Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Jeszcze raz napisze: a to czym jest dobro malzonka to inną sprawa...
Powiedzmy, że każdy się troszczy o swoje dobre...mogę tez pragnąć czyjegoś...co w tym dziwnego..
Pytasz czy gdy chce być modliszka to czy to jej dobro...odpowiem Ci...to jej wybór...Ale ja zgodnie z przysięganą uczciwoscią małżeńską zakomunikuje jej że widzę to inaczej...zakomunikuje że nie pozwole odgryźć sobie łba...zakomunikuje że nie będę frajerem...co z tym zrobi jej sprawa...Ale nie pozwolę się podgryzac bo będę jąwzmacniał....odejdę i tu jest moje dobro...widziane z mojej perspektywy...jej dobro widziane z mojej perspektywy to też właśnie moje odejście....może się zastanowi dlaczego odszedł...
Zadam inne pytanie...A gdyby chciała być mordercą to jest to jej dobro czy nie...mam reagować czy nie....
Gdy będzie chciała podgryzac innego...czy zareaguje....nie wiem...może nie...moze mam za mało milosci do nowo podgryzanego...A moje dobro nie jest zagrożone....Ale gdy będzie kogoś zabijać to zapewne zareaguje...a przecież hipotetycznie chce być morderczynia....
Ja wiem że każdy ma być odpowiedzialny za siebie...czy to prymitywne że czasem ściągamy z kogoś odpowiedzialność...to zależy od wyobraźni, intencji, intelektu, itp....trzeba tylko dokładnie patrzeć nawet na te prymitywne reakcje...może czasem są bardziej skuteczne...
Jak prosta baba podpieprzy męża na pllicje że wsiada pijany za kierownice...to z sciaga zniego odpowiedzialnosc czy nie....co nia kieruje...itp
A jak inteligenta kobieta dajaca wolnosc...niezdejmujaca odpowiedzialności pozwala podpitemu mężowi jechać czy płynąć to zawsze jest to lepsze....
Z resztą nieważne....
Miłego weekendu
Otóż doszedłem, dowiedziałem się o tym czym jest miłość, po latach zdrady jaką zafundowałem sobie i mojej rodzinie ..... i pewnym momencie, kiedy dostałem porządne jebnięcie w głowę i zacząłem myśleć głową, a nie ...
Nie dowiedziałeś się o tym czym jest miłość, to jest więcej niż pewne, bo to na pewno nie jest kodeks powierzchowności. Nawet lekko nie dotykasz istoty rzeczy. Widok zachowań zakochanej pary i próba odtwarzania tego nie sprawi, że się zakochasz. Co najwyżej możesz nabrać nawyków na pokaz, więc to gra pozorów, do filmu o miłości wystarczy
Bezrozumne wpadanie ze skrajności w skrajności nigdy dobrze się nie kończy :niemoc
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Zadam inne pytanie...A gdyby chciała być mordercą to jest to jej dobro czy nie...mam reagować czy nie....
A co ma do rzeczy Twoje reakcja? Jak będzie chciała zabić, czy zdradzać, to to zrobi.
Wyjściową jest dobro ogólne, w naszym kręgu kulturowym, to sławetne pierwsze przykazanie miłości, które mówi w sumie o wyjściu z egoizmu i o tym, że Twoje dobro jest zależne od harmonii ogólnej/dobra ogólnego.
Kluczem jest umiejętne stawianie własnych granic, a nie narzucanie drugiej osobie tego co jest dla niej dobre. Bo skąd Ty wiesz co jest dla niej dobre? Bo coś Ci się wydaje?
Równie dobrze drogą modliszki, jest jej potrzeba pełnego doświadczenie tej "modliszkowatości".
Kochasz, to ofiarowujesz i nie czekasz, nie liczysz, na zwrot. Dajesz, bo masz i chcesz kogoś obdarować. Masz czyste intencje. Nie wchodzisz w żadne stęchłe altruizmy, podbudowane sprytnie ukrytym egoizmem.
Jej potrzeba, jej problem , nie musisz w tym współuczestniczyć, tym bardziej, jeśli to narusza Twoje granice. Ofiarujesz, kiedy uznajesz za słuszne, kiedy chcesz się czymś dzielić, bez oczekiwania zwrotu.
Post doklejony:
Jeśli jej potrzeba stoi z niezgodzie z dobrem ogólnym ( w tym i Twoim) , to czyj to jest problem? Ogółu, Twój, czy jej? W znaczeniu, kto jest władny go rozwiązać? Kto jest władny rozwiązać i wejrzeć w krynice tego problemu?
Jak można lepiej pomóc, niż przez postawienie granic dla zła i niezgody na nie?
Gdzie postawienie granic, nie jest rozwiązywaniem problemu za kogoś, bo nawet nie masz takiej mocy.
Chcesz za kogoś żyć,myśleć i sprytnie go ustawiać pod własne potrzeby?
Czy to ze piszę na tym forum, stwierdzam i zadaje pytanie a Ty mi odpowiadasz czy to jest "jakaś tam" relacja??
Jeżeli tak to czy narzucasz mi swoje zdanie?? czy wyrażasz opinie??Czy po prostu komunikujesz mi to co myślisz???
W tym rzecz amor, że ja doskonale wiem że być może mi się zdaje. Doskonale wiem że być może Eisteinowi się zdawało, że Tesli się zdawało , że Biskupom i papieżowi się wydajeitp.
Nie narzucam nikomu nic. Komunikuję...niech kazdy robi z tym co chce...
