Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Rogacz, akurat przmyslen to mi nie brakuje i zdazylem sobie wyrobic zdanie na wiele tematow. Poza tym mam wrazenie, ze za duzo poslugujesz się sloganami i wyswiechtanymi frazesami, takze moge zasugerowac Ci dokladnie to samo...
Cytat
Żeby okłamywać kogoś przez rok, trzeba mieć do tego odpowiednie predyspozycje. Wszyscy wiemy, że ukrywanie drugiego życia choćby najsprytniejsze, odbywa się zawsze na tych samych zasadach : robi się ze zdradzanej osoby idiotę i wmawia, że czarne jest białe. Konsekwencje takich zagrywek ponosi zawsze zdradzany.
Rekonstrukcja, piszesz takie bzdury, że aż zęby bolą! Skoro osoba zdradzana nie wie że jest zdradzana, a tak się dzieje kiedy zdradzający zachowuje się w sposób nie odbiegający istotnie od normy czy też rutyny, to o jakich konsekwencjach mówisz??? Chyba że załapie jakiegoś syfa, bo całe odium psychologicznego i moralnego obciążenia leży właśnie po stronie osoby zdradzającej! To ona musi sobie z tym radzić i ponosić konsekwencje kaca moralnego, wątliwości, rozterek podwójnego życia itp.
Co do kwestii szczerości w związku, to wiem że jest taki pomysł amerykańskich psychologów który w skrócie brzmi mniej więcej tak: "hej, usiądzmy, porozmawiajmy szczerze do bólu, a na pewno dzięki temu uzdrowimy związek i znajdziemy rozwiązanie każdego problemu." Niestety, to nie działa. A przynajmniej nie w każdym przypadku. Co więcej, ofiarą tego pomysłu pada wiele par, np w których jeden z małżonków w przypływie naiwnej szczerości wyznał swoją zdradę. Zresztą nie chodzi tylko o zdradę... Dotyczy to wielu aspektów życia. Świat zbudowany na samej prawdzie byłby nie do zniesienia.
Tak to jest jak ktoś widzi tylko czubek własnego nosa i nic więcej.
banalniak
W wielu kwestiach nie dorastasz Mi do pięt.Więcej nie Mam nic do powiedzenia w tym temacie.
Przyjaciel miał trudności
Postawiłem go na nogi
On teraz mi z wdzięczności
Przyprawić pragnie rogi
Bo z przyjaciółmi często
Podobne są układy
Przyjaciel cię roluje
Nic na to nie poradzisz
Zjawisko dziś powszechne
Nie warto się tym smucić
Najlepi
rogacz76 napisał/a:
Tak to jest jak ktoś widzi tylko czubek własnego nosa i nic więcej.
banalniak
W wielu kwestiach nie dorastasz Mi do pięt.Więcej nie Mam nic do powiedzenia w tym temacie.
Ale co to wnosi do tematu? Nie oceniaj innych, bo nie znasz tak naprawdę człowieka jaki jest w życiu na co dzień - znasz epizody Jego życia.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
To, że nie wie, nie znaczy, że nie czuje. A nie wie, bo jej nie poinformowałeś.
Rozumiem, że wg. Ciebie powiedzenie prawdy jest gorsze od tworzenia tej prawdy. I że czujesz się kimś szlachetnym , bo udało Ci się tę prawdę ukryć. I lepszy od żony, bo Ty jako doświadczony romansjer szybko wykryłeś , że małżonka wzdycha do kogoś.
No dobra, tylko nie rozumiem , o co robisz hallo. Po co wogóle piszesz, skoro nie masz żadnych problemów ? Czemu wypisujesz bzdury o tym jak to :
Cytat
No, niedobrze. Nawet bardzo niedobrze. Rozmowę z zona odbyłem w weekend, trochę z zaskoczenia i raczej spokojnie. Tak jak mowiliscie jakies tam zastzezenia i watpliwosci wyśmiała. Byłem nawet pewien, że mogę jej wierzyć. Kobiety to jednak świetne aktorki, nie drgnęła jej nawet powieka. Mina jej zrzedła dopiero jak pokazałem nagranie z przedpokoju, a później zablefowałem w stylu "czy mam jeszcze odtworzyć nagranie z wnętrza mieszkania?". Wtedy się popłakała i udało mi sie dowiedzieć paru detali. Spotykają się od pół roku, mniej więcej raz na 2-3 tygodnie. Ubodło mnie to, że w naszym domu, choć się zarzeka że to tylko ostatnio, wyjątkowo, bo mieli mało czasu. Wiem także dlaczego ma czysty biling. Ona tylko pikała, on odrzucał połączenie i oddzwaniał. Chciałem się dowiedzieć kto to jest, ale tu się "zacięła" i mimo nacisków niewiele więcej mogę wydębić.
