Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Witaj Plemplem,co prawda miejsce parszywe,ale ludzie dobrzy,chociaz mocno pokiereszowani.Przeczytałam Twoja historie kilka godzin temu i szczerze mówiąc,nie potrafiłam nic napisać na gorąco.Zbyt wiele watpliwości.Pewnie wielokrotnie usłyszyśz-wiej.Allbo juz usłyszałeś,bo nie rzecyztałam ani jednego komentarza,żeby się niczym nie sugerowac.
Zacznę tak;jestem pełna podziwu,dla Człowieka,który wiele lat zmagał się demonami kogos ,kogo kocha.Tak robią tylko Ci,którzy kochaja całym sobą.Przez wiele lat walczyłęś o zonę,może czasem mało umiejetnie ale robiłes wszystko,co uważałeś za słuszne,chociaz to chyba w tej sytuacji za mało.Jestem zdania,że zawsze warto o swój związek,pierwszy raz ,przyznam ,że mam watpliwości.Chociaz zdaję sobie sprawę,że historia jest opisana tylko z jednego punktu widzenia i chociaz jestem przekonana,że najpierw się konczy jeden związek,potem zaczyna drugi,to jakąś pokrętną logiką kobiety, uważam,że ....Może inaczej.Ja bym odpusciła.
Zycie masz tylko jedno,duzo lat z niego przeżyłeś dla kogoś,dla czegoś,dla czyich celów,pragnien,dla czyjegoś zdrowia.Rozumiem,że robiłęś to sam z siebie,nikt Cię nie zmuszął,,tak żyłeś ,bo kochasz ją nadal szczerze.Zadaj sobie tylko pytanie,czy dasz radę tak dalej.Chhyba czasem warto odejśc dla siebie,dla swojego JA,żeby móc życ,nie wegetować ciągle z myslą o kimś,martwić się o kogoś,ciągle kogoś stawiać na nogi,walczyć z czyimiś demonami...Tak oczywiście można,ale tylko jak ten ktoś robi to samo dla Ciebie.Inaczej to chyba jednostronne uczucie,które w dodatku niechcący powoduje jakiś stopien uzależnienia od Ciebie osoby,którą tak mocno kochasz.
Nie usprawiedliwiam Twojej żony,wręcz przeciwnie,potępiam jej czyn,nie staram się nawet zrozumieć jej motywów,staram się skupić tylko na Twoich uczuciach.
Wszystko,co czujesz jest normalne,umierasz jak każdy z Nas,ja w swoim umieraniu,nabrałam secjalizacji parkieciarza,bo godzinami umierałam na drewnianej podłodze ,wpatrując się w moją ,wiszącą na ścianie galerię zdjęć,mam tez w swoim umieraniu specjalizację płytakrza,doskonale znam każde naturalnie zrobione pęknięcie w płytkach na podłodze kuchennej,umierałam nocami,porankami,popołudniami tez,ból był taki jak u Ciebie,dusił krzyk,który wyrywała się na zewnątrz,rozsadzał klatke piersiową,serce stawało.A jednak żyje.Całkiem nieżle,nowym życiem,bez niewiernego,inaczej,dla siebie,lepiej.
Nie umiera sie tak łatwo.Nawet kawałek po kawałku wyrywane serce kiedyś się zabliznia.Co prawda zostaja blizny,ale żyjesz.Napiszę to,co jest prawdą,czas.Każdy z Nas ma swój czas.Nikt Ci nie powie,ile go upłynie,zanim powiesz,że znowu żyjesz.Bez niej,albo z nia.Tylko zapytaj sam siebie jak żyjesz z NIą i czy to jest życie.
Nie będę wypowiadała się na temat stanu emocjonalnego twojej żony,nadmienię tylko,że jest chora,bardziej chyba na duszę,ale próbowałeś ją uleczyć,wszelkimi sposobami,nie dałeś rady,ktoś inny zrobił to za Ciebie.
Jestem pełna podziwu dla Ludzi,którzy przez lata zmagają się z demonami partnerów,ale zdaję sobie sprawę,że żyją dla kogoś,nie dla siebie.
Zastanów się,czy warto.Nawet dla wielkiej miłości .
Bo widzisz,wielka miłośc ,ta jedyna jest wtedy,kiedy nie ma innej.jeszcze kilka miesięcy temu,ja mówiłam,że gad był miłością mojego życia.Bo był.Tylko,że kocha się raz,potem drugi....
Co do ustawki;
możesz ją zrobić jak będziesz mógł działać na zimno i miał siłe,teraz jesteś mocno rozchwiany,nie myślisz logocznie i możesz nie mieć na tyle spokoju,żeby się opanować i nie obić facetowi facjaty.Na takie spotkania nalezy mieć siłe i przekonanie,że przebiegną po Naszej mysli.
nie znaczy to,że jego żona i córka nie może się o wszystkim dowiedzieć.Rusz głową,masz ją na karku.