Czy ogół ma się troszczyć o dobro ogółu??Więc czym jest ten ogół??Czy nie wszyscy jesteśmy fragmentami ogółu??Mamy ustalone przez ogół prawa respektować?Czy wyrażanie na temat ogółu i fragmentów ogółu opinie są łamaniem praw ustalonych. Czy też każdy z Nas może traktować się jako fragment ogółu??
Czy moje, twoje dobro nie jest dobrem ogółu...??
Staram się nie odnosić do Boga i wiary.Choć tak jestem wierzacy. I też pojmuję boga jako dobro, jako prawdę, jako nadzieję, jako miłość, jako siłę, jako energię...
Jak walczysz z czymś ciężkim...jak znajdujesz na to siłę...jak znajdujesz energię to jesteś właśnie"blisko kogoś"....czy to prymitywne postrzeganie...nie wiem...nie narzucam nikomu zdania...nigdy nikogo do niczego nie zmuszam...komunikuję....stawiam granice...obdarowuję energią i czasem...obdarowuję zasobami jakie mam, również tymi intelektualnymi...ktoś nie chce, to nie zmuszam...zasoby mam jakie mam
Ale tak postrzegam miłość...Już to kiedyś pisałem...Pragnę swojego dobra...normalka....ale pragnę też dobra innych...Miłość jaką mam w sobie do żony i dzieci jest pełna zaangażowania...miłość jaką mam do rodziców, sióstr, brata przyjaciół również jest przepełniona zaangażowaniem...Z miłością do reszty świata jest gorzej...Staram/staramy się robić co możemy ale nie jestem aż tak rozwinięty..Nie jestem jak JCh. Daleko mi...widzę co się dzieje w Jemenie...jakie choróbska dręczą tych najsłabszych....pewnie powinienem robić więcej...bo zgadzam się z Tobą : Wyjściową jest dobro ogólne....
Ale staram się bliskim nic nie narzucać....Komunikuję..stawiam granice...Czasem zdejmuję odpowiedzialność...Czasem też wyręczam...czy to wynika z egoizmu??wydaje mi się, że nie zawsze.....Czasem to mi się wydaję najrozsądniejsza droga...Przy całej świadomości że mi się wydaję...Każdy też może odciąć się ode mnie...Nie upalowałem nikogo...Nie prowokuję, a na prawde reaguję sppokojnie...
Pytasz czy jej potrzeba stoi z dobrem ogółu kto może to rozwiązać??
Więc zapytam i ja: a czy jakiekolwiek działanie będzie działaniem w ramach relacji:Ja - Ona - Ogół??Więc kto...Kto ma zwracać uwagę na działania w relacji??
Amor - nie narzucasz mi swojego zdania...ale też nie odcinasz się...zakładając że piszę źle i niemądrze to odpowiadając stawiasz granice dla zła i reagujesz tak by twoje granice dobra ogółu nie zostały przekroczone....
Zwróć tylko uwagę na to że działasz też w ramach relacji amor-msz...komunikujesz...czy chcesz czy nie dbasz o moje dobro, bądź dobro ogółu którego fragmentem jestem...oczywiście tak jak i Mi, Eisteinowi i Teasli, tak i Tobie dobro moje, bądź ogółu obsadzone jest w "wydawaniu się"...
Jeżeli przyjmiemy, że każdy ma dbać tylko o swoje dobro to powinienem mieć w dupie WOŚP, Siepomaga, schronisko, potrzeby żony, dzieci, przyjaciół...Przecież muszę zobaczyć gdzie leży czyjeś dobro, jeżeli zadziałać....może to prymitywne myślenie...trudno...zawsze można się ode mnie odciąć...choć uczciwie Tobie powiem, że nie chciałbym Cię stracić w ramach "jakiejś tam " relacji..
Hej
Staram się nie odnosić do Boga i wiary.Choć tak jestem wierzacy. I też pojmuję boga jako dobro, jako prawdę, jako nadzieję, jako miłość, jako siłę, jako energię...
Ad religii.
Wszyscy mówią o tym, że Bóg jest Miłością, tylko jak zadasz pytanie, czym jest ta miłość, to następuje bełkot (to co Yorik wyżej nazwał i określił powierzchownością) lub głucha cisza. Lub, co zabawniejsze, personifikowanie Boga, a tym samym odzieranie z duchowości i umniejszanie przez nadanie cech ludzkich i mierzenie Go ludzka miarą. Przez nadanie np ludzkich ułomnych cech. Jednak wielu deklaruje się jako wierzących, oki. Tylko wierzących w co konkretnie? W puste , martwe pojęcie "Boga"?
Nie, nie ma żadnego dziadka z brodą siedzącego w chmurkach, i to już jako ludzie współcześni wiemy. Zakładając więc, że Chrystus był Mesjaszem i osobą oświeconą,a więc znającą odpowiedzi na pytania, na który my jeszcze długo ich nie poznamy, bo takie poznanie nie jest nam dostępne, to o czym on mówił ? W sumie nie on spersonifikował i zawęził tym samym pojmowanie Boga. A i sama miłość, jest jednym z atrybutów.
Czy Ty i ja tworzymy między sobą jakąś relację? Pewnie tak, nie mniej moja wypowiedz miała dotyczyć merytoryki tego wątku. Niepotrzebnie odbierasz ją osobiście, posłużyłam się tylko Twoim tekstem, by odnieść się do tego co napisał yrg. Dlatego nad cytatem nie umieszczałam Twojego nicku.
Cytat
oczywiście tak jak i Mi, Eisteinowi i Teasli, tak i Tobie dobro moje, bądź ogółu obsadzone jest w "wydawaniu się"...
