Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Ja jak zwykle napisze na początku, jestem z drugiej strony. to ja przyczyniłem się do rozpadu związku. Mój synek ma 4 latka. przeszedłem z córką podobną historię (teraz ma 15 lat) jak rozstawałem się z Jej matką to miała 6. wtedy Jej to wytłumaczyliśmy, aczkolwiek zawsze żyła nadzieją że rodzice bedą razem. Nie odpuszczałem spotkań czesto dzwoniłem, mimo to mam teraz z Nią słabszy kontakt ( może to wiek dojrzewania). Nie odpuszczam, Tato ważny jest w Jej życiu. Ale, nie było go. Teraz to samo mam z synkiem. Ma 4 latka, nie rozumie tego co się wokół niego dzieje. Został wyrwany ze swojego świata, ze swojego domku, przedszkola, ze swojego środowiska. Na początku mu się to podobało, z Mamą jexdził do pracy, spał z Nią u Babci gdzie jest dużo dzieci. Ale podczas ostatniej wizyty już nie chciał iśc ze swojego domku, nie chciał opuszczać Taty, źle to znosi, słabo śpi. A ja mam wyrzuty sumienia (zresztą nawet podczas zdrady miałem patrząc na Niego ale egoizm zwycieżał). Teraz do czasu wizyty u psychologa nie moge Go zobaczyć. Wiem sam sobie jestem winny. Kurde tylko to ja jestem winny a nie On. Co może taka pani psycholog powiedzieć kiedy dziecko jest tak bardzo żyte z ojcem, byłem z Nim wiecej niż moja Ukochana (niestety charakter Jej pracy taką sytuacje wymuszał) teraz jak przychodzi do mnie, nie chce oglądac bajek, nie chcenawet na chwile na komputerze siadac, ciągle za mną chodzi, nawet na krok mnie nie opuszcza. Bawmy sie tato. Boli jak jasna cholera. I ciągle sobie powtarzam "nie było warto". Teraz nie widze go już tydzień, najgorszy tydzień w moim życiu. Nie rozumiem ojca który opuszcza swoje dzieci tylko po to by być z jakąś larwą. Jak on to wytrzymuje? Nie chce używać dziecka, ale to najlepszy argument by dac mi szanse. Sadze że jak się ma świadomość krzywd które się wyrządziło można stworzyć jeszcze udaną rodzinę, tylko trzeba chęci obu rodziców. Bo jak wytłumaczyć 4 latkowi że się kocha Jego Mamę, że się kocha Jego, ale nie można byc razem. Patrząc z tej perspektywy nie było warto i nigdy nie będzie. Nawet dla największej "miłości" poświęcić szczęście dziecka. A najgorsze że poświęciłem to szczęście dla miłości do siebie. Ostatnio rozmawiałem z pewną osobą która w życiu narobiła bardzo dużo złego swojej rodzinie. Udało jej się odkupić swoje winy są razem, po latach. Teraz są dziadkami, tylko ich córka ma problem w swoim małżeństwie, rozwaliło się Jej nie może sobie ułożyć życia. Ta osoba mi powiedziała, że narobiła w swoim życiu że bardzo tego żałuje, że cieszy się że udało Jej sie wszystko naprawić, ale największy ból, że przez Jej grzechy teraz płaca jego dzieci. Ze to nie sprawiedliwe, że On powinien ponosić konsekwencje a nie One. Chciałbym by mój syn uniknoł takiego losu. Żeby znów spokojnie spał i miał radosny głos. Niestety, przez telfon brzmi smutnie, a w nocy źle śpi. Moja wina, tylko czemu On ma cierpieć? Każdy dzwiga swój krzyż. Bardzo żałuje że mój krzyż zwaliłem na plecy swoich dzieci. To była oznaka egoizmu. Nie warto, nawet dla największej "miłości". oczywiście zdarzają sie rodziny w których rodzice się dogadają i dzieci mają weekendowych ojców którzy się sprawdzają,dzieci nie mają w życiu problemów, wszystko jest ok. Zdarzają sie, ale kto z nas jest jasnowidzem by mieć pewność że tak na 100% będzie? Nikt. Może dlatego niektórzy wybierają ucieczke, bo swiadomośc tego że ponieśli klęskę jest nie do przyjęcia dla ich egoizmu. Bo odejście od swojego dziecka to zawsze egoizm. Tyle chciałem napisac.
