dla mnie jak kubeł zimnej wody, nigdy w taki zdecydowany sposób nie postawiła się przyjętym przez nas (mnie?) regułom, nigdy nie była tak silną kobietą.
Potem okazało się, że tak naprawdę była słaba, dała się omotać na tyle mocno, że całe swoje życie wywróciła do góry nogami dla obcego typa, którego ledwo co znała.
Z jednej strony jakoś łatwiej mi to sobie wytłumaczyć w ten sposób - nie chciała już ze mną być, wygarnęła mi to prosto z mostu, chciała mnie wymazać z życia i zacząć coś nowego, lepszego (jakakolwiek jest prawda, tak jej się wtedy wydawało). Niż jakby było tak - była ze mną z przywiązania, na boku kręciła z obcym typem dla sportu, dla oderwania się od codzienności ze mną, w nocy piękny nieznajomy a potem powrót do starego życia i tak w kółko - przez miesiące, lata...
Co nie zmienia faktu, że kłamała, kręciła, postawiła z jednej strony szali całe swoje życie, rodzinę, właściwie dwie rodziny + ta nasza, a z drugiej zupełnie obcego człowieka, poddała się temu wszystkiemu bez zastanowienia (choć wtedy twierdziła, że wszystko dobrze przemyślała), była totalnie nierozważna, działała irracjonalnie, nikogo nie słuchała.
Ten typ jest z innego miasta, co nie ułatwiało im spotkań. I tak analizując wczoraj ten jej wyjazd "na targi" z koleżanką, jeszcze zanim mi powiedziała że to koniec, stwierdzam, że ona tam nie była, była u niego. Sprawdziłem smsy, które pisała do mnie, sprawdziłem rozkłady jazdy no i na bank nie była tam, gdzie mówiła.
To są właśnie te szczegóły. To chcę wiedzieć. Od kiedy dokładnie to trwało, jak to się stało, że w ogóle się to zaczęło, kim on jest i co jej naobiecywał, jak sobie wyobrażała życie z nim, trochę mam to chaotycznie w głowie, może faktycznie zapisanie tego jest dobrym pomysłem.
Wcześniej nie wspomniałem, ale mamy córkę, 5 lat. Mała bardzo cierpiała jak się wyprowadzałem, choć mówiłem jej, że wyjeżdżam tylko do pracy. Często się z nią widziałem, zawsze pytała kiedy wrócę do domu. To było najtrudniejsze, nawet teraz łzy cisną mi się do oczu jak o tym myślę. I nawet to nie powstrzymało mojej żony przed tym wszystkim. I tym bardziej dlatego chcę wiedzieć jak to się stało, że była w stanie wpuścić obcego człowieka do naszego domu, do domu naszej córki, chciała układać sobie z nim życie. Choć twierdzi, że nigdy się nie widzieli, to tym bardziej zastanawia mnie jak to sobie wyobrażała.
Nie wiem czy chodzi mi bardziej o szczegóły, czy bardziej o przebieg tego co działo się w niej, wyciągnięcie z niej motywów działania, między innymi dlatego żeby wiedzieć z czym walczę. Czy chodzi mi bardziej o fakty, czy o uświadomienie jej jak irracjonalnie postępowała, jakie to było, na swój sposób, niebezpieczne dla niej i dla Małej.
Może trochę nielogicznie klecę to, co piszę, ale taki mam właśnie rozpierdziel w głowie.
Chcę wiedzieć, ale jednocześnie chcę spokoju. Z drugiej strony obawiam się, ze póki tego nie przewałkuję, to nie zaznam spokoju.