Mimo spokojnego charakteru nie spałem ostatniej nocy i zastanawiam się co dalej. Teraz nawet jakbym chciał, to nie mogę udać że nic nie widzę...
Po co drążyłeś temat Banalniak? Przeżyła jakoś żona Twój romans , Ty się nie wtrącaj do jej relacji. Niech sobie kobieta pożyje, Ty jej szybszego bicia serca nie zapewnisz, bo Tobie się nie chce. Przeszkadza Ci, że żona cieszy się czyjąś uwagą, atencją? Potraktuj to jak zakupy, za które nie musisz płacić. No wiesz, ciesz się jej szczęściem, te sprawy. I na Boga, przestań strzelać focha, przecież nic się nie dzieje, to tylko romans.
Co Cię obchodzi, że ktoś żonie dogadza? Nie mydło , nie wymydli się . Poza tym nie bądź pies ogrodnika , raczej z jej mydła za często nie korzystałeś , zapach Ci się znudził. Czemu Ci przeszkadza, że ktoś inny żonę odkrył na nowo? Uprzedź ją tylko, żeby nie robiła tego w domu , bo Ty się stukałeś poza domostwem i powinno grać.
Cytat
Obiektywnie oceniam swoją sytuację. W przypadku rozwodu tracę połowę majątku, ale w przyszłość mogę patrzeć spokojnie. Finansowo jestem zabezpieczony, a jak na swój wiek jestem wysportowanym i zadbanym mężczyzną (zresztą dzięki wieloletniej trosce mojej małżonki). Wiem, że kobietom się podobam, aczkolwiek od czasu tego mojego nieszczęsnego romansu trzymam się od tych spraw z daleka. Ale może trzeba będzie zacząć się rozglądać za jakąś młodszą, seksowną, atrakcyjna?
No to się rozglądaj. Myślisz, że jesteś aż tak atrakcyjnym towarem na rynku? Z pewnych względów tak, głównie finansowych.
Wy i tak nie tworzycie związku tylko układ usługowo-handlowy.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
niezapominajka
Ale co to wnosi do tematu? Nie
oceniaj innych, bo nie znasz tak
naprawdę człowieka jaki jest w
życiu na co dzień - znasz epizody
Jego życia.
To co?.Mam pochwalić banalniaka za Jego postępowanie względem żony?.
Przyjaciel miał trudności
Postawiłem go na nogi
On teraz mi z wdzięczności
Przyprawić pragnie rogi
Bo z przyjaciółmi często
Podobne są układy
Przyjaciel cię roluje
Nic na to nie poradzisz
Zjawisko dziś powszechne
Nie warto się tym smucić
Najlepi
Może kilka słów ponieważ dosyć ciekawa konstrukcja poglądów na zdarzenie jakie opisał Banalniak ściera się w komentarzach, dla porządku wcale ich nie neguję, jednak mam trochę swoich obserwacji i nimi chciałem się podzielić.