Najwazniejsze, nie wart...dzieci zawsze są w tym wszystkim najbiedniejsze bo kochają nas bezinteresownie.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Słowotok masz imponujący. Ale te dwie ostatnie linijki. Zaczynasz łapać? Czy tylko tak mi się wydaje? Ale oderwane pytanie i totalnie spontaniczne, Ilu was jest na tej terapii i ilu rokuje jakieś nadzieję?
No wiesz. Mam żonę. I gdybyś zbliżył się na metr to prask w pysk to byłoby mało. Masz wszelkie predyspozycje a kobiety czują się w obowiązku pomóc. Od tego się zaczyna. Czyż nie? Ja biedny itd. Taka mrówkolwica w męskiej postaci... A dołek i obiad czeka... Cukier, lukier i... resztki już nie potrzebne... Tak dla własnego bezpieczeństwa. Drogie Panie. Nie odpisujcie mu Żadna z was go nie uratuje jeśli nie zrobi tego sam Miłość nie leczy. Miłosć tuszuje
milord masz rację, nikt mnie uleczy jeśłi nie zrobię tego sam. Ilu rokuje nadzieję? Nie wiem, chciałbym ją ja rokować. Miłość cholernie boli. Ale mniej jeśłi się jest egoistą. Wtedy nie boli tak bardzo. Do czasu kiedy zobaczysz do czego prowadzi egoizm..wtedy ból jest ogromny.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Witam was 1 czerwca mieliśmy z dziećmi ośrodek diagnostyczny....bałam się ....a on nie przyszedł- załatwił sobie L4- nie muszę mówić, ze o dniu dziecka również zapomniał 5 czerwca miną rok jak odkryłam jego podwójne życie ....teraz mój synek leży chory- z temperatura, mała jest dziś troszkę nie grzeczna ...a ja juz jestem bardzo zmęczona i martwię się o syna.....gdzie ten gad jest- dlaczego go żadna kara nie spotka
annwol75 bardzo Ciebie wspieram w tych trudnych dla Ciebie chwilach.Trzymaj się kochana, musisz być zwycięzcą! Pamiętaj walczysz o swoje życie i o życie dzieci.Nie oglądaj się na tego ch.....a i nie czekaj na karę. On już przepadł. Jest łajdakiem i wyrodnym ojcem. Siedzi w szambie, chcesz go ratować? Na co rozmyślasz o nim? Ja jestem cwana , wiem, bo biorę leki a nie tak dawno Wam tu wyłam jak dziki kot. Ale Aniu, wiem ja i nie tylko ja, ze nie warto.Jesteś piękna(widziałam zdjęcia) i mimo bólu, uśmiechaj się co dzień masz cud obok siebie w postaci małych skarbów. Pomyśl, jaką pociechę z nich masz, jakie są piękne i Twoje, nikt ci tych chwil spędzonych z dziećmi nie odbierze. On je stracił.Kiedyś zapłacze, choć taki cham to wątpliwa sprawa ale co Ciebie to może obchodzić ... jego los. Niech się ciura. Ty masz diamenty a on gnijącą pudernicę. On tylko spłodził dzieci tak jak i mój. Ale mamy jedno życie i wybór, MY czy Oni. Ja wybieram siebie.
