Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Alex,gdzieś tu ,na forum ,pisalismy o poczuciu winy.Wielu z nas ją miało,braliśmy wszystko na siebie.Cokolwiek by sie nie działo,jakkolwiek było zle,nic nie usprawiedliwia zdrady.Jak komuś jest zle,to mówi i szuka rozwiązania problemu,a nie znajduje odskocznię.
Czekasz,bo jeszcze kochasz.Nic nie poradzisz ,gdy rozum mówi jedno a serce drugie.Wiem,że to takie nierealne,ale tak już jest.
NIe masz z kim się dzielić swoim życiem,ale nie będzie tak zawsze,zacznij pisać,to pomaga,wylewaj wszystko na papier.Za kilka miesięcy przeczytasz bez emocji.
Może powinnaś skorzystać z porady psychologa?Nie gryzą,a naprawdę potrafią pomóc,mnie nauczyli wychodzic na ulicę bez strachu,pokazali,ze są sposoby na radzenie sobie z samym sobą i to niezłe sposoby.
Na początku czas jest naszym wrogiem,potem powoli jest przyjacielem.Za kilka miesięcy spojrzysz na wszystko inaczej,uczucia trochę ostygną.Masz tylko jedno życie,od Ciebie zależy jak je przeżyjesz.Wiesz już,że bez niego.Teraz spróbuj wyjść z domu.Zapisz się na siłownię,idz na angielski,albo najzwyczajniej zrób coś,na co zawsze miałaś ochotę.Wracanie do pustego domu ,zostawanie z własnymi myślami sam na sam nic Ci nie da.
Powolutku zaczniesz się podnosić,wiem co mówię,bo byłam na dnie.Odbiłam się,żyję,śmieję,spotykam z ludzmi,nawet zasypiam bez bólu.Doszłam do tego,że normalnie z własnym osobistym gadem ,kawę piję.No i rozmawiam,zobacz,ja dałam radę,Tobie tez sie uda.
Teraz jesteś w rozsypce,Twój własny świat się zawalił,tylko,że jesteś mądrą ,inteligentną Kobietą i potrafisz zbudować nowy świat.
Moniko, chodziam do pani psycholog, jakoś rok temu jak mnie zostawił. Mówiła o moim zdradzaczu, że jest psychopatą, wysuwała daleko idące wnioski, porównywała do byłego męża swojej córki, jak zaproponowała mi terapie przez nastawianie i powiedziała, ze na nastepne spotakanie przyniesie kukły i będzie mi nimi pomagać to zrezygnowałam, Ja potrzebowałam kopa do działania, a ona cały czas mi mówiła jaka jestem cudowna i wspaniała i że nic nie muszę robić, a to co sie dzieje w moim życiu to nie moja wina tylko niewiernego a wczesniej rodziców. Jakoś do mnie psychoterapia nie przemówiła. Po kolejnym rozstaniu w czerwcu trafiłam do psychiatry i to podobno najlepszego w moim mieście. Po 10 min rozmowy przepisał mi antydepresanty, bo stwierdził ze mam lekka depresje i po nich miało mi być cudnie. Jakoś w ogóle czułam róznicy więc je odstawiłam. Teraz w przyszłym tygodniu umówiałam sie z trenerem rozwoju osobistego...., może on mnie jakoś pozytywniej do świata nastawi
alex, ale to co piszesz, swiadczy o tym, , ze wcale nie siedzisz i nic nie robisz...robisz bardzo duzo, zeby sobie pomoc i nie rezygnuj.....tylko, ze na samych lekarzach terapii nie opieraj, rob cos sama ze swoim zyciem...rob tak jak napisała Monika, znajdz jakies zajecie i to takie, ktore pochłonie Cie całkowicie i juz nie bedziesz miala sily ani czasu myslec o zdrajcy...bo wiesz co mi sie wydaje?ze tak naprawde Ty wcale nie tesknisz za nim, bo rozumiesz juz, ze nie ma za kim...Ty po prostu nie mozesz zniesc samotnosci dlatego tak bardzo ciagnie Cie do niego...bo on jest synonimem braku samotnosci i czyjejs obecnosci....no nie wiem, ja tak mam teraz w kazdym badz razie...zycze powodzenia
Alex,żadna ze mnie specjalistka w dziedzinie psychiatrii i psychologii,moge tylko pisąc ,opierając się o własne doświadczenia.Ja miałam szczęście.Trafiłam na psychiatrę,niesamowitą kobietę,która tak dobrała mi leki,że po tygodniu zaczęłam się odzywać ,rozmawiać z psychologiem. Miałam szczęście,trafiłam na wspaniałych specjalistów,mało tego,dobrano mi tak leki,ze mogłam prowadzić auto,pracować i spałam bez złych snów.
Może po prostu spróbujesz robić cos zupełnie innego niż do tej pory,rozejrzyj się,wez gazetę do ręki,zobacz reklamy,moze właśnie otwrto w Twoim mieście nowy klub fitness,albo czas zacząć jakieś studia,nawet jeżeli są kolejnymi.Wiem po sobie,że jak się chce,zawsze można znależć nowe zajęcie.
"Coś dla kobiet"
1.
Chcesz zabić z zazdrości ? to nie jest rozwiązanie
lepiej pokaż mu co stracił, powiedz, że jest tylko chamem
i że łzy kobiety dla faceta są porażką
jeśli z nim jest inaczej, to jest z nim coś nie halo.
Do góry głowa, będziesz cierpieć dla frajera?
który nie ma sumienia, jak szmatą Tobą poniewiera.
Zapewniał, że kocha i mówił, że się stara
teraz Ty mu powiedz jedno krótkie ...
Chociaż mówił, że jesteś najważniejsza dla niego
poleciał na inną, która miała większy dekolt.
"Nie mam czasu, nie teraz" - znasz te słowa doskonale
Choć kochałaś to wkurwiało Cię już jego zachowanie.
Ciągle miałaś nadzieje, że jeszcze się coś zmieni
on nigdy nie potrafił Twoich starań docenić
Teraz ciężko przeprasza, prosi o drugą szansę,
przemyśl, nie bądź naiwna, przecież to zwykły frajer.
2.
Posłuchałaś pierwszej kwestii, sądzisz, że jest o Tobie ?
to posłuchaj drugiej, ciąg dalszy historii opowiem.
Nie mogłaś uwierzyć, że Cię zdradza, że ma inną
przecież miałaś plany, chciałaś spędzić z nim przyszłość.
Smutek i złość, znasz dobrze te stany ?
kiedy jego tłumaczenia ciągle z prawdą się mijały
i dni mijały kolejne, było coraz gorzej
wiem, że trudniej zapamiętać kogoś niż o kimś zapomnieć.
Na szczęście nie jest jedynym facetem na świecie
chociaż coraz częściej sądzisz, że bez nich byłoby lepiej.
Zmierz go wzrokiem, gdy go na ulicy spotkasz
przecież wszystkie dobrze wiemy, że... zemsta jest słodka.
Nie musisz go śledzić żeby wiedzieć dokąd idzie
wystarczy, że wrodzoną masz kobiecą intuicję.
Nie jest łatwo z pamięci wymazać te wspomnienia,
ale pomyśl o sobie, spełniaj swoje marzenia.
To nie o to chodzi, że nie potrafię znaleśc sobie zajęcia. Studia właśnie zawaliłam, nie pojawiłam się ani razu w tym roku bo nie miałam siły i chęci. Mam koleżanki z którymi mogę wyjść na drinka, do kina. Mogę iść na zakupy i zadbać o siebie. W wakacje miałam w końcu skończyć rozpoczęty kurs na motor, zaliczyć kurs wirsenfingu, mam fajny klub fitnes u siebie w miescie- nie chce mi sie chodzic Mogłabym wyjechać gdzieś, albo chociaż zadbać o swoje mieszkanie- dla siebe, żeby mi było tu fajne. Mam swoją firmę która mogę rozwijać, nic sama nie robie a jedyne na co mnie stać to krzyczenie na pracowników jak cos jest nie tak- az sama siebie nie lubię. Chodzi o chęci, żeby w końcu zmierzyć się z tym wszystkim- dla siebie, nie dla niego. Wiecie ja nigdy nie byłam sama. Odkąd skonczyłam 14 lat. Kończył sie jeden związek- zaczynał kolejny. Tylko ze nikt wcześniej mnie nie zostawił, a ja chyba zupełnie nie daję sobie rady z odrzuceniem, z ta cała miłościa która nosze w sobie i z poczuciem ze nic nie jestem warta bo on tak myśli. Przepraszam, że was tak zamęczałam, minęło już pol roku odkad mnie zostawił. Wiem, że powinnam zrobić wszystko, żeby żałował i zadbać o siebie. Ale cholera nie mam siły na to wszystko bo ciągle o nim myśle, ciągle płacze, rozmawiam z nim w myslach, nie potrafie zapomnieć i sobie odpuscic w końcu i mam jakoś wewnętrzna pewność ze juz nigdy nikogo nie zechce, a jestem coraz strasza i jak mi przyda chęci to może już być za pozno. Strasznie sie boję tego życia bez niego, już chyba wolałabym żeby był przy mnie i mnie nie szanował jak wcześniej, wiem, że jestem żałosna.
alex27... nawet nie wiesz jak Cię rozumiem... czytając Ciebie jakbym czytała o własnym życiu, a raczej tym okresie, który trwa właśnie u Ciebie i u mnie... pewnie nie jesteśmy jedyne... też myślę, że jestem żałosna, w kółko to samo, żadnych zmian, ciągle depresją i stan wegetacji... brak motywacji, brak chęci do zrobienia czegokolwiek... są ludzie, z którymi można wyjść, są ludzie z którymi można porozmawiać... co z tego? jak brakuje zupełnie czegoś innego prawda? ludzie pomagają, ale nie przywrócą nam minionego czasu, nie ukoją bólu porzucenia, nie wymażą miłości i wspomnień.... Ja też nigdy nie byłam sama, tyle, ze mój najpoważniejszy i najdłuższy związek to związek z nim...14 lat...połowę mojego życia... doskonale Cię rozumiem, doskonalę rozumiem jak to jest walczyć z każdym dniem a cała noszona w sobie miłość do niego jest tylko udręką, która nie pozwala nam żyć... Płacz - towarzysz każdej nocy, ból i cierpienie - najlepsi przyjaciele, poczucie odrzucenia - nieodłączny punkt każdego dnia.... A jego cień jak połowa mnie samej....
Ja też walczę, Ty też musisz... Musimy, a że to ciężkie każdy tu o tym wie...
Ja dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłam ich wspólne zdjęcie.... I walczę, znowu, jak co dzień, jak co noc... z myślami i całą tą resztą, która nie chce mnie opuścić tak jak zrobił to on 2 miesiące temu...
Nie jesteś sama, choć samotna... Walcz, ja też będę...
Też jak czytam Ciebie, to wydaję mi się że czytam o sobie. Nawet imię mamy tak samo. I nie wiem dlaczego jak myślę o Twojej sytuacji to mam wewnętrzna pewność, że Ci się poukłada. Ja ciągle mam wrażenie ze jescze troszkę i wezmę się w garść. Tylko jakoś na razie nie wychodzi, ale będę walczyć i trzymać kciuki za siebie i za Ciebie. Dzięki Magda
Dziękuję alex27 za Twoją pewność wewnętrzną, bo ja za siebie pewna nie jestem... na chwilę obecną nie potrafię poukładać sobie w głowie, że ta sytuacja minie, że wrócą dobre chwile, że słońce mnie kiedyś obudzi i zobaczę, że jest jednak ten lepszy świat, że pora zamknąć drzwi za tym co mnie spotkało i zacząć to nowe życie... Nie potrafię wyobrazić sobie jeszcze życia bez niego, mieszkania bez niego, świąt, urodzin, nawet zwykłego dnia... od dwóch miesięcy żyję sama, a jednak umysł wypiera fakty i nadzieja utrudnia porzucenie starego życia.... I choć już dużo trudnych chwil i dni mam za sobą, a teraz już coraz częściej potrafię chwilami dawać radę, to wiem, że czas jeszcze długo będzie mi potrzebny aby na całego wziąć się w garść... ale to mój czas... I twój... Ja wiem, że trzeba się otrząsnąć, ale nikt nie powiedział ile czasu potrzeba na wyleczenie... tylko trzeba wierzyć, choć to też jest trudne, jak wszystko teraz jest jest trudne... Tylko my wszyscy tutaj wiemy co znaczy żyć z taką miłością i walczyć o każdy dzień... Powodzenia alex27, powodzenia Magda wczoraj szamanka powiedziała, że my MAGDY na trupach gadów wyrośniemy... czy coś takiego, ale sens podobny...
Więc my Magdy damy radę prawda?
U mnie troszke inaczej dzien wyglada i tez sa dolki, milosc i nienawisc w jeden osobie czy tak sprzeczne uczucia moga byc do jednej osoby... moga i w tej sytuacji jest. Kazdy kaze olac nie zawracac sobie nim glowy, a tak sie nie da. Czasami mysle ze gdybym w ciazy nie byla to szybciej bym sie ogarnela bo praca i malo czasu na myslenie... moze i....
Na odchodne uslyszalam ze za swoje bledy trzeba ponosic konsekwencje i ja za ten blad ponosze a on.... wydaje sie ze nie. Ma prace ma nowa pania swojego serca ma wszystko.
Ja mam siebie, dzieci rodzicow i przeraza mnie sytuacja finansowa czasami jak dam rade sama.
Gdzies licze ze i moze on kiedys zobaczy jak to jest.. zludna nadzieja ale wtedy ani nie bedzie wspolczucia ani niczego innego.
Magda nie wiem gdzie widzialas ich zdjecie wspolne, ja najpierw usunelam go ze znajomych, a pozniej usunelam konto na facebooku i na nk. Nie tesknie a nie mam mozliwosc zobaczenia jego i jej zdjec.
Minionego czasu nic nie przywróci,tak już ktoś ten świat urządził.Można tylko zachować miłe wspomnienia,ale każdy dzień,w którym rano otwieramy oczy,jest inny.Nawet jak go zaplanujemy,zawsze jest jakiś margines przypadku.
A życie o którym mówicie,to utracone...Dawne...Może lepiej zacząć myśleć,że to było wczoraj,a jutro jest takie jak chcemy.Nie ma złotego środka na ból i rozpacz,gdyby taki był,nie byłoby tego forum,nie ma Ludzi ze stali,każdego można złamać.Czasami chciałam przespać ten najgorszy czas tęsknoty,obudzić sie po wszystkim.Tylko,że tego jeszcze nikt nie dokonał.
Możecie tylko powolutku zacząć cieszyć sie każdym nadchodzącym dniem,szukać małych przyjemności.
Czas - sprzymierzeniec, lecz nie cudotwórca.... Z wspomnieniami trzeba nauczyć się żyć... Spojrzeć na nie inaczej, może trochę z boku, jak na miniony okres życia... Zamknąć drzwi za tym co sprawiło taki zawód, ból i cierpienie... Okiełznać tęsknotę za życiem które minęło... Żyć... Banał, a jakie trudne...
Miniony czas... a może to za nim ta największa tęsknota i za kochaną osobą, która jest jak ten miniony czas...nie wróci...
Bo "po" już wszystko jest inaczej...
Czy razem, czy osobno - minionego czasu nikt nie przywróci...
