Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Oleczko, mam koleżankę znacznie młodszą od siebie. Jej związek był pasmem koszmaru. Często jej powtarzałam, odejdź dla siebie i dzieci. Nie będę tu opisywała jej sytuacji bo nie mam takiego prawa.
Ojciec, który nie spełniał się w roli ojca i tak mimo wszystko jest kochany przez dzieci. Nie jest to dla nich istotne, że wizerunek ojca jest wypaczony. One tego w swoim jeszcze młodziutkim wieku nie rozumieją. Strach przed nim, jest też czymś normalnym w 4-ch ścianach.
Strach też towarzyszy, gdy się z nim definitywnie rozstała. Bo coś dla nich się skończyło, nie widzą tatusia, a jak widzą to znowu jest inny rodzaj strachu.
Psycholog bardzo pomocny. Fachowiec dotarł do dziecka. Dziś nie moczy się w nocy, a ona spotkała fajnego człowieka. Polubił dzieciaczki.
Życzę im szczęścia.
Twojemu dziecku, też potrzebny jest specjalista. Czasem nam się wydaje , że jesteśmy całkowitą podporą, a jednak nie. Twoje stresy, niepewność, smutki, dziecko odbiera każdego dnia. Twoja niepewność, nie jest dla niego dobrym wzorem, aby pokonać to, co ma w swojej duszyczce. Może inaczej ... nauczyciel ma rolę przekazać swoją wiedzę uczniom tak, jak do tego został powołany, przygotowany. To specjalista w swojej dziedzinie my jesteśmy podporą, ale specjalistami nigdy nie będziemy.
ps.Musisz też coś wiedzieć. Dziecko nie rozumie, że skrzywdził tata, dla niego nie istnieje takie pojęcie. Skrzywdzili rodzice. Tym samym Ty, mimo że jesteś obok, jesteś winna że nie ma tatusia.
Una, moje dziecko doskonale wie kto jest wilkiem. Jego ojciec odpowiednio się o to postarał. Może do końca dziecko nie rozumie tego co się stało bo jest zbyt mały, ale był świadkiem wielu zdarzeń z udziałem kochanki i wzburzonego tatusia (już po) przy czym tato mu wszystko skrupulatnie wytłumaczył metodą którą podpowiedziała kochanka. Nie czuję się niczemu winna i nie posuwałabym się na Twoim miejscu Uno do takich wniosków, że ja jestem winna, ze dziecko nie ma tatusia.
To nadzwyczaj odważne stwierdzenie. które równie dobrze w tym momencie skierowałaś do wszystkich matek na tym portalu.
oleczka napisał/a:
To nadzwyczaj odważne stwierdzenie. które równie dobrze w tym momencie skierowałaś do wszystkich matek na tym portalu.
Bardzo źle odebrałaś te słowa i nie mam pojęcia z czego to wynika.
Napisałam jakimi kategoriami myśli małe dziecko. My jesteśmy dorośli, dla nas życie wygląda inaczej. Dla małego dziecka nie. I taki był sens moich słów.
Dla dziecka istnieje tata i mama. Odbierają mu świat, tata i mama. Winią tatę i mamę.
Nie chodzi o to, że Ty jesteś zła. Postaraj się wejść skórę w małego dziecka, a zrozumiesz co chciałam przekazać.
To, że tata uświadomił dziecko tak, a nie inaczej, nie oznacza że mimo wszystko dziecko jest w stanie zrozumieć obecną sytuację. Naświetla sobie jakiś obraz, ale czy jesteś pewna w 100%, że masz do niego dostęp?
Dzieci wyjątkowo potrafią zaskakiwać.
Una, dobrze cię zrozumiałam napisałaś, ze oboje rodzice są winni krzywdy dziecka. Nie rozumiem skąd ci się wziął taki pogląd, no bo jak sama napisałaś - nie jesteś psychologiem. Co do psychologa to moje dziecko było i opinię otrzymałam i nie pokrywa się w żaden sposób z Twoją.
Nie można posuwać się do takiego typu osądu nie znając się na tym. Ty nie wiesz co myśli moje dziecko i nie znasz jego reakcji, ja znam ją lepiej niż Ty, a kontakt z dzieckiem mam doskonały. I mam prawo ku temu żeby się z Tobą nie zgodzić.I sie nie zgadzam. Twoje dzieci są niemal dorosłe, jak sama pisałaś inaczej to odebrały.Ty zresztą również. Więc nawet nie masz doświadczenia jak to jest z małymi dziećmi
Napisałaś, że masz opinię psychologa na jego temat. Może psycholog, który wydawał opinię mógłby coś doradzić. Wskazać co robić a czego nie?