Dzięki Oleczko- to prawda, że bardzo dużo nas łączy....a to wszystko co napisałaś to prawda...ja też tak myślę- że wybieram dzieci i siebie - nie jego- tylko czasami kończą mi się siły ...to takie małe dzieci- którymi trzeba się zająć - praktycznie 24 godz na dobę- a jak dojdzie choroba, marudzenie, itd....ale wiem muszę mieć siłę - dla nich
annwol75, każda samotna matka to dzielna kobieta, silna i zaradna, bo radzi sobie mimo tych wszystkich czasami nawarstwiających się problemów, wychowawczych finansowych emocjonalnych. Ale, myśl o tym, że mamy nasze najcenniejsze skarby pozwala nam wszystko przetrwać. Mi też czasami brakuje sił, pieniędzy i te słowa dziecka tęsknoty za ojcem, to mnie dobija i podcina skrzydła. Ale jak już wcześniej wspominałam, wybieram to życie niż rozmyślanie i powracanie do przeszłości. Owszem, wspominam te piękne chwile spędzone z exem i one zostaną.Podłość jego też jeszcze pamiętam i mam żal.Nie będę jednak czekać na to, jak go życie ukarze, bo szkoda energii i urody na takie śmieci. I jak kiedyś tu Rbit napisał, śmieci wyrzućmy do kosza.
Witajcie
Udało mi się doprowadzić do spotkania Córki z ojcem, po pół-rocznym braku kontaktu.
Teraz żałuję, ze tak mi na tym zależało.
Córka (16 lat) - płacze, bo oprócz zdawkowych pytań - ich spotkanie wypełniała pustka. Ma do mnie pretensje, że naciskałam aby się widzieli.
Tata powiedział jej, że ją kocha - a ona mówi, że nie miała odwagi zapytać, to dlaczego jak mnie kochasz, to przez pół roku nawet nie zadzwoniłeś ?
Ja płaczę, bo córka płacze. I jest do d..y.
Nie warto było starać się o to spotkanie, nie warto...
Teraz mówi, że to jest tylko ojciec biologiczny.
Smutne ile w dziecku jest zawiedzionych nadziei, ile złości, bo przecież nie obojętności.
Już nie poproszę o kontakt z dziećmi. Dostałam srogą nauczkę, że tam gdzie kończy się miłość do żony kończy się też miłość do dzieci.
Oby Wasi zdradzacze byli inni.
Bardziej od zdrady bolą łzy dziecka, które mówi, że nie ma ojca.
Mam podobne doswiadczenia jak kobieta123. Syn 14 lat, coreczka 2 latka. Wyprowadzka taty kiedy bylam w ciazy. Zero zainteresowania, potem glugo nic, powrot i po kilku miesiacach ponowna wyprowadzka. Syn bardzo to przezyl, twierdzil, ze dal szanse a tata ja zmarnowal. Jakis czas temu kontakty odnawiane z mojej inicjatywy, ale tata sie staral. Syn nadal nie chce go widziec, mowi ze ojca potrzeuje na codzien, nie moze miec to trudno. Dopiero coreczka przestala sie go bac. Ale raz pzychodzi a potem tygodnie cisza. Chcialam to uporzadkowac, wyjasnic, ze dzieci czekaja , tesknia, nawet jesli okazuje bunt. Ja je nastawilam, bo syn nie powinien znac przyczyny rozstania. Ale on nie zna, nic nie powiedzialam,, tylko sam widzial , moje lzy takze niestety. Postawilam sprawe jasno, zeby sie ogarnal, zobowiazal i dostosowal bo dzieciom potrzeba regularnych wizyt, syn chce widziec ze ojcu zalezy... Uslyszalam, ze to on ma d... to wszystko. Moze miec zawsze nowe dzieci.Ze to moja wendetta. A ja nie probuje sie mscic, po co? Kochalam go , nie potrafilabym tak. Jak zadbac o dobro dzieci w tej sytuacji? Jak to zaakceptowac?
musimy się pogodzić z tym, ze oni zostawili nas i przy okazji nasze dzieci.Ja też zabiegałam o kontakty, dostosowywałam się nawet.Nie skorzystał umiejętnie.Dość tego.Jasno określiłam mu jego rolę w życiu syna, nie korzysta z tego przywileju.Nic na to nie poradzę. Dajmy sobie z tym spokój, skreślmy ich jako naszych byłych mężów, partnerów, ojców, bo oni się na nich nie nadają czy to będąc z nami czy z innymi.Oni już się w tej roli nie sprawdza nigdy. Ja nie zabiegam, bo po co? Dziecko moje powoli akceptuje sytuację.Kiedyś mu powiem, pokażę nawet dowody jeśli zajdzie taka konieczność. Nie zabiegajmy.Nie to nie, ich strata.
kobieta123 napisał/a:
Witajcie
Udało mi się doprowadzić do spotkania Córki z ojcem, po pół-rocznym braku kontaktu.