1. Krytyka za historie ukrycia romansu a w innym miejscu słowa aprobaty
Twój pogląd Banalniak, co zresztą potwierdzają wpisy a także nader często wyczytane na tym forum słowa, że są osoby, które wolały by nie wiedzieć, mają jakieś uzasadnienie, ale jak zwykle z pewnymi zastrzeżeniami. Przykład amerykańskich psychologów bardzo trafny i cóż zgadzam się z nim. Jednak. Gdyby Twoja zdrada sprowadzała się do epizodu, chwilowego zaniku zdrowego rozsądku chyba zrozumiałbym, że swoja postawą po, chciałeś wynagrodzić wyrządzone zło. Stało się coś zupełnie innego. Przez rok tkwiłeś w romansie z kobietą. Oceniając ten czas wyrzuciłeś poza nawias odczucia, które z tego okresu mogła zachować Twoja żona. (Ty jeden idealny potrafiłeś to ukryć i nic nie zauważyła) To zwykła ignorancja, dla Ciebie zupełnie nie istnieje żona z tamtego czasu. Najważniejsze, że nie wie. Może i dobrze, ze się nie dowiedziała tyle tylko, że zapominasz o konsekwencjach swojego postępowania, skupiony na adoracji tamtej kobiety odebrałeś siebie rodzinie, nie tylko żonie. Naprawiłeś te krzywdy ? W jaki sposób ? Oby nie załatwiły tego pieniądze bo w taką drogą widzę, że próbujesz załatwiać część swoich problemów. Kiedyś może zrozumiesz, ze kasa nie jest w życiu najważniejsza, za sloganem reklamowym za wszystko inne zapłacisz kartą... Na szczęście a może nie na nieszczęście nie za wszystko. Są rzeczy, które nie da się kupić za żadną walutę i pewnie z czasem zaczniesz patrzeć z obrzydzeniem na zera na swoim koncie i zaczną Ci te zera coś przypominać. Idąc dalej, kolejny rok po Twoim romansie znów nie ma Cię dla rodziny. Z czystej ciekawości powód dla, którego przezywałeś rozterki czyżby stało się tak, że dostałeś kosza. No ale niech będzie. Załatwiłeś to w taki a nie inny sposób, oby Twoje postępowanie rzeczywiście rekompensowało Twojej rodzinie ten dziwny okres.
Implikacje tego romansu w przeniesieniu do rzeczywistości o tym później.
2.Romans żony.
Przyznam, że to co odróżnia obie historię to chyba tylko to, ze ona dała się złapać a Ty nie.
3. Teraz
Czy współczuje. W jakiś sposób tak. Wyżej oceniłem Twoje chwile uniesienia jako draństwo choć wynika to tylko z tego, że tak to przedstawiłeś. Nie wyartykułowałeś na tyle wyraźnie czym był tamten romans i w jaki sposób naprawiłeś to co psułeś w sumie przez dwa lata. Skrucha. Nic takiego nie wyczytałem. A teraz jakby wrócić do Twojego twierdzenia o amerykańskich psychologach mam wrażenie, że nie jesteś z gatunku tych, którzy nie chcieliby wiedzieć, że żona w Twoim domu, na Twoim łóżku puka się z innym. Popraw mnie jeśli się mylę.
Jest w Tobie sporo złości ale i wyrachowania, kalkulacji, cwaniactwa i przeświadczenia o tym, że Tobie się należy a innym już nie koniecznie. Chyba, że zacząłeś dorastać do prawdziwej oceny waszego związku. Nie włożyłeś w niego siebie na tyle żeby był wyjątkowy inna sprawą oczywiście jest wkład Twojej małżonki, ale pretensje powinno się mieć z reguły tylko do siebie i oceniając warto właśnie zacząć od siebie.
Za egoizmem, za brakiem więzi w waszym dalszym pożyciu przemawia dodatkowo Twoja dywagacja odnośnie sexownej następczyni. Chyba rzeczywiście pora zmierzyć się z tym co dalej Banalniak.
Tezeusz
Krytyka za historie ukrycia
romansu a w innym miejscu słowa
aprobaty
Gdyby banalniak od początku swojego wątku nie ukrywał swojej zdrady to raczej tej aprobaty nie byłoby wcale jak mniemam.
Przyjaciel miał trudności
Postawiłem go na nogi
On teraz mi z wdzięczności
Przyprawić pragnie rogi
Bo z przyjaciółmi często
Podobne są układy
Przyjaciel cię roluje
Nic na to nie poradzisz
Zjawisko dziś powszechne
Nie warto się tym smucić
Najlepi
Nie za mam obecnie ochotę wracać myślami do czasu mojego romansu, traktuję sprawę za zamkniętą, ale widzę że jakoś wzbudza to kontrowersje i wraca w dyskusji bardziej niż obecne wydarzenia...