Poza naszymi zawężonymi przekonaniami, istnieje jeszcze konkretna empiryczna wiedza, zbadana przez ludzkość i w miarę jasno określona.
I dla nas chyba wszystkich byłby najlepiej, abyśmy opierali się na tym co zbadane, cała reszta to baza do poszukiwań, może dla przyszłych pokoleń.
To co zrobiłam, to zanegowałam to powierzchowne pojmowanie, bo przy takich problemach jak zdrada, ono nie pomaga ludziom znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania i wyjście z odczuwania tej przerażającej pustki i bólu. I tym samym wyjść z problemu. A wręcz tworzy ogromny mętlik, bo powstaje potężny rozjazd, między powierzchownymi przekonaniami, a tym co odczuwalne i rzeczywiste.
Mówiąc o tym pierwszym przykazaniu odniosłam się co do zasady. To, jak ją jako człowiek wierzący, wykorzystujesz w swoim co dziennym życiu i jak często korzystasz z niej w rozwiązywaniu problemów, na ile widzisz potwierdzenia dla jej działania (co umacnia Twoją wiarę i daje Ci potwierdzenia) jest Twoja indywidualną sprawą i nie mi to oceniać.
Odniosłam się do kwestii spójności i szeregowania wiedzy. Samo twierdzenie "może tak, a może nie", "może tak, a może siak", co ma konkretnie komunikować osobie kompletnie rozbitej po zdradzie?
Cytat
Staram/staramy się robić co możemy ale nie jestem aż tak rozwinięty..Nie jestem jak JCh. Daleko mi...widzę co się dzieje w Jemenie...jakie choróbska dręczą tych najsłabszych....pewnie powinienem robić więcej...bo zgadzam się z Tobą : Wyjściową jest dobro ogólne....
No i do sedna. Dlaczego znów robienie czegoś za kogoś, stawiasz w kategoriach dobra ogólnego?
Co ma yrgowi dać wchodzenie teraz w altruizm, jak pełen jest lęku o swój własny tyłek, do tego stopnia, że wręcz wchodzi w infantylność i zakłamanie, jak to ładnie nazwał i określił Yorik w to "odtwarzanie zachowań"?
przecież gość czuje strach przed utratą, a nie miłość
Post doklejony:
p.s. msz
Cytat
Jeżeli przyjmiemy, że każdy ma dbać tylko o swoje dobro to powinienem mieć w dupie WOŚP, Siepomaga, schronisko, potrzeby żony, dzieci, przyjaciół...Przecież muszę zobaczyć gdzie leży czyjeś dobro, jeżeli zadziałać....może to prymitywne myślenie...trudno...zawsze można się ode mnie odciąć...choć uczciwie Tobie powiem, że nie chciałbym Cię stracić w ramach "jakiejś tam " relacji..
Ja nie mam najmniejszej potrzeby, czy ochoty, aby Cię odrzucać. Ot luźno sobie tutaj dyskutujemy na pewne tematy, tylko tyle. Niepotrzebnie obawiasz się takich ocen, czy działań z mojej strony.
A wracając to cytatu. To chciałam podkreślić na jego przykładzie, że moja wypowiedź dotyczyła naszych codziennych wyborów, tego jak odróżniać dobro od zła, biorąc pod uwagę relatywizację, a nie pokazowych powierzchownych działań altruistycznych na rzecz społeczeństwa.
Yrg...napisał, że jak jedna strona zdradza to druga walczy, idzie jak taran itp(sorry za niepelny cytat phone)...w mojej ocenie taka walka to wzmacnianie,bezsensowne, nieskuteczne, dożywianie modliszki...ot to tyle...to bylo dla yrg....
Odnosnie zdejmowania odpowiedzialnosci: mąż zdradził żonę...chce odejść do nowej dziuni...jest powiedzmy omamiany..małżonkowie dotychczas wynajmowali mieszkanie Ale na wspolnym koncie jest ich wspólny milion zlotych....zona jest emocjonalnie bardziej ogarnieta....ma pojecie o tym jak zbudowany jest swiat...chcąc odkryć zdradę zainstalowala szpiega na phone...odkrywa rozmowy by maz czympredzej wzial swoje pol miliona i kupil mieszkanie na dziunie....omamiony cyckami, ochami, lodami maz chce swoje pol miliona....zona wie ze to idiotyzm....czy warto wtedy przeciagac w czasie podzial kasy az mezowi mozg wroci na miejsce???? Czy wogole warto coś tłumaczyć....czy lepiej dac kase i już....
W mojej ocenie to kwestia wyobraźni żony co do być może powrotu, kwestia sumienia Ale mimo wszystko zdjęcie odpowiedzialności...
Nie namawiam tez nikogo do aktruizmu itp...nie namawiam nikogo do robienia czegoś za kogoś....przepraszam tez że wymieniłem wosp wspomaga..źle to wyszło...Ale zrozum jedno....
Jeżeli nawet czasem kogoś wyreczam to nie robię tego za kogoś....ja to robię za siebie....może nawet dla siebie....mam granicę sumienia takie jakie mam....to tez sa granicę..
Ale masz rację....rozmowa o ltruizmie i zdejmowania odpowiedzialności jest tu bez sensu...
Bez odbioru
Post doklejony:
P.s...wiemz że to luźna gadka....wiem tez że nie łatwo Ciebie takim pisaniem zranić, dotknąć itp..A właśnie odnośnie codziennych wyborów....to właśnie ja tam widzę najwięcej miłości...w tych zwykłych prostych uczynkach, w tej codzienności...w scrabllach, łyżwach, kawie j pizzy, masażach, pytaniach co w pracy, a wybory....fakt każdy odpowiada za swoje...Ale zdejmowania odpowiedzialności tez jest naszym wyborem...trzeba być tego świadomym....