Teraz żałuję, ze tak mi na tym zależało.
Córka (16 lat) - płacze, bo oprócz zdawkowych pytań - ich spotkanie wypełniała pustka. Ma do mnie pretensje, że naciskałam aby się widzieli.
(
Myślę, że nie była na to gotowa. Ona też ma ogromny żal do ojca za zrujnowanie jej bezpiecznego świata.
Tak w/g mnie, popełniłaś błąd. Twoja córka nie jest już małą dziewczynką, powinna sama dojrzeć do spotkania i zdecydować czy tego chce.
Podsłuchana rozmowa dzieci.
Córka relacjonowała bratu przebieg spotkania z ojcem
Jej komentarze zjeżyły mi włosy na głowie.
Sprowadziła, to wszystko do spotkania "biznesowego" typu - jak będzie naciągać ojca na prezenty. Knuła - co mu powie, żeby "wydoić" (cytat) z niego kasę. Nie tak ją wychowywaliśmy.
Wcześniej już dawała sygnały, że u niej w klasie koledzy i koleżanki, które są w podobnej sytuacji jak ona - mają fajnie, bo "tatusiowie" kupują spotkania z dziećmi.
Rozumiem, że to jej bunt, obrona przed uczuciami.....ale ....
I co mam teraz zrobić ?
Nie podoba mi się jej postawa.
.
widocznie Twoja córka nie widzi innej celowości spotkań z tatą, jesli może coś z tego mieć to ok ale samo spotkanie z ojcem nie jest dla niej ciekawe i to jest wina taty bo widocznie nie potrafi zająć jej czasu w inny sposób niż zakupy, nie bez znaczenia jest też presja równieśników, nie wiem ile lat ma twoja córka?
Moja robiła to samo na poczatku, ja zachęcałam aby jechała do taty a ona pytała co on jej kupi, więc dawałam jej własne pieniądze np. 50 zł i mówiłam: kup sobie coś a najwyżej tata Ci dołoży jak będzie droższe, "wyciąganie" od taty jej już przeszło teraz wykorzystuje go do obwożenia po koleżankach zamiast z nim siedzieć
Edytowane przez finka dnia 11.06.2011 13:12:28
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Dzisiaj wiem, że próby unormowania kontaktów męża z dziećmi były bezcelowe - a wręcz szkodliwe.
Mąż ma kontakt tylko z córką, bo tylko ona odbiera on niego telefony.
Z perspektywy dnia dzisiejszego uważam ,ze moje starania o kontakt z dziećmi obróciły się przeciwko nim (córce).
Każdy decyduje i robi jak mu rozum i dusza dyktuje.
Ale gdyby ktoś zadał mi pytanie - czy zabiegać o kontakty ojca z dziećmi - powiedziałbym - NIE.