Ale tytułęm wyjaśnienia. Zdaję sobie sprawę, że długotrwały romans angażuje wiele emocji, myśli itp. Zrobiłem wiele, aby moja żona tego nie odczuła. Prowadziliśmy normalne życie rodzinne, spędzając ze sobą czas, wyjeżdzając na wakacje, chodząc na imprezy, do znajomych itp. Bym nawet powiedział że w tym czasie nawet bardziej dbałem i zwracałem uwagę na żonę. Rozpieszczałem prezentami. Trudno orzec czy z chęci lepszego kamuflowania się czy też z powodu wyrzutów sumienia i chęci swoistego "zadośćuczynienia".
W każdym razie nie sądzę, aby moja żona była specjalnie stratna, wręcz przeciwnie. Z drugiej strony, gdybym np przez ten rok czy dwa popołudnia spędzał przy piwku oglądając mecze, to zapewne nikomu by nie przyszło sugerować, że jestem żonie coś winien... Jeśli coś ucierpiało, to może moja praca, bo czas był wycięty z tego zakresu, a nie z czasu domowego.
Skrucha, żal za grzechy, itp. Hmmm, myślę że niczego nie żałuję. Emocje, z jednej strony namiętność, ekscytacja, radość a z drugiej smutek, żal, tęsknota gotują sięrazem w duszy jak w tyglu sprawiając po prostu że czujemy, że żyjemy. Choć czasem.
O zdradzie żony wolałbym nie wiedzieć. Układy romansowe są z natury rzeczy mało stabilne i zapewne wcześniej czy później wróciłaby do mnie podobnie jak ja wróciłem do niej. Mam żal, że nie potrafiła tego skutecznie ukryć. Myślę, że gdyby się nie przyznała wprost, to pewnie bym to gdzieś zignorował.
A teraz widzę strach jej w oczach. Zaproponowałem rozwód bez orzeczenia o winie, ale żona obstaje że chce byc ze mną. Obawiam się, że z tego powodu że nie ma wyboru. Dowiedziałem się że facet jest żonaty, ma dzieci i domyślam się że czmychnął jak tylko dowiedział sie o kłopotach...
Od czasu, gdy tu jestem, wiele z relacji międzyludzkich mogłam zaobserwować, czasem zmienić zdanie etc, ale przyznam, to, co wyżej zacytowałam, jest dla mnie nowością
Zawsze mozna się dowiedzieć czegoś nowego. Do rozpadu małżeństw przyczynia sie zarówno sama zdrada jak i nieumiejętność radzenia sobie z tą wiedzą przez partnera. W wątku obok mozna przeczytać retoryczne pytania "dlaczego wiedza o zdradzie tak boli?" . Dobre pytanie biorąc pod uwagę że mamy do czynienia ze zjawiskiem dość powszechnym i w naszej kulturze (gdzie zdrada jest dość mocno piętnwana) oscylujący w odsetku 50% populacji.
Ja mam na to osobistą teorię. Myślę że to taka gra matki natury, której w niesmak jest łącznie się ludzi na tak długi czas. Natura wolałaby aktywniejsze mieszanie się genów. Stąd jest marchewka w postaci pokusy zdrady jak i kara w postaci niemal fizycznego bółu świadomości zdrady. Jak dwie strony tego samego medalu. O ile sama zdrada mogłaby nie rozwalać związków, to w połączaniu z traumą osoby zdradzonej natura daje nam niemal pewność, że się nie pozbieramy!
Nie za mam obecnie ochotę wracać myślami do czasu mojego romansu, traktuję sprawę za zamkniętą
Czy możesz mimo wszystko Banalniak, choć na moment wrócić do czasów twojego romansu?
Co faktycznie było powodem zakończenia twojego romansu i KTO go zakończył, ty czy twoja kochanka?
A także jak przeżyłeś to zakończenie-rozstanie?
Pytam, bo pisząc jak to wynagradzałeś żonie twoją zdradę w trakcie jej trwania, ileż to miałeś inwencji, wnoszę że romans wyjątkowo cię uskrzydlał. Zazwyczaj z takiego układu nie wychodzi się ot tak sobie...bez bólu i refleksji...mylę się?
