Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
nie ma plusów w tym wszystkim co nas spotkało, ale ja zazdroszczę Wam jednego, macie wybór. To Wy możecie zdecydować co zrobić ze swoim życiem dalej, którą drogę wybrać, możecie w swoim tempie dojść do własnej decyzji, wybrać to co wam pasuje, tego nie miałam okazji doznać, i tak na prawdę sama nie wiem czy chciałabym to wszystko ratować, czy nie.
szkoda, może wtedy czułabym się ciut lepiej, czułabym, że coś ode mnie zależy , fajnie jest mieć wpływ na swoje życie
ale ja zazdroszczę Wam jednego, macie wybór. To Wy możecie zdecydować co zrobić ze swoim życiem dalej, którą drogę wybrać, możecie w swoim tempie dojść do własnej decyzji, wybrać to co wam pasuje, tego nie miałam okazji doznać,
Bumerang, Przepraszam, że pytam.
Czy to oznacza, że nie dałaś sobie czasu? i od razu podjęłaś decyzję o odejściu?
Wica, nie, za mnie zdecydowano
Chociaż na początku myślałam, że podejmuję walkę, przez miesiąc eks udawał, że chce ratować małżeństwo, ja w pierwszym odruchu powiedziałam tak, dam ci szansę, spróbujemy odbudować to wszystko. Miesiąc próbowałam, ale to własciwie był początek , a potem eks uciekł po prostu uciekł, spakował się jak mnie nie było i zwiał.
Dlatego uważam, że macie ten komfort wyboru i decyzji, to Wy decydujecie czy chcecie walczyć czy nie, a to ważne , nawet nie wiesz Wica jak ważne
Chyba wiem o czym mówisz Bumerang. Rozumiem Cię, bo wczułam się w Twoją sytuację.
Faktycznie to może boleć. Ja jednak uważam, że powinnaś znaleźć dobre strony tego wszystkiego co Cię spotkało. Odnaleźć w sobie coś dzięki czemu poczujesz, że jednak to nie Twój eks miał ostatnie , decydujące zdanie. Trzeba poszperać trochę w zakamarkach duszy. Odpowiednia literatura może Cię ukierunkować. Ludzie, z którymi się spotykasz. Rozmowy i własne zainteresowania. Nie rezygnuj z nich, nigdy, przenigdy bo to często one sprawiają, że w takich sytuacjach możesz poczuć się wolna. A o to przecież nam chodzi prawda?
Bumerang współczuje Tobie ale twój gad pokazał tylko iż jest tchórzem (zresztą jak oni wszyscy). Każdy normalny człowiek kończy związek (bo nie wyszło lub coś się wypaliło) A dopiero później wchodzi w nowy. Niestety ale posiadanie możliwości wyboru jest bardzo ważne. Najbardziej co mnie dołował to wiedziałem że to koniec i widziałem że nic nie mogę zrobić za wyjątkiem zniszczenia świata larwy i kmiotka. Prawdę mówiąc zachowanie żony było ogromnym zaskoczeniem, nie powiem że kmiotek mi nie pomógł (okazało się że spotykając się z nią miał inną kobietkę na boku). Pomimo rozwodu wiem teraz że mam wybór jestem panem swojego losu.
Niestety możliwość wyboru to równierz odpowiedzialność mam dwójkę małych dzieci. I ja muszę zadecydować czy zostać razem po rozwodzie czy.. zniszczyć ich świat. Nie jestem w niczym winny tej sytuacji jednak odpowiedzialność pozostaje.
Tak że Bumerang spójrz na to z tej strony: Twój gad odsunął od ciebie dylemat czy warto poświęcić siebie dla normalnej części rodziny (gad nie był normalny)
betrayed40 napisał/a:
Pomimo tego że decyzja o rozwodzie zapadła min raz dziennie słyszę zapewnienia że: "nigdy więcej", lub "jest mi tak przykro", "tak bardzo cię skrzywdziłam" i najlepsze "potrzebujemy czasu, wszystko się ułoży"
Widać z tego, że przynajmniej (być może udaje) czuje skruchę. U mnie jest inaczej - Pomimo tego, że "poszła w długą" ze swoim szefem - to jeszcze całą winą obciąża mnie wręcz wmawiając mi, że od początku małżeństwa (11 lat) miałem kochanki. Naliczyłem już przynajmniej 5...