Znacie moja historię.Telenowela meksykańska pzy niej to pryszcz.O Dzieciach pisałam zdawkowo.Jak było?Jak jest?Była rozpacz.Corka 19 lat i Syn 9.Zostawione same sobie(Ja szpital,gad wysłał zrospaczonego dziewięciolatka na kolonię,Córka została sama ,codziennie chodzila 5 km pieszo na dworzec,zeby mnie odwiedzic-mieszkam w miejscu gdzie nie ma komunikacji miejskiej),jak mały wrócił do domu,zostali sami,pod teoretyczną opieką moich Rodziców,którzy dawali z siebie wszystko,ale byli tak samo przerażeni moją choroba jak Dzieci.Prosiłam o spotkanie w urodziny,w święta,w imieniny.Dostosowywałam życie codzienne do widzen z Synkiem.Jak kazdy z nas chciałam ,zeby Dzieci nie straciły kontaktu z ojcem.Synek jescze dzisiaj sypia w mojej sypialni.Nie płacze już przez sen.Rzadziej jest smutny.Kosi trawe z Dziadkiem,wkręca śrubki z Dziadkiem,rower naprawia mu sąsiad,oczko wodne czyści z bratem.Na treningi zawożę go głównie ja(czasami ojciec,ale on nie patrzy jak mały gra,tylko siedzi w samochodzie i rozmawia przez telefon).Zdawkowo rozmawia z nim przez telefon(raz na kilka dni jednominutowa rozmowa).Mam uregulowane sądownie kontakty z Synem.Dla jego poczucia stabilizacji.Syn wie,kiedy ma przyjechac tato,ale już nie czeka na końcu ulicy,nie zasypia z telefonem w ręku,nie pyta.zawsze mówiłam,że tato go bardzo kocha.On mówił,ze wie.Ale w szkole opowiada tylko o Dziadku.Mimo swojego wieku czuje sie odrzucony.Nigdy nie zapomne pytania:W czym nasza Rodzina jest gorsza od tamtej?
Pilnuję,żeby spędzali razem czas,dla Syna.Niech to nadal będzie kino,wożenie po znajomych .Ale Syn tego potrzebuje.Nie dawno mój Tato wyjeżdżał na kilka dni i w przedpokoju postawił spakowaną walizkę.Synek zbladł.zaniemówił i zbladł.Wiem,że zawsze będzie się obawiał odrzucenia.Żebym nie wiem co robiła i tak Dziecko,które dopada taki cios nagle ,nie jest juz tym samym Dzieckiem.W szkole wychowawczyni mówi,że znowu ma tego samego chłopca,jakiego poznała w pierwszej klasie.wiem,że rozmawiała z jego ojcem na ten temat,ale on nie widział problemu.Nie widzi go do dziś.
Córka?Nie wiem,jak dała radę tak szybko dorosnąć,Piękna,mądra młoda osoba,ale z iście diabelskim charakterkiem.Wylądowała u psychologa.Półrocze w klasie maturalnej nie było najlepsze,koniec roku dla mnie imponujący.Zdała maturę i dostała się na UM.Jestem z niej dumna.Powiedziała mi,że ojciec wypatrzył jej pogląd na instytucję małżeństwa.Spotyka sie z chłopcami,ale z nikim nie jest związana.zmieniła się.Myśli inaczej.Nie potrafi juz okazywać uczuć,jest wycofana,Ludzi traktuje z góry,nie ufa prawie nikomu.Bardzo zabolała ją treść pozwu.To było takie dobicie konającego.Teraz jest inna.Nie chciałam,zeby zeznawała na sprawie rozwodowej.sama podjęła decyzje i poinformowała o tym mojego adwokata.Ojciec opowiedział jej wszystko ze szczegółami,zrobił sobie z niej i ze mnie darmowa psychoterapię,ale teraz uwża,ze nic takiego nie mówił i wszystko sobie uroiła.
ostatni wekend stycznia tego roku.Od kilku dni telefon gada milczał,Dzieci próbowały się z nim skontaktowac,bo 1 lutego sa jego urodziny.Naiwnie sądziły,że skoro zawsze spedzały ten dzie z nim,tym razem tez tak będzie.Kupiły prezent.Zadzwoniły w końcu do jgo matki.słyszałam te rozmowę,babcia powiedziała,ze tato ma prawo spedzać ten dzien z kim chce,nie ma go i wyjechał ze swoją dziewczyna do Egiptu.Bo ma do tego prawo.
DZisiaj
Mały cieszy sie z odwiedzin ojca,ale juz na niego nie czeka.Córka tęskni,bo go kocha,ale nie wykazuje żadnej inicjatywy w nawiązaniu jakichkolwiek kontaktów.No i pierwszy raz w zyciu ,na urodziny,kilka dni temu,nie dostała nawet kwiatka,tylko sms-a.