Czyli jakby nie patrzeć To Twój romans zrobił dobrze twojej zonie była wynagradzana,lepiej traktowana, jednym zdaniem,oczywiście Twoim zdaniem romans jej służył. Więc o co kaman? Jej romans jest inny? Nie wynagradza Cię odpowiednio? Jej wina ,że się wydało,Ty jesteś lepszy. Nigdy nie dowiesz się co czuła i czy coś podejrzewała w tamtym czasie, no bo jak spytasz? A twoje odczucia to są tylko Twoje Banalniak i niekoniecznie tak czuła twoja żona. To Ty sobie wkręciłeś taka bajkę.
A jednak. Czyli jakby nieuchronność ludzkiej ułomności i jej obnażenie, w konsekwencji upadek (bo jednak zdradziłeś) połączone z świadomością własnej niedoskonałości (bo bycie zdradzonym, to już nie taka prosta historia). Spodziewając się, że możesz być zdradzonym najbardziej obawiałaś się tego, ze jak się wyda to sobie nie poradzisz i może nawet nie dlatego, że byłeś sprytny i sam nie dałeś się złapać (kwestia mocno dyskusyjna o tym niżej), a dlatego, ze masz przekonanie, iż to zabójstwo i nie sposób racjonalnie sobie wytłumaczyć, ze tak można zrobić. Ty to zrobiłeś (to nie kwestia wytykania błędu).
Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego uważasz, ze Twoja historia nigdy nie ujrzy światła prawdy, po latach wcale nie boli mniej, z swojego doświadczenia - dowiedziałem się po 6 latach od zaistnienia zdrady (jak się okazało nie była to jedna wpadka) czyli upłynęło kawał czasu. Następstwa. Ano takie, ze wyszło na jaw coś co się wydarzyło nawet 16 lat wcześniej. Co chce Ci powiedzieć, stąpasz po grząskim gruncie.
Tuż po tym jak mleko się rozlało wiele osób robi mnóstwo różnych dziwnych posunięć wystarczy poczytać forum i okaże się, że bywają bardzo ekstremalne (nie zapominam również o własnych), tym czasem w Tobie jest okropnie dużo kalkulacji, choć jak mniemam doza emocji tych negatywnych i odczuwanie jak cykuta zdrady mimo, że się jej nigdy nie spodziewałeś, że aż tak, to jednak Cie dopadła. Pragmatyzm w surowej postaci, może.
Niby się o nią troczysz, bo widzisz strach w jej oczach a z drugiej strony dodajesz sobie wigoru, że ten romans jak wszystkie, nie mógłby trwały, wrzucasz do wora flirty i poważne wstępy do poważnych związków tylko po to, żeby się uspokoić a może usprawiedliwić żonę (stawiam na uspokojenie bo dodaje pozoru opanowania). Z jednej strony pryzmat swojego romansu daje Ci komfort z drugiej chyba przeceniasz, ze wiesz już wszystko na temat zdrady (zdrady po tamtej stronie).
W moim odczuciu i tu już wrócę do tego o co usilnie postulujesz. Zdrada Cię mocno wytrąciła z równowagi sam nie zdawałeś sobie sprawy że to tak jest, to nawet nie wygląda na utracone męskie ego. Moze kiedyś z upływem czasu sam do tego dojdziesz.
Banalniak - sądzę że wszystko sprowadza się do jednej kwesti , jak Ona mogła mi to zrobić . Ja Ją zdradzałem ale tez starałem sie to wynagrodzić no i w końcu zakończyłem swój romans a Ona mi to zrobiła...
widzisz Stary życie jest nie przewidywalne nigdy nie wiemy z czym w nim przyjdzie nam się zmierzyć...
Czy możesz mimo wszystko Banalniak, choć na moment wrócić do czasów twojego romansu?
Co faktycznie było powodem zakończenia twojego romansu i KTO go zakończył, ty czy twoja kochanka?
A także jak przeżyłeś to zakończenie-rozstanie?