Miłej nocy...
Yrg....życzę rozsądku przy dokonywaniu codziennych wyborów....
Yrg...napisał, że jak jedna strona zdradza to druga walczy, idzie jak taran itp(sorry za niepelny cytat phone)...w mojej ocenie taka walka to wzmacnianie,bezsensowne, nieskuteczne, dożywianie modliszki...ot to tyle...to bylo dla yrg....
Wiesz czemu tak nie napisałeś tylko skaczesz jak królik na polowaniu? W międzyczasie nawet w Jemenie byłeś
Brak koncentracji oprócz tej na sobie i gonitwa myśli z gubieniem wątku to może być przemęczenie, nieleczona nadczynność tarczycy ale też zapowiedź czegoś poważniejszego co skutecznie utrudni życie. Nie chcę straszyć a uczulić każdego jeśli po zdradzie czy jakimś innym przeżyciu gonitwa myśli dłużej się utrzymuje; oczywiście po wykluczeniu, że niektóre kobiety z natury tak mają
Edytowane przez Yorik dnia 01.02.2020 01:39:26
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Odnosnie zdejmowania odpowiedzialnosci: mąż zdradził żonę...chce odejść do nowej dziuni...jest powiedzmy omamiany..małżonkowie dotychczas wynajmowali mieszkanie Ale na wspolnym koncie jest ich wspólny milion zlotych....zona jest emocjonalnie bardziej ogarnieta....ma pojecie o tym jak zbudowany jest swiat...chcąc odkryć zdradę zainstalowala szpiega na phone...odkrywa rozmowy by maz czympredzej wzial swoje pol miliona i kupil mieszkanie na dziunie....omamiony cyckami, ochami, lodami maz chce swoje pol miliona....zona wie ze to idiotyzm....czy warto wtedy przeciagac w czasie podzial kasy az mezowi mozg wroci na miejsce???? Czy wogole warto coś tłumaczyć....czy lepiej dac kase i już....
W mojej ocenie to kwestia wyobraźni żony co do być może powrotu, kwestia sumienia Ale mimo wszystko zdjęcie odpowiedzialności...
uczciwy podział wspólnego dorobku, jak okoliczności nie stanowią inaczej, to 50/50;
zadaniem osoby po zdradzie, jest wsłuchanie się głębokie w siebie i podjęcie decyzji, czy chce nadal walczyć i jest o co, czy nie ma podstaw do walki i lepiej spokojnie odpuścić;
sam podział majątku, jest w tym wszystkim najmniej ważny i wtórny, drugorzędny;
posiadanie miliona na koncie nie stanowi przecież, w takiej sytuacji, istoty rzeczy;
Cytat
A właśnie odnośnie codziennych wyborów....to właśnie ja tam widzę najwięcej miłości...w tych zwykłych prostych uczynkach, w tej codzienności...w scrabllach, łyżwach, kawie j pizzy, masażach, pytaniach co w pracy,
piszesz o działaniach, które z wyborów wynikają;
ja pisałam o kwestiach w których wybór, przez wzgląd na relatywizację przykładowo dobra, nie jest oczywistym i jednoznacznym;
przy bardzo prostolinijnym postrzeganiu, coś z pozoru dobre, może być jednocześnie czystym złem w swojej istocie;
stąd nawiązałam do intencji;
czy ma szanse związek budowany na nowo (po zdradzie, a właściwie dwóch zdradach), na takich podstawach jak lęk przed stratą, poczucie winy, manipulacje, życzeniowość, tworzenie nowych uwikłań, czy nowych zależności, a tym samym trwanie w złudzeniach ?
nie
bo to jest rzezanie tej samej choroby, która do rozpadu relacji doprowadziła
Post doklejony:
fajnie, że yrg się stara i podejmuje pozytywne działania, ale to za mało by odbudować w pełni wartościową relację i miłość w związku
Post doklejony:
yrg
Cytat
Można zastosować tzw mądrą miłość.
1. Komunikujesz Mu, czego absolutnie nie akceptujesz np: nie oglądasz dup, nie masturbujesz się, nie smsujesz z dupami itp.
2. Mówisz jasno: jak Cię raz przyłapię - pozew o separacje małżeńską wnoszę (nie rozwód).
3. Jak przyłapiesz - działasz -, czyli to co obiecałaś wnosisz pozew o separację, będzie lament trudno, działasz
4. Twój mąż dostaje młotem Tora w łeb i zaczyna myśleć wreszcie tym co trzeba w małżeństwie
- UWAGA! - bez ponoszenia konsekwencji Twój maż będzie robił tak dalej, dlaczego, ano dlatego bo mu to sprawia przyjemność i ma w d ... , resztę, nie ważne co mówi jasne?
gdzie Ty w tych podpunktach mądrą miłość widzisz?
wymuszanie zachowań na kimś, nie jest żadnym ponoszeniem konsekwencji;
Cytat
Schemat działania Twojego męża jest zapewne podobny do mojego (na szczęście, dzięki pomocy, już wyleczyłem się z tego)
Prosty schemacik - zaczyna się od: strony porno, mastarbucaj, komunikatory, fantazje na stronach z prostytutkami, GOGO, i to wystarczy już zdrada dokonała się w sercu, teraz wystarczy tylko sposobność i zdrada fizyczna gotowa
tutaj na zetce mamy też świadomość takich schematów, jak wchodzenie zdradzających w zakłamanie i infantylizację, zamiast wyjścia rzeczywistego z problemu;
kto i gdzie Cię leczył? czy dobrze rozumie, że z seksoholizmu? jakaś religijna grupa wsparcia?