W moim przypadku cały rok (od momentu jej pierwszego wyjścia) czekałem na jej powrót (w sensie zakończenie jej chorego związku). Ostatni miesiąc w ogóle się wyniosła z domu zabierając dzieci (4 i 6 lat) i zamieszkała z nim, żeby po miesiącu wrócić i udać, że ją pobiłem (zadzwoniła nawet po policję!). Wiedziałem, że jedyny prawidłowy krok - to wyprowadzka.
Obecnie jestem już po 2 sprawach a przed trzecią (pewnie się na tym nie skończy) a co wyprawia - to jeden Pan Bóg wie...
Więc trzymaj się!
Post doklejony:
Cytat
bumerang napisał/a:
Dlatego uważam, że macie ten komfort wyboru i decyzji, to Wy decydujecie czy chcecie walczyć czy nie, a to ważne , nawet nie wiesz Wica jak ważne
Szczerze mówiąc - wiem, każdy przypadek jest inny - ale osobiście wolałbym ten przypadek. Z tego co piszesz - kochałaś, bo dałaś drugą szansę. Ale uwierz - zdradzacz ma swój plan. I wcześniej czy później pożałuje. Szkoda tylko, że "my" - zdradzeni zrobilibyśmy wszystko (no prawie), żeby naprawić nie swój błąd (przynajmniej ja tak miałem). I jak już wcześniej ktoś na tym forum zauważył niestety "oni" na tym żerują. Zwykłe pasożyty. Tylko, że jak zaczyna im się grunt pod nogami palić wtedy przeglądają na oczy. I co widzą - nasze szczęście (bo przecież człowiek nie może cały czas płakać!). To ich wkurza do takich granic możliwości, że próbują zburzyć to nasze "nowe" szczęście. I za ch... nie rozumieją, że już nic nas nie łączy!
Ot takie moje wolne przemyślenia.
Będzie dobrze - głowa do góry. Na jednym świat się nie kończy... Są jeszcze na tym świecie dobrzy faceci (i babki też)... Tylko czy uda się w 100% zaufać komuś innemu, czy, patrząc przez pryzmat starego związku, nie będziemy ich nadmiernie kontrolować, szpiegować, wypytywać, podejrzewać - to już inny temat.
Kriss - pisałeś że ten szkop ma żonę i 3 córki - jego żona wie o tym że ma w Polsce na boku d[oo]pę ?
Rozwód i alimenty w Niemczech się zdecydowanie mniej oplatają niż w Polsce
Przekazałeś info o poczynaniach mężulka ?
Z tego co wiem - jak się zaczęli spotykać - to ona - jego żona (Ukrainka zresztą) miała kogoś na boku. Sugerował, że i tak nic go z nią nie łączy. Na "naszej" sprawie, na której powołany był w charakterze świadka, powiedział, że jest stanu wolnego, a z tego co mi się wydaje - jest już po rozwodzie i płaci d(oo)pne alimenty.
Kiss widzisz jak czytam innw wątki to gnida puszcz się z kimś powiedzmy w stylu: szef, kolega z pracy itp. W moim przypadku kmiotek. Ostatni dowiedziałem się że facet miął nieciekawą przeszłość z zazywaniem pewnych substancji do których z racji zawodu ma dostęp. Po prostu leń, nieudacznik, biedak i dotego psychiczny lekoman. Po prostu cudowna alternatywa. Podejrzewam że dołuje mnie to dodatkowo (wyjątkowo poniżające zostać zdradzonym dla kogoś takiego). Chociaż czy to ma aż takie znaczenie. Nie wiem podejrzewam że gdyby był to ktoś inny było by tak samo h....o.
Nie wiem jak wy ale ustatnio wracają u mnie doły w stylu pół nocy bez snu. Noże to tylko jesień.