Powodzenia i pamietaj,zanim cokolwiek zrobisz,zanim podejmiesz decyzję,postaraj sie ochłonąc.Spróbuj wyłaczyć emocje i uczucia.Przez chwile poczuj się jakbyś był w pracy....Na zimno.
Bacello - trafny post. Muszę się nad tym zastanowić, bo jest w tym sporo racji.
Dziś, czytając wypowiedzi innej użytkowniczki tego forum - Gratisek (chyba taki nick) uderzyła mnie jedna prawda, którą cały czas w sobie próbowałem uciszyć. Mianowicie - czy moja żona naprawdę żałuje tej zdrady. Zaczęliśmy więc rozmowę... Cóż za dramat przezyłem. Żona stwierdziła, że żałuje zdrady, ale nie żałuje chwil z nim spędzonych, uprawianego seksu, rozmów, smsów, że dotykał jej włosy. Co za rozdwojenie jaźni. Jak można coś lubic i jednocześnie nie lubić. Jak można żałować i jednocześnie nie żałować i mówić, że było jej w tym dobrze. To siedziało we mnie od momentu, gdy się dowiedziałem o zdradzie - ten stan żałowania - dziś przyznała się, że nie żałuje tego. Mogę śmiało uznać, że to oznacza nasz koniec. Nie zaakceptuję tego, nie będę z tym potrafił żyć, że moja żona na wspomnienie o zdradzie ma mysli, że ją to zbudowało, dodało pozytywnych przeżyc. Na pytanie - jak możesz to kojarzyć dobrze, skoro tym dotykiem włosów, tym seksem, tymi smsami zdradzałaś, a więc kłamałaś, a więc czyniłaś zło. - odpowiadała, że ona tak ma - dwie postawy naraz. Pełna hipokryzja. Nie będę potrafił z tą osobą przejść dalej życia wiedząc taką rzecz. Wierzyłem, że potępia wszystko, co łączyło ją z tym typem. Wszystko - od A do Z. Przeliczyłem się. Prawda okazała się trudniejsza od tej, w jaką chciałem wierzyć.
henryjeweller - otóż problem lezy w tym, że wyznawał jej miłość. Jego związek z żoną jest też w rozpadzie od dawna. Czuje się tam niekochany, dlatego dał się ponieść wirowi, który sprowokowała moja żona, bo to ona była prowodyrem wszelkich zachowań. Ona wysłała smsa, ona go do naszego domu i łóżka brała, ona mówiła mu o miejscu zacisznym na naszej dzielnicy, gdzie mogą pojechać samochodem i na koniec rozmowy będzie mogła być wystukana w przypływie wielkiej miłości. Moja żona zniszczyła wszelkie świętości, wszystko - nie ma miejsca gdzie się nie ruszę na mojej własnej dzielnicy, bym nie myslał, czy tu nie byli. Wiem, gdzie sie spotykali, gdzie na nią czekał w aucie. Czuję się, jakbym był w więzieniu, a jestem wolnym człowiekiem. I ona ma czelność powiedzieć mi, że nie żałuje tych chwil z nim spędzonych. Jestem zniszczony, jak gatunek ludzki może być podły. Chyba tylko wojenne przezycia mogą być gorsze i bardziej traumatyczne. Wolałbym śmierć bliskiej osoby - wtedy mam ją zawsze w pamięci w dobrym wyobrażeniu. A tutaj juz na zawsze pozostanie syf. Mniejszy czy większy - ale syf, chocbyśmy nie wiem, jak sie starali i to maskowali. Z jej strony nie ma żalu za czyny, których się dopuściła, a ja z nieodpowiedzialną i niedojrzałą osobą dalej życia już prowadzić nie chcę. Liczyłem, że ta sytuacja, te przeżycia spowodują u niej większą dorosłość, odpowiedzialność też i za mnie, nie tylko za swoje własne ja, które cały czas realizowała. Jaki byłem cały czas naiwny...
Post doklejony:
Yorik - tak wie jak wyglądam. Boi się mnie - sama żona mi to powiedziała. Widział mnie na naszych zdjęciach ze ślubu w domu, widział mnie na żywo kilka razy, o czym ja nie wiedziałem, że się kręci gdzieś w okolicach, gdzie byliśmy w miejscu publicznym. Totalny dramat, upodlenie, jak działanie w jakimś domu Big Brothera.
Edytowane przez Plemplem81 dnia 10.07.2012 23:26:22
Plemplem
Jeszcze kilka godzin temu mówiłes Milordowi, ze chcesz to ratować, ze nie chcesz poddawać sie bez walki, a teraz mówisz, że to wasz koniec.
To dowodzi, ze działasz pod wpływem ogromnych emocji.
Daj sobie czas.
Poczekaj. Nie namawiam Cie do wybaczenia i powrotu. Namawiam Cię do ochłonięcia. Nie po to, by ona Siebie do Ciebie przekonała.