Więc tęsknota tak wielka, bo niezaprzeczalna świadomość bezpowrotnej utraty tego co było i tego kim byliśmy...
Wszystko się zmienia, wszystkich to zmienia, najpierw zwala z nóg, a potem buduje w siłę... Byle tylko znowu nauczyć się ufać, na nowo nauczyć się kochać, na nowo nauczyć się żyć i już nigdy nie dać się skrzywdzić...
Magda,tęsknimy za minionym czasem za wspomnieniem ,to przysparza ból.....ale to minie.Przyjdzie moment w Twoim życiu ,że przestaniesz do tego wracać tylko na to potrzeba czasu......Kiedyś obudzisz się z tego złego snu i powiesz co mnie to wszystko obchodziTego Tobie życzę z całego serca.....
Magda, wspomnien na siłe z głowy nie wygonisz, one tam beda dopoki same sie nie wypala...trzeba nauczyc sie z nimi zyc.Sprobuj myślec o tym co masz, a nie o tym co straciłas, o tym co bedziesz robic jutro, a nie o tym co robilas ze zdrajca....Magda, jestes młoda, masz prace, pisałas gdzies ze bez problemu mozesz sie sama utrzymac....to jest bardzo duzo, bo mozesz robic co tylko zechcesz..mozesz spelniac kazda najmniejsza zachcianke i kazde szalenstwo.....teraz to wszystko Cie nie przekonuje, nie masz ochoty na zadne szalenstwa, ale to sie juz niedlugo zmieni....pomysl, ze sa kobiety, ktore drajca zostawil w gorszej sytuacji....ja zostałam sama z malutkim dzieckiem, w wynajetym mieszkaniu, czasami przez kilka dni nawet nie mam z kim porozmawiac. to jest okropna samotnosc.........nie moge znalezc pracy, bo kobieta samotna z dzieckiem jest tak naprawde pod tym zwgledem na straconej pozycji, mam nawet problem z zapewnieniem opieki nad moja corka na jeden wieczor, kiedy chcialabym wyjsc, wiec siedze sama wieczorami, bede sama w swieta , bede sama w sylwestra.....a Ty mozesz wszystko....o tym pomysl...jestes sama, ale masz milion mozliwosci...zapelnij sobie dzien tak, zeby nie myslec....ja wiem, ze Ci sie nie chce, bo nic nie m sensu...ale wystarczy zaczac, a pozniej wszystko juz samo sie potoczy.
alicjanna - tak wiem, wszystko to wiem co piszesz... wiem, ze mam komfort, że mam dobrą pracę i nie jestem finansowo od niego uzależniona... może nie są to jakieś ogromne pieniądze, ale moje własne... teraz sprzedajemy mieszkanie, więc może za jakiś czas będę też mogła pomyśleć o własnym tylko moim mieszkanku... to za jakiś czas....
Wiem, że praca, którą mam jest dla mnie ratunkiem, potrafię uciec w pracę i nie myśleć o nim... I lubię to, bo to jedyna rzecz oprócz rodziny i przyjaciół, która została mi z tego mojego starego życia...
Wiem, że mogłam skończyć dużo gorzej, że moja sytuacja mogłaby być dużo gorsza, ale dla mnie i tak jest najgorsza, bo jeszcze nie widzę żadnych dobrych stron tego, że skończyło się moje małżeństwo... Dwa miesiące minęły, wiem, ze już czuję się lepiej niż na początku, że minął szok, ale ciągle ciężko... I wiem, ze często użalam się nad sobą, ale wiem, że i to minie... Za jakiś czas dla mnie musi też zaświecić słońce... A on? to dalej wielka nieodgadniona zagadka, wysyła sprzeczne sygnały, ale mimo to zaczynam pomału odzyskiwać spokój, oby tak dalej....
Magda, naprawdę nie widzisz ani jednego, nawet najbardziej banalnego, plusika, w tym, że jesteś sama?
Ja zaczęłam od tego, że; 1. mogę słuchać głosno muzyki i 2. że mogę malować paznokcie w duzym pokoju (eks przeszkadzał zapach Później tych plusów przybywało, przybywało i qurcze, nadal przybywa...
Czasami jak Cię czytam, to paradoksalnie zazdroszczę, że można się w partnerze i byciu z nim, aż tak zatracić...mnie nie było to dane aż w takim stanie, i naprawdę jestem pod wrażeniem.
Alicjanna, mądrze gadasz kobieto, wina Ci polać dobrego!
It's times like these I learn to live again;
it's times like these I give and give again;
it's times like these I learn to love again
Magdaleno
Wszystko jest po coś. Przynajmniej w moim życiu. A jeśli teraz nie wiem po co, to nie znaczy, że nigdy się tego nie dowiem. A jak się dowiem, to wówczas już będę rozumiała, że tak właśnie miało być i to było dla mnie dobre, choć kiedyś wydawało mi się złe.
r12; Marta Fox
Święta Rito od Rzeczy Niemożliwych
i jeszcze to
Nie można żyć światem, który stworzyła nasza wyobraźnia. To, co kochamy w drugim człowieku, jest często również wytworem naszej wyobraźni.
r12; Marta Fox
Święta Rito od Rzeczy Niemożliwych
magda zyj po prostu, po swojemu i tak jak Ty tego chcesz, bo swiat sie nie zatrzymał i na Ciebie nie czeka.Swiat wrecz przyspiesza w takich sytuacjach, a my musimy go gonic, nawet jezeli dostajemy zadyszki....bo za jakis czas mozesz sobie pomyslec, ze to co mialas( masz teraz) to bylo tak naprawde to czego potrzebowalas..ale przegapilas szanse....idz na spacer, popatrz zyczliwie na ludzi, zmarznij, a potem wroc do domu, wypij goraca herbate, usiadz i pomysl sobie, " ciekawe co bedzie jutro, ciekawe co na mnie jeszcze w zyciu czeka".To co jest teraz minie, to co czujesz minie, ale zanim minie musisz z tym bolem zyc,musisz usmiechac sie pomimo tego, ze serce boli....az pewnego dnia przestanie juz nic nigdy nie bedzie takie jak było, nawet nastepna milosc nie bedzie taka sama...ale to jest jedna z tych rzeczy na ktora wplywu nie mamy, wiec musimy ja po prostu zaakceptowac....musimy, bo zwyczajnie nie mamy wyboru.to sie po prostu dzieje i tyle.
dziękuję dziewczyny...
staram się słuchać rad, bardzo ważne jest dla mnie to co piszecie, zawsze to wszystko czytam kilka razy, żeby w końcu w to wszystko uwierzyć...
Ale dla mnie to wszystko jest chyba za trudne...
Dla mnie chyba to za wiele...
Ja chyba po prostu tego nie potrafię znieść...
I ja najzwyczajniej w świecie od 2 miesięcy po prostu nie daję rady...
Staram się...
Jestem za słaba...
Tak bym chciała, żeby to już przeszło, chciałabym tu wejść któregoś dnia i po prostu napisać, że miałam udany dzień, ze widzę dla siebie nadzieję, że wierzę, że dam radę...
Jak tylko promyk nadziei pojawi się na horyzoncie to upadam jeszcze niżej, a wydawałoby się, że gorzej być nie może...
Jak widzę, że może dam radę to zaraz mój świat wali się na nowo..
A ja nie wiem jak ja chcę żyć po swojemu, nie wiem co to znaczy po swojemu, nie wiem jak...
I doskonale zdaję sobie sprawę, że świat się nie zatrzymał i na mnie nie czeka, ta świadomość to jak presja...Życie przelatuje mi między palcami a u mnie brak woli i chęci aby temu zapobiec jest z dnia na dzień coraz mniejsza....Może być coś mniejsze od zera? może...