Jutrwo weeken wypadam sobie sam za miasto niech się dodatkowo pomartwi zobaczy jakie to uczucie posiedzieć samemu i gowić się co robi "kochanie" (ostatnio powiedziałem że ma się do mnie nie zwaracać w ten sposób, ani żabko ani rybko po prostu po imieniu i tyle)
W moim przypadku nawet cieszyła się jak gdzieś wyjeżdżałem... bo miała wolne dni. Do chaty go nie przyprowadzała. Wolała iść do niego. Spotykała się w miejscach publicznych (plac zabaw) nie przeszkadzało jej to, że wychodzi tam razem z dziećmi. Gdy ja nie mogłem się zająć po południu dziećmi - brała przepustkę, odbierała je z przedszkola i wracała do pracy - a on z nimi rysował...
Kiedy ja w sobotę zabierałem dzieci na wycieczkę w góry - ona umawiała się z nim na skoki spadochronowe...
Ech, opiszę swoją historię przez weekend, może jakoś mnie to wyciszy, bo na razie, po czasie spokoju, znów zaczyna mieszać w moim życiu. Chyba jej związek zaczął się psuć... Ale zamiast próbować mnie odzyskać, rzuca kłody pod nogi...
A to, że poszła z nieudacznikiem nie jest wcale bardziej poniżające... Widocznie, jak ja, byłeś dla niej za dobry...
Ech Kochani, jedno jest pocieszające, że są jeszcze normalni ludzie. Czytając Ciebie Betrayed i Ciebie Kriss
Trafiliśmy na popaprańców. ale najgorsze jest to, że to my musimy prostować ścieżki, którymi kroczyli nasi zdrajcy.
Kriss ale to standard miała fajne małżeństwo dzieci kochającego męża i zmieniła go na podstarzałego playboya. I szał minął dzoszły obowiązkki (kochaś już tak chętnie nie uczestniczył w życiu domowym) i ktoś musi ponieść winę za to że zrobiło się głupotę. A na kogo najprościej to zepchnąć? Oczywiście na tego kto zawsze przyjmował na klatę czyli na Ciebie. Przecież ja też byłem "winien" i pewnie każdy z nas. Same/sami na robią bigosu a później tylko inni są winni.
U mnie np ostatnio usłyszałem wersję że znalazła sobie kogoś bo myślała że jej nie kocham (pewnie dlatego schudłem w tym czasie o 1/6 zwojej wagi) i oczywiście dlatego że podejrzewała że mam kochankę (standard - ciekawostka od początku małżeństwao do zdrady jak i poniej nie byłem z żadną kobietą)
Tak jak mówisz. Też miałem kochankę (żeby to jedną!). Wczoraj do tego dowiedziałem się od kolegi brata, że ona (nie chcę pisać żona - bo żona to coś więcej od zwykłej, pospolitej szmaty) spotkała się z jego mamą i opowiadała jej, jakim to ja nie byłem alkoholikiem, biłem ją, zdradzałem, nie dbałem o dom... normalnie ręce opadły, zwłaszcza, że od prawie roku (16 listopada) już nią nie mieszkam i jak do tej pory wszystko było niby OK. No poza tym, że nie pozwala mi na kontakt z dziećmi od 3 tygodni: wcześniej je odbiera ze szkoły, nie odbiera telefonów. Nachodzi mnie w domu i ewidentnie prowokuje do tego, żebym ją uderzył, popchnął itd. Pewnie od razu poszłaby na obdukcję... Do tego sugeruje, żebym jak chcę odwiedzić dzieci przyszedł do nich do domu... Widząc co się z nią dzieję przed oczami mam taki scenariusz: wchodzę przez próg - ona uderza się o framugę drzwi - woła ratunku - sąsiedzi wychodzą i widzą, że przyszedłem - a więc ma świadków, że ją pobiłem... Wczoraj np. w szkole (mały miał pasowanie na ucznia - nie mogłem nie być, choć dowiedziałem się nie od niej o terminie), byłem z bratem - przy ludziach specjalnie na schodach wprost weszła mi pod nogi, aby swoim pędem ją popchnąć, przewrócić na schodach itd. Przy ludziach krzyczała coś o fotelikach samochodowych, o tym, że ukradłem je dzieciom (dodam, że nie ma ani prawa jazdy, ani tym bardziej samochodu)... Rozpisałem się... Sorki.... Trochę mnie poniosło...
Chłopaki, ameryki nie odkrywacie.
Moja też spotykając sie z gościem zaczełą myśleć, że przestałem ją kochać. A skoro przestałem to nie jest to dla mnie takie ważne. Kryć się jednak z zasady wypada, bo jawnie zdradzać nie wypada.
Pozatym napewno już ją zdardziłem, a może i nawet cały czas zdradzam. No a jeśli by tak nie było, to napewno zdradzę, bo takie jest życie. I czym tu sie przejmować.
Jak to bardzo się zmienia punkt widzenia od punktu siedzenia u tych którzy nie mają dystansu do życia.
Bumerang, zgadzam się z Wicą i Betrayed40, że możesz ( a może powinnaś??) znaleźć pozytywne strony Twojej sytuacji. Jesteś wolna, odpowiedzialność za stabilność i szczęście Twojej rodziny nie spoczywa na Tobier30;
Ja chciałabym chwilami takiej wolności, bez poczucia, że ranię mojego męża, bo nie jestem w stanie zapomnieć i żyć normalnier30; Momentami myślę, że może czasowa separacja dałaby mi szansę na zastanowienie się z dystansem, ale z drugiej strony obawiam się, że zaprzepaściłoby to szanse na odtworzenie związku. I że bolałoby nie tylko mojego męża, ale i nasze dzieci (które, jak dotąd, chyba prawie nic nie odczuły)r30; To ja w tej chwili muszę dokonać wyboru r11; moje potrzeby, egoizm, czy szansa na szczęście (?) rodziny w dotychczasowym kształcier30;
Moja sytuacja jest też o tyle inna od opisanej przez Was, że mój zdradzacz chyba nie krytykował mnie ani przed swoją wybranką, ani przed samym sobą (albo ja się jeszcze o tym nie dowiedziałam?). Podobno kochał i doceniał również mnie - takie rozdwojenie jaźni...
A Jego kochanka (mam nadzieję, że eks-kochanka) jest moim zdaniem obiektywnie interesującą, inteligentną, atrakcyjną kobietą r11; powiedział mi w chwili szczerości, że mogłaby być Jego żoną, gdyby mnie nie poznałr30; Tak więc obawiam się, że miałby powody, żeby do Niej wrócićr30;
I jak tu być pewnym przyszłości i dokonać najlepszego wyborur30;
Post doklejony:
PS. Przepraszam za błędy literowe - wklejone z Worda... ;-)
Marta co on robił i mówił nawet nie masz pojęcia sorry za szczerość ale ja w inwigilacji posunąłem się do perfekcji (i to co o sobie słyszałem nie wiem czy bardziej nie bolało od samej zdrady). Pewnie do dziś nie wiedział bym kim byłem dla niej w tym czasie (kim jestem teraz nie wiem bo już jej nie wierzę) Ale jedno co wiem to to że chociaż teraz nie opowiada wszystkim o mnie głupot (wręcz wypowiada się w superlatywach :szoook) ale to akurat biorę na konto próby udobruchania mnie
I jak tu być pewnym przyszłości i dokonać najlepszego wyborur30;
To z jednej strony urok zycia , a z drugiej przeklenstwo.
Zycie ,gdy jest sie pozbawionym mozliwosci wyboru- dla mnie koszmar.
Chyba tylko w nielicznych wypadkach mozna byc prawie pewnym dokonania najlepszego wyboru.Mam na mysli oczywiscie sytuacje , w ktorej nie da sie dzialac wedlug algorytmu.Gdy w gre wchodzi heurystyka do akcji wkracza niepewnosc.
Nawet patrzac w przeszlosc , ciezko jest powiedziec czy podejmowane decyzje byly dobre.Kazda ocena ( a priori) oparta jest na porownaniu.To jest sama istota oceny.Nie ma z czym porownac naszego zycia,nie mozna przezyc go w wielu wariantach rownoczesnie.Kazdy wybor oznacza wybranie jednej i tylko jednej drogi.Nie pamietam , kto jest autorem powiedzenia :
Cytat
Bardzo ciezko jest przewidywac , a juz zwlaszcza przyszlosc.
Zostaje nam miec nadzieje, ze u kresu drogi patrzac wstecz bedziemy mogli powiedziec ,ze majac druga szanse nasze wybory bylyby identyczne.
Wczoraj właśnie minęło równo rok odkąd zaczął się mój rdramatr1; dlatego postanowiłem opisać moją całą historię.
Jesteśmy ok 9 lat po ślubie dwójka dzieci - córeczki 7 i 3 lata. W kwietniu 2012 skończyliśmy remont otoczenia domu (w dużej mierze finansowany tylko i wyłącznie przeze mnie) . Planowaliśmy remont domu i korzystając z komputera żony przypadkowo zauważyłem, że odnowiła kontakty z dawną miłością ze studiów (przesłała mu swoje zdjęcie) Gdy powiedziałem że temat mi się nie podoba, dostałem na drugi dzień SMS że rkocha mnie i całą rodzinęr1;. W tym czasie ze względu na konieczność opieki nad młodszą córką 24h/dobę była z nami rmamusiar1; czytaj teściowa r11; osoba która nie akceptowała mnie nigdy.
Również w kwietniu panowałem wymianę aut w firmie więc na imieniny nabyłem rmojej wiernej żonie autko za ponad stówkęr1;.
Od maja zaczęły się problemy przestaliśmy razem sypiać żona widziała tylko moje wady (lub wynajdowała je) dlaczego zrozumiałem później. Teściowa na moje coraz większe uwagi kwitowała wszystko: nie wymyślaj, nie tak wychowałam córkę itp. Kłótnie w domu kończyły się stwierdzeniem: ralbo ja albo Twoja mama bo dłużej tak się nie dar1;. Ze względu na to że żona posiada komórkę z mojej firmy wspólnik zwrócił uwagę na ilość SMS wysyłanych z jej 2-giego numeru średnio 8 dziennie. Do tego wyjazdy kosmetyczka itp. A ja głupi nadal miałem złudzenia że to jej problemy emocjonalne. Stwierdziłem e może faktycznie ze mną coś jest nie OK. zabrałem się za siebie siłownia codziennie 20-30 km rower odstawiłem fajki, 0 alkoholu efektu też 0.
Później zaczęły się już jawne kłamstwa w stylu jestem tam była gdzie indziej. Na wypadzie z dziewczynkami gdy próbowałem jej dotknąć odsunęła się ode mnie z obrzydzeniem wtedy wiedziałem już że coś jest nie tak był maj.
Powiedzmy że nie mam problemów finansowych więc postanowiłem działać. GPS i wszystkie dostępne dla szaraczka środki inwigilacji r11; po 2 dniach wiedziałem wszystko po 2 tygodniach nie mogłem na nią patrzeć. Ja facet 40 on 42 ja mając 26 miałem swoją firmę dobry samochód on mieszkał z tatą w wieżowcu na pokoju. Ja facet dbający o wygląd on gość w sandałach i białych skarpetach. Zaczęło się ponad 12kg w 1,5 m-ca. Problemy ze snem wstawałem w nocy i 2, 3 razy się przebierałem bo byłem mokry od potu. Miałem nadzieje że się opamięta (powiedziałem że nie widzi co jej znajomość zrobiła z naszym życiem rodziną powiedziała że nie mam sobie wymyślać i nie mam prawa o to pytać). A teściowa twardo że nie tak wychowała córeczkę.
W lipcu zaczął się remont dzieci u teściowej a Pani zawitała u adwokata (jakie rzeczy o mnie wygadywała nie pytajcie). Stwierdziłem że koniec zabawy. Dodam że w miedzy czasie gdy byłem w szpitalu ona bawiła się na grillu u kochasia i jego siostry. Umówiłem się z adwokatem rwygąr1; plus po wizycie u niego postanowiłem zebrać legalne dowody (aby dzieci wiedziały dlaczego musiałem zrobić zo chciałem zrobić).
Rzeczy które o sobie słyszałem nie pytajcie, leń, brudas nie interesujący się dziećmi. Najdelikatniejsze że nie może być z kimś kto nawet jej się nie podoba (nie mam problemów z powodzeniem r11; kobietom się raczej podobam). W miedzy czasie więcej czasu spędzała z NIM i jego rodziną niż z naszymi córkami. W sierpniu gdy zebrałem dowody stwierdziłem że koniec zabawy. Złożyłem pozew z wyłącznym orzeczeniem o jej winie. 3 dni przed jej urodzinami zakomunikowałem rzłożyłem pozew rozwodowyr1; Najpierw kamienna twarz później odpowiedz rnic mi nie udowodniszr1; powiedziałem że zobaczy na sprawie. Na drugi dzień telefony od wszystkich znajomych. Wracam do domu a tam Pani na kolanach i teksty w stylu rnie rób tego dzieciom, proszę itp.r1;. Cały cyrk dłuższa historia. W sumie powiedziałem że najpierw rozprawie się z nią na rozprawie później na podziale majątku w sumie zniszczę jej życie później jemu a później wrócę i rozwalę to co zostało. Po pewnym czasie powiedziałem że rozwód i może zostać z dziećmi bo nie wiem co z nią zrobić zgodziła się (w sumie wiedziała że straci wszystko, dom, status quo).
I przyszedł pozew plus wizyta kuratora w miedzy czasie na drugi dzień po moim oświadczeniu o złożeniu pozwu zerwała kontakty z kmiotem (informując go aby się do niej nie zbliżał bo będzie mieć duże kłopoty).
Starała się każdego dnia. Na ok m-c przed pierwszą rozprawą stwierdziłem że wycofam pozew (dzieci ir30; niestety nadal kocham tą idiotkę). Był jej płacz były zapewnienia itp. Jak wygląda teraz minęło już sporo czasu znosi moje humory a raczej ich spadki czyt. Doły. Kilka razy kazałem jej się pakować nie raz nie mogłem na nią patrzeć ale znosiła wszystko cierpliwie. Zaciągnęła mnie do psychiatry bo było już bardzo nie ciekawie. Jak jest teraz wydaje mi się że coraz lepiej chociaż czasami nie potrafię się do niej zbliżyć. Ale mówi że to rozumie. Wcześniej już byliśmy rrazemr1; ale od pewnego czasu pojawiła się u mnie jakaś bariera. Tak napisałem wszystko zaczyna się układać. Na koniec powiem moją opinę można komuś dać szansę ale osoba która ją dostanie musi tego naprawdę chcieć bo niestety nasza dusza jest już poobijana na całe życie. Na tą chwilę nie żałuję mojej decyzji.
Mam nadzieję że nie zanudziłem moją historią ale stwierdziłem że już czas przelać to na ekran
Mam jedno pytanie
Jak myślisz co było powodem odmiany Jej stanowiska?
Miłość do Ciebie i dzieci czy raczej niechęć utraty sponsora jakim byłeś i być może nadal Jesteś?.
Przyjaciel miał trudności
Postawiłem go na nogi
On teraz mi z wdzięczności
Przyprawić pragnie rogi
Bo z przyjaciółmi często
Podobne są układy
Przyjaciel cię roluje
Nic na to nie poradzisz
Zjawisko dziś powszechne
Nie warto się tym smucić
Najlepi
Rogacz76 nie wiesz ile razy dziennie potrafię zadawać sobie takie pytanie. Co do utraty sponsora być może. Rozwód wiele by ją kosztował. Chociaż obiektywnie muszę przyznać iż powiedzmy w ten sposób ze oboje mamy niezłą pracę podobne dochody. Chociaż początkowo mój wkład w dom był dużo większy i wiadomo rozwód znaczył by stratę przez nią domu i to fakt. Cóż życie pokarze. Ale rozumiem pytanie.