Ktoś tam na górze pisał, że jak wybaczyłem, to nie powinienem wracać. Ale ja nie wiem czy wybaczyłem, nie jestem jeszcze w miejscu, w którym mogę powiedzieć "było, nie jest", na pewno nie zapomniałem i długo nie zapomnę. Domysły mnie dobijają, to było naprawdę niedawno, we mnie jest ciągle świeże, 22 marca wyprowadzałem się z domu.
chowanie glowy w piasek i bagatelizowanie zdrady sa chyba typowe dla zdradzaczy obu plci.
poza spisaniem pytan i byc moze odpowiedzi radze tez, zebys postaral sie byc opanowany podczas rozmowy z nia. pewnie to bedzie trudne.
czlowieka, ktory sie wscieka, piekli i zaczyna w zlosci gadac co mu slina na jezyk przyniesie, nie mozna traktowac powaznie. mozna sie go bac lub z niego smiac w duchu, a na pewno przestaje sie go szanowac. nie trac jej szacunku, tylko dzieki niemu mozesz dowiedziec sie prawdy.
unikaj manipulacji tym, co ona Ci powie. nie przeinaczaj faktow, nie dopasowuj do swojej teorii. jesli cos sie nie zgadza, zapytaj o to. a pozniej daj sobie czas, zeby te wiedze przetrawic i sprobowac z nia byc albo odejsc. nie decyduj pochopnie i od razu.
Strasznie się skupiłeś na jednym aspekcie zdrady.
Droga do zrozumienia, albo przynajmniej pogodzenia się ze zdradą to nie tylko przesłuchanie zdradzacza. Możesz nawet się uprzeć i zatargać niewierną na wykrywacz kłamstw, znaleźć serum prawdy (trochę pojechałem ). Czy aby na pewno o to chodzi?
Podstawowym problemem bywa poczucie utraty wartości. Pojawiają się pytania dlaczego ja, czemu nic nie widziałem, czy on był lepszy i wiele innych. Nad poczuciem swojej wartości pracujesz sam, nie szukaj potwierdzenia w jej słowach, czynach. Na forum jest sporo tematów o poczuciu wartości, poszperaj, poczytaj. Dojdziesz do tego, że część Twoich pytań będzie niepotrzebnych.
Pytasz jak ona mogła się tak zapomnieć, stracić logikę. Byłeś kiedyś pijany? Widziałeś co ludzie wyrabiają na haju? Twoja żona była mniej więcej w takim stanie. Jak alkoholik lub ćpun, nie dość że bez rozumu to coraz bardziej brnęła w swój romans. Podobnie jest z "leczeniem". I możesz ją kochać jak wariat, chcieć wierzyć, usuwać wątpliwości, ale dopiero swoista terapia pozwoli poznać przyczyny, pogodzić się. Owijanie w bawełnę na nic się zda.
Zdrada ma swoje przyczyny, ale za zdradę jest odpowiednia jedna osoba. Brzmi jak slogan, ale jest powtarzane tutaj jak mantra. Ani Ty, ani Twoja doskonali nie jesteście. Warto sobie pewne rzeczy powyjaśniać, pozmieniać na lepsze. Doszło też zapewne, że się oboje nie znacie. I nigdy nie poznacie do końca. Nie na wszystkie pytania otrzymasz odpowiedź.
I na koniec to, na co zapewne czekasz. Z mojego doświadczenia. Setki razy podejmowałem próby rozmów, wręcz wyciągnąłem informacje. Na krótką metę pomaga. Skutecznie pomoże, gdy żona sama przyjdzie do Ciebie, sama dokona swojej spowiedzi, takiego oczyszczenia. I nie wszystko zrozumiesz, pojmiesz, ale myślę że wystarczy. Mi wystarczyło. Jedyne co możesz uczynić, to dać jej do zrozumienia, że taka rozmowa jest potrzebna. A jak to się skończy? Przyjmiesz jej prawdę i zaczniecie budować od nowa, albo się nie pogodzisz i wówczas nie ma co przeciągać. Takie męczenie siebie i innych nie powinno trwać wiecznie.
Post doklejony:
I jeszcze małe ostrzeżenie. Zdarzają się zdradzeni do tego stopnia niepogodzeni ze zdradą, że w swoim szukaniu jak to jest i poczuciu krzywdy, chęci wyrównania rachunków sami zdradzają. To raczej droga do nikąd, a kłopoty i naprawianie razy dwa.
Tulia napisał/a:
Skoobi, skoro nie kochasz swojej zony, to po co sie tak meczysz?
Skoobi, skoro kochasz swoja zone, czemu sie tak zadreczasz?
Wybacz ,że teraz nie rozwinę teraz odpowiedzi z braku czasu.Postaram się wrócić do tematu dopisując do swojej historii kolejną.
A zamiast tego zadam Ci pytanie.Jak zdefiniujesz miłość? Bo o ile ja 20 lat temu byłem pewien co to znaczy , to teraz jedyne co mogę powiedzieć , to że wiem że nic nie wiem.Nie wiem po czym poznać uzależnienie od drugiej osoby, jak odróżnić je od miłości? W związku czegoś mi brakuje.Nie potrafię tego - przynajmniej na razie- jasno zdefiniować.
A po co się męczę , albo zadręczam ? A to na stare lata jest sens nowego wroga sobie szukać , jak ma się wypróbowanego starego ?
Bardzo cenne przemyślenia wszystkich.
Trash, świetnie to opisałeś, to schemat mniej lub bardziej wspólny dla wielu przypadków.
Oboje musicie przewartościować postrzeganie świata tak, aby nie tylko dało się żyć, ale by być szczęśliwym.
Nikt za nikogo tego nie zrobi.
Możesz tylko przypilnować, żeby od tego nie uciekła za szybko; żeby to przepracowała, poukładała sobie w głowie i tyle;
Możesz zadawać pytania, ale odpowiedzi dużo cenniejsze będą dla niej niż dla Ciebie; nie musisz znać wszystkich odpowiedzi, czasami nie warto;
Domysły ? Chcesz wszystko wiedzieć ? pewnie żeby znaleźć jakieś okoliczności uprawiedliwiające czy pomniejszające to co się stało;
Możesz drążyć temat w nieskończoność; możesz założyć najgorsze i próbować to zrozumieć i zaakceptować;
Pamiętaj, że nie stało się to przeciwko Tobie, zrobiła to dla siebie; Teraz tylko ona może ustalić, czy było warto i jak dalej chce żyć ?
Post doklejony:
Skoobi, może bliskości Ci brakuje ?
Słowo kocham, to jedno z najbardziej uniwersalnych słów w kodzie porozumiewania sie człowieka, choć dla pełnej są jakieś konkretne składowe;.
W miłości chyba nie warto być analitykiem. Ważne, że coś się tam czuje, co pozwala na utrzymanie więzi, która nam odpowiada. Wtedy kochasz. Nie odpowiada ? Nie kochasz
W różnych okresach, u różnych ludzi miłość oparta jest na :..czym innym
To może być pożądanie, seks, intymność, wspieranie się, przyjaźń, przyzwyczajenie, uzależnienie itd..
Zrobiłem retrospekcję ostatniego czasu. Od czasu gdzie zachowywała się normalnie, do czasu kiedy zrobiła się dziwna. Podejrzewam, że to wtedy go poznała. Gdzie, jak, kto kogo. Męczą mnie te pytania. Nie jestem przekonany czy na pewno są one istotne, ale ciągle sobie je zadaję w myślach, a wyobraźnia sama podsuwa odpowiedzi. Nie wiem czy lepiej walczyć z wyobraźnią czy z faktami, gorsza najgorsza prawda, czy najgorsze domysły. Zbieram myśli. Zbieram się do rozmowy, ale jeszcze nie wiem jak zacząć. Ciężko mi tym bardziej, jak widzę jak się stara. Co nie zmienia faktu, że są momenty, jak do mnie mówi, że odrywam się od tego i widzę jak mówi to samo jemu, albo widzę ich razem na mojej kanapie, w moim domu, jakbym przenosił się na chwilę w inny wymiar... Wiem, że będzie płacz, ale przecież to nie ja zdradziłem...
Czy Ty się chcesz zadręczyć samodzielnie? Chcesz dokonać tego co nie udało się nawet niewiernej? Niepewność to jedna część układanki pt czy i jak wybaczyć. Kolejna część to starania się i szczerość zdradzacza, następną jest Twoja wola i zdolność do wybaczenia. I zajmie to układanie trochę czasu. Ale wymyślanie scenariuszy? Twoja dociekliwa wyobraźnia i pomysły zdradzacza w amoku podwójnego życia, motylków mogą być z dwóch różnych światów. Co zrobisz gdy już będziesz pewny swojej wersji zdarzeń i okaże się nieprawdziwa? Zaczniesz od nowa pisać scenariusze? Można tak bez końca.
Nie przesłuchanie, a rozmowę. :rozpacz
Dążenie do prawdy, jaka by nie była należy Ci się. Potrzebujesz tego, więc ok. Mi chodzi o pisanie scenariuszy w głowie. Można sfixować od tego. Niejeden dostał do głowy, i ja też miałem taki okres. Ale nadrabiałem wieloletnie zdrady, więc inny trochę przypadek niż Twój. Efekty były takie, że trafiały kolejne dowody przed oczy, a we łbie był jeszcze większy mętlik. Możesz potrzebować wyładować wówczas złość, wiesz jak? W którym kierunku pójdzie? O to chodzi. Ja sięgałem po adrenalinę i nie raz bym zabił przez własną głupotę. Dowody, prawda, by nie żyć w matrixie tak, projekcje nie. Jeśli się pojawiają to zrób coś z tym, psycholog, sport, rozmowa. ..
Chcesz prawdy to rozmawiaj, zatargaj na terapię, skoro wstępnie wybaczyłeś, i przede wszystkim słuchaj. Kłamstwo ma to siebie, że kłamca zawsze się gubi i plącze.
Masz prawo poznać prawdę.Skoro masz wybaczyć, musisz wiedzieć co wybaczasz.Jeżeli żona przyzna się tylko do trzymania się za rączki w parku jak rzucali chleb łabędziom , a w rzeczywistości walili się jak azerskie budownictwo to jest oczywiste ,że możesz rzucanie chleba wybaczyć, ale już sekscesy niekoniecznie.
Masz prawo do poznania prawdy.Moim zdaniem to konieczne , aby odbudowa związku miała szanse powodzenia.
Co wcale nie znaczy ,że poznanie całej prawdy jest konieczne.
Wielokrotnie na portalu pojawiały się sugestie ,żeby nie wnikać w szczegóły intymne.Poznanie ich w większości przypadków niewiele wniesie poza destrukcją.Sprawą indywidualną jest granica.Prawda zawarta przed nią ma moc oczyszczającą , przekroczenie tej granicy to często założenie sobie bagażu nie do udźwignięcia.Tylko ,że ciężko jest określić ten moment gdy już ją przekraczasz-inercja opóźnia objawy.
Było ciężko, ale wiem wszystko. Nie wszystko, ale znam prawdę. Czy jest mi łatwiej? Nie wiem, wcale nie było lekko tego słuchać, nie było lekko o to pytać. Teraz przynajmniej walczę z prawdą, faktami, nie z moimi domysłami i scenariuszami. W kilku momentach mi ulżyło, ale prawda i tak cholernie boli.
Fakt, że osoba, z którą żyjesz, nie ważne czy w dobrym, czy gorszym, ale związku, jakoś splecionym formalnie, potrafi w tak perfidny sposób kłamać, skrupulatnie knuć spotkania z kimś innym, gdy ty, nieświadomy, czekasz na tą osobę w domu, jest niewyobrażalnie ciężko zrozumieć, wytłumaczyć, przepalić jakoś w głowie i nakierować na pozytywne tory, że można by powiedzieć, że to niemożliwe.
Mówi mi bądź silny, mówi, że kocha, że kocha bardziej niż kiedykolwiek, że się pomyliła, że straciła wolę walki o nas, straciła siły już dawno, że naprawdę nie chciała ze mną być od dawna, a on sprawił, że znalazła siłę żeby to powiedzieć, było jej źle od dawna, a typ trafił na podany grunt.
Mimo wszystko wierzę jej. Wiem jaka była zawsze, a jaka była przez ostatni rok.
Pieprzona telenowela.