Po to bys Ty podjął słuszną dla Ciebie decyzję, której za kilka dni gdy wstaniesz rano nie bedziesz żałował i z powodu, której sobie nigdy nie wybaczysz.
Musisz byc pewny własnych decyzji, a teraz nie jestes.
Słyszę od niej, że nie żałuje tego, co z nim robiła. Nigdy tego nie zaakceptuję i nigdy z tym żyć nie będę umiał. Wiem to. To jest pewne jak amen w pacierzu. Gdybym widział jej żal za to, wiem, że tez i moja postawa byłaby inna. Ale widzę, czuję i słyszę, że nie żałuje swoich czynów. Nie żałuje, że zdradzała, że kłamała, że łamała małżeńską przysięgę. Z czym mam więc w tym momencie walczyć - wygląda na to, że tylko chyba z samym sobą? Dziś dopiero usłyszałem te słowa prosto w oczy.
Jest tu obecnie wątek o wpływie rad tu udzielanych przez innych użytkowników. Pamiętaj, ze to subiektywne odczucia, ludzi którzy Ciebie i Twojego życia nie znają. My wyrazamy własne opinie, mówimy co według nas jest twoim błędem i jak powinieneś sie zachować. Ale to nie znaczy, ze mamy rację oraz to nie znaczy, ze masz robić tak jak Ci tu wszyscy piszemy.
Ty masz to przeczytać, przemyśleć, ale nie mozesz pod wpływem jakiegos forum w ciagu jednego dnia zmieniać decyzji o 180st. Tylko dlatego, ze ktoś coś Ci uświadomił, Ty pod wpływem tego porozmawiałeś z żoną, a po tej rozmowie już wszystko wiesz.
Moze tak i jest - ok (czasami jedna chwila wystarczy, ponoć by zmienic zycie )- ale jeśli tak jest, to będzie tak tym bardziej za parę tygodni, za jakis czas.
Post doklejony:
Bacello - słusznie napisała, ja wcześniej tez Ci to uswiadamiałam. Twoja żona jest chora emocjonalnie. Ona moze nawet nie zdaje sobie sparwy z tego co mówi, a raczej ze znaczenia słów, które wypowiada.
Ja nieraz od swojego niewiernego słyszałam slowa, którym za jakiś czas zaprzeczył, nie innymi słowani tylko czynami, a to bardziej wymowne.
Sam pod wpływem emocji gadał farmazowny,z których wogóle nie zdawał sobie sparwy.
Moje małżeństwo się rozpadło, i moze właśnie dlatego, ze znam konsekwencje zawsze będę doradzać innym, by zrobić wszystko co w mocy obydwu stron by do tego nie dopuścić. Tym bardziej, że Ty ją wciąż bardzo kochasz, a ona - ona całe życie Ci udowadniała jak jest niestabilna emocjonalnie, a Ty i tak przy niej trwałes.
Jak za jakiś czas stwierdzisz sam, ze masz tego dosyc, ze masz jej dosyc - to kończ. Póki co daj sobie ten czas.
>>>Milord - nie znam Cię, ale przemawia przez Ciebie straszny jad<<<
To nie jad. To chęć pomocy. Tobie.
>>>Słyszę od niej, że nie żałuje tego, co z nim robiła. Nigdy tego nie zaakceptuję i nigdy z tym żyć nie będę umiał. Wiem to<<<
Dlatego radzę byś walnął w jej najczulszy punkt. W niego. Na nic tłumaczenia "jak to ona spaprała życie wszystkim dookoła". Tu trzeba ostro. Łudzisz się, że stoisz, choć klęczysz. Ma nią owładnąć poczucie zmarnowanego życia. Inaczej nic nie zrozumie. A co sobie później postanowisz to już twoja rzecz. Głaszczesz tych, którzy mówią "ratuj to". A ja mówię > zacznij od wstrząsu. Jak rzuci mu się lizać rany > nic po twoim poświęceniu. Myślisz, że zachowujesz się wyrozumiale > ale to guzik prawda. Boisz się doprowadzić do sytuacji gdy ona będzie musiała wybrać, który z was jest lepszy bo węszysz przegraną. Wogóle nie bierzesz pod uwagę wygranej i tego, że jesteś najlepszy a ona dostanie to > czego chciała. Dziada z wiagrą w kieszeni trzęsącego portkami, że jutro ty będziesz najważniejszy gdy mu nie stanie. Proponuję jedynie szybkie rozstrzygnięcie sprawy.
Plemplem81 napisał/a: Żona stwierdziła, że żałuje zdrady, ale nie żałuje chwil z nim spędzonych, uprawianego seksu, rozmów, smsów, że dotykał jej włosy.
Odzielaj słowa, którymi karmi Cię żona, od faktów, które widzisz. Czytaj to, co między wierszami.
Twoja żona jawi mi się, jako znudzona nic-nie-robieniem panna ze świeżym lakierem na pazurkach, wiecznie niezadowolona (z nudów), przypisująca winę za wszystko, co jej się nie podoba każdemu, tylko nie sobie, mająca wytłumaczenie, że przecież jest tak chora (na globus rodem z filmu), że wymaga opieki i innego (lepszego, bardziej wyrozumiałego) traktowania...Ech...Jedno jest pewne, całkiem wprawna z niej manipulatorka...
Cytat
Plemplem81 napisał/a:
henryjeweller - otóż problem lezy w tym, że wyznawał jej miłość. Jego związek z żoną jest też w rozpadzie od dawna. Czuje się tam niekochany,
Sorry, ale czego się spodziewałeś? Przecież zdradzacz zawsze jest źle traktowany, nie jest kochany, przytulany, a jego związek nie istnieje od dawna, łączą go z partnerem tylko dzieci, kredyt, dom i rybki.
Jestem zwolennikiem dawania szansy, ale zawsze pod warunkiem spełnienia przez zdradzacza ściśle określonych warunków, trochę rodem z warunków spowiedzi: żal, postanowienie poprawy, zadośćuczynienie etc. Twoja żona nie spełniła żadnego, więc pytanie do Ciebie: Na co i na jakiej podstawie liczysz?
Działaj.
W tej chili nie zrobiłeś nic z żoną.
To że Ty się starasz, działasz... dla zony to zbędne.
Co mam przez to rozumieć? Na czym ma polegać to działanie? Wywieram na niej jakąś tam presję w rozmowach. Właściwie to nasze rozmowy przypominają terapię - ja jako terapeuta. Mam wrażenie coraz bardziej nieodparte, że słowa Bocello i Anuli123 są trafione przeokrutnie. Że ja całe życie żyłem nią i żyję nadal. Do teraz mówię jej, że pomogę jej przejść przez problemy, że pomogę jej odbudować jej niski poziom wartości, jej niskie ego. A to chyba duży błąd jak mniemam... Od tygodnia zapisałem się do klubu sportowego na specjalistyczne ćwiczenia dla sportowców, powracam też jednocześnie do trenowania kickboxingu - żona jak usłyszała, że robię to nie dla niej, tylko dla siebie, poczuła się w pewnym sensie urażona. Mam wrażenie, że rozpieściłem ją moją troską tylko o nią do granic możliwości.
henryjeweller - czytam Twój post chyba 5 raz z rzędu i masz dużo racji. Na początku bardzo obarczałem wszystkim jego. Ale to przecież moja żona jest wszystkiemu winna. W chwili obecnej tak jej już przedstawiam sprawę właśnie. Bardzo burzy się na to, gdy mówię jej, że zdrady jest winna tylko ona. Ze owszem - za pretekst do zdrady winni jesteśmy oboje, ale za samą zdradę winna jest ona, bo jak już jeden użytkownik tu pisał w innym temacie (Bocello chyba) - to ona ściągała majtki i to ona pisała smsy i umawiała się nie mówiąc mi; kochanie - "dziś idę cię zdradzić". Dużo mi dało czytanie tego forum, wypowiedzi. Mam większą świadomość, że ten czyn jest w 100 % dziełem jej - jej chęcią, zaspokojeniem własnych egoistycznych potrzeb.
Co do terapeuty - byliśmy 2 tygodnie po wykryciu zdrady u tej terapeutki, która prowadziła terapię grupową. Byliśmy na takim spotkaniu nazwijmy to kryzysowym - moja żona i ja. Wiesz - nie widziałem w tej terapeutce specjalnego przejęcia tematem - ona dobrze wie o kogo chodzi, bo moja żona powiedziała jej co się dzieje już wcześniej. Taki terapeuta to chyba więcej szkodzi niż pomaga, bo praktycznie bez jej interwencji mogły się rozpaść dwa związki, z czego w jednym z nich jest małe dziecko. Ja p..., co za dramat.
Tak i masz rację - nie docenia tego co ma. Nie docenia tego, że idzie na zakupy po bieliznę i lekką ręką wydajemy w Triumphie 6 stów, nie docenia tego, bo mówi mi, że dla niej to nie ma znaczenia, że mogłaby chodzić w rzeczach z handlu za 10 zł. Szokuje mnie to. Ja chcę, by czuła się doceniona, by czuła się wygodnie, komfortowo, a słyszę takie teksty, które jeszcze we mnie wzbudzają wyrzuty sumienia, że ona nie jest tego warta. Kurna, dociera to teraz do mnie... Kolejna kwestia do przemyślenia.
Słowa Bacello i anuli123 chodzą mi cały czas po głowie:
"Chhyba czasem warto odejśc dla siebie,dla swojego JA,żeby móc życ,nie wegetować ciągle z myslą o kimś,martwić się o kogoś,ciągle kogoś stawiać na nogi,walczyć z czyimiś demonami...Tak oczywiście można,ale tylko jak ten ktoś robi to samo dla Ciebie."