Kiedyś czytałem opinię która była na potrzeby sprawy rozwodowej -byłem w szoku, jak można ocenić kogoś w krótkim czasie - znałem te dzieci trafione było wszystko.
Jeśli ktoś tak dobrze analizuje, to może i trafnie podpowie, co robić?
P.S. Oleczko, czytam to co napisała Una. Nie ma tam nic o winie stron (rodziców), ale za to jest że: dziecko tak odbiera sytuację.
oleczka napisał/a:
Una, dobrze cię zrozumiałam napisałaś, ze oboje rodzice są winni krzywdy dziecka. Nie rozumiem skąd ci się wziął taki pogląd, no bo jak sama napisałaś - nie jesteś psychologiem.
I nie podaję się za niego.
Prościej było od razu spytać .../ skąd Ci się wziął taki pogląd/ ... i na to odpowiem- real, real, real, a za tym stoją rozmowy z matkami po przejściach. Dzieci po swojemu spostrzegają to co się dzieje, często też czują winę w sobie bo -było niegrzeczne, ale najczęściej słyszę- to przez Ciebie bo nie kochałaś tatusia. I to wychodzi z czasem.
Cytat
oleczka napisał/a:
Co do psychologa to moje dziecko było i opinię otrzymałam i nie pokrywa się w żaden sposób z Twoją.
Ale zauważ, że nie pisałam o tym, że moja opinia musi pokrywać się z opinią psychologa, a wyżej napisałam, że ważna jest pomoc specjalisty.
Przyznaję jednak, po zastanowieniu się, że popełniłam błąd tzn. nie powinnam była napisać ... musisz też coś wiedzieć... a - z tego co wiem/słyszę. Odbiór faktycznie wygląda inaczej.
Cytat
oleczka napisał/a:
Nie można posuwać się do takiego typu osądu nie znając się na tym. Ty nie wiesz co myśli moje dziecko i nie znasz jego reakcji, ja znam ją lepiej niż Ty, a kontakt z dzieckiem mam doskonały. I mam prawo ku temu żeby się z Tobą nie zgodzić.I sie nie zgadzam. Twoje dzieci są niemal dorosłe, jak sama pisałaś inaczej to odebrały.Ty zresztą również. Więc nawet nie masz doświadczenia jak to jest z małymi dziećmi
Oczywiście że nie mam doświadczenia w tej kwestii i dlatego dałam podpowiedź, że twojemu dziecku też jest potrzebny specjalista. Nie była jak się okazuje potrzebna, no ale dałam.
Nie było w moich słowach jakiejkolwiek złej intencji. Kwestia dobrej woli odebrania, czy choćby zadania dodatkowego pytania.
Wiecie dziwię się skąd takowe przypuszczenie, że dzieci obwiniają rodziców "po równi" winą.. Rozmawiałam z kilkoma osobami, którzy mieli to nieszczęście wychowywać się w niepełnej rodzinie i zdanie było jednoznaczne.. Winę ponosi tylko i wyłącznie osoba, która opuszcza rodzinę dla osoby trzeciej.. Bynajmniej ja synkowi wyklarowałam krótko "tatuś bardzo mocno Cię kocha ale nie kocha mamusi, mamusia bardzo kocha tatusia ale nie ma wpływu na jego uczucia.. ".. Znam osoby, które w dzieciństwie zostały opuszczone przez ojców i niestety w dalszych latach dorastania, dojrzałości, dorosłości nie chcieli utrzymywać kontaktów z tamtym rodzicem.. ba znam osobę, która nie poszła na pogrzeb ojca bo jak stwierdził "to dla mnie obca osoba a ja do obcych ludzi nie chodzę na pogrzeby".. Natomiast nie znam przypadku w którym dziecko obwiniałoby matkę/ojca, która nie miała wpływu na zaistniałą sytuację..
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
Uno nie znam Twojego realu ale mój real jest inny. Moze dzieci Twoich znajomych obwiniają matki, ze nie kochały tatusiów. Ja znam inny real gdzie to dzieci mają zal do ojców że ich zostawili, nie do matek. No ale to twoja opinia. Ale zadam Ci pytanie: Czy twoje dzieci obwiniają Ciebie? To, ze dzieci obwiniają same siebie, zgodzę się, chociaż moje tak nie ma.