Ja
Moge tylko Dzieci kochac mądrze.Przytulac ,gdy płaczą,cieszyc sie razem z nimi.Przeżywac niepowodzenia i skakac z radości w sukcesach.Głaskać,gdy sa chore,przynosic obiad do łóżka.Moge robic to,co inne Mamy.Nie mogę zmusic ich ojca do okazania uczuc i zainteresowania.
Moje Dzieci uratowaly mi zycie
Moniko to właśnie jest rodzina. Wy ją tworzycie. Ty i dzieci przy współudziale twoich rodziców. Bardzo dobrze, że syn wybrał swego dziadka za wzór do naśladowania.
Ty już to wiesz, że chłopiec od pewnego wieku potrzebuje wzoru mężczyzny i ciesz się, że to Twój Tata jest tym wzorem. Możeć być przez to spokojna. On mu krzywdy nie zrobi, a i nauczy bardzo wiele dobrych rzeczy. Pewnie już o tym ze swoim tatą rozmawiałaś.
Twój syn nigdy ojcu nie zapomni tego co wam zrobił. Przyjdzie czas. wtedy kiedy będzie już zapewne dorosłym mężczyzną wtedy będzie miał odwagę wszystko wygarnąć ojcu.
To, że córka na razie nie zawiera bliższych znajomości z chłopcami to jej obraona. Ona teraz ( na razie) patrzy przez pryzmat swego ojca. Mężczyzna jawi się jako ten co tylko wykorzystuje, a potem krzywdzi kobietę, a potem wszystko rzuca i odchodzi. Zapewne powiedziała ci, ze nigdy nie weźmie ślubu. Daj jej trochę czasu. Takie uczucie jej przejdzie. Ona potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Ta trauma dotyka i dzieci to fakt, ale tak jak zauważyłąś jak szybko przez takie doświadczenia dojrzewają. Myślą, postępują, robią prawie jak dorosłe osoby. Popatrz na nie czasem warto i od nich się tej sztuki nauczyć.
Masz kochane i rozsądne pociechy. Moniko to równierz świadczy o tobie. Jesteś 100% mamą.
Kochane moje ,jestem tu krótko i żałuję że tak pózno odkryłam ten portal.
Meczę się sama już długo, był psychiatra,psycholog i przyjaciele ale przede
wszystkim dzieci.Chylę czoło przed wami,które zostałyście z małymi dziećmi
bo w tym cierpieniu musiałyście się śmiać,pilnować lekcji,gotować,bawić i jeszcze pracować.Ja byłam/jestem/w innej sytuacji ,lepszej od Was bo mogłam ryczeć kiedy chciałam,nie gotowałam ,nie prałam nie sprzątałam.
Moje dzieci są dorosłe ,mają swoje rodziny i swoje dzieci i przez kilka dni ukrywałam przed nimi że ich ojciec od kilku lat ma kochankę.Sama poszłam po pomoc do poradni,skorzystałam z terapii,dzieciom powiedziałam,zresztą byłam w takim stanie ,ze zaczęły się bać ze to jakaś straszna choroba mnie dopadła i nie było już co ukrywać. Próbowały z tatusiem rozmawiać ,tatuś kłamał ,ściemniał że to skończył
i prosił by mu pomogły to naprawić.Wywaliłam go z domu/no może nie tak do końca/ Na moją prośbę z ochotą się wyprowadził .Dzieciaki nie odpuściły ,nie wierzyły mu ,więc śledziły i przekonały się że oszukał i ich,ze wcale nie skończył z ,,panią'' i wcale nie zależy mu na ratowaniu rodziny.Długo nie byłam w stanie analizować tego co oni czują,wyłam całe noce i dnie nawet nie pracowałam.Wraz z moim cierpieniem w moich dzieciach rosła nienawiść i agresja w stosunku do ojca. Zauważyłam to w końcu i się opamiętałam ,wycie było tylko w ukryciu,udawałam że doszłam do siebie ,łykałam prochy i czekałam na chwile samotności by wyrzucać z siebie ból.Trwało to tygodnie ,potem miesiące,teraz są ,,doły'' co jakiś czas ,ale dość głębokie.Miałam nadzieję że po wyprowadzeniu się z domu mój mąż się opamięta,zrozumie że nasza rodzina to silna więż i sprawdzona miłość,dlategoteż nie chciałam by dzieciaki długo widziały moje