Oglądasz Pornola czeka Cię Młot Tora,
Jedna Masturbacja i jest Separacja,
Gdy smsujesz, jutro krwią plujesz,
Aż w końcu zrozumiesz, że nie masz wyjścia
i musisz mnie kochać mądrze, czule, ofiarnie i bezinteresownie
Różne są te religijne grupy wsparcia, ale to bardziej wygląda na AA, gdzie ucieczki trzeba ukrócić wymuszając czy siłą narzucając pożądane zachowania a potem pilnować. Tylko czy to rola małżonka? Czy zamiana uzależnienia na wymuszone uzależnienie od kogoś ma coś z miłością wspólnego ?
Post doklejony:
W ten sposób można kogoś na siłę zatrzymać, może nawet i usidlić na całe życie, szantażując, manipulując i odcinając od możliwości samodzielnego wyboru i liczyć na to że ktoś z braku lepszych opcji się przynajmniej powierzchownie dostosuje. Tylko jaką ma to wartość i co ma z miłością wspólnego? Są oczywiście sytuacje, gdzie się to opłaci, ale nie jest do tego potrzebne zakłamanie i głoszenie wszem i wobec górnolotnych dyrdymałów wzbudzających politowanie.
Kwestia wyboru partnera. Nie ma możliwości bezinteresownego wyboru partnera za to, że ktoś istnieje. Zawsze muszą to być konkretne korzyści, nie istotne czy świadome czy nie. Zawsze jest to najlepsza dostępna opcja na czas poszukiwania (świadomego czy nie). Nawet jak wybór jest świadomy na dany czas, za jakiś czas po weryfikacji może być inny. To kwestia jak bardzo świadomie ktoś dokonuje wyboru wiedząc dokładnie czego chce, sam może dać i czego oczekuje i nie łapie najłatwiejszej opcji z możliwych, która sama się napatoczy dając komuś jeszcze zakłamane złudzenie, że wiąże się na całe życie.
Kwestia parametrów wyboru. Jeśli to jest jedyna dostępna i chętna opcja z możliwych od dłuższego czasu na daną chwilę (z braku laku dobry i kit), ogromny kompromis na starcie, gdzie ktoś sam siebie musi przekonywać, że na nikogo lepszego go nie stać, wybór tylko na podstawie swoich wyobrażeń wyssanych z palca bez żadnego pokrycia, jedyna w danym czasie dostępna możliwość zaspokojenia seksualnego, to przy najbliższej okazji pojawienia się nowych możliwości zaspokojenia potrzeb brane są pod uwagę te same parametry i wybór jest łatwy. Np. jeśli jestem z kimś dla łatwego zaspokojenia seksualnego i płacę za to jakąś cenę zobowiązań bycia w związku, korzyści innych nie widząc, to w momencie pojawienia się możliwości wcześniej niedostępnej, która dodatkowo karmi nasze Ego wybór jest prosty.
Jest sens egoistycznie narzucać komuś, szantażować i wmawiać pasujące nam parametry wyboru nas, wmawiać komuś wartości, których sam ktoś nie widzi, pozbawiając samodzielnego myślenia i wyboru, kogoś, kto zgodnie ze swoimi przekonaniami, uczuciami, wiedzą i doświadczeniem już go dokonał? Kogo oszukujemy i chcemy uszczęśliwić na siłę, siebie czyimś kosztem czy kogoś? Czy to nie jest zafundowanie sobie jeszcze większego rozczarowania?
Można terapią wstrząsową kogoś obudzić, czasami to jedyna opcja, ale jeśli ktoś sam nie dokona świadomego wyboru mogąc odejść bez większych strat niż wspólne i nie do uniknięcia to mamy tylko interesownego lub zmanipulowanego niewolnika na którego nie można liczyć i nie ważne czy recytuje kodeks akwizytora miłości czy hammurabiego ;
Kwestia wyboru partnera. Nie ma możliwości bezinteresownego wyboru partnera za to, że ktoś istnieje. Zawsze muszą to być konkretne korzyści, nie istotne czy świadome czy nie. Zawsze jest to najlepsza dostępna opcja na czas poszukiwania (świadomego czy nie). Nawet jak wybór jest świadomy na dany czas, za jakiś czas po weryfikacji może być inny. To kwestia jak bardzo świadomie ktoś dokonuje wyboru wiedząc dokładnie czego chce, sam może dać i czego oczekuje i nie łapie najłatwiejszej opcji z możliwych, która sama się napatoczy dając komuś jeszcze zakłamane złudzenie, że wiąże się na całe życie.
nie ma ludzi doskonałych, więc i o doskonałe dopasowania trudno;
w zależności od doświadczeń, jakie stają na naszej drodze, albo nad tym pracujemy, albo dajemy sobie spokój, jeśli wysiłek jest daremny i nie ma odzewu z drugiej strony
yrg
bardzo sprytnie w tych punktach pomieszałeś stanowcze stawianie granic, wymuszenia i manipulacje, wraz z niezwykle umiejętnym pakowaniem drugiej strony w uzależnienie;
zobrazowałeś w nich niesamowicie przebiegłą grę między partnerami;
nie mój drogi, to nie Twoja partnerka jest odpowiedzialna za Twoje decyzje i nie ona jest od pilnowanie Ciebie, abyś wyszedł z nałogu;
od tego jesteś Ty sam! to ma być Twoja decyzja, a nie jej obowiązek, aby Cię pilnować i nadzorować; czynisz w ten sposób z życia drugiej osoby piekło; wykorzystujesz;
jesteś bezbronny względem nałogu? cóż..., to jest Twój wybór :niemoc
widocznie trwanie w uzależnieniu kochasz bardziej niż siebie :niemoc
yrg, jak nie kochasz siebie, to i nigdy nie pokochasz drugiej osoby, bo i jak miałbyś dzielić się z drugą osobą czymś, czego w sobie nie masz?