Uno zrozumiałam twoją wypowiedź tak jak ją przedstawiłaś, nie inaczej.Raz jeszcze powtórzę, ze się nie zgadzam jeśli dotyczy ona mnie.A do mnie ją skierowałaś.
Może inne mamy się tu wypowiedzą czy ich dzieci je obwiniają, że to przez nie tato odszedł, bo mama go nie kochała.
Uno, tak się zastanawiam i nie znam Twojej historii, nie zauważyłam twojego cierpienia, szybko stanęłaś na nogi, tylko pogratulować.
Uno może w Twoim realu zaważyły inne czynniki ,że dzieci tak postrzegają swoje matki czy ojców...Dziwne ,bo dzieci prędzej czy później zaczynają rozumieć całą sytuację i najczęściej obwiniają osobę ,która przyczyniła się do rozpadu rodziny.
Annazalamana napisał/a:
Znam osoby, które w dzieciństwie zostały opuszczone przez ojców i niestety w dalszych latach dorastania, dojrzałości, dorosłości nie chcieli utrzymywać kontaktów z tamtym rodzicem.. ba znam osobę, która nie poszła na pogrzeb ojca bo jak stwierdził "to dla mnie obca osoba a ja do obcych ludzi nie chodzę na pogrzeby".. Natomiast nie znam przypadku w którym dziecko obwiniałoby matkę/ojca, która nie miała wpływu na zaistniałą sytuację..
I zauważ co napisałaś ... i niestety w dalszych latach dorastania, dojrzałości, dorosłości
A czy ja pisałam o dalszych latach dorastania, dojrzałości czy dorosłości?
Cytat
oleczka napisał/a:
Uno nie znam Twojego realu ale mój real jest inny. Moze dzieci Twoich znajomych obwiniają matki, ze nie kochały tatusiów. Ja znam inny real gdzie to dzieci mają zal do ojców że ich zostawili, nie do matek. No ale to twoja opinia.
Wiesz oleczko, byłam też swego czasu świadkiem pewnego wydarzenia. To było bardzo przykre. Znałam matkę, znałam jej sytuację, znałam dzieci. Ale pomińmy jej historię.
Spotkałyśmy się, rozmawiałyśmy, żartowałyśmy. Dzieci się bawiły i nagle nie wiadomo skąd, agresja. Dziecko tuliło się do matki, nawet uściskało, ucałowało, a po chwili uderzało piąstkami, łzy i krzyk- Ty nie kochasz taty i dlatego go nie ma. I to skrót tego wydarzenia, bo przyznam, że wtedy sama byłam w szoku. Taka reakcja, była pierwszą reakcją dziecka. Wcześniej podobno (bo tak usłyszałam) nie było.
Powtórzę jeszcze raz, nie miałam złych intencji, pisałam o spostrzeganiu świata przez dzieci. Jeśli aż tak Ciebie uraziłam, to wobec powyższego, nie pozostaje mi nic jak Ciebie przeprosić.
Cytat
oleczka napisał/a:
Ale zadam Ci pytanie: Czy twoje dzieci obwiniają Ciebie?
Moje dzieci jak wiesz, są dorosłe i potrafią odbierać życie. Nie wiem jakby było w sytuacji, gdyby były małe.
Cytat
oleczka napisał/a:
Uno, tak się zastanawiam i nie znam Twojej historii, nie zauważyłam twojego cierpienia, szybko stanęłaś na nogi, tylko pogratulować.
Nie wiem oleczko czy twoje gratulacje w chwili obecnej powinnam przyjąć. Może lepiej, gdy zadasz mi pytanie, czy stanęłam "całkowicie" na nogi"? Odpowiem- nie. Jednak, nie jestem już osobą, która tylko płacze. Nie czuję też nienawiści, a to pozwala mi na większym skupieniu się co dalej, jak żyć i jak sobie radzić ze swoimi emocjami.
Cytat
oleczka napisał/a:
Raz jeszcze powtórzę, ze się nie zgadzam jeśli dotyczy ona mnie.A do mnie ją skierowałaś.
To już wyjaśniałam w poprzednich postach.
Cytat
Isia napisał/a:
bo dzieci prędzej czy później zaczynają rozumieć całą sytuację i najczęściej obwiniają osobę ,która przyczyniła się do rozpadu rodziny.
Oczywiście. Przecież nigdzie nie napisałam że tkwią w tym przez całe życie.
Chyba już wszystkich ponosi zbyt wielka fantazja i interpretujecie na całe niemal życie.
Pozostać z żoną, by dzieci widzieli razem obojga rodziców (ale bez miłości, to miejsce zajmuje cierpienie/ból)? Czy odejść, by dzieci widzieli (po pewnym czasie) szczęście (przynajmniej u jednego z rodziców)? heh...
ja jestem zdania że to nie jest dobre dla dzieci widzieć na co dzień nieszczęśliwych ze sobą rodziców, miałam 12 lat gdy prosiłam mamę aby rozwiodła się z tatą a ona uważała ze właśnie dla mojego dobra cierpi...
dziecko, które wyrasta w atmosferze kłótni, niechęci i wrogości swoich rodziców do siebie nawzajem, ma zaburzone poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa
dzieci, których rodzice tworzą nowe, szczęśliwe związki lub nawet sami ale spokojnie je wychowują nie mają takich problemów,
Dziecko nie ma często głosu, musi zgadzać się na wybory rodziców, odnośnie bycia czy niebycia razem, nowych związków, zmiany miejsca zamieszkania, moje córki przeszły to wszystko i nie sądzę aby były nieszczęśliwe, uczą się ze zmiany są naturalne w życiu, że trzeba dokonywać wyborów najlepszych dla siebie a nie tkwić bezsilnie w miejscu rozpaczy
wychowują się teraz w domu pełnym radości, spokoju i normalności.
Edytowane przez finka dnia 18.05.2011 09:24:15
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Tak samo myślę jak Ty finka ,że dzieci nie mogą żyć w toksycznych rodzinach bo wypacza im się charakter i zaburza osobowość ,ale zanim do tego dojdzie musi być przyczyna ,że nie można już tworzyć razem rodziny.U mnie to spowodował romans byłego męża ,to wtedy staliśmy się dla siebie toksyczni.i mimo wielkiej miłości do męża wiedziałam ,że już nigdy nie będziemy razem ,bo to nas zniszczyło a w szczególności mnie.....na skutek zdrady powstał brak szacunku do niego i mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam tego udźwignąć......
Dzisiaj jest mi przykro ,że tak potoczyło się nasze życie i dzieci nie mają rodziny pełnej ,ale również wiem ,że przy odrobinie chęci i odrzuceniu emocji ,które i tak z biegiem czasu wygaszają ,można stworzyć dobre relacje z ojcem.. właśnie dla dobra dzieci.Oczywiście musi to nastąpić po obu stronach barykady......
Uno. widocznie ta matka, o której wspominasz w swoim wpisie-nie kochała ojca tego dziecka i przyczyna rozpadu jej związku musiała być inna niż u mnie-skądś musiało dziecko te przemyślenia wsiąść, nie uważasz? Moje dziecko nie będzie miało takich myśli ponieważ wie, ze kochałam jego tatę. To tato mu powiedział z wielką pomocą swojej larwy, jak się sytuacja ma, w sposób brutalny dla dziecka. I dziecko to siłą rzeczy pamięta do dziś dnia.
Ja nie twierdzę, ze miałaś złe intencję.Tylko źle oceniłaś sytuację(moją) zaszufladkowałaś wszystkie dzieci, zwłaszcza moje. Wpisując się tutaj, piszę szczerze, oczekując pomocy, jak każdy zresztą skrzywdzony.
A Ty niestety tej pomocy mi nie udzieliłaś, tylko wystawiłaś ocenę. Oczywiście masz prawo do własnego zdania i własnych spostrzeżeń, ale nie spodobało mi się to, dlatego pozwoliłam sobie zaprzeczyć i jak widać po wypowiedziach innych mam sprawy inaczej się mają.
Wiesz Uno, tak! gratuluję Ci i bardzo Cie podziwiam, ze dajesz radę, nie płaczesz itp. mi niestety jest się trudno pogodzić z zaistniałą sytuacją. Robię co mogę, by dziecko na tym nie ucierpiało, bo nigdy bym sobie tego nie darowała. Ale wierz mi mimo wielkiego, szalenie wielkiego wysiłku, nie zastąpię mu chwil z tatą, jego ukochanym tatą. Bo co ja mogę? NIC
Oleczko,
Nie znam dokładnie Twojej historii, ale opowiem Ci jak było u mnie.
Rok temu, kiedy wyrzucałam mojego męża z domu, moi synowie mieli 7 i 2 latka. Powiedziałam, że tata już z nami nie będzie mieszkał, że nie kocham ich taty, bo mnie bardzo krzywdził- chłopcy dużo widzieli i nie musiałam przed nimi ukrywać powodów rozstania, ale chciałam im pokazać, że takiego postępowania nie można tolerować.
Na początku starszy syn nie chciał w ogóle ze mną rozmawiać na ten temat, uciekał, ale ja nie odpuszczałam. Mniejszego zostawiłam z moja mamą, a starszego wzięłam na spacer. Udało się, myślę że nie wszystko do niego dotarło ale część na pewno.
Do czasu rozprawy, mój były miał dzieci co weekend- przecież nie mogłam mu zabronić. Na szczęście rozwód dostaliśmy na pierwszej rozprawie, ponieważ doszliśmy do porozumienia. Wg wyroku sądu tata spędza z dziećmi 2, 4 i 5 weekend miesiąca. Starszemu trudno było przywyknąć że nie widzi taty 12 dni, mówił, że to niesprawiedliwe. Powiedziałam mu, że tak ustaliliśmy to z tatą w sądzie. Powiesiłam mu na lodówce kalendarz i zaznaczyłam dni, które będzie spędzał z tatą i to ograniczyło jego pytania kiedy idzie do taty. Niestety zdarzają się sytuacje, kiedy tata nie przychodzi, a dziecko czeka. Wtedy dzwonie i mówię prawdę, że np. tata nie odbiera telefonu, ale najlepiej dać słuchawkę dziecku niech on mu tłumaczy co go ważnego zatrzymało.
Młodszy syn rozstanie przeżył w zasadzie bezproblemowo, tata dla niego jeszcze nie był aż tak ważny. Myślę że chętnie tam idzie, bo z bratem pójdzie wszędzie.
Z perspektywy roku myślę, że to była dobra decyzja. Wg nauczycielki w szkole Mikołaj stał się bardziej odważny i otwarty. Ma spokój w domu, mniej stresów i nie ma złego przykładu w domu. Mam nadzieję, że chłopcy w przyszłości nie będą mieli do mnie pretensji o to rozstanie, a nawet, że to docenią. Na wszelki wypadek dowody przeciwko ich tacie są i w razie wątpliwości pokaże im, jak będą wystarczająco dorośli.
To Ty rzuciłeś mną o ścianę jak szkłem, które rozbiło się na milion kawałeczków...
Nie mogłam się obronić, a Ty potraktowałeś mnie jakbyśmy nic dla siebie nie znaczyli...
Ale ja znajdę w sobie siłę i posklejam swoje szklane serce,
i udowodnię, że nie m
Beato222 ja swojego męża nie wyrzuciłam, nawet prosiłam aby dał nam szansę.Wierz mi, wybaczyła bym, bardzo go kochałam. On zdecydował inaczej, mówiąc, ze się od nas odzwyczaił, ze trzyma go przy nas jedynie przyzwyczajenie, a ta panienka mu .....jak to się wyraził "z h.... wiatrak zrobiła". Nic nie wskazywało, ze chce nas zostawić, mieliśmy ściśle ustalone plany ba! jego plany,np. kolejne dziecko.
Teraz on nie odwiedza synka, nie dzwoni nie łoży na niego nie obchodzi go. Minął rok a oni widzieli się raz, na moją prośbę.Podczas tego spotkania był cały czas na telefonie z tą larwą, bo ona musiała znać przebieg tych odwiedzin. Były jeszcze 2 spotkania gdzie on przybył z tą małolatką, a ja byłam wyzywana przy dziecku przez tą pannę. I to ona w sposób okrutny powiedziała dziecku, że już taty nie ma, używając przy tym wulgaryzmów. Dramat jaki dziecko przeżyło, nie da się opisać. A gdy tylko planował spotkanie z synkiem w ostatniej chwili zmieniał zdanie.I nie przyjeżdżał (2 razy z nią). Wiem, ze dzięki niej, wiem to. Nie będę opisywać skąd, ale wiem.
Ja też zbieram"dowody" dla syna. Jest ich sporo i są to przykre świadectwa -"jak można odkochać się od syna i nienawidzić matkę". Wiem i wszyscy wokół, ze zdradzacz to łajdak. Ale boli mnie, ze nie chce znać dziecka, które tak bardzo chcieliśmy , które zrodziło się z miłości i pragnienia.Niemal Co dzień łzy napływają mi do oczu, chwile które czasami zaistnieją, sprawiają, ze ten ból nie mija. Boli mnie krzywda dziecka. Mi już nieco minęło, ale dziecku jest przykro. Oni mieli wspaniały kontakt, co się stało, ze ojciec nie chce już znać syna? Czy jakaś larwa tak potrafi zawładnąć człowiekiem, który wyrzekł się swojego jedynego syna? Nie potrafię pojąć i zrozumieć takich kobiet, które świadomie wkraczają w czyjąś rodzinę, jak można czynić zło drugiemu człowiekowi, dziecku, zwłaszcza dziecku?
Ja staram się, poświęcam mu czas, zdarza się, ze rzucam wszystko(prasowanie, odkurzanie) i siedzę bawię się z synkiem. Rozmawiamy, dużo rozmawiamy, ale wiem, ze on tęskni za tatem. Okłamuję go, ze tato go kocha i tęskni, że kiedyś przyjedzie. Ale czy nie powinnam mówić prawdy, ze tato go olał?
Oleczko, jesteś wspaniałym człowiekiem. Wspaniałą mamą. Pewnie też wspaniałym tatą, bo być nim musisz, skoro ten prawdziwy okazał się łajdakiem.
Trwaj w swojej odwadze. Twój mały mężczyzna to przecież Twoje światełko, Twoje życie i Twoje wszystko. Bądź dzielna, a kiedyś na pewno spotkasz tego, który okaże się godny Ciebie. Któremu będziesz mogła zaufać i pokochać go.
Nie trać czasu na rozpamiętywanie. Oni nie są tego warci.
Idź śmiało do przodu, Kochana. Przytulam Cię.
Dla odmiany, aby tylko nie wiało grozą w temacie, napiszę coś przyjemnego o dzieciach.
Mam koleżankę, która związała się z człowiekiem będącym w trakcie rozwodu, ale już długo nie mieszkający z żoną (dodam że nie była przyczyną rozpadu). Ich układ był tak wrogi, że ojciec nawet nie odwiedzał dzieci i nie dlatego , że nie chciał, ale żona zrobiła z niego przed nimi potwora. Moja koleżanka, w momencie, gdy się poznali, postanowiła zbliżyć ojca do dzieci. Mimo jego oporów, stawiał maleńkie kroczki w tym kierunku. Dziś tworzą wspaniałą "rodzinę" dzieci , kochający tata i ciocia . Żona niczego się nie nauczyła, dalej jest jaka jest, ale dzieci wręcz nie mogą się doczekać dni, kiedy spotkają się z ukochanym tatą.
Jak widać, w życiu bywa różnie. Czasem ta druga strona, potrafi zbliżyć.
Oleczko, mysle że na razie nie powinnaś mówić mu prawdy, że tato go olał. Jest za mały i tak niewiele rozumie z tego co sie dzieje i juz wystarczajaco przeżywa rozstanie z ojcem. Z wiekiem, jeżeli nic się nie zmieni w postrępowaniu tatusia, sam zrozumie co sie stalo i oceni odpowiednio ojca, wtedy też będziesz mogła z nim porozmawiać i prawdę mu powiedzieć. A co do tej suki, przepraszam za slownictwo, ale gorsze slaowa cisna mi się na usta, to niedługo się zdziwi zapewne. Seks twojemu ex spowszednieje i jak piszesz widzę że ona niewiele więcej bedzie miała mu do zaoferowania. Jestes dzielna, bądź twarda i staraj się iśc do przodu dla siebie i małego. Pozdrawiam
oleczka napisał/a:
Wiesz Uno, tak! gratuluję Ci i bardzo Cie podziwiam, ze dajesz radę, nie płaczesz itp.
Nie czytasz uważnie tego co piszę, ale niech tam.
Napisałam ... jednak nie jestem już osobą, która tylko płacze ... a to przecież nie oznacza, że nie kąpią mi czasem łzy.
Nie daleko jak przedwczoraj na czacie, pisałam, że nie mam chęci do życia, że bym chciała zasnąć i już się nie obudzić. Co to może znaczyć? Że mam dni, w których ogarnia mnie niemoc. Niemniej i takie chwilowe niedyspozycje pokonam.
I tu w tym miejscu, mogę podziękować tym, którzy wtedy ze mną rozmawiali i sprawili, że zaczęłam się śmiać (no może nie tak zupełnie, ale siedząc do 1 czy 2 w nocy byłam na tyle zmęczona, że momentalnie zasnęłam i nie rozmyślałam).
Dziękuje Wam raz jeszcze
Jednak ten temat oleczko nie jest przeznaczony nam a dzieciom,
Przepraszam, że w nowym poście, tak bardzo mi doskwiera brak edycji