cierpienie,bo wtedy łatwiej będzie wszystko posklejać ,odbudować,naprawić.Myliłam się, ze strony męża jest zero kontaktu i ze mną i z dziećmi.Nie próbował nic wyjaśniać,niczego naprawiać wprost przeciwnie,nie ukrywał że ma kochankę /kilka lat starsza od syna/Bywali na imprezach,wczasach,zakupach.Tak trudno jest jak dzieci są małe wiem ,trudo fizycznie i trudno wytłumaczyć takiej małej istotce co się stało.Wierzcie mi że jak są dorosłe też ławo nie jest.Nie jestem w stanie ich nakłonić by się z ojcem kontaktowały czy spotkały,coś się w nich zacięło,tez mówią że łączy ich z nim tylko biologia.Boli mnie to bo pamiętam ich małych,ich zabawy z ojcem i naszą wspólna troskę o nich.Pamiętam wyjazdy na urlop ,dumę jaka nas rozpierała za dyplomy
ich śluby,narodziny wnuków.Nie potrafię zrozumieć i nikt mi tego nie jest w stanie wytłumaczyć gdzie zbłądziliśmy,gdzie się podziała nasza więż,
nasze ,,jeden za wszystkich,wszyscy za jednego''Pomału zaczynam się godzić z tym że byłam oszukiwana i odrzucona ,ale oni? Nawet jak próbuję sugerować by odwiedzili ojca w święta to się denerwują,mówią przestań już myśleć o tym człowieku.Oszukał ciebie ,oszukał nas zrozum to.Ja mimo wszystko wierzę że on ich kocha i nie umie nawiązać z nimi kontaktu a chciałby tego,wierzę że brakuje mu rodziny w postaci dzieci,odrzucił mnie nie ich.Żonę można sobie zamienić ,dzieci nie.Poradżcie czy namawiać,czy robić coś,czy niech czas pokaże? Ktoś kiedyś mojemu synowi powiedział ,,twój ojciec to lata jak uśliniony pies za suką''On na to nie chce tego słuchać ,bo mi się chce rzygać.Widzicie same dorosłe ,wychowane w rodzinie ,ojciec z matką zawsze razem a tu niespodzianka w postaci ,,damy''W pełni rozumieją co znaczy zdrada ,kłamstwo i mówią mi że jeśli najbliższy człowiek to robi to jest chamstwo w najgorszym wydaniu.Z jedne strony jestem z nich dumna że potrafią oceniać i potępiać zło z drugiej boli bardzo że musieli dokonać tej oceny na zachowaniu własnego ojca które do ich dojrzałości był autorytetem rodziny i przykładem lojalności ,zawsze mówiło się u nas powiedz prawdę,najgorszą ale prawdę.Tego przestrzegaliśmy.Rodzina jest jak wiązka chrustu ściśnięta sznurkiem,jak jeden patyk wypadnie to
wiązka już nie jest taka scalona ,jest luz.Rozumiecie czego się teraz boję?
Tak, moje dzieci też uratowały mi życie. Musiałam do nich wstać, dać im jeść, chodzić na spacery i cała reszta. Nadal muszę (starsze ma 2 lata, młodsze 6 miesięcy). Tata? Jaki tata? Raz na półtora miesiąca pytanie sms-em jak czują się dzieci a odwiedziny ho.. ho... i jeszcze trochę. Już ich nie widział ponad dwa miesiące. I to mnie najbardziej boli ;( Więc jak mogę nie walczyć o to, żeby ich odwiedzał? To ich tata.
bajkazsenem Twoje słoneczka Cię trzymają ,dają Ci bodziec do życia ,kiedyś będziesz dumna z siebie i z nich.Z siebie to już powinnaś być dumna- mądra postawa muszą wiedzieć ,że tata jest,ocena przyjdzie po latach.Wiesz ja żałuję że nie zostawił mnie 20 lat temu.