nie zapełnisz tej pustki budowaniem złudzeń i odtwarzaniem infantylnych zachowań; to nie jest żadne nawrócenie, nie wciskaj ludziom kitów;
sam się walnij tym Torem na otrzeźwienie, zamiast sprytnie wymuszać latanie za Tobą na partnerce
Ja nie wiem jak wygrać, ale wiem, że nie zamierzam przegrać.
Wiesz czemu tak nie napisałeś tylko skaczesz jak królik na polowaniu? W międzyczasie nawet w Jemenie byłeś
No nie da się ukryć..Faktycznie tak to wygląda....
Zmęczony jestem i jeszcze przez jakiś czas będe...mam nadzieje że ta gonitwa myśli to to...nie chciał by gdzieś kłopotów wyczarować
W zasadzie Yorik wszystko fajnie opisałeś w ostatniej wypowiedzi. Ciężko się z nią nie zgodzić...
Czasem tylko się zastanawiam, gdzie kończy się komunikowanie i dobre intencje a gdzie zaczyna się wymuszanie...??
Czy jasne zakomunikowanie: jak nie ......to.......zawsze jest szantażem pozbawionym sensu??i czy dotyczy tylko naszych potrzeb???czy nie może być nieegoistyczne??Nawet gdy nie występuje choroba, uzależnienie itp...
Przecież zainteresowany może powiedzieć NIE - czy to zmuszanie??
To już tak częściowo poza wątkiem yrg
Post doklejony:
oczywiście rozumiem też amor...i fakt, że mamy pilnować siebie, swoich granic i nie wiemy co w kim siedzi..."kim" ktoś chce być...ale czy to "wtrącanie" się zawsze jest obsadzone w egoiźmie??
>>Miłość to emocjonalne przeżywanie własnych wyobrażeń na temat kogoś a szczególnie siebie. To nic innego jak egocentryczna egzaltacja <<
Ktoś jest induktorem tych doznań ale to my przeżywamy i delektujemy się naszymi własnymi emocjami; Często są to skojarzenia z tym co znamy lub wyobrażenia tego co byśmy chcieli; Zatapiamy się w sobie, dlatego jest nam tak dobrze; Czemu miłość jest ślepa? bo silna koncentracja jest na naszych przyjemnych wyobrażeniach i wspomnieniach, tworzonej bajce, która daje przyjemne odczucie a mniej na tej osobie. Często kreujemy sobie coś czego nie ma na podstawie naginania tego co jest, by chciało pasować.
Czasem tylko się zastanawiam, gdzie kończy się komunikowanie i dobre intencje a gdzie zaczyna się wymuszanie...??
Jeśli ktoś zaczyna się nad tym zastanawiać, to już jest bardzo dobrze; To jest bardzo trudne dla wszystkich z prostego powodu - odruchowych instynktownych zachowań oraz tych jakie nam przekazano jako wzorce i reagujemy podświadomie by uzyskać jak najszybszą skuteczność dla siebie. Taka walka o podporządkowanie i dominację w stadzie. Rodzice szantażowali, manipulowali, narzucali, wymuszali to i my to robimy, bo to do pewnego momentu działa.
A kiedy narzucamy/ wymuszamy na kimś coś dla swoich korzyści? Wtedy gdy ktoś jest zmuszony robić coś czego nie chce (w ogóle czy w danej chwili) a jest do czegoś przymuszony. Przekraczamy wtedy czyjeś granice. Jesteśmy skuteczni, dominujemy. Jesteśmy zadowoleni z korzyści, zmieniamy kogoś pod siebie, naszą wygodę i oczekiwania czy wyobrażenia jak powinno być, twierdząc jeszcze często, że to dla czyjegoś dobra;
versus:
A kiedy ktoś narzuca/ wymusza nam coś dla swoich korzyści? Wtedy gdy jesteśmy zmuszeni robić coś czego nie chcemy (w ogóle czy w danej chwili) a jesteśmy do czegoś przymuszeni. Ktoś przekracza wtedy nasze granice.
Jeśli to się powtarza lub utrzymuje czujemy się tresowani, narasta żal i frustracja, tracimy troskę i czułość, wewnętrznie się odsuwamy udając, ze wszystko ok. Ktoś na siłę realizuje swoje oczekiwania nie szanując naszych potrzeb/nas. Jeśli ktoś to robi przez szantaże, manipulacje, stawianie przed faktami dokonanymi, wieczne stawianie ultimatów, lekceważenie, odrzucanie, tresowanie przez prowokacje, narzucanie i sztuczne wzbudzanie poczucia winy, to patologia, więc i początek końca.
Większość chce zmieniać innych, otoczenie ale nie siebie, bo sami są idealną wykładnią rzeczywistości. No może bez przesady, nie idealną, ale w każdej chwili mogą nią być, bo do korekty są tylko drobnostki
Cytat
Czy jasne zakomunikowanie: jak nie ......to.......zawsze jest szantażem pozbawionym sensu??i czy dotyczy tylko naszych potrzeb???czy nie może być nieegoistyczne??
szantaż nie jest pozbawiony sensu, bo zawsze dotyczy zaspokojenia naszych potrzeb altruizm to samo.