Hmmm... Trudno powiedzieć kto zakończył. Ogólnym powodem zakończeniem romansu była ... wzajemna miłość. Same w sobie to wspaniałe uczucie, pamiętam jak się usmiechałem do siebie, wszystko miało lepszy smak, a barwy miały żywsze kolory... Na początku świetne samopoczucie przesłania problemy, ale w końcu zdajemy sobie sprawę że nie można tego ciagnąć w nieskończoność i stajemy przed wyborem co jest ważniejsze: stary czy nowy związek. Stary dawał stabilność i pewność jutra (złudną jak się okazało) a nowy był pełen ryzyka i zawirowań w zakresie rodziny, znajomych itd. W średnim wieku trudno zaczynać wszystko od nowa... Jak przeżyłem rozstanie? No cóż, narkotyków nigdy nie brałem, ale domyślam się co można czuć na odwyku.
Cytat
Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego uważasz, ze Twoja historia nigdy nie ujrzy światła prawdy
Bo nie zostały zadne fizyczne dowody zdrady, a na dyskrecje kochanki wiem ze moge absolutnie liczyc. Jedyne ryzyko jakie widze, to fakt ze moja zona, ktora korzysta przeciez z internetu, wejdzie kiedys na to forum i przeczyta powyzsza historie, z ktora mimo anonimowsci na pewno sie zidentyfikuje. Ale mysle, ze obecnie nie ma to zadnego znaczenia, czy zona sie dowie. Sam jej nie powiem, ale na chronieniu jej odczuc juz mi tak nie zalezy, a zdrada w tej chwili jest obopolna. W przypadku rozwodu i tak nie zamierzam sie domogac orzeczenia o winie. Takze w chwili obecnej czy moja zona sie dowie czy nie, jest kwestia absolutnie drugorzedna.
Co do sytuacji obecnej... Pozornie wszystko wygląda OK, w domu każde z nas "robi swoje". Podskórnie czuję pewne napięcie wynikające z niepewności co do dalszych wydarzen. Waham sie. Nie rozmawiamy wiele na temat tych wydarzen. Wiem wystarczająco, a wydaje mi sie ze detale ich wspolzycia na pewno nie posluza ewentualnej odbudowie naszego zwiazku. Choc zona zdecydowanie zapowiedziala, ze zerwala wszelki kontakt z kochankiem.
Idą swieta, zobaczymy. Jest mi troche smutno, ale mimo wszystko jestem dobrej myśli co do przyszlosci!
Dawno mnie tu nie było... Zająłem się bardziej swoim zyciem niz czytaniem problemow innych, co generalnie zle mi nie zrobilo...
Moja historie zapewne jeszcze pamietacie takze dopisze troszke dalszego ciagu. Otoz zycie wrocilo do normy (prawie, ale o tym za chwile). Zona zakonczyla znajomosc i nie najmniejszego powodu, aby w to watpic. Zarowno zona jak i ja staramy sie, jestesmy dla mili, uprzejmi, wspieramy sie. Nie klocimy sie (moze dlatego ze nie wracam do tematu zdrady?). Pojawilo sie nawet cos trudno uchwytnego i definiowalnego, co ogolnie nazywam "cieplem domu rodzinnego". Niemalze idylla, az trudno uwierzyc. Jednak jest pewne ALE.
W zasadzie nie uprawiamy seksu. I to z mojej winy, ze sie tak wyraze, bo malzonka pare razy probowala inicjowac sytuacje... Wiadomo, ze po 20u latach razem szalu juz nie bylo, ale teraz w ogole mnie nie podnieca, mimo ze obiektywnie widze w niej zadbana i nadal calkiem atrakcyjna kobiete. I to nie jest tak, ze czuje obrzydzenie albo mysle jak np sie kochala sie z innym. Po prostu mnie nie "rusza". I nie jest tak ze stracilem zainteresowanie kobietami! Co prawda nie mam ochoty na zadne romanse, ale wyczuwam ze inne kobiety nadal potrafia mi sie podobac i zapewnie nie mialbym zadnych problemow sami wiecie z... czym!
Sytuacja wcale nie jest do smiechu, bo cierpi na tym w pewntm sensie moja meskosc, a takze ... kobiecosc mojej zony. Boje sie tez, aby nie wrocila do kochanka, bo swoje potrzeby (jak kazdy) ma. Zreszta ja tez. Ostatnio zauwazylem, ze zupelnie mimowolnie zaczalem flirtowac z ekspedientka w sklepie...
Macie moze jakies rady inne niz... np niebieskie tabletki? Bo wolalbym sie nie truc chemia!