"Twoja żona jest chora emocjonalnie. Ona moze nawet nie zdaje sobie sparwy z tego co mówi, a raczej ze znaczenia słów, które wypowiada."
Mówicie to tak, jakbyście to same przeżyły. No dosłownie wyjęte z mojego życiorysu. To mi pokazuje, że pewne schematy myślenia, postępowań są dla nas ludzi takie same. Mimo,że każdy z nas jest inny, to psychikę mamy podobną. Jest dokładnie jak piszecie - żona nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia słów, które mówi. Bo wiem, że teraz jak jej powiedziałem o rozstaniu i że nie będę żył z taką osobą, która akceptuje swoje kłamstwo, daje sobie przyzwolenie na to co zrobiła brakiem żalu za wszystkie czyny i chwile spędzone na zdradzie, jej postawa się zmieni i powie mi dziś lub jutro, ze przemyślała to i że jednak żałuje. Jej problemem wielkim jest to, że ja w rozmowie nie daję się wprowadzić na manowce, dochodzę do wszystkiego w życiu i w rozmowie także logicznym myśleniem, bo w umyśle i jego meandrach postrzegam właśnie ludzką siłę. Dla mojej żony to pojęcie obce, niestety. Denerwuje ją, że tak rozmawiamy, że tak chcę rozmawiać. Że zaginam ja własnymi słowami - że przed chwilą powiedziała tak, a teraz mówi cos zupełnie innego. Wyprowadza ją to z równowagi. ale Anula123 masz rację - czas. Muszę wyluzować, choć to trudne w momencie, gdy emocje grają tak silną rolę, gdy człowiek czuje się tak okłamany, zdradzony.
Anula123 - piszesz o konsekwencjach rozejścia - czy możesz napisać o tym więcej? Wiem, że każdy przeżywa to na swój sposób, ale jak to wyglądało u Ciebie? Dlaczego tak radzić, by ratować związek nawet największym kosztem?
JakichWiele - chyba źle przedstawiłem moją żonę, bo nie można jej tak ocenić. To naprawdę skromny człowiek, delikatny, wrażliwy. Nie wybielam jej - opisuję jaka jest taka, jaką znam z lat wcześniejszych. Bo od ponad pół roku nie znam jej - z tej strony nie wiem kim jest. Być może to jest jej prawdziwa natura? Zdrajcy, kogoś kto nie szanuje tego co ma, nie szanuje uczuć, nie szanuje przeżytych lat, nie szanuje miru małżeńskiego. Wczoraj w trakcie rozmowy spytałem, jak ona sobie wyobraża dalsze życie - że było dobrze ze mną, spokojnie, pojawiło się zawirowanie, dzikie kłamstwo, spotkania w biegu, namietność i nagle dalej powrót do tego spokoju co był? Stwierdziła, że właśnie tak. Mówi, że nie poznaje mnie, że jestem poważny, stonowany, zupełnie inny, zmieniony, bardziej dojrzały. Że ona chce tamtego mnie (komedia całkowita, żeby po takich przeżyciach być tym samym człowiekiem). Że jej było z tamtym mną dobrze (to po kiego ch... mnie zdradzała???). Załamuje mnie taka postawa. Mówię jej, że jest nieodpowiedzialna, niedojrzała do związku partnerskiego, do myślenia nie tylko o sobie, ale o nas, czy choćby nawet o dziecku, bo przecież zdradzając mnie były takie sytuacje, że spóźniała się po dziecko do przedszkola i dziecko cierpiało, bo myślało, że mama zapomniała o dzieciaku.
JakichWiele - chyba źle przedstawiłem moją żonę, bo nie można jej tak ocenić. To naprawdę skromny człowiek, delikatny, wrażliwy.
Wiesz, mając dystans, bo po pierwsze nie mnie to dotyczy, a po drugie, bo moja zdrada sprzed 3 lat to jednak dawne dzieje, uśmiechnęłam się...Delikatna, wrażliwa...Ja widzę harpię, nie obraź się...
Nie można być wrażliwym (czytaj: empatycznym), urządzając najbliższej osobie piekło na ziemi.
Nie można być delikatnym rżnąc się gdzie popadnie (sorry, za dosadność), w tym we wspólnym-małżeńskim łóżku.
Jeszcze raz powtarzam, myśl racjonalnie, wyciągaj wnioski z zachowań, nie słów...
Brutalna prawda. Wybielam ją w każdym kroku. Widzę to. Dzięki za otwarcie oczu.
Post doklejony:
Chyba tak robię, że właśnie wierzę jej słowom. e ona taka nie jest, że ja ją przecież znam. Ale ta sytuacja pokazuje mi, że w ogóle jej nie znam...
Edytowane przez Plemplem81 dnia 11.07.2012 10:46:51
JW
A nie bierzesz pod uwagę, ze Jego żona jest porostu głupia i bezmyślna.
Robiła z Nim co chciała bo wiedziała że może, ze On jej na to pozwala( nie czytaj dosłownie rżnąc sie we własnym łóżku)?
Bo kazde jej zachowanie i tak znajdzie jego wytłumaczenie?
Głupia, bezmyślna i wykorzystująca jego zapatrzenie i opiekę.
Moze pora uderzyć w stół i pokazać jej że dłużej tak nie będzie. Postawić jej twarde ultimatum. Zastosować terapie szokową. Jest szansa, ze zacznie myśleć i się zmieni.
Mała szansa, ale każda warto wykorzystać, zwłaszcza, ze On ja naprawdę kocha co udowodnił nie słowami, tylko tym co robił.
Pogadaj z Henrym, On doświadcza naprawiania związku z niewierna żoną.
Rozwieść sie masz zawsze czas, póki co spróbuj innej drogi. I pamiętaj nie dla Niej, dla siebie.
Beznadzieja. Kochasz bezinteresownie. Doszukujesz się dobrych cech tam gdzie ich nie ma. Tzn. oddała to wszystko co należy się tobie > innemu. I umysł. I ciało. I nie żałuje nic a nic. Postawiła na szalę nawet dziecko. Przestań się wreszcie czołgać u jej stóp. Na moje oko nawet jak postawisz twarde warunki i jednak zostaniecie razem > ona te chwile będzie pamiętać jako coś miłego. Może nawet będą momenty, że jak będziecie się kochać to ona z tobą będzie się tylko fizycznie. Myślami będzie gdzie indziej. Tego chcesz? Jedyna możliwość by coś uratować to taka by kochanek ją kopnął. By rzeczywiście zobaczyła całą beznadzieję tej sytuacji. By poczula się wykorzystana. Inaczej będziesz miał dopiero jazdę.
czolem to co piszesz to jakas kalka. sche.at ten sam . coz powiedziec ja tez cierpie. zona mowi o depresji w ktora ja wpedzilem, samobojstwie. (to slyszlaem kiedy dowiedzialem sie ze adradza ze mna- ja o facecie nie wiedzialem prze jakies pol roku) u mnie teraz tez trwalo to mmiej wiecej tyle samo nim sie dowiedzialem. terapii potrzebowala duuuzo wczesniej nim sie poznalismy. przeczytaj jak bylo u mnie. to ja ja wpedzilem w ta depresje. ale zazdrosna siostra saczyla jej jad do ucha od dawna. ja i w em jak trudno stanac z boku i spojrzec na wszystko tak jak jest. ja tez jeszcze jestem slepy. K... to strasznie boli. leje sie ciurkiem. problemem zdradzacza jest zklamywanie rzeczywistosci. a nam potrzeba prawdy i tego co ktos pisal o warunkach szczerej i waznej spowiedzi. my tak generalnie jestesmy zdolni wybaczyc ale najpierw musimy wiedziec co. zdradzacz kalkuluje i wpyhca nas w poczucie winy. tez to odczuwam. normalny czlowiek zawsze ratuje i chroni to co zbudowal. dlaczego spotykamy tych nienormalnych. pewnie my tez mamy jakies niezaspokojone potrzeby. ktos powiedzial ze partnera wybiera sie z goracym sercem i zimna glowa. sieta prawda ale nim sie czlowiek zorientuje pol kulawego zycia ma juz za soba. i tak mozna by tu pisac caaaly dzien. dluuugo. milo mi mimo wszystko ze nie jestem sam. podziwiam odpornosc psychiczna zdradzacz. to chyba genetyczna wlasciwoc.
anula123 napisał/a:
JW
A nie bierzesz pod uwagę, ze Jego żona jest porostu głupia i bezmyślna.
Robiła z Nim co chciała bo wiedziała że może, ze On jej na to pozwala( nie czytaj dosłownie rżnąc sie we własnym łóżku)?
Bo kazde jej zachowanie i tak znajdzie jego wytłumaczenie?
Głupia, bezmyślna i wykorzystująca jego zapatrzenie i opiekę.
anula123, nie róbmy z dorosłych ludzi bezwolnych istot...Bezmyślne może być skakanie na główkę dzieci do jeziora, którego nie znają.
To, czego dopuściła się żona autora wątku, było działaniem zamierzonym i celowym, by zaspokoić własne próżne ego i chuć. Mało tego, nawet po wyjściu na jaw prawdy, zero z niej żalu, bo to tłumaczenie, które sprzedała mężowi to kpina.
Nie zabieram zdania czy autor z automatu ma dać szansę swojej żonie czy nie. Skłaniam go tylko do refleksji, kim naprawdę jest jego żona i czego się dopuściła.
Raz, że zdradzacz musi przejść określoną drogę, jeśli ma mu być dana szansa.
Dwa, że wybaczający powinien mieć świadomość komu i co wybacza oraz pełny obraz rokowań na przyszłość.
Zauważam na forum pewną prawidłowość: Ci, którzy bardzo pragną dać szansę, mają tendencję nazywania zdrady błędem. Sama zresztą kiedyś bliska byłam takiemu określeniu. Nie, to nie błąd, to działanie z premedytacją nastawione tylko na siebie.
Małomówny- dla mnie jesteś SUPERMAN. To nie żart, jesteś mądrym i dobrym człowiekiem, który ma na względzie dobro rodziny, dobro dziecka. Rozstanie rodziców dla dziecka to niewyobrażalna trauma...... Sądzę że musisz dać szanse sobie i swojej rodzinie. Tak to widać stojąc z boku, choć wiem że będąc w centrum tego huraganu niszczącego wszystko, bardzo trudno jest podjąć właściwą decyzję. Ja nie potrafię...... mam w sobie tysiące ton jadu, o którym wspominałeś. Zazdroszę Ci że potrafisz być tak silnym człowiekiem. Ja jestem słaba, za słaba, wolę wybudować ogromny mur, żeby już więcej mnie nikt nie skrzywdził. Jesteś niesamowity i trzymam kciuki żeby Ci się udało.
To, czego dopuściła się żona autora wątku, było działaniem zamierzonym i celowym, by zaspokoić własne próżne ego i chuć.
Oczywiście, ze tak. Mało tego dodam z pełna premedytacją i świadomością.
W głupocie i bezmyślności małej dziewczynki, a nie dojrzałej i odpowiedzialnej kobiety.
Słyszę od niej, że nie żałuje tego, co z nim robiła. Nigdy tego nie zaakceptuję i nigdy z tym żyć nie będę umiał. Wiem to. To jest pewne jak amen w pacierzu.
Cytat
Brutalna prawda. Wybielam ją w każdym kroku. Widzę to. Dzięki za otwarcie oczu.
Paradoksalnie rzecz ujmujac, im gorzej, tym lepiej. Masz przeklarowna sytuacje - ktora chcialoby miec wielu ludzi stad - zona nie kocha, nie pokocha, nie ma co z nia dluzej zyc, mozna pakowac manatki - chyba nawet wiadomo, czyje w tym przypadku. Gdybys byl zaslepiony miloscia, a ona karmilaby Cie klamstwami zmierzajacymi do trzymania Cie w stanie pewnosci jej milosci do Ciebie - mialbys PROBLEM. Nie wiedzialbys, co jest prawda. Nie potrafilbys podjac radykalnych, ani nawet racjonalnych... co ja gadam - nawet NAJMNIEJSZYCH dzialan przeciwko zonie.
Dlatego dobrze, ze skupiasz sie na sobie. Masz szanse odbudowac te zdrowa dawke egoizmu, ktora potrzebna jest kazdemu, w kazdym zwiazku. Jeden z malych kroczkow w kierunku Twojego "odzycia", mentalnego uwolnienia sie od niej - bluszcza, ktory oplotl Cie nieomal zastepujac Ci ubranie, ogrzewajac Cie czy ziebiac wedlug jej wlasnego widzimisie. I przy okazji widzisz, jak wyplywaja klamstwa zony - jej niezadowolenie z tego, ze robisz cos dla siebie, tylko kolejny dowod na to, co mowilismy wczesniej o niej.
Cytat
mówi mi, że dla niej to nie ma znaczenia, że mogłaby chodzić w rzeczach z handlu za 10 zł. Szokuje mnie to. Ja chcę, by czuła się doceniona, by czuła się wygodnie, komfortowo, a słyszę takie teksty, które jeszcze we mnie wzbudzają wyrzuty sumienia, że ona nie jest tego warta.
Tak, to kolejna rzecz do rozpatrzenia, rownolegle nie szeregowo Bo od tego trzeba bylo zaczac zwiazek, prawde mowiac - poznajac kobiete i jej wartosci: co JEJ odpowiada.. bo wielu facetow popelnia ten sam blad sadzac, ze obsypywanie kosztowymi podarkami uszczesliwi kobiete - nic bardziej mylnego. Kazda kobieta to indywidualna osobowosc i jedna bedzie rajcowac - rzeczywiscie - zakup majtek Triumph za 600 zl, a inna - wiatr we wlosach i granie na gitarze przy ognisku. Czy rozmowa przy winie o literaturze pieknej. Kazda ma swoj charakter i nie mozna ich traktowac tak samo, do kazdej trzeba stosowac JEJ WLASNA miare. Unikalna miare. Ja zone wlasnie tak traktowalem i choc - przyznam, ze nadal troche uwiera mnie, ze nie obsypuje ja tymi prezentami - to jednak ona sama podczas pracy nad soba po zdradzie przyznaje mi racje, ze dobrze robilem, odczytujac jej potrzeby i je wypelniajac wedlug jej schematu, a nie mojego. Coz warte bylyby te wszystkie drogie rzeczy, ktore moze i sa przyjemne na 10 minut, ale potem wychodzi ich wartosc uzytkowa, rowna w zasadzie zwyczajnemu zyciu ? Masz wiec racje, to kolejny problem do przemyslenia, przy okazji bolesny gdy zdasz sobie sprawe ze swojego zaniechania, ktore teraz odzywa sie ze zwielokrotnionym echem.
Nie zaluj nic, nie zaluj zlych decyzji, nie zaluj jednak zycia. Przezyles je i z pewnoscia byly chwile dobre, z pewnoscia byly chwile, gdy patrzyles z zauroczeniem na zone, z miloscia. Trzymaj to w sobie i pielegnuj te wspomnienia - bo to sa powody, dla ktorych usprawiedliwisz swoje zle wybory. Nie ma innej drogi, jak tylko w ten sposob je usprawiedliwic - i jednoczesnie uswiadomic sie, ze od tej pory juz nie musisz zmuszac sam siebie do takich usprawiedliwien. Od teraz masz nowe zycie, w ktorym mozesz wreszcie byc soba. Niektorzy troche sie tego boja, ale pomysl - to jak strach przed otwarciem oczu pod woda: albo bedziesz jeszcze rozbijal sie troche po omacku, albo sie przekonasz.
Zycze duzo wytrwalosci w tym, co zamierzasz robic - i wiary w to, co wlasnie zaczynasz odkrywac. To wlasciwa droga. Trzymaj sie tego, my tu jestesmy od tego, zeby pomoc.
Evidence - ale przecież no nie żartuj. Owszem, zdaję sobie sprawę, że jestem, albo lepiej powiedziawszy każdego dnia staram się być dobrym mężem. Także i dobrym człowiekiem dla ludzi mnie otaczających. Ale zdaję sobie sprawę ze swoich wad - teraz widzę to znacznie wyraźniej, zaczynam dopuszczać do siebie swoje myśli, zaczynam siebie słuchać. Kiedyś tłumiłem to, uciekałem, włączałem głośną muzykę. Bycie sam na sam ze sobą było dla mnie czymś, czego nie rozumiałem. Ta sytuacja, mimo że straszna, pozwoliła mi tę umiejętność rozwinąć. W pewnym sensie się z tego cieszę, tylko czemu takim wielkim kosztem emocjonalno-uczuciowym?...
Masz rację - dla mojej córeczki zrobiłbym wszystko, stoczyłbym bój na śmierć i życie jakby ktoś chciał ją odebrać. Dlatego kwestia rozejścia, rozstania to taka dla mnie odległa sprawa. A jednak pojawia się na horyzoncie coraz bardziej. Zaraz po dowiedzeniu się prawdy o zdradzie zacząłem walczyć o żonę, o jej uczucie. Teraz dochodzą do mnie rzeczy, których wcześniej nawet nie brałem pod uwagę, nie widziałem ich.
Piszesz o budowaniu muru - powiedz mi w czym on ma Ci pomóc? Ja widzę, że budowanie choćby jednej cegiełki muru w związku małżeńskim czy partnerskim jest już pierwszym krokiem do zabicia go. Chyba, że budujesz mur wokół siebie po zdradzie. To co innego. Ja też powiedziałem mojej żonie, że nie pozwolę siebie więcej skrzywdzić. Pokazałem jej tutaj granicę, że limit nieodpowiedzialnych kroków został wyczerpany.
No właśnie....., to w jaki świadomy , odpowiedzialny i szczery sposób o tym piszesz sprawia że dla mnie jesteś WIELKI.......kilka miesięcy temu odkryłam że mój mąż oszukiwał mnie wiele lat (8), był perfekcyjnym oszustem, zdradzał mnie, nawet kiedy byłam w ciąży......nie potrafie zapomnieć, nie potrafie wybaczyć, nie potrafie zyć. Był dla mnie całym światem, który runął w ciągu jednej chwili. Leże nieżywa już 7 miesięcy i nie moge wstać.....dlatego buduje mur, moje serce zamienia się w głaz, bo musze trwać w tym związku ze względu na dzieci....... Jeszcze parę miesięcy temu, kiedy miałam w sobie, jeszcze z rozpędu, ogromny magazyn miłości, mogłam coś zrobić. dzisiaj magazyn jest pusty.....jest żal, rozgoryczenie, zawiedziona miłośc, tony jadu do mojego męza i jego kochanki. Jestem kimś innym.....dla samej siebie złym człowiekiem, destrukcyjnym, chcącym podeptać to co jeszcze zostało. Dlatego trzymaj sie swojej pierwszej myśli, ratuj związek........bo za kilka miesięcy, kiedy to bardziej do Ciebie dotrze, ta cała krzywda i niesprawiedliwośc, moze być trudniej, bądz nawet niemożliwe.
Post doklejony:
jeszcze jedno...napisałam tak, bo zawsze chciałam mieć u swego boku odpowiedzialnego mężczyznę, który będzie walczył o mnie. niestety nie widzę tego w moim mężu, pomimo że teraz walczy.widzę go już zupełnie w innym świetle. I chyba nie potrafie go pokochać na nowo