Cytat
Przecież zainteresowany może powiedzieć NIE - czy to zmuszanie??
Dość często nie ma to sensu, konfrontacje i kłótnie z byle powodu bo kogoś celem życia jest innych nie szanować, odrzucać, tresować, ciągle zmieniać i dostosowywać? albo krzywy ryj utrzymujący się przez cały tydzień, wypominanie lub robienie na złość? nie warto;
Ale warto przytulić się do kogoś, kto Cię akceptuje takiego jakim jesteś i przynajmniej na razie nie jest tyranem i nie próbuje zmieniać
Jeśli komuś nie wystarcza to co dobrowolnie dostaje i wiecznie mało więc wymusza, narzuca chcąc zaspokoić tylko swoje potrzeby to w ustępstwach i tolerancji trzeba stawiać granice. To są granice ustępstw w celu ochrony siebie, a nie decydowanie czy myślenie za kogoś i egzekwowanie tego przez wymuszenia czy szantaże.
Edytowane przez Yorik dnia 04.02.2020 04:01:36
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
ale czy to "wtrącanie" się zawsze jest obsadzone w egoiźmie??
jest różnica między oczekiwaniami wzrostu i rozwoju od partnera (które działa mobilizująco dla obu stron), a stawianiem wymagań (które ten wzrost i rozwój blokują) ;
komunikowanie swoich potrzeb i oczekiwań jest czymś wręcz potrzebnym, bo to pomaga nam wzrastać wzajemnie i stawać się lepszymi; podobnie jak i stawianie granic;
stawianie wymagań, by ktoś się zmienił i tańczył, jak mu zagramy, jest zakłócaniem ścieżki rozwoju i obrazem braku wsłuchania się w potrzeby drugiego; postawieniem swoich potrzeb ponad potrzebami drugiej osoby; zwykłym egoizmem; obrazem braku akceptacji dla danej osoby taką jaką jest;
i teraz pytanie za sto punktów i 10 orzeszków, czy potrzebą partnerki yrga jest byciem capo, dla yrga? czy jej potrzebą jest śledzenie go, kiedy , gdzie, jak i czy się masturbuje? czy jej potrzebą jest wywalanie swojego życia do góry nogami , gdy on wchodząc w ciąg stawia ją pod ścianą ?
to yrg potrzebuje poznania własnych granic; postawienia sobie granicy, dla szkodliwych, dla samego siebie zachowań, by móc sobie poradzić z problemem, względem którego jest wyjątkowo słaby; nie potrafi tego zrobić, zaprzęga więc do tego sprytnie swoją partnerkę; zrzucając tym samym na nią część odpowiedzialności za swoje ewentualne potknięcie na tej drodze; rozmydlając odpowiedzialność;
oczekiwanie wsparcia w trudnej dla niego walce, jest oki, wymaganie, aby to partnerka odwalała za niego brudną robotę, jest już ingerencją w jej życie, lekceważeniem jej potrzeb, brakiem wsłuchania się w nie; czystym egoizmem;
nie ma nic wspólnego z miłością;
miłe słówka, infantylne odgrywanie roli skruszonego, czy kochającego, nie zmieni tej istoty jego intencji;
gość jest w stanie wykonywać tysiące pobocznych gestów, zamiast skupienia się na tym, co stanowi istotę jego problemu, skupienia się na walce ze swoim nałogiem, swoimi słabościami, na pokochaniu siebie i zawalczeniu o siebie; by móc kiedyś dzielić się z kimś czymś prawdziwym, a nie interesownie odtwarzanym;
czy jeśli on tak działa, istnieje pewność, że historia się nie powtórzy? nie , jest więcej niż pewne, że powtórka z rozrywki będzie miała miejsce; to tylko kwestia czasu, bo nie doszedł źródła swojego problemu; i nic z tym nie robi; a wręcz robi wszystko, by od tego uciec;
Post doklejony:
Istnieje znacząca różnica w postawie "wsłuchuje się w swoje i Twoje potrzeby" i znajduję dobre rozwiązanie dla ich zaspokojenia, a w postawie "narzucam Ci własne potrzeby i podporządkowuje Twoje i nasze życie pod moje potrzeby, lekceważąc kompletnie Twoje".
A już szczytem bezczelności i braku szacunku dla drugiego, jest sprzedawanie komuś (w pięknym i kuszącym opakowaniu) swoich potrzeb, jako partnera/partnerki własnych.
Niby wszystko proste i logiczne....choć sam pierwszy akapit, choć w jakimś sensie spójny z moim pojmowaniem "uruchamiania/indukowania" miłości, jest dla mnie często występującą okolicznością towarzyszą...takie "kochanie"...sam algorytm (być może nawet poprawny) wg mnie nie służy tylko egzaltacji, ale sprawieniu by ktoś inny był nie mniej ważny niż Ja...nie ważniejszy...nie mniej ważny...
W.S. fajnie pisze, spójnie, fajnie też dyskutuje pod artykułami...W sumie jakby rozkładając jego życie po życiu zadać pytanie: które Ja jest najważniejsze..???niezależnie od perspektywy???
Post doklejony:
sorry...to wyżej to odnośnie tekstu Yorika....
Amor...ja rozumiem o czym piszesz...
Od razu tez wytłumaczę, że gdy piszę "nie mniej ważny" - nie rozumiem nadgorliwości w działaniu, altruizmu, nawet samego działania, narzucania itp...bardziej chodzi o czystą intencję
Od razu tez wytłumaczę, że gdy piszę "nie mniej ważny" - nie rozumiem nadgorliwości w działaniu, altruizmu, nawet samego działania, narzucania itp...bardziej chodzi o czystą intencję
gdzie masz czyste intencje w rozwiązaniu służącemu tylko jednej ze stron?
czyli nie temu ogólnemu dobru i harmonii, a jedynie jednej stronie?
Ja nie wiem jak wygrać, ale wiem, że nie zamierzam przegrać.
Kurcze! Amor ja rozumiem twoje podejście...naprawdę...nawet kosztem rozumienia mojego podejścia jako egoistycznego....ale swoją miłość do najbliższych widzę w pragnieniu dobra...nawet w samej intencji bez dookreślania, bez rozkminiania czym jest to dobro....na zasadzie: żono życzę Tobie tego czego sobie życzysz, życzę Tobie tego co jest dla Ciebie szczęściem, moja miłość do ciebie ograbia mnie z zazdrości skierowanej w Twoją stronę...itp....jeżeli będziesz chciała wesprę cię jak umiem...obdaruję czasem, bliskością i zaangażowaniem......itp itd
Być może powinienem się tak rozwinąć i pragnąć dobra dla wszystkich...być może wtedy człowiek jest najbardziej rozwinięty - jak JCH...nie wiem....wiem że bez problemu łapię się na tym że nie wszystkich miłością obdarowuję, że nie dla wszystkich zawsze chce dobrze...w przypadku żony czy dzieci jest inaczej...nie wiem czy to próżność, czy egoizm czy to pragnienie "dobra" to poprostu miłość....chyba wiem jak powstała, jak została uruchomiona...pamiętam zgodę na bliskość, otwartość, poznanie,...pamiętam obustronne zaangażowanie....i odczuwam to tak jak odczuwam....Ja ją tak interpretuję....być może źle....ale jak mogę określić swoje intencje jeśli się mylę...żywię nadzieję że się nie mylę...Umiem tak....staram się jak umiem...może kiedy będę wiedział czy postrzegał miłość inaczej...wtedy będę robił inaczej...najlepiej jak będę umiał...ale na razie nie demonizuje intencji, które czuje, które są w jakimś sensie mną...mną w tm czasie o 16:40 4 lutego 2020...
wiem że bez problemu łapię się na tym że nie wszystkich miłością obdarowuję, że nie dla wszystkich zawsze chce dobrze...w przypadku żony czy dzieci jest inaczej...nie wiem czy to próżność, czy egoizm czy to pragnienie "dobra" to poprostu miłość....chyba wiem jak powstała, jak została uruchomiona...pamiętam zgodę na bliskość, otwartość, poznanie,...pamiętam obustronne zaangażowanie....i odczuwam to tak jak odczuwam....Ja ją tak interpretuję....być może źle.
nie chce Cię martwić, ale takie zachowania atawistyczne, czy jak to nazywasz "miłość", to ma co drugi królik w kapuście, czy lis w norze,
Co chcę przekazać???
Nie demonizuje tzw. dobrych intencji...
Królik mówisz???Ja mówię o wyborze...O zgodzie na poznanie...nie o pożądaniu...dla mnie bliskość to nie kopulacja....chyba nie chce tego już rozwijać....zapewne jest wiele sposobów odnalezienia w sobie miłości do kogoś...Ja widzę co najmniej kilka sposobów "znalezienia w sobie tej siły",
I nie chodzi tylko o żonę czy męża,...ale już chyba wystarczy.....hej
Niby wszystko proste i logiczne....choć sam pierwszy akapit, choć w jakimś sensie spójny z moim pojmowaniem "uruchamiania/indukowania" miłości, jest dla mnie często występującą okolicznością towarzyszą...takie "kochanie"...sam algorytm (być może nawet poprawny) wg mnie nie służy tylko egzaltacji, ale sprawieniu by ktoś inny był nie mniej ważny niż Ja...nie ważniejszy...nie mniej ważny...
A co tu jest nielogiczne ? Czemu siejesz zamęt? Nie jest okolicznością towarzyszącą, w pierwszych fazach ta egzaltacja odbierana jest jako miłość, w późniejszych etapach staje się składową aż w końcu zanika. To co Ci się wydaje tego nie zmieni.
Ja napisałem krótko o istocie zjawiska, Ty o sobie.
Cytat
...ale swoją miłość do najbliższych widzę w pragnieniu dobra...[...].nie wiem czy to próżność, czy egoizm czy to pragnienie "dobra" to poprostu miłość....
Czemu o tym piszesz? Chcesz się pochwalić jednocześnie rozmydlając czyjś przekaz pisząc o wszystkim i o niczym?
O miłości Agape, ofiarnej pisała już amorka na 3 stronie, krótko zwięźle i na temat -
Cytat
Kochasz, to ofiarowujesz i nie czekasz, nie liczysz, na zwrot. Dajesz, bo masz i chcesz kogoś obdarować. Masz czyste intencje. Nie wchodzisz w żadne stęchłe altruizmy, podbudowane sprytnie ukrytym egoizmem.
Cytat
Co chcę przekazać???
Nie demonizuje tzw. dobrych intencji...
Fajnie, tylko w związku z czym chcesz to przekazać i komu?
Powierzchowności, wymuszanie i interesowna gra pozorów to dla Ciebie dobre intencje? To współczuje.
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia